Jak
podoba wam się seria? Stos powróci już po świętach. Walnięty
będzie miał 10 części. Jestem w połowie drogi więc na spokojnie
uda mi się was świątecznie zaspokoić.
Pozdrawiam
i życzę Wesołych Świąt oraz udanego Nowego Roku!
***
Kiedy
lodowata ciecz uderzyła o mą wrażliwą twarz, od
razu wybudziłam wszystkie zmysły. Jak zmarły powracający z
zaświatów na swoim własnym pogrzebie, uniosłam ciało do pozycji
siedzącej. Zachłysnąwszy się powietrzem, wydałam z siebie dźwięk
przypominający skrzek starej zabawki.
—
No i witamy z powrotem! —
stojący nade mną blondyn, uśmiechnął się szeroko. Po
przywitaniu odszedł w stronę kuchni i sekundę później powrócił
do salonu z talerzykiem w dłoni. —
Babka cytrynowa. Obiecałem więc…—
kiedy podał mi ustrojony deser i usiadł na fotelu obok, o mały
włos nie zemdlałam po raz kolejny. Na moment zamknęłam oczy,
próbując połączyć fakty. Brak faceta wpływał niejako na
funkcjonowanie organizmu, ale nigdy nie przypuszczałam, że może
doprowadzić do omamów. Zbzikowanie z powodu samotności mogłam
dopisać sobie do listy cech charakterystycznych.
—
Bardzo skołowana? —
dopytywał. Jeszcze śmiał dopytywać! Przebrzydła kreacja mojej
wyobraźni!
—
Muszę
zadzwonić do lekarza. Specjalisty. Do...—
jego uśmiech zmalał, ale wyczuwałam, że nadal pozostaje zadowolony z obrotu sytuacji. Jakim cudem dopuściłam się do takiego stanu? Nie mogłam
odgadnąć, a co za tym szło, musiałam skupić się na skutkach zamiast przyczynie.
—
Myślę, że to zbędne. Jeśli masz
jakiekolwiek pytania, a wiem, że masz...bo znam Cię od dziecka...to śmiało. —
rozłożył dłonie i wzruszył ramionami. Niczym psycholog chcący
pomóc mi wyleczyć fatum, którym sam przecież był.
—
Skąd wiesz o operacji?
— to pytanie było priorytetem na mej liście.
—
Bo jestem twoim Aniołem Stróżem. —
kolejna porcja bredni nie wywołała już śmiechu. — Mam Cię
pilnować i staram się wykonywać powierzone zadanie bardzo
skrupulatnie, Adriano. — męskie usta zacisnęły się w linie. —
Byłaś bardzo dzielna i jednocześnie bardzo głupia.
—
Nie pozwolę aby obcy wariat...—
skok adrenaliny można było wyczuć w piorunującym tempie. Blondyn
wstał i szybko zajął miejsce obok mnie. Gdy złapał za dłonie i
spojrzał w głąb mych oczu, czułam jakby czytał ze mnie, jak z
otwartej księgi.
—
Kiedy miałaś siedem lat, twój tata
miał wypadek samochodowy. Przez trzy dni, kiedy był w szpitalu
przychodziłaś do niego i gdy spał szeptałaś do ucha kilka słów.
Pamiętasz? „Nie zabieraj mi go.” Pamiętasz? Musisz to pamiętać
ponieważ na sali nie było nikogo innego.
—
Mogłeś podsłuchać...—
zawiedziony wzrok nie miał zamiaru przestać wwiercać się w myśli. Hipnotyzował mnie, jak nic!
—
Mateusz dał Ci na prezent złoty
łańcuszek, który sprzedałaś aby móc kupić ojcu leki, gdy
straciliście pieniądze przez nieuczciwego handlowca. Gdy ktoś
pytał o biżuterię, kłamałaś, że ją zgubiłaś. Potem
zaadresowałaś list na fałszywe dane nadawcy, czyli twoją
ciocię...wsadziłaś do niego zdobyte fundusze i włożyłaś do
waszej skrytki pocztowej.
—
Jak...— omam zdawał się być zbyt
rzeczywisty, jak na daną sytuację. Ciepły dotyk przede wszystkim.
—
A gdy dwa lata temu okazało się, że
masz guza w podbrzuszu, poszłaś pod skalpel nie informując o
niczym swojej rodziny, aby się nie martwili. Oczywiście spisałaś
testament. Nie byłabyś sobą gdybyś nie pomyślała o innych...—
wyrwałam swe dłonie spod jego dotyku i podniosłam się na równe
nogi. Krążąc wokół choinki oraz zapakowanych pod niej prezentów,
próbowałam ocucić się ze snu. Bijąc się po twarzy, zamykałam
oczy.
—
No obudź się wariatko! No już! —
warknęłam na głos. Śmiech dochodzący z boku sprawił natomiast,
że eksplodowałam. — A ty się wynoś! Nawet jeśli jesteś tym
całym duchem niebieskim czy, jak Ci tam...nie ma potrzeby abyś
rujnował mi życie!
—
Rujnował? — w mgnieniu oka znalazł
się naprzeciw mnie. Gdy nachylił się i szepnął kilka kolejnych
słów, zdębiałam. — Sama sobie sprawiłaś taki prezent,
Adriano. Nie wolno igrać z tym u góry. Twoja wiara to bardzo ważna
rzecz. Jesteś jedną z niewielu dobrych ludzi, w których On nigdy
nie zwątpił. A tu proszę...nagle zmieniłaś zdanie!
Powoli
wracały do mnie skrawki wspomnień dotyczących poprzedniego
wieczoru. Hipis wyżerający moje jedzenie w kuchni naprowadził na dobry kurs. Po kilku sekundach czystej dedukcji przypomniałam
sobie groźbę skierowaną do próżni w pomieszczeniu, która była
efektem pijanego paplania głupot.
—
Ja...nie! — zaczęłam wymachiwać
dłońmi. Spanikowana próbowałam wytłumaczyć mojemu wyobrażeniu,
że wcale nie zamierzałam zaczynać wojny z niebiosami. — Ja
powiedziałam to tylko ze względu na wino i na...— kilka cmoknięć
pod nosem i ostrzegawcze słowa, sprowadziły mnie do parteru.
—
Nie wolno. — pogroził palcem
wskazującym i pstryknął palcami. Na stoliku pojawiła się karta
papieru. Tak, po prostu. Znikąd! — W umowie każdego Anioła
Stróża jest jasno napisane... — złapał za dokument i wystawił mi
go przed nos. — Dopilnować wszelkich starań ażeby podopieczny
człowiek nie zrezygnował z wiary i czci względem dobra. Ty to
zrobiłaś. Wiesz, jak wiele pracy włożyłem w to aby Cię strzec od zła? —
zrezygnowany schował dokument do kieszeni spodni. Po chwili nic z
niej nie wystawało. Niebieskie oczy patrzyły na mnie z rozżaleniem.
Amplituda hormonów znów podskoczyła, a na jego
twarzy zawitał uśmiech. — Ale! Nie ma tego złego! Przecież
możemy wszystko naprawić...— musiałam wiedzieć więcej o tej
podejrzanej umowie.
—
Czekaj
czekaj! —
uniosłam
dłonie do góry i wykorzystałam chwilę ciszy. —
Co
jeśli nie będę chciała z tobą współpracować? Jesteś jedynie
wytworem...—
zmęczone
w odpowiedzi wzdychnięcie symbolizowało o frustracji.
—
Ja schodzę na ziemię. Ty idziesz do
piekła. Tak w skrócie. —
popatrzył
na mnie z ogromną powagą.
—
Słucham? —
panika
oblała me ciało dreszczem. —
Piekło za jedną groźbę względem
niebios? Przecież to bardziej okrutne...— blondyn pokręcił głową i wskazał dłonią na sofę.
—
Czy
mogłabyś usiąść? —
prośba
zabrzmiała bardzo grzecznie. — Wszystko Ci wyjaśnię.
—
Wszystko?
— jeśli zamierzałam bawić z moją psychiką w chowanego,
musiałam rozegrać to sprytnie.
—
Wszystko.
— kiwnął głową na potwierdzenie obietnicy. — Jak na Anioła
Stróża, obiecuję.
Nie byłam przekonana, co do taktyki jaką obrałam. Jednak w przypadku tylu zbiegów okoliczności oraz kompletnej pustki dziejącej się w moim życiu, zaryzykowałam. Słuchając kolejnych nowości, które utwierdzały mnie w poczuciu kompletnego zbzikowania, traciłam nadzieję na powrót do normalności. No bo, jakim cudem uwierzyć w Anioła Stróża, którego zesłano aby ocalić Cię od piekła? Cóż. Tego nie spodziewałam się nawet w snach.
Zamroczona
od najnowszych wiadomości, skupiłam swój wzrok na Balbinie, która
bawiła się z blondynem. Zadowolony z siebie wziął jedną z jej ulubionych zabawek i niczym dziecko wykorzystał do
kilkunastominutowej przerwy, o którą go poprosiłam.
—
Dobra.
—
klasnęłam dłonie i oblizałam górną wargę. —
Czyli
jednym słowem jestem wymarłym gatunkiem? —
niebieskie
tęczówki zaszkliły się pod wpływem promieni słońca,
wlatujących przez okno. Naprawdę przypominał anioła.
—
Wyjątkową,
niechciwą, miłą i uczynną istotą ludzką, która nagle obróciła
swoją wiarę do góry nogami. To nieco burzy porządek. Nie sądzisz?
—
pytanie
retoryczne.
—
Ale
dlaczego Anioł Stróż? Bóg sam nie mógł się pofatygować czy
mnie ukarać? —
rozmowa
trwająca od dwóch godzin nie przyniosła odpowiedzi na wszystkie
pytania.
—
Złotko,
to nie pomagier, a sam szef wszystkich szefów. —
zakpił
delikatnie. —
To
my mamy dbać o was i pilnować, żebyście przeżyli. — zabrzmiało, co najmniej tak jakby wykonywał brudną robotę.
—
A,
co z ludźmi którzy umierają? Co z kimś kto...—
Balbina
zeskoczyła z kolan przybysza i pobiegła w stronę kuchni. Blondyn
skupił całą swoją uwagę na mnie.
—
Czasami nie jesteśmy w stanie zapanować nad ludzką żądzą. Staramy się,
jak możemy ale nie wszystko idzie zgodnie z planem. Wtedy
On was zabiera. My wracamy do puli losującej i tak
od nowa. —
porządki ludzkiego świata stanowiły jedną wielką niespodziankę.
— Mówi się, że ktoś nie zasługuje na śmierć. Dzieci czy...— chciałam wiedzieć więcej.
— Tego nie wie nikt. Nawet On nie ma mocy nad złem. Tym rządzi ktoś inny. Stróże strzegą was, jak mogą. Tyle, że zło współpracuje ze śmiercią od dawien dawna. Powodów jest wiele. Tyle samo, co ludzi. — wzruszył ramionami i odpowiedział sam sobie. — Staramy się nie pytać o wiele. On pała ogromną wiedzą, którą czcimy i to wszystko.
— Więc czego chce ode mnie? — zapytałam posmutniała. — Przeprosin?
— Wiary, Adriano. Wiary. — spojrzał na mnie z ogromną troską, którą widywałam jedynie w oczach mamy. — W miłość. Nadzieję. We wszystko.
— Czyli mam się zakochać? I tyle? — wytyczne nie były zbyt skomplikowane.
— Masz być szczęśliwa. I On musi to czuć. Wtedy dopiero odeśle mnie z powrotem do czuwania z daleka, a ty zagwarantujesz sobie niebo. — cała teoria o moim dobrobycie brzmiała kuriozalnie. Mimo odrealnionej fabuły, całość była dość spójna. W jednej sekundzie zawahałabym się o stwierdzenie, że prawdziwa. — Od dawna chcesz się zakochać. Więc pomogę Ci znaleźć odpowiednią duszę.
— Będziesz swatką? — zmrużyłam powieki i uśmiechnęłam się delikatnie, co od razu zauważył.
— Ja tylko zaproponowałem współpracę. Obydwojgu wyjdzie nam to na dobre. — tutaj akurat mogłabym spekulować. Podboje miłosne był klątwą mojego zbyt naiwnego nastawienia do płci męskiej.
— No dobra. — przyjęłam do siebie wszelkie nowości w postaci anielskiej misji, odkupienia oraz wysłannictwa samego Boga. — Ale mam jeszcze jedno pytanie.
— Śmiało. Wiem, że korci Cię to od samego początku. — cwaniaczek. Miły, ale cwaniaczek.
— Czy inni też Cię widzą? — odpowiedź zabrzmiała, jak dumna tyrada.
— Owszem. — kiwnął głową w stronę kota. — Poczuć też mogą. — zabrzmiało to dwuznacznie.
Wszystko było kompletną paranoją, snem i bajką w jednym. Tkwiąc w układzie z samym Aniołem Stróżem mogłam brać udział w konkursie na największą wariatkę świata. Tyle, że wariacje dopiero się rozpoczynały. A ja? Nie byłam świadoma konsekwencji układu z boskim rycerzem, który od samego początku realizacji, stanowił ogromny kłopot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz