piątek, 21 czerwca 2019

Piernik i Wiatrak (II)

Hania to przypadek kobiety, której pech nie oszczędza. Czy klątwa może mieć związek z uciekaniem przed miłością? Cóż...przekonajmy się.

Pozdrawiam. Wasza A.


***


— Możesz przestać się upierać? — Jula pukał w drzwi mojej garderoby szósty raz z rzędu, chcąc mnie z niej wykurzyć. — Wyglądasz świetnie.

— Nie wyjdę stąd. — dwa dni od braku odzewu z mej strony wystarczyłyby, przewodniczący wyłonił pierwsze działa. Skierowane one zostały oczywiście w mój najczulszy punkt. — To tylko spotkanie z dyrektorem i twoim ojcem.

— W tym kurewskim mundurku! — rzadko przeklinałam. Zdarzało się to najczęściej, gdy ktoś mocno nadszarpnął mej cierpliwości. Ta zdecydowanie do nich należała. — Wyglądam jak przedszkolak.

— Nie może być tak źle! — Natalia zjawiła się, gdy już siedziałam zamknięta w szafie. Z tego też tytułu nie miała okazji zobaczyć mej boskiej kreacji.


— Może i jest! — kiedy poczułam szarpnięcie za drewnianą klamkę z drugiej strony, zorientowałam się, iż Jula stracił cierpliwość.


— Liczę do trzech! Raz, dwa, trzy! — gdy odczepiłam metalowy zamek od wewnątrz i popchnęłam drzwiczki, na ich twarzach pojawiły się szczere uśmiechy.


— Cudownie! — Natalia podniosła tyłek z metalowej ramy łóżka i parę razy okrążyła mą osobę. Następnie z dumą uniosła swój piegowaty nos do góry. — Wyglądasz niczym rasowa Pani profesor.


— To tylko spódnica. — Jula wzruszył ramionami i spojrzał na moje nogi. — Dodatkowo bardzo korzystnie uwidacznia twoje mankamenty.


— A co to niby miało...— nastawiłam się do walki, kiedy mięśniak uniósł swe dłonie do góry i ze śmiechem w głosie, skapitulował.


— Żartowałem! Masz zajebiste odnóża. — lincz wzrokowy, jaki na niego wystosowałam, został przerwany przez ciepły dotyk na mym ramieniu. Natalia popatrzyła na mnie poważnie, a następnie podała mi komórkę, którą zostawiłam na zewnątrz kryjówki.


— Dzwonił z cztery razy. — Jula gwizdnął na głos i walnął całym ciałem na łóżko.


— Ej! Złamiesz je! — pogroziłam w jego stronę wskazującym paluchem, ale Nela nie pozwoliła mi na zmianę tematu.


— Możesz w końcu zgodzić się na jego warunki? Gdyby nie on wywaliliby Cię ze szkoły. I choć mi również nie podoba się wizja bujania ze starszakami to...— podała mi argument jak na tacy.


— Dokładnie tak! Nie mam zamiaru bujać się ze starszakiem, który znalazł sobie kolejną ofiarę. Nie będę niczyją zabawką. — blondyn wylegujący się na świeżo zmienionej pościeli, jak zawsze musiał dodać swoje trzy grosze.


— Ciekawe, co wymyśli jutro. Może postanowi porozmawiać z dyrektorem na temat warunków twojej dalszej edukacji? Jakieś prace społeczne, zero czasu na wakacje...dyspensa.— wizja siedzenia w szkolnym pierdlu i zbieranie śmieci była dla mnie przerażająca. Niczym wiadro pomyj wlała się do głowy i wstrzeliła małym nurtem do każdego logicznie myślącego kanaliku w mózgu.


— Jezu. — złapałam za telefon i na moment zawahałam się, gdy chciałam zacząć wpisywać treść wiadomości. — Nie. Nie zrobię tego. — odrzuciłam komórkę w stronę czerwonej, ogromnej pufy stojącej obok lustra. Zawieszona na ramie nitka z kilkunastoma małymi zdjęciami, przypomniała mi czasy posiadania obydwojga rodziców.


— Mama by mi nie wybaczyła. Zabiłaby mnie za to.


— Za to, że nie chcesz iść na randkę ze starszakiem? — Jula zaciekawiony również spojrzał w stronę zdjęć.


— Za to, że się wplątałam w... tę maskaradę. — zamknęłam oczy, a dłonie zacisnęłam w pięści.


— Hej! Jesteśmy obok! Hania....— Nela przytuliła się do mego ramienia i pogładziła swą dłonią kołnierzyk białej koszuli, jaką dobrałam do spódnicy.


— Wiem. — ucałowałam wierzch jej dłoni i spokojnie skierowałam kroki w stronę komórki.


— Nie musisz tego robić...nie słuchaj mnie. Czasami gadam głupoty. — Jula wstał i stanął obok Neli, która spoglądała na moje palce. Te stukające o ekran urządzenia, sprowadzające grzeszników do otchłani wstydu.


— Poszło. — zablokowałam ekran i stanęłam naprzeciwko lustra, ostatni raz tego dnia wspominając mamę. — Oby to było tego warte, mamo. Oby było. — szepnęłam pod nosem, czując żal z powodu przegranej.






Ojciec patrzył na mnie spode łba. Od sekundy, w której przekroczyliśmy próg drzwi do wnętrza domu, nie odezwał się ani słowem. Dwie puste, milczące godziny minęły, zanim wydobył z siebie jakikolwiek odzew. I było to zdanie, którego najmniej oczekiwałam.

— Chcesz jajecznicę czy kanapki? — zapytał obojętnie, patrząc w głąb lodówki.

— Porozmawiać chcę. — musiałam objąć jakąś taktykę.

— Wydaje mi się, że jajecznica będzie w porządku. — minutę później trzymał w swych dłoniach pudełko z nabiałem. W międzyczasie przygotowania patelni oraz mycia jajek nie usłyszałam choćby jęku czy przekleństwa. Jakby kompletnie wmurowało go po rozmowie z dyrektorem.

— Tato. — Szymon będący na dodatkowych zajęciach z matematyki, zapewne pomógłby mi w udobruchaniu ojca. Tyle że nawet w takich sytuacjach, pomocny los miał na mnie wywalone.

— Hania. — odwrócił się w moją stronę wraz z patelnią. — Ścięta, prawda? — wielka niewiadoma doprowadzała mnie do szewskiej pasji.

— Odwołali nam wyjazd. Co miałam zrobić? Siedzieć z założonymi rękami? Jesteś artystą i wiesz, że nie można...— przerwał, gdy patelnia wylądowała z impetem w zlewie. Przerażona i przejęta jego złością w spojrzeniu, postanowiłam zamilknąć.

— Jestem fotografem, Hanno. Prowadzącym małą firmę, ojcem dwójki dzieci. — próbował obrać jakąś strategię, która mogłaby do mnie przemówić. — I chciałbym je wychować na dobrych oraz odpowiedzialnych ludzi.

— Jestem odpowiedzialna. Za siebie i swoje słowa, zawsze. Nie oczekuję, że mnie zrozumiesz, ale... — jak zawsze musiał przerwać mi w połowie zdania.

— Popełniłem wiele błędów. Jednym z nich było odsunięcie Cię od żalu, który ma odzwierciedlenie w zachowaniu...— znów musiał wrócić do poprzedniego roku i tragedii w naszym życiu. Kolejny raz musiał usprawiedliwiać coś, co nie było ani trochę sprawiedliwe.

— Mama nie ma z tym nic wspólnego. — pragnęłam, aby mnie wysłuchał.

— Na pewno potrafiłaby Ci doradzić. Wysłuchać Cię. Znaleźć jakieś rozwiązanie. Zapewne o wiele lepsze od tego, które wymyśliłem...ale...— coś uderzyło mnie w tył głowy. Strach czy niepewność, cholera wie. Po prostu czułam, że wymierzony cios będzie kolejnym powodem, dla którego stanę naprzeciwko całemu światu.

— Co takiego? — zmarszczyłam brwi i zerwałam się miejsca, gdy pokrótce wyjaśniał mi swoją zdradę w postaci zabrania mi wszystkiego, na czym kiedykolwiek mi zależało.

— Gabrysia będzie wiedziała, jak wam pomóc. Poza tym wiesz, że ta szkoła nie jest twoim sprzymierzeńcem. Znaleźliśmy z ciotką o wiele lepszy start, jeśli chodzi o twoją przyszłość. — brak wolnej woli był najgorszą rzeczą na ludzkim padole. I nigdy nie podejrzewałam, że zostanę jej pozbawiona przez człowieka, który miał być moją ostoją w chwilach takich, jak ta.

— Szymon? — musiałam pociągnąć za sznurek, który zwolnił blokadę szubienicy. Tylko tego brakowało mi do szczęścia. Martwicy serca.

— Młody dołączy do Ciebie w przyszłym roku. Nie chcę, aby ostatni rok podstawówki zmarnował na odrabianie go w nowym miejscu. Od razu przejdzie do szkoły średniej i będzie miał to z głowy.

— Ty. — prychnęłam pod nosem. Zaciśnięte zęby oraz prąd przeszywający me ciało wręcz gniótł każdy mięsień w ciele. — Ty będziesz miał nas z głowy, prawda? — spojrzałam na niego z obrzydzeniem.

— Hania...— odsunęłam się, gdy zrobił krok naprzód.

— Mama Ci tego nigdy nie wybaczy. — pokręciłam głową i wybiegłam na korytarz.

Kilkanaście minut później stałam w drzwiach domu Julka. Gdy zobaczył rozmazany makijaż oraz trzęsące się od płaczu ciało, nie zapytał o szczegóły. Po prostu wpuścił mnie do środka i pozwolił zostać u siebie przez kilka następnych dni. Ojciec? Mama przyjaciela oczywiście poinformowała go o mych planach, ale nie zareagował w przesadny sposób. Wiedział, że pogorszyłby sprawę. O wiele, jeśli dało się ją jeszcze bardziej spieprzyć.



***
Patrząc na wszystkich uczniów stojących pod ścianami sali gimnastycznej, zaśmiałam się. Przeplatające się w nas różnice wręcz kuły oczy, a jednocześnie fascynowały moją osobę. Kiedy telefon zaświergotał w tylnej kieszeni, oderwałam się od zamyślenia i spojrzałam na jego ekran.

"Impreza zaczyna się o dwudziestej. Bądź punktualna". — esemes z sekcji rozkazujących był namiastką jego diabelskiego charakteru.

Poza kilkoma pracami domowymi, które za niego napisałam oraz naprawą sztalug należących do starszych roczników, miałam spokój. I choć na początku mogło się wydawać, że przywyknę do nużących działań, jakie mi przydzielał, z biegiem czasu zmieniły one swoją formę.

Impreza była dla mnie niczym innym jak towarzyską krucjatą. Bo zwyczajnie w świecie ich nie lubiłam. Dlaczego? Jula i Nela nie byli typami imprezowiczów. Jasne, lubiliśmy czasami wypić kilka kartonów chorwackiego wina, które przywoził nam starszy brat piegowatej rodziny i urządzić wieczór karaoke w jej domu, ale to wszystko. Z racji też tego nie uśmiechało mi się pchać swego introwertycznego i ciekawego świata w publiczną przestrzeń.

Diabeł jednak doskonale wiedział, jak mnie podejść i zanim się obejrzałam, wybierałam strój na daną okazję. Nadal zła oraz rozgoryczona zachowaniem ojca, nie zdążyłam powiedzieć przyjaciołom o najbardziej prawdopodobnym scenariuszu, który dotyczył mej przeprowadzki odbywającej się wraz z nowym rokiem szkolnym. Może zwyczajnie w świecie oddalałam od siebie realność takiego obrotu spraw? Możliwe również, że zamierzałam zrobić wszystko, aby do tego nie dopuścić.

I to właśnie łączyło mnie z czartem, który uwielbiał kontrolować mą osobę. Musiałam dokonać czegoś graniczącego z cudem, a mianowicie udowodnić ojcu, że się zmieniłam. Aby mógł mi zaufać i stwierdzić, że nareszcie dorosłam. A do tego właśnie potrzebowałam w swym otoczeniu kogoś wpływowego i bardzo słownego, jeśli chodziło o sprawiedliwe układy.

— Nie odpisałaś na wiadomość. — kiedy zjawił się obok mnie, poczułam znajomy zapach.

— Nie jestem idiotką. Zjawię się. — nie znał motywu mego uległego zachowania, ale też nic nie wskazywało na to, że chciał dojść do jego źródła. Wręcz przeciwnie, chełpił się swoją potęgą, która nie miała nic wspólnego z mymi założeniami o spokojnej przyszłości w związku ze szkołą.

— Mam dla Ciebie niespodziankę. — kiedy dłoń wsunęła się do mej tylnej kieszeni, stanęłam niczym słup soli. Energia kumulująca się we wnętrzu chciała wyrządzić mu ogromną krzywdę.

Nieprzyjemny również w tym dotyku była okoliczność dodatkowa. Budzące się wraz ze złością poczucie gorąca w podbrzuszu oraz przyśpieszone bicie serca nie nawiązywało do agresji. Jakbym me ciało ekscytowało się na możliwość poczucia jego bliskości.

— Spadaj, zanim wybiję Ci zęby. — palce wysunęły się z kawałka materiału wszytego w me spodnie i powędrowały wyżej. Kolejne muśnięcia zatrzymały się w okolicy przedramienia, które ścisnął i delikatnie przyciągnął w swoją stronę.

— Też za tobą tęskniłem, buntowniczko. — szept pociągnął za sobą konsekwencje w postaci dreszczu na całym ciele.

Po niecałej minucie odsunął się i powędrował w stronę starszaków z samorządu.

Kiedy wyjęłam karteczkę i zobaczyłam instrukcje, serce uderzyło w klatkę piersiową o wiele mocniej niż poprzednio.

"Biała spódniczka. Biała bluzka. Biała...bielizna. Do wglądu".

Nienawidziłam go, ale jeszcze mocniej znienawidziłam samą siebie. Ponieważ chciałam zrobić to, czego oczekiwał i przy okazji w głębi duszy odnalazłam część siebie, która tego pragnęła. I co gorsza...kara, jaką wymierzono mi za urojenia...kilkanaście godzin później, złamała mnie na pół.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger