niedziela, 13 grudnia 2020

WALNIĘTY ŚWIĘTY (VII) - NIELUDZKI FART CZYLI KARA NIEBIOS DLA CYPRIANA

WALNIĘTY ŚWIĘTY (VII) - NIELUDZKI FART CZYLI KARA NIEBIOS DLA CYPRIANA
Cześć.
Blog wraca z reaktywacją skupiając się na świętach, które się zbliżają.
Co do Walniętego....niech również wraca nasza kochana, boska zmora!

Walnięty będzie posiadał dokładnie dziesięć części.

Zaraz po tym rusza opowiadanie pt. "Nie tylko od Święta."
"W gruncie rzeczy" zostawimy sobie na bardziej pogodny, wiosenny okres.

Pozdrawiam. Wasza A.


***

Cyprian wybrał dezercję. Uciekł z pola bitwy, ale łącząc wątki, stało się tak również i ze względu na mnie. Dosyć miałam połowicznych zgadywanek i odbijania się od ścian. Bo gdy zadomowiłam się z jakąś myślą, za moment czekała mnie z jej strony totalna rozwałka.  

—  Kochanie, czy coś się stało?  mama próbowała wydobyć ze mnie choć gram informacji. Ja natomiast miałam gdzieś kontrolne telefony zdarzające się ledwo raz na pół roku. 


— Jest okej. Mam sporo pracy w kwiaciarni. Poza tym nie chciałam wam przeszkadzać.  kłamałam, jak najęta. W tym przypadku jednak  potrafiłam to sobie gładko wytłumaczyć. Moi rodzice wręcz prosili się o łganie im w twarz. Przecież sami próbowali nauczyć mnie tego przez wiele ostatnich lat. Wreszcie zdobyłam się na odwagę i zaczęłam korzystać z ich własnej broni.


— Dobrze, dobrze. Tata się ucieszy. — tak jak sądziłam nadal nie zmieniła strategii podnoszenia mnie na duchu. Mama nie była w tym mistrzynią. Wszystko co było związane z ojcem mogło jedynie poddać mnie gorszemu humorowi. Nie był moim ulubieńcem, jak i ja jego kochaną, przysłowiową "córeczką tatusia".  Dopiero teraz zaczynało do mnie docierać wiele rzeczy. Po odejściu Cypriana nie wiadomo dokąd, uświadomiłam sobie, że wszystko ma swoje złe strony. Nawet Anioły. Nawet dobroć. 


— Muszę kończyć. Zaraz będę lecieć na trening. — kolejne kłamstwo. Od ostatniego spotkania Jacek nawet nie zadzwonił. Całe cholerne dwa dni. Świat wywrócił się do góry nogami. Jak nie posiadałam dwóch amantów różnorodnych fantazji na mój temat, tak nagle obydwoje zniknęli, pękając jak mydlana bańka. Jakby to wszystko było snem. — Pa.


Nie usłyszałam jakiegokolwiek szmeru kroków czy nawet trzepotu skrzydeł. Kiedy odwróciłam się okazało się jednak, że i demoniczne kreatury potrafią się teleportować. Piękność o ciemnych oczach, czerwonych ustach, spoglądała na mnie zaciekawiona i podekscytowana. Możliwe, że tylko przez wzgląd na ostatnie wydarzenia nie zareagowałam krzykiem, finalnie mdlejąc na jej widok. Zoja. Byłam pewna tożsamości osobnika siedzącego na komodzie w salonie, który swą pozą wabił każdego śmiertelnika. Skrzyżowane seksownie nogi oraz kręcone czarne włosy oplatające nagie ciało, robiły wrażenie.


— Cześć. — mrucząc, oblizała usta i zeskoczyła z mebla. Włosy nie odwinęły się z jej ciała, za co w duszy gromko dziękowałam.


— Zoja. — powiedziałam na głos, a ta z udawanym zdumieniem na twarzy, okręciła się wokół mej osoby. Nienaturalne długie pazury sunęły w międzyczasie od lewego ramienia wzdłuż prostej. Aż do wykonania pełnego obrotu.


— Ada. — szepnęła i odsunęła się ode mnie. Gdy stanęła na wprost i zmierzyła mnie od stóp do głów, przeszył mnie dreszcz idący w parze kierunkiem jej spojrzenia. — Wyrosłaś na piękną kobietę. 


— Mówisz, jakbyś znała mnie od dziecka. Piekielna cioteczka? Nie dziękuję. Tam są drzwi. — wskazałam palcem na korytarz i uśmiechnęłam się uprzejmie.

— Temperament niczym czeluście piekła! Jestem pod wrażeniem...— pazur powędrował w stronę jej dolnej wargi, by na moment się na niej uwiesić. Nie wyglądała na groźną, ale wolałam nie ryzykować. 


— Cyprian nie odpuści, jeśli mnie skrzywdzisz. — na te słowa wybuchnęła śmiechem.


— Skrzywdzić? Słoneczko ty moje! — kiedy mocno mnie do siebie przytuliła, a potem od razu powędrowała do kuchni, poczułam że tracę wszelkie siły witalne. Ona natomiast nieprzejęta tym faktem, zaczęła szperać po wszystkich szafkach.  — Ja nie krzywdzę śmiertelnych...jedynie ich kuszę...— na sekundę oderwała się od procesu ewidentnej kradzieży, czegoś czego nie mogła zlokalizować i spojrzała na mnie świdrująco.


— Pomóc w czymś? — nie mogłam skupić się na rozmowie podczas rabunku kuchennych zapasów przez demona. No jakby, nie szło to w parze z rzeczywistością.


— Wino. Czuję wino! — kreatura złapała za drewnianą beczułkę stojącą obok chlebaka i odkryła jej wieko. — Aha! Bingo! — następnie jednym ruchem ust odgryzła plastik z końcówki butelki, a potem wciągnęła nimi korek umieszczony w górnej części szyjki szklanego naczynia. Następnie wypluła całą zawartość z ust na blat i pociągnęła kilka głębszych łyków. 


— Czego chcesz? — ostrożnie przesunęłam ciało w stronę komody, w której trzymałam żelazny krucyfiks, który nosił na sobie ślady użytkowania poprzez kontakt z wodą święconą. Czy do końca zbzikowałam? Zapewne tak, ale nawet podczas ataku paranoi musiałam się jakoś uzbroić przed własnymi wyobrażeniami.


— Przekonać Cię do grzechu i podpowiedzieć...— gdy spojrzała na moją dłoń, która wsunęła się do szuflady aby sięgnąć po broń, zdębiała. — Jak możesz...— łzy, które pojawiły się na policzkach, a następnie gromki szloch jaki wydobył się z jej krtani, ogłuszył mnie na moment. — Ja Ci chcę pomóc, a ty mnie chcesz wysłać do piekła!? Wy niewdzięczni....— gdy odskoczyłam od szuflady od razu kazałam się jej uspokoić.


— Możesz przestać! Ja nie znam się na...całkowicie powariowaliście?! — demoniczny krzyk desperacji ustał, a zamiast tego na twarzy pojawił się gromki uśmiech. — Co do...


— Żartowałam. I tak by nie zadziałał. — potworzyca okręciła się na pięcie niczym baletnica i wylądowała na kanapie. Następnie zaczęła przeciągać się i wić niczym kotka. Gdy skończyła popatrzyła na mnie przenikliwe, a mruczeniem przywołała na swoje kolana Balbinę. Zdradziecki czyn futrzaka rozpoczął dwutygodniowy szlaban na smakołyki oraz telewizję. — Więc...śmiertelniczka wpadła w oko naszemu małemu posłańcowi nieba?


— Powinnam się leczyć. — szepnęłam pod nosem. 


— Lekarstwa, terapie tutaj na nic się nie zdadzą Adriano. — znów wyszczerzyła kły i pazurem wskazała miejsce naprzeciw sofy. — Usiądź, a obiecuję, że zachowam spokój. 


— Jasne. — nie miałam niczego do stracenia oprócz życia, które i tak wyglądało niczym pobojowisko chorób psychicznych czy schizofrenicznych.


Sekundę później siedziałam naprzeciwko piekielnego inkuba, który radośnie filtrował mnie wzrokiem i nucił coś pod nosem. Cisza zaczęła wywiercać w mej głowie dziurę, a jej przyglądanie się wzbudziło nerwicę. Musiałam  więc zacząć działać, by móc się jej pozbyć.

— Chcesz Cypriana? — zapytałam prosto z mostu.


— Cypriana? — charczący śmiech przypominał dźwięk działającego dłuta wiertarki.— Ależ Adriano. Ten zdrajca jest mi zbędny. Poza tym prędzej czy później i tak wyląduje w czyśćcu za czyny, jakich się dopuścił. Więc do rzeczy...— nie mogłam pozostać bierna na takie informacje. Skóra wręcz zaczęła swędzieć od ciekawości, jaką wywołał jej słowotok. 


—  Czyny jakich....o czym mówisz? — zaskoczona podniosła swe rozleniwione ciało do pozycji siedzącej i lekko nachylając się do przodu, spojrzała na mnie badawczo.


— Ty nie wiesz? — po niecałej sekundzie wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. — W imię Judasza. — zasłoniła usta dłonią, a następnie zamknęła powieki. — Nie powinnam była...— gdy wstała i niczym wyproszony gość zaczęła zbierać się do wyjścia, a raczej zniknięcia, powstrzymałam ją.


— Zoja!   wypowiedziane na głos imię demona, skutkowało jego posłuszeństwem. To pamiętałam z filmów o opętaniach. Miałam nadzieję, że zadziała.   Co takiego uczynił Cyprian, że nawet ty przed nim uciekasz...  musiałam wziąć ją pod włos bo inaczej znów zostałabym z głową pełną znaków zapytania.


— On stracił prawo do bycia Aniołem Stróżem już dawno temu, Adriano.   oblizała usta i panicznie rozejrzała się po mieszkaniu.   Myślałam, że...  zgięta w pół szeptała w moją stronę jedną z najgorszych wizji, jakiej nie byłam w stanie sobie nawet wyobrazić.   Myślę, że on wrócił tutaj żeby spłacić dług albo chce coś temu u góry udowodnić i wtedy...  nie potrafiłam poskładać tego w całość.


— On chce wkupić się z powrotem?   nie mogłam w to uwierzyć. Cyprian pragnął wrócić do nieba.


— Musiał sobie też przypomnieć poprzedni żywot. W końcu Anioł Stróż to dusza ludzka zamieniona w opiekuna.   dopiero teraz szczęka opadła mi do samej podłogi. Oczywiście tylko w przenośni.


— Cyprian był człowiekiem?  przez gardło nie mogły mi przejść te słowa. Czyżbym od samego początku była celem oszusta z niebios?


— Owszem. I był bardzo dobrym człowiekiem, dlatego wasz szef dał mu posadę Stróża. Chciał żeby się kimś zaopiekował. Tyle, że tamta kobieta nie odwzajemniła jego uczuć...  teraz dopiero zaczynałam kalkulować całą sytuację.  On ujawnił się jakiejś śmiertelniczce, a to prawie zaprowadziło ją na stryczek.


— Popełniła...  zaczęłam martwić się o swoje życie.


— Nie, ale i tak wszystkie Zastępy zaczęły go szukać. Na próżno. Cyprian rozmył się w powietrzu. Dziewczyna po prostu straciła pamięć.


—  Dlaczego wy nie chcieliście go schwytać? 


—  Bo prawie dostarczył nam duszę.   piekło. Diabeł nie gonił kogoś, kto grał do jego bramki. Mimo, iż robił to nieświadomie.  Poza tym nie wtrącamy się w Sądy Wielkie. Taki jest układ. To wola człowieka jest najważniejsza.


—  Cyprian wrócił...?  logiczne myślenie zaczynało zawodzić.


— Bo widocznie znalazł wyjście z sytuacji. Do piekła należeć nie może. To wykluczone. Zastępy wrzucą go do czyśćca, jak tylko go znajdą. Jedyną opcją na wyzwolenie jest powrót do nieba lub...świata śmiertelnych. Ale do tego potrzebowałby...naczynia i....  gdy spojrzała na mnie przerażona, zrozumiałam że doznała olśnienia.


— Przesilenie. Liczone w ludzkich latach po drugiej stronie nastąpiło 22 grudnia. Wtedy zszedł na ziemię. Ujawnił się. Jest tutaj dlatego, że następuje czas patriarchy. Jezusa. Waszego zbawiciela. On się rodzi, więc Cyprian też mógłby...tyle, że musi mieć kogoś, kto go tu przywoła.


— Przywoła?   spojrzała na mnie.


— Otworzenie się na miłość jest ważne Adriano. Mimo wszystko prosiłabym Cię jako przeciwnik świętości o nieczczenie tego kultu! To może zaważyć na wszystkim. On nie ma pojęcia, co wyprawia! Jak człowiek zdradzi swoją naturę i sprowadzi jednego z góry, to za moment inni też będą chcieli zejść. On chyba chce wywołać jakieś powstanie...co najmniej ze skutkiem wojny stron! 


 Cyprian? On chce żebym się zakochała bo wtedy...— wszystko zsumowało się w jednym momencie. —  Albo zostanie tutaj albo wróci do nieba. 


— 
Bożonarodzeniowy cud. Pół na pół.  — Zoja spojrzała na oszronione okno, a następnie wyszeptała do mnie ostatnie słowa zanim rozpłynęła się w powietrzu. — Nie pozwól mu na to. Nie ryzykuj.

Czując spaloną siarkę, wgapiałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stała nieczysta zmora. Nieczysta? Raczej najbardziej higieniczna z nich wszystkich! Cyprian mnie okłamał, a co za tym szło, próbował sprowadzić na nieznaną drogę. Być może miał w tym jakieś dobre intencje, ale wolałam nie ryzykować. Jeśli Zoja mówiła prawdę, to jej parszywy język również miał rację. Musiałam zrobić wszystko, aby powstrzymać jego i siebie przed rozpętaniem największej wojny w dziejach ludzkości. 









Jacek wyglądał na posmutniałego, gdy poprosiłam go o możliwość rezygnacji z zajęć, które prowadził. Nie potrafiłam nawet wspomnieć słowem o niestworzonych rzeczach, gdyż wiedziałam, iż z góry weźmie mnie za wariatkę. Jemu akurat realnego spojrzenia na świat nie brakowało.

— Nie rozumiem. — szepnął, wykreślając mnie z listy swoich podopiecznych. — Naprawdę nie zamierzałem Cię...nastraszyć lub...— chcąc nie chcąc, musiałam brać odpowiedzialność za swoje czyny i słowa. Dlatego też czekałam na lincz z jego strony, nawet kilka przykrych słów. A tutaj? Nic. Po prostu zwykła rezygnacja i smutek. To dodatkowo wzbudziło we mnie agresje, której źródłem był Cyprian.

— Jacek...ja nie jestem gotowa na jakąkolwiek poważną relacje, a bezpośredni kontakt z tobą nie ułatwia mi trwania przy swojej decyzji. — brzmiało to tak głupio, że sama chciałam zapaść się pod ziemię, gdy kierowałam do niego dane słowa.

— Kazik prosił o telefon do Ciebie. — kiwnęłam głową i zgodziłam się na spotkanie z człowiekiem, który dzięki Jackowi znów stanął na nogi.

— Jasne. Możesz przekazać mu mój numer. Będę w pobliżu, gdyby...— kiedy jeden z chłopaków podbiegł do Jacka i szepnął mu coś na ucho, odsunęłam się na bok i udałam zainteresowaną tapetą w swoim telefonie.

— Oczywiście. — jako trener miał swoje obowiązki, a ja musiałam pozwolić mu odejść mimo, iż mocno nie chciałam kończyć tej rozmowy w taki sposób. Kiedy chłopak wbiegł do sali treningowej, zostawiając nas znów samych, postanowiłam wykorzystać szansę.

— Jesteś najlepszym facetem jakiego w życiu spotkałam. — uśmiechnęłam się, próbując zatamować łzy, które powoli napływały do oczu. Na jego twarzy szukałam jedynie zrozumienia. Chciałam aby mi wybaczył i poszedł w swoją stronę.

— Raczej nie, skoro ktoś taki, jak ty ma mnie dość. — podniósł wzrok i udając niewzruszonego podążył do sali treningowej. Na odchodne usłyszałam rzucone zza pleców "cześć" i tyle go widziałam. 

Świat nie zapłonął żywym ogniem. Nie zalał go potop. Nie został zniszczony przez pioruny gniewu z niebios. To oznaczało jednak, że tak być musiało. Bo przecież Bóg nie wybaczyłby mi odrzucenia swego przeznaczenia. Nie pozwoliłby mu odejść. Nie pozwoliłby mi zakochać się w kimś innym. Prawda?


***

Patrząc na stare fotografie rodziców z okazji obchodów pierwszej rocznicy ślubu, próbowałam zrozumieć wszechświat. Jakim cudem taka gorąca głowa, jak moja rodzicielka spotkała na swej drodze oazę spokoju i postanowiła przy niej zostać? Trzeci kieliszek wina też nie potrafił mi tego wytłumaczyć. I choćbym chciała  posilić się na jakiś logiczny argument, ostatnimi czasy w moim życiu zapanował zbyt wielki chaos, by to mogło się wydarzyć. Takich rzeczy nie tłumaczono nawet w literaturze! Chyba, że chodziło o zjawiska paranormalne i podobne do takich. Czy jednak nazwałabym się opętaną? Czytając kilka artykułów ze stron poświęconym egzorcystom i działaniom sił nieczystych, nie mogłam dopasować swoich do żadnych z objawów, które tam opisywano. 

Kiedy więc wróciłam z miejskiej biblioteki do domu, od razu złapałam za schowaną przed siłami nieczystymi, butelkę czerwonego wina. Czarna godzina właśnie nastała, a ja za nic w świecie nie miałam zamiaru, tłumaczyć się komukolwiek ze swoich poczynań. Czy to siłom zła, siłom dobra czy nawet własnemu sumieniu. Bo zwyczajnie nie czułam potrzeby doradzania mi względem życia. Zaczynałam powoli też rozumieć, że nawet obecność innych nienaturalnych zjawisk w nim, nie sprawiła że stało się wyjątkowo udane.

Bo przecież zanim poznałam Cypriana byłam kupą nieszczęścia i fantazji na temat miłości. Dokładnie tak, jak w aktualnym momencie. Nic nie zmieniło się na moją korzyść. Czy to przez wzgląd na jego obecność czy też nie. Byłam przypadkiem, któremu nie dane było pomóc nawet przy wsparciu nadnaturalnych sił.

— Możesz przestać użalać się nad sobą i wytłumaczyć mi dlaczego zbyłaś Jacka? — głęboki głos pochodzący zza moich pleców, nie wystraszył mnie, a jedynie rozbudził zmysły.

— Witam w ziemskich progach. Mam nadzieję, że się podoba. — finiszując zawartość butelki prosto z gwinta, poczułam mocne szarpnięcie, które o mały włos nie potłukłoby moich zębów. — Ej! — Cyprian odważył się znów przede mną pojawić i dodatkowo dyktować swoje warunki. Kiedy resztka wina znalazła się w zlewie kuchennym, zerwałam się z kanapy i podbiegłam do niego aby powstrzymać niebiańską zjawę przed totalną rozwałką mojego mieszkania. Życie jak najbardziej wystarczyło.

— Dawaj to! — wyrwałam pustą butelkę z jego dłoni i mocno wypchnęłam go całym swoim ciałem z kuchni. — Mógłbyś się ulotnić! Na stałe najlepiej! — zniesmaczona, starałam się nie dać po sobie poznać, iż jakkolwiek mnie obchodzi. Nie wiedziałam komu mogę ufać, a nawet czy samej sobie potrafię. Bo niby jak miałabym to komukolwiek wyjaśnić? Mojemu terapeucie? Rodzicom? Zwykłej koleżance z pracy. Wystarczyło, że moje życie stało się poligonem pełnym zjaw, boskich potyczek i niezbyt ogarniętej głowy.

— Myślałem, że Ci przeszło...— był nieco podejrzliwy w swym tonie. Miał zapewne nadzieję, że przyjmę go z otwartymi ramionami i podejmiemy kolejne próby reanimacji początkowych planów.

— Co miało mi przejść? — lekko wstawiona i zawiedziona swoim życiem, przeszukiwałam kolejne szafki w celu odnalezienia jakiegokolwiek trunku. Chciałam się tylko upić, zasnąć i zapomnieć. A jeśli to nie przyniosłoby skutku? Powtórzyć...do osiągnięcia pożądanego rezultatu.

— Wiem, że za mocno Cię naciska...— świdrujące spojrzenie, którym w nim utkwiłam, poskutkowało zmianą strategii. —...łem i naciskam. Przepraszam. Naprawdę mi przykro. Nie masz jednak pojęcia, jak trudno jest wykonywać tę profesję i jednocześnie próbować...trzymać się w ryzach. — był naprawdę przekonywujący. Z perspektywy samego siebie zapewne odgrywał rolę wyśmienicie. Tyle, że ja już wiedziałam kim jest, kim się stał i jak mocno chciał moim kosztem ugrać sobie rąbek pieprzonego nieba czy tej parszywej ziemi!

—  Naprawdę Ci ciężko? — udałam wzruszoną i wykrzywiłam swą buzię w podkówkę niczym niemowlak. — Może powinnam porozmawiać z twoim szefem o jakiejś podwyżce? — kiedy roześmiał się na mój teatrzyk, uderzyłam znienacka. — Czy może powinnam z nim porozmawiać na temat tego, gdzie jesteś? Może gdy Cię stąd zabierze, wreszcie odzyskam swój święty spokój, a ty trafisz tam...gdzie powinieneś.

Wyraz twarzy Cypriana zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Po zawadiackim, pozytywnym uśmiechu nie został nawet mały ślad. Szybko wyprostował się, oblizał usta, a surowość ujawniająca się na facjacie wręcz zmieniła jej rysy twarzy. Posąg, chłód i mrok jakby zawładnęły jego osobą.

— Przysięgam, że jeśli się nie zamkniesz to zwariuję. — nie tego się spodziewałam. Groźby? A niech go przysypie śnieg i zjedzą renifery!

— Może powinnam też powiadomić, że naczynie, które sobie znalazłeś to niewinny człowiek. Ojciec córki. Czyż nie tak, Cyprianie? — nie zamierzałam przestawać. Pewnym, lekko chwiejnym jednak krokiem podeszłam do niego i stanęłam naprzeciw posągowego ciała.. — Jesteś kupą kłamliwego ducha. I Zoja ma rację...nijak się masz do prawdziwego stróża. — prychając pod nosem, chciałam go wyminąć, ale skubaniec miał świetne wyczucie czasu. W porę złapał mnie za talię, a następnie przerzucił przez swe mosiężne ramię. Niczym kukła zawieszona na jego barku, próbowałam opanować dyndanie głowy we wszystkie stron.  Zryw ciała spowodował, że alkohol próbował wydostać się ze mnie tą samą stroną, którą dotarł. 

— Skoro tak chcesz się bawić to proszę. — ciskając słowa przez zaciśnięte zęby wyniósł mnie na taras i wrzucił w zaspę. — Obudziłaś się już!? — gdy podniosłam się i próbowałam obetrzeć swą zmarzniętą od spotkania z śniegiem twarz, powtórnie krzyknął. — Oprzytomniałaś!?

— Nie...chcę...Cię...więcej...— dygocząc, wypowiadałam kolejne słowa. 

Gdy zaczęłam mocno trzeć dłońmi o swoje załzawione i podrażnione poliki, złapał za jedną z nich, a sekundę później, podniósł me ciało i zamknął je w swoich ramionach. Parę sekund później odgarniał z mej twarzy wilgotne kosmyki włosów wraz z resztkami śniegu.

— Miałem nadzieję, że sobie przypomnisz. Może dlatego nie chciałem Cię forsować... — wszystko wokół zastało się w jednej sekundzie. Płatki śniegu zwisające w powietrzu nie współgrały z grawitacją. Wiatr również nie dmuchał na zlodowaciałe kończyny oraz twarze. Rozglądałam się na wszystkie strony, chcąc znaleźć realny powód tego niezwykłego zdarzenia. Moja głowa dopiero po kilkunastu sekundach zrozumiała, że jest nim przyglądający mi się bardzo uważnie, boski wysłannik.

— Kojarzę...— zmarszczyłam czoło, a następnie spojrzałam w jedne z najpiękniejszych oczu, których kolor porównać mogłam tylko z niebiosami. — Ciebie...— on natomiast opuszkiem palca wskazującego nakreślił drogę od skroni, aż do blizny pod żuchwą, którą dobrze maskowałam. Rozciągająca się od strony ucha do połowy szyi, przypominała kształtem zniekształcony łuk.

— Obiecałem sobie, że Ci pomogę. — kiedy męskie usta zamieniły się w cienką linię, a spod gęstych rzęs spłynęło kilka wielkich łez, oprzytomniałam.

— Ty mnie znasz...ale nie jako Anioł Stróż. — szybko wytarłam je z jego twarzy i kazałam na siebie spojrzeć. Niczym zbity pies, resztką sił opierał się przed tym, aby powiedzieć mi prawdę. — Spójrz na mnie! — mocno potrząsnęłam wielkim łbem, a gdy wreszcie na mnie spojrzał, mogłam wykonać skok na głęboką głowę.

Pocałunek był rollercoasterem podróżującym w przeszłość. Obrazy zbite w jedność w końcu rozproszyły się na mniejsze fragmenty wizji. Poczułam ogromny ból w klatce piersiowej, a przed oczami pojawił się kadr, w którym ledwo żywa leżałam obok zmiażdżonego pojazdu. Klęczący obok mego ciała blondyn, próbował wykrztusić z resztek życia jakikolwiek impuls. Śnieg oraz wszechobecna mgła była tylko wskazówką. 

Pamiętałam ten wypadek tylko w jednej siódmej. Wiedziałam, że wsiadłam do samochodu pod wpływem leków psychotropowych zmieszanych z lekami uspokajającymi w zbyt dużej dawce. Akcja serca zatrzymała się w trakcie jazdy, a tym samym niekontrolowany pojazd zboczył z drogi i uderzył w metalową barierkę bezpieczeństwa na zakręcie. Auto walnęło w nią z taką siłą, że wykonało przewrotkę do przodu, lecąc w dół głęboko za zabezpieczenie, tym samym zgniatając dach pojazdu, w którym już prawie nie żyłam.

Lekarze mówili, że to cud. Trzy tygodnie śpiączki zakończyły się moim wybudzeniem w Wigilię. Matka wychwalała niebiosa, ojciec chciał pozwać salon samochodowy i ich ubezpieczycieli, a ja? Ja wiedziałam tylko, że bez względu na wypadek samochodowy, sam zamysł brania takiej ilości leków był nieprzypadkowy. Chciałam się zabić, ot co. Do takich wniosków nie potrzeba było sił nadprzyrodzonych czy wielkich dywagacji. 

Szpital oczywiście nie uznał mnie za wariatkę. Uczęszczałam na terapię i nawet z małą od niej przerwą, funkcjonowałam prawidłowo. Kontrole wskazywały na ogromną poprawę w ciągu kilku ostatnich tygodni przed wypadkiem, więc nikt nie miał podstaw pomyśleć o chęci popełnienia samobójstwa. Nikt, oprócz mnie.

Po wypadku przeszłam roczną rehabilitację, zaczęłam cieszyć się drugą szansą i przestałam brać leki. Nie chciałam żeby zawładnęły mną one, jak i jakakolwiek inna rzecz na tym świecie. Po prostu zaczęłam żyć i poszłam po rozum do głowy. Dlaczego więc ta sytuacja wyświetliła się jako pierwsza, gdy poprosiłam Cypriana o wyjawienie prawdy? 

Gdy miałam już odpuścić i wyrwać się z niekontrolowanej namiętności, ujrzałam coś jeszcze. Osoba udzielająca mi pomocy, ta która klęczała obok wyciągniętego z samochodu ciała, zaczęła krzyczeć i lamentować. Przekleństwa oraz ryk połączony w jedność przypominały formę totalnego zatracenia. Postawa mężczyzny zmieniła się jednak, gdy zobaczył krew spływającą spod mej brody, aż do dekoltu. Jego dłoń spoczęła na mojej głowie, a następnie usta zaczęły wypowiadać jakieś dziwne słowa w obcym języku. 

— Daj jej szansę! — na koniec usłyszałam głos osoby, która chciała mi pomóc. — Masz dać jej szansę! — głos ten nie mógł być podrobiony przez nikogo innego. 

Nagle zdałam sobie sprawę z wszystkiego. Wspomnienia zalały mnie niczym lawina, a świat wokół nas znów ruszył do przodu. Niczym poparzona oderwałam się od jego ust, by móc złapać powietrze. Kilka głębokich wdechów oraz wzrok Cypriana, który wyrażał jedynie troskę, dodatkowo spotęgowały uczucie smutku.

Czy zostało nam coś więcej niż okropne wspomnienia i moje poprzednie życie sprzed pojawienia się Cypriana? Wiedziałam dwie rzeczy. Kochałam go. W poprzednim życiu, jak i w tym, które mi podarowano. 


Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger