sobota, 19 października 2019

Piernik i Wiatrak (IV)

Piernik i Wiatrak (IV)
Zaczynając od początku...

Zapraszam.

Wasza A.

***


Czując lekkie zakłopotanie, patrzyłam w najcudowniejsze oczy jakie dane było mi spotkać w przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Sebastian z bujną, rozczochraną czupryną, wyglądem przypominał Hugh Jackmana, a raczej tego nieokiełznanego bohatera z serii filmów o postaci z X-Menów. Sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu przepełnione pozytywną energią i idealnym uzębieniem, wgapiały się we mnie z zaskoczeniem. I choć z dumą mówiłam o nim "przyjaciel", wewnętrznie czułam drżenie każdego z mięśni, gdy tylko pojawiał się obok. Sebastian. Niczym grecki heros przybywał mi na ratunek i wyciągał z opresji. Nawet jeśli nie brały w tym udziału żadne krwawe wydarzenia, a jedynie pączki z czekoladą...cóż, nadawał się.

 — Jestem z Ciebie okropnie dumny.  — pokręcił głową i musnął łyżeczką o dolną wargę ust. Za każdym razem gdy jadł swój ulubiony, truskawkowy sorbet zawsze dopisywał mu humor. Po części chciałam, aby i na mój widok tak się oblizywał, ale wiedziałam że do takich chwil mogłam szukać w dalekiej przyszłości.


 — Okropnie i dumny w jednym zdaniu...jesteś naprawdę sympatyczny.  — prychnęłam pod nosem i na moment odwiesiłam się z transu zachwycenia. Skupiając spojrzenie na zegarku dyndającym za jego ramieniem, przykułam uwagę męskiego oka na tyle, iż odwrócił się i również na niego spojrzał. 


 — Śpieszno Ci gdzieś?  — gdy czekoladowe oczy popatrzyły na mnie podejrzliwie, na twarz wlał się rumieniec. Randka, na którą miałam iść nie była spełnieniem marzeń. Wręcz przeciwnie, aby zabić swe sercowe ataki paniki w związku z brakiem zainteresowania ze strony Sebastiana, próbowałam przełamywać stereotyp starej panny z kotem. 


 — Mam spotkanie z tym nowym grafikiem, który chciał pożyczyć ode mnie kilka... — tłumacząc mu się, zaczynałam gdakać niczym idąca na rzeź kura. Kiedy ugryzłam język i w połowie wyjaśnień przerwałam, jego oczy wydały się zmienić barwę. Stały się o wiele ciemniejsze i przy tym bardziej wyraziste.


 — Randka.  — zabrzmiało to jak recytowany wyrok na sali sądowej. 


 — Lody możemy dokończyć jutro. Mam wolny wieczór i... — nagle mocniej poprawił  się na krześle, a następnie zaczął mruczeć coś pod nosem. Pierwszy raz zobaczyłam, jak się denerwuje. To uczucie znałam z autopsji więc nie mogło być pomyłki. I to dodatkowe cmoknięcie pod nosem jako gratis? Coś tu nie grało.


— Ale jestem naiwny.   — ostry ton oraz chłodne spojrzenie jakim mnie obdarował, spowodowały iż zlękłam się dalszej części monologu. 


 — Nie bardzo rozumiem... — zazdrość w stosunku do mnie, nie miała prawa bytu. Na pewno nie, biorąc pod uwagę kilka ostatnich randek. W końcu nie pierwszy raz umówiłam się z kimś poza jego jurysdykcją.


Twoje urodziny, matołku.  — wydusił z siebie prosty komunikat, a sekundę później wręczył mi kopertę owiniętą złotą wstążką. — Nie sądziłem, że będziesz chciała je uczcić, ale pozbywać się mnie...— w tamtym momencie chciałam zapaść się pod ziemię.


— Sebastian...— rozczulona wyłącznie przyjacielską troską, pozbierałam swe serducho do kupy i szybko złapałam za komórkę. — Tak. Jadę. — odpowiedziałam pewna siebie, aby po chwili znów wrócić na ziemię. Przestałam zachowywać się, jak zakochana gówniara i zdobyłam się na odwagę, by postawić mu ultimatum. — Teraz muszę lecieć, ale mam pomysł.


— Zamówiłem stolik dla całej ekipy na ósmą w Kabarecie. To twoje urodziny... — gdy wstałam, złapał za mą dłoń i nie puścił jej, aż do momentu uzyskania pozytywnej odpowiedzi.


— Jeśli chcesz abym je świętowała, zgodzisz się na randkę. — czułam, jak dłonie zaczynają się pocić, a włosy na rękach stają dęba.


— Randka? Przecież rozmawialiśmy o tym, Hania. Ola nie jest w moim typie. — zwariowana projektantka ogrodów była dla niego całkiem dobrą partią. Tyle, że on odprawił ją do domu z kwitkiem. I to nie jeden, a kilkanaście razy. 


Z biegiem czasu Aleksandra stawała się jednak jeszcze bardziej natarczywa i wcale nie zamierzała rezygnować. Na czas, w którym dane było mi ją poznać, była niezłym uparciuchem. I choć mocno zaprzyjaźniłyśmy ze względu na wspólny krąg znajomych oraz  podobny sposób spędzania czasu, liczyłam iż odpuści sobie Sebastiana. Przynajmniej zostawi w spokoju miejsce obok niego. Ponieważ gdy tylko zjawialiśmy się na wspólnych imprezach, nie było mowy o innym scenariuszu. Tam gdzie i on, była i ona. A ja? Tylko czasami chciałam wypić z nim kieliszek wódki i pocałować w idealne usta. Niestety los nie był łaskawy, a Sebastian nie postrzegał mnie za partię do wzięcia. Przynajmniej nie do jego serca czy nawet łóżka.


— Nie ważne. — wzruszyłam ramionami aby szybko zmyć z siebie jakiekolwiek podejrzenia i zagryzłam dolną wargę. — Muszę...— spojrzałam na zegarek. — Muszę lecieć! — ucałowałam opalony policzek i szybko zniknęłam z pola widzenia, machając do niego na pożegnanie, jakby kopnął mnie prąd.


Po całym zajściu niczym wariatka podbiegłam do jednej z taksówek stojących po drugiej stronie ulicy. Gdy znalazłam się w środku, zamknęłam oczy i głośno przełknęłam ślinę.


— Do szpitala? — kierowca wychylił się nieco i spojrzał w tylne lusterko aby móc uchwycić mą twarz.

— Jeszcze nie. — analizowanie zdarzeń sprzed kilkunastu sekund musiało poczekać, aż do wolnego po pracy popołudnia. — Na Bracką.


— Się robi. Ale czy...na pewno wszystko w porządku? — zapach jego skóry pozostający na mych ustach sprawił, że serce znalazło się bliżej gardła, a nogi zadrżały z podniecenia. 


— Jak najbardziej. — wyrecytowałam niczym nastolatka w filmach o wielkiej miłości. Z rozmarzeniem w głosie oraz maleńką iskrą nadziei w serduchu. 




— Miło was widzieć, kochani. — prawa ręka szefowej, która skrupulatnie zanudzała nas wielkimi przemówieniami, wyglądała na mocno podekscytowaną. Irena Belger nie zawsze bowiem się uśmiechała. Ba! Rzadko zdarzało jej się nawet udać zadowoloną, jeśli chodziło o wsparcie naszego zespołu, a niestety wbrew samej sobie, robić to musiała.

Odkąd pamiętam w firmie Nova Art chodziło o prestiż i mocną pozycję. Jeśli nie miało się talentu, nie można było zagrzać w niej miejsca. I nie pomagały tutaj nawet znajomości rodziców, ubiegających się o staż dla swoich rozkapryszonych dzieci. W Novej albo się tworzyło, albo kończyło na ostatnim miejscu łańcucha pokarmowego. Czytajcie, krótkie e-mailowe podziękowanie wiceprezes oraz uiszczone w jego załączniku wypowiedzenie.

Co, do charakterystyki głowy pożerającej wypalonych z kreatywności architektów, niewiele wiedzieliśmy. Wielka, wszech nieobecna szefowa firmy projektującej największe sieci hoteli, jak zawsze wyręczała się znienawidzoną przez nas asystentką.  I mimo wzajemnej niechęci jaka zrodziła się między pupilem przełożonego, a nami, musieliśmy zdusić swe uczucia w zarodku. Nawet w momentach krytycznych, które zapowiadały grzmoty z piorunami idące w stronę zespołu projektantów wnętrz, w tym mnie. Irena miała nas na celowniku od samego początku współpracy.

— Nawiązując do pewnych pogłosek rozchodzących się wokół was, chciałam rozwiać wszelkie wątpliwości. Tak, Nova Art nawiązała porozumienie z najbardziej prestiżową firmą marketingową w środkowej Europie. 


Nieprzejęta spoglądałam na swoje nowo kupione ciżemki, które w nienaturalnym świetle straciły złoty odcień. Zielona, asymetryczna spódnica jaką do nich dobrałam, idealnie wkomponowała się w wystrój biura. Dopiero, gdy wzrok zahaczył o najnowsze fotele jakimi urządzono sale konferencyjną, przeklęłam się w duchu. Jak bardzo przesiąkłam tym miejscem, aby dobierać swą garderobą pod jego styl? Zbyt mocno.


Ale taka też była okrutna rzeczywistość. Jak wspomniałam, w danej firmie nie było miejsca dla miękkich graczy. Zabieranie pracy do domu i kilkadziesiąt pudełek czekoladowych ciastek podczas bezsennych nocy w firmie nie poszło na marne. Oprócz maleńkich zmian w rozmiarze biustonosza oraz bielizny, nadeszły również te ogromne, tyczące się mej ugruntowanej przyszłości.


Szefowa doceniła starania i uczyniła mnie liderem nowego zespołu. Stworzony na początku tego roku dopiero raczkował w większych projektach. Ale ponieważ w tej firmie wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, postarała się również o dobranie mi najlepszych współpracowników, których ona w swym e-mailach nazywała "podwładnymi". Mogłam byś spokojna o świetne rezeultaty.


— Za moment wypłynie jej botoks od uśmiechania się. — Aleksandra stojąca w swej koronkowej, czerwonej sukience którą dopasowała do dzisiejszych oprawek okularów, ziewnęła ostentacyjnie. 


— Ciekawe, co wymyśliła nasza ulubienica. — Alan delikatnie szturchnął łokciem w bok Olki i parsknął pod nosem.


Irena nie zwracając uwagi na rosnącą falę szeptów, w końcu wykrztusiła z siebie najważniejszą informację.


— Nova Art nawiązała również jeszcze jedną współpracę. Pragnę przedstawić państwu nowego wspólnika w projekcie sieci hotelu Glis'a, firmę Majestic i szefa zespołu, Pana Pawła Wilka.


Poczułam się, jakby stu kilowy młot pneumatyczny uderzył w moją klatkę piersiową. Przerażona podniosłam wzrok z swojego nowo zakupionego obuwia i od razu przerzuciłam go na wysokiego, dumnie uśmiechającego się trzydziestolatka w drogim garniturze. Stojący przed wielbiącym go damskim tłumem, musiał czuć się niczym ryba w wodzie. Bo wygląd i charyzma wcale nie osłabła na przestrzeni lat - jeśli chodziło o ten konkretny przypadek. Kutas, jak widać miał szczęście praktycznie we wszystkim. 


Nie dotknął go nawet kryzys męskiego łysienia czy efekt nadprogramowego tycia przez wzgląd na zanikające z wiekiem chęci do życia. Szybko jednak przypomniałam sobie o jego zasobnym portfelu i reprezentatywnej rodzince. Jak mogłam przypuszczać, że pozwolą na przepoczwarzenie się w pierwszego potwora z rodu Wilków, którego oblicze od zawsze zgrabnie ukrywane było w środku?


Dumne ego oraz natychmiastowa reakcja obronna spowodowały atak agresji. Niczym żołnierz przepchnęłam swe ciało przez kadrowy tłum i stanęłam na przodzie zgrupowania. Dokładnie tak, jak wtedy gdy pierwszy raz się spotkaliśmy. 


Czy musiałam czekać na odpowiednią chwilę, aby móc się mu pokazać i przy okazji udowodnić wszystkim, jakim anty-ideałem naprawdę jest? Owszem. Tyle, że nie chciałam popełniać błędu, sprzed kilkunastu lat. Nie mogłam być nawiną, pochopnie działającą buntowniczką, która dałaby mu za wygraną. Bo wtedy doskonale poznałam jego taktykę. A jeśli zna się technikę przeciwnika, można łatwo ograć go jego własną bronią. Przypadkowa nieprzypadkowość czy niespodziewana szansa od losu? Można byłoby przypisać do tego wiele innych nazw, ale ja zostałam przy tej najważniejszej. Okazja do wyrównania rachunków. Nic więcej i nic poza tym. Zimna, słodka zemsta. 



— Panie Pawle miło nam powitać Pana na pokładzie. — wdzięcząca się do niego asystentka wzbudziła we mnie jedynie poczucie - jeszcze większego niż przed momentem - zażenowania.

— Miło mi. Czy mamy możliwość zaproszenia...— kiedy nachylił się i szepnął jej do ucha kilka słów, ta z uśmiechem na ustach spojrzała w moją  stronę.


— Oczywiście. — mówiąc do samej siebie, założyła za ucho wystające na twarzy kosmyki włosów i delikatnie chrząknęła przed przemówieniem. — Panie Pawle, zgodnie z umową czas abyśmy oficjalnie podali sobie dłonie. Do tego jednak będzie potrzebna nam druga strona barykady...— wycelowane w punkt określenie nawet trochę mnie rozbawiło. — Zapraszam do nas szefową zespołu projektantów Novej Art. Hanno? — kiedy skierował swe spojrzenie w moją stronę, zobaczyłam to. Cień wątpliwości oraz horrendalne zaskoczenie na jego twarzy stanowiło wisienkę na torcie. O przychylności karmy!


Z dumnie uniesioną głową oraz ogromnym, nieszczerym uśmiechem zjawiłam się przed nim i jako pierwsza wyciągnęłam rękę. Bynajmniej nie dla zgody.


— Hanna Lech. Specjalista do spraw zarządzania przestrzeniami wewnętrznymi. Lider zespołu Fresh Nova Art. — kiedy odwzajemnił uścisk i głośno przełknął ślinę, opanowana odliczyłam pięć sekund i wyrwałam place spod jego dotyku.


— Paweł...Wilk...— goniące za mną szkliste w barwie oczy, próbowały rozwikłać zagadkę. Czy zrobiłam to specjalnie? A może jedynie stanowiłam dla niego zwykły żart, o którym najchętniej chciałby zapomnieć po kilku minutach od jego wysłuchania? 


To wszystko było mało istotne w obliczu cudownych okoliczności, z których zapewne zdawał sobie sprawę.




***



— Niemożliwe. — Sebastian patrzył na mnie, jak na wariatkę. Po objawieniu mu wszelkich informacji na temat pierwszej miłości powracającej zza światów, próbował poskładać to sobie w całość. — Ten Wilk? Ten Paweł Wilk wrócił? Ale jakim do jasnej...— kiedy podniósł głos, bezwarunkowo zatkałam mu usta swą dłonią. Przez jedną maleńką chwilę poczułam wibracje ciała, jako odpowiedź na niezamierzony dotyk. Po tym, jak górna warga musnęła mój wskazujący palec, szybko usunęłam się w cień. Niczym poparzona odseparowałam rękę od twarzy i schowałam ją pod stół. — Przepraszam...— szepnął po kilku sekundach i znów powróciliśmy do głównego tematu rozmowy. — Nie zapytałem od razu, ale zdzieliłaś go?

— Zdzieliłam? Coś Ci się pomyliło Romeo? — uwielbiałam drwić z jego słowotwórstwa przy naszych spotkaniach. Teatralne spektakle wgryzały się w jego codzienność i wpływały na nią dość mocno przy wysokich emocjach. A te były wzburzone, jak cholera. I to za sprawą samego Pawła Wilka. — Nie. Nie zdzieliłam go niczym dziewkę, która puszczała się z byle...

— Jak to? — widać było, że zaintrygowała go moja postawa. — Od lat marzyłaś, żeby nakopać mu do tyłka i odpuściłaś? W takim momencie? — chwila ciszy z mej strony zwiastowała kataklizm. Po chwili uniósł do góry swą bujną czuprynę, a wraz z nią otworzył na oścież swe usta. — Uuuuu. To byłoby zbyt proste. 

— Owszem. — uśmiechnęłam się najszerzej, jak tylko potrafiłam. — Jutro mam mieć z nim prywatną rozmowę dotyczącą losu naszych zespołów. Cudownej współpracy.

— Nie rozmawiałaś z nim od momentu powitania w firmie? — przypominając sobie szok na twarzy polskiej wersji Greya, prychnęłam pod nosem. Gdy tylko skończyliśmy zebranie, Irena odesłała mnie do domu abym mogła popracować nad prezentacją. Podejrzewałam, że i w tym tkwiło drugie dno, które stanowiło indywidualne spotkanie z Wilkiem. Nie trudziła się nawet jeśli chodziło o skrywanie podniecenia wywołanego przez jego obecność.

— Powiedzmy, że potwór został odnaleziony przez pobratymca. Ogrzyce. — Sebastian znał Irenę z imprezy świątecznej, na którą go zaprosiłam. Oczywiście tylko w duecie kumpla do pary. To wystarczyło jednak aby poznał jej najlepsze strony, to jest, prawdziwej ladacznicy i egoistki w jednym.

— Mieliby urocze dzieci. — sama myśl o kopulacji tych dwojga sprawiała, że mdliło mnie na wskroś. Ba, nawet zjedzony przeterminowany od roku tort urodzinowy, nie wywołałby takich torsji.

— Przestań. — potrząsnęłam głową, na co zareagował śmiechem. 

— Jakieś wytyczne? — pytał o plan, który brylował w mej głowie od ponad dekady. Ten, który wreszcie mógł wejść w życie i z impetem wjechać w krocze samego Wilka.

— Cóż. — zdjęcia, krzykliwy hałas dzieciaków i dudniący w uszach szkolny dzwonek wypełniły bębenki uszu, przywołując same najgorsze wspomnienia. — Powstanie było początkiem. — wzruszyłam ramionami i upiłam łyk podwójnego espresso. — Teraz czas na wojnę. 


Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger