środa, 6 czerwca 2018

Plan B (VI)

Znacie mnie. Zrobi się gorąco. Oj gorąco. 

Pozdrawiam,
Wasza A.

PS: Bez znaczenia - Finał - sobota. 



***

Rozglądałam się po pokoju, jakbym co dopiero tu zamieszkała. Trzy miesiące. Trudno w to uwierzyć, ale naprawdę zniknęły w tempie ekspresowym. Wydarzyło się tak wiele dziwnych i odrealnionych rzeczy, że inny człowiek zapewne zwariowałby na samym początku tak wyboistej drogi. 

Telefon zaświergotał pierwszy raz od kilku dni. Dlaczego teraz?

„Kim jesteś? Dlaczego nasłałaś na mnie szpiega?”. Leon został oszukany. 

Wykiwany został przez tak wiele osób, że Negri zapewne była dla niego gwoździem do trumny. Nie chciałam, aby cierpiał. Możliwe, że ja też poniekąd pragnęłam spokoju. Jeśli nie Negri to ktoś inny zaspokoi jego głodne serce. Tak, jak powiedziała Nina. Ja zwyczajnie w świecie byłam eksperymentem, zwykłą zakąską przed prawdziwym daniem głównym. Problem polegał jednak na tym, że nie było ono tak sycące, jak mogłoby się wydawać na samym początku. W sumie to przypominało podróbkę kunsztu prawdziwego smaku. Negri była okurzonym gratem, nadającym się do wyrzucenia już dawno temu. Pamiątką, którą na siłę przechowałam pod swym łóżkiem, mając nadzieję, że będzie pięknym wspomnieniem. Pomyłka to mało powiedziane. Ta postać stała się przekleństwem.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z depresyjnego nastroju. Nina wychyliła się zza drzwi i szeroko uśmiechnęła.

- Mogę? - czemu czułam do niej sympatię? Nie była, jak Alicja czy Leon. Jakby ktoś podrzucił ją do rodziny kryształowych żyrandoli i złota, tylko po to aby móc utrzeć im nosa. Oczywiście seksapilu nie można było jej odmówić. To jedyna rzecz jaka łączyła ją z Leonem. 

- Jasne. - zaprosiłam ją i wskazałam na skórzaną kozetkę, aby mogła odpocząć od ciągłego biegania, jak na szpilkach.

- Dzięki. - ciemne oczy, ciemne włosy oraz ciemna karnacja tworzyły mieszankę gorąca. Była ojcem. Była jego klonem. Wiedziałam zatem, po kim Leon odziedziczył oczy. Te niespotykane, których barwa zmieniała się wraz z eskalacją humoru. Posturą przypominała koszykarkę, ale dobrze dobrane ciuchy maskowały te bardziej "męskie" walory jej ciała. Pociągła twarz z wystającymi policzkami oraz szczupłym, małym noskiem była bardzo delikatna. Alicja nie była jej matką. Zawiłe tory tej rodziny przypominały sitcom. - Wynosisz się.

- Pochwalił się? - prychnęłam, nie będąc zaskoczoną.

- Dom ma uszy. - tak, byli rodzeństwem. 

- To była moja decyzja. - podeszłam do szafy i otworzyłam ją na oścież. Po kolei wyciągałam wszystkie koszule, upaćkane przez pracę, dresowe spodnie, a na końcu chwyciłam za delikatny materiał, koronkowej sukienki. To stało się wczoraj, a jakby minęła cała wieczność. Nawet Michał przebiegł przez myśli, które od samego rana skupiały się na wyprowadzce oraz Leonie. 

- Alicja. - popatrzyła na koronkowy materiał, na który się wgapiałam. - Szła w tym do ślubu.

Coś pękło. Wewnątrz mnie i na zewnątrz. Upadłam na kolana, czym wystraszyłam towarzyszkę mej niedoli. Gdy podbiegła i złapała me szlochające ciało w ramiona, wzięłam głęboki oddech. 

- Jezu! Powiedziałam coś...Pola, spójrz na mnie! - gładziła mą pobladłą twarz i kazała na siebie spojrzeć. - Leon! Leon! Do jasnej cholery...czy ktoś słyszy mnie w tej studni bez dna?!

Coś przerwało połączenie ze światem. Kiedy poczułam silny uścisk i wzniosłam się do góry, zrozumiałam w czyich ramionach jestem. Potem? Nastała ciemność.

***

Szmer i odgłosy przypominające swą niewyrazistą barwą niczym mówione zza ściany, wybudziły skołowaną głowę. Kiedy szorstka dłoń przejechała po mym czole, powróciłam do żywych.

- Córcia. - ten niski, zachrypnięty głos oraz zapach dymu tytoniowego. Nie. Nie mógł tego zrobić.

- Co...- gdy otworzyłam oczy, ujrzałam go. Pomarszczona twarz, zaczerwienione gałki oczne oraz siwizna na brodzie. Sam diabeł nie wiedział, jakim cudem jeden z jego upadłych aniołów uciekł na powierzchnie. Porażona prądem uciekłam od dotyku, a Leon siedzący na fotelu obok, przebudził się.

- Pola. - popatrzył na mnie z troską i ulgą. Ja jednak nie byłam w nastroju do pokojowych rozwiązań. .

- Co się stało...- lekko skołowana, przetarłam swe zmęczone powieki, a kilka sekund później obraz wyostrzył się.

- Zemdlałaś. Nina powiedziała, że rozmawiałyście na mój temat...- zmarszczyłam czoło i pogładziłam obolałe przedramię.

- O Alicji. Ty mnie nie interesujesz. - wiedziałam, że z pewnymi rzeczami nie pożegnam się tak łatwo. Z kim innym mogłabym się tak swobodnie kłócić? Będzie mi tego brakowało.

- Daruję Ci ze względu na stan, w jakim się znajdujesz. - dumnie podniesiona głowa i to szkliste spojrzenie oczu, z których jak zwykle niewiele dało się wyczytać. - Nie myśl jednak, że jak wrócimy do domu to ominiemy ten temat. - nie miał pojęcia, o czym mówił.

- Nie. - zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i odważyłam się na niego spojrzeć. Zamroczona przez odgłos skraplającej się cieczy, która wisiała na metalowym stojaku, zamyśliłam się. Kiedy chciał przystąpić do ataku, wywiesiłam białą flagę. - Nie ominiemy tego temu, bo on nie istnieje. To nie istnieje. Nie ma "nas", nie ma czegoś, jak "dom". Jesteś tam, dokładnie tak, jak siedzisz...zdystansowany. I jestem ja. Poturbowana, jak dziś. Nie mam na to siły. Przepraszam, ale nie.

- Nie dam Ci pozostać w takim stanie. - uparty, jak osioł.

- Stres związany jest z obowiązkami i pracą. Nie ma już pracy, nie ma obowiązków, nie ma stresu. Koniec. Tyle. - wzruszyłam ramionami, a potem odwróciłam wzrok. Jedna z łez wymsknęła się na policzek. Głupia! Jak mogłam sobie pozwolić na uczucie żalu w stosunku do czegoś, czego nigdy nie miałam.

- Gdybyś dała mi trochę czasu...- zwariował.

- Nie. Żadnej litości i wymuszania. Jestem lepsza niż to. Jeśli uważasz inaczej...to chyba w ogóle się nie znamy. - mocno wytarłam słoną kroplę. Nienawidziłam robić z siebie ofiary. I tak patrzył na mnie w sposób, jaki spalał duszę. Byliśmy przeklęci.

- Przyjdę jutro. Ochłoniemy trochę i będziemy mogli spokojnie porozmawiać. - nie dotarło.

- Idź już. - nie miał pojęcia, że się żegnamy. Tak, jak ja, że pożegnanie to rozciągnie się w bardzo długim czasie.



Tydzień w szpitalu był kwestią związaną z obserwacją i kilkoma dodatkowymi badaniami. Wyniki? Stres związany z dynamicznym życiem oraz zbyt duża ilość obowiązków. Brednie wypisane w notatce, którą dostałam przy wypisie, należycie komponowały się z listą leków, które powinnam była wykupić. Powoli przeistaczałam się w rówieśniczkę Pana Antonie, ba! Nawet odniosłam wrażenie, że jego stan zdrowia jest o niebo lepszy od mojego, jeśli miałam sugerować się opinią lekarzy.

Znużona byłam ciągłym siedzeniem w czterech, białych ścianach, gdzie ostry zapach całkowitej dezynfekcji powierzchni, podrażniał nozdrza. Na szczęście pomoc Miłosza i Sylwii i obietnica złożona przez nich do doktora, poskutkowała. Miałam natychmiastowo udać się w bezpieczne miejsce, gdzie nafaszerowana witaminkami, pozbyłabym się trosk i zmartwień.

Człapiąc przez chodnik od samego wyjścia, usłyszałam klakson samochodu. Miłosz machał dłonią i włączył awaryjne światła, chcąc wybudzić wszystkich pacjentów, którzy nadal potrzebowali spokojnej hospitalizacji. Z uśmiechem na ustach, pokręciłam głową i pomachałam do przyjaciół. Niespodziewanie dwie sekundy później, pojawił się inny samochód. Nowej generacji BMW podjechało z piskiem opon i zaparkowało tuż za znanym mi pojazdem. Gdy światła zgasły, a drzwi się otworzyły i z wnętrza ujawnił się właściciel, zastygłam w miejscu. Leon. Rozzłoszczony do granic możliwości, kroczył w mą stronę.

Tydzień. Nie pozwoliłam lekarzom informować go o mym stanie ani wpuszczać w odwiedziny. Rzeczy z domu zabrała Sylwia, która nie omieszkała powiedzieć mu kilka słów "otuchy" na moje odchodne. Dlaczego więc teraz nie miała zamiaru obronić mnie przed konsekwencją swej niewyparzonej gęby? Z uśmiechem na ustach wyglądała zza uchylonej, samochodowej szyby i czekała na rozwój sytuacji. Mogłam domyślić się, kto powiedział mu o wychodnym spod kroplówek. Udani przyjaciele.

- Daj torbę. - zwariował. - I pakuj się do środka zanim zmarzniesz na amen.

- Czy ty jesteś głuchy? A może masz jakąś manię prześladowczą? - prychnęłam pod nosem i wyminęłam go. Kiedy szarpnął za materiał paska od bagażu i zerwał go z ramienia, stanęłam w miejscu. - Leon, do jasnej cholery! Chcesz żebym tam wróciła? Dopiero, co wylądowałam na oddziale z powodu nerwów, a ty...

- Proszę. - rzucił torbą o beton i zaczął krążyć w tę i z powrotem. - Wyrzuty sumienia nie pozwalają mi na sen, głód i pracę, ale oczywiście i tak jestem najgorszy. Próbuję pomóc, a ty zamiast choć raz sobie na to pozwolić, odrzucasz ją.

- Nie odrzucam. Nie przyjmuję. Nie chcę. - wykorzystałam okazję i pochwyciłam torbę, a kilka sekund później znajdowałam się z dala od niego. Kiedy zorientował się, że zniknęłam, strzelił za mną w pościg niczym drapieżnik. Przebiegły lis wyprzedził mnie i zatarasował drogę ucieczki, a potem złapał w ramiona.

Suche, ale jakże miękkie usta zderzyły się moimi i wzięły je w niewole. Byłam w niebie..nie, nie. Właśnie z niego spadałam. Jak ciężki blok cementu walnęłam o ziemię, rozbijając się na kawałki. Sen.

Ciemność opanowawszy salę, była niczym zwiastun najmroczniejszego koszmaru. Jakim cudem? Jakim cudem marzyłam o czymś tak bestialsko przykrym? Skąd do głowy przyszła mi wizja pocałunku z Leonem? Pragnienia i hormony! Nic więcej! Zwykły przypadek, który zaistniał w wyniku wypadku w jego domu. Uderzyłam się w głowie i tyle. Koniec, kropka.

***

- Nie przejmuj się. - Sylwia stawiała przed mym nosem dwa kieliszki z czerwonym winem, które w dniu dzisiejszym po prostu wypadało wypić. Za dużo nerwów, stresu i głupich snów przyprawiło mnie o grobowy nastrój. Przyjaciółka postawiła sobie za cel, wyciągnięcie mnie z niego.

- Muszę Ci o czymś powiedzieć...- zawahałam się już tyle razy, że nie mogłabym zliczyć. Dziś chciałam ją uwolnić. Negri. Pozbawić ją mocy nad mym życiem.

- Zakochałaś się. - jedno z dwóch. Nie umiałam zaprzeczyć.

- Tak. Pech chciał, że on kocha kogoś innego. Tu zaczynają się schody...bo znam tę kobietę. - potok słów i pełne skupienie Sylwii pozwoliły mi kontynuować. - Pamiętasz moją dodatkową pracę w barze? Tę, przez którą nie mogliśmy celebrować ostatnich urodzin Miłka?

- Kelnerka i ty. Nigdy w życiu w to nie wierzyłam. Za skromna jesteś do takiej roboty. - chyba nie spodziewała się takiego kalibru.

- Puścisz Killing me softly? Lubię tę piosenkę. - najbardziej dosadny sposób przekazania informacji. Dowód.

- Ty mi tu o piosence...- zastopowałam ją i podeszłam do odtwarzacza, który liczył z dobre paręnaście lat. Kiedy włożyłam do niego kasetę, a sekundę później dotarły do nas pierwsze sekundy utworu, wzięłam głęboki oddech.

Śpiew naciągnął struny głosowe, a ja poczułam się jak na scenie. Tak, jak wtedy, kiedy śpiewałam po raz pierwszy. Sylwia wypluła do kieliszka całą zwartość wina, które przed chwilą wlała w usta. Zachłysnęła się powietrzem, rękawem bluzy wytarła wilgotne wargi oraz brodę, a następnie wbiła się we mnie spojrzeniem. Przestałam kilka sekund później. Patrzyła na mnie, jak kukła. W bezruchu, z jednostajnym wyrazem twarzy, sugerującym zszokowanie.

- Negri. - kiedy walnęła się dłonią w czoło i zamknęła oczy, wyłączyłam radio. - Pola...Negri. Przecież...jak mogłam nie zauważyć! Jak Miłek...jakim cudem?! - przerażenie przerodziło się w fascynację i pisk przypominający ten z koncertów dla nastolatek.

- Za dużo pytań. - powietrze wypuściło się z mego ciała, jakby ktoś właśnie przebił nadęty balon. Coś się ulatniało. Zła energia będąca we wnętrzu, odpuściła.

- Leon jest zakochany w Negri. Czyli w tobie. Czyli...sprawa z głowy! - machnęła dłonią i wlała na twarz grymas ogromnego zadowolenia. Nie! Nie! Nie! Nic nie zrozumiała.

- Kocha ją, Sylwia. Tę kobietę siedzącą w moim gardle i głowie. Nigdzie indziej. Nie mnie. - kucnęłam tuż przed nią i złapałam za delikatne dłonie. - Obiecaj, że Miłek się nie dowie.

- Pola, Miłek nie jest ważny. Leon. Przecież widać, że on szaleję...- no właśnie. Za kim?

- Obiecałam sobie i komuś, że będę się trzymać z daleka. - nie wszystko było kolorowe. Nie wszystko mogło należeć do nas, nawet jeśli mieliśmy to na wyciągnięcie ręki.

- Nie jestem zadowolona, ale znasz mnie...winszuję tej niezależności. - jasne kły uwidoczniły się przy uśmieszku. Była piękna. Długie rzęsy, ułożone włosy i zapach słodyczy, będący jej znakiem rozpoznawczym. Nuta wanilii i czekolady.

Telefon wibrujący na stoliczku obok kieliszka, momentalnie wyrwał mnie z podziwiania urody przyjaciółki. Leon. Zniechęcona odrzuciłam połączenie, a kilka sekund później dostałam wiadomość.

"Dziadek jest podpięty do kroplówki. Przyjedź. Chciał się z tobą zobaczyć". Świat znów zawirował w niebezpiecznym tempie. Jak na karuzeli, z której nie mogłam wysiąść, mimo krzyku i mdłości.

2 komentarze:

  1. Czekam na następną część jak oszalała!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy doczekamy się następnych części? Umiesz trzymać w napięciu....

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger