wtorek, 29 maja 2018

Plan B (V)

Plan B (V)
Michał idzie w odstawkę. Jednak czy to koniec problemów Poli i Leona?

Zapraszam, 
Wasza A. 
***

Wchodząc do domu, zapragnęłam ciszy. Ochoczo wierzyłam w to, że Leon oddalił się do krainy snów, co było mi również najbliższym marzeniem. Niestety nie miałam szczęścia. Ni w miłości, ni w świętym spokoju. W tym wypadku wystarczyło otworzyć drzwi, a przy okazji wybuchła puszka pandory. Taki urok posiadania zaborczego szefa.

- Witamy Panią. - wypił zdecydowanie więcej niż jeden drink. Uśmiech, czerwone policzki, wyciągnięta z garniturowych spodni koszula, uwidaczniająca zarys mięśni oraz rozmierzwione ciemne włosy były wręcz atrybutami rozpoznawczymi w jego przypadku. Obraz bóstwa pomieszanego z słodką rozpaczą. Przysięgam, gdyby nie fakt, że przed chwilą skończyłam temat z jednym miłosnym uniesieniem, rzuciłabym się na niego. Nawet jeśli znajdował się w tak zachwianym stanie. 

Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły na przekomarzanie się, choć z góry wiedziałam, iż druga strona nie odpuści. Stanąwszy naprzeciwko, dumnie uniósł głowę i popatrzył na mnie, jak na skazaną. 

- Masz coś na swoją obronę? - nie brzmiał, jak pijany. Jego dykcja wręcz zachwycała. Doskonale zdawał sobie sprawę z każdego słowa. 

Nadal nic. Taktyka, którą obrałam mogła zdziałać cuda. Wystarczyło aby Leon nie był rozwścieczonym bykiem, a temat Michała nie pojawił się w roli czerwonej płachty. To mogłam zdziałać.

- Spałaś z nim. - odsunął się i popatrzył na mnie inaczej niż zwykle. Przechylił butelkę trzymaną w jednej  dłoni - czego na początku nie zauważyłam, a potem zawrócił w stronę swojej pijackiej groty.

- W czym jest lepsza ode mnie? - z dala od tematu blondyna. Musiałam mu pokazać, że również nie jest święty.

- Ma klasę. - powiedział sam do siebie. Kiedy pchnął drzwi i już miał się przez nie przetoczyć, wystrzeliłam. 

- Piosenkarka w klubie nie ma klasy. To tylko kokietka. - wzburzone morze, inaczej nazwać tego nie mogłam. Leon praktycznie wyskoczył z progu i w jednej sekundzie wytrzeźwiał.

- Coś ty powiedziała! - błękitne oczy pociemniały, a źrenice rozszerzyły się. Był pod napięciem tak silnym, jakby całe ciało zostało naelektryzowane przez złość.

- Negri. To o nią chodzi. - jakbym odkryła skarb zakopany tysiąc lat temu. Był obserwatorem, który zwyczajnie w świecie nie mógł pojąć, iż ktoś oprócz niego zna jego tajemnicę. Wiedziałam o wszystkim. 

- Jesteś psychopatką? - odsunął się. 

- Michał tak nie uważa. - znów fala wściekłości.

- Nie waż się. - wycedził przez zaciśnięte zęby i pogroził palcem. - Nie...

- Znam ją. To powinno dać Ci do myślenia. - wlałam na twarz grymas niezadowolenia oraz obojętności. Gdy chciałam uciec do swojego pokoju, zastawił mi drogę.

- Ty...wiesz? O nas? - chyba ze mnie kpił. 

- Was? Z tego co mi wiadomo, to nie ma żadnych was. - wzruszyłam ramionami i znów chciałam go wyminąć. Niestety na próżno.

- Ona tak powiedziała? Z resztą skąd mogłabyś... - tego było za wiele.

- Wiem, że Negri już kogoś ma. Jeśli chcesz to zapytaj. W końcu...co ja tam wiem. - cios. Tak, zasłużył sobie. - A teraz przepuść mnie. 

Kilka sekund później zaryczana, jak bóbr, próbowałam zagłuszyć łzy, opadające na  poduszkę. Jak mogłam mu odpuścić? Najpierw szalał z zazdrości, a potem sam mnie o nią oskarżał. 

***

Pan Antoni patrzył na mnie w  skupieniu oraz ciszy cale dwie godziny. Wzrok utkwiony w jednym punkcie był skutkiem wojny z  emocjami, toczącej się wewnątrz mnie. Siedemnasty raz przejeżdżałam po powierzchni wazonu, którego ostatnia kropla wyschła dobre pięć minut temu. Dźwięk esemesa wybudził z transu. Pan Antoni jednak nie pozwolił mi na zaspokojenie ciekawości i rozpoczął rozmowę, której już dawno nie odbywaliśmy.

- Wszystko dobrze, dziecinko? - spojrzał na telefon i na moją opuchniętą od wczorajszych łez, twarz.

- Nie. - pokręciłam głową, a sekundę później znów zebrało mi się na płacz. 

Leon wyjechał z samego rana - to znaczy - nie dosłownie. Po zakrapianej nocy powziął jednego ze swoich zaufanych szoferów i uciekł. Kartka w postaci listy rzeczy do wykonania przeze mnie, na ten dzień była jedyną formą dialogu z jego strony.

- Chodzi o tego młodzieńca z wczoraj. - jeśli miał na myśli Leona to trafił za dziesięć punktów.

- I tak i nie. Panie Antoni, wybaczy Pan, ale nie mogę rozmawiać na ten temat. - znów zajęłam się czyszczeniem porcelany oraz zastawy sztućców, których liczba odpowiadała całej załodze Titanica wraz z orkiestrą.

- Dusza sama rwie się z bólu. Coś o tym wiem, dziecino. - atmosfera podupadła. - W szczególności jeśli chodzi o takie dni, jak ten. - posmutniał, a ja wyczułam nutę braku zrozumienia

- Jak ten? - odwróciłam się w jego stronę, a w międzyczasie nadal szorowałam srebro.

- Leon co roku organizuje kolację dla naszej rodziny. Powód do szczęścia i nieszczęścia w jednym. 

- Nie rozumiem. - ciekawość zabrnęła w ciemne zakamarki tego domu.

- Jego urodziny, panienko. - spoważniał i spojrzał na zdjęcie ze ślubu, wiszące w kuchni. - Jeden z najbardziej okropnych, a zarazem cudownych dni.

- To raczej powód do świętowania. - zdziwiłam się.

- Nie, gdy twoja matka umiera podczas porodu. - jakbym wpadła do studni pełnej brudnej wody. Matka? Zmarła? Mówił o oddaniu go w ręce dziadka, jak wiele wycierpiał rozstając się z mamą, a teraz to? Czy Pan Antoni na pewno nie pomieszał faktów? Byłam mocno rozgoryczona i zagubiona.

- Mama Leona oddała za niego życie. Macocha Leona natomiast trafiła na bardzo popsutego mężczyznę, który ją zniszczył.

- Leon mówił o niej, jak o kimś...- wszystko się poplątało.

- Alicja była kobietą, która zaraz po ślubie chciała urodzić mu drugie dziecko. Niestety ojciec Leona...mój syn zawsze był idiotą. - machnął laską i zamknął oczy. - Kiedy się nie zgodził, Alicja przyjęła Leona, jak swojego synka. Z czasem Robert jednak odsuwał go od niej. Alicja wpadła w nałóg.

- Mówił o hazardzie. - czyżbym była okłamywana od początku?

- Alicja była dobrą zastępczynią i tu tkwił problem. Robert, mój syn nie chciał żony. Chciał opiekunki, przyjaciółki, powierniczki, ale nie miłości życia. Ją już przeżył.

- Mama Leona. - dopiero teraz dotarło. - Czy ja dobrze zrozumiałam, Panie Antoni? Mama Leona umarła podczas porodu. Jego ojciec żeni się po raz drugi tylko po to, aby synem miał się kto zająć? A co z nim? Co z jego obowiązkiem?! - byłam wściekła i rozżalona. Biedny chłopiec, który przeżył tyle odrzucenia. 

- Obwiniał Leona. - i nagle wszystko miało sens. Każda jego tajemnica. Być albo mieć. Negri i ja. Sam nie wiedział, czego pragnął, bo sam nigdy nie zaznał czegoś prawdziwego i normalnego. 

- Sukinsyny. Przecież to nie była zabawka! - rzuciłam szmatą o wypolerowaną zastawę. Kiedy usłyszałam stukanie obcasami, zamknęłam jadaczkę.

Wysoka ciemnowłosa piękność o nogach żyrafy, wkroczyła do kuchni i uśmiechnęła się.

- Witam. Dopiero co przyjechaliśmy...czy dziadek....- gdy zauważyła Pana Antoniego od razu podbiegła i nachyliła się, by go pocałować. 

- Intruz! - wiedziałam, że to nie może skończyć się dobrze.

- Już! - szybko odseparowałam ją od staruszka i zawiozłam do jego sypialni. 

Kiedy znów przebyłam cały maraton w uspokajaniu go, zmęczona poczłapałam w kierunku kuchni, gdzie pozostawiłam wykrzyczanego "intruza" o seksownych kształtach. Czy spodziewałam się kilku jego klonów w różnym wieku? Nie. 

- Kim...- spojrzałam w stronę sześciu kobiet. Jedna z nich wyróżniała się na ich tle. Rudawe włosy, ciemne oczy oraz zwarty w spojrzeniu pogardliwy ton. Alicja. 

- Przyjechałam na urodziny syna. A Pani to? - ależ miałam przechlapane. 

- Pola. Pomoc domowa. 

Niezadowolony wzrok oraz poczucie wyższości. Ta kobieta była zagadką. Błędem lub szczęściem, które ktoś nieładnie skrzywdził. W obydwóch przypadkach jednak musiałam mieć się na baczności. Była matką Leona. Tą, która kilkanaście lat temu przyjęła go do serca i została przez to wyrzucona na bruk. Ta, której nienawidził, a mimo to posiadająca ogromny wpływ. Tą, która za pstryknięciem palców, mogła zniszczyć czyjeś całe życie. I diabłem wiedział, że coś mi się zdawało, że to moje grało u niej w tej chwili, pierwsze skrzypce. 


Leon nie pojawił się po obiedzie, tak jak się tego spodziewaliśmy. Alicja dostarczyła wszystkim zdawkowej informacji o jego spóźnieniu, a potem dała nogę do sypialni Pana Antoniego i tyle ją widziałam. W większej części byłam z tego obrotu sprawy zadowolona. Mniej węszenia, mniej problemów. 

Kiedy zmywałam naczynia po rodzinnym posiłku, znów usłyszałam donośne stukanie obcasów. Wysoka brunetka ponownie zawitała w progu serca domu, ale tym razem od razu podeszła do stolika i usiadła w pozycji, z której mogłaby mnie poobserwować. 

- Pola. - zaczęła sama do siebie. - Długo tu pomieszkujesz? - nie musiałam odpowiadać, ale coś wewnętrznie pchało mnie do konfrontacji. 

- Ponad rok pracuję, a trzy miesiące mieszkam. - zdawkowe odpowiedzi powinny były jej wystarczyć.

- Spałaś z moim przyrodnim bratem? - myślałam, że się uduszę. 

- Nie jestem typem... - prychnęłam, aby nie dać podejrzeń.

- Nie oceniam. On lubi tajemnicze babki. Ty taka się wydajesz. - czemu skupiłam się na słowie "babki". 

- Lubi takie, jak ja? - tego jeszcze nie słyszałam. Nawet od właściciela danych preferencji.

- Leon święty nie jest. Mimo wszystko wszelkie znajomości jakie zawierał, opierały się o estradową fantazję. - wybuchła śmiechem. Miałam wrażenie, że podwędziła butelkę rumu z barku w biurze brata. 

- Estradowa? - próbowałam zrozumieć.

- Kobiety sukcesu, jak jego matka. Ta, która go urodziła. - wzruszyła ramionami, gdzie na jednym z nich widniał tatuaż w kształcie słońca.

- Kompleks Edypa? - zaczynałam się bać.

- Skąd. - machnęła dłonią i złapała za mandarynkę. - Leon uwielbia gry. Każda kobieta, która jest owiana tajemnicą, tak jak jego matka. Wiesz, co to burleska?

- Tancerka? - nie mogłam w to uwierzyć.

-  Cecilia La Rouge. Była właścicielem pierwszego teatru burleski w Mediolanie. 

- Nieźle. - Leon dlatego zakochał się w Negri. Była czymś, co łączyło go z matką oraz z jej światem. Utracił wiarę w jej magię, którą dawały mu moje występy, logicznie rzecz ujmując.

- Ty nie tańczysz, ale masz w sobie aktorski kunszt. - gdy zjadła owoc, a następnie zeskoczyła z siedzenia, podeszła do okna wychodzącego na taras.

- Nic mnie z nim nie łączy. - zaprzeczyłam. - Wczoraj rozstałam się z kimś...- chciałam się usprawiedliwić.

Dlaczego zawsze to działo się wtedy, gdy mówiłam swe myśli na głos? Te, które nie wypływały na wierzch, gdy ze mną rozmawiał? Nie wiem. Leon zwyczajnie w świecie pojawiał się tam, gdzie okazywałam słabość. Zawsze w takich momentach.

- Nina. - powiedział na głos i zwrócił uwagę swej siostry. Gdy podbiegła i rzuciła mu się na ramiona, miałam ochotę uciec. Zazdrość? Nie. Przeczucie, że rozmowa z brunetką zostanie przeniesiona na damsko-męski grunt. - Możesz pójść po mamę? Zamęczy dziadka, a za kilka minut chciałbym zacząć przyjęcie.

- Jasne. - ucałowała policzek bruneta i zniknęła, tak szybko jak przyszła.

Spięcie kończyn, jak za każdym razem nie nadeszło. Przez jeden dzień wiele zrozumiałam. Wiedziałam już dlaczego się bronił. Dojrzałam do tego aby zobaczyć sens Negri w jego życiu. Wszystko to przez samotność i rozłąkę. Tej, której nawet Pan Antoni nie był w stanie mu zrekompensować.

- Możemy porozmawiać? - huk dostawy cateringu, który wlał się do uszu, spowodował grymas na mej twarzy. Mimo wszystko nie spodziewałam się, że zamknie drzwi. Tak jakby odciął nas od reszty. Tak, jakbym pragnęła tego od samego początku.


***

- Poznałaś w końcu moją rodzinę. Jak się z tym czujesz? - "mężato" to odpowiednie słowo?

- To ciekawy temat. Twoja mama jest bardzo w...- wywróciłam oczami.

- Wredna? - uśmiechnął się i wsadził dłonie do kieszeni garnituru.

- Wymagająca. Przy rozkładaniu zastawy na obiad, dyrygowała lepiej niż niejeden profesjonalny muzyk. - kiwnęłam głową i zaczęłam ścierać blat.

- Możesz odpuścić na sekundę? Chciałem pogadać o wczorajszym...zerwałaś z Michałem? - to się nazywało "nie owijać w bawełnę."

- Dlaczego pytasz? - znowu gra. Wiedziałam, że to lubi.

- Po pierwsze wróciłaś do domu. Ja bym nie pozwolił na to, aby moja kobieta wracała do obcego faceta. W dodatku tak przystojnego i charyzmatycznego. - powiało skromnością. Czemu zaczęłam się śmiać jak głupia?

- Po drugie Michał odmówił spotkań w tym domu, a ja nie jestem tym...aby złamać mu serce.

- Wredny jesteś. - znów był bardzo blisko.

- Po trzecie właśnie powiedziałaś to Ninie. Słuch mam znakomity. Te ściany również mają uszy.

- Podsłuchiwałeś? - skarciłam go, ale w bardzo delikatny sposób.

- Może. - kiedy nachylił się, aby wykonać bardzo odważny ruch, ja odstąpiłam.

- Nie będę nią, Leon. Negri i ja to bardzo duża rozbieżność.

- Skąd ją znasz? - miałam wyjście.

- Z lokalu. Byłam tam kelnerką. Jak wiesz miałam kilka zajęć zanim tutaj zamieszkałam.

- Poznałem ją. Wtedy się zakochałem. - chyba się przesłyszałam!

- Poznałeś? Jak? - teraz to ja byłam przerażona.

- Po jednej z imprez w lokalu, dyrektor urządził wieczorek klasyki. Poprosił szefa lokalu o kilka dodatkowych występów. Szczęście czy pech chciało, że Negri zaśpiewała pare kawałków, ale podczas tego występu zasłabła...

Świat stanął mi przed oczami. Dzień, kiedy zmarła moja mama i druga rocznica żałoby. Pamiętałam ten dzień, jak przez mgłę. Bonus w postaci dodatkowej gotówki, tydzień przed znalezieniem kolejnej pracy. Byłam zmęczona. Cholernie zmęczona i wyczerpana pod naporem obowiązków. Zemdlałam, a obudziłam się dopiero kolejnego dnia w szpitalu. Barti mówił, że to jeden z tych gości zawiózł mnie  na pogotowie bez zająknięcia się. To on sprawdził puls i to on zapłacił dodatkowe pieniądze na leczenie krtani, które przeszłam miesiąc później. Czy nie miałam sumienia? Negri była wtedy dla mnie wszystkim.

- To ty opłaciłeś jej leczenie. - byłam wdzięczna i przeraźliwie zrozpaczona obrotem spraw. Teraz dotarło do mnie, że to wszystko nie miało sensu. Powinnam była spłacić dług i odejść.

- Dużo wiesz. - złapałam się na swym długim jęzorze.

- Negri nie jest szczęśliwa Leon. - mogłam mu pomóc i zamierzałam to zrobić. - To nie typ divy czy kobiety sukcesu. To młoda kobieta pełna problemów, komplikacji. Ma dobre serce, tego jestem pewna. Pytaniem jest czy chciałaby je oddać właśnie tobie.

- Każdy zasługuje na szansę. - tylko nie ja. Nie my. 

- Mam coś dla Ciebie. - podeszłam do szuflady, w której ukryty był powód mego złego samopoczucia. Całą noc myślałam, jak to zrobić. Miałam nadzieję, że być może odwróci mnie od tego poranna rozmowa czy wyznanie. I to w sumie się stało. Zostało mi wyznane o wiele więcej niż się spodziewałam. Tyle, że nie to, co chciałam usłyszeć. Gdy wyciągnęłam kartkę i podałam mu ją, cierpliwie odsunęłam się na bok i wyczekiwałam reakcji. 

- Odchodzisz? - spoglądał to na wypowiedzenie, a to na mnie. 

- Pan Antoni już wie. - uśmiechnęłam się smutno. - Zgodził się ze mną. 

- Czekaj. Pola. - położył dokument na stole, a potem spojrzał na mnie błagająco. - Jesteś...

- Nie zmuszaj się, Leon. - musiałam dać temu spokój.  - Twoja mama. Twoja druga mama. Twój ojciec. I ja. Wszyscy jesteśmy winni. Przyzwyczailiśmy Cię do tego, że nic nie jest wieczne. 

- Ty nic nie zrobiłaś! - jak mocno się mylił.

- Poprosiłam Negri, aby trzymała się od Ciebie z daleka. - musiałam to zrobić. 

-  Kłamiesz żeby...- ostatni strzał.

„...myślę, że najlepiej poznaje się miłość, gdy się najpierw popełni omyłkę, a potem ją naprawi” - zacytowałam, a sekundę później zobaczyłam  przed sobą demona. 

- Nie mogłabyś....wszyscy, ale nie ty. - cięcie tępym nożem. 

- Zakochałam się. Dla miłości jestem w stanie zrobić wiele. - spuściłam wzrok i skierowałam kroki w stronę drzwi. 

- Masz dokąd odejść? - nadal troskliwy.

- Poradzę sobie. - jak mocno bolało? Jak wyrwanie Negri z mego życiorysu. 






Plan B (IV)

Plan B (IV)
Idziemy, jak burza...

Nawiązując do Leona, musimy poznać i trochę jego historii. 

Zapraszam. Wasza A. 

***


- Możesz nas zostawić? - nawet nie spojrzałam na Sylwię. Zawiedziony wyraz twarzy pracodawcy, wzbudził wstyd. Miał prawo wiedzieć. On, jak i Antoni. To przecież o niego głównie chodziło.


- Będę na tarasie. - zniknęła w trybie natychmiastowym, ale tuż przed wyjściem posłała mi smutny uśmiech. Szczerość. Sylwia zawsze powtarzała, że człowiek nie rodzi się idealny, dlatego z pewnych rzeczy musi wykaraskać się w sposób brudny lub krzywdzący dla innych. Nasz egoizm czasami musi być ratunkiem.


- Mieliśmy współpracować. - utkwił spojrzeniem w niezidentyfikowanym punkcie. Kiedy znów na mnie spojrzał, poczułam spięcie. To znajome uczucia elektrycznej fali, która obezwładniała umysł. Tak, jak przy naszej pierwszej rozmowie.

- Współpraca kończy się wraz z wypowiedzeniem. - wytarłam policzek, który ubrudziłam w momencie nakładania masy. - Taka kolej losu.

- Mojemu dziadkowi też to powiesz? - wskazał na drzwi, patrząc na mnie pytająco. Był wściekły i miał rację. Znowu. - Ile ty masz kurwa lat Pola, co? Siedem? To jest jedyny człowiek...- ugryzł się w język, aby uchronić mnie przed najgorszym. Gniew, który w nim narastał, był widoczny na zewnątrz. Ruszające się dynamicznie nozdrza oraz nerwowe unoszenie klatki piersiowej. - Nie mam na to siły.

- Nie zamierzam odejść z dnia na dzień. - próbowałam go uspokoić.

- Chyba że znów zrobię coś nie tak, prawda? A co z tobą, Pola? Co ja mam zrobić z faktem tego, jak ty się zachowujesz? Normalny i logicznie myślący szef... Naprawdę się zawiodłem. - uniósł obydwie dłonie, a potem położył je na biodrach.

- Posłuchaj. Pogodziłam się z faktem, że nie jesteś mną zainteresowany. Mam swoją dumę, ale dobrze wiesz, że taki układ sił kuleję. Stało się. - byłam szczera.

- Miałem rację. - zamknął oczy i skupił swe myśli.- Ta rozmowa odbędzie się tylko raz, okej?

- Nie rozumiem. - wytarłam brudne ręce o biodra.

- Nie chodzi o Ciebie, Pola. Ja jestem bardzo skupiony na swojej karierze oraz kimś...- nie sądziłam, że będę chciała go zamordować. W myślach wyobrażałam sobie, jak oświadcza się Negri. Cios jeden za drugim.

- Kochasz kogoś, kogo mieć nie możesz. - popatrzyłam na niego z tą nutą wdzięczności, która nie powinna była wyjść na zewnątrz. Jakbym była dumna z wypowiadanych słów.

- Powiedzmy. - skinął głową i usiadł obok stolika z przygotowanym spodem pod ciasto. - Nie miałem kolorowo, jeśli chodzi o damskie wzorce.

- Zebrało się nam na wyznania, co? - musiałam odpuścić. Gdy uśmiechnął się, a ja usiadłam naprzeciw, przez kilka sekund siedział w ciszy.

- Matka jest hazardzistką, która cały swój majątek chciała przeznaczyć na diamenty i nowych kochanków. Ojciec zmarł, jak miałem osiem lat. To dziadek był dla mnie wzorem. Dwadzieścia jeden lat do tyłu, zabrał mnie od niej i uczył. Uczył wszystkiego. Życia, zasad, ale...

- Nie pokazał, jak można zdobyć zaufanie. - coś o tym wiedziałam.

- Moja przyrodnia siostra jest owocem romansu. Ojca, który miał najwidoczniej dość życia z kobietą, która jedynie żądała. Nie mam żalu. Wiem jednak, co oznaczają słowa źle ulokowane uczucia". Miałem tego pod dostatkiem.

- Babcia wyrzekła się całej naszej rodziny zaraz po rozwodzie. Półtora roku po ślubie. Zostawiła mojego dziadka z dwoma małymi dzieciakami i zwinęła manatki. Uwierz, wiem, co oznaczają źle ulokowane uczucia.

- Baby. - gdy ubiłam go w ramię, prychnął. - Nie mam racji?

- Ta osoba, o której teraz myślisz. Długo się znacie? - czemu to sobie robiłam?

- Czuję jakby całe życie. - chłopiec marzący o kimś, kogo nie mógł mieć. Tak, jak matki. Sprawa wyjaśniona. Czy było mi lżej? Nie bardzo.

- Ona czuje coś...- chciałam, aby przyznał się do tej chorej fascynacji. Dlaczego? Mogłabym go uratować.

- Nie. Zresztą... - zamilkł. - Ta rozmowa się skończyła. Jeśli chodzi o twoje odejście...to rozumiem. Chciałbym jednak wiedzieć kiedy i przy okazji, nie w formie awantury.

- Byłam rozgoryczona, bo nie znałam powodu, a raczej sądziłam, że to we mnie jest problem.

- Masz pełne prawo, żeby odejść. - chciał tego. Zrozumiałam, że się nie podda. Najwidoczniej trzymał się nadziei, którą musiałam mu odebrać.

- Michał od dawna dla Ciebie pracuje? - chciałam zmienić temat.

- Ależ ty masz dynamiczne podejście do facetów. - gdy wstał i znowu zrobiło się między nami luźniej, oprzytomniałam. Na kim chciałam zemsty? Jedynie na samej sobie. Musiałam bowiem być w tym szczera do końca, a Leon zasługiwał na prawdę. Jak miałam jednak odejść od Negri i wierszy, które wieczorami do niej wysyłał? Coś wrzało. Mroczna część mnie stukała z tyłu głowy jak zepsuta część w samochodzie. Chciałam ją naprawić, ale kompletnie nie znałam sposobu.

- Jestem ciekawa. Nie jest zły, że tak długo...- wywrócił oczami i szybko popędził w stronę wyjścia.

- To wszystko przez Ciebie! - krzyknął, ale już nie wyczułam żadnego zarzutu. Spuściliśmy z tonu. Miałam nadzieję, że moja inna strona również odeszła w głęboki sen.

***





"Śpisz?". Wiedziałam. Co wieczór zadawał to samo pytanie.

"Staram się". Po dzisiejszej konwersacji musiałam wybrać, którą drogą podążę. Jeśli okazałoby się, że Leon zajdzie mi za skórę to zwyczajnie w świecie urwę kontakt i tyle. Nawet rozważę pozostanie tutaj. Jeśli jednak wyszłoby na jaw, że to coś więcej niż przelotny flirt, a dotrę również do źródła...wtedy będę zmuszona odejść. Odejść od wszystkiego, co we mnie buzowało i sprawiało, że uciekam od prawdziwej siebie.

Bałam się. Że zniknę. Że stanę się nią, byleby tylko z nim być. Tak, jak robiła to moja babcia. Aby ugrać swoje, musiała przystosować się do warunków. Nawet jeśli łączyły one w sobie utratę rodziny oraz godności. Bałam się, jak cholera. Tej pieprzonej natury bezwstydnicy, do której przywykła Negri, jak i Zofia Czarnecka. Jednego czego dziś byłam pewna to fakt, że nie mogę wyznać mu prawdy. Nie byłam na tyle zdecydowana, by go zranić. I pomimo, że swoim wyznaniem sprawił mi ból, przemyślałam to. Nie zasłużył sobie na taki cios oraz wyzysk. Zemsta najlepiej smakowała na zimno, a ja przecież płonęłam. Ot, co cały ambaras.

"Stęskniłem się. Czemu nie odpisywałaś? Czyżby jakiś adorator?". Obłęd. Czysty obłęd.

"Tak. Jest taki jeden uparty człowiek, który posiada duszę romantyka". Nie kłamałam Naprawdę taki był.

"Dasz mi szansę?". Przekręciłam się na drugi bok i z uśmiechem na ustach odczytałam treść. Jeszce raz. I jeszcze jeden. Chciałam aby zadał to pytanie. Zwykłe, skromne, ale jakże znaczące. Chciałam aby zapytał o pozwolenie. Co z tego, że w prawdziwym życiu to nie miało prawa zaistnieć, prawda? Żenada roku.

"Czego oczekujesz?". Musiałam wiedzieć.

"Chciałbym móc zabrać Cię na kolację. Mam jacht...nie jestem snobem...". A to Ci nowina!

"Dlaczego nie znajdziesz sobie dziewczyny w pobliżu? Zapewne niejedna zakochałaby się w tych wierszach i kolacjach na jachcie. Nie znasz mnie". Palce ścierpły, a oddech stał się płytszy niż zwykle, gdy wysyłał romantyczne wyznania.

Brak odpowiedzi. Dlaczego? Zaczęłam się obawiać.

***

- Nienawidzę ziołowych herbat. - Michał przyglądał się na cały proces zaparzania idealnej, staromodnej kawy, którą ubóstwiał Pan Antoni. Od kiedy tutaj stał? Cóż, odkąd Leon musiał nadrabiać kilka spraw w firmie, gubił zegarek, a blondyn nudził się i w efekcie dotrzymywał mi towarzystwa. 

- Leczą rany duszy. - wzdychnęłam i zajęłam się przygotowaniem saszetek z cytrusowymi ziołami. 

- Leon ma ostatnio gorący okres. Jak nie firma to zły humor. Pewnie dostaje Ci się...- usiadł przy stoliku i postawił na nim ogromną teczkę z dokumentami. 

- Nie widujemy się. Może to i dobrze. - wzruszyłam ramionami. 

- Czy to ma związek ze mną? - skromność górą. 

- Chciałbyś. - prychnęłam. 

Gdy poczułam ciepły oddech na swym karku, zdrętwiałam. Wdychał mój zapach. Do jasnej cholery, wdychał mój zapach i nawet nie zapytał! Ekscytacja wymieszana z strachem uderzyła w głowę niczym metalowe wiadro. 

- Chciałbym. - mruczał. Nie mogłam się obrócić. Całe ciało zesztywniało, gdy złapał dłońmi za wcięcie w talii i zbliżył swą twarz jeszcze bardziej. 

- Czy ty próbujesz...- wydukałam, stojąc nadal sparaliżowana. 

- Uwieść Cię? Tak. I mówię to z pełnym przekonaniem. - dopiero teraz się odwróciłam. Patrząc w ciemne oczy, poczułam głód. Ten głód kobiecych pragnień, których Leon nie miał odwagi zaspokoić. 

Kiedy szorstkie usta musnęły delikatną skórę mych warg, odleciałam. Pocałunek nie był jednym z tych drapieżnych, ale to wcale nie umniejszało jego działania na me ciało.  Był dobry. Jak białe wino, które z każdym kolejnym łykiem nabierało nowego smaku. Czułość. Było w nim jej wiele. Dłonie bezwarunkowo oplotły rozgrzany kark i przyciągnęły go jeszcze bliżej. Męski dotyk spoczął na biodrach. Po chwili posadził mnie na blat kuchenny i szybko zmienił punkt zaczepienia. Usta podgryzały skórę szyi, powodując dreszcz samych opuszek palców.

- Co to za czasy żeby kobiecie kolacji nie zaproponować! - głos Pana Antoniego oraz stuk laski o meble, momentalnie wyrwały nas z intymności. Gdy zeskoczyłam z płyty, pognałam do czajnika, skwierczącego od dobrych kilku minut, który zapewne był powodem niespodziewanego pojawienia się staruszka. 

Przypomniał mi się moment z wczorajszego wieczoru. Leon i jego pytanie o kolacji, było odbiciem lustrzanym wychowania przez Pana Antoniego. Dlatego taki był. Dlatego tego chciał. 

- Panie Antoni. - chciałam się wytłumaczyć i przeprosić o niestosowne zachowanie. - Ja...niech Pan nie mówi swojemu wnukowi. To jest bardzo drażliwy temat. 

- No nie wiem. - zmarszczył czoło i zmrużył oczy. - Bardzo się rozczarowałem. Ale...

- Ale? - Michał patrzył na mnie, jak zaczarowany. Hormony, czy co?

- Nie na tobie. Na tym..o tu! - machnął laską na Michała. - Chłopcze! Czy Ciebie nie nauczono, że dama najpierw musi sobie dobrze pojeść, aby móc się namyśleć? 

Nie mogłam powstrzymać śmiechu, który zebrał się i wypłynął na wierzch.

- Panie Antoni, Pan wybaczy. Pola...- zwrócił się do mnie, jak przy oświadczynach. - Pójdziesz ze mną na randkę? - czemu znów wybuchłam śmiechem. 

- To mój warunek. - Pan Antoni nie pomagał. Serce nie sługa? No jasne. 




Leon siedział w salonie od dobrych dwóch godzin. Gdy pozamykał wszystkie drzwi, zasunął rolety i zwyczajnie w świecie odciął się od reszty domu, zaczęłam się martwić. Głowa pulsowała od gromady pomysłów, jak zaaranżować rozmowę jednocześnie jej nie aranżując. 

Piekąc kolejny sernik w tym tygodniu, zaskakiwałam samą siebie. Skończony i pachnący skusiłby samego wilka od Czerwonego Kapturka, więc Leon nie miał szans na wygraną. Kiedy trzy razy zapukałam i usłyszałam krótkie "wejść", odważyłam się wkroczyć do jamy zła. 

- Przyniosłam coś z dużą ilością cukru na poprawę humoru. - miałam zacząć delikatniej, ale co tam.

- Nie sądzę, że wyrób cukierniczy jest w stanie mi pomóc. - nawet na mnie nie spojrzał. Cóż, miał ku temu powód. 

Kiecka w stylu retro, wykopana z dna  szafy przez samego Pana Antoniego, była prezentem na dzisiejsze spotkanie. Michał miał przyjechać po mnie o siódmej, ale kobieca ekscytacja nie mogła powstrzymać mnie przed o wiele wcześniejszą przymiarką. Koronkowy beżowy materiał rozciągający się od ramion aż do kolan, przypominał jedwab. Szczerze mówiąc, wcale nie zdziwiłabym się gdyby nim był. Urszula bowiem nie chodziła w łachmanach, a po drugie, rzeczy szyte w czasach jej młodości odbiegały od dzisiejszej jakości. Zwężona w pasie była tasiemką z kilkoma małymi perełkami. Dziewczęca a zarazem elegancka, której lejący materiał wręcz "doklejał" się do ciała i sprawiał, że nabierało ono kształtów. 

Włosy upięłam w delikatny kok z kilkoma wystającymi kosmykami wokół twarzy. Filmy na serwisach społecznościowych, w końcu się do czegoś przydały, a ja mogłam pogratulować samej sobie cierpliwości. Makijaż? Alergia nadal działała. Twarzy wysmarowałam delikatnym kremem, a usta pociągnęłam bezbarwnym błyszczykiem. Biżuteria ze względu na dużą ilość detali w sukience, pozostała w małej szkatułce.  Elementem dodatkowym była jedynie bransoletka babci, którą przysłała mi na osiemnaste urodziny. Zawsze nosiłam ją na kostce. Dlaczego? Rodzina nie byłaby zachwycona pomysłem wdzięczenia się czymś, co wprawdzie utopiło cały nasz majątek. 

Kiedy postawiłam talerzyk tuż przed jego rozwalonym na sofie ciałem, zakrztusił się. Zaskoczona odeszłam kilka kroków w stronę okna i rozsunęłam bordowe, ciężkie kurtyny. Głośne oddechy i świst dochodzący ze strony Leona, nie wzbudził we mnie lęku. Dopiero gdy w jednej sekundzie zjawił się przed mym nosem, oprzytomniałam. Byłam w paszczy lwa, którym miotały sprzeczne emocje tęsknoty i zagubienia. Człowieka, który nie miał pojęcia, jak mocno wzięłam do serca sobie jego słowa o "szacunku do mojej osoby". 

- Skąd masz sukienkę? - kolejny błąd. To nie ja byłam powodem zaskoczenia, a jedynie kawałek ładnego materiału.

- Pan Antoni mi ją dał. - wzruszyłam ramionami, a potem zmierzyłam się od stóp do głów. - Ładna?

- Oddasz mu ją. Praca w domu nie wymaga, abyś chodziła w jedwabnych szatach, prawda? - skąd wziął się ten potwór? Kim on był?

- Pracę na dziś skończyłam. Sukienka nie jest prezentem od Ciebie, więc nie masz prawa wymagać, abym ją zwróciła. - miał bardzo dużo do stracenia.

- Nie masz okazji, by ją nosić. Poza tym, nie pasuje do twojego stylu bycia. - niczym cios w twarz. Nie miał pojęcia, jak mocno przekroczył granicę dobrego smaku.

- To nie twoja sprawa, ale okazja wręcz idealnie nadaje się do jej prezentacji. Jeśli chodzi o gust...sądzę, że Michałowi się spodoba. - ominęłam nabzdyczone metr dziewięćdziesiąt i skierowałam się do wyjścia. Gdy silny uścisk na przedramieniu, odwrócił mnie w swoją stronę, miałam ochotę wydrapać błękitne oczy. Był bliżej niż zwykle. Wzrok? Takiego jeszcze go nie widziałam. 

- Nigdy więcej się z nim nie spotkasz! - a to ci heca! Pan i władca zarządził swym majątkiem po raz kolejny! - Na pewno nie tak...- spojrzenie skierował na me ramiona, talię, a na koniec znów powrócił do twarzy. Bicie serca odbijało się od mej klatki piersiowej. Był naprawdę blisko.

- Koniec! - wyrwałam się z uścisku oraz uciekłam od sprawiającemu ból serca, kołataniu. - Dość Leon! Chciałam być twoim pracownikiem, nie wyszło. Chciałam abyś mnie zauważył, nie wyszło. Chciałam być twoją przyjaciółką, nie wyszło. - z każdym kolejnym słowem, odczuwałam coraz większe przygnębienie. - Wystarczyło, że ktoś zwrócił na mnie uwagę i sprawił, że chciałam stać się lepsza...nagle wychodzi, tak?!

- Pola, ja nie chciałem...Ty nic nie rozumiesz. - próbował dotknąć ramion, ale i tym razem się odsunęłam.

- Doskonale wszystko rozumiem. Michał to konkurencja. O to w tym wszystkim chodzi. Chyba, że się mylę i nagle jestem kimś więcej, niż tą, którą szanujesz? - zaskoczenie i niepewność. 

Sekundę później znalazłam się w innym świecie. Silne dłonie chwyciły mą twarz i tym samym zamroczyły jasny tok myślenia. Oparł głowę o moje czoło i również zamkną oczy. Kolejny raz zrobił coś, co kompletnie nie pasowało do reguł, które sam ustanowił. 

- Nie idź z nim. - to nie był rozkaz, a prośba.

Dźwięk klaksonu z ulicy oderwał mnie od niego. Może nie tylko to? Może zwyczajnie w świecie nie chciałam być produktem zastępczym, potocznie zwana tą drugą. Substytucja nie była wskazana. Ponieważ ja nigdy nie byłam pierwsza, a pierwszy raz w życiu chciałam być. 

***

- To był świetny wieczór. - rozmarzona kręciłam głową, opartą o skórzany zagłówek. - Deser cytrynowy bomba. Nie dałabym radę wcisnąć trzeciej porcji. - oblizałam usta i zamknęłam oczy. Staliśmy centralnie przy ulicy naprzeciw domu Leona. Czemu czułam się, jakbym odgrywała rolę żony zdradzającej kochającego męża? 

- Ja bym jeszcze coś przekąsił. Na słodko oczywiście. - zrozumiałam aluzję. Odchyliłam się w jego stronę, a po kilku sekundach poczułam ten sam czuły ucisk w podbrzuszu. Motyle? Nie. Sumienie, które kopało moje serce w kostkę, nie dawało świętego spokoju. 

- Dziękuję. - szepnęłam w jego usta, gdy oderwał się od moich. 

- Wyglądasz jak gwiazda kina lat siedemdziesiątych. - zamruczał w mój policzek. Było duszno oraz subtelnie. Atmosfera działała na wszystkie zmysły.

- To źle? - ciągle zamknięte oczy. Sennie i romantycznie, jak cholera. Czemu Leon tego nie potrafił? I dlaczego myślałam o nim w takim momencie?

- Skąd...uwielbiam Marylin Monroe. - kolejny luźny śmiech i cisza.

- Mogłabym tutaj zostać. W ciszy. Z tobą. - miałam nadzieję, że nie odbierze tego w dziwny sposób.

- Będziesz miała na to sporo czasu. - szepnął.

- Naprawdę? - wdychałam jego zapach. Tak, jak kogoś innego przed paroma godzinami. Z tym, że przy tamtym czułam bicie serca.

- W końcu zostaniesz moją żoną. - dopiero teraz na niego spojrzałam. 

- Nie wiesz o czym mówisz. - momentalnie zebrałam się w sobie i przebudziłam zmysły. 

- Powiedziałem...- szybko złapał mnie za dłoń i próbował uchwycić spojrzenie, które uciekało od niego.

- Nie jestem materiałem na żonę. 

- Nie każę Ci przecież już dziś wybierać sukni. - teraz na niego spojrzałam.

- Problem w tym, że nie będziesz mógł nigdy o to poprosić. Ani dziś, ani za dziesięć lat. - nie znał mojej historii, a pragnął duszy oraz przysięgi.

- Pola, ty naprawdę chcesz zostać bez szklanki herbaty na starość? - babcia skrupulatnie nauczyła mnie jak funkcjonują małżeństwa i ile są warte. 

- Ten, kto będzie ją przynosił...nie będzie musiał patrzeć na obrączkę, żeby ją przygotować. Nie dlatego że powinien, Michał. Dlatego, że chce. - zrozumieliśmy. W tym momencie obydwoje zrozumieliśmy.

- Mam powiedzieć żegnaj czy do zobaczenia? - wszyscy byliśmy pokiereszowani. Jedni gorzej, drudzy lżej.

- Pa. - pocałunek w policzek był miłym zakończeniem tej krótkotrwałej więzi. Bo przecież sam seks i czułość to za mało. Bo kolacje z przymusu to nie efekt zaangażowania. Bo "jak być powinno" nie jest dla mnie. Milion powodów, w których od samego początku ukrywała się prawda. Bo ja już miałam swoją szklankę herbaty na starość. Pech w tym, że była ona mocno stłuczona i nie chciała ratunku. 


środa, 23 maja 2018

Plan B (III)

Plan B (III)
 Leon czy Michał? 

Pozdrawiam, Wasza A.


***

Pierogi nie były moją specjalnością, ale odkąd Pan Antoni zaczął o nich coraz częściej wspominać, ugięłam się i zapragnęłam zrobić mu niespodziankę. W spokoju przez wzgląd na nieobecność Leona, który zniknął z samego rana, mogłam skupić się na przygotowaniu specjalnego farszu  przepisu, który skomponowała mama. Kiedy prawie skończyłam, huk drzwi wejściowych rozniósł się po całym domu. Pech Ci los! 

Pozycja bojowa przyszła naturalnie, tak jak dalsza obojętność względem jego osoby. Ciężki oddech oraz ziewnięcie dało znać, że jest w pobliżu. Zapach wody toaletowej unosił się od samego wejścia na mój teren. Tak, mój. Mocno pragnęłam aby go opuścił. 

Negri miała siedemnaście esemesów oraz kilka nowości, czyli połączeń. Stąd ta irytacja? Mało powiedziane. Jakbym samodzielnie chciała się wykończyć.

- Dziadek jest u lekarza? - złapał za jedną ze śliwek, a potem bez umycia jej, ugryzł połowę. 

- Wysłałam Ci wiadomość. - skupiłam się na jedzeniu, które nie mogło czekać. Z dwojga złego wolałam skorzystać z wrzątku zamiast stracić go w postaci wylania na łeb, komuś kto mnie nie słuchał.

- Jasne. - wiedziałam, że to dopiero cisza przed burzą. - Słuchaj...długo się znacie? Z Michalczykiem? 

- Musisz kupić worki na śmieci. - obrałam znaną strategię.

- Zwalniam Cię. - w sekundzie pozbyłam się fartucha, wytrzepałam dłonie od nadmiaru mąki i wyłączyłam gaz. Gdy zrobiłam krok w przód, znów się pojawił. Tuż przede mną. Czy to miejsce oraz głód tak wpływały na ludzi? Na ich nielogiczne reakcje? To była już trzecia "bliska" interwencja z jego strony.

- Chciałabym iść po rzeczy. Niech się Pan...- gdy dłoń zacisnęła się na mym przedramieniu, spojrzałam do góry. Niebieskie tęczówki śledziły każdy szczegół mej twarzy. 

- Możemy zakończyć te...- wibracja w mym telefonie, odciągnęła ciało od jego dotyku oraz spojrzenia. Szybko odeszłam na bok i ochłonęłam, aby móc zebrać myśli. Podstępny gad, wiedział, co robi. Gdy odczytałam esemesa, wyprostowałam kręgosłup i się uśmiechnęłam. - Możesz ze mną normalnie porozmawiać! - gdy podniósł głos, przelała się fala goryczy. Szybko wyczuł zagrożenie albowiem testosteron odbierał mu zdolność logicznego myślenia.

- Nie jestem niczyją własnością. - zaczęłam spokojnie. - Nigdy nie dałam Ci powodu abyś mógł mną pomiatać i oskarżać mnie o jakieś nieprofesjonalne podejście! - wszyscy w mej rodzinie wiedzieli, jak kończą się ze mną kłótnie, które trzeba dodać, bywały nieczęsto. Granica cierpliwości, którą przekroczono...nie łatwo było ją zawrócić.

- Przeprosiłem Cię! 

- Dlaczego chcesz abym tłumaczyła się z rzeczy, które Cię nie dotyczą, co?! - cisnęłam fartuchem o podłogę.

- Chcę zakończyć spór, który od samego początku nie ma sensu! Do jasnej cholery, Pola! Pewnego dnia przychodzę do domu, a ty boczysz się na mnie i nawet nie jesteś mi w stanie wyjaśnić dlaczego! Jak byś to odebrała!? - jeden zero dla niego. Negri była wytworem, który go omotał, a ja nie miałam prawa niczego w tym zmieniać. Nie był mój. Szef, pracodawca, przyjaciel i nic więcej. 

- Miałam bardzo zły okres w swym życiu. Nie zawsze muszę się uśmiechać, Leon. 

- Dobra. - machnął dłonią i uspokoił nerwy. Ja też wzięłam głęboki wdech. - Możemy o tym zapomnieć? Po prostu...współpracujmy. - zabrzmiało jak prośba.

- Dobra. - po kilku sekundach zdecydowałam. - Dam Ci to czego chcesz, ale pod jednym warunkiem. 

- Jasne. - zgodził się na krucjatę. 

- Jeśli między nami coś zgrzytnie, po prostu odejdę. - wiedziałam, jak to się skończy.

- Zero pretensji, zero pytań, czysta współpraca. - był na straconej pozycji, a przy tym nie wyglądał na przekonanego. 

- Zero zastawiania mi drogi, zero wypytywania o Michała, zero jakichkolwiek spraw, które mogłyby mnie rozdrażnić. 

- Dobrze. Chcesz dziś wyjść wcześniej? - gra, którą miałam rozpocząć da mu nauczkę na całe życie.

- Obiad, potem odbiorę Pana Antoniego i dopiero wyjdę. 

- Dobrze. Jestem w biurze. Daj znać, jak obiad będzie gotowy.

- Okej. - krótkie, zwięzłe i niebezpieczne przyzwolenie. 

***



Michał bawił się deserem lodowym, który zaproponowałam mu do kawy. Przychodziłam w to miejsce z siostrą za każdym razem gdy dostawałam wypłatę, więc miałam nadzieję, że przypadnie mu do gustu. Z całej tej sytuacji bowiem wynikł niezły mezalians. Ja naprawdę nie miałam ochoty szwendać się po męskich wyobraźniach, stęsknionych za orgazmami i tak dalej. Zwyczajne pogaduszki oraz forma rekompensaty za niezbyt miłe pożegnanie, którego powodem było przybycie Leona, oto cała intryga. Miałam jedynie nadzieję, że blondyn odczyta to w ten sam sposób. Jeśli chciałam skupić się na samorealizacji i przy okazji nauczce dla powodu mej bezsenności, musiałam być pewna, że nie czekają mnie żadne dodatkowe atrakcje. Na przykład zafascynowany spotkaniem po latach prawnik. 

- Długo znasz się z Leonem? - nie sądziłam, że wskoczy na takie tematy.

- Ponad rok, ale rozmawiać zaczęliśmy miesiąc temu. - wzruszyłam ramionami i upiłam łyk mrożonej kawy z syropem kokosowym. Moja ulubiona forma wynagrodzenia złego humoru, właśnie zaczynała działać.

- To nie wyglądało na rozmowę. - prychnął i oblizał usta, na których pozostała bita śmietana. Czemu mimo wszystko skupiałam na nich swoją uwagę? Wilczy głód kobiecego popędu to najlogiczniejsze wyjaśnienie. I jedyne.

- Cóż. Leon to kawał snoba, który raz zachowuje się jak bohater, a chwilę później...- nie mogłam poskładać tego w całość. Gdy przychodziło do rozmowy o nim, wylewałam litanię rzeczy, ale mając okazję być bezpośrednio, tuż przy nim, znaleźć jakąś zaletę...gubiłam się. 

- Łączy was coś? Poza relacją zawodową? - możliwe, że uzyskałam odpowiedź na swe wszelkie obawy.

- Pytasz z powodu ciekawości czy masz zamiar użyć tych informacji? - uwielbiałam igrać z losem, a przy Michale czułam ogrom swobody. Jedyne spięcie ciała do maksimum odczuwałam przy Leonie. Oczywiście przede wszystkim ze względu na złość i zemstę, która odżyła po naszej zgodzie. Tak. Kłamałam. 

- Miałem zaprosić Cię na randkę wieki temu, ale jakoś nie było okazji. - dobrze, że siedzieliśmy bo zapewne upadłabym z wrażenia. On i ja? Nigdy.

- Michał nie obraź się, ale...ja nie jestem chyba specjalistką od tych spraw, jeśli wiesz, co mam na my śli. Poza tym jesteśmy z dwóch różnych światów. - chciałam rozwiązać to polubownie.

- Mamy jeden świat i różne życia, ale to nie ma wpływu na nasze charaktery czy zasady. Nie przekonywuje mnie ten argument. - zdarzył mi się, mistrz walki ciężkiej w podrywie. Leonowi szykowała się konkurencja. Jak nie stalker to desperat. 

- Michał...- chciałam jeszcze raz wytłumaczyć, ale przerwał mi.

- Zróbmy tak. Jeśli do końca sprawy z Leonem, a potrwa ona jakieś dwa miesiące, zdecydujesz się zaryzykować randkę to dasz mi znać, dobra?  Jeśli nie, to po prostu znów zniknę, a ty będziesz miała sprawę z głowy. 

- Żadnych pośrednich rozwiązań? - o, co ja pytałam?

- Jestem bardzo zdecydowanym facetem, Pola. - zawołał kelnera i zapłacił za zamówienie. - Do zobaczenia w willi snoba. - rozbawił mnie. 

Z uśmiechem na ustach pożegnałam go i powędrowałam w swoją stronę. Musiałam wszystko przemyśleć. Randka z Michałem? Jedynie po przygodzie związanej z karą Leona.


„Czemu Pan się ze mną kontaktuje?. Pierwsza wiadomość poszła gładko. Nie miał pojęcia, że znajdująca się w pokoju obok gosposia jest przebiegłym lisem. Tak, to nastawiło mnie do pozytywnej oceny sytuacji.

„Fascynacja, która trwa rok to chyba niezauroczenie”. Był bardzo dobry.

„Fascynacja nie przeradza się w umowę kupna, sprzedaży”. Cios.

„Wiem, że twój czas jest drogocenny, więc chciałem przejść do rzeczy”. Punkt dla niego.

„Mój czas to moja sprawa, Panie Leonie. Czego Pan chce?”. Musiał wiedzieć z kim zadrze.

„Poznać Cię. Już od jakiegoś czasu....” Cisza. „... dla niego ogół dziewcząt na świecie dzieli się na dwa gatunki: pierwszy — wszystkie dziewczęta na świecie prócz niej; są to zwykłe sobie dziewczęta, mające wszelkie ludzkie niedoskonałości; i drugi gatunek — ona jedna, bez żadnej ułomności, górująca nad wszystkim, co ludzkie”.

Zbił mnie z tropu. Całkowicie odciął od uczucia nienawiści. Jak mógł wysyłać mi tak romantyczne rzeczy, choć widział jedynie na scenie? Mnie? Nie! Nie mnie! Ją. Pieprzoną Negri.

„Anna Karenina”. Krótko i zwięźle. Czemu musiałam odpisać? „Grzebiąc w duszy, wydobywamy nieraz to, co leżałoby tam niepostrzeżenie”.

„...myślę, że najlepiej poznaje się miłość, gdy się najpierw popełni omyłkę, a potem ją naprawi”. Dlaczego nam to robił? Straciłam panowanie nad tym, co właśnie wywołał. Jak mocno chciałam iść i stać się pierwszym rodzajem kobiety, o których wspominałam? Bardzo. Cholernie bolało.

Dobranoc". Musiałam przestać. Wszystko, co zakładałam, okazało się o wiele trudniejsze. Dotarło bowiem do mnie, że nie robił nic złego. Zakochał się. Jedynie fakt, że nie w prawdziwej mnie zesłał na głowę tysiące myśli oraz pomysł zemsty. Zwyczajnie w świecie zazdrościłam Negri, która miała być dla mnie ratunkiem. Okazało się jednak, że to on nim był. Tyle że wcale a wcale nie robiło to dla niego różnicy. Chciał jej.

„Słodkich snów”. Łzy same pojawiły się na twarzy. Szloch oraz brak powietrza, a następnie histeria oraz wyłączenie aparatu. Jednego niestety nie potrafiłam wyłączyć. Uczucia. Pieprzonych emocji, które złamały me serce.

***

Sylwia pomagała mi w pieczeniu sernika, chyba pierwszy raz w życiu. Odkąd Miłosz pojechał w małą trasę, zatęskniła za przyjaznym towarzystwem, którego niejako byłam częścią. Od momentu wyjścia do baru, czyli miesiąc, całkowicie nie rozmawiałyśmy. Dopiero teraz nawracałam się na poprzednie przyjacielskie tory. Tak jakby całej sprawy z Leonem nie było.

- Co u szefa? - wskoczyła tyłkiem na blat obok kuchenki i skradła jedną z truskawek, które właśnie płukałam. Odkryte tatuaże oraz mroczny styl nie pasowały do wizerunku pomocy kuchennej.

- Nie masz przypadkiem faceta? - zaśmiałam się i podeszłam do lodówki, aby dosięgnąć bitej śmietany.

- On się nie liczy. Porzucił mnie. - udawała obrażoną i kilkukrotnie pomachała nogami, jak mała dziewczynka, chcąca wzbudzić litość.

- Pojechał do pracy. - pokręciłam głową i rozpoczęłam tworzenie galaretowatej warstwy wraz z owocami. - Musicie za coś żyć.

- A co u Ciebie? Napatoczył się ktoś? - gdy już miałam opowiedzieć o Michale, usłyszałyśmy szmer oraz pukanie w futrynę, dochodzące z drugiego końca kuchni.

- Dzień dobry. - Michał spojrzał na mnie, a następnie na Sylwię, która o mały włos nie udławiła się kolejną pożeraną truskawką. - Zastałem Leona? - upaćkana w mące oraz soku z truskawek, wskazałam palcem na sufit.

- Biuro. - ucięłam. Nie chciałam dawać powodów do zamieszania, które Sylwia od razu by stworzyła. Jeśli chodziło o znalezienie mi faceta, cóż...odgrażała się wiele razy.

- Jasne. - zamiast od razu wyjść, pozostał w miejscu na kilka sekund. Szybko jednak posłałam mu zdziwione spojrzenie, a gdy skierowałam wzrok na Sylwię, zrozumiał i niczym strzała pognał w stronę schodów.

- Pan adwokat i ty? - jej buzia przypominała teraz portal czasowy z filmów si-fi. Nie mogła uwierzyć, że coś między nami jest, a raczej, że nic nie ma.

- Nie. - zajęłam się ciastem i nawet na moment na nią nie spojrzała. Co, jak co ale Sylwia była mistrzem doczytywania emocji z oczu. Nikt, ani nic się przed nią nie ukryło.

- Polcia...- gdy wrzuciłam do zlewu jedną z brudnych szklanek, a dźwięk rozwalonych kawałków zawędrował do uszu, przeraziła się. Jedną z dłoni położyła na mym ramieniu. - Ej, przepraszam.

- To ja przepraszam. - znów wróciłam myślami do wczorajszej nocy. "...myślę, że najlepiej poznaje się miłość, gdy się najpierw popełni omyłkę, a potem ją naprawi...". Słowa dudniły w uszach wraz z hukiem po stłuczonym szkle. - Jestem trochę zmęczona. 

- Ostatnio mało rozmawiałyśmy. Coś ważnego się wydarzyło? - nachyliła głowę, aby złapać mój wzrok. 

- Wracam na studia. - skwitowałam i czekałam na reakcję. Zaskoczenie pomieszane z ekscytacją widniało w jej oczach. - Muszę zdać egzaminy, które...

- Praca? - gdy nie odpowiedziałam, domyśliła się. - Powiedziałaś mu?

- Nie. Nie miała okazji. - głos Leona rozbrzmiał w bębenkach niczym hymn grany na starym instrumencie. Byłam bezrobotna. I to już zapewne od dziś. 


wtorek, 22 maja 2018

Plan B (II)

Plan B (II)
Jest i ona.

Pozdrawiam, 
Wasza A.

***

Siedział na jednym z barowych krzeseł, które kilka tygodni temu pomogłam mu wybrać. Jak zawsze popijał czarną bez cukru oraz przeglądał najnowsze wiadomości na swojej wypasionej komórce. Gdyby oddzielić od niego ten garnitur oraz krawat, oraz dodać szczyptę człowieczeństwa, mogłabym wybaczyć. Mogłabym, ale wcale nie zamierzałam.

Feralna noc nie skończyła się, tak jakby zapewne tego chciał, ale w pewnym stopniu jego ciekawość została zaspokojona. Numer telefonu, który Bartek wręczył mu na moją prośbę, skwierczał od momentu wyjścia z klubu. Na szczęście wyciszyłam go, a na okres dnia wsadzałam do szafki w moim pokoju, a następnie zwyczajnie w świecie zapominałam, że istnieje. Jak długo chciałam go męczyć? Cóż, gdyby był inteligentny, zapewne sprawdziłby zasięg GPS, ale i to mogłam obejść. Poprosiłam Bartka, aby wypożyczył mi jakiegoś zastępczego grata, którego zawlokłam do jego przyjaciela zajmującego się fałszowaniem kodów IP.

Pomyśleć, że tyle zachodu wobec nieznaczącego nic dla mnie człowieka? Byłam bardzo naiwna to prawda. Mimo wszystko jednak myślałam, że Leon posiada serce i sumienie. Opieka jego dziadkiem, sytuacja związana z wyciągnięciem do mnie ręki, to wszystko stanowiło grunt pod jego kłamstwa i wieczorne ucieczki do wymyślonej postaci. Skąd miałam pewność? Połączyłam fakty.

Każdy wyjazd na delegacje kończył w połowie i jak gdyby nigdy nic powracał do domu. Ileż to ostatnich godzin spędziłam na pytaniach do samej siebie, jakim cudem mogłam tego nie zauważyć. Jak to się mówi, kłamstwa mają maleńkie nóżki i często przewracają się do stóp prawdy, która pierze je na kwaśne jabłko. Tak, otóż to. Perfidny kłamca.

Inna kobieta na mym miejscu od razu rzuciłaby mu się w ramiona, ujawniając każdy szczegół lub odwrotnie, zabiłaby go, zakopała zwłoki i uciekła za granicę. W żadnym z tych przypadków nie widziałam wystarczającej rekompensaty. Ja chciałam jedynie nauczki. Kary dla wilka w skórze owcy, który mamił mnie swymi dobrymi intencjami i owijał wokół palca.

- Pojedziesz jutro ze mną do lekarza? - wychylił nosa zza ekranu i głośno odetchnął, odstawiając komórkę na blat.

- Nie mam czasu. - nie zwracałam na niego uwagi. - Poza tym jesteś dorosły. - gromki śmiech, który wywołałam, był niczym rzucenie we mnie przekleństwem. Wyprowadzanie z równowagi stało się jego rozrywką. Ja natomiast dojrzałam w uprzejmości, którą okazywał, drugie dno. Dno. Właśnie.

- Chodzi o dziadka, Pola. - pokręcił głową, a potem wstał i podszedł do mnie z pustym kubkiem. Szorowanie jednego talerza było błahą sprawą, ale przez wzgląd na irytacje jego obecnością, pucowałam go dobre dziesięć minut. Kiedy nachylił się nade mną, a zrobił to zapewne specjalnie, włożył puste naczynie do zapienionego zlewu. Tuż obok moich odzianych w gumę dłoni. Męska twarz niebezpiecznie zbliżyła się przy tym do mojej, a po chwili koncentracji na mych ustach, wykrzywiła się w grymasie zakłopotania. Niczym nastolatek oblizał wargi, a potem odszedł dwa kroki do tyłu i znów zaczął mi się przyglądać.

Przebrzydły bufon obrał strategię, którą wykorzystywał najczęściej. Zauroczyć, a potem dostać wszystko na tacy. Czy plan działania był efektywny? Gdy poczułam zapach perfum, a przez ciało przebiegł dreszcz, wiedziałam, że tak. Dobry był cwaniaczek. Niestety znałam jego drugą stronę, o czym nie miał bladego pojęcia.

- Mam ważne sprawy. - tu już nie chodziło o Pana Antoniego. Lekarza załatwiłam z samego rana, ale jego wnuk był tak zaabsorbowany marzeniami na temat kokietki estradowej, że niczego poza tym nie zauważał.

- Jest coś ważniejszego od zdrowia dziadka? - cios poniżej pasa. Gdy już miałam wybuchnąć, przypomniałam sobie o jego wiadomościach, łaknących odpowiedzi Negri. Zaśmiałam się pod nosem, a potem opłukałam talerz oraz kubek. Szybko pozbyłam się z dłoni rękawic, a sekundę później odwiązałam fartuch i wsadziłam go do szuflady.

- Mój grafik. - otworzyłam jedną z szafek, w której wnętrzu sporządziłam podział obowiązków opartych na mych godzinach pracy. - Pozwól, że wyjaśnię. - szok widniejący na jego twarzy, mogłabym uwiecznić na fotografii, aby tylko móc poprawiać sobie nią humor. - Wszelkie zajęcia takie, jak spacery, obiad, sprzątanie powierzchni, słuchanie muzyki, kąpiel, kolacja i wiele innych są dopisane do konkretnych jednostek czasu. Doskonale wiem ile czasu, poświęcam na każdą pojedynczą czynność. Z tego też powodu wszelkie zajęcia skrupulatnie wpasowują się w dziesięć godzin pracy, za które mi Pan płaci. Przerwy oraz czas, w którym nie podejmuję żadnych działań, jest mym czasem wolnym. Pan Antoni nie zostanie zaniedbany w żadnym aspekcie, dlatego z góry mogę zapewnić, że obawy o jego śmierć przez me niedopatrzenie...są niedorzeczne.

- Od kiedy znów jesteśmy na stopie oficjalnej? - egoizmu z człowieka nie da się wypruć. - I dlaczego nauczyłaś się na pamięć jakiegoś bezsensownego monologu? Jeśli chcesz dzień wolny to śmiało. Nie musisz zachowywać się...- był tak odrealniony od wszystkich złych rzeczy, jakie teraz myślała ma głowa na jego temat. Zawadiacki uśmiech i luz, którym mnie ujął, nadal w nim tkwił. Jak mógł być bestią i aniołem w jednym? Czy to było w ogóle możliwe?

- Profesjonalnie? - dodałam, a miły wyraz twarzy zniknął niczym dobre wrażenie o nim. - Słuchaj Leon. - wyprostowałam się i spojrzałam w piękne niebieskie oczy, w których gnieździł się niepokój.

- To ty posłuchaj, Pola. - znów stanął naprzeciw i to tak blisko, że czułam jego oddech na mym policzku. - Nie jestem ślepy. Wiem, że od początku byłaś mną zafascynowana...- gdy chciałam przerwać, zmarszczył brwi i pogroził palcem, abym zamilkła i pozwoliła mu dokończyć. - Prawda jest taka, że jestem facetem z problemami i dużym bagażem doświadczeń. Mimo tego nigdy w życiu nie skrzywdziłbym bliskich mi osób, a musisz wiedzieć, że jesteś jedną z nich.

Ciało krzyczało z bólu, a głowa dostała migreny. W myślach waliłam nią w mur, błagając o ratunek przed całkowitym zapadnięciem się pod ziemię.

- Wiele zrobiłaś dla mojego dziadka, jak i dla mnie. Musisz jednak wiedzieć, że dobre serce, które w tobie szanuję to wszystko, co mogę dać. - czy on właśnie dawał mi kosza?

- Ty myślisz, że ja...- gdy zaczęłam się śmiać, poczułam na sobie oburzony wzrok. - To znaczy, ty myślisz, że ja się odsuwam, bo chcę być z tobą, ale nie mogę więc...to słodkie. - Negri znów powróciła na pierwszy plan. Dłonie zacisnęłam w pięści, a potem cisnęłam przez zęby. - Ja nie zakochuje się w tchórzach. Możesz być spokojny. - poklepałam męskie ramię i odsunęłam się na bezpieczną odległość.

Po tych słowach opuściłam kuchnie oraz zszargane męskie ego. Zakochana? Owszem. W zemście i tylko w niej.







Atmosfera w domu przybrała wagę tak ciężkiej, że nawet Pan Antoni zaczął coś zauważać.

- Coś się stało, dziecino? - wgapiałam się w jeden punkt od dobrych kilku minut. Siedzieliśmy na werandzie tuż obok stawiku po drugiej stronie podwórka. Z dala od nerwów. Z dala od obowiązków. Z dala od Leona.

- Wierzy Pan, że człowiek może się zmienić? - nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy, ale to w końcu jego wnuk był nawiązaniem do tematu odkupienia win.

- Wierzę, że nie każdy zasługuje na drugą szansę. Czasami dwie nie wystarczają. - pogładził palcem obrączkę i delikatnie uniósł kąciki ust. Dziś był w lepszym stanie. Lęk i stadium, w którym nie pamiętał jej śmierci, wpadały w odwiedzinach coraz częściej, ale przy niektórych z nich nie dostawał paranoi. Jakby mózg mówił mu, że dziś się z tym pogodzi.

- Pani Urszula dużo ich wykorzystała? - przysłoniłam oczy, aby ustrzec się przed promieniami słońca, które wychyliły się znad chmur.

- Małżeństwo to nielimitowane szanse. Pytaniem jest to, czy ktoś posiada dobre serce, że chce się nimi dzielić. - uśmiechnął się i zamknął oczy.

- To będzie zależało od was, czy wykorzystacie daną wam szansę. A trudno jest przegrywać. - powiedziałam do samej siebie, a gdy nastała cisza, dosłyszałam lekkie pochrapywanie ze strony leżaka obok mnie. Pan Antoni oddalił się w popołudniową drzemkę, która zazwyczaj zdarzała się na powietrzu. Uwielbiał przyrodę. W końcu tak poznał Urszulę. Na szkółce harcerskiej, która później okazała się cennym doświadczeniem. Partyzantka rządziła się swoimi prawami, a gdyby nie takie przejścia, pewnie nie mogłabym za wiele o niej powiedzieć.

Rozmyślając nad opowieściami Pana Antoniego, usłyszałam dźwięk wibracji, odbijający się od powierzchni drewnianego stolika. Leon. Nie dawał za wygraną. Nawet jeśli porzucił naszą przyjaźń, nadal próbował zyskać Negri.

To ostatnia wiadomość. Jeśli naprawdę chciałaś mnie wykiwać...to Ci się udało. Nadawca? Podpisano — Pan Bufon.

Palce same powędrowały w stronę klawiatury.

Czego Pan chce? Musiałam wiedzieć.

Miłe zaskoczenie. Długo każesz na siebie czekać.  Palce zgniatały guziki.

Ponawiam pytanie. Nerwy w mym ciele szalały, jakbym właśnie nakryła go na zdradzie. Poniekąd trafiłam w sedno.

Chciałem zaprosić Cię na kolację.Wybuch? Miałam ochotę wrzucić komórkę do wody, ale przedtem ją roztrzaskać.

Nie zna mnie Pan. Wyczekiwanie na odpowiedź wydłużyło się o kilkanaście sekund.

Mylisz się. Eksplozja.

Wyłączając komórkę, prawie się rozpłakałam. Dlaczego przeżywałam tę sytuację? Bałam się, że miał rację. Bałam się, że zakochałam się w kimś, kto nigdy nie był prawdziwy. Tak, jak Negri.

***


Dzwonek do drzwi wybudził myśli z lektury. Jak długo trwała wojna milczenia? Dwa tygodnie. Leon wyjechał na delegację, a ja zajęłam się nadrabianiem materiału na studia. Dlaczego? Obiecałam sobie odejść. Odejść od czegoś, co mogłoby mnie zniszczyć. Pragnęłam zacząć od początku, ale i do tego potrzeba było ciężkiej pracy oraz zaangażowania. Nie chciałam odcinać się tępym nożem. Pożegnanie z Antonim i wszelkimi doświadczeniami musiało przejść płynnie i bezboleśnie, choć wiedziałam, że to akurat było niemożliwe. Musiałam jednak walczyć i zapomnieć. O Negri, Leonie, a nawet całym durnym zauroczeniu.

- Pan Michalczyk? - widząc młodego adwokata, rozpromieniłam się. Był bardzo dobrym człowiekiem, który kilka lat do tyłu uratował moją matkę od długów, które w spadku chciała podarować jej matka. Nie sądziłam, że i Leon korzysta z jego usług. Z drugiej strony minęło sporo czasu, odkąd się ostatni raz widzieliśmy. Jego kariera musiała nabrać tempa. W przeciwnym razie brunet nawet, by się nim nie zainteresował.

- Pola? Jezu, Pani Pola? Jak...- zastopowałam go i zaprosiłam gestem ręki do środka.

- To trochę zajmie. Zapraszam. - obeszliśmy trzy korytarze prowadzące do salonu, w którym finalnie go ugościłam. - Kawę, herbatę?

- Przyszedłem do Pana Leona. Mam go reprezentować w sprawie...za długi język. - brązowe oczy wlepiały się w szklaną ściankę, która wychodziła na taras, gdzie spał Pan Antoni. Kolejna popołudniowa drzemka była formalnością. Krótko obstrzyżone blond włosy pozostawiał w lekkim nieładzie. Broda oraz brwi delikatnie ciemniejsze od ich barwy, komponowały się z wizerunkiem przypominającym Miłosza, mojego przyjaciela. Ciemny garnitur w ciemnozieloną kratę przypominał wzór z spódnic Szkotów, ale wcale nie umniejszało to jego elegancji. Był bardziej masywny od Leona,  najprawdopodobniej ze względu na różnice wzrostu. Leon bowiem należał do najwyższej ligi. Oczywiście jedynie, jeśli chodziło o wzrost. Charakter miał paskudny. O tym zdążyłam się  bardzo dobrze przekonać.

- Ja też dla niego pracuję. Opiekuje się Panem Antonim. - obydwoje spojrzeliśmy na staruszka wylegującego się na powietrzu. - Sprzątam, gotuję i w sumie...

- Co u mamy? - nie miał pojęcia.

- Mama zmarła dwa lata temu. Rak trzustki. - obydwoje posmutnieliśmy.

- Była niesamowita. Córki udały jej się w stu procentach. - mimo, iż pocieszenie nie przyniosło rezultatu, byłam za nie wdzięczna.

- Pewnie kazałaby mi się zwolnić. - jedna z łez wymsknęła się na policzek. Szybko jednak wytarłam ją i zmieniłam temat. - Hania wyszła za mąż. - siostra była pewna swego szczęścia, więc nie było na co czekać. Mama była na jej ślubie, a to stanowiło główny powód przyśpieszonego  procesu zawarcia tak ważnego sakramentu. Czuła, że tak powinna, a mężczyzna, którego wybrała, jest idealny na całą wieczność. Takie miałyśmy życie. Pełne kontrastów, ale przez to też pełne przygód.

- Przekaż jej moje gratulacje. - w odpowiedzi kiwnęłam głową i na jeden moment nastała cisza.

- Co u Ciebie? - przeskoczyliśmy sprawę z Panem i Panią.

- Stagnacja. Praca i mnóstwo obowiązków. - wzruszył ramionami i odłożył biurową teczkę na stolik. 

- Pracoholicy to ciężki typ człowieka. Wiem, coś o tym. - podniosłam do góry jedną dłoń, a po chwili na twarz wrócił uśmiech.

- Pan Leon miał być o dwunastej. - spojrzał na złotego Rolexa, który zapewne kosztował moje dwie pensje.

- Jest w delegacji. - zaskoczyłam samą siebie jedynie na moment. No tak. Delegacje. Ciekawe, jak tam mój telefon się miał.

- Wspominał, że wróci wcześniej. - gdy ze śmiechu ukryłam twarz w dłoniach, zdziwił się. - Powiedziałem coś...

- Nie. Po prostu...miło zobaczyć przyjazną twarz w pobliżu. - nagle zorientowałam się, że nie ugościłam go, jak powinnam. - Herbata?

- Kawa. Jutro. Na mieście. Co ty na to? - wybił mnie z tropu.

Gdy chciałam odpowiedzieć i w miarę szybko odmówić, usłyszeliśmy kroki dochodzące z korytarza. Leon wtoczył się do salonu niczym czołg pancerny, chcący zestrzelić wszystko, co stało na jego drodze.

- Witam. - blondyn podał dłoń i przywitał się z tykającą bombą testosteronu. Delegacja się nie udała. Coś podobnego.

- Witam Panie Michale. - gdy szarooki przeskoczył na mnie, poczułam przypływ złości.

- Przyniosę kawę do biura. - chciałam uciąć nieprzyjemną konwersację, powodującą duszność. Tę, która przybywała za każdym razem, gdy miałam ochotę go udusić gołymi rękoma.

- Nie trzeba Polu. - blondyn zatrzymał mnie w połowie drogi. - Nie mam dziś zbyt dużo czasu. - odpowiedział tym samym Leonowi. - Nadrobimy to jeszcze. - zauważyłam aluzję.

- Polu? Państwo się znają? - nie wyczułam nutki zazdrości, ale coś na wzór zaskoczenia. W końcu Michał był rangą wyżej tak jak on. Skąd niby mogłam znać takich ludzi, prawda?

- Miałem tę krótką przyjemność. To, co jutro? - wzrok bruneta spodobał mi się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych. Był skołowany, zaskoczony oraz odsunięty na bok. Totalne combo w postaci zniewagi majestatu. Michał nie musiał być mu posłuszny, więc stracił władzę. Ot, co cała tajemnica.

- Jasne. Masz telefon? - gdy wstukałam dziewięć cyfr, wyczułam dynamiczne bicie swego serca. Oddając komórkę, nawet na niego nie spojrzałam. - Do jutra. - uśmiechnęłam się, a potem zniknęłam w odmętach kuchni. Miałam nadzieję, że opadło mu wszystko, a nie tylko szczęka. Dosłownie wszystko.
Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger