środa, 23 maja 2018

Plan B (III)

 Leon czy Michał? 

Pozdrawiam, Wasza A.


***

Pierogi nie były moją specjalnością, ale odkąd Pan Antoni zaczął o nich coraz częściej wspominać, ugięłam się i zapragnęłam zrobić mu niespodziankę. W spokoju przez wzgląd na nieobecność Leona, który zniknął z samego rana, mogłam skupić się na przygotowaniu specjalnego farszu  przepisu, który skomponowała mama. Kiedy prawie skończyłam, huk drzwi wejściowych rozniósł się po całym domu. Pech Ci los! 

Pozycja bojowa przyszła naturalnie, tak jak dalsza obojętność względem jego osoby. Ciężki oddech oraz ziewnięcie dało znać, że jest w pobliżu. Zapach wody toaletowej unosił się od samego wejścia na mój teren. Tak, mój. Mocno pragnęłam aby go opuścił. 

Negri miała siedemnaście esemesów oraz kilka nowości, czyli połączeń. Stąd ta irytacja? Mało powiedziane. Jakbym samodzielnie chciała się wykończyć.

- Dziadek jest u lekarza? - złapał za jedną ze śliwek, a potem bez umycia jej, ugryzł połowę. 

- Wysłałam Ci wiadomość. - skupiłam się na jedzeniu, które nie mogło czekać. Z dwojga złego wolałam skorzystać z wrzątku zamiast stracić go w postaci wylania na łeb, komuś kto mnie nie słuchał.

- Jasne. - wiedziałam, że to dopiero cisza przed burzą. - Słuchaj...długo się znacie? Z Michalczykiem? 

- Musisz kupić worki na śmieci. - obrałam znaną strategię.

- Zwalniam Cię. - w sekundzie pozbyłam się fartucha, wytrzepałam dłonie od nadmiaru mąki i wyłączyłam gaz. Gdy zrobiłam krok w przód, znów się pojawił. Tuż przede mną. Czy to miejsce oraz głód tak wpływały na ludzi? Na ich nielogiczne reakcje? To była już trzecia "bliska" interwencja z jego strony.

- Chciałabym iść po rzeczy. Niech się Pan...- gdy dłoń zacisnęła się na mym przedramieniu, spojrzałam do góry. Niebieskie tęczówki śledziły każdy szczegół mej twarzy. 

- Możemy zakończyć te...- wibracja w mym telefonie, odciągnęła ciało od jego dotyku oraz spojrzenia. Szybko odeszłam na bok i ochłonęłam, aby móc zebrać myśli. Podstępny gad, wiedział, co robi. Gdy odczytałam esemesa, wyprostowałam kręgosłup i się uśmiechnęłam. - Możesz ze mną normalnie porozmawiać! - gdy podniósł głos, przelała się fala goryczy. Szybko wyczuł zagrożenie albowiem testosteron odbierał mu zdolność logicznego myślenia.

- Nie jestem niczyją własnością. - zaczęłam spokojnie. - Nigdy nie dałam Ci powodu abyś mógł mną pomiatać i oskarżać mnie o jakieś nieprofesjonalne podejście! - wszyscy w mej rodzinie wiedzieli, jak kończą się ze mną kłótnie, które trzeba dodać, bywały nieczęsto. Granica cierpliwości, którą przekroczono...nie łatwo było ją zawrócić.

- Przeprosiłem Cię! 

- Dlaczego chcesz abym tłumaczyła się z rzeczy, które Cię nie dotyczą, co?! - cisnęłam fartuchem o podłogę.

- Chcę zakończyć spór, który od samego początku nie ma sensu! Do jasnej cholery, Pola! Pewnego dnia przychodzę do domu, a ty boczysz się na mnie i nawet nie jesteś mi w stanie wyjaśnić dlaczego! Jak byś to odebrała!? - jeden zero dla niego. Negri była wytworem, który go omotał, a ja nie miałam prawa niczego w tym zmieniać. Nie był mój. Szef, pracodawca, przyjaciel i nic więcej. 

- Miałam bardzo zły okres w swym życiu. Nie zawsze muszę się uśmiechać, Leon. 

- Dobra. - machnął dłonią i uspokoił nerwy. Ja też wzięłam głęboki wdech. - Możemy o tym zapomnieć? Po prostu...współpracujmy. - zabrzmiało jak prośba.

- Dobra. - po kilku sekundach zdecydowałam. - Dam Ci to czego chcesz, ale pod jednym warunkiem. 

- Jasne. - zgodził się na krucjatę. 

- Jeśli między nami coś zgrzytnie, po prostu odejdę. - wiedziałam, jak to się skończy.

- Zero pretensji, zero pytań, czysta współpraca. - był na straconej pozycji, a przy tym nie wyglądał na przekonanego. 

- Zero zastawiania mi drogi, zero wypytywania o Michała, zero jakichkolwiek spraw, które mogłyby mnie rozdrażnić. 

- Dobrze. Chcesz dziś wyjść wcześniej? - gra, którą miałam rozpocząć da mu nauczkę na całe życie.

- Obiad, potem odbiorę Pana Antoniego i dopiero wyjdę. 

- Dobrze. Jestem w biurze. Daj znać, jak obiad będzie gotowy.

- Okej. - krótkie, zwięzłe i niebezpieczne przyzwolenie. 

***



Michał bawił się deserem lodowym, który zaproponowałam mu do kawy. Przychodziłam w to miejsce z siostrą za każdym razem gdy dostawałam wypłatę, więc miałam nadzieję, że przypadnie mu do gustu. Z całej tej sytuacji bowiem wynikł niezły mezalians. Ja naprawdę nie miałam ochoty szwendać się po męskich wyobraźniach, stęsknionych za orgazmami i tak dalej. Zwyczajne pogaduszki oraz forma rekompensaty za niezbyt miłe pożegnanie, którego powodem było przybycie Leona, oto cała intryga. Miałam jedynie nadzieję, że blondyn odczyta to w ten sam sposób. Jeśli chciałam skupić się na samorealizacji i przy okazji nauczce dla powodu mej bezsenności, musiałam być pewna, że nie czekają mnie żadne dodatkowe atrakcje. Na przykład zafascynowany spotkaniem po latach prawnik. 

- Długo znasz się z Leonem? - nie sądziłam, że wskoczy na takie tematy.

- Ponad rok, ale rozmawiać zaczęliśmy miesiąc temu. - wzruszyłam ramionami i upiłam łyk mrożonej kawy z syropem kokosowym. Moja ulubiona forma wynagrodzenia złego humoru, właśnie zaczynała działać.

- To nie wyglądało na rozmowę. - prychnął i oblizał usta, na których pozostała bita śmietana. Czemu mimo wszystko skupiałam na nich swoją uwagę? Wilczy głód kobiecego popędu to najlogiczniejsze wyjaśnienie. I jedyne.

- Cóż. Leon to kawał snoba, który raz zachowuje się jak bohater, a chwilę później...- nie mogłam poskładać tego w całość. Gdy przychodziło do rozmowy o nim, wylewałam litanię rzeczy, ale mając okazję być bezpośrednio, tuż przy nim, znaleźć jakąś zaletę...gubiłam się. 

- Łączy was coś? Poza relacją zawodową? - możliwe, że uzyskałam odpowiedź na swe wszelkie obawy.

- Pytasz z powodu ciekawości czy masz zamiar użyć tych informacji? - uwielbiałam igrać z losem, a przy Michale czułam ogrom swobody. Jedyne spięcie ciała do maksimum odczuwałam przy Leonie. Oczywiście przede wszystkim ze względu na złość i zemstę, która odżyła po naszej zgodzie. Tak. Kłamałam. 

- Miałem zaprosić Cię na randkę wieki temu, ale jakoś nie było okazji. - dobrze, że siedzieliśmy bo zapewne upadłabym z wrażenia. On i ja? Nigdy.

- Michał nie obraź się, ale...ja nie jestem chyba specjalistką od tych spraw, jeśli wiesz, co mam na my śli. Poza tym jesteśmy z dwóch różnych światów. - chciałam rozwiązać to polubownie.

- Mamy jeden świat i różne życia, ale to nie ma wpływu na nasze charaktery czy zasady. Nie przekonywuje mnie ten argument. - zdarzył mi się, mistrz walki ciężkiej w podrywie. Leonowi szykowała się konkurencja. Jak nie stalker to desperat. 

- Michał...- chciałam jeszcze raz wytłumaczyć, ale przerwał mi.

- Zróbmy tak. Jeśli do końca sprawy z Leonem, a potrwa ona jakieś dwa miesiące, zdecydujesz się zaryzykować randkę to dasz mi znać, dobra?  Jeśli nie, to po prostu znów zniknę, a ty będziesz miała sprawę z głowy. 

- Żadnych pośrednich rozwiązań? - o, co ja pytałam?

- Jestem bardzo zdecydowanym facetem, Pola. - zawołał kelnera i zapłacił za zamówienie. - Do zobaczenia w willi snoba. - rozbawił mnie. 

Z uśmiechem na ustach pożegnałam go i powędrowałam w swoją stronę. Musiałam wszystko przemyśleć. Randka z Michałem? Jedynie po przygodzie związanej z karą Leona.


„Czemu Pan się ze mną kontaktuje?. Pierwsza wiadomość poszła gładko. Nie miał pojęcia, że znajdująca się w pokoju obok gosposia jest przebiegłym lisem. Tak, to nastawiło mnie do pozytywnej oceny sytuacji.

„Fascynacja, która trwa rok to chyba niezauroczenie”. Był bardzo dobry.

„Fascynacja nie przeradza się w umowę kupna, sprzedaży”. Cios.

„Wiem, że twój czas jest drogocenny, więc chciałem przejść do rzeczy”. Punkt dla niego.

„Mój czas to moja sprawa, Panie Leonie. Czego Pan chce?”. Musiał wiedzieć z kim zadrze.

„Poznać Cię. Już od jakiegoś czasu....” Cisza. „... dla niego ogół dziewcząt na świecie dzieli się na dwa gatunki: pierwszy — wszystkie dziewczęta na świecie prócz niej; są to zwykłe sobie dziewczęta, mające wszelkie ludzkie niedoskonałości; i drugi gatunek — ona jedna, bez żadnej ułomności, górująca nad wszystkim, co ludzkie”.

Zbił mnie z tropu. Całkowicie odciął od uczucia nienawiści. Jak mógł wysyłać mi tak romantyczne rzeczy, choć widział jedynie na scenie? Mnie? Nie! Nie mnie! Ją. Pieprzoną Negri.

„Anna Karenina”. Krótko i zwięźle. Czemu musiałam odpisać? „Grzebiąc w duszy, wydobywamy nieraz to, co leżałoby tam niepostrzeżenie”.

„...myślę, że najlepiej poznaje się miłość, gdy się najpierw popełni omyłkę, a potem ją naprawi”. Dlaczego nam to robił? Straciłam panowanie nad tym, co właśnie wywołał. Jak mocno chciałam iść i stać się pierwszym rodzajem kobiety, o których wspominałam? Bardzo. Cholernie bolało.

Dobranoc". Musiałam przestać. Wszystko, co zakładałam, okazało się o wiele trudniejsze. Dotarło bowiem do mnie, że nie robił nic złego. Zakochał się. Jedynie fakt, że nie w prawdziwej mnie zesłał na głowę tysiące myśli oraz pomysł zemsty. Zwyczajnie w świecie zazdrościłam Negri, która miała być dla mnie ratunkiem. Okazało się jednak, że to on nim był. Tyle że wcale a wcale nie robiło to dla niego różnicy. Chciał jej.

„Słodkich snów”. Łzy same pojawiły się na twarzy. Szloch oraz brak powietrza, a następnie histeria oraz wyłączenie aparatu. Jednego niestety nie potrafiłam wyłączyć. Uczucia. Pieprzonych emocji, które złamały me serce.

***

Sylwia pomagała mi w pieczeniu sernika, chyba pierwszy raz w życiu. Odkąd Miłosz pojechał w małą trasę, zatęskniła za przyjaznym towarzystwem, którego niejako byłam częścią. Od momentu wyjścia do baru, czyli miesiąc, całkowicie nie rozmawiałyśmy. Dopiero teraz nawracałam się na poprzednie przyjacielskie tory. Tak jakby całej sprawy z Leonem nie było.

- Co u szefa? - wskoczyła tyłkiem na blat obok kuchenki i skradła jedną z truskawek, które właśnie płukałam. Odkryte tatuaże oraz mroczny styl nie pasowały do wizerunku pomocy kuchennej.

- Nie masz przypadkiem faceta? - zaśmiałam się i podeszłam do lodówki, aby dosięgnąć bitej śmietany.

- On się nie liczy. Porzucił mnie. - udawała obrażoną i kilkukrotnie pomachała nogami, jak mała dziewczynka, chcąca wzbudzić litość.

- Pojechał do pracy. - pokręciłam głową i rozpoczęłam tworzenie galaretowatej warstwy wraz z owocami. - Musicie za coś żyć.

- A co u Ciebie? Napatoczył się ktoś? - gdy już miałam opowiedzieć o Michale, usłyszałyśmy szmer oraz pukanie w futrynę, dochodzące z drugiego końca kuchni.

- Dzień dobry. - Michał spojrzał na mnie, a następnie na Sylwię, która o mały włos nie udławiła się kolejną pożeraną truskawką. - Zastałem Leona? - upaćkana w mące oraz soku z truskawek, wskazałam palcem na sufit.

- Biuro. - ucięłam. Nie chciałam dawać powodów do zamieszania, które Sylwia od razu by stworzyła. Jeśli chodziło o znalezienie mi faceta, cóż...odgrażała się wiele razy.

- Jasne. - zamiast od razu wyjść, pozostał w miejscu na kilka sekund. Szybko jednak posłałam mu zdziwione spojrzenie, a gdy skierowałam wzrok na Sylwię, zrozumiał i niczym strzała pognał w stronę schodów.

- Pan adwokat i ty? - jej buzia przypominała teraz portal czasowy z filmów si-fi. Nie mogła uwierzyć, że coś między nami jest, a raczej, że nic nie ma.

- Nie. - zajęłam się ciastem i nawet na moment na nią nie spojrzała. Co, jak co ale Sylwia była mistrzem doczytywania emocji z oczu. Nikt, ani nic się przed nią nie ukryło.

- Polcia...- gdy wrzuciłam do zlewu jedną z brudnych szklanek, a dźwięk rozwalonych kawałków zawędrował do uszu, przeraziła się. Jedną z dłoni położyła na mym ramieniu. - Ej, przepraszam.

- To ja przepraszam. - znów wróciłam myślami do wczorajszej nocy. "...myślę, że najlepiej poznaje się miłość, gdy się najpierw popełni omyłkę, a potem ją naprawi...". Słowa dudniły w uszach wraz z hukiem po stłuczonym szkle. - Jestem trochę zmęczona. 

- Ostatnio mało rozmawiałyśmy. Coś ważnego się wydarzyło? - nachyliła głowę, aby złapać mój wzrok. 

- Wracam na studia. - skwitowałam i czekałam na reakcję. Zaskoczenie pomieszane z ekscytacją widniało w jej oczach. - Muszę zdać egzaminy, które...

- Praca? - gdy nie odpowiedziałam, domyśliła się. - Powiedziałaś mu?

- Nie. Nie miała okazji. - głos Leona rozbrzmiał w bębenkach niczym hymn grany na starym instrumencie. Byłam bezrobotna. I to już zapewne od dziś. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger