wtorek, 29 maja 2018

Plan B (V)

Michał idzie w odstawkę. Jednak czy to koniec problemów Poli i Leona?

Zapraszam, 
Wasza A. 
***

Wchodząc do domu, zapragnęłam ciszy. Ochoczo wierzyłam w to, że Leon oddalił się do krainy snów, co było mi również najbliższym marzeniem. Niestety nie miałam szczęścia. Ni w miłości, ni w świętym spokoju. W tym wypadku wystarczyło otworzyć drzwi, a przy okazji wybuchła puszka pandory. Taki urok posiadania zaborczego szefa.

- Witamy Panią. - wypił zdecydowanie więcej niż jeden drink. Uśmiech, czerwone policzki, wyciągnięta z garniturowych spodni koszula, uwidaczniająca zarys mięśni oraz rozmierzwione ciemne włosy były wręcz atrybutami rozpoznawczymi w jego przypadku. Obraz bóstwa pomieszanego z słodką rozpaczą. Przysięgam, gdyby nie fakt, że przed chwilą skończyłam temat z jednym miłosnym uniesieniem, rzuciłabym się na niego. Nawet jeśli znajdował się w tak zachwianym stanie. 

Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły na przekomarzanie się, choć z góry wiedziałam, iż druga strona nie odpuści. Stanąwszy naprzeciwko, dumnie uniósł głowę i popatrzył na mnie, jak na skazaną. 

- Masz coś na swoją obronę? - nie brzmiał, jak pijany. Jego dykcja wręcz zachwycała. Doskonale zdawał sobie sprawę z każdego słowa. 

Nadal nic. Taktyka, którą obrałam mogła zdziałać cuda. Wystarczyło aby Leon nie był rozwścieczonym bykiem, a temat Michała nie pojawił się w roli czerwonej płachty. To mogłam zdziałać.

- Spałaś z nim. - odsunął się i popatrzył na mnie inaczej niż zwykle. Przechylił butelkę trzymaną w jednej  dłoni - czego na początku nie zauważyłam, a potem zawrócił w stronę swojej pijackiej groty.

- W czym jest lepsza ode mnie? - z dala od tematu blondyna. Musiałam mu pokazać, że również nie jest święty.

- Ma klasę. - powiedział sam do siebie. Kiedy pchnął drzwi i już miał się przez nie przetoczyć, wystrzeliłam. 

- Piosenkarka w klubie nie ma klasy. To tylko kokietka. - wzburzone morze, inaczej nazwać tego nie mogłam. Leon praktycznie wyskoczył z progu i w jednej sekundzie wytrzeźwiał.

- Coś ty powiedziała! - błękitne oczy pociemniały, a źrenice rozszerzyły się. Był pod napięciem tak silnym, jakby całe ciało zostało naelektryzowane przez złość.

- Negri. To o nią chodzi. - jakbym odkryła skarb zakopany tysiąc lat temu. Był obserwatorem, który zwyczajnie w świecie nie mógł pojąć, iż ktoś oprócz niego zna jego tajemnicę. Wiedziałam o wszystkim. 

- Jesteś psychopatką? - odsunął się. 

- Michał tak nie uważa. - znów fala wściekłości.

- Nie waż się. - wycedził przez zaciśnięte zęby i pogroził palcem. - Nie...

- Znam ją. To powinno dać Ci do myślenia. - wlałam na twarz grymas niezadowolenia oraz obojętności. Gdy chciałam uciec do swojego pokoju, zastawił mi drogę.

- Ty...wiesz? O nas? - chyba ze mnie kpił. 

- Was? Z tego co mi wiadomo, to nie ma żadnych was. - wzruszyłam ramionami i znów chciałam go wyminąć. Niestety na próżno.

- Ona tak powiedziała? Z resztą skąd mogłabyś... - tego było za wiele.

- Wiem, że Negri już kogoś ma. Jeśli chcesz to zapytaj. W końcu...co ja tam wiem. - cios. Tak, zasłużył sobie. - A teraz przepuść mnie. 

Kilka sekund później zaryczana, jak bóbr, próbowałam zagłuszyć łzy, opadające na  poduszkę. Jak mogłam mu odpuścić? Najpierw szalał z zazdrości, a potem sam mnie o nią oskarżał. 

***

Pan Antoni patrzył na mnie w  skupieniu oraz ciszy cale dwie godziny. Wzrok utkwiony w jednym punkcie był skutkiem wojny z  emocjami, toczącej się wewnątrz mnie. Siedemnasty raz przejeżdżałam po powierzchni wazonu, którego ostatnia kropla wyschła dobre pięć minut temu. Dźwięk esemesa wybudził z transu. Pan Antoni jednak nie pozwolił mi na zaspokojenie ciekawości i rozpoczął rozmowę, której już dawno nie odbywaliśmy.

- Wszystko dobrze, dziecinko? - spojrzał na telefon i na moją opuchniętą od wczorajszych łez, twarz.

- Nie. - pokręciłam głową, a sekundę później znów zebrało mi się na płacz. 

Leon wyjechał z samego rana - to znaczy - nie dosłownie. Po zakrapianej nocy powziął jednego ze swoich zaufanych szoferów i uciekł. Kartka w postaci listy rzeczy do wykonania przeze mnie, na ten dzień była jedyną formą dialogu z jego strony.

- Chodzi o tego młodzieńca z wczoraj. - jeśli miał na myśli Leona to trafił za dziesięć punktów.

- I tak i nie. Panie Antoni, wybaczy Pan, ale nie mogę rozmawiać na ten temat. - znów zajęłam się czyszczeniem porcelany oraz zastawy sztućców, których liczba odpowiadała całej załodze Titanica wraz z orkiestrą.

- Dusza sama rwie się z bólu. Coś o tym wiem, dziecino. - atmosfera podupadła. - W szczególności jeśli chodzi o takie dni, jak ten. - posmutniał, a ja wyczułam nutę braku zrozumienia

- Jak ten? - odwróciłam się w jego stronę, a w międzyczasie nadal szorowałam srebro.

- Leon co roku organizuje kolację dla naszej rodziny. Powód do szczęścia i nieszczęścia w jednym. 

- Nie rozumiem. - ciekawość zabrnęła w ciemne zakamarki tego domu.

- Jego urodziny, panienko. - spoważniał i spojrzał na zdjęcie ze ślubu, wiszące w kuchni. - Jeden z najbardziej okropnych, a zarazem cudownych dni.

- To raczej powód do świętowania. - zdziwiłam się.

- Nie, gdy twoja matka umiera podczas porodu. - jakbym wpadła do studni pełnej brudnej wody. Matka? Zmarła? Mówił o oddaniu go w ręce dziadka, jak wiele wycierpiał rozstając się z mamą, a teraz to? Czy Pan Antoni na pewno nie pomieszał faktów? Byłam mocno rozgoryczona i zagubiona.

- Mama Leona oddała za niego życie. Macocha Leona natomiast trafiła na bardzo popsutego mężczyznę, który ją zniszczył.

- Leon mówił o niej, jak o kimś...- wszystko się poplątało.

- Alicja była kobietą, która zaraz po ślubie chciała urodzić mu drugie dziecko. Niestety ojciec Leona...mój syn zawsze był idiotą. - machnął laską i zamknął oczy. - Kiedy się nie zgodził, Alicja przyjęła Leona, jak swojego synka. Z czasem Robert jednak odsuwał go od niej. Alicja wpadła w nałóg.

- Mówił o hazardzie. - czyżbym była okłamywana od początku?

- Alicja była dobrą zastępczynią i tu tkwił problem. Robert, mój syn nie chciał żony. Chciał opiekunki, przyjaciółki, powierniczki, ale nie miłości życia. Ją już przeżył.

- Mama Leona. - dopiero teraz dotarło. - Czy ja dobrze zrozumiałam, Panie Antoni? Mama Leona umarła podczas porodu. Jego ojciec żeni się po raz drugi tylko po to, aby synem miał się kto zająć? A co z nim? Co z jego obowiązkiem?! - byłam wściekła i rozżalona. Biedny chłopiec, który przeżył tyle odrzucenia. 

- Obwiniał Leona. - i nagle wszystko miało sens. Każda jego tajemnica. Być albo mieć. Negri i ja. Sam nie wiedział, czego pragnął, bo sam nigdy nie zaznał czegoś prawdziwego i normalnego. 

- Sukinsyny. Przecież to nie była zabawka! - rzuciłam szmatą o wypolerowaną zastawę. Kiedy usłyszałam stukanie obcasami, zamknęłam jadaczkę.

Wysoka ciemnowłosa piękność o nogach żyrafy, wkroczyła do kuchni i uśmiechnęła się.

- Witam. Dopiero co przyjechaliśmy...czy dziadek....- gdy zauważyła Pana Antoniego od razu podbiegła i nachyliła się, by go pocałować. 

- Intruz! - wiedziałam, że to nie może skończyć się dobrze.

- Już! - szybko odseparowałam ją od staruszka i zawiozłam do jego sypialni. 

Kiedy znów przebyłam cały maraton w uspokajaniu go, zmęczona poczłapałam w kierunku kuchni, gdzie pozostawiłam wykrzyczanego "intruza" o seksownych kształtach. Czy spodziewałam się kilku jego klonów w różnym wieku? Nie. 

- Kim...- spojrzałam w stronę sześciu kobiet. Jedna z nich wyróżniała się na ich tle. Rudawe włosy, ciemne oczy oraz zwarty w spojrzeniu pogardliwy ton. Alicja. 

- Przyjechałam na urodziny syna. A Pani to? - ależ miałam przechlapane. 

- Pola. Pomoc domowa. 

Niezadowolony wzrok oraz poczucie wyższości. Ta kobieta była zagadką. Błędem lub szczęściem, które ktoś nieładnie skrzywdził. W obydwóch przypadkach jednak musiałam mieć się na baczności. Była matką Leona. Tą, która kilkanaście lat temu przyjęła go do serca i została przez to wyrzucona na bruk. Ta, której nienawidził, a mimo to posiadająca ogromny wpływ. Tą, która za pstryknięciem palców, mogła zniszczyć czyjeś całe życie. I diabłem wiedział, że coś mi się zdawało, że to moje grało u niej w tej chwili, pierwsze skrzypce. 


Leon nie pojawił się po obiedzie, tak jak się tego spodziewaliśmy. Alicja dostarczyła wszystkim zdawkowej informacji o jego spóźnieniu, a potem dała nogę do sypialni Pana Antoniego i tyle ją widziałam. W większej części byłam z tego obrotu sprawy zadowolona. Mniej węszenia, mniej problemów. 

Kiedy zmywałam naczynia po rodzinnym posiłku, znów usłyszałam donośne stukanie obcasów. Wysoka brunetka ponownie zawitała w progu serca domu, ale tym razem od razu podeszła do stolika i usiadła w pozycji, z której mogłaby mnie poobserwować. 

- Pola. - zaczęła sama do siebie. - Długo tu pomieszkujesz? - nie musiałam odpowiadać, ale coś wewnętrznie pchało mnie do konfrontacji. 

- Ponad rok pracuję, a trzy miesiące mieszkam. - zdawkowe odpowiedzi powinny były jej wystarczyć.

- Spałaś z moim przyrodnim bratem? - myślałam, że się uduszę. 

- Nie jestem typem... - prychnęłam, aby nie dać podejrzeń.

- Nie oceniam. On lubi tajemnicze babki. Ty taka się wydajesz. - czemu skupiłam się na słowie "babki". 

- Lubi takie, jak ja? - tego jeszcze nie słyszałam. Nawet od właściciela danych preferencji.

- Leon święty nie jest. Mimo wszystko wszelkie znajomości jakie zawierał, opierały się o estradową fantazję. - wybuchła śmiechem. Miałam wrażenie, że podwędziła butelkę rumu z barku w biurze brata. 

- Estradowa? - próbowałam zrozumieć.

- Kobiety sukcesu, jak jego matka. Ta, która go urodziła. - wzruszyła ramionami, gdzie na jednym z nich widniał tatuaż w kształcie słońca.

- Kompleks Edypa? - zaczynałam się bać.

- Skąd. - machnęła dłonią i złapała za mandarynkę. - Leon uwielbia gry. Każda kobieta, która jest owiana tajemnicą, tak jak jego matka. Wiesz, co to burleska?

- Tancerka? - nie mogłam w to uwierzyć.

-  Cecilia La Rouge. Była właścicielem pierwszego teatru burleski w Mediolanie. 

- Nieźle. - Leon dlatego zakochał się w Negri. Była czymś, co łączyło go z matką oraz z jej światem. Utracił wiarę w jej magię, którą dawały mu moje występy, logicznie rzecz ujmując.

- Ty nie tańczysz, ale masz w sobie aktorski kunszt. - gdy zjadła owoc, a następnie zeskoczyła z siedzenia, podeszła do okna wychodzącego na taras.

- Nic mnie z nim nie łączy. - zaprzeczyłam. - Wczoraj rozstałam się z kimś...- chciałam się usprawiedliwić.

Dlaczego zawsze to działo się wtedy, gdy mówiłam swe myśli na głos? Te, które nie wypływały na wierzch, gdy ze mną rozmawiał? Nie wiem. Leon zwyczajnie w świecie pojawiał się tam, gdzie okazywałam słabość. Zawsze w takich momentach.

- Nina. - powiedział na głos i zwrócił uwagę swej siostry. Gdy podbiegła i rzuciła mu się na ramiona, miałam ochotę uciec. Zazdrość? Nie. Przeczucie, że rozmowa z brunetką zostanie przeniesiona na damsko-męski grunt. - Możesz pójść po mamę? Zamęczy dziadka, a za kilka minut chciałbym zacząć przyjęcie.

- Jasne. - ucałowała policzek bruneta i zniknęła, tak szybko jak przyszła.

Spięcie kończyn, jak za każdym razem nie nadeszło. Przez jeden dzień wiele zrozumiałam. Wiedziałam już dlaczego się bronił. Dojrzałam do tego aby zobaczyć sens Negri w jego życiu. Wszystko to przez samotność i rozłąkę. Tej, której nawet Pan Antoni nie był w stanie mu zrekompensować.

- Możemy porozmawiać? - huk dostawy cateringu, który wlał się do uszu, spowodował grymas na mej twarzy. Mimo wszystko nie spodziewałam się, że zamknie drzwi. Tak jakby odciął nas od reszty. Tak, jakbym pragnęła tego od samego początku.


***

- Poznałaś w końcu moją rodzinę. Jak się z tym czujesz? - "mężato" to odpowiednie słowo?

- To ciekawy temat. Twoja mama jest bardzo w...- wywróciłam oczami.

- Wredna? - uśmiechnął się i wsadził dłonie do kieszeni garnituru.

- Wymagająca. Przy rozkładaniu zastawy na obiad, dyrygowała lepiej niż niejeden profesjonalny muzyk. - kiwnęłam głową i zaczęłam ścierać blat.

- Możesz odpuścić na sekundę? Chciałem pogadać o wczorajszym...zerwałaś z Michałem? - to się nazywało "nie owijać w bawełnę."

- Dlaczego pytasz? - znowu gra. Wiedziałam, że to lubi.

- Po pierwsze wróciłaś do domu. Ja bym nie pozwolił na to, aby moja kobieta wracała do obcego faceta. W dodatku tak przystojnego i charyzmatycznego. - powiało skromnością. Czemu zaczęłam się śmiać jak głupia?

- Po drugie Michał odmówił spotkań w tym domu, a ja nie jestem tym...aby złamać mu serce.

- Wredny jesteś. - znów był bardzo blisko.

- Po trzecie właśnie powiedziałaś to Ninie. Słuch mam znakomity. Te ściany również mają uszy.

- Podsłuchiwałeś? - skarciłam go, ale w bardzo delikatny sposób.

- Może. - kiedy nachylił się, aby wykonać bardzo odważny ruch, ja odstąpiłam.

- Nie będę nią, Leon. Negri i ja to bardzo duża rozbieżność.

- Skąd ją znasz? - miałam wyjście.

- Z lokalu. Byłam tam kelnerką. Jak wiesz miałam kilka zajęć zanim tutaj zamieszkałam.

- Poznałem ją. Wtedy się zakochałem. - chyba się przesłyszałam!

- Poznałeś? Jak? - teraz to ja byłam przerażona.

- Po jednej z imprez w lokalu, dyrektor urządził wieczorek klasyki. Poprosił szefa lokalu o kilka dodatkowych występów. Szczęście czy pech chciało, że Negri zaśpiewała pare kawałków, ale podczas tego występu zasłabła...

Świat stanął mi przed oczami. Dzień, kiedy zmarła moja mama i druga rocznica żałoby. Pamiętałam ten dzień, jak przez mgłę. Bonus w postaci dodatkowej gotówki, tydzień przed znalezieniem kolejnej pracy. Byłam zmęczona. Cholernie zmęczona i wyczerpana pod naporem obowiązków. Zemdlałam, a obudziłam się dopiero kolejnego dnia w szpitalu. Barti mówił, że to jeden z tych gości zawiózł mnie  na pogotowie bez zająknięcia się. To on sprawdził puls i to on zapłacił dodatkowe pieniądze na leczenie krtani, które przeszłam miesiąc później. Czy nie miałam sumienia? Negri była wtedy dla mnie wszystkim.

- To ty opłaciłeś jej leczenie. - byłam wdzięczna i przeraźliwie zrozpaczona obrotem spraw. Teraz dotarło do mnie, że to wszystko nie miało sensu. Powinnam była spłacić dług i odejść.

- Dużo wiesz. - złapałam się na swym długim jęzorze.

- Negri nie jest szczęśliwa Leon. - mogłam mu pomóc i zamierzałam to zrobić. - To nie typ divy czy kobiety sukcesu. To młoda kobieta pełna problemów, komplikacji. Ma dobre serce, tego jestem pewna. Pytaniem jest czy chciałaby je oddać właśnie tobie.

- Każdy zasługuje na szansę. - tylko nie ja. Nie my. 

- Mam coś dla Ciebie. - podeszłam do szuflady, w której ukryty był powód mego złego samopoczucia. Całą noc myślałam, jak to zrobić. Miałam nadzieję, że być może odwróci mnie od tego poranna rozmowa czy wyznanie. I to w sumie się stało. Zostało mi wyznane o wiele więcej niż się spodziewałam. Tyle, że nie to, co chciałam usłyszeć. Gdy wyciągnęłam kartkę i podałam mu ją, cierpliwie odsunęłam się na bok i wyczekiwałam reakcji. 

- Odchodzisz? - spoglądał to na wypowiedzenie, a to na mnie. 

- Pan Antoni już wie. - uśmiechnęłam się smutno. - Zgodził się ze mną. 

- Czekaj. Pola. - położył dokument na stole, a potem spojrzał na mnie błagająco. - Jesteś...

- Nie zmuszaj się, Leon. - musiałam dać temu spokój.  - Twoja mama. Twoja druga mama. Twój ojciec. I ja. Wszyscy jesteśmy winni. Przyzwyczailiśmy Cię do tego, że nic nie jest wieczne. 

- Ty nic nie zrobiłaś! - jak mocno się mylił.

- Poprosiłam Negri, aby trzymała się od Ciebie z daleka. - musiałam to zrobić. 

-  Kłamiesz żeby...- ostatni strzał.

„...myślę, że najlepiej poznaje się miłość, gdy się najpierw popełni omyłkę, a potem ją naprawi” - zacytowałam, a sekundę później zobaczyłam  przed sobą demona. 

- Nie mogłabyś....wszyscy, ale nie ty. - cięcie tępym nożem. 

- Zakochałam się. Dla miłości jestem w stanie zrobić wiele. - spuściłam wzrok i skierowałam kroki w stronę drzwi. 

- Masz dokąd odejść? - nadal troskliwy.

- Poradzę sobie. - jak mocno bolało? Jak wyrwanie Negri z mego życiorysu. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger