wtorek, 27 listopada 2018

Dziś już wiem (VIII)

Dziś już wiem (VIII)
Czy Klarze i Bartkowi wystarczy odwagi aby zawalczyć o siebie?
Sprawdźmy. Pozdrawiam. Wasza A. 

***




Olaf nie brzmiał, jak on. Okropny nastrój udzielał się wszystkim tym, którzy dowiadywali się o tragedii Bartka. Ale jak mogliśmy iść dalej? Żyć dalej bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia? Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłam śmierci dziecka, a sama poniekąd doprowadziłam do spełnienia tej wróżby. 

- Mała, to nie jest twoja wina. Bartka też nie. Równie dobrze mogłaby być na zakupach, pełnić obowiązki służbowe...- okłamywanie samych siebie też nie pomagało.

- Ona naprawdę na to nie zasłużyła. - nie mogłam sobie wyobrazić bólu jaki jej towarzyszył. 

- Spałaś chociaż od wczoraj? - kilkanaście godzin, w których wgapiałam się w jeden punkt i wegetowałam, czekając na wiadomość od Mikołaja...były piekłem. 

- Tak. - kłamstwo. 

- Klara, przyznaj się. - znał mnie, jak mało kto.

- Czekam na ważną wiadomość, Olaf. Nie mogę spokojnie...- kiedy esemes poinformował mnie o nieudanym połączeniu Mikołaja, który próbował się do mnie dobić, musiałam skończyć terapię przyjaciela. - Zaraz oddzwonię. 

- Tak? - pośpiesznie oddzwoniłam do wielkoluda. 

- Natalia czuje się dobrze. Bartek przy niej czuwa. - jak łatwo można było czuć się szczęśliwym i zgniecionym przez los? Ja byłam tego świetnym przykładem. 

- Wiadomo, jakim cudem...- próbowałam ustalić wszelakie scenariusze, ale przez kilkanaście ostatnich godzin nie znalazłam ani jednego, który usprawiedliwiłby nasze zachowanie. 

- Znam jej lekarza prowadzącego. Spróbuję dowiedzieć się czegoś poza...oficjalnym oświadczeniem. - wiedziałam, że zrobi wszystko aby pomóc Bartkowi. 

- Jasne. - zamknęłam oczy i uspokoiłam drganie strun głosowych. - Daj znać, dobrze? - poprosiłam.

- Zadzwonię, jak tylko coś będzie wiadomo. - po tych słowach rozłączył się. 

I chociaż nikt nie mówił o kogokolwiek winie, ja doskonale wyczuwałam ich obojętność na moją krzywdę. Bo przecież sama pchnęłam się w najgorsze płomienie, jednocześnie pragnąc wyjść z nich cało. 

Kupienie biletu nie było wyborem czy decyzją, a koniecznością. Czysta, bolesna formalność.


Czytanie artykułów o wstrząsie nie było zaspokojeniem głodu niewiedzy, a karą dla mego sumienia. Chciałam choćby w jednej tysięcznej poczuć się jeszcze bardziej winna za to, co zrobiłam. Kiedy wlepiałam się w kolejny wpis dotyczący powikłań, skutków takiego ataku, poczułam drętwienie kończyn. 

- Boże. - zamknęłam laptopa i przymknęłam powieki aby wyzbyć się krążących w głowie czarnych myśli. Dźwięk telefonu wystraszył mnie, ale po chwili odebrałam przychodzące połączenie.

- Tak? - głos Mikołaja brzmiał niepokojąco. 

- Słuchaj. Paulina pomogła mi zabrać kilka rzeczy dla Natalii. W mieszkaniu znalazłem teczkę z dokumentami dotyczącymi ciąży Natalii. - nie wiem, co miało to wspólnego z jej stanem.

- I? - chciałam dowiedzieć się konkretów. 

- Natalia powiedziała, że jakiś czas temu dokonywała badań i wszystko było z nimi w porządku. Paulina twierdzi, że to ściema. - pogubiłam się.

- Dlaczego? - ufał jej na tyle. 

- Ja nie znam się na żargonie medycznym, ale jej matka tak. Jest ginekologiem. Natalia ukrywała fakt nieprawidłowych badań. Co jeśli...okłamała Bartka? - nie mogli usprawiedliwiać poronienia swymi domysłami. 

- Nieprawidłowe, to znaczy jakie? - musiałam wiedzieć.

- Ciąża była zagrożeniem dla jej życia. Dowiedziała się tego niecały tydzień temu. - próbowałam poskładać części układanki w całość. - Jeśli jest samolubną suką, która doskonale wiedziała o tym fakcie, a nie chciała ryzykować...- przypomniał mi się artykuł o lekach, które mogą spowodować taki wstrząs.

- Sama je sobie podała. - nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie wypowiedziały moje usta. 

- Bartek nam nie uwierzy dopóki nie dostarczymy tych badań w powołane ręce. - wiedziałam, że lekarze mogli zostać przekupieni. Byli kumplami. Ona i jej cała zgraja. 

- Co z mamą Pauliny? Myślisz, że mogłaby to sprawdzić? - musiałam mieć pewność.

- Jasne. - rozłączył się.

Jeśli Natalia dopuściła się tak okropnej rzeczy, mogłam jedynie kolejny raz współczuć Bartkowi. Jego świat zapewne uległby zagładzie, a ja? Byłam kolejny raz tą, która spowodowała dany kataklizm.

***


Siedząc w salonie wraz z mamą Pauliny, oczekiwaliśmy na przyjście Bartka. Cała w nerwach, niepewnościach i krążących w głowie pytaniach, pragnęłam aby poznał prawdę. Ślub oczywiście został przełożony, Natalia wysłana na rehabilitację, a brunet? Brunet czuwał przy jej boku od dwóch tygodni bez jakiejkolwiek przerwy. Wiedziałam, że wyjawienie prawdy będzie gorsze od słów, które usłyszałam w szpitalu.

- Jest. - Mikołaj podał mi teczkę z dokumentami i spojrzał na telefon. - Pójdę otworzyć...- Paulina siedziała obok mnie. Całą sobą wspierała nas przy sprawie Natalii, a jej mama była prawdziwym aniołem. Przyjaciel, którego poleciła nam jako źródło informacji i opinii dotyczących zdjęć płodu oraz szeregu badań, jakie wykonywała narzeczona Bartka, uświadomił nas, że nie jesteśmy w błędzie. Później jedynie zadzwonił do szpitala i zlecił kilka badań w związku z chorą, która leżała na jego oddziale. Tak, mieliśmy ogromne szczęście i nieszczęście w jednym.

- Tak? - Bartek właśnie wkroczył do mieszkania. Pani Zosia machnęła do mnie dłonią, abym nie wykonywała fałszywych ruchów. Wszyscy wiedzieli, że Bartek obwinia nas o śmierć dziecka.

W tej właśnie sprawie nie chodziło już o mnie. Chodziło o poczucie odpowiedzialności oraz bestialski mord na dziecku z powodu swoich lęków. Natalia nawet nie powiedziała mu o swojej chorobie, o lekach, o badaniach. Wszystko, co posiadali było związane z jej obsesją na jego punkcie oraz jego zaangażowaniem.

- Musimy pogadać, stary. - kiedy weszli do salonu, a brunet zobaczył mnie, poczułam się obco.

- Co ona tutaj robi? Jakieś koło wsparcia? Co? - nie ruszały mnie kolejne bluzgi czy oskarżenia. To jego gniew napędzał machinę agresji.

- Nie. Dzięki mojej córce oraz Mikołajowi, możemy wam uświadomić w jak ogromnym błędzie jesteście. -  mama Pauliny poprosiła swojego syna oraz córkę o wyjście z mieszkania. Ja potrzebowałam usłyszeć to jeszcze raz. Jeszcze raz aby zmyć swoje winy.

- Wychodzę. - teraz to ja musiałam go sprowokować.

- Masz zamiar do końca życia nieść na sobie krzyż za kogoś, kto powinien dźwigać go do usranej śmierci? - Pani Zosia złapała za mą dłoń, aby powstrzymać mnie przed kolejną zaczepką.

- Nie waż się, Klara. - pogroził palcem.

- Zostaw nas samych. - Pani Zosia poprosiła mnie i wskazała na korytarz.

Jeśli to miało mu pomóc, ta samotność...mogłam się poświęcić. Nie mogłam uciekać i żyć ze świadomością, że być może kolejny raz go zawiodłam. Bartek nie musiał być mój. Musiał być po prostu wolny. Ze mną czy beze mnie...to stanowiło inną kwestię.



środa, 7 listopada 2018

Dziś już wiem (VII)

Dziś już wiem (VII)
Część przedostatnia kochani. Ciężko będzie się z nimi rozstać. 

Pozdrawiam. Wasza A. 


***

Wszystko wokół pachniało nim. Moja skóra, ubrania zawieszone do wyschnięcia, a nawet łazienka. Każda rzecz, którą ponawialiśmy wczorajszego wieczoru zanim uciekł, by móc poukładać nasz świat na nowo...wszystko było zupełnie inne. Świeże, nowe oraz pokiereszowane, ale nareszcie nasze.

Kiedy Mikołaj obudził się i zobaczył mnie w swych za dużych ubraniach, nie opędził się od kąśliwych komentarzy. Dopiero gdy zauważył, że nie reaguje na jego zaczepki, zaczął kopać głębiej. Nie siliłam się na kłamstwa. Opowiedziałam mu o wieczorze z Bartkiem, który skończył się dewastacją jego łazienki. Zaskoczony wypytywał o szczegóły, ale dosadnie uświadomiłam go o konsekwencjach posiadania zbyt ciekawskiej natury. Pijąc kawę, przygotowywaliśmy śniadanie, które pomogłoby nam stanąć na nogi. Jemu od zbytniej ilości alkoholu, a mi od czegoś znacznie lepszego. 

- Więc happy end? - nie mogłam powstrzymać uśmiechu. - Nie mogę uwierzyć. - cmoknął pod nosem, krojąc plasterki pomidora. 

- Powiedzmy. Sama do końca nie wiem, jak to wszystko się rozwiąże. - nie byłam pewna tego, co będzie. Wiedziałam jedynie, że Bartek mnie kocha. 

- Mam nadzieję, że i ja spotkam kogoś...dla kogo wezmę wspólny prysznic. - wybuchnęliśmy śmiechem, ale mięśnie twarzy skutecznie uniemożliwiły nam przeciągnięcie zadowolonego jazgotu. Od skręta dzieliła bardzo cienka granica do skurczu.

- Spadaj! - nadal cieszyłam się, jak głupia. - Poza tym już dawno mógłbyś być szczęśliwy...Paulina podobno wróciła do Polski. - Daria chciała poinformować go przy pierwszej, lepszej okazji. 

- Co? - zakrztusił się kawą, by za moment siąść naprzeciw mnie i spojrzeć tak, by mógł dostrzec prawdę. - Mówisz poważnie? - nie przeszło mu. 

- Tak. - upiłam kilka łyków i zaczęłam szukać esemesa, którego dostałam od jego siostry. - Rzemieślnicza 17. 

- Klara, ja...- wszyscy po kolei byliśmy ułomnymi romantykami.

- Podobno wróciła na stałe. Poza tym...to ona kontaktowała się z Darią. - iskry w jego oczach były dowodem na drzemiące w nim uczucia. 

- Dokończysz i zjesz sama? - obydwoje byliśmy w skowronkach. 

- Leć. - kiwnęłam głową na drzwi. - Tylko kup jakieś kwiaty, czy coś...- rzuciłam przed zatrzaśnięciem się drzwi. 

Wszystko powoli wracało do normy. Tak przynajmniej mi się zdawało. A rzeczywistość bardzo nie lubiła insynuacji w mej głowie. 




Ignacy patrzył na mnie z zaciekawieniem. Uczczenie nowych dróg ewoluowało do ścięcia włosów. Obcięta grzywka oraz skrócenie włosów do ramion było strzałem w dziesiątkę. Mały zachwycony dotykał jaśniejszych kosmyków, które również odświeżyłam. Daria spoglądała na nas niczym zaczarowana. Jeszcze nie zdążyłam opowiedzieć jej o wspólnie spędzonej nocy, a już czułam że obydwie będziemy skakać z radości.

- Mogłabyś tutaj zostać. Powiesiłabym Cię na wieszaczku i ściągała, gdy tylko psułby mu się humor. Jesteś jakąś czarodziejką. - gotowała wodę na herbatę, jednocześnie przeglądając katalogi z meblami. 

- Wiedźmą, Daria. Wiedźmą bardziej. - miałam ochotę zjeść go w całości. Piękne morskie oczy, które odziedziczył po matce miały szansę złamać milion niewinnych serc. Wolałam jednak aby znalazł to jedno, którego nigdy nie złamie. Oj ja już miałam zamiar tego dopilnować!

- Nie prawda. - podeszła do nas i pogładziła małego po główce. - Bardzo tęsknił za tobą i za Bartkiem. Dobrze, że wszystko się wyjaśniło. Teraz patrząc na to z boku...może to i lepiej, że odpuściliście. - była w przeogromnym błędzie.

- Co gdybym powiedziała, że nie odpuściliśmy? - podniosłam wzrok znad małego i spojrzałam na nią zaciekawiona reakcją. Kiedy dotarło do niej, że wcale nie żartuję, oniemiała z zachwytu.

- Nie! - próbowała przekonać siebie samą. - Nie możliwe! Kiedy? Jak? Gdzie? Ile razy? Matko! Jak możesz...- prawie podskoczyła do góry. - Czekaj...ale to nie były urojenia związane z tym zielskiem, tak? - kilka minut po jego wyjściu miałam te same obawy, jednak rozkosz której doświadczyłam była zbyt dobra, jak na moją fantazję. 

- Nie. - uśmiechnęłam się zawstydzona. - Teraz tylko czekam na dalszy rozwój. Wiesz, że w naszym przypadku...jest jeszcze ktoś trzeci. - ciąża Natalii nie była zagrożeniem. Olaf miał rację. Skoro Bartek był cudownym i odpowiedzialnym facetem. Niezależnie z kim byłby, jako ojciec musiał sprawdzić się w stu procentach. 

- Tak. - wzruszyła ramionami. - Ale kto powiedział, że ten trzeci będzie ostatni. Zróbcie sobie od razu dwójkę i bam! Jesteś na podium, kochana! - wariatka. 

- To nie bieg przez płotki, Daria. - zaśmiałam się na głos. 

Kiedy atmosfera wreszcie zeszła na luźniejsze tematy, usłyszałyśmy donośny huk dobiegający z parteru domu. Michał niczym strzała wleciał do kuchni i spojrzał na nas z przerażeniem. 

- Natalia...- ledwo oddychał. - Jest w szpitalu. 

Jak wiele jesteśmy w stanie czekać na szczęśliwy koniec? Czasami tak długo, że sami umieramy, a nasza wytrwałość może stać się legendą. 

***

Siedzący przed salą brunet wyglądał tragicznie. Rozmierzwione włosy, spuchnięta twarz oraz zaciśnięte w pięści, dłonie. Obok niego znajdowała się dwójka starszych osób, które ewidentnie znajdowały się tam w tej samej sprawie, co on. Rodzice Natalii. Przerażeni, wtulający się w siebie. 

- Bartek! - Daria podbiegła do niego i mocno przytuliła. Wyczerpany od łez, troski oraz przerażony z powodu nagłego wstrząsu w jego życiu, próbował zachować resztki opanowania. W ramionach blondynki jednak rozkleił się totalnie. 

- Jezu! To wszystko moja wina...- nie mogłam podejść. Nie mogłam zrobić fałszywego ruchu, który pozwoliłby na jego kolejne odtrącenie mnie. Musiałam poczekać. Zostawić swoją miłość oraz tęsknotę w tyle  i zachować rozwagę. Nie mogłam ponowny raz go stracić. 

- Przestań. - blondynka wzięła jego twarz w dłonie i kazała na siebie spojrzeć. - Wyjdzie z tego. Obydwoje wyjdą. 

- Miała wstrząs anafilaktyczny. - starszy mężczyzna z siwą, gęstą brodą skierował słowa do nas. - Podobno karetka przyjechała w ostatniej chwili...- głos załamujący się pod wpływem łez, doprowadził mnie na skraj wytrzymałości. 

- Musimy zawieźć małego, Daria. - Michał nie chciał brać w tym udziału, ale przede wszystkim dbał  o swoją rodzinę. Rozumiałam to. - Zawieziemy go do rodziców, a potem przyjedziemy. 

Bartek kilka razy kiwnął głową, a potem zamknął twarz w dłoniach. Daria spojrzała na mnie błagająco. 

- Zostanę. - musiałam, chociaż i mnie łamało się serce. - Jedźcie. 

Brunet spojrzał na mnie pełen bólu oraz wstydu. Nie mogłam pozwolić sobie na jakikolwiek gest bliskości. Nie w towarzystwie jego rodziców. Nie w danej sytuacji. Lekarz wychodzący z sali poprosił rodziców Natalii o podanie kilku istotnych informacji. Czy chorowała na coś w dzieciństwie, czy była na coś uczulona, czy zdarzały się jakieś przewlekłe choroby w rodzinie...tysiąc pytań i zero odpowiedzi, które mogłyby im pomóc. 

- Córka jest stabilna. - trzy słowa pomogły brunetowi złapać oddech. 

- Co z dzieckiem? - Bartek podszedł do lekarza i błagająco zwrócił mu uwagę. - Co z...- lekarz pokręcił głową i spojrzał na rodziców. 

- Niestety nie mogliśmy...- fala gniewu oraz rozpaczy. Poczułam, jak świat rozpadam się na naszych oczach. Mój świat właśnie się rozpadał. Bartek. 

- Nie...nie...- po tych słowach zamknął swe usta dłonią i podszedł do ściany aby złapać równowagę.

- Muszę wyjść...- mama Natalii złapała za rękaw męża, dławiąc się od braku powietrza. - Muszę...- mąż szybko zaprowadził ją w stronę wyjścia, a ja zostałam sam na sam z człowiekiem, który właśnie stracił wszystko. Był tak kruchy i posiniaczony od tragedii jaka go spotkała, że jakikolwiek dotyk mógł go zabić. 

- Bartek...- szepnęłam, robiąc dwa kroki w przód. 

- Nie. - uniósł drżącą dłoń do góry. - Nie zbliżaj się...- ta noc już nic nie znaczyła. Nie dla niego.

- Nie rób tego. - poprosiłam szeptem. 

- To przez Ciebie. - jęknął z bólu i kucnął przy ścianie, ukrywając twarz w dłoniach po raz kolejny. - Jezu, gdybym....- nasze "gdyby" właśnie doprowadziło do tragedii, w której to ja byłam mordercą, a on ofiarą. 

Szybko wybrałam numer Mikołaja i poczekałam na odzew. Kiedy zadowolony przywitał się, opowiedziałam mu o ataku Natalii. Kiedy zmobilizował się do przyjazdu, odetchnęłam z ulgą. Wyczekiwanie zajęło jakieś piętnaście minut. Piętnaście minut męki i obserwacji Bartka, który nie mógł znieść mojej obecności. 

- Jestem...- zobaczywszy oddalonego ode mnie bruneta, zrozumiał. Szybko podał mi kluczyki do samochodu i podszedł do skulonego w kącie korytarza przyjaciela. Bez słów wpadli sobie w ramiona. Ja? Ja byłam zbędna. Od samego początku zbędna. 

Odwracając się na pięcie, zacisnęłam swe palce na kluczyku trzymanym w dłoni. Łzy zaczęły spływać dopiero w połowie drogi na parking. To wszystko było koszmarem. Pieprzona klątwa ciążyła na mnie od samego początku naszego poznania. Fontanna szczęścia? Tym razem diabeł wygrał z dobrem. 



wtorek, 6 listopada 2018

INFORMACJE ORAZ OPOWIADANIE LISTOPADA

INFORMACJE ORAZ OPOWIADANIE LISTOPADA
Garść informacji?

Kończymy serię Dziś już wiem w przeciągu najbliższych kilku dni. Stąd też kolejna zapowiedź. Mam nadzieję, że mroczna atmosfera wam się spodoba. 

Pozdrawiam. Zapraszam. Wasza A.



STOS -> 13 LISTOPADA.


Mirka należała do pradawnego, polskiego Sabatu. Należała, ponieważ spłonęła. A mimo tego skutecznego ciosu ze strony łowczej kasty, powraca na ludzki padół po niecałej dekadzie od swej śmierci. Krakowskie przedmieścia ściągają dziewczynę zza światów,  nie dając wskazówki dlaczego tak się stało. Przepełniona żalem i goryczą oraz błotem odnajduję schronienie w domku tajemniczego i skrytego przed współczesnością, Ludwika. Choć na początku plan dziewczyny opiera się na powrocie do mogiły, to z upływającym czasem zmienia ona swe założenia. Ktoś bowiem nie pozwala na spokojną śmierć, ale po jakimś czasie...nawet żywot. Od tego momentu Mirka próbuje znaleźć sprawcę całego zamieszania związanego z jej wybudzeniem oraz dowiedzieć się, dlaczego tak naprawdę została wskrzeszona. Ponieważ nie wszystko wydaję się być takie, jakie na początku...stos będzie musiał zapłonąć jeszcze raz.


Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger