wtorek, 29 maja 2018

Plan B (IV)

Idziemy, jak burza...

Nawiązując do Leona, musimy poznać i trochę jego historii. 

Zapraszam. Wasza A. 

***


- Możesz nas zostawić? - nawet nie spojrzałam na Sylwię. Zawiedziony wyraz twarzy pracodawcy, wzbudził wstyd. Miał prawo wiedzieć. On, jak i Antoni. To przecież o niego głównie chodziło.


- Będę na tarasie. - zniknęła w trybie natychmiastowym, ale tuż przed wyjściem posłała mi smutny uśmiech. Szczerość. Sylwia zawsze powtarzała, że człowiek nie rodzi się idealny, dlatego z pewnych rzeczy musi wykaraskać się w sposób brudny lub krzywdzący dla innych. Nasz egoizm czasami musi być ratunkiem.


- Mieliśmy współpracować. - utkwił spojrzeniem w niezidentyfikowanym punkcie. Kiedy znów na mnie spojrzał, poczułam spięcie. To znajome uczucia elektrycznej fali, która obezwładniała umysł. Tak, jak przy naszej pierwszej rozmowie.

- Współpraca kończy się wraz z wypowiedzeniem. - wytarłam policzek, który ubrudziłam w momencie nakładania masy. - Taka kolej losu.

- Mojemu dziadkowi też to powiesz? - wskazał na drzwi, patrząc na mnie pytająco. Był wściekły i miał rację. Znowu. - Ile ty masz kurwa lat Pola, co? Siedem? To jest jedyny człowiek...- ugryzł się w język, aby uchronić mnie przed najgorszym. Gniew, który w nim narastał, był widoczny na zewnątrz. Ruszające się dynamicznie nozdrza oraz nerwowe unoszenie klatki piersiowej. - Nie mam na to siły.

- Nie zamierzam odejść z dnia na dzień. - próbowałam go uspokoić.

- Chyba że znów zrobię coś nie tak, prawda? A co z tobą, Pola? Co ja mam zrobić z faktem tego, jak ty się zachowujesz? Normalny i logicznie myślący szef... Naprawdę się zawiodłem. - uniósł obydwie dłonie, a potem położył je na biodrach.

- Posłuchaj. Pogodziłam się z faktem, że nie jesteś mną zainteresowany. Mam swoją dumę, ale dobrze wiesz, że taki układ sił kuleję. Stało się. - byłam szczera.

- Miałem rację. - zamknął oczy i skupił swe myśli.- Ta rozmowa odbędzie się tylko raz, okej?

- Nie rozumiem. - wytarłam brudne ręce o biodra.

- Nie chodzi o Ciebie, Pola. Ja jestem bardzo skupiony na swojej karierze oraz kimś...- nie sądziłam, że będę chciała go zamordować. W myślach wyobrażałam sobie, jak oświadcza się Negri. Cios jeden za drugim.

- Kochasz kogoś, kogo mieć nie możesz. - popatrzyłam na niego z tą nutą wdzięczności, która nie powinna była wyjść na zewnątrz. Jakbym była dumna z wypowiadanych słów.

- Powiedzmy. - skinął głową i usiadł obok stolika z przygotowanym spodem pod ciasto. - Nie miałem kolorowo, jeśli chodzi o damskie wzorce.

- Zebrało się nam na wyznania, co? - musiałam odpuścić. Gdy uśmiechnął się, a ja usiadłam naprzeciw, przez kilka sekund siedział w ciszy.

- Matka jest hazardzistką, która cały swój majątek chciała przeznaczyć na diamenty i nowych kochanków. Ojciec zmarł, jak miałem osiem lat. To dziadek był dla mnie wzorem. Dwadzieścia jeden lat do tyłu, zabrał mnie od niej i uczył. Uczył wszystkiego. Życia, zasad, ale...

- Nie pokazał, jak można zdobyć zaufanie. - coś o tym wiedziałam.

- Moja przyrodnia siostra jest owocem romansu. Ojca, który miał najwidoczniej dość życia z kobietą, która jedynie żądała. Nie mam żalu. Wiem jednak, co oznaczają słowa źle ulokowane uczucia". Miałem tego pod dostatkiem.

- Babcia wyrzekła się całej naszej rodziny zaraz po rozwodzie. Półtora roku po ślubie. Zostawiła mojego dziadka z dwoma małymi dzieciakami i zwinęła manatki. Uwierz, wiem, co oznaczają źle ulokowane uczucia.

- Baby. - gdy ubiłam go w ramię, prychnął. - Nie mam racji?

- Ta osoba, o której teraz myślisz. Długo się znacie? - czemu to sobie robiłam?

- Czuję jakby całe życie. - chłopiec marzący o kimś, kogo nie mógł mieć. Tak, jak matki. Sprawa wyjaśniona. Czy było mi lżej? Nie bardzo.

- Ona czuje coś...- chciałam, aby przyznał się do tej chorej fascynacji. Dlaczego? Mogłabym go uratować.

- Nie. Zresztą... - zamilkł. - Ta rozmowa się skończyła. Jeśli chodzi o twoje odejście...to rozumiem. Chciałbym jednak wiedzieć kiedy i przy okazji, nie w formie awantury.

- Byłam rozgoryczona, bo nie znałam powodu, a raczej sądziłam, że to we mnie jest problem.

- Masz pełne prawo, żeby odejść. - chciał tego. Zrozumiałam, że się nie podda. Najwidoczniej trzymał się nadziei, którą musiałam mu odebrać.

- Michał od dawna dla Ciebie pracuje? - chciałam zmienić temat.

- Ależ ty masz dynamiczne podejście do facetów. - gdy wstał i znowu zrobiło się między nami luźniej, oprzytomniałam. Na kim chciałam zemsty? Jedynie na samej sobie. Musiałam bowiem być w tym szczera do końca, a Leon zasługiwał na prawdę. Jak miałam jednak odejść od Negri i wierszy, które wieczorami do niej wysyłał? Coś wrzało. Mroczna część mnie stukała z tyłu głowy jak zepsuta część w samochodzie. Chciałam ją naprawić, ale kompletnie nie znałam sposobu.

- Jestem ciekawa. Nie jest zły, że tak długo...- wywrócił oczami i szybko popędził w stronę wyjścia.

- To wszystko przez Ciebie! - krzyknął, ale już nie wyczułam żadnego zarzutu. Spuściliśmy z tonu. Miałam nadzieję, że moja inna strona również odeszła w głęboki sen.

***





"Śpisz?". Wiedziałam. Co wieczór zadawał to samo pytanie.

"Staram się". Po dzisiejszej konwersacji musiałam wybrać, którą drogą podążę. Jeśli okazałoby się, że Leon zajdzie mi za skórę to zwyczajnie w świecie urwę kontakt i tyle. Nawet rozważę pozostanie tutaj. Jeśli jednak wyszłoby na jaw, że to coś więcej niż przelotny flirt, a dotrę również do źródła...wtedy będę zmuszona odejść. Odejść od wszystkiego, co we mnie buzowało i sprawiało, że uciekam od prawdziwej siebie.

Bałam się. Że zniknę. Że stanę się nią, byleby tylko z nim być. Tak, jak robiła to moja babcia. Aby ugrać swoje, musiała przystosować się do warunków. Nawet jeśli łączyły one w sobie utratę rodziny oraz godności. Bałam się, jak cholera. Tej pieprzonej natury bezwstydnicy, do której przywykła Negri, jak i Zofia Czarnecka. Jednego czego dziś byłam pewna to fakt, że nie mogę wyznać mu prawdy. Nie byłam na tyle zdecydowana, by go zranić. I pomimo, że swoim wyznaniem sprawił mi ból, przemyślałam to. Nie zasłużył sobie na taki cios oraz wyzysk. Zemsta najlepiej smakowała na zimno, a ja przecież płonęłam. Ot, co cały ambaras.

"Stęskniłem się. Czemu nie odpisywałaś? Czyżby jakiś adorator?". Obłęd. Czysty obłęd.

"Tak. Jest taki jeden uparty człowiek, który posiada duszę romantyka". Nie kłamałam Naprawdę taki był.

"Dasz mi szansę?". Przekręciłam się na drugi bok i z uśmiechem na ustach odczytałam treść. Jeszce raz. I jeszcze jeden. Chciałam aby zadał to pytanie. Zwykłe, skromne, ale jakże znaczące. Chciałam aby zapytał o pozwolenie. Co z tego, że w prawdziwym życiu to nie miało prawa zaistnieć, prawda? Żenada roku.

"Czego oczekujesz?". Musiałam wiedzieć.

"Chciałbym móc zabrać Cię na kolację. Mam jacht...nie jestem snobem...". A to Ci nowina!

"Dlaczego nie znajdziesz sobie dziewczyny w pobliżu? Zapewne niejedna zakochałaby się w tych wierszach i kolacjach na jachcie. Nie znasz mnie". Palce ścierpły, a oddech stał się płytszy niż zwykle, gdy wysyłał romantyczne wyznania.

Brak odpowiedzi. Dlaczego? Zaczęłam się obawiać.

***

- Nienawidzę ziołowych herbat. - Michał przyglądał się na cały proces zaparzania idealnej, staromodnej kawy, którą ubóstwiał Pan Antoni. Od kiedy tutaj stał? Cóż, odkąd Leon musiał nadrabiać kilka spraw w firmie, gubił zegarek, a blondyn nudził się i w efekcie dotrzymywał mi towarzystwa. 

- Leczą rany duszy. - wzdychnęłam i zajęłam się przygotowaniem saszetek z cytrusowymi ziołami. 

- Leon ma ostatnio gorący okres. Jak nie firma to zły humor. Pewnie dostaje Ci się...- usiadł przy stoliku i postawił na nim ogromną teczkę z dokumentami. 

- Nie widujemy się. Może to i dobrze. - wzruszyłam ramionami. 

- Czy to ma związek ze mną? - skromność górą. 

- Chciałbyś. - prychnęłam. 

Gdy poczułam ciepły oddech na swym karku, zdrętwiałam. Wdychał mój zapach. Do jasnej cholery, wdychał mój zapach i nawet nie zapytał! Ekscytacja wymieszana z strachem uderzyła w głowę niczym metalowe wiadro. 

- Chciałbym. - mruczał. Nie mogłam się obrócić. Całe ciało zesztywniało, gdy złapał dłońmi za wcięcie w talii i zbliżył swą twarz jeszcze bardziej. 

- Czy ty próbujesz...- wydukałam, stojąc nadal sparaliżowana. 

- Uwieść Cię? Tak. I mówię to z pełnym przekonaniem. - dopiero teraz się odwróciłam. Patrząc w ciemne oczy, poczułam głód. Ten głód kobiecych pragnień, których Leon nie miał odwagi zaspokoić. 

Kiedy szorstkie usta musnęły delikatną skórę mych warg, odleciałam. Pocałunek nie był jednym z tych drapieżnych, ale to wcale nie umniejszało jego działania na me ciało.  Był dobry. Jak białe wino, które z każdym kolejnym łykiem nabierało nowego smaku. Czułość. Było w nim jej wiele. Dłonie bezwarunkowo oplotły rozgrzany kark i przyciągnęły go jeszcze bliżej. Męski dotyk spoczął na biodrach. Po chwili posadził mnie na blat kuchenny i szybko zmienił punkt zaczepienia. Usta podgryzały skórę szyi, powodując dreszcz samych opuszek palców.

- Co to za czasy żeby kobiecie kolacji nie zaproponować! - głos Pana Antoniego oraz stuk laski o meble, momentalnie wyrwały nas z intymności. Gdy zeskoczyłam z płyty, pognałam do czajnika, skwierczącego od dobrych kilku minut, który zapewne był powodem niespodziewanego pojawienia się staruszka. 

Przypomniał mi się moment z wczorajszego wieczoru. Leon i jego pytanie o kolacji, było odbiciem lustrzanym wychowania przez Pana Antoniego. Dlatego taki był. Dlatego tego chciał. 

- Panie Antoni. - chciałam się wytłumaczyć i przeprosić o niestosowne zachowanie. - Ja...niech Pan nie mówi swojemu wnukowi. To jest bardzo drażliwy temat. 

- No nie wiem. - zmarszczył czoło i zmrużył oczy. - Bardzo się rozczarowałem. Ale...

- Ale? - Michał patrzył na mnie, jak zaczarowany. Hormony, czy co?

- Nie na tobie. Na tym..o tu! - machnął laską na Michała. - Chłopcze! Czy Ciebie nie nauczono, że dama najpierw musi sobie dobrze pojeść, aby móc się namyśleć? 

Nie mogłam powstrzymać śmiechu, który zebrał się i wypłynął na wierzch.

- Panie Antoni, Pan wybaczy. Pola...- zwrócił się do mnie, jak przy oświadczynach. - Pójdziesz ze mną na randkę? - czemu znów wybuchłam śmiechem. 

- To mój warunek. - Pan Antoni nie pomagał. Serce nie sługa? No jasne. 




Leon siedział w salonie od dobrych dwóch godzin. Gdy pozamykał wszystkie drzwi, zasunął rolety i zwyczajnie w świecie odciął się od reszty domu, zaczęłam się martwić. Głowa pulsowała od gromady pomysłów, jak zaaranżować rozmowę jednocześnie jej nie aranżując. 

Piekąc kolejny sernik w tym tygodniu, zaskakiwałam samą siebie. Skończony i pachnący skusiłby samego wilka od Czerwonego Kapturka, więc Leon nie miał szans na wygraną. Kiedy trzy razy zapukałam i usłyszałam krótkie "wejść", odważyłam się wkroczyć do jamy zła. 

- Przyniosłam coś z dużą ilością cukru na poprawę humoru. - miałam zacząć delikatniej, ale co tam.

- Nie sądzę, że wyrób cukierniczy jest w stanie mi pomóc. - nawet na mnie nie spojrzał. Cóż, miał ku temu powód. 

Kiecka w stylu retro, wykopana z dna  szafy przez samego Pana Antoniego, była prezentem na dzisiejsze spotkanie. Michał miał przyjechać po mnie o siódmej, ale kobieca ekscytacja nie mogła powstrzymać mnie przed o wiele wcześniejszą przymiarką. Koronkowy beżowy materiał rozciągający się od ramion aż do kolan, przypominał jedwab. Szczerze mówiąc, wcale nie zdziwiłabym się gdyby nim był. Urszula bowiem nie chodziła w łachmanach, a po drugie, rzeczy szyte w czasach jej młodości odbiegały od dzisiejszej jakości. Zwężona w pasie była tasiemką z kilkoma małymi perełkami. Dziewczęca a zarazem elegancka, której lejący materiał wręcz "doklejał" się do ciała i sprawiał, że nabierało ono kształtów. 

Włosy upięłam w delikatny kok z kilkoma wystającymi kosmykami wokół twarzy. Filmy na serwisach społecznościowych, w końcu się do czegoś przydały, a ja mogłam pogratulować samej sobie cierpliwości. Makijaż? Alergia nadal działała. Twarzy wysmarowałam delikatnym kremem, a usta pociągnęłam bezbarwnym błyszczykiem. Biżuteria ze względu na dużą ilość detali w sukience, pozostała w małej szkatułce.  Elementem dodatkowym była jedynie bransoletka babci, którą przysłała mi na osiemnaste urodziny. Zawsze nosiłam ją na kostce. Dlaczego? Rodzina nie byłaby zachwycona pomysłem wdzięczenia się czymś, co wprawdzie utopiło cały nasz majątek. 

Kiedy postawiłam talerzyk tuż przed jego rozwalonym na sofie ciałem, zakrztusił się. Zaskoczona odeszłam kilka kroków w stronę okna i rozsunęłam bordowe, ciężkie kurtyny. Głośne oddechy i świst dochodzący ze strony Leona, nie wzbudził we mnie lęku. Dopiero gdy w jednej sekundzie zjawił się przed mym nosem, oprzytomniałam. Byłam w paszczy lwa, którym miotały sprzeczne emocje tęsknoty i zagubienia. Człowieka, który nie miał pojęcia, jak mocno wzięłam do serca sobie jego słowa o "szacunku do mojej osoby". 

- Skąd masz sukienkę? - kolejny błąd. To nie ja byłam powodem zaskoczenia, a jedynie kawałek ładnego materiału.

- Pan Antoni mi ją dał. - wzruszyłam ramionami, a potem zmierzyłam się od stóp do głów. - Ładna?

- Oddasz mu ją. Praca w domu nie wymaga, abyś chodziła w jedwabnych szatach, prawda? - skąd wziął się ten potwór? Kim on był?

- Pracę na dziś skończyłam. Sukienka nie jest prezentem od Ciebie, więc nie masz prawa wymagać, abym ją zwróciła. - miał bardzo dużo do stracenia.

- Nie masz okazji, by ją nosić. Poza tym, nie pasuje do twojego stylu bycia. - niczym cios w twarz. Nie miał pojęcia, jak mocno przekroczył granicę dobrego smaku.

- To nie twoja sprawa, ale okazja wręcz idealnie nadaje się do jej prezentacji. Jeśli chodzi o gust...sądzę, że Michałowi się spodoba. - ominęłam nabzdyczone metr dziewięćdziesiąt i skierowałam się do wyjścia. Gdy silny uścisk na przedramieniu, odwrócił mnie w swoją stronę, miałam ochotę wydrapać błękitne oczy. Był bliżej niż zwykle. Wzrok? Takiego jeszcze go nie widziałam. 

- Nigdy więcej się z nim nie spotkasz! - a to ci heca! Pan i władca zarządził swym majątkiem po raz kolejny! - Na pewno nie tak...- spojrzenie skierował na me ramiona, talię, a na koniec znów powrócił do twarzy. Bicie serca odbijało się od mej klatki piersiowej. Był naprawdę blisko.

- Koniec! - wyrwałam się z uścisku oraz uciekłam od sprawiającemu ból serca, kołataniu. - Dość Leon! Chciałam być twoim pracownikiem, nie wyszło. Chciałam abyś mnie zauważył, nie wyszło. Chciałam być twoją przyjaciółką, nie wyszło. - z każdym kolejnym słowem, odczuwałam coraz większe przygnębienie. - Wystarczyło, że ktoś zwrócił na mnie uwagę i sprawił, że chciałam stać się lepsza...nagle wychodzi, tak?!

- Pola, ja nie chciałem...Ty nic nie rozumiesz. - próbował dotknąć ramion, ale i tym razem się odsunęłam.

- Doskonale wszystko rozumiem. Michał to konkurencja. O to w tym wszystkim chodzi. Chyba, że się mylę i nagle jestem kimś więcej, niż tą, którą szanujesz? - zaskoczenie i niepewność. 

Sekundę później znalazłam się w innym świecie. Silne dłonie chwyciły mą twarz i tym samym zamroczyły jasny tok myślenia. Oparł głowę o moje czoło i również zamkną oczy. Kolejny raz zrobił coś, co kompletnie nie pasowało do reguł, które sam ustanowił. 

- Nie idź z nim. - to nie był rozkaz, a prośba.

Dźwięk klaksonu z ulicy oderwał mnie od niego. Może nie tylko to? Może zwyczajnie w świecie nie chciałam być produktem zastępczym, potocznie zwana tą drugą. Substytucja nie była wskazana. Ponieważ ja nigdy nie byłam pierwsza, a pierwszy raz w życiu chciałam być. 

***

- To był świetny wieczór. - rozmarzona kręciłam głową, opartą o skórzany zagłówek. - Deser cytrynowy bomba. Nie dałabym radę wcisnąć trzeciej porcji. - oblizałam usta i zamknęłam oczy. Staliśmy centralnie przy ulicy naprzeciw domu Leona. Czemu czułam się, jakbym odgrywała rolę żony zdradzającej kochającego męża? 

- Ja bym jeszcze coś przekąsił. Na słodko oczywiście. - zrozumiałam aluzję. Odchyliłam się w jego stronę, a po kilku sekundach poczułam ten sam czuły ucisk w podbrzuszu. Motyle? Nie. Sumienie, które kopało moje serce w kostkę, nie dawało świętego spokoju. 

- Dziękuję. - szepnęłam w jego usta, gdy oderwał się od moich. 

- Wyglądasz jak gwiazda kina lat siedemdziesiątych. - zamruczał w mój policzek. Było duszno oraz subtelnie. Atmosfera działała na wszystkie zmysły.

- To źle? - ciągle zamknięte oczy. Sennie i romantycznie, jak cholera. Czemu Leon tego nie potrafił? I dlaczego myślałam o nim w takim momencie?

- Skąd...uwielbiam Marylin Monroe. - kolejny luźny śmiech i cisza.

- Mogłabym tutaj zostać. W ciszy. Z tobą. - miałam nadzieję, że nie odbierze tego w dziwny sposób.

- Będziesz miała na to sporo czasu. - szepnął.

- Naprawdę? - wdychałam jego zapach. Tak, jak kogoś innego przed paroma godzinami. Z tym, że przy tamtym czułam bicie serca.

- W końcu zostaniesz moją żoną. - dopiero teraz na niego spojrzałam. 

- Nie wiesz o czym mówisz. - momentalnie zebrałam się w sobie i przebudziłam zmysły. 

- Powiedziałem...- szybko złapał mnie za dłoń i próbował uchwycić spojrzenie, które uciekało od niego.

- Nie jestem materiałem na żonę. 

- Nie każę Ci przecież już dziś wybierać sukni. - teraz na niego spojrzałam.

- Problem w tym, że nie będziesz mógł nigdy o to poprosić. Ani dziś, ani za dziesięć lat. - nie znał mojej historii, a pragnął duszy oraz przysięgi.

- Pola, ty naprawdę chcesz zostać bez szklanki herbaty na starość? - babcia skrupulatnie nauczyła mnie jak funkcjonują małżeństwa i ile są warte. 

- Ten, kto będzie ją przynosił...nie będzie musiał patrzeć na obrączkę, żeby ją przygotować. Nie dlatego że powinien, Michał. Dlatego, że chce. - zrozumieliśmy. W tym momencie obydwoje zrozumieliśmy.

- Mam powiedzieć żegnaj czy do zobaczenia? - wszyscy byliśmy pokiereszowani. Jedni gorzej, drudzy lżej.

- Pa. - pocałunek w policzek był miłym zakończeniem tej krótkotrwałej więzi. Bo przecież sam seks i czułość to za mało. Bo kolacje z przymusu to nie efekt zaangażowania. Bo "jak być powinno" nie jest dla mnie. Milion powodów, w których od samego początku ukrywała się prawda. Bo ja już miałam swoją szklankę herbaty na starość. Pech w tym, że była ona mocno stłuczona i nie chciała ratunku. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger