Wyglądaliśmy niczym cyrkowcy, którzy rzucali w siebie nożami i to na środku mojego salonu. Bartek z miną rozwścieczonego byka, który ujrzał czerwoną płachtę w postaci Michała...i ja. Młoda kobieta użerająca się z problemami dotyczącymi męskiego egoizmu, który potrafił narobić wiele szkód,
- Co on tutaj robi? - zaskoczony Michał rzucił oskarżające spojrzenie, jednocześnie oczekując na odpowiedź. Całkowicie pomyliły mu się priorytety i w zamian spokojnej rozmowy, otrzymałam wyskok testosteronu. W pokoju rzeczywiście uzbierało się go zbyt wiele, a w takiej atmosferze głowa nie mogła pracować racjonalnie.
- Mógłbyś wyjść? - na początku myślał, że żartuję. Wyniosłe chrząknięcie pod nosem brzmiało jak odpowiedź. Nie miałam siły na szarpaninę, dzwonienie po karetkę i tłumaczenie się ratownikom. Co bym rzekła? Dwóch dorosłych mężczyzn, zazdrosnych o wzajemne wybujałe inicjacje na mój temat, skończyło na walce o terytorium, jak prawdziwi drapieżnicy? W tym wypadku musiałabym grać ofiarę, a bliżej padlinę. Sama też tak się czułam. Powoli lecz skutecznie igrali z donośną i kobiecą energią.
- Słyszałeś. - Bartek zbliżył się krok do przodu i sprowokował Michała. Przyjaciel nie odpuścił i też zmniejszył przestrzeń między nimi. W danej chwili była praktycznie niewidoczna.
- Michał! - warknęłam. - Prosiłam o coś?! - szatyn zwrócił się ku mnie, a potem wlał na usta szyderczy uśmieszek. Zmierzył Bartka od stóp do głów, odsunął się i złapał za kurtkę leżącą obok stolika.
- Dzwoń, gdyby coś się stało. - całus w czoło dolał oliwy do ognia. Nie chciałam kolejnych pytań ze strony Michała, wyjaśniania sprawy w sześcioro oczu. Spuściłam więc wzrok i pozwoliłam mu na delikatne zbliżenie się. Nie miałam się z czego tłumaczyć, ale czułam, że drugi łowca, który został ze mną sam na sam, będzie tego oczekiwał.
- Kobieta zmienną jest. - atak starał się ukryć powód jego przyjścia. Wiedziałam, że jest zaślepiony swoją wyobraźnią na nasz temat. Chciałam więc, aby przyznał się bez jakiejkolwiek awantury i wreszcie dał spokój z odgrywaniem wielkiego macho.
- Po co przyszedłeś? - założyłam ręce na klatkę piersiową, a potem wykrzywiłam twarz. Przypomniał mi się wieczór, a potem wyobraziłam sobie, jak Daria oblepia go. Niczym pajęczyna, a raczej pułapka na muchy.
- Sam nie wiem. - widziałam, jak się miota, a potem ujrzałam coś, co całkowicie skreśliło szansę na normalną rozmowę. Złamałam go. Gdy twarz zamknął w swych dłoniach, a kilka sekund później, już na sam koniec, jeszcze raz na mnie spojrzał. - Właśnie, po co? - głos załamał się przy ostatnim słowie pytania. Szybko zawrócił w stronę korytarza i gdy pragnął wyjść, wbiłam mu nóż w plecy.
- Myślę, że Daria jest bardziej zdecydowana. Jednak mają coś wspólnego z Michałem. - bingo.
Tak wyglądała ta relacja. Niespełnione fantazję, pragnienia, które nie miały prawa się zaistnieć. Byłam naiwna, głupia i czasami lekkomyślna, ale jednego pewna w stu procentach. Kochałam go. Szalenie i niebezpiecznie. Tak groźnie, że aż sama bałam się skutków tego uczucia. Bo doprowadziło nas ono na krawędź, która mogła być nowym początkiem, albo końcem. I bałam się, że właśnie to drugie wybrało za nas.
- Nie masz pojęcia, jak zepsuta jesteś w środku. - krytyka zamiast flirtu lub podtekstu była powiewem świeżości. Tak chłodnym i ostrym, że jednocześnie powodowała drętwienie ciała oraz serca.
- Zaczynasz rozmawiać, jak człowiek. - nie chciałam, aby wychodził. Z dwojga złego, wolałam go podburzać. Byleby tylko został i pokazał, że coś do mnie czuje i jest to prawdziwe. Tak, jak te przykre słowa.
- Człowieczeństwo to pojęcie względne. Im bardziej Ci się przyglądam, tym mniej widzę w tobie jego odruchów. - wrócił. Na moment serce skakało z radości. Potem kolejny raz wróciło do chłodnego zakątka. Tam, gdzie strach zacisnął wokół niego swoje łapska. Wystarczyło wejrzenie zielonych oczu. Kolejny ucisk, będący skutkiem połączenia nienawiści oraz miłości.
- Chodzi o Michała? - uspokoiłam nerwowe odruchy, mając nadzieję na rozejm. Na przekór złu, które do mnie kierował. Skupiałam się na źródle tego gniewu. Tłumaczyłam sobie jego agresywność, niezrozumieniem sytuacji. - Jesteś zazdrosny?
- Zazdrosny? - burknął, a potem wysyczał przez zęby. - O człowieka, który rujnuje innym życie?! - dłonie złożył w gest modlitwy. - Błagam, powiedz, że żartujesz?
- Jesteś lepszy od tego. - naprawdę zaczynałam się bać. W jakimś stopniu rozum zaczął osłabiać dotychczasowe argumenty. Docierało do mnie, że Bartek nie jest zazdrosny, a wściekły. Wściekły, na fakt, iż w ogóle mnie poznał. - To nie ja pieprzyłam się z przedstawicielką wszystkich grzechów głównych! - obrona przepadła w odmętach ataku. Miałam dość grania poszkodowanej przez los, na którą można wylewać żale.
- Wyobraź sobie, że ta dziewczyna wie więcej o uczuciach, niż ty kiedykolwiek będziesz mogła pojąć. - przekroczył cienką granicę.
- Powiedział zdobywca większości pochw w tym mieście! - podeszłam do niego, a potem głęboko spojrzałam w oczy. - Jesteś zwykłym zaspokojeniem na kilkanaście minut. - uniósł brwi. - Chcesz znać prawdę? - cisza oraz ten paskudny, cyniczny wyraz twarzy popchnęły mnie do ostateczności. - Jesteś samcem alfa, gdzie świat jest na zakręcie seksualnych fantazji, a ty lubisz z tego korzystać. Problem polega na tym, że ten świat nie kończy się na czubku kutasa oraz chwilowych uniesień. Ty pewnie myślałeś, że tak jest. - prychnęłam. - Dlatego zostaniesz sam. Nie jesteś w stanie poświęcić się dla drugiego człowieka. W twoim słowniku ogranicza się ono do zdjęcia z siebie ubrań.
- Tak myślisz? - to chyba to pytanie, spowodowało, że eksplodowałam.
- Kompletny, bezużyteczny mebel! - krzyk, jaki z siebie wydałam, rozniósł echo na pół kamienicy. Otwarte okna na pewno przepuściły część naszej rozmowy.
Bartek stał w bezruchu, oblizując wargi. Nie drżał z podniecenia. W źrenicach zobaczyłam coś, czego do tej pory, nie było mi dane ujrzeć. Smutek małego, zranionego chłopca. Zieleń wyblakła, przypominając rozbryzganą na podłodze, plamę farby.
- Nie zrobię z siebie idioty po raz kolejny. - tak chrapliwy głos, w którym być może zakorzenił się ból, wdarł się pod moją skórę. Czułam wstręt do samej siebie. - Nie tym razem. - pokręcił głową i skierował kroki do wyjścia. Przy trzecim z nich, dotarło do mnie. Co ja najlepszego zrobiłam?
- Bartek! - pobiegłam za nim. Niczym cień kroczyłam metr od jego ciała, próbując je nawrócić. Dwie sekundy i zniknął we wnętrzu swojego mieszkania. Trzask drzwi odbił się wraz z moim tułowiem od ich powierzchni. Otworzyłam usta, a w uszach rozległ się mocny pisk.
Straciłam go na amen. I nawet Bóg, nie mógł naprawić tak ogromnego błędu, jaki popełniłam.
***
Dni przewijały się niczym taśma w spożywczaku. Praca, dom oraz wyrzuty sumienia. Nawet dieta przestała przynosić efekty. Z drugiej strony czy tony lodów oraz morderczy trening można nazwać odchudzaniem? Katowałam ciało w zamian za mózg, który całkowicie wyłączył się poza podstawowymi funkcjami życiowymi.
- Ziemia do Klary. - usłyszałam głos dochodzący z komórki, którą przytrzymywałam ramieniem przy uchu. Kompletne zombie, a w dodatku głuche, jak pień. - Córciu czy ty na pewno mnie słuchasz? - krople mleka do kawy, które spadały teraz na palce u stóp, były idealną odpowiedzią.
- Tak, mamuś. - niczym poparzona zaczęłam wycierać blat oraz płytki. Upadając na kolana, poczułam, że to miejsce idealne dla mnie. Mizerniejąca na oczach przygarniętego kota, Marlona Brando w telewizorze oraz akompaniamencie pytań na temat Bartka, kierowanych od mamy.
- Więc, czemu nie przyjedziecie? - kłamstwa i matactwa weszły mi w krew, a ich skutki właśnie wlewały się na głowę w postaci kubła pomyj.
- Bartek i ja to przeszłość. - udławiłabym się łzami, gdyby to było możliwe. Niestety niedobór spowodowany był ich przedterminowym wyczerpaniem podczas zeszłej nocy.
- Skąd w tobie takie pesymizm kochanie, zobaczysz jeszcze się poukłada. - kolejne pouczanie i wracanie do przeszłości jej namiętnej miłości z ojcem. Powoli czułam zażenowanie ciągłym wtrącaniem się w moje dorosłe życie. Jak nie Michał oraz jego pochlastane wizje, tak rodzice. Szlag, by to! - Przecież widzieliśmy, jak na siebie patrzycie.
Rozpadałam się z każdym kolejnym wspomnieniem. Jego pierwszy uśmieszek na klatce schodowej, kolejne ześwirowane pomysły odbicia Michała, pocałunek pod prysznicem, a na końcu kłótnia. Walka, w której moje gadulstwo oraz brak szarych komórek w piątej klepce, pozwolił na stratę czegoś cudownego.
- Daj spokój, mamo. - rozpoczęłam początek kolejnej awantury, które w ostatnim czasie stały się wizytówką. Sam los zesłał kogoś, kto właśnie próbował dostać się do mnie i mojego mieszkania. Z pełnym radości sercem, podniosłam się z klęczek. - Oddzwonię, mamo. - urwałam połączenie. Na sekundę przejrzałam się w lustrze i wyprostowałam pokrzywiony kręgosłup. Czekałam na widok rozbrajających, zielonych oczu, które pożerałyby mnie ze złości.
Musiałam się jednak przeliczyć i to w najbardziej chory oraz sarkastyczny sposób. Człowiek stojący po przeciwnej stronie był powodem wszelkiej kumulacji złości w moim organizmie.
- Witaj Klaro. - blondynka o oliwkowych oczach, której czerwień szminki kontrastowała z czarnym kolorem sukienki, wyglądała jak bogini. Włosy upięła w luźny warkocz, który zwisał aż do linii bioder. Na twarzy mogłam dostrzec idealne składy kosmetyków, których użyła, by emanować taką doskonałością. Coś jednak mocniej niż zwykle przykuło moje damskie oko. Cienie pod oczami, których żaden nawet najlepszy produkt, nie mógłby zakryć, były efektem bójki albo płaczu. Walka wręcz? Daria bałaby się o manicure, więc pozostawała jedynie druga opcja.
- Czyżbyś się zgubiła? - oparłam prawy bok o futrynę i zmierzyłam ją wzrokiem. Tak, jak Bartek szatyna, gdy skakali sobie do gardeł.
- Musimy poważnie pogadać. - nie było jej do śmiechu, ale wcale nie zamierzałam z tego powodu rozważać opcji związanej z wieczorem wspólnych plotek. Pochodziłyśmy z dwóch różnych światów, które przy zderzeniu mogłyby narobić większych szkód niż bomba atomowa.
- Skąd nagle mam tylu przyjaciół!? - klasnęłam w dłonie i wlałam na twarz ogromny, cyniczny uśmieszek. Pytanie retoryczne, od razu wyjaśniam.
- Chcesz wiedzieć, co siedzi w głowie Bartka? - strzeliła prosto w tył głowy, gdzie znajdowały się archiwa pytań bez odpowiedzi. - Tak myślałam. - zadowolona kiwnęła głową, a potem przeszła przez próg.
Niczym w grze przygodowej, musiałam wybrać jedną z opcji dalszej drogi. Pierwsza z nich obejmowała wylanie Darii z mieszkania i dalsze użalanie się nad sobą. Inna mogła sprowadzić na mnie falę okropnych rzeczy, które mrocznie skrywały się w Bartku, jednocześnie pozostawiając mnie w jeszcze większej dupie.
Pierwsza gwarantowała powrót na dno, druga być może też. Cały sęk w tym, że słowo „być może” stało się kartą przetargową.

– Forma przekupstwa. – powstrzymałam proces bacznych obserwacji rysów mej lekko opuchniętej od łez, buzi. Wojownicze kobiety, pragnące tego samego mężczyzny. Mogło być ciekawie. – Nie mam zamiaru leczyć wspólnych żalów w trunku. Tylko słabi sięgają po taką metodę. – kiwnęłam głową, patrząc na whisky.
– To łagodzi obyczaje. – zaśmiała się, ale bez wrogości. W głosie nie brzmiał sarkazm, a powietrze w mieszkaniu zrobiło się lżejsze. – Wolę Cię upić, zanim zdążysz wydrapać mi oczy. – rękoma oparła się o blat, a potem nachyliła twarz w moją stronę. – Bo tego właśnie chcesz, prawda? – z uśmiechem na ustach, uniosła jedną, idealnie podkreśloną brew.
– Nie masz pojęcia, czego chcę. – wzruszyłam ramionami, biorąc do płuc głęboki wdech. – Jesteśmy istnym ambarasem.
– Wiem kogo. – miała rację. Cała krew w mym ciele wzburzyła się na myśl o Bartku, który właśnie przelatywał przez jej głowę. W końcu posiadali swoją historię. Można uznać, że nawet dogłębniejszą niż moje zauroczenie brunetem.
– Jeśli myślisz, że coś ugrasz, to radzę zbierać tyłek i wracać do domku. – nie mogłam sobie odmówić ostatniego komentarza. – Czekaj! Ty nie masz domu! – dłoń zasłoniła me usta, a oczy powiększyły się. Aktorsko wypadłam bezbłędnie. Tuszowałam całą agresję, która z całych sił pchała się na powierzchnie.
– Mam. – zrobiła dwa kroki w tył, ściągnęła płaszcz i rzuciła go na oparcie kanapy.
– Nie rozmawiałaś z Michałem? – zaskoczyła mnie. Bidulka naprawdę nie miała pojęcia, co czeka ją, gdy człowiek, będący niegdyś dla mnie przyjacielem, porzuci ją dla chorej wyobraźni o nas.
– Michał ma gorszy moment. Przywykłam do tego.
– Ja niestety też. – niechętnie przyznałam jej punkt. Michał ostatnimi czasy miewał same problemy, wynikające z głupoty czy też braku dedukcji. Dziecko bawiące się zapałkami, nie robiło sobie takiej krzywdy, jaką szatyn przyciągał teraz częściej niczym magnes.
– No widzisz. – aby dodać wymowy swojej zgody, wzniosła palec wskazujący i kilkakrotnie nim poruszała. – Nie jesteśmy aż tak inne.
– Jasne. – wywracają oczami, nie uchwyciłam momentu, w którym złapała za butelkę, a potem pociągnęła z gwinta kilka łyków bursztynowego płynu. Zapach słodyczy oraz spirytusu rozniósł się wokół nas niczym zachęta do wspólnej zabawy. Wzdrygnęłam się, patrząc jak delikatna i seksowna blondynka, śmiało i bez zająknięcia wlewa do maleńkiego gardła ogromne hausty alkoholu. – Ej! Ej! – udało mi się wyrwać opróżnione w jednej trzecie naczynie.
– Rozkręcasz się! – oblizała usta, a strunę oraz kilka kropel zwisających z brzegu brody, wytarła ręką.
Z impetem walnęłam denkiem flaszki o drewnianą powierzchnię, co momentalnie zwróciło jej uwagę. Rozweselona, siedząca Vis-à-vis mnie, utkwiła spojrzeniem w moich oczach, a potem spoważniała. Uśmiech przeistoczył się w grymas, oszpecający cały seksapil oraz pewność siebie widniejącą zazwyczaj, jak łatka przyszyta do ciała.
– Powiedział Ci, że jestem zła i niedobra. Pewnie dodał coś o intrydze niczym z filmów lat siedemdziesiątych, a Ty to łyknęłaś. – po tych słowach rozsiadła się na dobre, a z kieszeni torebki zawieszonej na oparciu, wyjęła papierośnicę. – Szkoda, że nie jesteś jedyną, którą robił w konia.
– Bartek zawsze był kobieciarzem. Żadna nowość. – gdy poczułam zapach dymu, w którym dało wyczuć się nutkę mięty, zapragnęłam wrócić do nałogu. Bardzo dawno rzuciłam to w cholerę. Jeszcze przed poznaniem Pawła. Na szkolnej imprezie wypaliłam pół paczki wraz z jakimś studenciakiem. Wspaniałe, nieograniczone w swej prostocie, czasy.
– Bartek może mu buty czyścić. – wybuchła gromkim śmiechem, a potem spojrzała na szafki w kuchni. – Będę kulturalna, jeśli przyniesiesz dwie sztuki.
– O kim mówisz? – to, co miało nadejść, było podobne do szoku związanego z wyrywaniem u dentysty zdrowego zęba. Nie można spodziewać się dobrych wiadomości, gdy ktoś wygląda na tak przejętego i zdecydowanego, jak nigdy w swoim życiu.
– Michał jest lepszym kłamcą niż nie jeden psychopata. – znów spojrzała na gablotkę ze szkliwem. – Podasz czy mam wyjść?
Może byłam naiwna i zbyt ciekawa, by ustąpić? Coś pchnęło mnie, by wstać i spełnić jej prośbę. Uwinęłam się w kilka sekund, aby znów móc usiąść na wprost niej. W oliwie kobiecych źrenic kłębił się strach. Gorszy od zaznajomionego ze mną od lat.
Daria kolejny raz złapała za szyjkę manierki, ale tym razem jej zawartość trafiła wprost do dwóch położonych przy sobie pucharów. Ze skupieniem mierzyła precyzyjność, co do ilości.
– Wystarczy. – wyhamowałam ją przy połowie.
– Za co pijemy? – podniosła szklankę i zbliżyła ją w moją stronę. – Za niespełnione nadzieje, zdrady naszych ukochanych czy naszą naiwność?
– Za prawdę. – wyparowałam bez zastanowienia. – Od której nic gorszego, spotkać nas nie może. – dodałam, a kilka sekund później wznosiłam toast.
Ciecz rozgrzewająca przełyk oraz organizm, pomogła na moment odrzucić wrogie nastawienie. Musiałam być czujna, to fakt. Mimo wszystko nadal wygrywała ciekawość, która zaprowadziła nas do tego momentu.
– Michał był inny. – zaczęła, odstawiając puste naczynie. – Gdy go poznałam, sprawiał wrażenie porządnego. Wiesz, takiego, którego żadne skarby świata nie zmienią.
– Coś w tej… – uciszyła mnie, przykładając palec do swych ust.
– Miałam aparat na zęby, wadę wzroku i problemy z trądzikiem. – kontynuowała. – Dziewczyny na pierwszym roku studiów strasznie mnie gnębiły. Poza Tobą oczywiście. – byłam istnym kotem. Zawsze chodziłam własnymi ścieżkami, choć ku zaskoczeniu zawsze wiedziałam, w jakim towarzystwie się obracaliśmy. Czyżby coś mi umknęło? – Michał raz widział, jak jeden ze studentów specjalnie zniszczył moje okulary.
– Po co? – nie rozumiałam.
– Miałam nowe oprawki, w których wreszcie wyglądałam normalnie. Tyle że ja na zawsze miałam pozostać cyrkowcem.
– Dlaczego mi to mówisz? – podniosłam szklankę i wypiłam kilka łyków.
– Michał kupił mi nowe oprawki. Wtedy wychodziła ta ich aplikacja i poprosił rodziców o przysługę. Jeden jedyny raz wykorzystał pieniądze na fajny cel.
– Miał gest. – zawsze posiadał dobre serce.
– Z kolejnymi małymi przysługami, stawałam się piękniejsza. Nie, żebym narzekała, ale Michał chciał mi pomagać. Ubóstwiał widzieć mnie w świetnym humorze. Jak zdjęłam aparat, całkowicie oszalał. Pieprzył coś o najładniejszym zgryzie pod słońcem.
– Romantyzm czasów studenckich. – obydwie roześmiałyśmy się na głos, nie ukrywając już w sobie emocji.
– Na trzecim roku odważył się, powiedzieć wszystkim z kim jest. Wtedy to już nie robiło na nikim wrażenia. Stałam się akceptowalna, a czułam, jakbym złapała Pana Boga za nogi.
– Materializm uzależnia. – nie wiem, czemu, ale nadal porównywałam to do ich aktualnej sytuacji.
– Mnie uzależniło uczucie do Michała. – opowiadając to, wyglądała jak zawstydzona nastolatka, która spowiada się księdzu z najcięższych grzechów. Było jej ciężko, naprawdę ciężko. – Im więcej chciałam jego uwagi, miłości, komplementów oraz pocałunków… tym bardziej ściągałam go na dno.
– Kochałaś go? – brzmiała dość wiarygodnie jak na kłamcę stulecia.
– Kocham. – zagryzła dolną wargę. – Przez kilka lat czułam, że tamta Daria go zdobyła, a ta utrzymuje przy sobie. To był błąd. Stałam się, jak każda inna dziewczyna. – wyprostowała ciało, podciągając się delikatnie do góry. – Byłam kopią tępych idiotek, która w domu, będąc z nim sam na sam, zamieniała się w starą, skromną mnie.
– Więc, czemu go oszukałaś, zdradziłaś? – powoli gubiłam się w zeznaniach.
– Prowokowałam. Chciałam, aby mnie zauważał. Zaraz po kryzysie w firmie, aferze z podatkami, poprosił mnie o przysługę. – opuściła wzrok. Coś zblokowało jej sentyment. – Michał ma długi, tak ogromne, jak ego Twoje i Bartka. – na porównaniu o brunecie również posmutniałam.
– Długi? – dolałam do pustych szklanek, kolejną partię trunku. – Ma problemy finansowe? Od kiedy?
– Od kiedy oszukał Urząd Skarbowy i nie płacił podatków oraz ubezpieczeń na pracowników. – szukała w głowie wytłumaczenia, którego brak, skutkowała dzisiejszą wizytą w moim domu. – Wiesz, jak mocno zarył głową o dno? Pracownicy podali go do sądów, Urząd siedział mu na karku, a ja kochałam idiotę na tyle mocno, że zgodziłam się wziąć te problemy na siebie.
– Słucham? – o mały włos nie zrzuciłabym szklanki ze stołu.
– Bankiety weselne to nic innego jak pomysł spotkań z inwestorami. Małżeństwo to pomocna dłoń, która ułatwi mu stanąć na nogi z czystym kontem.
– Jako żona dziedziczysz również połowę jego bankructwa.
– Przepiszemy całość. – dopiero teraz mocniej szarpnęła za szkliwo i zaciskając powieki. Gasiła żal który kumulował się w niej od dawna. – Dla Was zawsze byłam dziwna i wyniosła. Ja twierdzę, że życie z Michałem musiało nauczyć mnie bycia twardą.
– Przecież to nie jest sprawiedliwe. To nie może być prawda, Michał nie jest…– walczyłam z sumieniem, które jeszcze kilka godzin temu chciało rozerwać ją na strzępy, a teraz współczuło z całych sił.
– Jest. – zacisnęła usta w cienką linię, a opuszki jej palców dotykały teraz brzegów naczynia. – Romanse to już inna część historii.
– Michał i romans? – brzmiało jak kiepski żart. Z biegiem czasu czułam się, jakbym grała w ukrytej kamerze, a ktoś zaraz wyskoczy i powie, że to tylko dla zabawy.
– Konsultantka z działu marketingu, asystentka szefa kadr w Niemczech. Potem była ta niska, młoda ekspedientka, którą zatrudniłam w salonie.
– To jakaś paranoja.
– Nie. To życie. Dorosłe, pełne przeszkód, zgrzytów życie, które wybrałam. Kocham go szalenie, Klara. – spojrzała na mnie. – Tak, jak Ty Bartka.
– Ja, nie…– uniosłam się honorem, ale zanim cokolwiek powiedziałam, udało jej się mnie zastopować.
– Przestań pieprzyć. – machnęła dłonią. – Jesteśmy skazane na nasz kiepski gust. Mimo wszystko nadal uważam, że Wy macie szansę na normalną relację.
– Nie łączy nas tak wiele, jak Was. – wróciłam pamięcią do koszmarnego wieczoru.
– Nas? – roześmiała się, próbując powstrzymać kolejne salwy, docierające do mnie z wewnątrz jej rechoczących strun głosowych. – papierosa zgasiła na zakrętce od whisky. – Bartek i ja kompletnie odlecieliśmy i wylądowaliśmy na swoich miejscach! – ton głosu podniósł się o kilka oktaw, więc rozumiałam, że faza wstępna, wkracza do naszych organizmów. – Zaczęłam go całować, on złapał mnie za tyłek i to by było na tyle.
– Jasne. – nie wierzyłam w ani jedno słowo dotyczące ich zbliżenia.
– Posłuchaj. – nachyliła się nad szkliwem. – Kocham Michała jak nikogo innego. Wyniszcza mnie jak choroba, ale taki jego urok. Bartek byłby znośnym substytutem, nie urażając Twojego gustu. – wyszczerzyła zębiska. – W porównaniu do Twojego przyjaciela to anioł.
– Z różkami i erekcją na pełnym akumulatorze. – bezwarunkowo wykrzywiłam twarz w delikatnym uśmiechu.
– On Cię kocha, Klara. – szepnęła tak pewna siebie, że byłam w stanie w to uwierzyć. Jednocześnie znałam prawdę w postaci jego opinii na mój temat. O tym Daria nie miała pojęcia i wolałam, aby tak zostało. – Jest bezczelny, egoistyczny, denerwujący, ale każda klęska, potrzebuje przyczyny.
– To znaczy?
– Bartek skrywa w sobie coś, co odłączyło go od aparatury podtrzymującej inne funkcje oprócz seksualnych i tych bez, których organizm obejść się nie może. Bez uczuć zawsze jakoś funkcjonujemy, nawet jeśli to złe.
– Twierdzisz, że mści się na nas za kogoś z przeszłości.
– Nie, nie, nie! – pokręciła głową, która zaczynała poruszać się w zwolnionym tempie. – Na Tobie nie. – przeciągliwe ziewnęła, potem uniosła do góry ręce i rozciągnęła zmięte od wrażeń wieczoru ciało. Po chwili wstała i usiadła na kanapie. Spojrzała na mnie pytająco, a gdy dałam jej zgodę, położyła się na niej i przymknęła oczy. – On jest tego wart, mała.
– Czego? – upiłam kolejny łyk, który dla mojego organizmu był bez znaczenia. Po pamiętnej kłótni uodporniłam się na zwiększone dawki rozczulających napojów.
– Ciebie. – po tych słowach, odpłynęła. Zwinięta na kanapie, niczym krewetka, wyglądała na wykończoną. Tak, jak myślałam, gdy zobaczyłam ją u progu mych drzwi. Szkoda, że powodem okazał się kolejny złamany kutas, który nie doceniał tego, co miał.
Ktoś z boku powiedziałby, że ufanie Darii to pójście dobrowolnie w stronę szubienicy. Po dzisiejszym wieczorze to zdanie należało tylko do ludzi, którzy jej nie znali. Ja poznałam. Dopiero dzisiaj, w tak chorych okolicznościach, zrozumiałam, dlaczego taka była. Walczyła, jak lwica o coś, co było pięto achillesową, wykorzystywaną przez jej największą miłość. Naiwność, która zaprowadziła nas na krawędź dobrej znajomości. Kto, by pomyślał? Nikt.
Co zabawne, w tej relacji to ja byłam Michałem, a ona Bartkiem. To oni byli zakładnikami chorych fantazji na temat czegoś, co ubzdurało nam się w głowach. Michał nie zasługiwał na nią tak jak ja na Bartka. Kontrast w naszych charakterach jednak polegał na tym, że do mnie to dotarło, a on dalej bawił się w gwiazdę reality show. Z dwojga roztrzaskanych relacji, to właśnie ta, należąca do przyjaciela i blondynki, mogła odbić się od dna. Szansa, jak jedna na milion, której ktoś musiał pomóc. Ja w formie pokuty, nadawałam się jak ulał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz