wtorek, 25 czerwca 2019

Piernik i Wiatrak (III)

Piernik i Wiatrak (III)

Ostatnia część przygód nastolatków. Mam nadzieję, że się podobało.


Pozdrawiam. Wasza A.



***



— Zdążyłaś! — tłum, ledwo trzymający się na swych odnóżach, stanowił słabą rozrywkę, jeśli chodziło o podziwianie widoków. Sok żurawinowy, sączony przez Julę, którego zapas nosił przy sobie od kilku dni, wydał się całkiem rozsądnym starterem na imprezę.

— Podziel się. — kiwnęłam głową w stronę zapełnionego do połowy kubka, a następnie zaczęłam panicznie rozglądać się wokoło.

— Po pierwsze to na toksyny. Oczyszczam się i nie ma tutaj nic, co mogłoby pomóc Ci się rozluźnić. — Nela podchwyciła temat.

— A raczej kogoś. Jednak spokojnie...— dumnie wypięła pierś do przodu i odrzuciła do tyłu pasmo rudawych włosów. — Twój rycerz na farbowanym koniu się zjawi! — stąpając z nogi na nogę od kilkunastu minut, po tych słowach przestałam.

— Jeśli macie zamiar się nabijać...— klasnęłam w dłonie i skierowałam kroki w stronę wyjścia z tego cyrku na kółkach.

— Hej! Hej! — Nela złapała mnie za nadgarstek i odwróciła w swoją stronę. — To nic złego, że Ci się podoba. Jest całkiem niezły, jak na starszaka. — kiedy Jula zakrztusił się sokiem, a następnie popluł nim swoją nowiuteńką, białą koszulę, prychnęłam pod nosem.

— Że co? — blondyn nie zwrócił uwagi na tłum dziewczątek, które wgapiały się w niego jak w obraz Picassa. O wiele, jeśli wiedziały, kto to taki. Wielu ludzi na tej imprezie stanowiło tak zwane „grono wypadkowe”, czytaj całe grono ludzi mnie nie zna, ale z chęcią wpadnę na tę imprezę". Wracając do przyjaciół, zauważyłam jednak coś bardzo istotnego. Jula nie przejął się koszulą, czy zwracaniem zawartości ust do kubka pełnego witamin, które jeszcze przed sekundą były dla niego ambrozją.

— No, co. Nie dziwie jej się. — Nela wzruszyła ramionami i szybko poprawiła ramiączka sukienki, które co jakiś czas zsuwały się ze szczupłych, piegowatych niczym niebo pełne gwiazd, ramion.

— Podoba Ci się ten frajer? Ten głąb o...— ich potyczki były jedynie dodatkowym stresem, który i tak ledwo znosiłam w każdej części ciała.

— Ej! Dosyć! — nie mogłam ich okłamywać. — Nie jestem tutaj dla przyjemności, jasne? Jest układ, który muszę...— Nela zmrużyła oczy i pokręciła głową z niedowierzania.

— Okłamałaś nas? — dopiero teraz odważyłam się odpalić lont i wyjawić całą prawdę.

— Ojciec chce mnie stąd odesłać. — Jula przestał wkurzać się na rudzielca i skupił na mnie swą całą uwagę.

— Jak to odesłać? — próbowali poskładać wszystko do kupy.

— Mam wyjechać. Zacząć drugą klasę w innym miejscu. W Warszawie u ciotki. — zniesmaczonym głosem, wyłożyłam karty na stół.

— Warszawa? On zwariował! — Jula rzucił kubkiem w stronę przepełnionych koszy na śmieci i od razu powrócił do lamentu. — Nie ma prawa Cię stąd zabierać! Przecież....

— Wiem. — wbiłam się w pół zdania mięśniaka. — Ale protest wywołał lawinę spotkań z dyrektorem. Potem przewodniczący zaproponował randkę, a jak go zbyłam...tata dowiedział się o...— nie wiedzieli o rozwalonej wystawie starszaków. — Zrobiłam ogromny błąd.

— Jaki? — Nela już mniej rozhisteryzowana, spojrzała na mnie przejęta.

— Zniszczyłam ich prace. Wszystkie. Prace na zaliczenie.

Myśleliście kiedyś nad formą apokalipsy, o której bardzo dużo ostatnio się słyszy? Byłam prawie pewna tego, iż ma to coś wspólnego z tym, że ziemia drży od złości połączonej z ogromnym zawodem. Z dwójki przyjaciół to jednak Jula wychylił się pierwszy i utwierdził mnie w założeniu, iż przegrałam jedną z najważniejszych bitew.

— Dlaczego to robisz, Hana? Sobie i nam? Dlaczego chociaż raz nie możesz....siąść na dupie i zająć się podkochiwaniem w sławnych boysbandach czy czytaniem książek na rozluźnienie?! — nie byłam w stanie z nim walczyć.

— Julek! — Nela próbowała go uspokoić, ale kiedy odszedł w stronę dudniącej z lasku muzyki, powstrzymałam ją przed próbami ratowania mego wizerunku.

— Daj spokój. Nie wybaczy. — wzruszyłam ramionami.

— I ma rację. — jej słowa stanowiły finalny akt tej tragicznej komedii ze mną w roli głównej. — Nie powinien. Tak samo, jak ty nie powinnaś była tego robić.

— Chce to naprawić. — próbowałam przekonać chociaż ją. — Wystarczy, że przeboleje tę randkę i...— cios, który wymierzyła, był niespodziewanie bolesny i bardzo celny. Jego skutki dudniły we mnie jeszcze przez kilka kolejnych godzin.

— Pieprząc się ze starszakiem? — nadstawienie policzka nie poszło na marne. — Ponieważ tego od Ciebie chce, Hana. I to właśnie ten cholerny problem. Niby z Ciebie taka buntowniczka, ale...ten gniew stał się obsesją, która zmienia Cię nie do poznania. Najpierw chcesz go zabić, teraz masz zamiar zaciągnąć do łóżka. Chcesz się zmienić, a niszczysz wszystko wokoło. I to dlaczego? Tylko dlatego, że twojej mamy już nie ma, a ty...— suchość w ustach oraz cisza, jaka nastała po tych słowach była nie do zniesienia. Tak, jak jej wzrok pełen wyrzutów sumienia. Wyglądała, jakby za wszelką cenę chciała cofnąć czas. — Hana!

Jedyne, co pamiętałam to krzyk, który próbował mnie zawrócić. Zawrócić na właściwy kurs, a ja...kolejny raz wybuchłam. Kolejny raz pozwoliłam sobie na obronę w formie ataku. I gdyby nie ten jeden słowotok oraz mój wrodzony upór...wszystko potoczyłoby się inaczej.






Stojąc przy jednym ze stolików, próbowałam utrzymać równowagę. Ilość kolorowych jedno strzałów, jakie wlałam w gardło, była nieco zadziwiająca. Ja? Zagorzała abstynentka? Kto, by pomyślał? No właśnie, ja na pewno tego nie robiłam.

W danym momencie nie myślałam ani nie uważałam się za świętość czy lepszy sort od większości bujających się niczym kukły na sztywnych nogach, dzieciaków. Byłam wręcz niżej, poza rangą moralnego zachowania i wcale a wcale mi to nie przeszkadzało. To ja byłam bowiem jedyną kłodą pod nogami.

Nie w większości, ale jeśli podliczyć moje ostatnie osiągnięcia, stanowiłabym niezłą konkurencję dla niejakiej Walentyny Bojarzy. Dziewczyna ze starszych klas, która handlowała amfetaminą i doprowadziła swoją rodzinę na skraj wytrzymałości, była jedynie szczebel wyżej, jeśli chodziło o rangę buntowniczego ruchu. Bo ja nie walczyłam z systemem, ale z ludźmi. I najgorsze w tej całej aferze było to, że bitwy te prowadziłam z najbliższymi mi osobnikami. Takimi, których nigdy nie powinnam była zawieść. A koniec, końców odsunęłam ich od siebie i kazałam patrzeć na efekty mego wybuchowego ego.


— Nawet jeśli będziesz śmierdzieć niczym ustnik alkomatu, to i tak to spotkanie się odbędzie. — jego głos wydał mi się irytujący bardziej niż zwykle.

— Skąd ty bierzesz te wszystkie teksty, przewodniczący. Jakaś strona w stylu porady samotnych ludzi, pe el? — zadrwiłam z niego mało oryginalnie, ale i tak delikatnie poprawiło mi to humor.


— Podobno nie pijesz. — wlałam w siebie ostatni przed egzekucją kieliszek i spojrzałam na niego, gdy przełykałam gorzkawą zawartość. Na koniec soczyście oblizałam swe usta, a przy tym delikatnie szarpnęłam za kołnierz skórzanej kurtki.

— Nie spotykam się też z bucami, ale jak widać...— biała koszula, białe spodnie oraz ciemniejszy dodatek do górnej części ubioru, nie wpasowały się w jego gusta. Tak przynajmniej zakładałam.


— Jesteś wykurwiście interesująca. — przekleństwo w jego ustach zbytnio mi nie zaimponowało, ale trzeba było przyznać, zabrzmiało całkiem śmiesznie.

— A ty...— mlasnęłam kilka razy na głos i wzięłam głęboki wdech. — Co robimy?


— Mam niespodziankę. — wskazał na fontannę znajdującą się dalej, w głębi parku. — Musisz dotrzeć tam.


— A jeśli nie? — ostatni raz spojrzałam na niego z nadzieją, iż odroczy mój wyrok.

— Przekonasz się. — zawadiacki uśmiech oraz pewność słów zmusiła mnie do kilku pierwszych kroków w stronę sączącej się wody.


***

Cała szkoła plotkowała o ostatniej imprezie, ale głównym tematem newsów powoli stawały się także zajęcia dodatkowe. Wyznaczone w przedostatni dzień szkoły lekcje wyrównawcze popsuły plany starszaków na szybką ucieczkę z ostatnich lekcji, aby mogli oddać się rozrywkom lata. Tego lata  zaznaczam — które miałam spędzić na charytatywnym malowaniu ścian szkolnych czy koszeniu trawnika przed głównym gmachem tejże pięknej instytucji.


— Witam serdecznie! — Pani Lis zjawiła się niczym grom z jasnego nieba i od razu przeszła do przyciemniania sali poprzez zsunięcie rolet. — Dziś zajmiemy się oglądaniem sztuki mroku...czyli Beksiński kochani.

— Woo! — część klasy zareagowała entuzjastycznie, ale mi mało brakowało do totalnej depresji ze względu na ciszę ze strony Juli oraz Natalii. Dwa dni minęły dość mozolnie, a wyrzuty sumienia z powodu naszej kłótni oraz wielkiej niewiadomej związanej z przewodniczącym, skołowały mnie jeszcze bardziej.

— Ciemnia? — jedna z większych bojkotek w naszej klasie, zaśmiała się pod nosem. — O tym, co nieco może opowiedzieć Hania. — usłyszawszy swoje imię, odwróciłam się z miną mordercy do tyłu, by móc na nią spojrzeć.


— Coś ty powiedziała? — Pani Lis uratowała ją przed katastrofą urodzaju.

— Dziewczęta! Proszę o zamknięcie swych ekspresyjnych myśli przed wydostaniem się...— na obronę niskiej cizi z tyłu, wyłonił się jeden z największych przedstawicieli marginesu społecznego. Ten, który na imprezie o mały włos nie stracił przytomności od wlanego w siebie wiadra wysokich w etanol, substancji.

— Ależ Pani profesor, kim jesteśmy skoro nie artystami o wolnej woli do wyrażania swej opinii! — aprobata reszty klasy, sprawiła, iż zaczęłam czuć się nieswojo. — To słowa naszej wielkiej przyjaciółki, buntowniczki, naszego duchowego przewodnika i...— kiedy znów usłyszałam niski, piskliwy głos poczułam, jak krew buzuje w mym całym ciele.

— Maskotki przewodniczącego! — donośne brawa rozchodzące się wokół mnie, sprawiły, że zapragnęłam rozwiązać tę sprawę raz, a porządnie.

— Albo się zamkniesz, albo przysięgam, że...— próbowałam ostrzec ją przed popełnieniem błędu.

— Albo co? Poskarżysz się zdobywcy cnót oraz popularności, że koledzy z klasy Cię gnębią? Nawiązując...jak było? — głos Natalii, która właśnie weszła do klasy i wbiła we mnie swe zdegustowane spojrzenie, drżał od wściekłości.

— Nelka...— gdy podeszła do mojej ławki i pokazała ekran swojego telefonu, osłupiałam.

— Dziewc
zęta! — Pani Lis podeszła do nas i wyrwała komórkę z dłoni, rudowłosej. — Co to ma znaczyć...— czułam, że zapadam się pod ziemię.


Przerażona i zdegustowana samą sobą do granic możliwości, złapałam za ramię skórzanej torby i niczym piorun wystrzeliłam z klasy. Pędząc ze łzami w oczach przez opustoszały korytarz, na jego końcu napotkałam barierę. Uśmiechnięta od ucha do ucha Ewa Mnich spoglądała na mnie z triumfem w oczach.


— Mówiłam Ci pierniczku. My nie odpuszczamy. I tak jak twoja mizerna grupa cyrkowców ma swojego błazna, tak nasz elitarny rocznik ma swojego króla. — omdlenie ciała nie było zamierzeniem celowym czy żadnym rodzajem ucieczki.

Zwyczajnie w świecie odpłynęłam. Zniknęłam na kilka sekund, a następnie tygodni. Poddana wszelkim próbom, nie wytrzymałam widoku krwi na polu bitwy. Przegrywając, zmierzyłam się jednak z rzeczywistością. I to było jedynym plusem całej sytuacji, w jaką się wplątałam.

Zrozumiałam, że azyl w postaci Warszawy był mi pisany.

W tamtym momencie mojego tragicznego życia, ale również dużo później. Przede wszystkim później.

piątek, 21 czerwca 2019

Piernik i Wiatrak (II)

Piernik i Wiatrak (II)
Hania to przypadek kobiety, której pech nie oszczędza. Czy klątwa może mieć związek z uciekaniem przed miłością? Cóż...przekonajmy się.

Pozdrawiam. Wasza A.


***


— Możesz przestać się upierać? — Jula pukał w drzwi mojej garderoby szósty raz z rzędu, chcąc mnie z niej wykurzyć. — Wyglądasz świetnie.

— Nie wyjdę stąd. — dwa dni od braku odzewu z mej strony wystarczyłyby, przewodniczący wyłonił pierwsze działa. Skierowane one zostały oczywiście w mój najczulszy punkt. — To tylko spotkanie z dyrektorem i twoim ojcem.

— W tym kurewskim mundurku! — rzadko przeklinałam. Zdarzało się to najczęściej, gdy ktoś mocno nadszarpnął mej cierpliwości. Ta zdecydowanie do nich należała. — Wyglądam jak przedszkolak.

— Nie może być tak źle! — Natalia zjawiła się, gdy już siedziałam zamknięta w szafie. Z tego też tytułu nie miała okazji zobaczyć mej boskiej kreacji.


— Może i jest! — kiedy poczułam szarpnięcie za drewnianą klamkę z drugiej strony, zorientowałam się, iż Jula stracił cierpliwość.


— Liczę do trzech! Raz, dwa, trzy! — gdy odczepiłam metalowy zamek od wewnątrz i popchnęłam drzwiczki, na ich twarzach pojawiły się szczere uśmiechy.


— Cudownie! — Natalia podniosła tyłek z metalowej ramy łóżka i parę razy okrążyła mą osobę. Następnie z dumą uniosła swój piegowaty nos do góry. — Wyglądasz niczym rasowa Pani profesor.


— To tylko spódnica. — Jula wzruszył ramionami i spojrzał na moje nogi. — Dodatkowo bardzo korzystnie uwidacznia twoje mankamenty.


— A co to niby miało...— nastawiłam się do walki, kiedy mięśniak uniósł swe dłonie do góry i ze śmiechem w głosie, skapitulował.


— Żartowałem! Masz zajebiste odnóża. — lincz wzrokowy, jaki na niego wystosowałam, został przerwany przez ciepły dotyk na mym ramieniu. Natalia popatrzyła na mnie poważnie, a następnie podała mi komórkę, którą zostawiłam na zewnątrz kryjówki.


— Dzwonił z cztery razy. — Jula gwizdnął na głos i walnął całym ciałem na łóżko.


— Ej! Złamiesz je! — pogroziłam w jego stronę wskazującym paluchem, ale Nela nie pozwoliła mi na zmianę tematu.


— Możesz w końcu zgodzić się na jego warunki? Gdyby nie on wywaliliby Cię ze szkoły. I choć mi również nie podoba się wizja bujania ze starszakami to...— podała mi argument jak na tacy.


— Dokładnie tak! Nie mam zamiaru bujać się ze starszakiem, który znalazł sobie kolejną ofiarę. Nie będę niczyją zabawką. — blondyn wylegujący się na świeżo zmienionej pościeli, jak zawsze musiał dodać swoje trzy grosze.


— Ciekawe, co wymyśli jutro. Może postanowi porozmawiać z dyrektorem na temat warunków twojej dalszej edukacji? Jakieś prace społeczne, zero czasu na wakacje...dyspensa.— wizja siedzenia w szkolnym pierdlu i zbieranie śmieci była dla mnie przerażająca. Niczym wiadro pomyj wlała się do głowy i wstrzeliła małym nurtem do każdego logicznie myślącego kanaliku w mózgu.


— Jezu. — złapałam za telefon i na moment zawahałam się, gdy chciałam zacząć wpisywać treść wiadomości. — Nie. Nie zrobię tego. — odrzuciłam komórkę w stronę czerwonej, ogromnej pufy stojącej obok lustra. Zawieszona na ramie nitka z kilkunastoma małymi zdjęciami, przypomniała mi czasy posiadania obydwojga rodziców.


— Mama by mi nie wybaczyła. Zabiłaby mnie za to.


— Za to, że nie chcesz iść na randkę ze starszakiem? — Jula zaciekawiony również spojrzał w stronę zdjęć.


— Za to, że się wplątałam w... tę maskaradę. — zamknęłam oczy, a dłonie zacisnęłam w pięści.


— Hej! Jesteśmy obok! Hania....— Nela przytuliła się do mego ramienia i pogładziła swą dłonią kołnierzyk białej koszuli, jaką dobrałam do spódnicy.


— Wiem. — ucałowałam wierzch jej dłoni i spokojnie skierowałam kroki w stronę komórki.


— Nie musisz tego robić...nie słuchaj mnie. Czasami gadam głupoty. — Jula wstał i stanął obok Neli, która spoglądała na moje palce. Te stukające o ekran urządzenia, sprowadzające grzeszników do otchłani wstydu.


— Poszło. — zablokowałam ekran i stanęłam naprzeciwko lustra, ostatni raz tego dnia wspominając mamę. — Oby to było tego warte, mamo. Oby było. — szepnęłam pod nosem, czując żal z powodu przegranej.






Ojciec patrzył na mnie spode łba. Od sekundy, w której przekroczyliśmy próg drzwi do wnętrza domu, nie odezwał się ani słowem. Dwie puste, milczące godziny minęły, zanim wydobył z siebie jakikolwiek odzew. I było to zdanie, którego najmniej oczekiwałam.

— Chcesz jajecznicę czy kanapki? — zapytał obojętnie, patrząc w głąb lodówki.

— Porozmawiać chcę. — musiałam objąć jakąś taktykę.

— Wydaje mi się, że jajecznica będzie w porządku. — minutę później trzymał w swych dłoniach pudełko z nabiałem. W międzyczasie przygotowania patelni oraz mycia jajek nie usłyszałam choćby jęku czy przekleństwa. Jakby kompletnie wmurowało go po rozmowie z dyrektorem.

— Tato. — Szymon będący na dodatkowych zajęciach z matematyki, zapewne pomógłby mi w udobruchaniu ojca. Tyle że nawet w takich sytuacjach, pomocny los miał na mnie wywalone.

— Hania. — odwrócił się w moją stronę wraz z patelnią. — Ścięta, prawda? — wielka niewiadoma doprowadzała mnie do szewskiej pasji.

— Odwołali nam wyjazd. Co miałam zrobić? Siedzieć z założonymi rękami? Jesteś artystą i wiesz, że nie można...— przerwał, gdy patelnia wylądowała z impetem w zlewie. Przerażona i przejęta jego złością w spojrzeniu, postanowiłam zamilknąć.

— Jestem fotografem, Hanno. Prowadzącym małą firmę, ojcem dwójki dzieci. — próbował obrać jakąś strategię, która mogłaby do mnie przemówić. — I chciałbym je wychować na dobrych oraz odpowiedzialnych ludzi.

— Jestem odpowiedzialna. Za siebie i swoje słowa, zawsze. Nie oczekuję, że mnie zrozumiesz, ale... — jak zawsze musiał przerwać mi w połowie zdania.

— Popełniłem wiele błędów. Jednym z nich było odsunięcie Cię od żalu, który ma odzwierciedlenie w zachowaniu...— znów musiał wrócić do poprzedniego roku i tragedii w naszym życiu. Kolejny raz musiał usprawiedliwiać coś, co nie było ani trochę sprawiedliwe.

— Mama nie ma z tym nic wspólnego. — pragnęłam, aby mnie wysłuchał.

— Na pewno potrafiłaby Ci doradzić. Wysłuchać Cię. Znaleźć jakieś rozwiązanie. Zapewne o wiele lepsze od tego, które wymyśliłem...ale...— coś uderzyło mnie w tył głowy. Strach czy niepewność, cholera wie. Po prostu czułam, że wymierzony cios będzie kolejnym powodem, dla którego stanę naprzeciwko całemu światu.

— Co takiego? — zmarszczyłam brwi i zerwałam się miejsca, gdy pokrótce wyjaśniał mi swoją zdradę w postaci zabrania mi wszystkiego, na czym kiedykolwiek mi zależało.

— Gabrysia będzie wiedziała, jak wam pomóc. Poza tym wiesz, że ta szkoła nie jest twoim sprzymierzeńcem. Znaleźliśmy z ciotką o wiele lepszy start, jeśli chodzi o twoją przyszłość. — brak wolnej woli był najgorszą rzeczą na ludzkim padole. I nigdy nie podejrzewałam, że zostanę jej pozbawiona przez człowieka, który miał być moją ostoją w chwilach takich, jak ta.

— Szymon? — musiałam pociągnąć za sznurek, który zwolnił blokadę szubienicy. Tylko tego brakowało mi do szczęścia. Martwicy serca.

— Młody dołączy do Ciebie w przyszłym roku. Nie chcę, aby ostatni rok podstawówki zmarnował na odrabianie go w nowym miejscu. Od razu przejdzie do szkoły średniej i będzie miał to z głowy.

— Ty. — prychnęłam pod nosem. Zaciśnięte zęby oraz prąd przeszywający me ciało wręcz gniótł każdy mięsień w ciele. — Ty będziesz miał nas z głowy, prawda? — spojrzałam na niego z obrzydzeniem.

— Hania...— odsunęłam się, gdy zrobił krok naprzód.

— Mama Ci tego nigdy nie wybaczy. — pokręciłam głową i wybiegłam na korytarz.

Kilkanaście minut później stałam w drzwiach domu Julka. Gdy zobaczył rozmazany makijaż oraz trzęsące się od płaczu ciało, nie zapytał o szczegóły. Po prostu wpuścił mnie do środka i pozwolił zostać u siebie przez kilka następnych dni. Ojciec? Mama przyjaciela oczywiście poinformowała go o mych planach, ale nie zareagował w przesadny sposób. Wiedział, że pogorszyłby sprawę. O wiele, jeśli dało się ją jeszcze bardziej spieprzyć.



***
Patrząc na wszystkich uczniów stojących pod ścianami sali gimnastycznej, zaśmiałam się. Przeplatające się w nas różnice wręcz kuły oczy, a jednocześnie fascynowały moją osobę. Kiedy telefon zaświergotał w tylnej kieszeni, oderwałam się od zamyślenia i spojrzałam na jego ekran.

"Impreza zaczyna się o dwudziestej. Bądź punktualna". — esemes z sekcji rozkazujących był namiastką jego diabelskiego charakteru.

Poza kilkoma pracami domowymi, które za niego napisałam oraz naprawą sztalug należących do starszych roczników, miałam spokój. I choć na początku mogło się wydawać, że przywyknę do nużących działań, jakie mi przydzielał, z biegiem czasu zmieniły one swoją formę.

Impreza była dla mnie niczym innym jak towarzyską krucjatą. Bo zwyczajnie w świecie ich nie lubiłam. Dlaczego? Jula i Nela nie byli typami imprezowiczów. Jasne, lubiliśmy czasami wypić kilka kartonów chorwackiego wina, które przywoził nam starszy brat piegowatej rodziny i urządzić wieczór karaoke w jej domu, ale to wszystko. Z racji też tego nie uśmiechało mi się pchać swego introwertycznego i ciekawego świata w publiczną przestrzeń.

Diabeł jednak doskonale wiedział, jak mnie podejść i zanim się obejrzałam, wybierałam strój na daną okazję. Nadal zła oraz rozgoryczona zachowaniem ojca, nie zdążyłam powiedzieć przyjaciołom o najbardziej prawdopodobnym scenariuszu, który dotyczył mej przeprowadzki odbywającej się wraz z nowym rokiem szkolnym. Może zwyczajnie w świecie oddalałam od siebie realność takiego obrotu spraw? Możliwe również, że zamierzałam zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić.

I to właśnie łączyło mnie z czartem, który uwielbiał kontrolować mą osobę. Musiałam dokonać czegoś graniczącego z cudem, a mianowicie udowodnić ojcu, że się zmieniłam. Aby mógł mi zaufać i stwierdzić, że nareszcie dorosłam. A do tego właśnie potrzebowałam w swym otoczeniu kogoś wpływowego i bardzo słownego, jeśli chodziło o sprawiedliwe układy.

— Nie odpisałaś na wiadomość. — kiedy zjawił się obok mnie, poczułam znajomy zapach.

— Nie jestem idiotką. Zjawię się. — nie znał motywu mego uległego zachowania, ale też nic nie wskazywało na to, że chciał dojść do jego źródła. Wręcz przeciwnie, chełpił się swoją potęgą, która nie miała nic wspólnego z mymi założeniami o spokojnej przyszłości w związku ze szkołą.

— Mam dla Ciebie niespodziankę. — kiedy dłoń wsunęła się do mej tylnej kieszeni, stanęłam niczym słup soli. Energia kumulująca się we wnętrzu chciała wyrządzić mu ogromną krzywdę.

Nieprzyjemny również w tym dotyku była okoliczność dodatkowa. Budzące się wraz ze złością poczucie gorąca w podbrzuszu oraz przyśpieszone bicie serca nie nawiązywało do agresji. Jakbym me ciało ekscytowało się na możliwość poczucia jego bliskości.

— Spadaj, zanim wybiję Ci zęby. — palce wysunęły się z kawałka materiału wszytego w me spodnie i powędrowały wyżej. Kolejne muśnięcia zatrzymały się w okolicy przedramienia, które ścisnął i delikatnie przyciągnął w swoją stronę.

— Też za tobą tęskniłem, buntowniczko. — szept pociągnął za sobą konsekwencje w postaci dreszczu na całym ciele.

Po niecałej minucie odsunął się i powędrował w stronę starszaków z samorządu.

Kiedy wyjęłam karteczkę i zobaczyłam instrukcje, serce uderzyło w klatkę piersiową o wiele mocniej niż poprzednio.

"Biała spódniczka. Biała bluzka. Biała...bielizna. Do wglądu".

Nienawidziłam go, ale jeszcze mocniej znienawidziłam samą siebie. Ponieważ chciałam zrobić to, czego oczekiwał i przy okazji w głębi duszy odnalazłam część siebie, która tego pragnęła. I co gorsza...kara, jaką wymierzono mi za urojenia...kilkanaście godzin później, złamała mnie na pół.



wtorek, 18 czerwca 2019

Piernik i Wiatrak (I)

Piernik i Wiatrak (I)
Bez zbędnego owijania w bawełnę czy cukru pudru...zapraszam na słodką historię Hanny Lech i jej cudownego talentu do pakowania się w kłopoty.

Pozdrawiam. Wasza A.


***


Nie łudziłam się, jeśli chodziło o wybór prac, mających zostać wystawionymi w nowej sali sportowej. Pani Lis zawsze wskazywała na najstarszych uczniów, jednocześnie pozwalając im na zajmowanie pierwszych miejsc w kolejce do podium. I nawet jeśli jakość ich pracy znacznie zaniżała poziom prawdziwego, surowego artystycznego podejścia, niewiele mogliśmy z tym zrobić.


Jula wraz z Natalią od razu podbiegli do korkowej tablicy wiszącej na środku korytarza, naprzeciw, której stałam. Wgapiając się w nią z otwartą buzią i zmarszczonymi brwiami wyglądałam niczym zniesmaczony finałem filmu, widz.

— Słodyczy ty moje! — Nikola ucałowała mój lewy policzek i złapała za opuszczoną szczękę, tak by zamknąć ją niczym kłódkę. — Mucha Ci wleci, jak nie przestaniesz...— Jula spoglądał teraz w to samo miejsce na tablicy, które doprowadziło moją duszę do rozdarcia.

— Nie wierzę. Jak to odwołano! — wycieczka, na którą przygotowywaliśmy się od dwóch miesięcy, została zlinczowana przez wzgląd na wystawę najstarszego rocznika. Tego, który jak wspominałam, nasza wychowawczyni wręcz ubóstwiała.

— Luwr. Łuk triumfalny. Wieża Eiffela. Pola Elizejskie. Wszystko trafił jeden, wielki farbowany szlag. — wycedziłam przez zaciśnięte zębiska. — A szlag...oznacza tutaj trzecią ce.

— Dupki zrobiły to specjalnie. — klasa, na której czele stał bożyszcz nastoletnich spódnic, czyli Wiktor Mnich oraz jego burzliwa siostrzyczka, nazywana słodką „Ewcią” zawsze potrafili przekabacić grono pedagogiczne na ciemną stronę mocy. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby te sytuacje nie powtarzały się systematycznie, odkąd to zostali najstarszym rocznikiem naszego liceum. Dla nas orangutany podcierające się palcami, którymi później malowały szlaczki, były o wiele bardziej utalentowane od nadmuchanych egoizmem, podeszłych wiekiem uczniów.

Zapytacie więc jakim cudem udało im się dobrnąć tak daleko? Wysoko postawieni rodzice. Tutaj większość działała na swoją korzyść przez wzgląd na szerokie plecy rodziców. Płynąca z nich korzyść, aby móc się wspiąć i dostać wszystko, czego się pragnie, wręcz grzała ich do działania na naszą niekorzyść. W szczególności Wiktor oraz Ewa.

— Hania. — Jula spojrzał na mnie przerażony, unosząc swe obydwie dłonie do góry. — Błagam Cię! Tylko nie wymyślaj niczego głupiego! — przejęty próbował wskórać swym maślanym spojrzeniem o wiele więcej niż głębokie westchnięcie Natalii. Byli, jak symbioza, jeśli chodziło o ratowanie mojego tyłka czy spacerowanie z nim w otchłani piekieł.

— Co wykombinowałaś tym razem? — rudowłosa przyjaciółka, zagryzła dolną wargę i uśmiechnęła się pod nosem. To zmotywowało mnie do działania bardziej niż komunikat wiszący przed moimi oczami.

— Protest. Wystarczy, że poprosimy uczniów z biedniejszych rodzin o wspólny strajk przeciwko tej ich wystawie. Niech sobie ją zabierają w cholerę i wystawiają w swoich wielkich salonach ze złotymi żyrandolami. — prychnęłam pod nosem i zerwałam kartkę, która przed sekundą wzbudziła we mnie ognistą chęć zemsty. — Po prostu...urządzimy im powstanie.

***



Krzyki skandujących młodych ludzi i to tuż przed drzwiami dyrektora zaburzyły równowagę i spokój sal, w których prowadzone były zajęcia. Kiedy nauczyciele wraz ze starszymi rocznikami zaczęli pojawiać się na korytarzu, szybko przejęłam przywództwo i przecisnęłam się przez gąszcz towarzyszy.

Pobrudzeni na twarzy żółtą farbą, podniesieni ogromną wiarą w powodzenie swej misji utknęliśmy wprost przed paszczą lwa, która zamierzała zagonić nas do bezradnej pozycji. Pan dyrektor szkoły, który dołączył do Wiktora i zamienił z nim kilka dość mocnych w tonie słów, podszedł do naszego zgrupowania i pogroził palcem.

— Rozumiem, że są państwo świadomi, w jakim miejscu się znajdują?! — zaczął wodzić wzrokiem po pobladłych i przerażonych twarzach. Czy to właśnie tak działała demokracja? Zabraniała wolności słowa do wyrażania swej opinii na temat niesprawiedliwości? Coraz mocniej czuliśmy się zaszufladkowani. Stąd też żółć na twarzach. Żółtodzioby. W końcu każdy, kto przechodził obok naszych prac, wzdychał z niezadowoleniem i pragnął udowodnić, jacy to nie jesteśmy niedoświadczeni". Dopiero gdy samorząd rodzicielski dogadał się ze sponsorem naszych konkursów plastycznych, ten zaproponował wyjazd dla najmłodszych roczników. Poczuliśmy się docenieni, ale jak zawsze, nie mogło trwać to zbyt długo.

Koniec pierwszego roku był ryzykownym czasem, jeśli chodziło o dane posunięcie. Bo, kiedy tak naprawdę mielibyśmy walczyć o swoje? Sponsor wycofał się z propozycji, jednak nie straciliśmy wiary w dokonaniu cudu, co do powrotu jego oferty.

— Jesteśmy. — wysunęłam się na przód. Napisane dwa słowa na transparencie „wolność artysty” naprawdę dużo dla mnie znaczyły. Postanowiłam więc wznieść go raz jeszcze do góry i tym samym zasugerowałam dyrektorowi, aby zerknął w jego stronę. — „Wolność to po prostu sposobność do znalezienia definicji siebie, prawdziwej, autentycznej indywidualności i radość z czynienia świata wokół siebie nieco lepszym i piękniejszym.” — zacytowałam fragment książki Osho.

— Panienka Lech. Jakżebym mógł przegapić dynamizm całego tego...przedsięwzięcia. — wąsaty, szczupły mężczyzna nachylił się w moją stronę i zmrużył powieki. — Zdaje sobie Pani sprawę...— szantaż nie działał na takie ogniste temperamenty jak ja. Byliśmy bowiem w tym miejscu nie po raz pierwszy, a dyrektor Milejski był świadomy tego, z kim na do czynienia.

— Z tego, że klasa wyższa w tej szkole zabiera nam możliwość rozwoju? — dumna podniosłam głowę do góry i zerknęłam pełna oburzenia za ramię cherlawego pedagoga. Ewa odwzajemniła spojrzenie w moją stronę. Z nienawiścią oblizywała czerwonego lizaka, który w mych myślach powoli wsuwał się do jej gardła, by móc nieco podrasować jej stan...zdrowotny. Wiktor natomiast mym szybkim spostrzeżeniem spoglądał na mnie z dziwną satysfakcją. — Dyskryminacja naszego rozwoju...

— Zapominasz się Pierniczku. — królowa słodyczy na patyku próbowała wysunąć się na prowadzenie. Tatuaż w kształcie ciastka, który wytatuowałam sobie po pijanemu, kończąc siedemnaście lat, stał się żywą i nieco skrzywioną legendą tego miejsca. Starszaki szydziły, że skoro jestem taką zgorzkniałą buntowniczką to pewnie w środku mam sam plusz oraz słodycz. A to nie miało kompletnie żadnego powiązania ze znaczeniem pamiątki, jaką przypadkowo sobie przywłaszczyłam.

— Ty również. Istnieje coś takiego jak prawo. Prawo głosu. Prawo do debaty samorządowej, w której możemy podyskutować....— głos, który przerwał nam kłótnię, nie przypominał żadnego z dotychczasowych biorących udział w dyskusji. Kiedy wysoki, postawny chłopak o mglistym kolorze oczu, które lśniły niczym stal, wyłonił się zza pleców Wiktora oraz Ewy, zatrzymałam agresywny ton. Jakby wszystko zwolniło i kazało mi zamknąć jadaczkę chociaż na sekundę.

— Dość Panie dyrektorze. — kiedy nieznajomy starszak podszedł w naszą stronę i gestem dłoni poprosił o zrobienie mu miejsca obok dyrektora, po chwili stanął ze mną twarzą w twarz.

— Pawle myślę, że to nie będzie konieczne. — wąsacz spojrzał na młodzieńca z ogromną aprobatą i uznaniem. Jakby znali się całe wieki. Niczym Gandalf i Frodo idący po pierścień, który siał zagładę. I w tym przypadku stawiało mnie to jako antagonistę w bardzo pozytywnym świetle.

— Paweł Wilk. — dłoń wyciągnięta w moją stronę nie wyglądała na podejrzane zagranie. Gdy kilka chwil później uśmiechnął się szeroko, nadal jej ode mnie nie odsuwając, przełamałam pierwsze lody. — Miło Cię poznać...? — czekał na odpowiedź.

Z lekkim poirytowaniem oraz niezrozumieniem złapałam za szeroką, suchą dłoń i mocno potrząsnęłam nią.

— Hanna Lech. — na moment zatrzymaliśmy się jakby w transie, spoglądając wprost w swoje źrenice. Gdy odsunął dotyk i wziął głęboki wdech, z niecierpliwością czekałam na kontynuację wywodu.

— Jestem nowym przewodniczącym samorządu szkolnego. Chciałbym móc omówić z tobą sprawę związaną z odwołaniem wyjazdu dla najmłodszych. Z tego, co widzę, jesteś bardzo stanowcza oraz inteligentna. Szanuję takich ludzi oraz myślę, że są oni gruntem tej szkoły.

— Porozmawiać? — uwielbiałam walczyć. Kopać, robić transparenty, gryźć, farbować twarz i domagać się swoich praw. Ale rozmawiać? Dywagować i z elegancją ugadywać się z wrogiem? Nigdy. Tego nie mogłam zrobić i nawet nie zamierzałam. Znałam bowiem ich taktykę dotyczącą zmylenia i obalenia wszystkiego, czego dokonaliśmy. Starszaki się nie zmieniali. Nawet jeśli stał przede mną jedyny okaz z ich gatunku, który potrafił odnieść się do mnie z należytym poszanowaniem, to i tak nie wierzyłam w szczere intencje jego kolegów. — O waszych zasadach i o waszych prawach? Tutaj nie ma o czym rozmawiać.

— Zdajesz sobie sprawę młoda damo, że mogę was wszystkich zawiesić w prawach uczniów? — kiedy strach obleciał większość sprzymierzonych ze mną artystów, szybko zapomnieli o woli do walki. Transparenty z hukiem uderzyły o podłogę w korytarzu, a ich właściciele zmyli się do sal. Siedem osób? Tak. Zostało nas siedmioro. Wraz z Julą oraz Nelą oczywiście.

— Trzeba było przyjąć moją ofertę, Hanno. — Paweł pokręcił głową. Lekki śmiech Ewy natomiast miał za zadanie wbić ostatni gwóźdź do trumny i udowodnić jej wyższość.

— Pierniczku. Mów jej Pierniczek. — ze zniesmaczeniem zmierzyłam brunetkę od stóp do głów, a następnie spojrzałam w stronę przyjaciół.

— Wracajcie do sal. — rudowłosa pragnęła zostać, ale nie mogłam pozwolić, aby kolejny raz oberwała za moje niepohamowane ambicje. — Dam wam znać. — kiwnęłam głową i pozbierałam transparenty, które trzymali w dłoniach.

Gdy wszystkie odstawiłam obok kosza na śmieci, sama poczułam się jak jego zawartość. Czułam jednak, że największa atrakcja popołudnia zbliża się wielkimi krokami.

— Panienko Lech, czas zadzwonić do twojego ojca. — z dumą oraz smutnym uśmiechem spojrzałam w stronę drzwi do sali sportowej.

— Nie trzeba Panie dyrektorze. Wczoraj skończyłam osiemnaście lat i mogę sama za siebie odpowiadać. — zwolnienie w prawach ucznia było nieuniknione, tak jak kataklizm wystawy starszaków, z której praktycznie nic nie zostało. — I jeśli chodzi o nich...to również ja jestem odpowiedzialna za wykonanie sprawiedliwego wyroku.

— O czym ona mówi...— Wiktor spojrzał za siebie i zobaczywszy brak kłódki na łańcuchu, do źródła wszelakiego zła, pobladł. Nie byli chyba świadomi, iż powstrzymać mnie przed eksplozją, mogli jedynie, gdyby zaczęli dostrzegać nasz potencjał.

— Panienko Lech...- oburzony swoimi doskonałymi przypuszczeniami aprobata starszaków, obdarzył mnie pełnym niepokoju spojrzeniem.

— Ząb za ząb? — lekko poddenerwowana wzruszyłam ramionami i głośno przełknęłam ślinę, tak jak robią to postacie z kreskówek.

Tyle, że to nie była kolorowa animacja, a ubarwiona w wielki gniew, vendetta. I choć na początku miała ona dla mnie jedynie nieprzyjemne konsekwencje, z czasem stały się powodem moje istnienia.


Nie minęły dwa tygodnie od wielkiego wybuchu mej dzikiej natury, a ja nadal siedziałam w jednej ze szkolnych sal lekcyjnych i wpatrywałam się w prace Vincenta van Gogha. Wyświetlane przez projektor, traciły swoją magię. Pech chciał, że jedynie dana forma mogła pozwolić nam na jakikolwiek rozwój w poznaniu jego techniki oraz efektów jej działania.

Jakim cudem nie zostałam zdegradowana? Szczerze powiedziawszy, sama powątpiewałam w aż tak głęboką chęć resocjalizacji mojej osoby. I choć na początku mogłoby się wydawać, że ta szkoła była przepełniona dobrymi duszyczkami, to z biegiem czasu nikt nie miał wątpliwości co do definicji tego miejsca.


Poligon przetrwania to tylko jedno z niewielu nazewnictw tego pięknego miejsca. Dlatego też od samego początku mego wyjścia na wolność, szukałam powodu, dla którego nie miałabym zostać banitką. Dokonałam przecież, czegoś, za co społeczna „szubienica” była najmniej surową karą. Dlaczego więc zostałam wyzwolona? To spędzało sen z powiek całej naszej trójce.

— Nadal w to nie wierzę. — Jula powiedział na głos, gdy dzwonek sygnalizujący nam o przerwie zabrzmiał w każdej części szkoły.

— To nieco podejrzane, Hania. — zaniepokojony piegaczktóry zawsze trzymał moją stronę, zaczął przyglądać mi się z przejęciem. — A jeśli to cisza przed burzą? — Natalia próbowała podkręcić swoją własną wyobraźnię do maksymalnych obrotów. Kto mógł ją winić? Zawsze była wrażliwą istotką, której świat zbytnio nie rozumiał. Z drugiej strony była najlepszą uczennicą na roku. Wojaże w moim towarzystwie przekładały się na jej reputację, jednak o tę sprawę dbano najmniej. Oceny oraz stuprocentowa frekwencja, a lojalność oraz przyjaźń ze mną, nie działały w symbiozie. Natalia jednak nie była typową kujonką, zaczytaną w swych notatkach, bojącą się ludzi. Była uzdolnioną artystką, pełną świetnych pomysłów i ogromnego wigoru do działania.

Jula z kolei hamował nasze nieposkromione przez instytucję szkolną, charaktery. I nawet jeśli osiągał w tym mizerny skutek, często gęsto jego wywody na temat życia, pozwalały nam zmienić podejście do pewnych spraw. To on również wyplątywał nas z kłopotów. Ile to razy tłumaczył nasze spóźnienia przed nauczycielami czy też opóźnienia w doręczaniu prac plastycznych? Miliony czy tysiące. Aż trudno było zliczyć. Tyle że ta cicha woda, którą mieliśmy za kompana zwariowanych przygód, czasami też rwała brzegi. Wystarczyło, że w obrębie kilku metrów pojawiał się umięśniony ważniak, który próbował go „ustawiać”, a Jula pokazywał mu jego miejsce. Po prostu nie był mięczakiem i popychadłem. Fakt, faktem należał bardziej do grona myślicieli niżeli wojowników, ale nie odebrało mu to tytułu jednego z najbardziej pewnych siebie, żółtodziobów. Kolejnym argumentem był też aspekt jego postury. Wyglądem nie przypominał wychudzonego modela, który owinięty w szal wokół szyi, próbował zakryć wystające jabłko Adama. Bliżej mu było do sportowca, który nie stał się filozoficzną, umięśnioną bestią. Niebieskooką, lekko zarośniętą głową, pełną fascynacji na temat talizmanów, archeologii oraz wielu innych rzeczy.

Czy miało to wpływ na jego kontakty damsko-męskie? Owszem. Jednak Jula zbyt mocno angażował się w sytuację rodzinną oraz relacje z nami, by móc w spokoju się w kimś zakochać. Natalia z resztą też nie bawiła się w romantyczne schadzki. Jej małym zauroczeniem były tony książek oraz garncarstwo...no i czasami studenci. A co ze mną? Buntownicy nie mieli łatwo. Nawet jeśli kilka razy całowałam się z chłopakiem, to nie miało znaczenia. Raz nawet zaprosiłam jednego z nich do domu, podczas nieobecności ojca oraz brata... i cóż, skończyło się tylko na małych pieszczotach oraz jego złamanym sercu.

— Mam wrażenie, że zbytnio się tym przejmujecie. Czy wyglądam na zaniepokojoną? — Jula zamknął oczy i z niezadowoleniem cmoknął swymi nadmuchanymi od ogryzania pistacji, ustami.

— Jesteś niereformowalna. — z uśmiechem na ustach, walnęłam go delikatnie w ramię, by po chwili ścisnąć je niczym kawałek mięcha w sklepie garmażeryjnym.

— Coś Ci się znów przytyło, Juleczku. — zaśmiałam się na głos, a Natalia złapała za to samo miejsce na drugiej ręce.

— Rzeczywiście...— niczym poparzony potrząsnął klatką piersiową i odsunął się na krześle o metr.

— Wariatki. — śmiech połączył się z udawanym szokiem w oczach — Co więc robimy, aby uczcić twoją dalszą edukację? — do końca roku został niecały tydzień, więc zamierzałam wykorzystać go w pełni. Kilka planów dotyczących wyjazdu na działkę oraz malowania obrazów, aż do momentu, gdy odpadłyby mi ręce, było idealną okazją do rozwoju i odpoczynku.

— Wyjeżdżam z ojcem i młodym za miasto. — nie sądziłam, że będą prosić mnie o zmianę planów. Mieliśmy przecież całe wakacje, aby świętować i upijać się do nieprzytomności.

— Nie ma mowy. W sobotę jest impreza obok jeziora. Będą tam wszystkie klasy. Nawet starsi...— obsesja na punkcie studentów z pierwszego roku ASP, była nieco pokręcona, jeśli chodziło o Natalię i jej miłosne zawirowania. Mimo wszystko starałam się zrozumieć jej podejście do dojrzalszych mężczyzn, którzy wiedzieli, czego chcą. Albo przynajmniej tak im się wydawało.

— Nie ma mowy, abyś nas opuściła. — Jula również był nieugięty, jeśli chodziło o sprawę balangi w towarzystwie całej klasy, alkoholu oraz darmowych przekąsek.

— Moja mama ma urodziny. Nie ma szans, żebym to odwołała. — dopiero w tym momencie ich upartość ustąpiła. Natalia spojrzała na Julę, a następnie na mnie. Na jej twarzy pojawił się kolejny tego dnia, zatroskany wyraz twarzy.

— Trzymasz się jakoś? — na sekundę opuściłam gardę i koniuszkiem palca zaczęłam wodzić po postaci uśmiechniętego ciastka na moim nadgarstku.

— Jasne. — wróciłam do żywych i bezwarunkowo spojrzałam w stronę otwartych na oścież drzwi do klasy, za którymi stał nie kto inny, a przewodniczący szkoły. Rozmawiając z Ewą, miał na sobie jej pełne skupienie. Tyle że on nie wydawał się zainteresowany jej zainteresowaniem. Dopiero po kilku chwilach zauważyłam, że co jakiś czas spogląda w naszą stronę. A dokładniej, w moją.

Zdenerwowana przypomniałam sobie o wydarzeniach związanych z mym buntowniczym wybuchem oraz jego wyniosłą postawą. Szybko wróciłam do rozmowy z przyjaciółmi, starając się zrzucić z siebie poczucie bycia obserwowaną, które nadal mi towarzyszyło.

— Jedź. Masz rację. To tradycja rodzinna i powinniśmy ją uszanować.

— Czy nie powinniśmy mieć teraz lekcji na temat sztuki współczesnej? — zmartwiona Nela wskazała na zegarek znajdujący się obok tablicy.

Niczym na jej zawołanie do sali wszedł wysoki szatyn o metalicznym spojrzeniu i wydał ogólny komunikat. Uczucie obserwowania urosło do rangi bez wstydliwego i naocznego stalkowania.

— Witam pierwszą be. — wreszcie oderwał ode mnie wdzięczące się ślepia i rozejrzał po całej sali. — Z przykrością chciałem poinformować o odwołaniu zajęć z Panem Henrykiem. Lekcja zostaje przesunięta na jutro. Dlatego też jutro wstajecie godzinę wcześniej. — przymilający się ton wcale nie pasował do starszaka. I choć brzmiało to kuriozalnie to właśnie jego uprzejme podejście, sprawiło, że ani trochę mu nie ufałam.

— Cudownie. — Nela zawiedziona obrotem spraw spakowała zeszyty do swej skórzanej teczki, co sekundę później od niej zmałpowaliśmy.

Kiedy szum na sali zległ się równo z dzwonkiem lekcyjnym, szybko zawinęłam wszystkie swoje rzeczy. Spoglądając przez jakiś czas w dół, nie zauważyłam momentu, w którym przebrzydły wilk w skórze owcy, zjawił się tuż przede mną. Niekontrolowany i bezwarunkowy krok w stronę wyjścia, sprawił, że wylądowałam w jego ramionach. Uderzając głową w pachnącą cytryną, umięśnioną klatkę piersiową, zderzyłam się również ze swoim wrogim nastawieniem.

Jula wraz z Nelą przycupnęli przy wyjściu, obserwując bacznie cały zarys sytuacji, jaka właśnie miała miejsce. A po ich minach można było stwierdzić, że takiego szoku nie doznali nawet podczas mego wybuchu, który miał skutkować wyrzuceniem ze szkoły.

— Chryste! — złapałam za czarny kapelusz, który o mały włos nie spadł z mej głowy podczas spotkania z jego mięsistym torsem.

— Nie. Paweł, ale to już chyba wiesz. — wodząc za mną z zaciekawieniem, pomógł mi poprawić nakrycie głowy, co niejako wprowadziło mnie w pierwszą fazę buntu.

— Nie wolno! — delikatnie pacnęłam jego prawą dłoń, a chwilę później wystawiłam przed jego twarz palec wskazujący.

Nie był wcale bożyszczem piękna. Nie stanowił również wyjątkowego egzemplarza urody. I to dlatego zapewne wzbudzał wszechobecne zainteresowanie płci przeciwnej. Był tak zwanym typem ogólnym". Wysoka postura, nieprzesadzona sportowymi osiągnięciami sylwetka oraz atrakcyjność, która nawiązywała do typu chłopaka z sąsiedztwa, stanowiła fenomen.

Ciemniejsze włosy w odcieniach chłodu, pasowały do gęstych brwi oraz równie zimnych w tonach oczu. Posiadał też niezbyt szeroki, ale za tą wąski ciągnący się przez jedną trzecią twarzy nos oraz wystające kości policzkowe. Usta dopasowane idealnie do ułożonych kudłów oraz stalowego spojrzenia posiadały porcelanowy kolor.

Był dziadkiem mrozem żyjącym w ciele osiemnastolatka, którego pragnęły wszystkie dziewczyny ze starszych klas. Co, ja nie wiedziałam, że przez dwa tygodnie to głównie on będzie przewodnim tematem naszego liceum i jej kobiecego głosu? No błagam.

— Jesteś bardzo...surowa. — w duchu płakałam ze śmiechu, ponieważ przed sekundą przeanalizowałam jego lodowatą postawę.

— Ty za to niegrzeczny i bardzo nachalny. — odsunęłam paluch i podjęłam próbę ominięcia go. Niestety szybko wyczuł ruch i zatarasował mi drogę ucieczki.

— Nieładnie jest wiać przed odpowiedzialnością. Powinnaś mi podziękować za uratowanie Ci tyłka. — oblizał spierzchnięte usta i wsadził swe dłonie do kieszeni czarnych, jeansowych spodni. — Ale z drugiej strony...chyba nie powinienem oczekiwać plamy na wizerunku u zbuntowanej artystki, prawda? — uśmiechnął się szeroko, co uwidoczniło ogromne dołki w polikach.

— Nie prosiłam o pomoc. — dopiero w tym momencie poskładałam fakty do kupy, co niejako pomogło mi wejść w fazę drugą, jeśli chodziło o agresywną dezaprobatę. — Nie masz czasem jakichś marzeń do zniszczenia, czy wystaw do oclenia? — kolejna próba zakończenia farsy, spełzła na ponownym uniemożliwieniu mi opuszczenia sali.

— Przyjdziesz na imprezę, prawda? — nasze oczy spotkały się i nawiązały magiczną więź podobną do tej podczas której proponował mi ugodę względem strajku.

— Obsesje powinno się leczyć, Pawle. — stojący teraz za drzwiami Nela oraz Jula spoglądali na siebie w niedowierzaniu, co dodatkowo wzbudziło we mnie chęć rozszarpania go na strzępy. Jeszcze tego brakowało, aby moi najbliżsi doszukiwali się jakichkolwiek znaczeń w wydarzeniach sprzed dwóch tygodni czy zachowaniu przewodniczącego.

— Może ja po prostu nie chce się leczyć, Hanno. — gdy nachylił się i delikatnie wsunął mały urywek papieru do bocznej kieszeni mojej skórzanej kurtki, kolejny raz poczułam cytrusową woń. Szept do mego ucha był nieodpowiedzialnym posunięciem, ale on jakby nic nie robił sobie z mych postanowień względem jego osoby. — Masz czas do jutra. Potem moja obsesja zacznie przekraczać granice przyzwoitości.

Kiedy odsunął się i ostatni raz obdarował mą osobę dziwnym spojrzeniem, zamilkłam. Posłusznie odczekałam niecałą minutę, zanim wyszedł z sali i wyciągnęłam kawałek papieru.  Nie odczekałam nawet siedmiu sekund, a przyjaciele pojawili się obok mnie i wyręczyli w odczytaniu wiadomości pozostawionej na kartce.

— Spłać dług i odezwij się". — po danych słowach wyrecytowali podany niżej numer telefonu i spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.

— Chyba masz fana. — Nela pełna emocji, szturchnęła mnie łokciem w bok, a Jula pokręcił głową z niedowierzaniem.

— To się nie dzieje! — klasnął w dłonie, a następnie prychnął pod nosem. — Co zrobisz? — obydwoje oczekiwali na me buntownicze epitety, które określiłyby jego osobę od najgorszych. Tyle że w danym momencie nie byłam pewna swej nienawiści względem jego osoby. Tak samo, jak tego, czy ta elektryzująca aura pojawiająca się między nami jest jedynie wyt
worem mej szerokiej i wadliwej wyobraźni.
Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger