poniedziałek, 21 stycznia 2019

Walnięty Święty (IV) - CIEKAWOŚĆ PIERWSZYM STOPNIEM DO NIEBA

Walnięty Święty (IV) - CIEKAWOŚĆ PIERWSZYM STOPNIEM DO NIEBA
Jak podoba wam się seria?

Pozdrawiam serdecznie.

Wasza A.

***
Nie licząc ogromnego bólu głowy, małego zadrapania na przedramieniu oraz wymiotów, które towarzyszyły mi zaraz od wybudzenia się z wstrząsu, było całkiem nieźle. Jedynie przerażony obrotem spraw stróż niebiańskiego raju, sprawiał wrażenie przejętego, jak nigdy wcześniej. Kiedy ślęczał przy drzwiach do łazienki, zadając coraz to bardziej męczące pytania, ja aktualnie planowałam jego morderstwo i to w afekcie. 

— Żyjesz, córko niebios?  kopnięcie w twarz byłoby zbyt miłym przywitaniem, jak na powrót sił witalnych, których powoli nabierałam.

— Won!   splunęłam do toalety i zawiesiłam swą zmęczoną od migreny głowę na przedramieniu, którym podtrzymywałam, przysiadając na piętach.

— Ależ ja muszę Ci pomóc!  wiedział, że nie byłam w nastroju do walki, więc nawet nie wychylił się ze swoją durną teleportacją. Poza tym miał mi pomagać w znalezieniu miłości życia, a nie bawić się w nią.

— Musisz zniknąć!  szepnęłam pod nosem i wywołałam wilka z lasu. Niczym piorun z jasnego nieba, zjawił się obok i wziął me ciało na ręce. 

Szamotając się w jego objęciach, prawie udało mi się wydostać. Niestety "prawie" jego ogromnej siły i wściekłości, jaka malowała się na twarzy, na nic się zdało. Po kilku sekundach położył mnie na sofie. Śpiąca na niej Balbina wyczuła możliwy atak mego ciała, więc niczym z procy wystrzeliła w stronę kuchni i tyle żeśmy ją widzieli. Anielski pomiot zrealizował jeszcze tylko kilka ze swych obowiązków. Przykrył mnie kocem i ułożył głowę na poduszce, a następnie dołączył do kotki. 

—  Zdrada.  cmoknęłam niezadowolenie, gładząc swe rozgrzane czoło. 

— Jesteście najsłabszym z gatunków, jakie stworzył.  nie wiedziałam jakimi sposobami zorganizował kilka opakowań lekarstw zbijających gorączkę oraz zieloną herbatę.  Zabija was łagodna flora i fauna.  po tych małym wywodzie podstawił pod mój nos kubek z ulatniającą się parą, a następnie rozkazał.  Wdychaj! No już! 

— Czekaj... niechcący, bez zamysłu wciągnęłam do nosa słodką woń. W efekcie zakrztusiłam się nią i jak poparzona, wstałam z łóżka. Tętniący w skroniach ból zniknął, a ciało przepełniła energia.  Co... spojrzałam na siebie od stóp do głów, próbując zrozumieć, co u licha się stało.

— Zanim zaczniesz narzekać, musisz mnie wysłuchać. — potulnie zgodziłam się na kilka głębszych wdechów. Gdy odstawił kubek, zdenerwowana oczekiwałam na wyjaśnienia. — Jacek to twoja bratnia dusza. I jakbyś się na takie nowości nie zapatrywała, to czego doświadczyłaś...ten błysk jest tylko potwierdzeniem. On daje Ci wskazówki. 

— Jacek ma żonę na karku, która jęczy o alimenty. No i córkę, o której niewiele wiem. Jakim niby cudem on ma być moim...— rozumiałam każdego człowieka. Liberalny charakter w końcu doprowadził mnie do danej sytuacji, ale z drugiej strony nie miałam rzucać się na głęboką wodę. Związek z tak doświadczonym facetem nie był moim marzeniem. I kompletnie tego nie czułam.

— Nie każdy nosi aureolę i jest krystalicznie czysty. Widocznie jego serce wiele o nim świadczy. Mówił o tym chłopaku, któremu pomogliście. Może to ma was zbliżyć. — wzruszając ramionami wyglądał, jakby prawił o zwykłej formalności związanej z wydaniem mnie w łapska przypadkowego faceta. Lubiłam Jacka, to fakt. Ale żeby od razu lgnąć w jego ramiona, bo anioł mi każe? Trochę za dużo tkwiło w tym szaleństwa. 

— Cyprian. — podniosłam się delikatnie do pozycji siedzącej i zamknęłam oczy, próbując skupić myśli. — Jacek to ostatnia osoba, którą uważam dla mnie...za odpowiednią. Jest bardzo fajny, ale to nie to. Zaufaj mi.

— Nawet nie dasz mu szansy? Sobie? Mi? — popatrzył na mnie błagalnie, na co zajęczałam wściekle. 

— Jaki ty jesteś uparty! — z powrotem klapnęłam na plecy i naciągnęłam koc tak, że zakrył mą całą twarz. Zniechęcona nabytą gorączką, nowościami w postaci przyjaciela, jako przyszłego partnera, mocno warknęłam. Z bezsilności. Zwykłej, ludzkiej bezsilności. 

— Uczę się od najlepszych. — zrezygnowałam. Miałam dość toczenia walki z wiatrakami. Jeśli jedynym sposobem na wytłuczenie z jego łba planów dotyczących Jacka, była próba pokazania mu, iż się myli...cóż, musiałam spróbować.

— Dobra. — mocno szarpnął za materiał płachty, którą byłam okryta po czubek głowy. Kiedy ujrzałam ogromny, zadowolony uśmieszek, miałam ochotę stłuc go na kwaśne jabłko.

— Dumny jestem. — głaszcząc Balbinę, zamruczał pod nosem. — Najpierw wykurujemy Cię, a potem...zaczniemy działać. — gdy wyjął z opakowania trzy tabletki, zaskoczona uniosłam do góry jedną z dłoni.

— Chyba przesadzasz. — zapewne nie miał pojęcia, jak działa ludzka medycyna. 

— Witamina, lekarstwo na zbicie gorączki i osłona. — dumny, jak paw podał mi białe pastylki i napar, którym przed momentem się "dotleniałam". — Będziesz, jak nowa.

— Chyba wolę piekło. — zniesmaczona połknęłam przydzieloną porcję specyfików, a następnie wypiłam kilka łyków ziółek. Po tym szybko wróciłam do pozycji leżącej i zamknęłam oczy. 

Nie przeszkadzał mi w oddaleniu się do krainy snów. Niczym mysz pod miotłą, wygramolił się z salonu nadal trzymając na rękach kota i zniknął. Jeszcze przez kilka sekund od jego wyjścia, myślałam o dezercji. Zwykłym, tchórzliwym czynie, który ułatwiłby me życie w stu procentach. Jednak czy podążanie na skróty było dobrą opcją? Miało jakieś szansę na powodzenie? Zapewne znalazłby mnie i zmusił do współpracy. Bo Anioły wcale nie były takie miłe, jak mogłoby się wydawać na samym początku. A ja miałam się o tym przekonać, kilka innych prób zdobycia biletu do niebios...później.




Stojąc przed salą treningową, gdzie właśnie kończyły się zajęcia z podopiecznym Jacka, pragnęłam uciec. Schować się najgłębiej, jak tylko potrafię w czarnej dziurze wszechświata i nigdy z niej nie wychodzić. Bo świadomość bycia blisko przyjaciela, zaczęła dręczyć mnie od momentu, w którym zgodziłam się na propozycję Cypriana. Nie miał on sobie równych w kompletowaniu całego szeregu wskazówek dotyczących zdobycia uwagi sportowca. Zupełnie, jakby znał go na wylot. Z drugiej strony, co ja tam wiedziałam o świętym pomiocie? Nic. Nic, a nic. Tak samo, jak o Jacku. 

Może dlatego wcale nie spodobały mi się wspólne zakupy wyposażenia treningowego? Wliczając w to elastyczny i przylegający do ciała strój. Zwykły podkoszulek oraz rozciągnięte dresy nie były wabikiem na facetów i zdawałam sobie z tego sprawę. Tyle, że przeskok z mego naturalnego zachowania i obycia na "zrobioną" kokietkę, wcale nie pomagał mi nabrać pewności siebie. Nie były to też z kolei bardzo skąpe łachmany, które stanowiłyby obiekt erotycznych fantazji wszelkich facetów na treningach. Co, to to nie. Cyprian był przede wszystkim świętym. Priorytetem była dla niego ma cnotliwość. Ta, której coraz mocniej w sobie nie lubiłam. 

Bo, co byłoby gdybym się przemogła? Gdybym choć raz w życiu nagięła swe twarde zasady i poddała się namiętności z przypadkowym człowiekiem? Piekło nie było wybrukowane małymi grzechami. Tutaj chodziło o moje gówniane podejście do życia. Me głupie założenie, że muszę trzymać się obranego planu związanego z "tym jedynym", który jeszcze się nie pojawił. I wbrew wszystkim wstępnym założeniom o szarmanckim, stanem wolnym księciu na białym koniu, dostałam czarnego wojownika z niezłymi bruzdami na życiorysie. I to wcale, a wcale nie chodziło o ukamienowanie takiego człowieka. Po prostu nie wydawało mi się, abym miała jakiekolwiek szansę na zbudowanie z nim spokojnego życia.l Takiego, jakie serwowałam sobie w myślach, marząc o miłości po wsze czasy.

— Dasz radę. — krążyłam wokół drzwi wejściowych na salę, niczym pilot próbujący wylądować na odpowiednim pasie lotniska.  — Jesteś silna, niezależna i pokażesz temu boskiemu wariatowi, że...— kiedy chciałam dokończyć, wrota od przepełnionego potem oraz dusznością wnętrza, rozwarły się. Niechcący tratując mą osobę, Jacek wyskoczył zza nich i spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

— Ada? — podwyższony ton głosu oraz ciepły dotyk na mym poturbowanym ramieniu, wywołały falę ciarek na całym ciele. Niebieskie, sportowe leginsy oraz dopasowany top w czarnym kolorze ewidentnie były jednym z głównych powodów jego konsternacji. Zwyczajnie w świecie mnie nie poznał. Z resztą ja również nie byłam przyzwyczajona do takiej wersji samej siebie.

— Cześć. — syknęłam najdelikatniej, jak mogłam, odsuwając się od jego dłoni. — Środa, nie? — udałam wyluzowaną i uśmiechnęłam się szeroko. 

— Co Cię podkusiło...— zilustrował mnie od stóp do głów. — Nie znałem Cię z tej strony. 

— Kobiecej? — zaczynał mnie drażnić. 

— Niewygodnej. Te ciuchy nadają się na ćwiczenia pośród bezmózgich modelek na fitnessie. Wiesz...— kiedy zaczął wykonywać głupie, tańczące ruchy, zaśmiałam się na głos. — Hej! Ho! — uniósł do góry swe dłonie i zatrzebiotał rzęsiskami, które jak na faceta, były imponująco długie. — Poza. — wydymał usta, jak do zdjęcia i również wybuchnął śmiechem. — Serio. 

— To pomysł kuzyna. — miałam nadzieję, że po części usprawiedliwię swoją głupotę, czyjąś głupotą. — Cyprian stwierdził, że w dresach i podkoszulku wyglądam, jak fleja.

— Może zaproś go na trening to pokaże mu, że wygoda idzie w parze z urodą. Seksapil to rzecz względna. Kobieta może być seksowna, ale nie piękna. — ukryty komplement wprawił mnie w doskonały nastrój. Rozmowy, które niekiedy prowadziliśmy, nawet te zahaczające o rodzinę czy prace, nie nawiązywały do upodobań. Jacek mało mówił o samym sobie czy o preferencjach względem płci przeciwnej. 

— Żałuje, że nie zabrałam ze sobą swojej "urody". — zażartowałam, ale w głębi duszy naprawdę było mi przykro. Okazało się bowiem, że moje własne decyzje mogą być słuszne. Niezależnie od idealnych drogowskazów stawianych na drodze przez niebiańskiego typa. 

— Mam jedną parę czystych dresów. I podkoszulek. Co, prawda może być odrobinę za duży...— spojrzał za siebie. — Ale nie będziesz się krępowała. Wiem, że bycie jedyną kobietą w okolicy...jest frustrujące dla tych osiłków. — bingo. — Mogliby Cię pożreć. — dopiero w tym momencie poczułam zawstydzenie. Czy mówił jedynie w imieniu kolegów na sali? Czy też dana przemowa zaliczała się do prywatnych spostrzeżeń? To było o wiele trudniejsze do rozgryzienia. Coraz mocniej gubiłam się w jego zachowaniu. Takie przyciągnie z odpychaniem miało jednak swoje plusy. Mogłam spokojnie darować sobie miłość w "sportowym" wydaniu.


— Jak młody? — musiałam zmienić temat, zanim zapadłabym się pod ziemię. — Da radę?

— Jasne. — uśmiechnął się, a w oczach ujrzałam ogrom ciepła. Może z tym dobrym sercem też miało to coś wspólnego? — Jest silny. Poza tym pytał o Ciebie. Chciał Ci podziękować za namiar do tego specjalisty.

— Drobiazg. — odpowiedziałam szczerze i spojrzałam na drzwi do sali. — To pożyczysz mi swoją garderobę zanim zostanę zjedzona żywcem? — wskazałam paluchem na jego sportowy bagaż. 

— Jest w męskiej szatni. Mam kluczyk więc możemy zejść...— poczułam się dziwnie. Jakbym była pod tymczasową ochroną, która teraz przybrała formę nadopiekuńczości.

— Poradzę sobie. — wyciągnęłam dłoń, aby złapać za smycz, którą wyjął z kieszeni spodni. — Dzięki. — kiedy mi ją przekazywał, poczułam specyficzną aurę. Jakby jego wzrok skoncentrowany na mnie chciał coś wykrzyczeć. Coś powiedzieć. Coś, co stanowiło dla niego ogromny kłopot. 

— Jasne. — szybko szepnął pod nosem i zniknął w wnętrzu pomieszczenia pełnego męskiego testosteronu. 

Nie minęło kilkanaście sekund, gdy Cyprian zjawił się obok. Niczym morderca wlepiał swe ślepia w klucze, które trzymałam w swych dłoniach. 

— Jezu! — przerażona zamknęłam oczy i warknęłam pod nosem. — Przestań to robić!

— Zwariowałaś? — nie przejął się mą groźbą, bo jedyne co miał w swej pustej głowie to myśli dotyczące spaprania jego idealnego planu. — Pójdziesz tam bez zawahania się...— mówił, jak rodzic. Nazbyt gorliwy, pełen buntowniczego wigoru, próbował wymusić na mnie abym przeszła na ciemną stronę mocy.

— Wolę swój dres, Panie przewodniku duchowy. — zmrużyłam powieki i zrobiłam krok w przód, aby go wyminąć. Kiedy mocno złapał za me ramiona i spojrzał w oczy, zlękłam się. Nigdy wcześniej nie był, aż tak stanowczy. 

— Rozpieszczony bachor z Ciebie, Adriano. — jeśli miałam wybrać najgorszą rzecz, jaką do mnie kiedykolwiek powiedziano, Cyprian wygrywał na starcie. To, co właśnie zrobił mogło poskutkować zerwaniem kontraktu. 

— Puść mnie. — spokojnie, jak nigdy utkwiłam wzrokiem na jego dłoniach, które nadal spoczywały na mych ramionach. — Już. 

Gdy odsunął się, coś we mnie pękło. Prawy sierpowy nie był wcale delikatny. Jakby złość kumulująca się we mnie, potrzebowała odbezpieczenia zawleczki. Krew ulatniająca się z nosa, aż do warg była natomiast mym trofeum. Skutkiem ubocznym, wybuchu. 

— Pierwsza zasada. Trzymaj gardę, kiedy odpuszczasz cios. — szepnęłam zadowolona. Pewna siebie ominęłam jego skulone ciało i weszłam do wnętrza sali. Czy miałam sobie za złe, że mnie sprowokował? Oczywiście. Ale w danym momencie mało mnie obchodziło, jak bardzo zbłądziłam w swej niebieskiej drodze. Niczym żołnierz wdarłam na salę treningową. Oczy wszystkich mężczyzn, którzy nagle przestali ćwiczyć, spoczęły na mej osobie. Jacek nie zdążył powstrzymać się przed szerokim otwarciem swej paszczy. 

Gdy świst powietrza z ust trenujących obok mężczyzn ustał, a na jego miejscu pojawiły się szepty, przyjaciel odważył się zapytać.

— Zrezygnowałaś...— pewna siebie, jak nigdy podałam mu pożyczone klucze i uśmiechnęłam się.

— Seksapil składa się na byciem seksowną i piękną, nie? — mocniej zacisnęłam swe włosy w kitkę i oblizałam usta. — Myślę, że do tego też potrzebna jest silna wola. — wzruszyłam ramionami i sięgnęłam do torby po bandaże bokserskie. 

— Co się stało, Ada?  Wydajesz się być inna...— nachylił się nade mną i szepnął. 

— Uważaj.  — uniosłam wzrok i objęłam zadowolonym spojrzeniem jego przystojną, zaintrygowaną facjatę. — Bo dopiero się rozkręcam. 

Nic nie było takie, jakie zakładałam. Ani Cyprian, ani umowa, ani ja sama. Wszystko pomieszało się w efekcie niedomówień oraz oczekiwań. Ja stałam się głównym powodem dla którego Bóg, zesłał do mnie niebiańską pomoc. I to ja decydowałam o tym, czy chcę z niej korzystać. Nie odwrotnie. Tego byłam pewna, jak nigdy wcześniej. 









Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger