Czy Klarze i Bartkowi wystarczy odwagi aby zawalczyć o siebie?
Sprawdźmy. Pozdrawiam. Wasza A.
***
Olaf nie brzmiał, jak on. Okropny nastrój udzielał się wszystkim tym, którzy dowiadywali się o tragedii Bartka. Ale jak mogliśmy iść dalej? Żyć dalej bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia? Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłam śmierci dziecka, a sama poniekąd doprowadziłam do spełnienia tej wróżby.
- Mała, to nie jest twoja wina. Bartka też nie. Równie dobrze mogłaby być na zakupach, pełnić obowiązki służbowe...- okłamywanie samych siebie też nie pomagało.
- Ona naprawdę na to nie zasłużyła. - nie mogłam sobie wyobrazić bólu jaki jej towarzyszył.
- Spałaś chociaż od wczoraj? - kilkanaście godzin, w których wgapiałam się w jeden punkt i wegetowałam, czekając na wiadomość od Mikołaja...były piekłem.
- Tak. - kłamstwo.
- Klara, przyznaj się. - znał mnie, jak mało kto.
- Czekam na ważną wiadomość, Olaf. Nie mogę spokojnie...- kiedy esemes poinformował mnie o nieudanym połączeniu Mikołaja, który próbował się do mnie dobić, musiałam skończyć terapię przyjaciela. - Zaraz oddzwonię.
- Tak? - pośpiesznie oddzwoniłam do wielkoluda.
- Natalia czuje się dobrze. Bartek przy niej czuwa. - jak łatwo można było czuć się szczęśliwym i zgniecionym przez los? Ja byłam tego świetnym przykładem.
- Wiadomo, jakim cudem...- próbowałam ustalić wszelakie scenariusze, ale przez kilkanaście ostatnich godzin nie znalazłam ani jednego, który usprawiedliwiłby nasze zachowanie.
- Znam jej lekarza prowadzącego. Spróbuję dowiedzieć się czegoś poza...oficjalnym oświadczeniem. - wiedziałam, że zrobi wszystko aby pomóc Bartkowi.
- Jasne. - zamknęłam oczy i uspokoiłam drganie strun głosowych. - Daj znać, dobrze? - poprosiłam.
- Zadzwonię, jak tylko coś będzie wiadomo. - po tych słowach rozłączył się.
I chociaż nikt nie mówił o kogokolwiek winie, ja doskonale wyczuwałam ich obojętność na moją krzywdę. Bo przecież sama pchnęłam się w najgorsze płomienie, jednocześnie pragnąc wyjść z nich cało.
Kupienie biletu nie było wyborem czy decyzją, a koniecznością. Czysta, bolesna formalność.
Czytanie artykułów o wstrząsie nie było zaspokojeniem głodu niewiedzy, a karą dla mego sumienia. Chciałam choćby w jednej tysięcznej poczuć się jeszcze bardziej winna za to, co zrobiłam. Kiedy wlepiałam się w kolejny wpis dotyczący powikłań, skutków takiego ataku, poczułam drętwienie kończyn.
- Boże. - zamknęłam laptopa i przymknęłam powieki aby wyzbyć się krążących w głowie czarnych myśli. Dźwięk telefonu wystraszył mnie, ale po chwili odebrałam przychodzące połączenie.
- Tak? - głos Mikołaja brzmiał niepokojąco.
- Słuchaj. Paulina pomogła mi zabrać kilka rzeczy dla Natalii. W mieszkaniu znalazłem teczkę z dokumentami dotyczącymi ciąży Natalii. - nie wiem, co miało to wspólnego z jej stanem.
- I? - chciałam dowiedzieć się konkretów.
- Natalia powiedziała, że jakiś czas temu dokonywała badań i wszystko było z nimi w porządku. Paulina twierdzi, że to ściema. - pogubiłam się.
- Dlaczego? - ufał jej na tyle.
- Ja nie znam się na żargonie medycznym, ale jej matka tak. Jest ginekologiem. Natalia ukrywała fakt nieprawidłowych badań. Co jeśli...okłamała Bartka? - nie mogli usprawiedliwiać poronienia swymi domysłami.
- Nieprawidłowe, to znaczy jakie? - musiałam wiedzieć.
- Ciąża była zagrożeniem dla jej życia. Dowiedziała się tego niecały tydzień temu. - próbowałam poskładać części układanki w całość. - Jeśli jest samolubną suką, która doskonale wiedziała o tym fakcie, a nie chciała ryzykować...- przypomniał mi się artykuł o lekach, które mogą spowodować taki wstrząs.
- Sama je sobie podała. - nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie wypowiedziały moje usta.
- Bartek nam nie uwierzy dopóki nie dostarczymy tych badań w powołane ręce. - wiedziałam, że lekarze mogli zostać przekupieni. Byli kumplami. Ona i jej cała zgraja.
- Co z mamą Pauliny? Myślisz, że mogłaby to sprawdzić? - musiałam mieć pewność.
- Jasne. - rozłączył się.
Jeśli Natalia dopuściła się tak okropnej rzeczy, mogłam jedynie kolejny raz współczuć Bartkowi. Jego świat zapewne uległby zagładzie, a ja? Byłam kolejny raz tą, która spowodowała dany kataklizm.
- Jasne. - rozłączył się.
Jeśli Natalia dopuściła się tak okropnej rzeczy, mogłam jedynie kolejny raz współczuć Bartkowi. Jego świat zapewne uległby zagładzie, a ja? Byłam kolejny raz tą, która spowodowała dany kataklizm.
***
Siedząc w salonie wraz z mamą Pauliny, oczekiwaliśmy na przyjście Bartka. Cała w nerwach, niepewnościach i krążących w głowie pytaniach, pragnęłam aby poznał prawdę. Ślub oczywiście został przełożony, Natalia wysłana na rehabilitację, a brunet? Brunet czuwał przy jej boku od dwóch tygodni bez jakiejkolwiek przerwy. Wiedziałam, że wyjawienie prawdy będzie gorsze od słów, które usłyszałam w szpitalu.
- Jest. - Mikołaj podał mi teczkę z dokumentami i spojrzał na telefon. - Pójdę otworzyć...- Paulina siedziała obok mnie. Całą sobą wspierała nas przy sprawie Natalii, a jej mama była prawdziwym aniołem. Przyjaciel, którego poleciła nam jako źródło informacji i opinii dotyczących zdjęć płodu oraz szeregu badań, jakie wykonywała narzeczona Bartka, uświadomił nas, że nie jesteśmy w błędzie. Później jedynie zadzwonił do szpitala i zlecił kilka badań w związku z chorą, która leżała na jego oddziale. Tak, mieliśmy ogromne szczęście i nieszczęście w jednym.
- Tak? - Bartek właśnie wkroczył do mieszkania. Pani Zosia machnęła do mnie dłonią, abym nie wykonywała fałszywych ruchów. Wszyscy wiedzieli, że Bartek obwinia nas o śmierć dziecka.
W tej właśnie sprawie nie chodziło już o mnie. Chodziło o poczucie odpowiedzialności oraz bestialski mord na dziecku z powodu swoich lęków. Natalia nawet nie powiedziała mu o swojej chorobie, o lekach, o badaniach. Wszystko, co posiadali było związane z jej obsesją na jego punkcie oraz jego zaangażowaniem.
- Musimy pogadać, stary. - kiedy weszli do salonu, a brunet zobaczył mnie, poczułam się obco.
- Co ona tutaj robi? Jakieś koło wsparcia? Co? - nie ruszały mnie kolejne bluzgi czy oskarżenia. To jego gniew napędzał machinę agresji.
- Nie. Dzięki mojej córce oraz Mikołajowi, możemy wam uświadomić w jak ogromnym błędzie jesteście. - mama Pauliny poprosiła swojego syna oraz córkę o wyjście z mieszkania. Ja potrzebowałam usłyszeć to jeszcze raz. Jeszcze raz aby zmyć swoje winy.
- Wychodzę. - teraz to ja musiałam go sprowokować.
- Masz zamiar do końca życia nieść na sobie krzyż za kogoś, kto powinien dźwigać go do usranej śmierci? - Pani Zosia złapała za mą dłoń, aby powstrzymać mnie przed kolejną zaczepką.
- Nie waż się, Klara. - pogroził palcem.
- Zostaw nas samych. - Pani Zosia poprosiła mnie i wskazała na korytarz.
Jeśli to miało mu pomóc, ta samotność...mogłam się poświęcić. Nie mogłam uciekać i żyć ze świadomością, że być może kolejny raz go zawiodłam. Bartek nie musiał być mój. Musiał być po prostu wolny. Ze mną czy beze mnie...to stanowiło inną kwestię.
- Jest. - Mikołaj podał mi teczkę z dokumentami i spojrzał na telefon. - Pójdę otworzyć...- Paulina siedziała obok mnie. Całą sobą wspierała nas przy sprawie Natalii, a jej mama była prawdziwym aniołem. Przyjaciel, którego poleciła nam jako źródło informacji i opinii dotyczących zdjęć płodu oraz szeregu badań, jakie wykonywała narzeczona Bartka, uświadomił nas, że nie jesteśmy w błędzie. Później jedynie zadzwonił do szpitala i zlecił kilka badań w związku z chorą, która leżała na jego oddziale. Tak, mieliśmy ogromne szczęście i nieszczęście w jednym.
- Tak? - Bartek właśnie wkroczył do mieszkania. Pani Zosia machnęła do mnie dłonią, abym nie wykonywała fałszywych ruchów. Wszyscy wiedzieli, że Bartek obwinia nas o śmierć dziecka.
W tej właśnie sprawie nie chodziło już o mnie. Chodziło o poczucie odpowiedzialności oraz bestialski mord na dziecku z powodu swoich lęków. Natalia nawet nie powiedziała mu o swojej chorobie, o lekach, o badaniach. Wszystko, co posiadali było związane z jej obsesją na jego punkcie oraz jego zaangażowaniem.
- Musimy pogadać, stary. - kiedy weszli do salonu, a brunet zobaczył mnie, poczułam się obco.
- Co ona tutaj robi? Jakieś koło wsparcia? Co? - nie ruszały mnie kolejne bluzgi czy oskarżenia. To jego gniew napędzał machinę agresji.
- Nie. Dzięki mojej córce oraz Mikołajowi, możemy wam uświadomić w jak ogromnym błędzie jesteście. - mama Pauliny poprosiła swojego syna oraz córkę o wyjście z mieszkania. Ja potrzebowałam usłyszeć to jeszcze raz. Jeszcze raz aby zmyć swoje winy.
- Wychodzę. - teraz to ja musiałam go sprowokować.
- Masz zamiar do końca życia nieść na sobie krzyż za kogoś, kto powinien dźwigać go do usranej śmierci? - Pani Zosia złapała za mą dłoń, aby powstrzymać mnie przed kolejną zaczepką.
- Nie waż się, Klara. - pogroził palcem.
- Zostaw nas samych. - Pani Zosia poprosiła mnie i wskazała na korytarz.
Jeśli to miało mu pomóc, ta samotność...mogłam się poświęcić. Nie mogłam uciekać i żyć ze świadomością, że być może kolejny raz go zawiodłam. Bartek nie musiał być mój. Musiał być po prostu wolny. Ze mną czy beze mnie...to stanowiło inną kwestię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz