piątek, 28 września 2018

Skoro już wiesz...(VII) - ZAKOŃCZENIE

Skoro już wiesz...(VII) - ZAKOŃCZENIE


 Kod Morse'a nadal w grze. Opowiadaniem prowadzącym od dziś zostaje..ADWOKAT BOGA. 

Tymczasem...zapraszam na ostatni rozdział. Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Bartek spoglądał na telefon co kilkanaście sekund. Wiedziałam, że chce zainterweniować, ale z dwojga złego ten pomysł był tym gorszym. Nie miałam ochoty tłumaczyć już Darii czy Mikołaja. Obydwoje uparci, jak osły wdali się w intrygę rodem z filmów Hitchcocka. 

- Nie wierzę, że Daria mogłaby dopuścić się czegoś takiego. Na pewno coś Ci się pomieszało. - zapłakana Paulina siedziała w kącie salonu, z podwiniętymi pod brodę kolanami. Niczym dziecko, które właśnie odbywa karę. Gorąca herbata nie pomogła w odsunięciu od siebie bólu, ale prawdą jest, że przez wzgląd na tę małą uprzejmość, nie widziała już we mnie wroga. Przynajmniej nie kogoś, kogo stworzył w jej oczach, Bartek. Tak. Miałyśmy moment zwierzania się, wioząc ją do naszego mieszkania. 

- Nigdy mnie nie lubiła. - rude loki oblepiły mokre od łez policzki. Naprawdę było mi jej żal. Zielone oczy przy zaczerwienionych powiekach, wyglądały na jeszcze większe. Przypominała teraz piękną, żeńską wersję Kapelusznika z Alicji w Krainie czarów. - Była o niego zazdrosna. 

- Jasne. - prychnęłam niespodziewanie do samej siebie. Głos rozsądku rozsadzał mnie od wewnątrz, więc musiałam coś dodać. - Tutaj głównym powodem jest Michał. - Bartek spojrzał na mnie spode łba, ale nie skomentował wywodu. Wręcz przeciwnie nalegał spojrzeniem, abym kontynuowała. - Sama powiedziała mi o tym, jak mocno bolało ją to, w jaki sposób brat traktuje jej związek. 

- Dziwisz się? - Bartek wstał z kanapy i wsadził do tylnej kieszeni telefon. - Był bucem, jak mało kto. 

- Do tego zmierzam. Daria nienawidziła każdego, kto próbował przemówić jej do rozsądku. Najwidoczniej Mikołaj był w tym mistrzem. - Paulina opuściła na dół rozdygotane kolana, a następnie spojrzała na nas. 

- Mikołaj nie zrobił niczego złego. Chciał ją chronić. - zaczynałam poważnie powątpiewać w szczerość intencji kogokolwiek z nas. 

- Jesteśmy najbardziej zakręconą paczką znajomych, jaką znam. - uśmiechnęłam się mimo woli i skierowałam kroki w stronę rudowłosej. - Kochasz go jeszcze? - nie dało się mnie zmylić.

- Chciałam ułożyć sobie życie...- wzrokiem zaczepiła bruneta, stojącego za mną. Ból wkradł się do piersi niczym ostrze. Tak. Byłam zła, ale nie na nią. Na samą siebie byłam zła. Za głupoty, których nawyczyniałam. 

- Nie takie było pytanie. - głos Bartka rozległ się donośniej niż dotychczas. 

- Powinnam tam pojechać? - brak naszej odpowiedzi było odpowiedzią. Dość szybko zebrała się na równe nogi i powędrowała do holu aby ubrać płaszcz oraz buty. Bartek puścił mi oczko i powędrował za roztrzęsioną podróżniczką. 

- Podwiozę Cię. - nie czekałam na odzew czy informację w moim kierunku. Gdy zostałam sama sobie, mogłam pomyśleć. Wyrzucić wszelkie negatywy i znaki zapytania, które coraz częściej pojawiały się w głowie. Kochałam go? Na zabój. 

Musiałam jednak dojrzeć do dorosłej decyzji, która zaważyła na losach każdego z nas.

***

Patrzyłam na Darię, która skrupulatnie pakowała wszystkie pamiątki po bracie. Pakowanie? Rzucanie rzeczami o dno kartonu niezabezpieczonego w żaden sposób było pokazem jej możliwości. Nie zamieniłam z nią słowa, a już wiedziałam, że szykuje nam się ostra dyskusja. Po zakończonej z wielkoludem wojnie, przyszedł czas i na mnie. Bartek i jego nieodebrane połączenia mogły poczekać.

- Cześć. - nie zauważyła mnie stojącej w drzwiach do wyjścia na taras. Niczym zlękniona podskoczyła do góry i wytrąciła z swych dłoni złotą karuzelę. 

- Klara! - złapała za pierś i przymknęła oczy. - Chcecie mnie pozbawić resztek sił...- zaśmiałam się donośnie.

- Masz ich w nadmiarze. - wskazałam paluchem na poszkodowaną zabawkę, której wbudowana melodyjka przestała grać wieki temu. - Jak widać...- nachyliłam się i złapałam za plastikowy daszek plastiku. - Proszę..- ostrożnie wsadziłam go do środka kartonu, spoglądając przy tym na Darię. Zdenerwowana obserwowała każdy mój ruch, czekając na wybuch. Chciała abym i ja ją zaatakowała.

- Dalej. Nie krępuj się. - uniosła ręce, jak zakładnik podczas napadu w obawie przed utratą życia. - Śmiało. Strzelaj. - warknęła i obróciła się na pięcie. Kiedy usiadła na jednym z białych, drewnianych krzesełek dopasowanych do wstążek oraz balonów na chrzciny, poczułam ulgę. 

- Nadal jestem zaproszona? Mikołaj...- nadepnęłam na świeżą ranę.

- Ten paskudny...nie życzę sobie, abyś wymawiała jego imię...Ignacy ma szczęście, że nie będzie jego chrześniakiem. - znerwicowanie przełożyło się na stwarzanie iluzji. Daria, jak zawsze histeryzowała i widziała wszystko w czarnych barwach. - Michał też staje w jego obronie. Wyście powariowali? 

- Bo chcemy abyś nie rozwalała swojej rodziny? Mikołaj miał prawo Cię wydziedziczyć. Paulina była dla niego całym światem. - chciałam usłyszeć jej wersję. 

- Tak, jak Michał dla mnie. A o mały włos mnie nie porzucił. - dramaty rodziły dramaty, jak to mówią. - Upokarzał mnie i Michała na każdym kroku. Przed rodziną. Przed znajomymi. Ona? Ona mu kibicowała. Miałam pełne prawo aby dać mu nauczkę. - wyrzuty sumienia nie istniały w genach, które odziedziczyli. 

- Mogłabyś to zrobić dla mnie. - spojrzała bojaźliwie. Po kilku sekundach strach zamienił się w złość. 

- Niby z jakiej okazji, Klara? - spojrzałam na dekorację oraz lampiony, które wspólnie przygotowywałyśmy. 

- Bo przyjaciółka Cię o to prosi. Przed wyjazdem chciałabym abyśmy chociaż trochę przystopowali z tym horrorem rodzinnym. Ignacy jest najważniejszy nie tylko dla Ciebie. Jestem jego matką chrzestną. - rozczulenie pomieszało się z zaskoczeniem.

- Będziesz piekielnie fajną mamą! Czekaj....przed wyjazdem? Jakim wyjazdem? Klara...coś ty znowu...- decyzja zapadła.

- Sprzedałam mieszkanie. - nikt o tym nie wiedział. Nie mogłam pozwolić aby Bartek na nowo zagrzał w swym sercu nadzieję i zgotował podobny scenariusz do fabuły Romea i Julii. Nie kolejny raz.

- Jak to? Komu? - wstała i stanęła naprzeciw mnie. Pełne troski oczy oczekiwały na wyjaśnienie. 

- My rozstaliśmy się z Bartkiem. Już jakiś czas temu. - niepełne dwa tygodnie odczuwałam jako kilka lat. 

- Jezu! To przez nas? Przez nas! Przeze mnie i mojego brata buca...gdybym zauważyła...- nie potrzebowałam psychoanalizy. 

- Daria. Stop. - byłam stanowcza w swych postanowieniach. - Musimy wyznaczyć pewne granice. Bartek i ja to inna sprawa. Całkowicie osobna komplikacja. Wypadek przy pracy.

- Brzmi to jeszcze bardziej niewesoło. - przytuliła mnie najmocniej, jak tylko mogła. 

- Jutro chrzciny. - musiałam zmienić temat.

- Porozmawiam z Mikołajem. - wiedziałam, że nie kłamie. - Ale ty musisz porozmawiać z Bartkiem. Jutro. Wyjaśnić wszystko.

- Myślę, że nie będzie zadowolony. - byłam na to przygotowana. - Mieszkanie kupił Mikołaj.

- Co? - próbowała poskładać wszystko w całość.

- Chcą gdzieś zamieszkać z Pauliną. Zaproponowałam przyzwoitą cenę. - blondynka opadła z sił. Znów zatoczyła się na siedzące miejsce i w ciszy skapitulowała przed moją decyzją.

- On Cię zabiję. - miała trochę racji.

- Trudno. - wzruszyłam ramionami i ostatni raz spojrzałam na kwiaty w wazonach. Biel symbolizowała zbliżający się początek i koniec. 




Po ceremonii związanej z trzymaniem małego na dłoniach, kropieniem czoła oraz przyjęciem sakramentu czystości, odetchnęłam z ulgą. Bycie na świeczniku całej rodziny było jedną z najgorszych ról aktorskich, jakie mi przydzielono. Dopiero gdy zobaczyłam idącego w moją stronę wielkoluda, trochę odetchnęłam. Proces przyśpieszył, a ja mogłam ziścić swój plan połączenia zwaśnionych ze sobą rodów. Daria musiała z nim mądrze porozmawiać skoro w ciągu kilkunastu godzin zgodził się zmobilizować do bycia ojcem chrzestnym.

Paulina stała obok Bartka. Podczas mszy wymieniali między sobą krótkie szepty, co niejako wzbudziło mą podejrzliwość. Gdy w jednym z momentów Bartek zbladł i prawie udusił się z zdenerwowania, mogłam poznać temat rozmowy. Rudowłosa posiadała zbyt długi język. Chociaż prosiłam Mikołaja o anonimowość w sprawie mieszkania, ten nie połączył swej umowy z ukochaną. Ta miała nieco inny plan. Zakładałam, że podobny do Darii.

Wiekopomna chwila konfrontacji wprost została przełożona na kilka wolnych sekund po obiedzie. Kiedy wyszłam do ogrodu przed lokalem, nie uraczyłam nawet sekundy aby przygotować się rozmowy. Bartek wyglądał niesamowicie. Był niesamowity. I wiedziałam, że jego niesamowitość zostanie zauważona również przez kogoś innego. Kogoś, kto będzie mógł dać mu więcej spokoju niż nerwów.

- Ładnie wyglądasz. - sukienka w kolorze kremu waniliowego nie była wymysłem. Kupiłam ją na ostatnią chwilę. Delikatnie zakręcone włosy, praktyczny brak makijażu oraz biżuteria w postaci jednej bransoletki, którą dostałam od niego na urodziny. Przywieźliśmy ją z Paryża.

- Dzięki. - poprawiłam kwiatki w wazonie i usiadłam przy małym stoliczku obok fontanny. - Ty też.

- Miło porozmawiać bez...osób trzecich. - Mikołaj przemknął obok futryny drzwi do ogrodu, co delikatnie mnie przestraszyło. Nie chciałam aby ktokolwiek nam przeszkadzał. Finalnie wolałam odrobinę prywatności.

- Usiądziesz? - kiwnęłam głową naprzeciw mnie, gdzie stało drugie drewniane siedzisko z poduszkami. Od razu pojawił się po przeciwnej stronie. Kiedy w końcu klapnął, a zdenerwowanie ustało, mogłam spojrzeć w cudowne błękitne oczy. Nie wiem czemu uśmiechałam się, jak głupi do sera.

- Nie wyglądasz na...ponurą. - przestałam się szczerzyć i głośno chrząknęłam, przygotowując się do ostatecznego starcia.

- Bo nie mam powodów aby być. - nie chciałam go urazić. - To znaczy...- uniósł dłoń i zatrzymał mój słowotok.

- Rozumiem, co miałaś na myśli. - wskazał palcem na lampiony oraz kwiatki. - Nieźle sobie poradziłaś. Pewnie ze swoim weselem też...- trudno było go przechytrzyć.

- Myślę, że ten temat odłożę na później. - dotknęłam zielonych cyrkonii na bransoletce. - Co, do odkładania na później...- próbowałam  dobrać słowa.

- Wyjeżdżasz. - w jego ustach zabrzmiało to co najmniej tak, jakbym kogoś zamordowała. Gdyby jednak spojrzeć na to z innej perspektywy, to mogłabym przyznać rację. Mordowałam wszelkie złudne iluzje, dawne życie oraz swoje obawy. - Kiedy?

- Lot mam jutro. - zszokowany wlał na twarz grymas niezadowolonego dzieciaka. Zdenerwowanie powoli wzrastało niczym temperatura między nami.

- Błyskawicznie i skutecznie się uwinęłaś. Co z mieszkaniem? - reszta jego rzeczy miała dotrzeć do Michała oraz Darii zaraz po moim wylocie.

- Sprzedałam je. Nie sądziłam, że będziesz zaskoczony. - prychnął pod nosem i po krótkiej ciszy zdobył się na odwagę.

- Mam protestować i krzyczeć? Przecież podjęłaś za nas decyzję. Z resztą...nie powinienem być zaskoczony. Zawsze wiedziałaś lepiej, co jest dla nas najlepsze. - urażona duma pomieszana z okolicznościami była naturalną rzeczą.

- Bartek. - spojrzał na mnie wymownie. - Jak sobie to wyobrażasz? Że damy radę robić sobie kilka przerw i będziemy wracać do tego samego miejsca? Popełniłam ogromny błąd. Nie powinnam była wiązać nikogo przy sobie zaraz po rozstaniu z Pawłem.

- O jakim ty wiązaniu mówisz? Byłem Ci kulą u nogi? - niczego nie rozumiał.

- To ja jestem problemem. Bartek ja naprawdę chciałam żeby wyszło, ale najwidoczniej...nie jestem stworzona na związków. - kochałam go i właśnie dlatego postanowiłam oddać mu wolność.

- Mikołaj. - gdy blondyn dołączył do nas, Bartek wstał i podał mu dłoń. - Miło, że jesteś.

- Ja też się cieszę. Bycie ojcem chrzestnym to coś zupełnie...oderwanego od rzeczywistości. - odwrócił się na sekundę w stronę sali bankietowej.

- Mi to mówisz. - dodałam i również wstałam. Bartek wodził po mnie smutnym i zawiedzionym spojrzeniem, kiedy nie uzyskał w odpowiedzi jakiegokolwiek znaku na możliwość kontynuacji rozmowy, zniknął.

- Lecę do Darii. Muszę z nią pogadać o...rodzicielstwie. - głupia wymówka wywiała go do wnętrza i tyle. Konie rozmowy zwiastował koniec nas. Zamknięty rozdział.

Kiedy Mikołaj zbliżył się do mnie i uszczypnął w ramię, podskoczyłam.

- Ej! - walnęłam go w odpowiedzi. - Zwariowałeś?

- Na twoim punkcie. Ale to już wiesz. Co się stało? - nie było mi do śmiechu.

- Nic. Dotrwaliśmy do końca naszej relacji. - wzruszyłam ramionami, patrząc przed siebie. Bartek zniknął. Naprawdę zniknął.

- To powinniśmy się upić. Ja też pozamykałem pewne sprawy. - nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

- Paulina? Przecież...- pogubiłam się w ocenach.

- Nie tak łatwo odbudować uczucia po tylu latach, Klara. Poza tym...dostałem kosza. - rudowłosa nie mogła wybrać sobie bardziej dobranej okazji do takich wyczynów? Z drugiej strony, ja nie byłam lepsza.

- Nie kocha Cię? - pustki w duszy nie da zapełnić się obietnicami lepszego jutra.

- Kocha. Seks powrotny też był...niczego sobie. Tyle, że poza tym...- niezadowolone cmoknięcie pod nosem sugerowało zawód.

- Zakochała się w Bartku. Ciebie tylko kocha. - klasnęłam w dłonie na swoją odpowiedź i podeszłam do schodków prowadzących na salę.

- Bingo. - szepnął pod nosem. - Co z wyjazdem? - zapomniałam, że kupił to mieszkanie dla nich. Dla Pauliny. Klątwa ciążąca na metrach kwadratowych była jedynym logicznym wytłumaczeniem.

- Londyn czeka. - uśmiechnęłam się smutno i spojrzałam na niego ostatni raz tego wieczoru. - Trzymaj się. Opiekuj Darią i Ignacym. Michał da sobie radę.

- Spokojnego życia? - miałam nadzieję.

- Dokładnie tak. - ucięłam pożegnanie i weszłam na salę aby pokiereszować swe bębenki w uszach.

Wszystko się ułożyło. Nieidealnie, ale zawsze jakoś. Daria miała syna oraz brata. Michał posiadał cudowną rodzinę i zawistnego szwagra. Bartek swoją pasję i wolność. Paulina? Odetchnęła z ulgą i zrzuciła z siebie ciężar niewiedzy. Mikołaj mógł zacząć nowe życie z dala od misji oraz myśli o przeszłości. Ja? Ja mogłam zostać sobą i pokochać siebie. Dać czas emocjom i pozostawić uparty głos serca w tyle.

***

(ROK PÓŹNIEJ)

Pani Brington nienawidziła mojego czarnego humoru odkąd zjawiłam się na pierwszych kursach i prawie rozwaliłam jej zajęcia. Dziś wyjątkowo surowo oceniała prace związane z przygotowaniem biznesplanów. Zaciekawiona spoglądałam na jej długie bordowe paznokcie oraz kruczoczarne włosy. Wychudzone ciało przypominało te z wybiegów dla modelek. Poza pełną mieszaniną ludzi, nadal można było spotkać rodowitego Brytyjczyka. Ona należała do rodu. Tak przynajmniej przekazano nam to pierwszego dnia zajęć. 

- Myślisz, że przejdziemy te egzaminy? Szkoła dla ekspertek...zachciało mi się. - Olaf był jedynym facetem w grupie kursantek na profesjonalną pomoc ślubną. Tak przynajmniej organizatorów określała Pani Brington. 

- Lubisz tę pracę. Polska ma wiele możliwości jeśli chodzi o wykształcone zawody. Warszawa ma duży wachlarz...- dzwonek telefonu wyrwał nas z rozmowy. Odebrałam bez zastanowienia. Głos Darii był bardzo piskliwy. 

- Cześć przyjaciółko! Dawno się nie odzywałaś więc pomyślałam, że może dam Ci znać...- musiałam ją przeprosić.

- Mam urwanie głowy, ale nie zapomniałam o Ignacym i jego roczku. Przyjadę do was najszybciej, jak się da. - miałam kontakt jedynie z nią oraz Michałem. Mikołaj sporadycznie wysyłał życzenia z okazji świąt. 

- Dwie pieczenie na jednym ogniu w takim razie...- jakby kierowała te słowa, do kogoś kto był obok. Głos Mikołaja brzmiał bardzo dziwnie. - Brat chce z tobą pogadać. 

- Jasne. - czułam się niekomfortowo. Olaf w międzyczasie kupował drożdżówki oraz kawę. Przerwa przed egzaminami była normą. 

- Hej. - nie był zbytnio milusiński. Bardziej stanowczy oraz poddenerwowany. - Masz tam jeszcze zasięg? - nie mogłam przypomnieć sobie okoliczności w jakich się rozstawaliśmy. Jako przyjaciele, znajomi, wrogowie czy sprzymierzeńcy?

- Mam. Ale spędzam dużo czasu na kursach, pracy i...- niegrzecznie przerwał mój wywód.

- Będziesz w takim razie miała dodatkową robotę. Tutaj w Polsce. Za niecałe trzy tygodnie. - coś podpowiadało mi, że szykuje się do ciosu w podbródek. 

- Robotę? Czekaj...roczek małego jest za dwa tygodnie. - nie rozumiałam paplaniny oraz motania mnie w jakieś gierki słowne. 

- Ślub Bartka jest za trzy. O tym mówię, mała. - prawie wyrwało mnie z butów. Ślub? Jaki do cholery ślub?!

- Bartek się...- usiadłam na parapecie w kawiarni. Olaf od razu podszedł do mnie aby asekurować chwilowy brak równowagi , ale kazałam mu odejść. Miałam wrażenie, że odgrywam jakąś scenkę rodem z filmów Kate Hudson. 

- Hajta. - dokończył. 

- Dlaczego mi to mówisz? Niby w jakim celu...- teraz telefon przejęła blondynka. Brzmiała bardzo poważnie.

- Ta kobieta to diabeł. Okej, nie będziecie razem, Klara...ale dobrze wiemy, że jeśli istnieje osoba, która ma jakikolwiek wpływ na jego życie...to właśnie rozmawiam z nią w tej chwili. - Olaf usiadł na małym taborecie obok mnie i zaczął zajadać się czekoladową bułą.

- To mnie nie dotyczy. - serce przechodziło przez różne stany. Teraz? Miałam ochotę wysadzić wszystko w powietrze. 

- Odsunęła go od nas. Ignacy nie widział Bartka od kilku miesięcy. Michał o mały włos go nie pobił. Mikołaj...nie chcemy aby skończył w więzieniu. - rozumiałam. 

- Co niby mam zrobić...- to nie było odpowiednie pytanie. 

- Masz tutaj przyjechać! - warknęła. - N a t y c h m i a s t ! - czerwony alarm zabił niczym dzwoń kościelny. 

- Pa. - zakończyłam połączenie pozostawiając za sobą niewiadomą odpowiedź. 

- Coś się stało? - Olaf podsunął kawę oraz bułkę na tacy w moją stronę. Przerażony przestał konsumować dopiero w momencie, gdy zobaczył mą pobladłą od nerwów twarz. - Klarcia...

- Jedziemy do Polski. - wskoczyłam na przeglądarkę w telefonie i zaczęłam szukać biletów.

- Czekaj...miałaś jechać za tydzień. Jak to my? Zwariowałaś? Coś się...- musiał przestać.

- Olaf...za dużo pytań. - szybka płatność i e-mail z potwierdzeniem kupna. Byłam w domu. - Lepiej będzie jak się spakujemy. 

- Niby w jakim charakterze tam jadę? Zaczynasz mnie przerażać...- do głowy przyszedł mi nieciekawy, ale jakże niecny pomysł.

- Narzeczonego. - uśmiechnęłam się szeroko. 

- Nie. Nie dam się...-to nie była prośba.

- Bartek się żeni, Olaf. - znał naszą historię. 

- Co? Ten twój fotograf, miłość życia...- zrozumiał. - Wchodzę w to. Pomogę Ci odzyskać swego drwala. - był komikiem. 

- Nie chcę go oddzyskać. - spojrzałam jeszcze raz na numer rezerwacji. 

- Jasne. - chwycił za kubek z kawą i wypił połowę zawartości. - Jak długo będziesz się oszukiwać, Klara? - spojrzał na bransoletkę na mym nadgarstku. - Skoro już wiesz...

- Wiem. - tak wprawdzie to nie wiedziałam. Nie miałam planu. Jedynie zmyślonego narzeczonego, powód odwiedzin ze względu na Ignacego i ogromną motywację. Dlaczego? Głos serca przebudził się z ogromnym rykiem. Już wiedziałam. Od samego początku powinnam była wiedzieć. 

***
Tak. Jestem nimi zafascynowana.

Opis -> 


Bartek się żeni. Klara nie wychodzi za mąż. Jak to? Miłość wybiera różne drogi. Drwal właśnie zmierza jedną z nich do ołtarza, a zwariowana organizatorka ślubów zamierza dopilnować aby tym razem jej profesja nie przyniosła pożądanych rezultatów. Z pomocą swego fałszywego narzeczonego oraz dawnej paczki przyjaciół będzie musiała znaleźć sposób na "uratowanie" Bartka z łapsk, kogoś kogo uważa za żeńską wersję diabła. Czy uda jej się zwalczyć istniejące w życiu drwala, zło? I czy przy okazji nie sparzy się, próbując to zrobić? 

" DZIŚ JUŻ WIEM" -> 23 PAŹDIERNIKA. 









poniedziałek, 17 września 2018

Skoro już wiesz (VI)

Skoro już wiesz (VI)
 Przedostatnia część zawitała. W tym tygodniu zakończymy batalię Klary oraz Bartka i przekonamy czy pewne więzi...da się jeszcze naprawić. 

  • Jeśli chodzi o Kod Morse'a była to krótka przygoda czwórki przyjaciół. Batalie zakończymy w najbliższych trzech częściach. 


  • Adwokat Boga rusza 27 września. 


Weny mi się troszkę nazbierało, więc i systematyczność raczej nie legnie w gruzach. Jeśli chodzi o bloga...ślę ogromne podziękowania za wyświetlenia i proszę o waszą aktywność w komentarzach. Szata graficzna bloga ulegnie zmianie na samym początku października. Ogłoszenie nowego opowiadania października...wraz z rozpoczęciem przygody Celestyny. Szykujcie się! Będziemy trochę wirować wokół niezależnych oraz silnych kobiet. 

A teraz? Zapraszam do czytania!

Pozdrawiam. Wasza A.

***

Czekając pod domem przyjaciela Bartka, myślałam o wielkoludzie. Jakim cudem wszystko, co go wyniszczało, związane było z jednym niedomówionym spotkaniem? Życie naprawdę potrafiło zaskakiwać. Coraz częściej przekonywałam się o tym również ja. W takich właśnie momentach. Czekająca na swojego eks faceta w związku ze ściśle tajnym planem pomocy innemu facetowi, dzięki któremu mogę tego pierwszego nazywać swoim byłym. Tak. Pokręcony życiorys był przecież moim znakiem rozpoznawczym. Tak to się miewało w podsumowaniu. I jakkolwiek absurdalnie, by  to nie brzmiało, działo się naprawdę. 

Znudzona do granic możliwości czekałam na gramolącego się od kilkunastu minut do wyjścia, fotografa. Nawet przez sekundę nie chciałam udawać obojętnej, ale w głębi duszy wiedziałam, że to jedna z najlepszych strategii. W końcu mieliśmy zbyt dużo niepozałatwianych spraw, a rozszyfrowanie kodu enigmy, który w tym przypadku stanowił nasz związek...zajęłoby nam sporo czasu. Nie w danych okolicznościach. Zapewne Mikołaj wraz z Pauliną dostaliby rykoszetem, a ja w końcu odważyłabym się na morderstwo. Przecież tacy byliśmy od samego początku. Nieskłonni do kompromisów, oszukani przez placebo w postaci związku na odległość. To wszystko stanowiło jedynie chwilę.

Gdy pojawił się na horyzoncie i zaczął kroczyć w stronę samochodu, dłonie odruchowo zaczęły drżeć na kierownicy. Szybko schowałam je, kładąc na udach, w myślach prosząc aby przestały. Ubrany w ciemną koszulę oraz czarne spodnie, wyglądał obłędnie. Zawsze lubiłam go w czerni. Przede wszystkim tej na jego włosach, kontrastujących z błękitem w oczach. Rozczochrane włosy do ramion, wyglądały na zdrowsze od moich. Jakim niby cudem mogłabym zasłużyć sobie na kogoś takiego? Gdy wsiadł do auta, ściągnął okulary przeciwsłoneczne i od razu zapiął pasy.

W milczeniu uruchomiłam silnik i skupiłam swe wszystkie myśli na drodze. Nie mogłam czuć jego zapachu, spojrzeć w oczy, a następnie udawać nieprzejętej, jak wstępnie sobie obiecałam. Nie umiałam grać. Zawsze wszystko brałam na surowo. Tak i w tym przypadku, wiedziałam że wyjdzie ze mnie prawdziwy rzeźnik.

- Włącz światła. - upomniał, gdy wchodziłam w zakręt. Posłusznie posłuchałam dobrej rady, ale nie skomentowałam. Zaskoczony obrócił twarz w stronę bocznej szyby, a sekundę później  zaczął nucić nieznaną mi melodię. Odruchowo włączyłam radio, zagłuszając go. Nie prowokując siebie nawzajem, dotrwaliśmy do drugich świateł. Pieprzone dziesięć minut świętego spokoju zostało przerwane przez dynamiczne wyłączenie radia i stanowcze pytanie.

- Po jaką cholerę chcesz im pomóc? Uważasz, że ta gra coś zmieni? - prychnął pod nosem, wgapiając się w mój boczny profil. Nienawidziłam tego uczucia. Kiedy jego wzrok wywiercał dziurę w mej głowie.

- Ależ ty jesteś samolubnym elementem społecznym. - ironiczny uśmiech wlał się na twarz. - Dziecię centrum całego wszechświata. Weź się człowieku ocknij. - nie mogłam się powstrzymać.

- Skończyłaś już z przezwiskami rodem z podstawówki? Czy może chcesz udowodnić, że jesteś święta? - dlatego właśnie trwało to tak krótko. Byliśmy swoimi antagonistami.

- Niczego nie będę udowadniać. - zmieniłam taktykę i zniżyłam ton głosu. - Nie mam zamiaru nawet podziękować Ci za pomoc. Chcę jedynie abyś pomógł pewnej dwójce, która już dawno powinna porozmawiać ze sobą, jak dorośli.

- A my? - teraz na niego spojrzałam. Na jedną sekundę. Szybko zwróciłam się ku drodze. - My nie powinniśmy porozmawiać, jak dorośli? Klara...- za bardzo bolał mnie powrót do starych doświadczeń i małych kłamstewek. Byłam znużona jego kolejnymi wywodami na temat urojonych wizji, jakie rzekomo zniszczyły nasz związek.

- Rzeczy z mieszkania możesz odebrać pod koniec tygodnia. Po twojej wyprowadzce postaram się szybko zorganizować kwotę, jaką władowałeś w remont łazienki.

- Co ty robisz? - serce krajało mi się na pół, ale nie uzewnętrzniłam tego. Niczym posąg, zamroziłam krzyk wewnątrz siebie.

- Rozmawiam z tobą, jak dorosły człowiek. - podniósł się delikatnie i niby poprawiając kurtkę, walnął ciałem o oparcie fotela. Był zły. Bardzo zły.

- Sprzedajesz mieszkanie. - znał mnie na wylot.

- Moje mieszkanie, moja sprawa. - pogroziłam palcem. - I nie waż się popełnić kolejny raz tego samego błędu. 

- Dziękuję. - nie dotarło do mnie, co właśnie powiedziałam. 

- Słucham? - próbowałam przetrawić smutek, który nagle pojawił się wokół nas.

- Określiłaś moje starania i nasz związek błędem. Dziękuję. Nikt nie potrafi tak dobrze ująć...- gdy podjechaliśmy na miejsce, szybko wyskoczyłam z samochodu i uniknęłam kolejnych porcji przygnębienia, które odbijały się od poczucia winy. 

Gdy stanęliśmy przed lokalem, w którym umówiłam się z Mikołajem, a Bartek na przemian z Pauliną, paluchem wskazałam na wejście. Szybko rozeszliśmy się w swe strony, tak jak ustalone było odgórnie. Dwa różne stoliki, w przeciwległych kątach sali były pomysłem Bartka. Gdyby rozglądając się czy idąc wpadli na siebie już na początku kolacji, nie dalibyśmy rady ich uspokoić. Zapewne i jedno i drugie rozegrałoby swą partię. Tak, jak ja z fotografem jeszcze przed kilkoma minutami. Katastrofa murowana. Co więc zaplanowaliśmy? Zazdrosną potyczkę i szok, jako pierwsze i mocne po latach, przywitanie.





Mikołaj przeglądał menu od kilkunastu minut, co powoli zaczynało mnie drażnić. Kiedy w końcu zdecydował się na deser oraz kawę, mogłam odetchnąć z ulgą. Jeszcze tego brakowało aby odwidział mu się lokal i zaproponował przeniesienie się z ulubionej restauracji Pauliny. Tak. Bartek wiedział o paru sprawach. Czy bolało? Kuło w damską dumę, ale przecież sama świetnie wiedziałam, dlaczego.

- Nie masz apetytu? - zapytał rozpromieniony. Jasna marynarka dopasowała się do jeansów oraz białego podkoszulka. W jego przypadku to mundur byłby idealnym ubiorem do walki, jaką musiał dziś stoczyć. Prywatne misje zawsze były trudniejszym poligonem..

- Nie mam teraz głowy do jedzenia. - nasze relacje nie przypominały już szarpaniny. Po kilku rozmowach i zrozumieniu intencji jego działań, był nawet całkiem fajnym kompanem do rozmów o życiu. - Muszę zająć się sprzedażą mieszkania. 

- Dobrze, że ruszasz dalej. Może w związku z facetami, też powinnaś zrobić krok na przód. -  był bardzo zabawny. 

- Myślę, że nie jesteś odpowiednią osobą do doradzania mi na ten temat. Twoja pierwsza miłość nadal Cię uwiera. - musiałam coś z niego wyciągnąć. 

- Nie uwiera. Nie lubię jedynie twojego byłego, a jej obecnego. To taki konflikt sumienia z rzeczywistością. - gdyby tylko wiedział, że mój eks właśnie stara się pomóc mu w zdobyciu się na odzyskanie lubej, zabiłby mnie.

- Jasne. - prychnęłam pod nosem i zaczęłam bawić się sztucznym kwiatkiem w wazonie. - Bartek ma swoje wady. Nigdy nie wybielałam jego usposobienia do życia. Po prostu się zakochałam. - wzruszyłam ramionami i otrząsnęłam się tym samym z melancholijnego nastroju.

- Paulina była jedyną kobietą, która się mnie nie bała. Poza tobą, oczywiście. - uśmiechnęłam się na to porównanie, gdyż nie miało w sobie krzty komplementu. Mówił o faktach ze swojego życia. - Pierwszą, która potrafiła mnie zostawić. Bez zająknięcia. - w międzyczasie pauzy w słowotoku, kelner postawił przed nim zestaw deserowy oraz gorący napój, który zwinęłam sprzed nosa. Upiłam łyk i odstawiłam na swoje miejsce. 

- Pyszna. Nie dziwię się, że lubi to miejsce. - coś wylazło na zewnątrz.

- Mówiłaś, że jesteś tu pierwszy raz. - babskie gadanie było klątwą.

- Bo jestem. - gdy zaczęłam panikować, sam podsunął mi rozwiązanie.

- Bartek. No tak. Wszędzie ten fotograf. - gdy wypowiedział jego imię, druga strona wdrążyła kolejny etap planu. Komórka zawibrowała na blacie stolika, zwracając na siebie pełną uwagę wielkoluda. - O wilku mowa. Nie odbieraj.

- Daj spokój. Nie mamy pięć lat. - szybko przesunęłam na ekranie zieloną słuchawkę i zaczęłam udawać zdenerwowaną. - Nie, nie mogę rozmawiać.

- Właśnie zmierzamy w waszą stronę. - wszystko szło zgodnie z planem.

- Nie! Nie zgadzam się! Śledzisz mnie? - Mikołaj zjeżył się w trybie ekspresowym. Z pełnym skupieniem wypatrywał nadciągającego Bartka. Gdy ujrzał idącą w naszą stronę parę, twarz przyrównała się barwą do marynarki. Był kompletnie skołowany. Ja? Nie spodziewałam się, aż tak dobrze odegranej roli. Brunet trzymał swą towarzyszkę za rękę i prowadził za swymi plecami, niczym dziecko. Jakby chciał ją ochronić.

- Witam. - pomyślałam, iż może wycofał się z danej mi obietnicy. Kolejny raz zawiódł zaufanie i zrezygnował z planu pomocy Paulinie oraz Mikołajowi, robiąc mi na złość. - Możemy się dosiąść?

Cisza przerywana była spojrzeniami Mikołaja oraz jego byłej miłości. Było w nich tyle strachu, szoku i nienawiści, że byłam krok od kapitulacji. Chciałam nas stamtąd wydostać. Żywych.

- Mikołaj... - zawiedziony szept rudowłosej, był niczym aria dla słuchu. Była powabna, seksowna oraz dystyngowana. Teraz dopiero uderzyła we mnie zazdrość.

- Poznajmy się. - uśmiechnęłam się szeroko do bruneta. Nadal ciążyło w oczach, kiedy trzymał ją za dłoń. Po jaką cholerę? Chciał dać mi nauczkę. W tym akurat był mistrzem. - Klara. Przyjaciółka Mikołaja.

- Dobre sobie. - komentarz Bartka uświadomił mi, że wchodzenie z nim w jakiekolwiek układy , było najgorszą z opcji. Dlaczego w ogóle podałam mu na tacy rozwiązanie problemu związanego z wytłumaczeniem swoich nierealnych domysłów?

- Paulina jest przepiękną kobietą. - cisza ze stron naszych ofiar była co najmniej dziwna. - Bartku może powinniście napić się z nami wina.

- Myślę, że Paulina woli piwo. - blondyn dopiero otrzeźwiał z otępienia na jej widok.

- Miodowe. Gryczane. - słowa Mikołaja wzbudziły w niej ogromny żal. Oderwała dotyk dłoni od ręki Bartka, co niejako wyswobodziło mnie z agresji. - Prawda?

- Dziękuje wam za miłą pogawędkę. - muszę uciekać. - Kiedy zwinęła swe cztery litery i zaczęła oddalać się od naszej trójki, zrozumiałam. Przez swoje głupie wysoko niesione głowy, straciliśmy okazję na szczęśliwe zakończenie. W tej kwestii jednak to blondyn okazał się sprytniejszy. Kiedy wyminął nas i pobiegł za nią, spojrzałam na bruneta.

- Cudownie. - kiwnęłam głową i zamknęłam oczy. - Jeśli się nie pozabijają to możemy nazwać to sukcesem.

- Jaka ty jesteś ślepa. Nie dziwię się, że skończyliśmy to w taki sposób. Niczego nie dostrzegasz. - bredził od przypływu adrenaliny.

Krzyki dochodzące z drugiego końca sali uświadomiły nas, o kataklizmie jaki wywołaliśmy. Zamiast słuchać bzdur plecionych przez wykłócającego się o swoje mniemanie obserwatora, pognałam w ich kierunku.Koniec sprzeczki miał zwiastować happy end? Mogliśmy się bardzo pomylić. I to dosłownie wszyscy.

- Ja? Ja Cię zostawiłam, Mikołaj? Czy ty najadłeś się za dużo piachu na tych cholernych misjach! Wystawiłeś mnie...twoja siostra powiedziała, że jesteś na kolacji służbowej! Służbowej!

- Pieprzysz nie od rzeczy. Nikt nie wiedział o niespodziance! Oświadczyny! To miały być nasze oświadczyny! Zostawiłem Ci wiadomość, zostawiłem przecież...- zaczęli łączyć wątki.

- Możecie się uspokoić? - czułam, że mi się dostanie.

- To był wasz plan? Przyprowadzenie tej zdradzieckiej duszy do mojego życia? Taką jesteś przyjaciółką?! - nie robiło to na mnie żadnego wrażenia.

- Stop! - warknęłam na głos. - Ty twierdzisz, że zostałeś wystawiony. Ona z kolei...- Bartek dołączył do nas.

- Że zjawiłaś się na spotkaniu, które było rozstaniem. To nie ma sensu. Wybaczcie, ale z wszystkich scenariuszy ten jest najsłabszym, jaki słyszałem. - Paulina spojrzała na Mikołaja z ogromnym rozczarowaniem.

- Mówisz, że o niczym nie wiedziałeś, ale twoja siostra powiedziała, gdzie mogę Cię znaleźć. Rodzina wariatów. - skwitowała i obróciła się w stronę Bartka.

- Daria. - Mikołaj wypowiedział te słowa z ogromną satysfakcją i złością. - Daria to zrobiła.

- Grabisz sobie. - Bartek chciał obronić naszą przyjaciółkę, ale miałam wrażenie, że w tej łamigłówce to blondyn ma szansę na wygraną.

- Co dokładnie Ci powiedziała. - zażądałam szczerości, która pięć sekund później wbiła nas w glebę.

- Powiedziała, że jesteś na spotkaniu służbowym. Potem dodała coś o kwiatach. Na końcu podała mi adres. Pojechałam tam, ale nikogo nie było. Jedynie kwiatki z karteczką "nie szukaj mnie".

- Czy litera "j" była przeciągnięta bardziej na prawą stronę? Z takim dziwnym zakrętasem. - nie rozumieli, że w mojej pracy grafologia, style, czcionki były ważne. Organizowałam zaproszenia i wiele innych rzeczy. Daria posiadała wyjątkowy dar do pięknego pisma w swoim bardzo profesjonalnym stylu.

- Tak. - Mikołaj się nie pomylił.

- To Daria. - spojrzałam na zszokowanego Bartka. - Znam jej pismo.

- Przecież mogło ulec zmianie. Nie popadajcie w paranoje. - wszystko układało się w całość.

- Styl pisma to indywidualne znamię. Każdego z nas określa. Wiem jak pisze, bo wypełniałam z nią zaproszenia na chrzciny. - zabawa zakończyła się przerażającą ciszą oraz bólem w oczach blondyna. Nie był w stanie wyobrazić sobie krzywdy ze strony jedynej osoby, jaką kochał i o jaką się troszczył.

- Czyli to przez twoją siostrę...- może i dało ukręcić się z tego happy end? Porywczy charakter wojskowego jednak wygrał z uczuciem do rudowłosej. Na odchodne pogładził ją po ramieniu, a nas obdarzył bardzo wdzięcznym spojrzeniem. Kiedy zniknął na parkingu, kazałam im zaczekać. Paulinie, Bartkowi oraz każdemu, kto znów chciałby go niańczyć.

- Musimy poczekać. Dajcie im chwilę. - nie sądziłam, że Daria aż tak mocno chciała mu dopiec.

Zdrada boli mocniej niż każda inna rzecz związana z naszym życiem. Zawód, rozczarowanie? Jak określić uczucie, które towarzyszy przy tak wielu emocjach? Mikołaj wiedział, że siostra go kocha. Wiedział, że zawsze będzie jego przeciwieństwem. Wiedział, że czeka ich sporo trudów, ciężkich rozmów oraz nawet konfliktu. Nigdy jednak nie sądził, że krew z jego krwi będzie w stanie odebrać mu to, co kochał najmocniej. Motyw? Wiedziałam, że się dowiemy. Prędzej czy później kłamstwo wywraca się na swych małych, drepczących nóżkach. Spadając zaznacza na naszej psychice wiele ran, które zmieniają się w blizny. Blizną Mikołaja była siostra, a powodem tego...mógł być jedynie Michał.



wtorek, 11 września 2018

Kod Morse'a (III)

Kod Morse'a (III)
Cóż, jeśli chodzi o tę czwórkę...dajmy im jeszcze kilka części.

Adwokat Boga rusza 27 września. W moje urodziny. Tak. Taki sobie prezent sprawię. Wam również.

Pozdrawiam. Wasza A. 

***

- Myślisz, że kiedykolwiek miałam szansę? - Anka wgapiała się w ćwiczących na plaży wariatów. Nas nie kusiły sportowe eksperymenty więc wypijałyśmy bezalkoholowe drinki, co wiązało się niejako z wstrętem alkoholowym przyjaciółki.

- Na co? - wyrwałam się z zamyślenia i kąpania swej twarzy w ciepłych promieniach słońca. 

- Na bycie z nim. - nie mogłam słuchać depresyjnych gadek. - Chciałabym przynajmniej wiedzieć, kim ona jest. - tu akurat musiałam się z nią zgodzić. Piotrek nie by typem tajemniczego kochanka, skrywającego miłosne sekrety. 

- Mi to mówisz. Znam go od pieluchy. Sama jestem w szoku. - wzruszyłam ramionami i pochwyciłam zimne mojito. 

- Ale przynajmniej ty nie zostaniesz bez gorącego trzydzieści sześć i sześć. Chociaż w jego przypadku...to chyba niezła czterdziestka. - przekręciła głowę i zagryzła plastikowy koniec rurki. Borys był niezłym kąskiem, to trzeba było przyznać. 

- Bredzisz od udaru słonecznego i przepicia. - zaśmiałam się na głos wobec zabawnej anegdotki. Jeszcze nie miała pojęcia, jak zamierzałam pomóc jej w odnalezieniu właściwej drogi do właściwego faceta. 

- Pasujecie do siebie. - szturchnęła mnie w bok i oblizała usta. - Ty pełna chęci do przygód. On niczym przewodnik w dżungli. Jak Tarzan i Jane. 

- Kto w tej bajce jest Jane? - obydwie wybuchłyśmy śmiechem. - Tak naprawdę to nie masz, co działać w tym temacie. Borys jest zajęty. 

- Czy ich wszystkich Bóg opuścił? - urażona, wybałuszyła piękne oczyska. - Taki towar się tutaj grzeje, a oni wszyscy zgrywają świętych? - prychnęła niezadowolona i odłożyła pusty kielich na drugą stronę baru. 

Ciemnowłosy, wysoki oraz smukły barman wziął go po kilku sekundach, a przy okazji zahaczył wzrokiem o blond towarzyszkę. 

- Nie pasuje do Pani taki negatywny wyraz twarzy. - nieźle zaczął.

- Pardonne-moi? - wiedziałam, że Anka znowu urządzi scenę. - Negatywny wyraz twarzy? Tak się w waszych stronach komplementuje kobiety? 

- Nie. W naszych stronach zabiera się je na kolację, a następnie...- nie dała mu dokończyć.

- Świnia. Bezpośredni gbur! - uwielbiałam sytuację, w których chciało się wiać gdzie wiatr poniesie, ale droga ucieczki była zbyt skomplikowana. Nie mogłam zostawić jej samej. 

- Kolego. Chyba się trochę zagalopowałeś. - głos Borysa pojawił się znikąd. Niczym duch zjawił się u boku Anki i groźnie upomniał barmana. - Myślę, że powinieneś przeprosić moje koleżanki.

- Chciałem powiedzieć, że funduje rejs łódką. To tradycja jeśli chodzi o rodzinę marynarzy. - docierało do mnie, że powinnam była zniknąć gdy tylko wypowiedziała swoje pierwsze obelgi. Anka potrafiła namieszać. 

- Marynarzy? Z jakiej niby rodziny się wywodzisz? - Borys podłapał temat wyścigu o męską rację i dumę. Nigdy tego nie robił, ale w przypadku Anki...jakby coś odjęło mu rozum. Wiedziałam, że to dobry znak. 

- Łukasz Milcarz. Biała Diana należy do nas. - nazwa statku brzmiała całkiem dumnie. 

- Bar też należy do was. - cios był zasłużony.

- Owszem. - rozbłysk w oczach Anki mógł sygnalizować jedynie o kłopotach.

- Wyszłam na niezłą awanturniczkę. - spojrzała w piwne oczy, stojące naprzeciwko niej za barem. Czułam, że ciśnienie Borysa może dosięgnąć apogeum, jeśli bym nie zainterweniowała. 

- Lubię awantury. Przynajmniej nie jest nudno. - wymiana uśmiechów musiała zostać zastopowana.

- Musimy lecieć. Mamy jeszcze tyle do zrobienia. - udałam mocno przejętą. Kiedy kopnęłam blondynkę, ta od razu wściekła się, ale nie odpuściła. 

- To kiedy mógłbyś ziścić swój plan? Kolacja, łódka...- Piotr pojawił się obok dopiero w danym momencie. Kiedy stanął tuż obok mnie, zamilkł i przyglądał się całej sytuacji niczym widz. 

- Myślę, że Sylwia nie będzie zadowolona z twoich pobocznych atrakcji. - Borys musiał wiedzieć wszystko o wszystkich, ale mało kiedy udzielał informacji. Gdy ciemnowłosy barman zjeżył się niczym kot i zniknął bez słowa na zapleczu, zobaczyłam ogromny uśmiech na twarzy przyjaciela. 

- Sylwia? - Anka była bardzo zaskoczona. 

- Jego narzeczona. Na początku myślałem, że to młodszy z rodziny, ale tatuaż kota na przedramieniu go zdradził. - Piotr pełen podziwu puścił oczko w stronę Borysa, a następnie spojrzał na zdenerwowaną Ankę.

- Ania, daj sobie spokój. - błąd. 

- To wszystko wasza wina! - zeskoczyła z barowego stołka i obdarowała Borysa rozwścieczonym spojrzeniem. - Przy was nikt nawet do mnie nie zagada! Wyglądasz jak starszy brat i zaczynasz się tak zachowywać! - chyba nie to chciał usłyszeć. 

- Anka...- chciałam powstrzymać ją przed kolejnymi głupimi pomysłami. 

- Idę się trochę zabawić. - spojrzała na mnie. - A ty idziesz ze mną! Jesteśmy niezależne i dorosłe, więc przyda nam się trochę innego...towarzystwa. - lincz na bogu ducha winnych kompanach był normą. 

- Zgoda. - zaskoczenie na twarzach obydwóch kolegów było dość zabawne. - Chłopaki też muszą się zabawić. Zdzwonimy się. - puszczając oczko w stronę Piotra, dałam znak. 

Jeśli bycie opiekunem istnego demona w ciele kobiety było niezbędne, mogłam się poświęcić. Z dwojga złego wolałam wiedzieć na jaki pomysł znów wpadła blondynka, zanim całkowicie rozniosłaby swą kobiecą "niezależność" w drobny mak i przez to płakała.




- Prawda, że fajnie! - Anka wypijała trzeciego bezalkoholowego drinka i wgapiała swe błękitne źrenice w migoczące, kolorowe światła. Nie miałam pojęcia, że potańcówki w stylu mej podstawówki nadal były na topie, ale fakt nieco umilił wieczorny wypad.

- Świetnie! - głośna muzyka nie pozwalała na swobodną rozmowę. Wiedziałam, że zdarte gardło mogłam zaliczyć do jutrzejszej listy negatywnych skutków. Kaca nawet nie przewidywałam. Nie miałam ochoty stracić resztki sił witalnych, które gromadziłam na wyprawę Borysa. Obiecaliśmy sobie odwiedzić stare miejsca, więc nie mogłam go zawieźć.

- Dużo fajnych twarzy! Może zagadamy?! - krzycząc, wskazała paluchem na stolik stojący obok sceny. Dwóch brunetów, wyglądających na rodzeństwo, spojrzało w naszą stronę.

- Anka zwolnij trochę! - nie mogłam zrozumieć, jak mogła być tak ślepa na zaloty Borysa. Nie rozumiała najprostszych znaków, które ewidentnie sugerowały o pogłębieniu więzi. Nawet ta akcja przy barze była jednoznacznym dowodem na jego zazdrość. Tyle, że przecież Anka nadal przeżywała odrzucenie. To stanowiącej źródło jej nowego image'u.

- Daj spokój. Chodź. - złapała za mą dłoń i pociągnęła za sobą w stronę przyzwoicie wyglądających mężczyzn.

Kiedy znalazła się obok wyższego z nich z ogromnym uśmiechem, przedstawiła nas.

- Hej. - kiwnęła głową i wyciągnęła dłoń. - Jestem Ania, to jest Ewa. - czułam ekscytację w jej piskliwym głosie. Gdy towarzysze spojrzeli na siebie i zamienili miejscami, zdenerwowana zmierzyłam ich postury.

- Marcel. - wyższy stanął przy mym lewym boku. - Wolę brunetki.

- Miłosz. - niższy o głowę od brata, a nadal będący wyższym od Ani, pojawił się przy jej prawym boku. - A ja ubóstwiam ogromne uśmiechy blondynek.

- Szybko rozdajecie karty, chłopaki. - prychnęłam, wypijając kilka łyków z cytryną.

- Kierowca? - Marcel, bo tak miał na imię nowo poznany nieznajomy, nachylił się i głośno zapytał.

- Nie. Po prostu nie lubię przesadzać. - nie wiem czemu, ale czułam się spięta. Jakbym nie potrafiła już być tak wyluzowaną, jak w przypadku Piotra czy Borysa.

- Mam to samo. - wskazał na pomarańczowy napój w swojej szklance.

- Jasne. - zabarwienie nie dało rady mnie zmylić.

- Naprawdę! - przyłożył dłoń do serca i popatrzył w me oczy. - Mogę Cię zapewnić, że jestem tym dobrym bratem.

Anka szepcząca czułe słówka z niższą kopią Marcela, wydawała się być zadowoloną. Czułam też, że chłopaki nie zamierzali zrobić nam krzywdy, więc mogłam skorzystać z okazji i czmychnąć na papierosa z dala od tłumów na parkiecie.

- Muszę wyskoczyć na moment. Zaraz wracam. - pogroziłam palcem jej przystojnej zabawce tego wieczoru i zniknęłam w tłumie.

Wychodząc z drugiej strony lokalu, rozejrzałam się za palarnią. Kiedy czyjaś dłoń szturchnęła w me ramię, odskoczyłam na bok z gęsią skórką.

- Hej! - Marcel stał uśmiechając się do mnie lubieżnie, trzymając w jednej dłoni, już nie drinka, a paczkę mentolowych Marlboro. - Wow...przestraszyłeś mnie.

- Niegrzecznie odchodzić bez pożegnania. Poza tym nieuprzejmie nie zaprosić na papierosa. - spokojny i opanowany ton głosu przypominał szum fal. Flanelowa babcina koszula w kolorze bieli oraz spodenki, które nie odstawały od jego stylu nie przypominały turysty. Nie był nim.

- To raczej gospodarz powinien czynić honory. - uśmiechnęłam się, gdy zaczął prowadzić mnie w stronę ogromnych przy tarasie, popielniczek.

- Turystki. Zawsze piękne i bezpośrednie. - dołeczki w policzkach, smukła twarz o wyrzeźbionych kościach przede wszystkim w okolicach szczęki oraz brwi, przypominała te z okładek magazynów. Był zbyt charakterystyczny, jak na zwykłego, szarego mieszkańca nadmorskich terenów.

- Marynarzu, nie jestem piękna. Masz problem z wzrokiem. - zaskoczony, oparł się o ścianę lokalu, znajdując się tuż obok mnie. Kiedy spojrzał spode łba, poczułam dygotanie nóg. Co się ze mną działo?

- Skąd wiesz, że jestem marynarzem? - zmarszczył ciemne, gęste brwi i oblizał usta, zaciągając się nikotyną.

- Jesteś? - wybuchnęliśmy śmiechem, a ja znów to poczułam. Jakby uczucie zdenerwowania pomieszane z ciekawością.

- No, jestem. - spokojna odpowiedź nie była żartem. Na sekundę zamarłam i zmrużyłam oczy, wgapiając się w niewidoczną barwę jego źrenic.

- Czekaj, czekaj! - klasnęłam w dłonie i stanęłam naprzeciw towarzysza. - Jesteś marynarzem? Przecież nie wyglądasz...- twierdzące kiwnięcie głową oraz delikatny uśmiech, zastopowały mnie przed dalszym paplaniem głupot.

- Wiem. Jak to szło? "Nie wyglądasz", "Nie rób sobie ze mnie jaj" no i klasyczne "Nie poderwiesz mnie w ten sposób". - gdy zarecytował kilka przykładów z życia, czułam jak chcę zapaść się pod ziemię.

- Nie jestem tutaj dla podrywu. - szybko przeskoczyłam na inny temat.

- Masz kogoś? - nachylił się bliżej mej twarzy i spojrzał na usta.

- Nie. - odważnie pozwoliłam sobie na zmniejszenie dystansu między nami, o wiele jeśli można było nazwać to dystansem. Mało brakowało, a nasze nosy przytulałyby się do siebie niczym najlepsi przyjaciele. - Co nie oznacza, że kogoś szukam.

- Nie musisz szukać, aby znaleźć. - cwana bestia nie odpuściła na sekundę. Czułam, że pakuje się w kłopot pod tytułem "wakacyjny romans", ale coś kazało brnąć mi w to dalej.

- Jesteś strasznie odważny w gadce. Zapewne czyny nie mają z nią nic wspólnego. - chciałam zagrać mu na nosie. Pierwszy raz od dawna też poczułam, iż świetnie się bawię.

Pocałunek trwał dobre kilkanaście sekund. Niczym gówniarze całowaliśmy się przed lokalem z kolorowymi światełkami, wirującymi na parkiecie. Czar wspomnień wleciał do głowy i połączył się z ciepłem pokrywającym me usta. Dłonie na biodrach, które prawie wbijały się w materiał spodni, powędrowały wyżej. Nigdy nie spotkałam się z takim zwrotem akcji. Gdy oderwał się ode mnie, pogładził delikatnie rozczochrane kosmyki włosów i włożył je za ucho, odleciałam.

- Piękna jesteś. - jak artysta mówiący do swej muzy, którą miał za moment porzucić. Mimo wszystko nie posiadałam złudzeń. Jedno spotkanie, fajny seks i koniec. Relacje spod czapy zawsze kończyły się fiaskiem.

- Mniej gadania...- kiedy chciałam go pocałować, oddalił się. Z uśmiechem na ustach znów oparł się o ścianę i to dokładnie w tym samym miejscu, co przed momentem. - Serio? To ma być gra wstępna?

- Nie jesteś dziewczynką na jedną noc. I nie jesteś na tyle głupia, by nie zauważyć, że nie jestem facetem, który gra w takie gierki. - urażona duma połączona z wewnętrznym pożądaniem wyłoniła na wierzch ciemną stronę mej osobowości.

- Jestem. - prychnęłam pod nosem. - Ty również nie jesteś facetem nadającym się do ożenku. Może pomińmy etap z udowadnianiem sobie, że mogłoby z tego coś być i...przejdźmy do rzeczy. - wzruszyłam ramionami i mocno rzuciłam filtrem papierosa o ziemię.

- Sporo bólu masz w sobie. Wiesz o tym, prawda? - psychoanalizy przed dyskotekowym klubem zniechęciły do dalszej rozmowy.

- Miłego wieczoru. - puściłam oczko i zebrałam się do środka.

Patrząc na samotnie stojącą przy stoliku Ankę, poczułam wściekłość. Blondynka wpakowała mnie w jakąś durną wyprawę, a jej plan o odprężeniu jedynie przeczył dotychczasowym przeżyciom. Dopadłam ją niczym zwierzę i wygłosiłam długą przemowę.

- Zabieram się stąd. - pokazałam na parkiet. - Jeśli chcesz się upić to wypij za moje zdrowie. Przynajmniej będziesz miała jakiś konkretny powód.

- Jezu! Co Cię ugryzło! - głos sumienia nie mógł powstrzymać mnie przed kolejnymi głupotami, jakie miałam zamiar zrobić.

- To, że wcale nie chciałam tutaj przyłazić! Zamiast tego mogłam pójść z Borysem na port i pogadać przy piwie. Ale ty...jak zawsze! Księżniczka urażonej popieprzonej dumy musiałaś postawić na swoim! - warknęłam i walnęłam pięścią w stolik.

- Ewa, ja nie zamierzałam...- była w ciężkim szoku. Tak samo, jak opanowana i dobra część mej osobowości. Coś, co nie powinno było wyjść na światło dzienne, przegryzło karty. Jakaś emocja, której nie mogłam zadusić.

- Piotr nie jest z tobą właśnie z tego powodu. Jesteś małostkowa, problematyczna, pełna głupoty którą usprawiedliwiasz swoją kobiecą naturą, co jest totalnie wyssane z palca! Nie jesteś pępkiem świata ani dzieckiem! - grożąc jej palcem, przekroczyłam granicę przyzwoitości. - Módl się aby ktokolwiek zechciał taką nadmuchaną egoizmem panienkę bo...w innym przypadku nie widzę dla Ciebie choćby jednej szansy na bycie szczęśliwą!

Wypadłam z lokalu niczym rozwścieczony pełnią, wilkołak. I biada była temu, kto wszedłby w mą drogę. Krwawy księżyc byłby idealnym odwołaniem do ofiar stąpających po mym sercu.

***
Pobudka na hamaku wśród drzew była cudownym wynagrodzeniem i formą wynaturzenia z jakim spotkało się me człowieczeństwo. Po pełni nastał czas spokojnego powrotu do rzeczywistości. Spokojnego? Mogłam jedynie obstawiać, w którym momencie zostanę zaatakowana i oceniona przez mych współtowarzyszy drogi. 

Po jaką cholerę zdecydowałam się na tę wyprawę? Piotr nie był winien niczemu. Tak samo, jak Ania. To tylko moja ogromna duma i cwaniak, który wczorajszego wieczoru trochę ją sprowokował, spowodowały, iż straciłam nad sobą kontrolę. 

Przecierając powieki, głośno ziewnęłam i sięgnęłam do kieszeni kurtki po komórkę. Kilka nieodebranych połączeń od Borysa oraz Piotra oraz cisza ze strony Anki były jedynie wskazówką  nakierowującą na to, komu wyrządziłam największą krzywdę. 

- Halo? - odebrałam przychodzące właśnie połączenie. Borys wkurzony, jak nigdy warknął na mnie z drugiej strony.

- Możesz powiedzieć mi gdzie jesteś?! Z Piotrkiem odchodzimy od zmysłów! - znów ziewnęłam i mocno wyciągnęłam zmięte od niewygodnego siedziska, ciało. 

- Jestem na małej górce. Tuż obok domku. - czułam się jak materac, z którego spuszczono powietrze.

- Nie mogłaś napisać chociażby...gdzie do jasnej cholery jest Ania? Jest z tobą? - zmysł wojownika wrócił na swoje miejsce. Niczym poparzona rozłączyłam się i pognałam w stronę domku. Wpadając do środka, o mały włos nie wywaliłam się o próg drzwi. Borys złapał za me przedramię i tym samym zablokował możliwość przed upadkiem.

- Wróciła! - krzyknął w stronę drugiego pomieszczenia. 

Piotrek pojawił się kilka sekund później. Nie był wściekły. Jedynie zawiedziony i rozczarowany mym niedojrzałym zachowaniem. 

- Gdzie byłaś? - zapytał pełen ironii. - Może raczysz wyjawić nam imię faceta...- Borys nie powiedział mu o górce. Wiadomość o Ance przygnała mnie tutaj zbyt szybko. 

- Gdzie jest Ania? - widziałam gorączkowe podejście do tematu, więc zamierzałam poddać się zanim straciłabym głowę. 

- Nie wiem. - przyznałam bez ściemniania. - Wczoraj poznałyśmy dwóch facetów. Ja pokłóciłam się z jednym z nich, a później wyładowałam napięcie w sposób w jaki nie powinnam. - Piotr wiedział o czym mówię. Atak na jej osobę nie zdarzył się pierwszy raz. Przynajmniej nie w stosunku do niej. 

- O czym mówisz? - Borys nie znał mojej agresywnej mentalności. Piotr poznał ją jakiś czas temu. Jeszcze przed wyjazdem do Normandii udowodniłam, na co mnie stać. 

- Bardzo jej się dostało? - Piotrek nie był zaskoczony.

- Myślę, że wyrzeknie się naszej przyjaźni.

- Baby! Baby! - Borys ukrył twarz w dłoniach. - Wiesz, gdzie może być?

- Nie minęły dwadzieścia cztery godziny. - warknęłam. - Przecież nie zaginęła. Pewnie poszła z tym całym Miłoszem i tyle. 

- Miłoszem? - Piotrek stał za blondynem, co nieco ułatwiło mu pozostanie niezauważonym, gdy palcem wskazującym nakreślił linię poziomą tuż przy skórze szyi. Dopiero teraz rozpętałam piekło. - Jakim Miłoszem? - kiedy rozwścieczony przyjaciel zbliżył się do mnie i spojrzał prosto w oczy, coś sobie przypomniałam.

- Ma brata Marcela. Jest marynarzem. Mieszka tutaj. 

- Czekaj. - zamyślił się i na sekundę zamknął oczy, marszcząc czoło. - Miłosz i Marcel...gdy podniósł wzrok, dojrzałam w jego oczach prawdziwej autodestrukcji.

- Niższy czy wyższy z braci Lewajkowskich? - znał ich.

- Niższy. Zdecydowanie niższy. - niczym kat wypruł przed siebie, pozostawiając nas samych w środku domku. Przed uruchomieniem silnika samochodu, zdążyliśmy jednak do niego dobiec. Piotr kilka razy zapukał w szybę i tym samym poprosił o uchylenie jej.

- Borys...- szyba osunęła się w dół. - Kimkolwiek on jest...Anka jest dorosła. Nie możesz tam wparować, jak do siebie. Zdaj się na logikę. 

- Logikę? Ty wiesz o kim mówisz? Ten skurwysyn to najgorsza szuja....- pod jego gniewem kryło się coś więcej. Jakby instynkt kazał mi posadzić cztery litery od strony pasażera i pomóc mu w znalezieniu przyjaciółki. Gdy plan wcieliłam w życie, Piotr zaczął panikować.- Ewa błagam was...wysiądźcie z tego samochodu!

- Jesteś z nami czy przeciwko nam? - nie protestowałam. Najzwyczajniej w świecie chciałam towarzyszyć mu w bitwie, jaka miała się rozegrać. Trzeba zaznaczyć, że byłam jej powodem. 

- Niech was diabli! - szybko wsiadł do tyłu vana i zapiął pasy.

Po jaką cholerę poszłam na tę imprezę? Taka moja natura. Zawsze pakowałam się w ogromne tarapaty, z których wyciągał mnie zdrowy rozsądek. Tutaj? Mogło go zabraknąć. W szczególności przy kolejnym spotkaniu z wysokim terapeutą, który bywał też marynarzem. 



środa, 5 września 2018

Skoro już wiesz...(V)

Skoro już wiesz...(V)


Bartosz kontra Mikołaj. Nadopiekuńczy drwal czy bezpośredni wielkolud?

Pozdrawiam. Wasza A.

***

Nie wiem ile dręczyłam blondyna o święty spokój i samotność, ale była to walka z wiatrakami. Jakbym mówiła do ściany, co poniekąd zgadzało się z jego poziomem intelektu. To, jak traktował siostrę było świetnym przykładem jego możliwości. Uparty osioł jednak miał swoje sposoby i naprawdę powiadam, nie miałam pojęcia w którym momencie zawlókł mnie do swego wielkiego, jak jego ego, samochodu. Dopiero w połowie drogi donikąd, zorientowałam się że zostałam uprowadzona. Po raz kolejny, zresztą. Brak funkcjonowania neuronów i skupienia mogłam dodać jak dwa do dwóch, a wynik wskazywał osobę Bartka. Gniew, żal i rozczarowanie, to przede wszystkim, odgoniło mą racjonalność w kąt.

Skoro już wiesz...(IV)

Skoro już wiesz...(IV)
Skupmy się trochę na Bartku. 

Zapraszam. Wasza A. 

***

Wyglądałam katastrofalnie, a był to dopiero początek mej kobiecej męki. Kiedy Bartek podszedł w moją stronę i zasłonił swym ciałem, me dygoczące kończyny, poczułam ulgę. Miałam ogromną nadzieję na to, że niczego nie zobaczył. Niczego, co nie powinno być odebrane w sposób nadnaturalny i wyjątkowy. 

- Wszystko w porządku? - cudowne, pełne spokoju oczy uspokoiły dreszcz, uderzający w mym wnętrzu.

- Tak. - próbowałam wytłumaczyć całe zajście. - Ja zwyczajnie się upiłam i...- przerwał wywód, całując rozpalone czoło.

- Cieszę się, że jesteś bezpieczna. - uśmiech pełen ulgi, sekundę później zamienił się w niezadowolony grymas. Dopiero wtedy odwrócił się do Mikołaja. - Co, do Ciebie...mam nadzieję, że nie zrobiłeś czego, za co mógłbym Cię zabić.

- Możesz próbować. - napompowany pewnością siebie balon o blond włosach stojący przed nami, igrał ze śmiercią. Bartek miał hopla na punkcie wykorzystywania kobiet. Jeśli przez myśl przemknęła mu ewentualność, która dotyczyła mojej osoby...Mikołaj naprawdę nie powinien żartować.

poniedziałek, 3 września 2018

Skoro już wiesz... (III)

Skoro już wiesz... (III)
Kiedy to czytacie...zapewne jestem na jednej z dzikich plaż. I szykuje dla was coś nowego.

Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Kolacja przebiegła lepiej niż mogłabym się spodziewać. Za sprawą aktu milczenia, który posłusznie wykonał Mikołaj, mogło obyć się bez kompromitujących przed Bartkiem scen. Kiedy wyszliśmy z lokalu, nadal odczuwałam napięcie, które wywołał. Bezmózgie yeti będące ulubieńcem Darii wprowadzało coraz więcej zamieszania, ale powód tego...znała tylko piekielna dwójka. Gdy Michał wyszedł za nami i poczłapał w stronę popielniczki, wykorzystałam okazję. 

Bartek i tak był obrażony, więc nie miałam szans na normalną rozmowę. Gdybym jednak wiedziała o co tak naprawdę mu chodziło, mogłabym odpuścić i zwyczajnie w świecie uznać to za kolejne granie mi na nosie.
Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger