piątek, 17 sierpnia 2018

Skoro już wiesz... (II)


Co stanie się, kiedy tęsknota stanie się rutyną?

Zapraszam. Wasza A. 

***



Wybierając ubranka dla małego, czułam się jak kosmitka. Daria zachwycała się nad koronkami, małymi skarpetkami oraz innymi pierdołami. Biel wypełniała sklep niczym górki śnieg w okresie zimy. Z uśmiechem na ustach przypomniałam sobie ostatnią wyprawę z Bartkiem. Na urodziny zabrał mnie w Tatry i nawet sam przygotował kilka romantycznych niespodzianek. Czasami zastanawiałam się, jakim cudem wybrał akurat mnie. Okej, już nie przypominałam zaniedbanej kury domowej, ale daleko było mi do dziewczyny z ognistym temperamentem. Huragan? Burdel wokół miejsca pracy i kilka nieumytych talerzy w zlewie nie robiło ze mnie niezależnej oraz frywolnej femme fatale, a Bartek właśnie do takiej pasował.

Włosy do ramion nadal czesał w kitę, a ciemna broda nieco zagęściła się od naszego pierwszego spotkania. Wyrósł z niego prawdziwy drwal albo motocyklista, który swą surową, dziką naturą zarażał innych. Nawet moja mama była oczarowana jego pasją, oddaniem i zaangażowaniem w wiele naszych rodzinnych spraw. Byliśmy naprawdę zgrani, choć z zewnątrz bardziej różni niż większość mało dobranych par. 

Czy coś więcej uległo zmianie? Nic. Praca, pasje, treningi, które już nie męczyły, a wręcz przeciwnie dawały niezłego kopa - to wszystko stało się rutynową, spokojną drogą przez życie. Może poza karierą Bartka. Tą, która zabierała mi go co jakiś czas, na jakiś czas.

- Mikołaj przeprosił? - nie chciałam nawet zaczynać drażniącego tematu, którego powodem była jej mała, nikczemna zdrada.

- Tak. - dotknęłam jedwabnego sweterka i złapałam za metkę. Jeśli tyle kosztowało wychowanie dziecka, mogłam pożegnać się z oszczędnościami.

- I? - nie chciałam jej dobijać. Wiedziałam, że ma mnóstwo spraw, a kontakty z bratem zahaczają o ledwo poprawne. 

- Nic. Bartek nie przyjedzie na kolację w ten weekend. - musiałam zmienić temat.

- Jego praca to ciągła niewiadoma. - spojrzała na mnie przez dłuższy moment i wlała na twarz grymas niezadowolenia. - Tak samo, jak wasza przyszłość...

- Daria...rozmawiałyśmy na ten temat. - od samego początku kazała mi forsować Bartka, aby nigdzie nie wyjeżdżał. Całe jej życie toczyło się wokół samokontroli i dziwnych zasad. Tyle, że dla mnie było to zbędne. Ja też kiedyś zbyt mocno zawierzyłam w nieskazitelną wierność i siedziałam, jak na igłach by tylko zostać panną młodą. Wszystko jednak pokazało mi, że najlepszego w życiu nie da się zaplanować. Bartek był tego świetnym przykładem. 

- Nic nie mówię. - wzniosła obydwie dłonie do góry w geście kapitulacji, a sekundę później utonęła w kolejnych półkach, tym razem z czapeczkami.

Niewyspana próbowałam nadążyć za jej energicznymi ruchami. Najgorsze, że sama się na to skazałam. Myśli o Bartku mieszały się z nerwami dotyczącymi wieczornej wizyty. Wielkolud o bursztynowych oczach nadal mnie irytował, więc za wszelką cenę chciałam uniknąć spotkań w jego gronie. Mogłoby się wydać, że nie do końca udało nam się znaleźć pokojową ścieżkę. 

- W tym od lewej...- Daria syczała do telefonu. - Tak. - warknęła i rozłączyła się. 

- Kto to? - kuknęłam w stronę dłoni, w których trzymała aparat. 

- Pan ciemności. - miałam wrażenie, że robię się biała, jak ściana. Daria nie miała pojęcia, co narobiła.

- Muszę lecieć. - wyrwałam swój telefon z kieszeni szarej marynarki i na niby wybiłam na nim kilka cyfr. - Firma płonie od obowiązków...

- Nie. - to nie była prośba.

- Daria to nie jest...- kiedy miałam dokończyć zjawił się przed nami. Zmiany jakie w nim zaszły, zaskoczyły przede wszystkim mnie. Obstrzyżone ciemne włosy, przypominały pole golfowe. Czupryna oraz zarost zniknęły. Dobrana marynarka w towarzystwie jeansów oraz zwykłej koszulki, też robiła wrażenie. Wyglądał, jak człowiek i to w bardzo dobrym tych słów znaczeniu. 

- Panie. - ukłonił się i obrócił kilkukrotnie, czekając na werdykt. Ja nie miałam zamiaru się wychylić.

- Czyli to był powód spóźnienia? Wybaczam. - blondynka uśmiechnęła się szeroko i podeszła do o głowę wyższego brata. Przy nich tacy, jak ja wyglądali jak karzełki. Rodzina doskonałych genów, produkująca modelki i żołnierzy. 

- A ty? Nic nie powiesz, przyjaciółko? - skubaniec obrał taktykę niewiniątka. Nie miał zamiaru jej powiedzieć, a w zamian zapewne czegoś chciał!

- Klasa. - urwałam i odeszłam w stronę sukienek oraz bucików, których regały zaczynały się przy samym końcu sklepu.

Nie byłam świadoma, że idzie za mną. W przeciwnym przypadku, zwyczajnie w świecie dzwoniłabym już do Bartka i uciekała gdzie pieprz rośnie.

- Nie jesteś zbytnio uprzejma. - stanął za mną, gdy zajęłam się telefonem. 

- To zależy do kogo się zwracam. - zmierzyłam go od stóp do głów i zrobiłam to w sposób pogardliwy. Mógł oszukiwać wszystkich wokół, ale ja nie dałam się złapać. Zbyt dobrze przestudiowałam męską logikę, aby coś mnie zaskoczyło.

- Nawet ładna się robisz, jak zaciskasz zębiska i pojawiają Ci się te dołeczki w policzkach. - odpowiedział mi najszczerszym uśmiechem i to tylko po to aby mnie zdenerwować.

- Nie trudź się. Mam faceta. - prychnęłam i chcąc go ominąć, kolejny raz w ciągu dwóch dni, potknęłam się. Zareagował jak poprzednio udając superbohatera. Jeszcze raz złapał mnie w swe ramiona, w których zadrżałam. Zapach wanilii i pieprzu oplótł mnie z każdej strony, powodując uderzenie gorąca oraz duszności. - Puść. - wyrwałam się z nieprzyjaznego uścisku, rozglądając na boki. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś posądzał mnie o zdradę podczas zawodowej nieobecności faceta. Nie to, że Bartek by się przejął, ale wolałam nam oszczędzić dodatkowych plotek. Para żyjąca na kocią łapę w tym społeczeństwie i tak była już powodem do ostrej dywagacji sąsiedztwa.

- Tak. Tego fotografa. - miałam ochotę wybuchnąć. Daria złamała wiele zasad dotyczących przyjaźni. Po drugie, jakim cudem nagle stali się tak przykładnym rodzeństwem? Jeszcze dwa dni do tyłu, potrafiłaby go rozszarpać na oczach świadków. - Dużo zleceń związanych z nagimi modelkami...aż zazdroszczę. - troglodyta, jak ich mało.

- Nie masz obowiązku wiedzieć, ale Bartek jest profesjonalistą. Jego muzą aktualnie są jedynie samoloty w Barcelonie. - niczym paw chwaliłam się mym cudownym drwalem. 

- Samoloty? W Barcelonie? Serio w to uwierzyłaś? - miałam ochotę skrzywdzić jego narząd do produkowania idealnych potomków. 

- Daj spokój. - wywróciłam oczami i zrobiłam kilka kroków w stronę stojącej przy kasie Darii. 

- W Barcelonie nie ma żadnych zlotów. Mówi Ci to pilot sił wojskowych. Nie odmawiaj mi intelektu, dziewczyno. - stanął obok i spojrzał głęboko w moje oczy. - Sobie też. - wyminął stojący na środku kosz wypełniony galanterią dla najmłodszych i podbiegł do siostry. Jednym ruchem wyciągnął portfel i zapłacił za wszystkie zakupy. Ja natomiast nadal stałam w miejscu. 

Świat zwolnił, jakby w efekcie slow motion. Co było w tym wszystkim najgorsze? Nie doświadczyłam w tych słowach kpiny. Było w nich tyle szczerości, że uderzyła ona w najbardziej czuły punkt. Kobiecą intuicje.



Powtórnie przeglądałam wiadomości Bartka, który dobijał się połączeniami od kilku godzin. Dlaczego je odrzucałam ? Forma kary i tak była za delikatna. Wielkolud miał bowiem rację. Zlotów, lotów, czy innych pośrednich takiego wydarzenia nie było. Barcelona za to organizowała festyny oraz karnawały jeden za drugim, a towarzyszył im zapewne aparat mego jeszcze do niedawna cudownego  i najwierniejszego faceta. 

Zrezygnowana obracałam się we wszystkie strony, starając się znaleźć jakąkolwiek wygodną pozycję. Coś uwierało i nie chodziło niestety o kanapę, na której leżałam. Mój zmysł, którego czerwony alarm powinien od razu się zaświecić...zniknął. Byłam taka wdzięczna i zakochana, że zapomniałam o rzeczywistości. 

Bartek był łakomym kąskiem, ale przede wszystkim bardzo ciekawym człowiekiem. Poza latami podróży, świetnym okiem co do zdjęć miał też swoją aurę. Aurę, która omamiała najbardziej nieufny głos w mej głowie i przekabacała go na swoją stronę. Bałam się, że i tym razem zbłądziłam. Skoro pierwsze kłamstwo poszło mu tak łatwo, jak mogłam być pewna innych rzeczy? 

Donośny huk ze strony drzwi, przypomniał mi wczorajszy wieczór. Dziś byłam jednak już mniej pewna swego, a nawet czułam się mniej bezpiecznie. Ciało wyzionęło ducha, a ja zwyczajnie w świecie schowałam się pod kocem i starałam ukryć przed światem zewnętrznym.

Połączenie przychodzące znów zaświergotało pod poduchą. Zasmucona zmrużyłam oczy i pochwyciłam aparat. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała się na to zdobyć. Piekło i tak miało zamiar mnie dosięgnąć, więc czym był odpowiedni czas w takich okolicznościach? Im szybciej tym mniej boleśnie.

- Tak? - szepnęłam.

- Przysięgam, że wypieprzę tę drzwi w cholerę! - Bartek nie brzmiał, jak on. Dopiero po chwili dotarło do mnie, kto zakłóca mój wewnętrzny niepokój. 

Niczym strzała zerwałam się z sofy i dotarłam do drzwi. Przez jedną mini sekundę chciałam rzucić mu się na szyje, wycałować i doprowadzić do orgazmu. Jednak w tym samym momencie do ekscytacji dołączyła stara przyjaciółka zwana zazdrością. Słowa Mikołaja rozbrzmiały w głowie. Nie odmawiać sobie logiki? Proszę bardzo! 

Z impetem złapałam za klamkę i pociągnęłam ją w swoją stronę. Przed oczami pojawił się zdenerwowany drwal, chcący pokroić mnie na kawałki. Na jego nieszczęście to ja posiadałam o wiele większy powód do morderstwa w afekcie. Czułam, jak wszystko wzbiera się we mnie.

- Gość w dom, broń w dłoń. - uśmiechnęłam się złośliwie i szybko czmychnęłam do salonu zanim mógł wykonać jedno ze swych zaklęć, które udobruchałyby mnie na miejscu. Wzrok, dotyk i zapomniałabym o wszystkim. Dziś jednak zamierzałam być bardziej stanowcza. 

- Przysięgam, że przełożę Cię przez kolano! - wpadł za mną do salonu i od razu chciał przekupić swym opalonym ciałem. Szybko odskoczyłam na bok i nie wdałam się w cielesną potyczkę, którą zwą "grą wstępną". Ja dziś zamierzałam urządzić prawdziwy armagedon!

- Może na sam początek opowiesz o zlocie pieprzonych samolotów? Ten...czekaj...- udałam zamyśloną, a potem złapałam za poduszkę leżącą na fotelu i cisnęłam nią w jego stronę z całej siły. - Którego nie ma! Co?! - huragan to mało powiedziane. Byłam tornadem. A skala Beauforta właśnie przekraczała dziesiątkę. 

- Zlot...Klara to jest bardzo łatwo wyjaśnić. Zrobiłem to ze względu na nas...wiem, że jesteś zazdrosna o jakąkolwiek kobietę w mym towarzystwie...a dostałem kontrakt...związany z firmami modelingu...nie chciałem....- śmiał się przy tym w najlepsze. Wcale, a wcale nie rozumiał na jak wielką idiotkę wyszłam przed innymi, a przede wszystkim przed samą sobą oraz przed...Mikołajem. Stop! Gdy dolałabym do tej oliwy jeszcze benzyny w postaci przemądrzałego łysola, mogłabym roznieść całą kamienicę.

- Ze względu na nas? Czyli Mikołaj też ze względu na nas uświadomił mnie, że jestem dla Ciebie wariatką z problemem niekontrolowanych ataków zazdrości, tak?! - czemu chciałam ugodzić w jego najczulszy punkt i przy okazji wymyślać jakieś dziwne scenariusze? Może pragnęłam aby był o mnie  zazdrosny, a może chodziło o coś więcej. Jakbym wypominała mu dawne czasy, w których ja sama nie byłam święta. Najpierw Paweł, Michał...czułam, że za moment uderzymy w górę lodową i pójdziemy na dno. 

- Mikołaj...ten wielkolud, który podobno Ci się nie podoba? Kochanie, stać Cię na więcej! - i wybuchliśmy. Widziałam w zielonych, cudownych oczach ten niepohamowany gniew, który zdarzał się mu bardzo rzadko. Jednak kiedy już wylazł on na powierzchnie...kończyliśmy w dwóch różnych pokojach, ewentualnie w dwóch różnych częściach miasta. Tak. Byliśmy zakręceni, pełni sprzeczności, ale nie wyobrażaliśmy sobie życia bez tego napięcia. Bałam się mimo wszystko, że dodatkowa rozłąka w postaci jego kontraktu i mego upartego ego, które z każdym dniem stawało się większe...odpuszczę. - Przecież ty nie masz określonego typu...zapomniałbym. - kiedy znalazł się naprzeciwko mnie i spojrzał prosto w oczy, zadrżałam. 

- Okłamałeś mnie. - szepnęłam, trawiąc w sobie złość. - Okłamałeś...- wskazałam palcem na walizki. - Obiecałeś, że nigdy tego nie zrobisz. - obraz Pawła wlał się do głowy jak wrzątek. - Najgorsza prawda...ale nie kłamstwo. - gdy zobaczył łzy, skapitulował. Zamknął mą twarz w swych dłoniach i oparł się czołem o moje. 

- Nie zdradziłem Cię. Nigdy tego nie zrobię. - muśnięcie szorstkich warg, zmieniło się w ognistą namiętność. Tęsknota połączona z gniewem dała swój upust w postaci najlepszego rozwiązania. Bez zastanowienia wskoczyłam na niego, oplatując nogami twarde biodra. Gorąco przebijające przez podkoszulek, docisnęło się mocniej do mej klatki piersiowej. Mierzwiąc włosy, wchłaniałam zapach cudownej rosy, której świeżość była jego wizytówką. 

- Kocham Cię. - szepnęłam między pocałunkami. - Ale nigdy więcej mnie nie okłamuj. Nigdy.

- Obiecuję. - poważny ton był do niego niepodobny. Wiedziałam pomimo tego, że mówi prawdę. 


***


Daria wraz z Michałem stali do nas odwróceni tyłem, więc Bartek musiał wykorzystać okazję i ich przestraszyć. Gdy szatyn ujrzał "kolegę" od razu zbili piątki i wybuchli śmiechem. Niczym dwaj nastolatkowie, którzy nigdy nie mieli zamiaru dorosnąć, pożartowali trochę i nabruzgali sobie tak zwyczajnie "od czapy" nie zwracając uwagi na otoczenie.

Salon jubilerski, który wybrała Daria nie był najbardziej sympatycznym miejscem dla mych wspomnień. Jednak w obliczu nowych okoliczności związanych całkowicie świeżym rozdziałem w mym życiu, odpuściłam marudzenie. Jedynie Bartek nadal zgrywał niezadowolonego wystawianiem nas na świecznik, podczas gdy uroczystość powinna należeć do Ignacego. Sama zdziwiłam się bardzo opiekuńczym podejściem. Cieszył się z tego iż zostałam chrzestną, ale jak ja, uważał iż nie powinnam organizować tej imprezy.

- Musieliśmy wybrać prezent dla małej. - blondynka uśmiechnęła się, przewracając w swych dłoniach złote pudełeczko. - Teraz zapraszamy was na obiad. - spojrzała na mnie oraz Bartka.

- Mamy zarezerwowany stolik dla pięciu osób. Tutaj w Barcelonie. - Michał ściszył ton przy liczbie gości. Wiedziałam, że Daria zwariowała, ale nie aż tak.

- Mikołaj? - Bartek nie ukrywał ciekawości. Tym bardziej po wczorajszym wieczorze, w którym chciałam przy jego pomocy, rozpętać prawdziwą wojnę.

- Owszem. Mój brat. Klara wspominała? - nie wiedziałam jeszcze jaki cel miała Daria, ale powoli zaczynało drażnić mnie jej nazbyt miłe zainteresowanie mym usposobieniem względem osiłka.

- Tak. Wielkolud z ego...- uderzyłam w żebro Bartka, tak mocno, jak tylko potrafiłam.

- Same komplementy. - niski ton głosu, który rozbrzmiał z nami, chciał wpędzić mnie pod ziemię.

- Braciszku. Poznaj...to Bartek. - widziałam, jak mierzą się wzrokiem. Dziwaczna sytuacja przybrała formę rywalizacji w olimpiadzie. Wygrana? Któż to mógł wiedzieć?

- Mikołaj. - wielkolud wyciągnął dłoń w stronę drwala, który z cynicznym uśmiechem na ustach uścisnął ją, a potem mocniej przytulił mnie do siebie.

- Bartosz. Chłopak Klary. - pierwsze uderzenie. Dlaczego Michał ich nie powstrzymał? Bawił się równie dobrze, jak jego ukochana żona, którzy odeszli na bok, udając iż muszą gdzieś zadzwonić.

- Pan fotograf udający się na niebywałe wypady. Kojarzę. - mało brakowało do eksplozji związanej z wygórowanymi ambicjami obydwóch osiłków, ale Michał w końcu zainterweniował. Gdy odsunął na bok brata Darii, ja pozwoliłam sobie na małe tête-à-tête z mym ukochanym. 

Nie odrywał wzroku od wielkoluda, który po kilku sekundach zniknął z miejsca i pokierował się w stronę restauracji na drugim końcu ulicy. Zdenerwowane spojrzenie wreszcie skupiło się na mnie, ale odczułam wrażenie, że tkwiąca w nim złość nie odpuściła ani na moment. Jakbym była winna całej sytuacji, w którą wplątała nas Daria. 

- Mikołaj, co? - dawał mu się sprowokować. 

- Tak. Idiota, który wyprowadził ją ostatnio z równowagi. - stałam po jego stronie. 

- A Ciebie? Ciebie nie wyprowadził, kochanie? - zaciśnięte zębiska i oskarżający ton, wcale mi się nie spodobały. 

- Możesz przestać? - robiło się nieswojo. - Jesteś...

Daria przybiegła do nas pięć sekund później. Spojrzała ostrzegawczo na bruneta i gestem dłoni zaprosiła nas na drugą stronę ulicy. Nie chciała scen, a jednak była organizatorem jednej z nich. Niby próbowała nam pomóc, kibicowała nam, ale coś podpowiadało mi, że "ale" względem Bartka urosło od poprzedniego razu. Jakby chciała nas...rozdzielić. I to przy pomocy kogoś, kto niedawno chciał się od niej odciąć. Jedynie Michał nie brał udziału w tej farsie. A to pozwoliło mi na szybką dedukcję i znalezienie rozwiązania. Jeśli chciało się grać nieczysto, musiało się odgadnąć strategię przeciwnika. Jakim sposobem? W każdym stadzie znajdzie się czarna owieczka. Nią był mój przyjaciel, którego lojalność musiała zostać wystawiona na próbę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger