środa, 31 października 2018

Dziś już wiem (VI)

Dziś już wiem (VI)
Wybuchy, kataklizmy, klęski żywiołowe...to nic w porównaniu do nich.

Zapraszam. Pozdrawiam. Wasza A.

***

Nie sądziłam, że wieczór skończy się niekorzystnie dla męskiej strony naszego duetu. Wciągając Mikołaja pod ramię, Michał o mały włos nie poddał się w połowie drogi. Kiedy zaczęłam mu pomagać, odpuścił chęć zrzucenia go z schodów. Zalany w trupa mamrotał coś pod nosem, a następnie śpiewał szanty. Jeszce nigdy w życiu nie musiałam trzymać swej gębki na kłódkę, aby nie upaść ze śmiechu. 

- Dobra. Zawleczemy go do twojej starej nory, a potem Cię odwiozę. - Michał nie był zły. Może trochę zirytowany zachowaniem Darii, która zamiast dobrze się bawić, próbowała zapanować nad swoim starszym bratem. Ten w żaden sposób nie zaskarbił sobie wrogów, a nawet kilka ciotek od strony szwagra, próbowało zeswatać go ze swoimi córkami. On jednak wiernie trwał u mego boku, co później przełożyło się na tony plotek o naszym rzekomym romansie. Tak zwane najnowsze wieści przy śledziku i kieliszku wódki. 

- Przecież ktoś musi się nim zająć. - faza roześmiania zeszła, ale wypity alkohol nadal siedział w głowie. 

- Po moim trupie. - kiedy zdyszani stanęliśmy przed drzwiami do mego dawnego mieszkania, byłam bliska wzruszenia. Michał jednak nie silił się na zrozumienie ckliwego momentu i pośpiesznie rozpoczął poszukiwania kluczy. Gdy wreszcie odnalazł je, mogłam na coś się przydać. 

- Dawaj. - on złapał za przedramię Mikołaja, którego oparłam o ścianę obok, a ja zajęłam się otworzeniem dwóch zamków. Że też nie zmienił ich od mojego wyjazdu? - Na trzy. 

Sto dwadzieścia kilo żywej wagi ubitej w mięśnie, nie było łatwe do przemieszczenia. Finalnie wielkolud skończył na kanapie w salonie. Tej samej kanapie będącej tu rok temu, jednak teraz znajdującej się w innym położeniu. Gdy złapaliśmy oddech i wreszcie zaświeciliśmy światło, mogłam się rozejrzeć. Meble nietknięte przez kurz, kilkanaście płyt winylowych ozdabiających ściany oraz gitara. Skąd mogłam przypuszczać, że blondyn posiada duszę artysty? Cóż, ocenianie książek po okładkach było moim być albo nie być. W przypadku Natalii również. Piękna twarz oraz ciało wypełnione brzydkim charakterem i piekielnymi pomysłami.

- Zostanę z nim. - rozwalone zwłoki próbowały dosięgnąć mnie, mrucząc coś pod nosem. 

- Jesteś pewna? - Michał patrzył na niego nieco przychylniejszym okiem. 

- Tak. Poza tym...nie darowałabym sobie nocy z dala od tego mieszkania, kiedy mam okazję...- nie trzeba było nic więcej tłumaczyć. 

- Jasne. - czkawka dopadła mnie nagle. - Okej?

- Tak, tak. - alkohol nadal uderzał do głowy. - Możesz iść...poradzę sobie. - gdy ucałował mój policzek i pożegnał się, poczułam ulgę. Nareszcie mogłam zdjąć szpilki, a potem przekąsić coś w samotności. Przy okazji chciałam przygotować coś dla wielkoluda, który zapewne w tej sprawie do mnie mruczał. Mikołaj przepadał za pełnym żołądkiem do spania. Wiedziałam to z autopsji, kiedy wyszliśmy do baru i na nasze nieszczęście natknęliśmy się na Natalię oraz Bartka. 

Nie zwracając uwagi na dziwne przeczucie towarzyszące mi od samego wyjścia z imprezy, zdecydowałam się na wieczorne, lekko pijane kursy przyrządzania steku, który znalazłam w lodówce. Gdy nie mogłam dojrzeć jakiegokolwiek dodatku do mięsa, postanowiłam wyszukać czegoś w szafkach. Majonez, stek oraz pełna miska warzyw w zupełności wystarczyła abym mogła sporządzić wykwintne danie, jakiego nie powstydziłby się doświadczony kucharz. 

Kiedy zamierzałam chwycić za nóż i rozpocząć krojenie warzyw do podsmażenia, usłyszałam huk od strony korytarza. Przez kilka pierwszych uderzeń zgoniłam się za bujną wyobraźnię, ale kiedy dźwięk nie ustał...zdenerwowana popędziłam ku jego źródła. 

- Miło widzieć Cię na starych śmieciach. - drwiący głos oraz wnikliwe spojrzenie wbiło mnie w ziemię. 

- Bartek? - schemat. Towarzyszył nam ten sam pieprzony schemat. 


Próbowałam zastopować go przed czymkolwiek sobie zaplanował. Poprawiłam zmierzwione włosy, a następnie spróbowałam się wyprostować. Na nieszczęście wypity przed godziną drink nadal buzował w mojej krwi, przez co traciłam równowagę.

- Co ty...to jakiś zły sen. - machnęłam dłonią przed swoją twarzą, a następnie uszczypnęłam go w ramię. 

- Jesteś niemożliwa. - delikatny uśmiech był przepełniony nie tylko zadowoleniem. On zwyczajnie w świecie próbował mnie uwieść! 

- Odejdź. Mikołaj śpi, a ja nie chcę robić scen...- próbowałam zamknąć drzwi, ale był zwinniejszy. Szybko znalazł się w środku. 

Kiedy przygwoździł mnie do ściany całym swym ciałem, a następnie nachylił swe usta bliżej moich, zaczęłam się jąkać. 

- Ja...ja...- traciłam panowanie nad sytuacją.

- Jeśli chciałaś mnie sprowokować, a wiem, że chciałaś...to Ci się udało, Klara. - popatrzył na mnie błagalnie. - Masz mnie. 

- To nie sen. To koszmar. - zamknęłam oczy i rozpoczęłam liczyć do dziesięciu. - Raz...dwa...trzy...- przerwał mi unosząc me ciało do góry i przewieszając je przez ramię. Wiedziałam, że to sen. To musiał być do jasnej cholery sen! 

Gdy stanęłam na środku wanny, a następnie zostałam oblana zimnym strumieniem wody, przeraźliwie krzyknęłam. Krzyk został stłumiony przez niego. Przez bliskość, dla której mogłabym sprzedać duszę. Jego ręce oplatające mnie w pasie oraz język wijący się w mym podniebieniu. Koszmar? Byłam w raju. Wszystkie wspomnienia dotyczące nas powróciły, jak przy odzyskiwaniu pamięci. Ten czas bez niego był śpiączką. Wszystkim, co było złe i chłodne.

- Jezu. - oderwał się ode mnie i spojrzał wygłodniały na me przemoczone ubrania. - Klara...

- Dlaczego?! - szum wody nie pozwolił mówić mi cicho. Możliwe, że chciałam również krzyczeć. Wykrzyczeć całą nienawiść. - Dlaczego mnie nie szukałeś?! - uderzenie w twarz nie było zamierzone. Ale właśnie tacy byliśmy. Ciągnęło nas do siebie, jak cholera. Minus i plus zespolone w naszych głowach, charakterach nie potrafiły bez siebie wytrzymać.

- Dlaczego się z nim całowałaś?! - Olaf był jedynie przyjacielem.

- Udawaliśmy! - błękitne oczy nie to miały na myśli.

- Chodzi o Mikołaja! - warknął na mnie, a następnie popchnął ku ścianie aby zamknąć drogę ucieczki. Kładąc dłonie po obydwóch stronach mej głowy, zastawił pułapkę. - Najpierw ten pieprzony pocałunek, a teraz...- to ja go pocałowałam. 

Dłonie wdzierające się pod mokry materiał sukienki, spowodowały dreszcz na ciele. Kiedy przeciągnął ją do góry i wyrzucił za siebie, dotarło do mnie. Kochać nie oznacza być idealnym i robić wszystko dla dobra drugiego człowieka. Kochać oznaczało walczyć. Gdy więc stanęłam przed nim kompletnie naga, a on czekał na rewanż, nie zaprotestowałam. Chciałam go mieć. Chociaż na jeden moment i to od tak dawna. 

- Bliżej...- zawiesiłam się na jego nagich ramionach i przylgnęłam jeszcze mocniej do wszystkiego, co powinno być moje. Co musiało być moje. - Bartek...- erekcja wijąca się na mym podbrzuszu skutecznie rozbudziła zmysły. 

- Powiedz, że mogę...- prosił. - Mogę być...w tobie. - patrząc mu w oczy, oblizałam usta.

- Wejdź. - trąciłam nosem jego nos. - Już. Proszę.

Bez zastanowienia oraz igrania ze mną, dopiął swego. Gdy znalazł się we mnie, ciało zadrgało. Jeszcze mocniej więc przytulił mnie do siebie i zaczął całować wgłębienie między mą szyją, a ramieniem. Zamknąwszy oczy, skupiłam się na doznaniach. Mocniejsze pchnięcia powodowały jęk, który stłumił gorącym pocałunkiem. Przeplatane z szumem wody w późniejszym czasie nasze wspólne okrzyki, były o wiele bardziej podniecające niż mogłabym przypuszczać. 

- Jesteś moja...- usłyszałam w przypływie zbliżającego się finału. Zbyt szybko? Dlaczego miałabym to powstrzymywać i oczekiwać na więcej? Byłam bliska eksplozji, tak samo, jak on. Gdy wyczułam odpowiedni moment, wdarłam swe paznokcie w jego barki i odchyliłam swe ciało delikatnie do tyłu.

- Tak! - kilka sekund później doszło do wybuchu. Najcudowniejszej rzeczy jaka spotkała mnie odkąd zobaczyłam go na balkonie podczas bankietu. Złość, miłość czyli nasz cudowny schemat osiągnął sukces.

Nadal wtuleni w siebie, odzyskiwaliśmy energię oraz oddech. Gdy spojrzał na mnie i pocałował kącik ust, przestraszyłam się. Byłam wręcz przerażona. 

- Przepraszam...- szepnęłam, a w oczach pojawiły się łzy.

- Nie. - pokręcił głową i znów mnie pocałował. - Nigdzie się nie wybieram. Niezależnie od tego, co powiedzą inni. 

Czułam, że mówi prawdę. Bartek był epicentrum mego tornada. A ja uwielbiałam gnać w jego stronę, nie zważając na konsekwencję. 


wtorek, 30 października 2018

Dziś już wiem (V)

Dziś już wiem (V)
Ostatnia szansa bywa czasem tą z najgorszych. 
Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Siedząc na krześle, wgapiałam się w jeden punkt. Nie miałam ochoty patrzeć na porywacza, który krążył wokół mnie i zadawał to kolejne, głupie pytania. Jedno z nich nawet mnie rozbawiło.

- Stajesz się skrajnie irytujący. - nawet na niego nie spojrzałam. 

- Powinnaś wiedzieć, że nie odpuszczę. Z resztą...kłamstwo ma krótkie nogi. Nigdy w życiu nie uwierzę w waszą nagłą przyjaźń, Klara. - usiadł po drugiej stronie biurka.

- Nie przyjaźnie się z Natalią. - nie mogłam wyciągnąć telefonu i zadzwonić po pomoc. Jak na złość nie naładowałam go przed wyjściem z mieszkania. Zamieszanie związane z chrzcinami i weselem totalnie przejęły kontrole nad moim życiem. - Poprosiła o wesele i zaproponowała godziwą sumę. Tyle w temacie. 

- Ja mam czas. - wygodnie rozłożył się na fotelu i zaczął stukać w klawiaturę laptopa, ignorując moją wściekłość. 

- Co powiedział Ci Olaf? - musiałam wiedzieć jakich narzędzi użyję do tortur przyjaciela. 

- Wystarczająco dużo abym wiedział, że urządzanie naszego wesela to twój kryptonit. - kolejne nawiązania do komiksów. Olaf zapewne mówił do niego tym samym slangiem. 

- Dość. - wstałam i podeszłam do drzwi waląc w nie najmocniej, jak tylko potrafiłam. - Halo! Pomocy! Może ktoś...- dłoń zakneblowała jakiekolwiek szansę na dalszy rozwój agresji. Kiedy złapał mnie w ramiona i mocno przyciągnął do siebie, o mały włos nie straciłam przytomności. Dotyk przeszył każdą możliwą komórkę i dotarł do krwi. Buzował we mnie. Jak trucizna, której nie mogłam się pozbyć. 

- Jestem o mały włos od zrujnowania sobie życia, Klara. Więc błagam...- dotknął czołem o moje. -...powiedz mi prawdę. - "Bartek będzie miał dziecko z inną kobietą", zadudniło w mej głowie. Szybko odepchnęłam go od siebie i doprowadziłam do porządku rozchwiane ciało. 

- Poprosiła abym trzymała się Ciebie blisko, ponieważ tylko tak będę w stanie udowodnić Ci, że nic do Ciebie nie czuję. - słowa wypłynęły ze mnie jednym tchem. 

- Co? - nie mógł tego poskładać w całość. Nie tylko on. Ja też byłam skołowana od pomysłowości Natalii.

- Miałam przestać uciekać, bo tylko tak jestem w stanie uspokoić w nas wszelkie emocje, które pojawiają się, gdy wracamy do starych schematów. - miłość. Nie mogłam powiedzieć tego wprost. - W zamian obiecała, że da spokój z odciąganiem Cię od Darii oraz Michała. 

- Kazała Ci...mnie uwieść? - mylił pojęcia. 

- Nie. To przecież nie miałoby prawa istnienia...chodziło o te nasze spięcia...nie wiem sama, jak to określić. Poczuła się zagrożona. - chciałam aby niczego jej nie mówił.

- Ona wie. - prychnął pod nosem. - Wie.

- Wie, że nic między nami nie...zrozumiała. - spojrzałam na zamek, a następnie usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Młoda dziewczyna w dredach wpadła do biura i spojrzała na Bartka.

- Pan Brożek. Teść znaczy się...- jeszcze tego brakowało. 

- Do widzenia. - ukłoniłam się delikatnie i zniknęłam. Niczym sportowiec, wybiegłam z biura i udałam się do bezpiecznej kryjówki. Musiałam jedynie przed tym odwiedzić kogoś, kto napsuł mi wiele krwi. Olaf miał przechlapane. 


Do mieszkania wpadłam niczym grupa antyterrorystyczna. Kiedy zorientowałam się, że Olaf zaginął, pośpiesznie podłączyłam telefon do ładowania. Kilka minut później mogłam wykonać połączenie.

- Cześć, mała. - szatyn brzmiał dość poważnie. 

- Ty pieprzony zdrajco! Gdzie jesteś! - warczałam na cały regulator. 

- Aktualnie...- kiedy usłyszałam angielską wersję instrukcji dotyczącej wyjść ewakuacyjnych z samolotu w tle, opadłam z sił. Skuliłam się na jednym z foteli.

- Olaf...- łzy w oczach oraz ogromny ból w klatce piersiowej, nie pozwolił wydusić mi więcej. 

- Mówiłem, że nie będę na to patrzył, mała. Jeśli chcesz się zniszczyć to bez mojej pomocy. - był bardzo poważny.

-  Dlaczego w ogóle do niego poszedłeś? - mój głos przepełniał żal. 

- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy w Anglii na temat Bartka? Twoje "gdyby" właśnie nadeszło, Klara. Gdyby był obok, gdybym dostała szansę...- przypomniała mi się nasza rozmowa w barze, kiedy oblewaliśmy pierwszy semestr studium. 

- On będzie miał dziecko. - musiałam mu powiedzieć. 

- I co z tego? - był taki pewny swojego zdania. - Dziecko nie jest niczemu winne. Skoro ma je z nią, może mieć je i z tobą. To dobrze, że potrafi płodzić dzieci. - oczywiście musiał zarzucić trochę czarnego humoru. 

- Olaf. - śmiech połączony z łzami płynącymi po policzkach był dowodem przywiązania się do jego głupkowatego charakteru. 

- Klara. - był ideałem. Nawet za ten cholerny pocałunek już się nie gniewałam. Chciałam po prostu aby tu był.

- Trzymaj się. Widzimy się na egzaminach. - kijem rzeki nie mogłam zawrócić. Wszystko, co do tej pory udało mi się ugrać poszło w piach. Jak miałam spojrzeć Bartkowi w oczy? I co gorsza, jak Natalia miała pozwolić mu na kontakt z nami po czymś takim? Czułam, że był zawiedziony. Nami. Mną. Przede wszystkim mną. 

***

Palenie skręta przed chrzcinami nie było najlepszym pomysłem. Mikołaj jednak nalegał abym wreszcie wyluzowała i nie dawała po sobie poznać, że mam złamane serce, bo to wprawi Darię w pogrzebowy nastrój. Musiałam więc uczcić to dopalaczem szczęścia, a trawka...była najkorzystniejsza formą dopingu, jaką znałam. 

Stojąc za garażami obok zameczku, w którym Daria urządziła chrzciny, myślałam nad dzisiejszą ceremonią w kościele. Gdy trzymałam małego, a potem swoją obecnością uraczyła nas niewyczekiwana w obliczu rewelacji, para. Tak. Daria, Michał oraz Mikołaj dowiedzieli się o umowie ode mnie. Nie chciałam aby ktokolwiek czuł wstyd z powodu mojej winy. Przyjaciółka jednak najbardziej żałowała, iż Natalia nie dostanie za to bęcków. Tak. O ciąży też im powiedziałam.

- Upalenie się to chyba zły pomysł. - wypuszczając dym z płuc, podałam żarzącą się połówkę skręta. 

- Rok temu zostaliśmy wujkiem i ciocią. Oficjalnie zaznaczam. To zobowiązuje. - wskazał na dobroć, jaką przywlókł na imprezę. - Kto go nauczy życia, jak nie my. 

- Już ja Ci dam. - pogroziłam palcem i wychyliłam się zza betonowej ściany, aby sprawdzić czy nikt nas nie szuka. 

- Swoją drogą, nie sądziłem że taka z niej suka. - wypalił resztki, a potem przygasił o ścianę i wyrzucił za ogrodzenie. Kiedy użyczył swego ramienia, skorzystałam z niego i pozwoliłam poprowadzić się w stronę hucznej muzyki dudniącej w promieniu kilkunastu metrów od nas. 

- Mają naprawdę... - pokręciłam głową i zmieniłam temat. 

- Duże możliwości? - poczułam, jak papieros szczęścia zaczyna działać. Kiedy wybuchnęliśmy śmiechem, każda część ciała rozluźniła się. - Idziemy tańczyć. 

- Najpierw coś zjedzmy. - to nie była prośba. 

- Załatwione. - okręcił mną kilka razy, a następnie pomógł wejść po schodach. Pomógł? Złapał mnie w ramiona i podniósł aby wnieść do sali tanecznej. 

Kiedy wszystkie oczy skupiły się na nas, wcale nie poczuliśmy zażenowania. Głośno śmiejąc się, przywitaliśmy się i odeszliśmy w stronę bufetu szwedzkiego stojącego po drugiej stronie.

- Koreczek z serkiem? - pytanie Mikołaja spowodowało kolejny wybuch śmiechu. Otworzyłam buzię, a on niczym cyrkowiec zatańczył i nakarmił mnie jedną z przystawek. Daria szybko podbiegła do nas i próbowała zrozumieć, co u licha wyprawiamy. 

- Czy wyście zwariowali...- zobaczyła załzawione od śmiechu oczy i spojrzała gniewnie na brata. - Dałeś jej zielska?! - złapała za przedramię jego garnituru, ale szczupła dłoń nie była w stanie objąć mięśni obitych w materiał.

- Sprzeciw. - oderwał jej dłoń i ucałował wierzch. - Nie dałem, a poczęstowałem.

- Klara! - szok na jej twarzy, kolejny raz mnie rozśmieszył. Zachowywaliśmy się, jak wariaci. - Na Boga...nie mogłaś wybrać innej okazji! - nie mogłam się powstrzymać. 

- Przepraszam. - udałam poważną, co Mikołaj zmałpował. Podał mi swą dłoń i popatrzył na siostrę.

- Madame wybaczy, ale towarzyszka mojej niedoli na parkiecie musi mnie uraczyć. - brzmiał jak siedemnastowieczny książę. Kiedy pociągnął mnie w stronę parkietu, poczułam na sobie przeszywające spojrzenie. To z rodzaju ostrzegawczych, które kiedyś mogłam odgadnąć w ciągu kilku mini sekund. Teraz trwało to nieco dłużej. Kiedy Mikołaj obracał mną na parkiecie, zobaczyłam go. Rozjuszonego, wypijającego kieliszek szampana na jeden raz. Natalia rozmawiała z koleżanką stojącą obok nich, ale on zdawał się ignorować jej towarzystwo. Jakby wszystko wokół nas zwolniło tempo. 

- Musimy dziś zaszaleć! - blondyn finezyjnie zwrócił na siebie moją całą uwagę, dzięki czemu przestałam patrzeć na bruneta. Nie miałam ochoty na kolejne awantury, a zawsze dochodziło do nich właśnie po naszym magnetycznym...przyciąganiu. - Co powiesz na najlepszy drink świata, zaserwowany przez najlepszego tancerza świata, matko chrzestna? - uwielbiałam jego dystans oraz to, że chciał poprawić mi humor. 

- Jasne! - zawinął mnie z parkietu i zaprowadził za dłoń do stołu z drinkami. 

Czułam, że ten wieczór będzie niesamowity z dwóch powodów. Byłam wolna od ciężaru tajemnicy, a przy boku miałam świetnego partnera do tańca. Drugi? Wiedziałam, że mogę być szczęśliwa z dala od Bartka. Choć na jeden malutki moment. 



Dziś już wiem (IV)

Dziś już wiem (IV)
Zazdrość kontra racjonalizm. Co wygra?
 Klara i Bartek spróbują swoich sił w bardzo ciężkiej konkurencji.

Pozdrawiam. Wasza A. 

***
- Te kosze wypełnione puchem oraz pamiątkami to niezły pomysł. - wskazał na kilka wiklinowych, białych skrzynek, które chowały w sobie dobroci w postaci złotych różyczek, jakie zamówiłam zaraz po kupnie żywych kwiatów. 

- Goście będą mieli coś dodatkowego do ciast. Dostałam też zgodę na rozdanie kilku wizytówek. - od razu zrozumiał.

- Czekaj. - postawił wazon na stole i podszedł do mnie, aby móc wychwycić czy żartuję. - Ty nie masz zamiaru zostać, prawda? Egzaminy są priorytetem. - chciałam aby zrozumiał moje położenie.

- Mam zamiar je zdać i...- nie widziałam go takiego. Złość uniosła się ponad stan zrozumienia i po chwili dała sodowy popis. 

- Chcesz wrócić tutaj, żeby do końca zniszczyć sobie życie? A co ze mną, z planami dotyczącymi naszego biznesu? - nie chciałam go zranić. 

- Możemy go założyć bez jakiegokolwiek zająknięcia. Ale tutaj. - rozejrzałam się na sali. - Londyn nie da nam takich możliwości. Warszawa to jeszcze laik w porównaniu do brytyjskich cenników i tak dalej. - zmęczony nowościami usiadł na jednym z nieprzystrojonych jeszcze krzeseł i zamilkł na dłuższą chwilę. 

- Zwariuję z tobą, kobieto. - kiedy wlał na w twarz uśmiech, poczułam ulgę. - No dobra. Zaufam twojej intuicji. 

- Przytulasek? - kilkukrotnie uniosłam brwi, a on wybuchł śmiechem i zwlókł z siedziska swoje cztery litery. Takie czułości wynagrodziły mi ostatnie ciężkie dni. Kiedy ujrzałam ciemną postać widniejącą za szybą po drugiej stronie szali, prawie umarłam ze strachu. Niesprytnie ukrywała się, obserwując nas z oddali. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że Natalia dzwoniła do mnie dzień wcześniej i dała znać, iż Bartek dowiezie nam plany dotyczące usiedzenia gości na poszczególnych miejscach. Dlaczego więc, nie zadzwonił abym posłusznie wykonała polecenie blondynki? 

Czułam w kościach, że to nie skończy się na jednej rozmowie. Tak, jak wspomniała jego narzeczona, skrupulatnie wyperswadować nasze wspomnienia mogłam jedynie przez działanie. Kiedy Olaf oderwał się ode mnie i miał zamiar odejść, złapałam za jego dłoń i popatrzyłam z ogromnym bólem w oczach. Szybko złapał ze me policzki i z przejęciem zapytał o powód.

- Co jest, mała? - musiałam dać mu znak.

- On tu jest. Stoi za drzwiami. Nie kręćmy się. - Bartek ewidentnie nie wiedział o mej świadomości, iż nas obserwuje. 

- Mam twoje pozwolenie? - nie sądziłam, że zrobi to, co zrobił po zadaniu pytania. 

Kiedy poczułam jego usta miażdżące moje, spanikowałam. Nie poczułam żadnego wstrząsu, jak miało to miejsce przy Bartku czy Mikołaju. Zwyczajnie w świecie całowałam przypadkową osobę, która jak na złość była mi bardzo, bardzo bliska. Tyle, że z innych względów niż miłosne. Krótka chwila nieoczekiwanej bliskości została przerwana przez ostre dudnienie w framugę drzwi od strony końca sali. Bartek w końcu dał o sobie znać. Jak najszybciej odskoczyliśmy od siebie, a ja odchodząc z kluczem w stronę zniecierpliwionego przybysza, obdarowałam przyjaciela wściekłym spojrzeniem. Ten jednak wcale się nie bał. Był nad wyraz dumny z tego, co zrobił, a za co miałam ochotę połamać mu szczękę. 

- Cześć. - Bartek wyminął mnie, gdy tylko uchyliłam drzwi. Podszedł do stolika, na którym właśnie układaliśmy stroiki z kwiatami. - Masz plany. Natalia prosiła abyś skonsultowała z nią, co do głównego stolika, przy którym będziemy siedzieć. 

- Jasne. - zawstydzona złapałam za kilka kartek przepełnionych imionami oraz nazwiskami. 

- Też miło Cię widzieć. - Olaf skierował słowa w stronę bruneta. 

- Mógłbyś zachować profesjonalizm. - wiedziałam, że pruł te słowa w naszą stronę, a nie tylko zaczepiał szatyna. 

- Ależ zachowuję. - Olaf uniósł obydwie dłonie w górę i spojrzał na mnie z uśmiechem. - Ale ta kobieta sprawia, że lubię naginać zasady. - myślałam, że zemdleję. Olaf umiejętnie przeciągał strunę wytrzymałości u obecnego przy nas pana młodego.

- Olaf. - ostrzej zwróciłam mu uwagę.

- Tobie chyba również płacę, prawda? - brałam udział w samczej lidze mistrzów. 

- Nie. - szatyn podszedł do mnie i ucałował czubek głowy. - Robię to z miłości. 

Tekst oklepany, jak w najpłytsza fraza filmowa, zadziałał piorunująco. Brunet zawinął się w te pędy i kilkanaście sekund później, bez pożegnania, wyszedł z sali. Śmiech Olafa odbijający się od ścian, doprowadził mnie do furii. 

- Ty jesteś normalny? - walnęłam go z całej siły w ramię. Śmiech ustał w jednej mini sekundzie, a na jego miejsce pojawił się wredny wyraz twarzy. - Zachowujesz się, jak gówniarz. 

- Ja? - szturchnął palcem w mój obojczyk. - Ty natomiast jest bardzo wydoroślała, prawda? Dlatego zgodziłaś się organizować mu ślub? Żeby być blisko...- nic nie rozumiał.

- Staram się zamknąć ten rozdział. - kilkukrotnie machnął dłonią i spojrzał na stoliki, które zdążyliśmy ustroić. 

- Myślisz, że nie wiem? Że to ozdoby i ten cały plan jest doprecyzowany z jednego powodu? To miał być twój ślub, Klara. Tak? - nikomu o tym nie powiedziałam. - Katujesz się aby dać sobie nauczkę. To okrutniejsze niż mógłbym się spodziewać. 

- Przestań. - poprosiłam. 

- Urządzasz jej ślub na mogile swoich marzeń. - klasnął w dłonie i skierował kroki w stronę wyjścia. - Nie będę brał w tym udziału. - rzucił zza pleców i zniknął. 

***

Blondynka oglądała salę z ogromnym podziwem. Pierwszy raz widziałam u niej taki pogrom zadowolenia, przemieszany z dumą. Kiedy podeszła do koszy, a na twarzy pojawił się uśmiech, miałam ochotę wydrapać jej oczy. 

- Cudownie. - jej ulubione słowo, jak zauważyłam. 

- Faktura jest wystawiona. Chłopaki muszą jedynie wsadzić żywe kwiaty do wazonów wraz z kwiaciarką, która przybędzie dwie godziny przed weselem. Zna wytyczne. - podałam jej dokument z nazwą mojej firmy. Dzięki Bogu działalność założona rok temu nadal funkcjonowała. Musiałam jedynie opłacić kilka rzeczy, złożyć wniosek o ponowne urzędowe dotacje i koniec. Mogłam działać. 

- Muszę przyznać, że masz fach w rękach. - była damą, ale jeśli chodziło o bycie konstruktywną, tego nie mogłam jej odmówić. 

- Dziękuję. - nachyliłam się delikatnie. - Potrzebuję podpisu płacącego, więc machnij trzy razy długopisem...i będziemy mogły się rozejść. 

- Tyle, że...- widziałam, że coś mocno ją zdenerwowało. - Bartek musi to podpisać. - złapała za telefon i od razu wybrała numer. Oczywiście musiała odejść na bok, aby z nim porozmawiać. Kiedy wróciła, była w jeszcze gorszym nastroju. - Nie da rady dzisiaj tu przyjechać. Możemy przełożyć to na jutro?

- Niestety wolałabym to zrobić dziś. Nie bój się, nie chodzi o granie wam na nosie. Urodziny syna Darii są równie ważne, a ja nie lubię mieć kilka niedokończonych zleceń. - byłam szczera.

- Oczywiście. - wręczyła mi wizytówkę z logo aparatu fotograficznego. - Firma Bartka. Pojedziesz tam, dostaniesz podpis...i znikniesz. - jak zawsze milutka odmiana. 

- Się robi. - złapałam za kawałek papieru i zadzwoniłam po taksówkę. 

Czego nie robiło się dla świętego spokoju, prawda? Szkoda, że ta świętość była wybrukowana piekielnymi ścieżkami. 



Wchodząc do małej kamienicy, ilustrowałam każdą jej część. Niebieskie okiennice, drzwi które zgrabnie wyróżniały się na tle czerwonych cegieł. Dopiero po kilku sekundach zauważyłam logo zawieszone nad drzwiami, a którego małą odbitkę widziałam na skrawku papieru. 

- Pięknie. - pokręciłam głową, a następnie zgniotłam go i wyrzuciłam do kosza, stojącego tuż przy wejściu. - Toma De Vistas Art.* - przeczytałam nazwę, a następnie zamknęłam oczy. - Minuta. Nie dłużej. Minuta.

Pewnym siebie krokiem weszłam do środka klatki schodowej. Kilkanaście schodków wyżej czekały mnie kolejne niebieskie drzwi z kolejnym logiem firmy. No tak, przecież Bartek ubóstwiał takie miejsca. Małe, zamknięte przestrzenie, w których skupiał się, by rozwijać swą pasję. 

Zapach atramentu oraz wanilii wlał się do nozdrzy, przy samym przekroczeniu progu. Zdejmując szal, weszłam do pomieszczenia na prawo i trafiłam wprost do recepcji. Młoda dziewczyna w dredach koloru różowego spojrzała na mnie z uśmiechem na ustach i przywitała się. 

- Witam serdecznie. W czym mogę pomóc? Sesja zdjęciowa? Sesja plenerowa? - nie nadążałam.

- Wprawdzie szukam...czy Bartosz Jasiński jest może u siebie? - usłyszawszy jego imię i nazwisko spoważniała i zaczęła przyglądać mi się dokładniej.

- A kto pyta, jeśli można wiedzieć? - postanowiłam być profesjonalistką.

- Klara Mazur. Konsultantka ślubna Pana Bartosza i Pani Natalii. Chciałam podać mu pewne dokumenty. - szybko pokazałam swój dokument oraz wizytówkę. - Mogłaby go Pani poinformować?

- Bartek nie przepada za moimi męczącymi telefonami. Niech Pani podejdzie i zapuka. Korytarzem do końca, ostatnie drzwi po lewej. - uśmiechnęła się i wróciła do pracy nad kompletowaniem zdjęć. 

- Jasne. - w duchu mówiłam sobie, iż będzie to bułka z masłem. Pech chciał, że doskonale wiedziałam, jak zareaguje na moje przybycie zaraz po ostatniej aferze z Olafem. Nie mogliśmy być razem, co nie oznaczało, że resztki wspomnień nie istniały. Człowiek zawsze odnajdywał w czymś takim, cios. Nie wymierzony w niego, ale jednak. 

Kiedy stanęłam naprzeciw drzwi z jego imieniem i nazwiskiem, zachłysnęłam się ogromnym wdechem. Jakbym właśnie zanurzała się pod wodę, chcąc wytrzymać pod nią, tak długo, jak tylko się da. Dłoń, aż trzy razy unosiła się i wracała na swoje miejsce do kieszeni. Nie mogłam się przemóc. Dlaczego? To spotkanie było naszym pożegnaniem. Ostatnim bastionem dzielącym nas przed rozejściem się na dwa fronty. W dwie różne części. 

Serce toczyło walkę z zdrowym rozsądkiem. I jak to bywa przy każdej walce, musiało ponieść wiele strat. Tyle, że tutaj już nie było czasu na kalkulowanie ich wszystkich. Musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, która szykowała dla Bartka najważniejszą z ról. 

Kilka mocnych uderzeń w niebieską barierę oddzielającą mnie od niego i szmer kroków po jej drugiej stronie. Gdy drzwi otworzyły się, a on stanął tak blisko mnie, każda część ciała została sparaliżowana przez lęk. 

- Klara? - rozejrzał się wokół mnie, chcąc złapać spojrzeniem Olafa. Wiedziałam o tym. 

- Jestem sama. Przyniosłam dokumenty do podpisania. - krótko i zwięźle. Szło mi całkiem nieźle. 

- Dokumenty? Aaa tak. Wejdź. - odszedł w stronę biurka i tym samym zaprosił mnie do środka. Gdy przymknęłam drzwi, poczułam jak duszność wdziera się do płuc. Powoli wypuszczałam potrzebny mi do życia, tlen. 

- Kilka dodatkowych kosztów to dwa wazony, które upuścili chłopcy. Zwrot uzgodniłam z Natalią. - zaczęłam rozglądać się po jego gabinecie. 

Gołe ściany czyli czerwone cegły robiły niezłą robotę. Niebieskie biurko, szafki oraz kilkanaście aparatów ustawionych w gablocie obok okna, również. Miał nosa do urządzania przestrzeni, choć zapewne sam o tym nie wiedział. 

- Kawy? Herbaty? - zwykła pogawędka nie była w naszym typie. Mimo wszystko poczułam się o wiele spokojniejsza. 

- Wody z cytryną. - gdy zadzwonił do recepcji, zorientowałam się o czym mówiła Natalia. Pomogła mu osiągnąć to wszystko, na co aktualnie patrzyłam i podziwiałam. Dorosły i dojrzały mężczyzna, stający się niebawem ojcem, mający własną firmę stał się Bartkiem. 

- Masz tę fakturę? - na moment zagapiłam się. 

- Jasne. - podałam teczkę i wskazałam palcem na trzy miejsca, w których potrzebowałam jego nazwiska. Jego. Nadal dziewiczego stanem cywilnym, który w niedługim czasie miał się zmienić. Pamiątka w postaci kilku cyferek oraz jego nazwiska. Gdybym była bardziej zdesperowana mogłabym ją sobie oprawić w ramkę. Ale tego nie miał prawa wiedzieć. - Trzy podpisy i finisz. Możemy się pożegnać. 

Szybko wypełnił puste pola i zwrócił mi dokument. Kiedy dziewczyna, z którą miałam okazję się widzieć weszła do środka i podała mi szklankę z wodą, uśmiechnęłam się w podzięce. 

- Dziękuję serdecznie. - upiłam łyk. - Świetna fryzura. 

- Pani Natalia twierdzi, że to zdechłe zwierzę. - Bartek upomniał ją chrząknięciem i tym samym wyprosił. Nie spodobała mi się wizja rozstawiającej po kontach pracowników, żony szefa. Sądziłam, że Bartek sprawuje piecze chociaż nad swym zawodowym grajdołkiem. 

- Wybacz jej. Nie przepada za Natalią. - trudno było się dziwić.

- Nie każdy musi się całować i kochać. - niepotrzebnie nawiązałam do ostatniej sytuacji, w której nakrył mnie z Olafem. 

- Śmiesznie słyszeć to z twoich ust. Wiesz, co mam na myśli. - oczywiście, że wiedziałam. 

- O to, że mój narzeczony mnie pocałował? To chyba naturalne. - wzruszyłam ramionami i znów spojrzałam na gablotę. Zanosiło się na burze z piorunami. Czułam to w korzonkach.

- O to, że chciałaś zrobić mi na złość. - bingo. Nie mógł się powstrzymać. 

- Jasne. - uśmiechnęłam się najszczerzej, jak mogłam i schowałam dokumenty do torebki. - Pójdę już.

- Przepraszam. - kiedy wstałam, odważył się mnie powstrzymać. - Ja...czasami nie panuję...- zaciśnięte na biurku dłonie w pięści, przekonały mnie do pozostania. 

- Wybaczam. - usiadłam z powrotem. - Urodziny małego są pojutrze. Natalia po moich małych namowach zgodziła się przyjść. Rozumiem, że Ciebie nie muszę namawiać? - chciałam mieć pewność, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku. 

- Przyjdę. Obydwoje przyjdziemy. - kiwnął głową i już opanowany, złapał za szufladę komody. - Mam dla nich prezent. - kiedy podał kopertę, a następnie kazał mi ją otworzyć, przestraszyłam się. Widząc bilety lotnicze, oniemiałam. Londyn. Kupił bilety dla całej czwórki. 

- Olaf powiedział, że w tym czasie będziecie mieli trochę wolnego czasu. Myślę, że nie masz nic przeciwko...- rozmawiał z szatynem? Czemu zaciekawiło mnie to bardziej niż oferta wycieczki, jaką im sprezentował? - Daria wybiera się do Ciebie od kilku miesięcy. Słyszałem, że byłaś niezadowolona. 

- Dzięki. - byłam zachwycona oraz zirytowana. Z jednej strony zmusił najlepszych przyjaciół do przyjazdu w moje strony, z drugiej...konsultował to za moimi plecami z kimś, kto jedynie udawał mego narzeczonego. - Doceniam. 

- Świetnie. - zabrał kopertę i ponownie schował ją w komodzie. Kiedy wstałam, on również to zrobił. - Mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić? - zniknąć.

- Nie. - uśmiechnęłam się i skierowałam kroki do wyjścia. - Do zobaczenia na imprezie. - kiedy złapałam za klamkę drzwi, a następnie nacisnęłam na nią, usłyszałam trzask. Trzask zamka świadczący o jego zablokowaniu. 

- Masz mnie za idiotę, Klara? - szybko wyprostowałam się i przepełniona gniewem, odwróciłam w jego kierunku. Z założonymi na piersi rękami, uniesioną do góry głową, patrzył na mnie władczo. 

- Zwariowałeś? - nachyliłam się i zmarszczyłam brwi. Palcem wskazującym pokazałam na zamek, a następnie zacisnęłam swe zębiska. - Otwieraj. - pogroziłam. 

- Karolina wypuści Cię stąd dopiero, kiedy sobie porozmawiamy. I wszystko mi wyjaśnisz. - zwariował.

- Wyjaśnić? Co takiego mam Ci wyjaśnić?! - rozłożyłam ręce i jeszcze raz złapałam za klamkę jeszcze raz, mocno ciągnąć ją w swoją stronę. - Prędzej sczeznę w piekle...- mocny uścisk na mych przedramionach, odwrócił mnie w drugą stronę. Kiedy niebieskie dzisiaj oczy, zajrzały w głąb mojej duszy, przestraszyłam się. 

- Jaką umowę zawarłaś z moją przyszłą żoną. - to nie była prośba. Kiedy wróciłam myślami do jego słów o spotkaniu z Olafem, które pomogło mu wycelować z terminem biletów do Londynu, zrozumiałam. Zostałam zdradzona. Zdradzona przez człowieka, któremu bezgranicznie ufałam. - Mów. 

- Nic. - szepnęłam, czując na sobie jego oddech. - Nic Ci nie powiem. 
_________________________________________________________________________________
Toma De Vistas - ( z hiszp.) sposób wytwarzania trwałych obrazów przedmiotów, za pomocą klisz lub błon światłoczułych, na które działają promienie świetlne odbite od danych przedmiotów. 

piątek, 26 października 2018

Dziś już wiem (III)

Dziś już wiem (III)
Walka dopiero się zaczęła. 

Pozdrawiam. Wasza A.

***

Olaf patrzył na mnie tak, jakbym przed momentem powiedziała mu o największym sekrecie, jaki skrywałam. Słysząc historię z ust Mikołaja, która miała zostać jedną z legend krążących wśród naszej paczki, mogłam sobie pogratulować głupoty. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Możliwe, że nie byłam do końca świadoma konsekwencji, ciążących na mnie od momentu, gdy tylko zjawiłam się przy stoliku Bartka oraz jego cudownej narzeczonej. Tym razem jednak nie wzięłam na siebie całej winy. Prowokacja urządzona przez bruneta odbezpieczyła zawleczkę granatu w postaci granicy mojej cierpliwości. Dyrygowanie całym otoczeniem, igranie z emocjami najbliższych...chciałam dać mu nauczkę. Może nie do końca w takiej postaci, jaka finalnie zbryzgała jego twarz mlecznym koktajlem. Cóż, od czegoś musiałam zacząć.

- Dziw, że jej nie zabił na miejscu. - Mikołaj popijał wodę z aspiryną, którą na naszą prośbę zakupił Olaf. Szkoda, że nie pomagała ona w zwalczaniu efektów ubocznych bycia narzeczonym. Bartek wypiłby kilka łyków i poustawiał wszelkie trybiki w swojej głowie do prawidłowego funkcjonowania.

- Mnie to nie dziwi. - wzruszyłam ramionami, zajadając się mandarynką. Kac? Najwidoczniej agresja zwalczała u mnie wszelkie złe skutki picia. - Nie ma jaj żeby się jej postawić, a co dopiero mnie...

- Igrasz z ogniem, Klara. - pozostała złość po wczorajszym wieczorze, nadal we mnie drgała. A wielkolud sam szturchał ją w najczulszy punkt. Powoli drażniło mnie usilne ratowanie Bartka, słuchanie jego poleceń i tak dalej. Musiało być w tym ukryte drugie dno. 

- Jeśli chcesz pozostać moim przyjacielem, raczyłabym zachowywać się lojalnie. - prychnęłam pod nosem i obdarzyłam go ostrym, przenikliwym spojrzeniem.

- A co to miało niby znaczyć? - Olaf podniósł obydwie dłonie do góry i po kilku sekundach ulotnił się z kuchni, w której staraliśmy się przygotować śniadanie.

- Zachowujesz się, jak jego piesek. Pan każe odejść, odchodzisz. Pan każe zostać, zostajesz. Co się stało z facetem pełnym wigoru i pewności siebie? Od kiedy...- wziął głęboki wdech i odstawił kubek z kawą. Następnie usiadł naprzeciwko mnie i złapał za szklankę z aspiryną.

- Odkąd nie wniósł na mnie oskarżenia za spowodowanie wypadku z uszczerbkiem na zdrowiu. - myślałam, że żartuje.

- Pobiłeś go? - rewelacji ciąg dalszy.

- Słyszałaś historię o skuterze, prawda? - przypomniało mi się tłumaczenie Bartka, gdy odwiedził mnie i Olafa dzień po bankiecie rodzinnym. 

- Owszem. - kiwnęłam twierdząco głową. 

- To ja na nim jechałem. Trochę popiliśmy. Bartek dostał nowe zlecenie, dość duże...- to przypominało scenariusz do sztuki komediowej.

- Wpadliście na genialny pomysł. - zamknęłam oczy i schowałam twarz w dłoniach.

- Wygłupialiśmy się. Pech chciał, że złamanie ręki uniemożliwiło mu wyjazd. Z drugiej strony pozostał i Natalia...- winny.

- Niech ja sobie to poukładam. - przystopowałam go. - Piliście z powodu utracenia kobiet swojego życia. - nie mogłam podejść do tego normalnie. - Wpadliście na pomysł przejażdżki na skuterze. Bartek złamał rękę. Nie mógł wykonywać zdjęć. Został i zaczął...czujesz się winny poznania go z Natalią i jednocześnie jesteś wdzięczny za jego lojalność? - nie poznawałam ich. 

- To ja namówiłem go do związku z nią. - myślałam, że zwariuję. Przez kilka następnych sekund czułam zażenowanie swoją naiwnością. Jakim cudem dałam się wplątać w samczy pakt? 

- I ściągnąłeś mnie tutaj tylko po to, abym pozbyła się jej...ponieważ ty nie możesz tego zrobić? Nie możesz mu zaszkodzić, prawda? - dłonie zacisnęłam w pięści. Moje jadowite spojrzenie sprawiło, że odwrócił wzrok.

- Klara ja naprawdę wierzę, że on nadal Cię kocha. - wszyscy wokoło pletli bzdury, ale on był na prowadzeniu jeśli chodziło o wymyślanie spiskowych, odrealnionych teorii.

- Dlatego żeni się z inną kobietą? Dlatego złości się na mnie, gdy tylko pojawiam się w jego towarzystwie? Dlatego trzyma mnie od siebie z daleka? Wiesz, co Mikołaj? - dynamicznie zerwałam się na równe nogi i pomaszerowałam w stronę korytarza, aby sięgnąć płaszcza. Musiałam działać. - Może zwyczajnie w świecie pewne rzeczy się kończą i jakkolwiek chcielibyśmy je zatrzymać, nie możemy tego zrobić. Daria również powinna przyzwyczajać się do tej myśli.

- Klara, gdzie uciekasz...- pomylił się.

- Nie uciekam, Mikołaj. Jako jedyna z was tego nie robię. - zawinęłam się stamtąd tak szybko, jak było to możliwe. Kiedy stanęłam na chodniku, który prowadził do postoju taksówek, zrozumiałam. Od samego początku powinnam była trzymać się z daleka. Od dawnego życia i dawnych uczuć.

***

Napuszona od wściekłości, przeszyta na wskroś swoim wyniosłym usposobieniem, spoglądała na pierścionek zaręczynowy. Wiedziałam, że chciała grać mi na nerwach i delikatnie zasugerować, że nie mam szans. Żadnych szans na odzyskanie Bartka. Zwyczajnie w świecie rzuciła mi w twarz hasłem pt. "klamka zapadła" czy "nie dla psa kiełbasa".

- Jestem zaskoczona. Masz tupet...- zanim zdążyła mnie zbesztać, wtrąciłam się w jej monolog.

- Nie kocham go. - robiłam to dla dobra nas wszystkich.

- Gówno prawda. - Mikołaj miał z nią wiele wspólnego.

- Jestem pewna, że te wszystkie sytuacje, których doświadczyłam w ciągu kilku ostatnich dni są nauczką. Nie powinnam była tutaj przyjeżdżać. - blondynka utopiła we mnie swe kocie spojrzenie, a następnie delikatnie odgarnęła grzywkę z czoła.

Była piękna. Nie w naturalny sposób, zwyczajnie "piękna". Była ideałem kobiecości. Miała w sobie ogrom charyzmy, gorącego wigoru i wielkie predyspozycje do bycia liderką, które wyróżniały ją na tle innych kobiet, siedzących w kawiarni. Cudowna zieleń oczu, która kusiła każdego, co zmuszało aby na nią spojrzeć. Zgrabny mały nos, pełne usta w kształcie serca. Miejscowa wersja Angeliny Jolie. Nawet odcień cery był niespotykany. Z cerą nietknięta przez słońce. Jak porcelanowa lalka, którą w dzieciństwie trzymałam w pudełku, aby przypadkiem się nie zbiła. Biło od niej monumentalnym wdziękiem. Była tą, dla której facet mógłby zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Bartek mógłby i robił, a przyjaciele jedynie utrudniali mu to z własnych, nielogicznych pobudek. 

- Zgodzę się z jedynie z tą rzeczą. Co, do miłości...uważam, że mylisz się. - dumna nachyliła się w moją stronę i popatrzyła wrogo. - Kochasz go, a on darzy uczuciem Ciebie. - jakbym dostała w twarz. Czy ona przypadkiem nie przyznała racji spiskowym teoriom moich przyjaciół? 

- Skoro tak twierdzisz, dlaczego wychodzi za Ciebie...- teraz to ona mi przerwała.

- Bo uczucia jakimi Cię darzy to okruchy wspomnień. - drwiła przy tym. Stoicki spokój powrócił dopiero, gdy przypomniałam sobie słowa Mikołaja. Tym razem nie zamierzałam uciekać. - A to utrudnia naszej relacji. 

- Będę trzymała się z daleka. Możesz być pewna. - uśmiechnęła się i znów udowodniła, że nawet przy tym nikt nie ma do niej podejścia. Nawet pieprzony uśmiech wyglądał, jak u modelki z reklamy pasty do zębów. 

- Nie. - to nie była prośba. - Pozwól najpierw, że wyjaśnię...Klaro. - moje imię w jej ustach brzmiało tak ohydnie i obco. - Logika i mechanizm działania facetów...to bardzo proste rzeczy. Im bardziej ucieka od nas zakazany owoc, tym mocniej pragniemy go zdobyć. Zrozumiałaś?

- Ani trochę. - powoli powątpiewałam w szczerość jej intencji.

- Zobrazuję Ci to. Im mocniej oddalasz się od faceta, grasz niedostępną, albo wcale nie grasz...tym bardziej go to rajcuje. W przypadku Bartka chodzi o wspomnienia. Każda rzecz związana z waszym pożal się boże związkiem, wraca do niego przy sytuacjach, które są odwzorowaniem tych z czasów waszej relacji. - medyczny żargon zaczął mnie denerwować.

- Czyli mam mu wskoczyć do łóżka i da sobie spokój? - część z tego pytania, spowodowała nagły wzrost temperatury w ciele.

- Aż tak daleko, bym nie brnęła. - kpina wyczuwalna w każdym słowie, doprowadzała moją dumę do szaleństwa. Jakim cudem została lekarzem?

- Więc, co proponujesz? - naprawdę chciałam to usłyszeć.

- Rozejm i pewien rodzaj układu. - ponowny uśmiech i lekkie rozluźnienie ciała mogły sugerować o jej wygranej. - Ty urządzisz mi wesele, a przy tym skrupulatnie oddalisz od siebie Bartka i pokażesz mu, że jak sama powiedziałaś...wcale go nie kochasz. Ja w zamian za zamknięcie tego rozdziału, nie odsunę od niego waszej bandy oszołomów. - zaczynałam dostrzegać w niej pierwiastek psychopatyczny.

- Bandy oszołomów? - teraz do ja zadrwiłam. - To przyjaciele i rodzina. Możliwe, że w twoim świecie nie istnieje nikt, komu zależałoby...- znów mi przerwała.

- Daruj sobie. - machnęła dłonią i zaczęła spoglądać na paznokcie, pokazując ignorancję w pełnej klasie. - Doskonale wiemy, że jestem w stanie to zrobić. Przez ostatni rok Bartek osiągnął dzięki mnie więcej, niż przy tobie kiedykolwiek mógłby. Poza tym...cała wasza przyjaźń opiera się na wybrakowanych fundamentach. Jak jeden nie posyła go do szpitala z złamanymi kończynami, tak druga wplątuje go w związek z kimś takim, jak ty. - przekroczyła granicę.

- Wiesz, że kiedy czujesz zagrożenie...drga Ci powieka? - dumna uśmiechnęłam się i wygodniej rozłożyłam na fotelu.

- Nie jesteś mi zagrożeniem. Już nie. - przepełniała ją duma. - Bartek będzie najlepszym ojcem na świecie.

Jak grom z jasnego nieba. Jak deszcz na pustyni. Tak właśnie wyglądała nowa wiadomość doręczona z idealnych ust towarzyszki spotkania do mej mózgownicy. Coś się zacięło. Nie potrafiłam zareagować w jakikolwiek sposób. Krzyk, szloch, śmiech? Zero. Wpatrywałam się w nią, jak w najszczersze złoto.

- Zaskoczona? - triumf w jej oczach, otrzeźwił umysł. - Już wiesz skąd te przyśpieszone zaręczyny.

- Złapałaś go na dziecko? - to był obłęd.

- Myślisz, że jestem tego typu kobietą? - miała rację. Przecież była lekarzem z pozycją lidera wśród swoich kolegów po fachu. Dodatkowo piękna i idąca do celu po trupach. Ideał, jak mówiłam.

- Zgoda. - nie musiała długo czekać. W danej sytuacji nie pozostało mi nic innego, niż pozamykać wszystkie wpółotwarte drzwi i domknąć wszelkie pouchylane okna. Wszystko, co dawało mi jakiekolwiek szanse na odzyskanie Bartka. Zabawne, że w danym momencie uświadomiłam sobie, czego tak naprawdę chcę. I dlaczego tak mocno od tego uciekałam. Schematy. Coś o czym mówiła Natalia, a co było stuprocentową prawdą. Miłość była schematem.

- Cudownie. - machnęła na kelnera dłonią i poprosiła o rachunek. Gdy na stoliku pojawił się stuzłotowy banknot, a następnie kartka z numerem telefonu, po ciele przeszedł dreszcz. Wstając patrzyła na mnie, jakby stała na podium. - Zdzwonimy się, Pani konsultant. - ostatni, pożegnalny już uśmiech i pustka. Zostałam sama.




Daria po kilku nieudolnych próbach skontaktowania się ze mną, odpuściła. Telefon wreszcie ucichł, a ja w świętym spokoju mogłam trochę poużalać się nad sobą. Olaf czmychnął wraz z Mikołajem na jakieś targi samochodowe, co niejako i mnie, jak i resztę z nas zaskoczyło. Powoli docierało do mnie, że nie wszystko jest takie, jakie na początku nam się wydaje. Przykładem mogła być podróż tutaj. 

Zakładałam, że nawrócenie Bartka to jedyny powód, dla którego się tutaj zjawiłam. Po jakimś jednak czasie wszystko wyklarowało się samo. W swoim tempie. Natalia, Mikołaj, Daria...uświadomiłam sobie, że to z samą sobą, grałam w podchody. Udawany narzeczony, kłótnie i Pani lekarz sprowadziły nas do końca tej podróży. Bartek będzie miał dziecko. Te słowa kręciły się w mej głowie od dobrych kilku godzin i nie chciały jej opuścić.

Pukanie do drzwi, wybudziło z wewnętrznego linczu. Szybko podbiegłam do nich, a ujrzawszy twarz Michała po drugiej stronie, odetchnęłam z ulgą. Jeszcze tego brakowało, by przypałętał się do mego domu ktoś o kim w tym momencie, chciałam  jedynie zapomnieć. 

- Można? - ubrany w zwyczajne ciuchy mimo wszystko nie przypominał dawnego siebie. Zmężniał, jak cholera. Dopiero teraz zauważyłam gęstszą brodę, zaczesane do tyłu włosy. Urok jednak pozostał ten sam. Pełen był młodzieńczego ducha, który znałam od podszewki. 

- Jasne. - gestem ręki zaprosiłam go do środka. 

Kiedy usiadł na kanapie i zaczął rozglądać się po mieszkaniu, zrozumiałam. Daria nie raczyła pozwolić mu przebywać w mieszkaniu, które przypominało apartament singla. Ten, który niedawno sam zaprojektował.

- Daria jest na mnie zła. - to nie było pytanie. Uśmiech natomiast był odpowiedzią. 

- Ma swoje humory. - wzruszył ramionami. - Tym razem wolałbym skupić się na tobie. 

- Na mnie? - odkąd wróciłam do Polski, nie rozmawialiśmy dłużej niż pięć minut . Zwyczajnie w świecie zapomniałam o przyjacielskich dziejach. Zrobiło mi się głupio. - Przepraszam. 

- Nie masz za co. Walka o Bartka to chyba jedna z najcięższych...- jemu mogłam powiedzieć.

- Ta walka dobiegła końca. - nie wyczuł w mym głosie zawahania. Możliwe, że dlatego szybko zmienił pozycję na siedzącą, tak aby mi się dobrze przyjrzeć. 

- Jesteś pewna? - nie mogłam już się ukrywać. Musiałam w końcu przyznać się do błędu.

- Bartek zostanie ojcem. - brak zaskoczenia, zastanowił mnie. Michał zamknął oczy i pokręcił głową, aby następnie ukryć twarz w dłoniach.

- Wiedziałem, że to za szybko płynie. Zaręczyny, ślub...- mruknął i znów na mnie popatrzył. - Trzymasz się jakoś?

- "Jakoś" to dobre określenie. - uśmiechnęłam się smutno i wstałam, aby dotrzeć do kuchni i zaparzyć nam kawy. Chciałam przy tym również oddzielić się od współczucia przyjaciela, które jedynie mnie dołowało.

- Co zamierzasz? - uwielbiałam to w nim. Zero oceniania, krytyki czy dobrych rad. Był przyjacielem jakiego dziś potrzebowałam. Obiektywnym oraz opanowanym emocjonalnie. 

- Natalia poprosiła o zorganizowanie im wesela. Porozmawiałyśmy trochę, powyjaśniałyśmy kilka kwestii. Myślę, że to dobry pomysł. - nie skomentował, więc pozwoliłam sobie kontynuować. - Ona jest zajęta przygotowaniem pokoju, wyprawki dla dziecka, a ja mam wolny termin...więc...- próbowałam poskładać wszystko do kupy.

- Dasz radę? - martwił się. 

- Jasne. - rzuciłam przez ramię i skupiłam się na kubkach z kawą. "Bartek będzie miał dziecko" - głos w mojej głowie nie odpuszczał. Kilka sekund później przy delikatnym oparzeniu wrzątkiem, dodał -"...z inną kobietą." Coś wewnątrz mnie umarło. 

***

- Stoliki przesuniemy bardziej do prawej, co zwiększy nam przestrzeń na parkiecie. Poza tym prosiłabym o zabranie tych ohydnych zasłon ze sceny. Nie mogę na nie patrzeć. - wskazałam chłopakom z ekipy, których zatrudniła Natalia, aby posłusznie wykonywali me polecenia. Blondynka chciała zorganizować całą salę w zaledwie kilka dni, a ja cieszyłam się na jej pośpiech. Równał się on z zakończeniem męki oraz umowy. - Potem tylko musimy ściągnąć ten żyrandol...- chrząknięcie zza mych pleców, zwróciło moją uwagę. 

- Mogę wiedzieć...- mina Bartka przypominała jedną z tych, jakie widuje się na filmach grozy. Punkt kulminacyjny, w którym ofiara dowiaduję się, że psychopatyczny morderca to tak naprawdę bliska jej osoba. Tak to właśnie wyglądało. 

- Twoja narzeczona mnie wynajęła. - obojętnie zwróciłam się znów w stronę ekipy i krzyknęłam do jednego z chłopaków, ściągających złoty spodek spod sufitu. Kto miał tak specyficzny gust, aby zniszczyć tak piękną salę? - Możecie zanieść go do piwnicy! Właściciel poda wam kluczę! - Bartek złapał mocno za me ramię i kazał na siebie spojrzeć. 

- Mów, co tutaj...- Natalia wkraczająca na salę, spojrzała na bruneta gniewnie. Kiedy przystanęła obok, a ten momentalnie objął ją w pasie i tym samym, oderwał dotyk ode mnie, poczułam ulgę. 

- Klara organizuje nam wesele. - ciepło uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Udawana uprzejmość była gorsza od najzwyklejszej dobroci w jej wykonaniu. Stworzona do wygranej, pani doskonała.

- Mogłaś mi powiedzieć. - liczyłam na gorszy efekt uboczny wyjawienia sekretu dotyczącego naszej umowy. 

- Niespodzianka. - zapewne o ciąży powiedziała mu w taki sam sposób.

- Jeśli pozwolicie, chciałabym wrócić do pracy. Natalio co, do wazonów powinny przyjechać w poniedziałek. Białe róże będą w piątek tuż przed weselem. Postaramy się zmieścić w budżecie, który ustaliłyśmy. - byłam w tym dobra.

- Cenię twój profesjonalizm. A teraz...wybaczcie, ale muszę skoczyć do toalety. Hormony. - pierwszy raz pocałowała go przy mnie. Czemu kątem oka, gdy odwzajemniał go, mogłam dostrzec spojrzenie w moją stronę? Kiedy ulotniła się z pola widzenia, Bartek podszedł na niebezpiecznie bliską odległość i zmierzył mnie od stóp do głów. 

- Będę mieć Cię na oku. Jeśli choćby spróbujesz...- wyciągnęłam ostre działa.

- Zapomniałam Ci pogratulować. - zagrałam najlepiej, jak tylko mogłam. - Naprawdę.

- To rodzaj zemsty? Ta cała akcja z weselem? Masz zamiar...- był głuchy i ślepy. 

- Nie. Nie i jeszcze raz nie. - mocniej zacisnęłam palce na notatniku, w którym zapisałam wszystkie szczegóły dotyczące zamówień. - To nie może tak trwać. Ta szarpanina.

- Szkoda, że nie myślałaś o tym, kiedy rzuciłaś we mnie drinkiem...- dziecinada była naszym lekiem na żal. 

- Właśnie. Nie myślałam, Bartek. - wzruszyłam ramionami i jeszcze mocniej zacisnęłam palce na tekturze. Jakbym chciała samej sobie wyrządzić krzywdę. Wyplewić cały ból, jaki rodził się pod wpływem jego spojrzenia. Szare oczy teraz wyglądały na bardziej zielonawe. Kameleon. Był, jak kameleon. - Nie miałam pojęcia w jakim celu tutaj przyjechałam. Możliwe, że chciałam upewnić się, że wszystko zostało domknięte...abym mogła iść dalej. 

- Dalej...- Natalia miała rację. Im dalej byśmy od siebie uciekali, tym więcej szkód narobilibyśmy wokoło. 

- Z Olafem. On ciągle czekał na mnie. I czeka. I kocha mnie. - ostatnie słowa nie były kłamstwem. Kochał mnie, jak brat. Ten, którego nie miałam. - Ja nie potrafiłam się określić, ale już wiem...- grunt osuwał się spod stóp. - Też chcę rodziny, Bartek. - ukierunkowałam nas na ważniejszy temat. - Chcę być mamą. Chcę mieć męża, który mnie ubóstwia. Który patrzy na mnie tak, jak ty patrzysz na Natalię. - przy jej imieniu już prawie zadrżał mi głos. Wyczułby to. - A to...co między nami jest, a czego raczej nie ma...tylko powstrzymuje nas przed happy endem. 

-  Przepraszam. - nie tego oczekiwałam. Nie mógł mi tego robić. Nie w tej chwili, w której rujnowałam swój świat i okłamywałam go w najgorszy sposób. - Nie chciałem Cię atakować. Zwyczajnie w świecie...przepraszam. - smutno uśmiechnęłam się i popatrzyłam na niego z czułością.

Telefon rozbrzmiewający w kieszeni mojej marynarki wyrwał nas z konsternacji. Imię Olafa widniejące na ekranie, przykuło jego uwagę.

- Jego też przeproś. - po tych słowach ulotnił się. Odbierając telefon nie czułam się na siłach do kłótni. Kiedy przyjaciel zaproponował pomoc, przede wszystkim w formie mentalnej, nie odmówiłam. Poprosiłam tylko o brak drążenia tematu Bartka oraz ich wesela. Musiałam odpocząć. Czuć, że jestem potrzebna bez jakichkolwiek słów zapewnienia. Musiałam trzymać się resztek wspomnień i iść do przodu. Tak, jak śpiewała to Halina Frąckowiak, "Idę, chociaż Ciebie nie ma obok mnie, idę, idę dalej...". 





niedziela, 21 października 2018

Dziś już wiem (II)

Dziś już wiem (II)
Oto i ona.

Co jeśli świat, który kochasz zaczyna rozpadać się na kawałki?

Bartek zna to uczucie.

Zapraszam. Wasza A. 

***

Kiedy przekroczył próg i stanął obok Mikołaja, zaczęłam panicznie szukać wyjścia. Obliczałam możliwe opcje, nie wsłuchując się w krwawiące serce, chcące zbliżyć się do niego.

- Bartek. Daj jej spokój. - mówił do niego, jak kompan podczas pijackiej eskapady, próbujący uratować przed dostaniem kosza. Jakim cudem nie działali na siebie drażniąco? 

- Zostaw nas. - brunet spojrzał na niego, a wielkolud potulnie wycofał się z przestrzeni, jaką dzieliliśmy. Kiedy zostałam sam na sam z kimś, kto był mi kiedyś tak bliski, a w danym momencie tak daleki...poczułam żal. Ogromny żal w kształcie betonowego bloku, który przygwoździł gardło i sprawił, że nie mogłam wydusić z niego choćby słowa. Słowa w swojej obronie. Jakiegokolwiek słowa. 

- Ładnie wyglądasz. - okrucieństwo miało swoją skalę. On właśnie ją przekraczał. - Piękniej niż rok temu. 

- Czego chcesz? - udało się. Zdławione, wyrzucone naprzeciw pytanie. Odważyłam się spróbować zawalczyć o odrobinę szacunku. 

- Na pewno nie Ciebie. Nie tutaj. Nie znowu. - nie sądziłam, że będzie zdolny do takich rzeczy.

- Więc wracaj. Do przyjaciół. Do rodziny. Nie skazuje Cię na swoje towarzystwo. - oblizałam usta i spróbowałam go wyminąć.  - Albo nie...sama wyjdę. - rzuciłam przez ramię. Sekundę później trzymał mnie za przedramię, każąc pozostać na miejscu. Paraliż jakiego doznałam z powodu jego dotyku, nie pozwolił na protest. 

- Nic nie ugrasz, Klara. Nie ma takiej mocy, która sprawi, że mógłbym do Ciebie wrócić. Po tym, co nam zrobiłaś...jak uciekłaś, nie ma odwrotu. Tchórz. Tym jesteś. Tchórzem. - zabolało mniej niż myślałam. 

W pierwszej sekundzie zapragnęłam przestać walczyć, poddać się i na spokojnie przekazać mu, że to nie było mym pomysłem. Że nie chciałam niszczyć jego spokoju. Coś jednak dynamicznie zniszczyło chęć porozumienia. Raczej ktoś. On, jak nikt potrafił wzbudzić we mnie tysiące emocji, o których istnieniu nie wiedziałam. Niechęć połączona z rzuceniem mi wyzwania, obudziła jedną z nich. Już nie miałam zamiaru być przyjemna. Nie miałam zamiaru nieść ciężaru rozpadu naszego związku, jak obiecałam sobie od początku tej drogi. Słowa Olafa dotyczące braku walki z jego strony powróciły, jak bumerang. 

- Wiesz, co jest zabawne, Bartek? Tak bardzo zabawnie jest czuć, że uciekasz przed prawdą. Nienawidzisz mnie? Jasne, że tak. Tyle, że zapomniałeś o jednym. Znam Cię lepiej od kogokolwiek na tej planecie. I jeśli wierzyć intuicji dziewczyny, która kiedyś Cię kochała...czuję, że sam sobie nie wierzysz. - kiedy spojrzał na me usta, chciałam rozwalić mur, utworzony między nami. 

- Nic nie wiesz. Ty nikogo w życiu nie kochałaś. - odepchnął swą dłoń, jak poparzony. Z unoszącą się klatką piersiową, mierzył mnie rozgoryczonym wzrokiem. - Twoje podejście do związków ogranicza się zawsze do wersji próbnej. Dlatego...nie będę powtarzał. Wróć do swojego małego świata. Do swojej samotnej skorupki i nigdy z niej nie wychodź. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. 

- Mógłbyś zostawić moją narzeczoną w spokoju? - głos Olafa wydarł niczym strzała. Bartek spojrzał w stronę szatyna, który właśnie przytulił mnie mocno do siebie. Przyjacielski gest, który brunet miał odczytać inaczej, był dla mnie niczym balsam. Kojąca bliskość człowieka, który zawsze mnie bronił i przyrzekł, że pomoże mi w odzyskaniu Bartka...była powodem troski i szoku. Olaf nie miał pojęcia, że jego domniemany rywal zachowa się w taki sposób. Cóż, nie on jeden. - Cii. Spokojnie. Chodź. - złapał mnie pod ramię i wyprowadził na salę bankietową. Gdy Daria podbiegła do nas, machnął na nią ręką, a kiedy zaczęła domagać się wyjaśnień, kazał spieprzać. Tak, nie było to miłe i podobne do niego. Tyle, że w tej sytuacji miał zrobić ochotę krzywdę komuś innemu, a blondynka zwyczajnie dostała przez przypadek.

Droga do mieszkania była najmilszą rzeczą, jaka spotkała mnie danego wieczora. Świat, który znałam, a w nim Bartek uległ kompletnemu zniszczeniu. Kazał wracać mi do czegoś, co nie istniało po dzisiejszym bankiecie. Po tym, jak zdeptał wszystkie dobre wspomnienia i zaśmiał mi się przy tym w twarz. 

***


Zapach tostów oraz kawy rozbiegł się po mieszkaniu w ekspresowym tempie. Boląca od nadmiaru wrażeń głowa przestała pulsować, a ja odetchnęłam z ulgą. Bezpieczna od ataku pytań ze strony Darii, wyciągnęłam zmięte ciało i rozprostowałam kości. Głośno ziewając, uśmiechnęłam się. Olaf tańczącym krokiem wmaszerował do pokoju i postawił na łóżku ogromną tacę z tyloma pysznościami, że zaczęłam zastanawiać się, gdzie to wszystko pomieszczę. 

- Nagroda za wytrwanie. - puścił oczko i usiadł naprzeciwko, po drugiej stronie łóżka. - Swoją drogą to i tak za mało...- nie chciałam aby zbytnio się przejmował.

- Nie poznaję tego człowieka. - słowa o tchórzostwie dudniły wewnątrz mej głowy. - Jakbym rozmawiała z mordercą. - rozmasowałam s kronie i zabrałam się za kubek z gorącą, pyszną kawą. Uwielbiałam, kiedy ją przyrządzał. 

- Miałem ochotę spuścić mu łomot. Za kogo on się uważa? - prychnął pod nosem. 

- Dobra. Dość gadania o nim. Ma swoje życie, którego nie zamierzam mu rujnować. - dźwięk telefonu wyrwał nas z nostalgii. 

- Bartek do was zmierza. - prawie poplułam piżamę. - Szykuj się. 

- Ja pieprze. - przerażona podskoczyłam na równe nogi i pobiegłam w stronę łazienki. - On tutaj jedzie. Olaf! On tutaj...nie wytrzymam....jakim cudem...- próbowałam umyć zęby i doprowadzić się do porządku. Nie dotyczyło to jednak kwestii spodobania mu się. Nie chciałam aby miał przewagę. Nie chciałam aby dojrzał, że dotknął mnie w taki sposób, po jakim nie jestem w stanie dojść do siebie. 

Kiedy nowoczesny dźwięk z głośników w korytarzu, wydał komunikat o przybywającym gościu, zadrżałam. Olaf wkroczył na ścieżkę wojenną i kazał schować mi się w łazience. 

- Nie. - szepnęłam, wymachując rękoma.

- Już! - palcem pogroził i i sam zamknął drzwi do łazienki. Potem usłyszałam jedynie dźwięk zwiastujący odblokowanie drzwi wejściowych do apartamentu...oraz ciszę. Przerażającą bardziej od słów Bartka dotyczących mej osoby. 

***

W miarę dynamicznie poradziłam sobie z ubraniem się oraz doprowadzeniem do stanu niezależnej narzeczonej. Kiedy ciszę przerwał śmiech Olafa, przepełniony cynizmem, jak nóż do głowy wbiły się słowa o mej małej kryjówce. To on chciał mnie do niej oddelegować. Olaf jedynie spełniał jego zachcianki, nie będąc tego świadomym.

- Zostaw nas. - zrobiłam to, co on wczoraj. Olaf popatrzył na mnie z zaskoczeniem, ale jednocześnie dumą. Czuł, że nie dam się zapędzić w kozi róg. Kiwnął głową i zgodnie z prośbą udał się do sypialni, w której pozostawiliśmy śniadanie. Dopiero teraz mogłam go zobaczyć.

Przepełnionego skruchą oraz wstydem, jaki malował się na w oczach bardzo wyraźnie. Niebieskie źrenice, jak u zbitego psa, prosiły o wybaczenie. A ja? Pragnęłam znacznie więcej od pokuty. Chciałam jego bólu.

- Klara. - rozluźnienie w głosie, nie znęciło mego dobrego serca. - Dobrze, że...- uniesiona przeze mnie do góry, dłoń zastopowała go przed głupotą, jaką chciał zrobić.

- Nic nie jest "dobrze". - powiedziałam beznamiętnie, splatając swe ręce na klatce piersiowej. - Nic, a nic. 

- Przepraszam. Za wszystko, czego przez mnie...- kłamca. Doskonale wiedział, co robi. 

- Nie schlebiaj sobie. Nie dotknąłeś mnie bardziej, niż się tego spodziewałam. - mówiłam to tak luźno, że prawie sama uwierzyłam, że mówię prawdę. 

- Twój narzeczony powinien dać mi w twarz. - słowo "narzeczony" było donośniejsze od reszty w tym zdaniu. Punkt dla mnie.

- Ma więcej klasy od Ciebie. I bardzo się o mnie troszczy. - dumna uniosłam głowę do góry. - Ale fakt, miał ochotę zrobić Ci krzywdę.

- Kiedy dowiedziałem się, że przyleciałaś...myślałem, że będziesz chciała...- prychnęłam pod nosem, szeroko się uśmiechając.

- Miałeś złudną nadzieję? - patrząc mu prosto w oczy, namierzałam cel. - Wybacz, ale ten schemat się przejadł. - strzał.

- Nie przekraczaj granicy, Klara. - nienawidził, gdy ktoś strugał z niego głupka. Wolał być postacią pozytywną. Bohater w pieprzonej pelerynce. Tej, którą zamierzałam podpalić i wrzucić do kosza z całą jego pewnością siebie i niewyparzoną gębą. 

- Nie jest tak, Bartek? - stanęłam naprzeciw, na tyle blisko na ile pozwoliło mi sumienie i serce, bolące od wczorajszych turbulencji. - Gonisz swoje głupie wizje na tyle skutecznie, że zasłaniają Ci pogląd na rzeczywistość. Jak widzisz...są bardzo głupie. - pierścionek widniejący na dłoni należał do pamiątek z Londynu. Kupiłam go zaraz po przyjeździe i pierwszej wypłacie. Uniosłam go do góry, aby zrozumiał. 

- Po tym, jak mnie zostawiłaś...długo nie mogłem dojść do siebie. Wbrew pozorom idioty, za jakiego go miałem...Mikołaj pomógł mi stanąć na nogi. Powiedział, że znajdę jeszcze kogoś, kogo pokocham. 

- Miał rację. - traciłam panowanie nad niezależnością. 

- Na jakiś czas przestałem pić i szlajać się po barach. Tyle, że potem przyszła rocznica ślubu...na której się nie pojawiłaś. - nie mógł spojrzeć mi w oczy. - Zrozumiałem, że nie wrócisz, więc wypiłem wtedy więcej niż przez cały okres żałoby po naszym związku. 

- Po, co mi to mówisz? - chciałam przylgnąć do niego. Pomimo wszystkiego, co powiedział. 

- Miałem wypadek. Jakiś idiota wjechał we mnie na pasach, na głównej. - przystopował i znów na mnie spojrzał. - Fakt, że jedynie skuterem...- nie wiem, czemu obydwoje się uśmiechnęliśmy. - Potłuczenie żeber, złamana noga oraz ręka. 

- Natalia. - nie powinnam była mówić jej imienia na głos.

- Daria. Znasz tę historię? - musiałam się wybronić.

- Wspominała imię twojej narzeczonej. To chyba normalne. Zapewne powiedziała Ci o Olafie. - w punkt.

- Nie. - nie było to pełne przyjaznego wydźwięku "nie". 

- Czego chcesz, Bartku? - pytałam bardzo poważnie. 

Kilkanaście sekund ciszy przepełnione nadzieją, było jedynie moim wyobrażeniem. Przecież wiedziałam, że nie mamy odwrotu.

- Zaprosić Cię na mój ślub. Olafa również. To moja forma przeprosin. Jeśli w gratisie chce mi podarować prawego sierpowego, niech zrobi to przed weselem. - machnął głową w stronę drzwi do sypialni, gdzie siedział mój przyjaciel. 

- Zapytam go. W sprawie ślubu i prawego sierpowego. - byłam o wiele bardziej sprytna niż mi się zdawało. - Konsultacje w związku to podstawa. - szach mat. - Do widzenia. 

Kiedy płyta przesunęła się na miejsce i pozwoliła na oswobodzenie mnie z jego uroku, odetchnęłam tak mocno, jakbym wynurzała się z pod wody. Olaf wyszedł z pokoju i szybko podbiegł do mnie, aby złapać w ramiona. Był bardzo przewrażliwiony.

- Wszystko okej? - gładził mą twarz, ale gdy zobaczył mój uśmiech, uspokoił się. 

- Kocha mnie. - nie mogłam uwierzyć. 




Olaf przeglądał magazyny sportowe, by co chwila zaglądać do moich wypocin związanych z planowaniem chrzcin małego. Daria siedząca po drugiej stronie, naszywała na czapeczkę małego perełki. Zrobiła się z niej straszna kura domowa, ale jak mówiłam, w uroczym wydaniu. Kiedy zobaczyła mój ogromny uśmiech, szczypnęła szatyna w ramię i coś zaszeptała. 

- Nie wiem. - wzruszył ramionami i wrócił do czytania gazet. 

- Powinnaś ich odwiedzić. Razem z Olafem. - uniosłam wzrok znad laptopa i zmarszczyłam brwi.

- Mam wrażenie, że jesteś zazdrosna o ten ślub. - w odpowiedzi prychnęła. 

- Mam wrażenie, że nie wiesz o czym mówisz...- poklepała się po czole i pokręciła głową. - Ta kobieta, która powinna być aniołem niosącym pomoc innym jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie Pan Bóg stworzył. 

- Przesadzasz. - Olaf stanął po mojej stronie. Nie powiedział jej oczywiście o moim zdaniu na temat uczuć Bartka, bo jak później ustaliliśmy...chcieliśmy rozegrać to bez pomocy Darii. 

- Nadal nie wybaczyłam Ci tego "spieprzaj". - wróciła myślami do wieczora, w którym Bartek zmiótł moje wyobrażenia o nim z powierzchni ziemi. 

- Michał musi Cię bardzo kochać. W przeciwnym razie dawno leżałabyś na dnie Wisły. - uwielbiałam ich kontakt opierający się na docieraniu się w żartach. 

- Ciebie za to nikt. Udawana dziewczyna ma Cię gdzieś. - zaśmiałam się na głos i wróciłam do planowania miejsc na sali bankietowej.

- Może lepiej wyjaśnisz na czym polega braterska zmowa Bartka i twojego brata? - Olaf wiedział o całym przebiegu naszej rozmowy.

- Nie żadna zmowa, a pijackie eskapady. Jeden płakał po kobiecie i drugi płakał po kobiecie. Złączył ich przyjaciel imieniem "Bols."- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 

- Gdzie Michał? - zmieniłam temat. 

- Z Ignacym u rodziców. Mały jest oczkiem w głowie dziadka. - powoli tęskniłam za małymi łapkami, które uwielbiały ściskać moje policzki i wyrywać włosy. 

- Może powinniśmy sobie takiego sprawić, żeby Bartek już całkowicie oszalał. - Olaf rozejrzał się po staromodnej kuchni w stylu artystycznym i podszedł do ekspresu. - Chociaż z drugiej strony, to im bliżej jest...

- Zamkniesz się? - Daria wiedziała, że boli mnie ten temat. Jeszcze rok temu chciałam być matką, zakładać rodzinę i ślepo wierzyłam w miłość życia. Błąd, który kosztował mnie bardzo dużo zdrowia. 

- Przepraszam. - spojrzał na mnie skruszony i szybko podbiegł aby ucałować czubek głowy. 

Kiedy do środka wszedł Michał wraz z Ignacym, rozpromieniłam się. Od razu oderwałam ręce od klawiatury i przejęłam stery nad opieką. Wszyscy patrzyli na mnie z radością i rozczuleniem. Wśród spojrzeń wyczułam jednak jedno, które zasiało w mej duszy niepokój. Bartek, który wszedł do pomieszczenia za Michałem, spoglądał na mnie z smutkiem. Dlaczego go nie zauważyłam? Nasze nieszczęścia ewidentnie chodziły dziesiątkami. 

***


Mikołaj siedział obok mnie i właśnie zamawiał dla nas dwie szkockie. Kiedy barmanka w typie kobiety ubóstwiającej rock-n roll podała nasze zamówienie, uśmiechnął się jakby wygrał milion dolarów. Przewidywalność w gatunku męski zaczynała mnie nudzić. 

- To, co...za twój powrót. - uniósł do góry dłoń, co i ja zrobiłam bez zbędnego gadania. Na jeden raz wypiliśmy zawartość szklanek, a następnie mocno skrzywiliśmy się od mocy trunku. 

- Matko...- zniesmaczona, zmarszczyłam czoło i zadrżałam całym ciałem. - Nie piłam tego odkąd skończyłam siedemnaście lat. 

- Jakaś impreza, o której nie chcesz, ale musisz mi powiedzieć? - byłam w dobrym humorze. Może poza momentami, w których przelotnie widywałam Bartka. Wtedy wszystko wracało z podwójną siłą. Niby minęły jedynie cztery dni od mojego przyjazdu, a czułam iż stanowią one wieczność.

- Miałam taką jedną. Na niej poznałam Bartka. - od razu go to zaciekawiło.

- Wiesz, że nigdy nie opowiadałaś mi, jak się poznaliście? - zmierzał w dobrym kierunku. 

Po całej masie pytań i mych odpowiedzi związanych z zakładem, Pawłem oraz fontanną, która finalnie okazała się być najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała, poczułam ulgę. Mikołaj był ni to zaskoczony, ni zszokowany każdą małą drobnostką, o której mu opowiedziałam. Wiedziałam jednak, że nasza historia mogłaby zapisać się w kanon tych pisanych dla najlepszych reżyserów świata. Nikt nie mógł przebić zawirowań związanych z naszą tułaczką do celu, aż do rozstania. 

- Nieźle. - skwitował jedynie, będąc ze mną przy siódmej kolejce. Tej, po której głowa sama zaczęła stawać się cięższa. - I ty nadal chcesz to wszystko zostawić? - odezwało się przemądrzałe alter-ego wielkoluda. 

- Mam narzeczonego. - pomachałam wymyślonym pierścionkiem zaręczynowym. 

- Gówno prawda. - uciął z uśmiechem na ustach. - Wielka g ó w n o  p r a w d a. - byliśmy zbyt pijani. 

Jeszcze przez kilka następnych chwil czułam się znakomicie. Kiedy blondyn odwrócił się w stronę sali i ujrzał kogoś mu znajomego, kazałam mu iść się przywitać.

- Chodź. - złapał za dłoń i pociągnął mnie w stronę stolików. Stanąwszy przy jednym z nich, wybuchłam śmiechem, lekko chwiejąc się na nogach. Dopiero w momencie, gdy ujrzałam rozgniewaną twarz bruneta i zdegustowaną naszym zachowaniem blondynkę, uspokoiłam przesadną radość.

- Bartku, Natalio...miło was widzieć. - Mikołaj kazał usiąść mi obok Bartka, a sam zajął miejsce obok kogoś, kto patrzył na niego z pogardą.

- Kochanie? - nachyliła głowę i popatrzyła na Bartka, a potem na mnie. Zapach wdzierający się do nozdrzy, skutecznie igrał z mą podświadomością. - Mógłbyś wyjaśnić mi...- Bartek zgromił mnie spojrzeniem, a następnie popatrzył w stronę drzwi wyjściowych. 

- Mikołaj powinniście wyjść. - nie patrzył na mnie. Bał się jej. - Już. 

- Czas na nas, Klara. - wielkolud wstał i wyciągnął w mą stronę, dłoń. Pech chciał, że ja nie zamierzałam poddać się presji. Nagle zaczęły obowiązywać nas nowe reguły, bo w pobliżu była jego ukochana? Pal licho zasady! 

- Natalio. - zwróciłam się w jej stronę. - Nie chcieliśmy urazić Cię swoją natarczywą...obecnością. - uśmiechnęłam się szeroko. - Mikołaj chciał jedynie nas sobie przedstawić. 

- Wiem kim jesteś. - szarpał nią gniew. 

- Cudownie. - klasnęłam w dłonie. Mikołaj bezskutecznie próbował przywołać mnie do porządku lekkimi chrząknięciami. - Wiesz również, że mam narzeczonego? I przybędziemy na wasz ślub? - wychyliłam się za mocno. 

- Słucham? - spojrzała na Bartka. - Twoja była dziewczyna na naszym ślubie? - już na końcu języka miałam słowa "miłość życia", ale opanowałam go. 

- Możesz być spokojna. - cmoknęłam pod nosem, wstając. - Nie mam zamiaru się tam pojawiać. - kilka kroków do wyjścia, zastopował gniew. Kiedy cofnęłam się o dwa kroki i złapałam za jej drinka, a ten wylądował na twarzy bruneta, Mikołaj przeklął na głos. 

- Schowaj się do swojego małego świata i najlepiej zostań w nim na zawsze. - nachyliłam się do jego ucha. - Tak będzie najlepiej dla wszystkich. 

Rozejm? Pieprzyć rozjem. Chciałam wojny. Pragnęłam jego roztrzaskanej dumy, wirujących we mnie spojrzeń i niepewności. Bo skoro się kogoś kocha, trzeba mu to okazać. Prawda?



Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger