Lećmy z tym dalej. Jak podoba się wam Cyprian? Chcielibyście spotkać własnego Anioła Stróża? Wierzycie w takie boskie byty?
Pozdrawiam. Wasza A.
***
Blondyn
przymierzał jedną z koszul Mateusza, które pozostały po jego
wyprowadzce, a których żal było mi wyrzucić. Czy to z sentymentu
czy po prostu lenistwa, jakakolwiek z obydwóch odpowiedzi, była poprawną.
—
Całkiem
fajna. —
oglądał
materiał w czerwonoczarną kratkę, gładząc dłońmi swój stalowy brzuch. — Jak myślisz? Wyglądam człowieczo? — niebieskie oczy
spojrzały na mnie z nadzieją.
Był
naprawdę sympatyczny. Początkowe
założenia
o gburowatej
stronie i łakomstwie, wynagrodziło przyrządzenie dań, których
nigdy
na oczy nie widziałam. Bo przecież kiedy podopieczny spał, Anioł pracował.
Bez utrudniania więc samej sobie, pogodzona zostałam z wizją wspólnego ratowania mojej przyszłości. Bo przecież mieszkanie z kimś, kto czuwał nade mną przez całe życie, nie było czymś groźnym. Wręcz przeciwnie. Traktowałam to jako gratis w postaci najnowszego systemu alarmowego.
Bez utrudniania więc samej sobie, pogodzona zostałam z wizją wspólnego ratowania mojej przyszłości. Bo przecież mieszkanie z kimś, kto czuwał nade mną przez całe życie, nie było czymś groźnym. Wręcz przeciwnie. Traktowałam to jako gratis w postaci najnowszego systemu alarmowego.
— Fajnie. — siedząc na podłokietniku sofy, miziałam mruczącą Balbinę, która równie mocno zaangażowała się w relacje z nowym współlokatorem. — Pasuje do twoich włosów. — dodałam niespodziewanie. Kiedy zaintrygowany rozmówca wbił we mnie swe spojrzenie, spuściłam wzrok i skupiłam się na kotce.
— Przecież mam jasne włosy. Koszula jest ciemna. Co miałaś na myśli? — jego dociekliwość mogła konkurować z moją.
— Kontrast. — odparłam pewniej i uniosłam wzrok. Nadal na mnie spoglądał. W momencie, gdy nasze oczy znów się spotkały, wydusiłam z siebie pełną opinię. — Nie wszystko musi być w jednej barwie aby do siebie pasowało. Ja jestem estetą. Bardzo często kontrasty stanowią o wiele lepszą kombinację. — udałam obojętną i ponownie skupiłam się na Balbinie.
— Spostrzegawczość jest chyba jedną z najbardziej pozytywnych cech, które posiadasz. — kotka zeskoczyła z kolan, co pozwoliło na ruszenie się z miejsca. — Przynajmniej dla kogoś, kto bardzo dobrze Cię zna.
— Dziwnie się z tym czuję. — podeszłam do choinki, a sekundę później kucnęłam obok prezentów. — Zamiast ludzi, którzy powinni wiedzieć o mnie dużo i być przy mnie...dostałam w prezencie Anioła Stróża. — zajrzałam przez ramię. Siedzący na kanapie, zahaczający tajemniczym spojrzeniem o moją postać, nie zaprotestował.
— Też uważam, że powinni byli przyjechać. — miło było mieć kogoś po swojej stronie. Nawet jeśli był to ktoś z innego wymiaru. — Wiem, że bardzo ich kochasz.
— Tak. — szepnęłam do samej siebie. — Szkoda, że....— kiedy pojawił się obok mnie, skok ciśnienia był tylko kwestią nieprzyzwyczajenia. — Nie rób tak! — syknęłam, mierząc do niego groźnie.
— Teleportacja to jedna z najfajniejszych wygód. — uśmiechnął się. — Jeśli chcesz mogę gdzieś Cię zabrać...— jeszcze tego brakowało.
— Chyba, jak na dwa dni całkiem nowych rzeczy do próbowania, wystarczająco dużo... — skołowana spojrzałam na prezent, który bezwarunkowo złapałam w dłonie i trzymałam przez całą konwersację.
— "Dla drugiej połówki jabłka". — blondyn przeczytał karteczkę zawieszoną u zapięcia i zaintrygował się. — Masz ukochanego? — tą historię znało niewielu ludzi, a co dopiero jeśli chodziło o anioły i inne podobne stwory.
— To bajka, którą opowiadała mi babcia. Matylda. — sądziłam, że wiedział o wszystkim. — Nie słyszałeś jej? — kiedy przecząco pokręcił głową i wytłumaczył powód, mogłam zrozumieć.
— My nie jesteśmy pozostawionymi na waszych ciałach, bliznami. — spojrzał na choinkę. — Anioł Stróż to powiernik smutku. Jesteśmy przy was przede wszystkim w momentach, w których tracicie wiarę. Poddajecie się. Gdy coś wam grozi.
— Nie pełnicie służby całodobowo? — zabrzmiało to na tyle zabawnie, że obydwoje zareagowaliśmy spontanicznym, krótkim śmiechem.
— Nie. — zamknął oczy. — Pamiętam wszystkie złe chwile, Adriano. Pamiętam też te okropne. Nawet nie jestem w stanie zliczyć momentów, w których czułem ból mojego podopiecznego. — fala smutku ogarnęła ciszę.
— Babcia opowiadała, że w okres świąteczny w ubogiej krainie, jedna z młodych szwaczek zapragnęła uszyć dla nieznanego jej ukochanego...szalik. Coś, co otula. Coś, co daje ciepło. — uwielbiałam tę historię. — Pech chciał, że nie mogła znaleźć odpowiedniej osoby, której spodobałby się jej prezent. Każdy chłopiec, któremu podarowała szal...zwracał go. Kiedy straciła nadzieję i chciała spalić swój dowód miłości, duch świąt pojawił się w noc Wigilii i kazał zostawić pod drzewkiem świątecznym na wielkim placu w centrum miasteczka. Dziewczyna wykonała zadanie. Dzień po, pobiegła aby sprawdzić, czy ktoś go odnalazł. Pod choinką nie było szalu. Jedynie jabłko. Czerwone, jak serce. Słodkie, jak czyjeś usta. — rozmarzona usłyszałam głos babci.
— I co dalej? — zniecierpliwiony słuchacz patrzył na mnie, jak na wyrocznie.
— Ugryzła jabłko, a sekundę później odnalazła swojego wielbiciela. Podszedł do niej i powiedział, że nareszcie spotkał swoją drugą połówkę jabłka. — wzruszyłam ramionami i głęboko wzdychnęłam. — Babcia mówiła, że miłość wymaga cierpliwości i poświęceń.
— Piękne. — zaczerwienione kości policzkowe blondyna przypominały w barwie bombkę, wiszącą obok jego głowy. Uwielbiałam ten kolor na świątecznych dekoracjach.
— Brakuje Ci tylko poroża. — prychnęłam pod nosem, ułożyłam prezent pod choinką i skierowałam kroki do kuchni. — Herbaty? — wesoły klimat powoli nastrajał mnie pozytywną energią.
— Jasne. — zaskoczony dobrym humorem, poszedł za mną i wskoczył na środkowy blat w kształcie dużego kwadratu, który służył mi za stół. — To, gdzie zaczniemy poszukiwania? — wyobraziłam sobie nas, łapiących w sieci rybackie wszystkich potencjalnych kandydatów na miłość mojego życia.
— Mam pewien pomysł. — spojrzałam na niego z dozą tajemniczości, na co zareagował ogromnym uśmiechem.
Jeśli miałam stracić rozum, to przynajmniej chciałam zrobić to z rozmachem. Jak to na prawdziwą wariatkę, przystało.
— Mam pewien pomysł. — spojrzałam na niego z dozą tajemniczości, na co zareagował ogromnym uśmiechem.
Jeśli miałam stracić rozum, to przynajmniej chciałam zrobić to z rozmachem. Jak to na prawdziwą wariatkę, przystało.
Anioł, którego zaczęłam nazywać po imieniu, wlepiał swoje ślepia w ogromny świecący napis centrum handlowego. Stojąc z przekrzywioną na bok głową oraz wyciągniętym na wierzch językiem, który dotykał wgłębienia nad górną warg, wyglądał komicznie. Z uśmiechem na ustach obserwowałam jego ogromne zaciekawienie. Gdy kolejny raz podrapał się po brodzie i zmrużył oczy, nie wytrzymałam.
— Czy coś się stało? — nie sądziłam, że Anioł Stróż będzie tak zszokowany pomysłem pójścia do jednego z najbardziej zatłoczonych miejsc, które potencjalnie mogły skrywać mego kandydata do ożenku.
— Nie sądzę abyś miała znaleźć kogoś w drodze kupna bułek czy...— zdezorientowany cmoknął niezadowolenie pod nosem.
— Zabrałam Cię tutaj żebyś mi pomógł, a nie marudził. — Ewa, moja przyjaciółka wspomniała, że miłość życia możemy spotkać w bardzo przyziemnych warunkach. Że przecież nie muszę iść do restauracji czy na imprezę, aby dostrzec mój potencjalny ideał. Wystarczyło obrać jakąś taktykę, ot co. — Może uda nam się sprecyzować, jaki ma być. — wzruszyłam ramionami i ruszyłam na przód, rozpoczynając małą przygodę.
— Czyli chcesz abym wyczuł twoje preferencję? — idąc niecały metr za mną, nadal rozglądał się wokoło.
— Sam uściśliłeś, że znasz mnie, jak mało kto. — rzuciłam pewna siebie i wkroczyłam na ogromny hol przepełniony świątecznymi ozdobami oraz klientami. Ci nieszczęśliwcy zazwyczaj próbowali wyłapać ostatnie okazję aby wydać ostatnie oszczędności.
— Mój detektor wiary maleje wśród takich...— kiedy jedno z dzieci złapało swoją mamę za dłoń, a następnie zaczęło ciągnąć ją w stronę sklepu, ta zareagowała mocnym szarpnięciem małej rączki. Cyprian nie pozostał obojętny, co poskutkowało natychmiastową reakcją obronną. Niczym duch zjawił się obok malca i kucnął obok niego. Matka przerażona zachowaniem tajemniczego nieznajomego, wzięła syna na ręce i pognała w przeciwnym od potencjalnego "porywacza" kierunku.
Gdy znalazłam się obok i pochwyciłam go pod ramię, spojrzał na mnie zszokowany.
— Czemu...— jeśli miał zamiar ratować cały świat z opresji, musiałam go pilnować.
— Nie wolno zaczepiać małych dzieci. — pochylona, szepnęłam do niego. — Wzbudzasz tylko niepotrzebne zainteresowanie.
— A ty...— odsunął się ode mnie, odseparowując od siebie uścisk. — Nie powinnaś łapać mnie w dany sposób, chcąc odnaleźć miłość życia.
— To forma zabezpieczenia Cię przed robieniem głupot. — uniosłam jedną z brwi do góry. — Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. — gdy chciałam kontynuować monolog, za szerokim ramieniem dosięgnęłam wzrokiem przystojnego bruneta. Cyprian zareagował niczym czujnik przyczepiony do mych myśli. Dioda zaświeciła się kilkukrotnie, a kiedy zatkałam się na ostatnim słowie, odwrócił swe spojrzenie w tę samą stronę.
— Podoba Ci się. — spojrzał na mą unoszącą się w szybkim tempie, klatkę piersiową. Kiedy machnął dłonią przed oczami, odwiesiłam zawieszony kobiecy system.
— Co? — bawiący się z małym psiakiem przy fontannie na głównym pasażu potencjalny singiel, wyglądał na troskliwego właściciela.
— Czyli musi być fanem czworonogów. — Cyprian zapisywał to w swojej chmurze. Zapewne na tej, z której do mnie spadł.
— Jak mam...— nie byłam w tym specjalistką.
— Może. Cześć, mógłbyś mnie też tak popilnować? — na samym początku nie zrozumiałam drwiny. Kiedy po sekundzie dotarło do mnie jego wyśmiewanie, mocne uderzenie zawitało na jego prawym ramieniu. W podzięce oczywiście, a co. — Ej! — zaczął rozmasowywać obolałe miejsce.
— Przestań kpić. — popatrzyłam na niego poważnie, ale gdy zauważyłam, że nie zwraca na mnie uwagi, a patrzy w stronę bruneta, szybko odwróciłam się. Piękna blondynka zarzuciła się niczym sieć rybacka na szerokie ramiona i jak odkurzacz przyssała do przystojnej facjaty mego kandydata.
— Przestaję. — prychnął pod nosem. Mimowolnie zaśmiałam się wraz z nim.
Ochłonąwszy z emocji, popukałam się po czole i usiadłam na jednej z sof stojących obok sklepiku z czekoladkami. Blondyn zjawił się obok wyjątkowo w przyziemny sposób. Tym razem nie przyszły mu do głowy sztuczki z teleportacją. Kiedy stanął nade mną z założonymi na biodrach rękoma, uniosłam wzrok. W odpowiedzi zobaczyłam ogromny uśmiech, kilkukrotne kręcenie głową na boki oraz wzdychnięcie. Pakiet Anioła Stróża, jak się patrzy.
— Uważam, że twoja ambicja przerosła rzeczywistość, perełko. — dodając ksywkę nadaną przez moją rodzicielkę, pisał się na straty fizyczne.
— Coś Ci już...— pogroziłam palcem, chcąc zażądać wpojenia sobie do anielskiego móżdżka jednej prostej sprawy, ale ktoś nam przeszkodził. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że to Jacek.
— Cześć, mała. — z bananem na twarzy, torbą sportową na ramieniu oraz czerwoną bluzą zawiązaną wokół talii, podał dłoń blondynowi i przywitał się. — Jacek.
— Cyprian. — blondyn nie wypuścił dłoni trenera przez dobre kilkanaście sekund. Lekko zdezorientowany przyjaciel z sali treningowej, praktycznie musiał mu ją wyrwać z uścisku.
— Miło, miło. — musiałam ratować sytuację.
— To mój kuzyn. — wstałam i poklepałam blondyna po miejscu, w którym dostał karną pięść za podśmiewanie się ze mnie. — Przyjechał w odwiedziny na święta.
— Mówiłaś, że rodzina ogranicza się do brata i rodziców. — czasami zaskakiwała mnie ich zdolność do słyszenia rzeczy zbytecznych. Wystarczyło kazać posprzątać po obiedzie, a nagle tracili orientacje w terenie i gubili daną prośbę w odmętach niepotrzebnych myśli. Faceci.
— Cyprian przyjechał z bardzo daleka. Z...— nie byłam dobrym kłamcą. Dlatego właśnie utknęłam w danym towarzystwie! Z Aniołem Stróżem przy boku. Bo musiał pofatygować się abym wróciła do starych nawyków, czyt. wiary. Ta z kolei nawiązywała do braku kłamstw, bycia dobrym i cierpliwym człowiekiem oraz słuchania jego rad. W głębi serduszka zabłagałam o odrobinę pomocy, co prawdopodobnie niebiosa usłyszały.
— Norwegia. Mój tata jest stolarzem. Mama poznała go na wyjeździe służbowym. — Anioły jednak potrafiły grzeszyć słowem.
— Wizualnie się zgadza. — Jacek zażartował klepiąc blondyna w drugie ramię. — Wyglądasz jak wiking. Tylko, że szkocki...— brunet o zielonych oczach z bujną czupryną, nieco niepoukładaną po treningu, utkwił radosnym spojrzeniem w koszuli opiekuna bożego. Temu, któremu akurat nie było do śmiechu. Wystarczającą wskazówką do reakcji okazało się mocne szturchnięcie mym łokciem w jego w żebro.
— A no tak. Tak. — niczym papużka kiwnął kilka razy głową w stronę śmiejącego się głośniej bruneta, a następnie wskazał paluchem na sportową torbę. — Wracasz z podróży?
— Owszem. — dwuznaczność zadawanych pytań oraz udzielanych odpowiedzi była przezabawna. Genialna forma rozrywki powinna była być w pakiecie niebieskiego podwładnego. — Miałem trening przed mistrzostwami. Szkolę jednego, fajnego dzieciaka. Dwa lata temu coś stało mu się ze ścięgnem.
— Kazik. — Jacek osobiście przedstawił mi nowego zawodnika zanim zaczęliśmy ostanie zajęcia. Młody obserwował swojego mentora na ringu. W końcu dzięki niemu zawdzięczał powrót do ukochanego sportu. — Młody trafił na niedouczonego lekarza. Ten skazał go na rehabilitację i całkowicie skreślił marzenia o sporcie.
— Ale ja wyczułem, że coś tu nie gra. — Jacek spojrzał na mnie wdzięcznie. — Potem Adka dała mi numer do jednego z jej znajomych lekarzy i okazało się, że młody może ćwiczyć.
— Czemu lekarz Ady? Wy nie macie u siebie profesjonalistów? — blondyn próbował zniszczyć jedyną przyjaźń z facetem, którą naprawdę szanowałam i chciałam pozostawić na odpowiedniej stopie.
— Mamy. Bardziej niż im...jednak ufam Adzie. W naszym sporcie jest wielu nieuczciwych ludzi, którzy najchętniej zakopaliby jego karierę w wielkim dole. Wiesz, Ci za parę złotych. — brunet nie oderwał ode mnie spojrzenia. Wzruszając ramionami, uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Ada nigdy nie poleciłaby mi kogoś takiego. To czysta dusza.
— Jak byłam mała to mnie wyprali w pralce i dodali wybielacza. — zażartowałam. Blondyn przeskakiwał spojrzeniem to na mnie, to na bruneta. Nie mogłam wywołać w nim jakiejkolwiek reakcji ludzkiej. Powoli obawiałam się, że za sekundę złapie mnie pod ramię i prze teleportuje na drugi koniec świata.
— Fajnie było poznać, ale muszę zmykać. Mała czeka na mnie, aż odbiorę ją z zajęć pozaszkolnych. — puścił oczko w moją stronę i machnął dłonią obok głowy. — Trzymajcie się ciepło. A my widzimy się w środę. — odchodząc, przypomniał mi.
— Trzynasta. — niczym przykładny uczeń, zasalutowałam. Kiedy Jacek odwrócił się i zniknął w drugiej części centrum, blondyn złapał mnie za dłoń i wyprowadził na zewnątrz. Próbując wyswobodzić się z porwania, torowałam stopami powierzchnię pod nimi. Blondyn był stworzeniem boskim o ogromnej sile, a więc mogłam jedynie pomarzyć o wolności. Gdy wsadził mnie do samochodu na miejsce pasażera, a następnie zjawił się za kierownicą, spanikowałam.
— Zabijesz nas. — dłonie samoczynnie powędrowały do góry. Niczym negocjator, prowadziłam dyskusję z niemyślącym logicznie, boskim terrorystą.
— To on. — zapalił silnik i uśmiechnął się niczym psychopata. — To znak z niebios.
— Co? — próbowałam ustalić sens jego wypowiedzi.
— To Jacek jest twoją drugą połówką jabłka. — po tych słowach, oczadziałam z nerwów.
— Słuchaj, ja wiem że ty, byś chciał mnie nawet ze Świętym Mikołajem zeswatać, byleby mieć spokój, ale...— kiedy położył palec na mych ustach, rozszerzyłam oczyska i szybko odtrąciłam dotyk. — Ej! — przesadził.
— Uparty mały człowiek! — pełen wigoru wycofał samochodem z parkingu, a następnie udaliśmy się w trasę odwrotną do przeznaczonej aby wrócić do domu.
— Co ty wyprawiasz? — rozglądałam się na boki, próbując ustalić cel podróży.
— Pojedziemy pod szkołę baletową "Gloria". — nie mogłam scalić faktów. Gdy w głowie zaczęły pojawiać się skrawki rozmów z Jackiem, oprzytomniałam.
— Nie! Szkoła jego córki?! Kompletnie oszalałeś....— brakowało mi tchu. — Zaraz...— od razu zjechał na pobocze i wyleciał samochodu aby mnie ratować. Kilkanaście sekund później powzięta w ramionach, osłabiona i zamroczona od rewelacji, zobaczyłam przed swoimi oczami światło. Światło, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. To mogące oślepić swym blaskiem jedynie wybranych. Czyżbym umierała? Albo budziła się z koszmaru z Aniołem Stróżem w roli głównej?
— Czy coś się stało? — nie sądziłam, że Anioł Stróż będzie tak zszokowany pomysłem pójścia do jednego z najbardziej zatłoczonych miejsc, które potencjalnie mogły skrywać mego kandydata do ożenku.
— Nie sądzę abyś miała znaleźć kogoś w drodze kupna bułek czy...— zdezorientowany cmoknął niezadowolenie pod nosem.
— Zabrałam Cię tutaj żebyś mi pomógł, a nie marudził. — Ewa, moja przyjaciółka wspomniała, że miłość życia możemy spotkać w bardzo przyziemnych warunkach. Że przecież nie muszę iść do restauracji czy na imprezę, aby dostrzec mój potencjalny ideał. Wystarczyło obrać jakąś taktykę, ot co. — Może uda nam się sprecyzować, jaki ma być. — wzruszyłam ramionami i ruszyłam na przód, rozpoczynając małą przygodę.
— Czyli chcesz abym wyczuł twoje preferencję? — idąc niecały metr za mną, nadal rozglądał się wokoło.
— Sam uściśliłeś, że znasz mnie, jak mało kto. — rzuciłam pewna siebie i wkroczyłam na ogromny hol przepełniony świątecznymi ozdobami oraz klientami. Ci nieszczęśliwcy zazwyczaj próbowali wyłapać ostatnie okazję aby wydać ostatnie oszczędności.
— Mój detektor wiary maleje wśród takich...— kiedy jedno z dzieci złapało swoją mamę za dłoń, a następnie zaczęło ciągnąć ją w stronę sklepu, ta zareagowała mocnym szarpnięciem małej rączki. Cyprian nie pozostał obojętny, co poskutkowało natychmiastową reakcją obronną. Niczym duch zjawił się obok malca i kucnął obok niego. Matka przerażona zachowaniem tajemniczego nieznajomego, wzięła syna na ręce i pognała w przeciwnym od potencjalnego "porywacza" kierunku.
Gdy znalazłam się obok i pochwyciłam go pod ramię, spojrzał na mnie zszokowany.
— Czemu...— jeśli miał zamiar ratować cały świat z opresji, musiałam go pilnować.
— Nie wolno zaczepiać małych dzieci. — pochylona, szepnęłam do niego. — Wzbudzasz tylko niepotrzebne zainteresowanie.
— A ty...— odsunął się ode mnie, odseparowując od siebie uścisk. — Nie powinnaś łapać mnie w dany sposób, chcąc odnaleźć miłość życia.
— To forma zabezpieczenia Cię przed robieniem głupot. — uniosłam jedną z brwi do góry. — Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. — gdy chciałam kontynuować monolog, za szerokim ramieniem dosięgnęłam wzrokiem przystojnego bruneta. Cyprian zareagował niczym czujnik przyczepiony do mych myśli. Dioda zaświeciła się kilkukrotnie, a kiedy zatkałam się na ostatnim słowie, odwrócił swe spojrzenie w tę samą stronę.
— Podoba Ci się. — spojrzał na mą unoszącą się w szybkim tempie, klatkę piersiową. Kiedy machnął dłonią przed oczami, odwiesiłam zawieszony kobiecy system.
— Co? — bawiący się z małym psiakiem przy fontannie na głównym pasażu potencjalny singiel, wyglądał na troskliwego właściciela.
— Czyli musi być fanem czworonogów. — Cyprian zapisywał to w swojej chmurze. Zapewne na tej, z której do mnie spadł.
— Jak mam...— nie byłam w tym specjalistką.
— Może. Cześć, mógłbyś mnie też tak popilnować? — na samym początku nie zrozumiałam drwiny. Kiedy po sekundzie dotarło do mnie jego wyśmiewanie, mocne uderzenie zawitało na jego prawym ramieniu. W podzięce oczywiście, a co. — Ej! — zaczął rozmasowywać obolałe miejsce.
— Przestań kpić. — popatrzyłam na niego poważnie, ale gdy zauważyłam, że nie zwraca na mnie uwagi, a patrzy w stronę bruneta, szybko odwróciłam się. Piękna blondynka zarzuciła się niczym sieć rybacka na szerokie ramiona i jak odkurzacz przyssała do przystojnej facjaty mego kandydata.
— Przestaję. — prychnął pod nosem. Mimowolnie zaśmiałam się wraz z nim.
Ochłonąwszy z emocji, popukałam się po czole i usiadłam na jednej z sof stojących obok sklepiku z czekoladkami. Blondyn zjawił się obok wyjątkowo w przyziemny sposób. Tym razem nie przyszły mu do głowy sztuczki z teleportacją. Kiedy stanął nade mną z założonymi na biodrach rękoma, uniosłam wzrok. W odpowiedzi zobaczyłam ogromny uśmiech, kilkukrotne kręcenie głową na boki oraz wzdychnięcie. Pakiet Anioła Stróża, jak się patrzy.
— Uważam, że twoja ambicja przerosła rzeczywistość, perełko. — dodając ksywkę nadaną przez moją rodzicielkę, pisał się na straty fizyczne.
— Coś Ci już...— pogroziłam palcem, chcąc zażądać wpojenia sobie do anielskiego móżdżka jednej prostej sprawy, ale ktoś nam przeszkodził. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że to Jacek.
— Cześć, mała. — z bananem na twarzy, torbą sportową na ramieniu oraz czerwoną bluzą zawiązaną wokół talii, podał dłoń blondynowi i przywitał się. — Jacek.
— Cyprian. — blondyn nie wypuścił dłoni trenera przez dobre kilkanaście sekund. Lekko zdezorientowany przyjaciel z sali treningowej, praktycznie musiał mu ją wyrwać z uścisku.
— Miło, miło. — musiałam ratować sytuację.
— To mój kuzyn. — wstałam i poklepałam blondyna po miejscu, w którym dostał karną pięść za podśmiewanie się ze mnie. — Przyjechał w odwiedziny na święta.
— Mówiłaś, że rodzina ogranicza się do brata i rodziców. — czasami zaskakiwała mnie ich zdolność do słyszenia rzeczy zbytecznych. Wystarczyło kazać posprzątać po obiedzie, a nagle tracili orientacje w terenie i gubili daną prośbę w odmętach niepotrzebnych myśli. Faceci.
— Cyprian przyjechał z bardzo daleka. Z...— nie byłam dobrym kłamcą. Dlatego właśnie utknęłam w danym towarzystwie! Z Aniołem Stróżem przy boku. Bo musiał pofatygować się abym wróciła do starych nawyków, czyt. wiary. Ta z kolei nawiązywała do braku kłamstw, bycia dobrym i cierpliwym człowiekiem oraz słuchania jego rad. W głębi serduszka zabłagałam o odrobinę pomocy, co prawdopodobnie niebiosa usłyszały.
— Norwegia. Mój tata jest stolarzem. Mama poznała go na wyjeździe służbowym. — Anioły jednak potrafiły grzeszyć słowem.
— Wizualnie się zgadza. — Jacek zażartował klepiąc blondyna w drugie ramię. — Wyglądasz jak wiking. Tylko, że szkocki...— brunet o zielonych oczach z bujną czupryną, nieco niepoukładaną po treningu, utkwił radosnym spojrzeniem w koszuli opiekuna bożego. Temu, któremu akurat nie było do śmiechu. Wystarczającą wskazówką do reakcji okazało się mocne szturchnięcie mym łokciem w jego w żebro.
— A no tak. Tak. — niczym papużka kiwnął kilka razy głową w stronę śmiejącego się głośniej bruneta, a następnie wskazał paluchem na sportową torbę. — Wracasz z podróży?
— Owszem. — dwuznaczność zadawanych pytań oraz udzielanych odpowiedzi była przezabawna. Genialna forma rozrywki powinna była być w pakiecie niebieskiego podwładnego. — Miałem trening przed mistrzostwami. Szkolę jednego, fajnego dzieciaka. Dwa lata temu coś stało mu się ze ścięgnem.
— Kazik. — Jacek osobiście przedstawił mi nowego zawodnika zanim zaczęliśmy ostanie zajęcia. Młody obserwował swojego mentora na ringu. W końcu dzięki niemu zawdzięczał powrót do ukochanego sportu. — Młody trafił na niedouczonego lekarza. Ten skazał go na rehabilitację i całkowicie skreślił marzenia o sporcie.
— Ale ja wyczułem, że coś tu nie gra. — Jacek spojrzał na mnie wdzięcznie. — Potem Adka dała mi numer do jednego z jej znajomych lekarzy i okazało się, że młody może ćwiczyć.
— Czemu lekarz Ady? Wy nie macie u siebie profesjonalistów? — blondyn próbował zniszczyć jedyną przyjaźń z facetem, którą naprawdę szanowałam i chciałam pozostawić na odpowiedniej stopie.
— Mamy. Bardziej niż im...jednak ufam Adzie. W naszym sporcie jest wielu nieuczciwych ludzi, którzy najchętniej zakopaliby jego karierę w wielkim dole. Wiesz, Ci za parę złotych. — brunet nie oderwał ode mnie spojrzenia. Wzruszając ramionami, uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Ada nigdy nie poleciłaby mi kogoś takiego. To czysta dusza.
— Jak byłam mała to mnie wyprali w pralce i dodali wybielacza. — zażartowałam. Blondyn przeskakiwał spojrzeniem to na mnie, to na bruneta. Nie mogłam wywołać w nim jakiejkolwiek reakcji ludzkiej. Powoli obawiałam się, że za sekundę złapie mnie pod ramię i prze teleportuje na drugi koniec świata.
— Fajnie było poznać, ale muszę zmykać. Mała czeka na mnie, aż odbiorę ją z zajęć pozaszkolnych. — puścił oczko w moją stronę i machnął dłonią obok głowy. — Trzymajcie się ciepło. A my widzimy się w środę. — odchodząc, przypomniał mi.
— Trzynasta. — niczym przykładny uczeń, zasalutowałam. Kiedy Jacek odwrócił się i zniknął w drugiej części centrum, blondyn złapał mnie za dłoń i wyprowadził na zewnątrz. Próbując wyswobodzić się z porwania, torowałam stopami powierzchnię pod nimi. Blondyn był stworzeniem boskim o ogromnej sile, a więc mogłam jedynie pomarzyć o wolności. Gdy wsadził mnie do samochodu na miejsce pasażera, a następnie zjawił się za kierownicą, spanikowałam.
— Zabijesz nas. — dłonie samoczynnie powędrowały do góry. Niczym negocjator, prowadziłam dyskusję z niemyślącym logicznie, boskim terrorystą.
— To on. — zapalił silnik i uśmiechnął się niczym psychopata. — To znak z niebios.
— Co? — próbowałam ustalić sens jego wypowiedzi.
— To Jacek jest twoją drugą połówką jabłka. — po tych słowach, oczadziałam z nerwów.
— Słuchaj, ja wiem że ty, byś chciał mnie nawet ze Świętym Mikołajem zeswatać, byleby mieć spokój, ale...— kiedy położył palec na mych ustach, rozszerzyłam oczyska i szybko odtrąciłam dotyk. — Ej! — przesadził.
— Uparty mały człowiek! — pełen wigoru wycofał samochodem z parkingu, a następnie udaliśmy się w trasę odwrotną do przeznaczonej aby wrócić do domu.
— Co ty wyprawiasz? — rozglądałam się na boki, próbując ustalić cel podróży.
— Pojedziemy pod szkołę baletową "Gloria". — nie mogłam scalić faktów. Gdy w głowie zaczęły pojawiać się skrawki rozmów z Jackiem, oprzytomniałam.
— Nie! Szkoła jego córki?! Kompletnie oszalałeś....— brakowało mi tchu. — Zaraz...— od razu zjechał na pobocze i wyleciał samochodu aby mnie ratować. Kilkanaście sekund później powzięta w ramionach, osłabiona i zamroczona od rewelacji, zobaczyłam przed swoimi oczami światło. Światło, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. To mogące oślepić swym blaskiem jedynie wybranych. Czyżbym umierała? Albo budziła się z koszmaru z Aniołem Stróżem w roli głównej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz