środa, 1 sierpnia 2018

Plan B (XIV)

Czy pokręconą księżniczkę i złego króla połączy owoc miłości?

Przekonajmy się.

Pozdrawiam. Wasza A.

***

- To nie było...nie słuchaj Tymona...to...- próbowałam sklecić choćby jedno pełne zdanie, ale na próżno. Kiedy w ciszy patrzył na mnie i tylko patrzył, czułam jak tracę koncentrację oraz niezależność. Wystarczyły oczy w kolorze stali, które chciały mnie zabić, jak i pożreć. 

- Chciałaś mi powiedzieć, prawda? - zmniejszył dystans między nami, a potem zaczął składać do kupy całą historię z lokalem oraz moją prośbą. - A ja kolejny raz zachowałem się, jak sukinsyn. 

- Mniej więcej. - kiwnęłam głową i mocniej opatuliłam się jeansową kurtką, którą przed wyjazdem, i to siłą nałożyła na mnie Sylwia. - Nie byłeś sukinsynem, byłeś szczery...- musiałam rozegrać to na spokojnie.

- Nie. Nie byłem. - skrzywiony uśmiech oraz uwidocznienie żył na szyi, pokazało zdenerwowanie. - Chciałem, ale...znienawidziłem Cię...bo...ja nie mówię takich rzeczy, Pola. - jak tłumaczący się z bójki, nastolatek. 

- Nie kochasz mnie. To już wiem. - kiedy złapał mnie w ramiona, a jego cudowny zapach oplótł mnie z każdej strony, zaczęłam się bać. - Puść mnie...- nie byłam zbytnio przekonywująca.

- Było złamane.  - złapał za jedną z mych dłoni i przyłożył ją do lewej strony klatki piersiowej. - Do momentu, jak pewna dziewczyna...zagroziła, że zatłucze mnie za brudzenie jej posadzki.

- Powinnam odejść. - zamknęłam oczy i wsłuchałam się w rytm, który pulsował pod mym dotykiem. Chciałam abyśmy tak zostali. Aby nikt więcej nam nie przeszkadzał. Ani jego demony przeszłości, ani moje durne wcielenie, ani nawet żal po stracie Pana Antoniego. Chciałam móc się nacieszyć tym co nam zostało.

- Straciłem dzisiaj jego...jeśli stracę i Ciebie...nie dam rady. - spoglądając do góry, dałam mu wolną rękę. 

Słodki, namiętny oraz długi pocałunek był jak balsam na wysuszone emocje. Bo tak się czułam. Był cholernie nieprzewidywalny oraz pełen wad, ale kochałam go. I to w zupełności wystarczyło abym się poddała.

Język wirował w mych ustach, powodując dreszcz. Gdy poluzował uścisk i mogłam złapać za twarz, by mocniej go do siebie przyciągnąć, mruknął z zadowolenia i szybko zsunął swe dłonie na pośladki.

- Powinnam odejść...- szepnęłam, gdy odsunął się ode mnie aby spojrzeć na brzuch. Posadził mnie na jednym z betonowych parapetów i szybko znalazł drogę do guzików kurtki, będących małą przeszkodą. Kiedy dłonie wsunęły się pod materiał bluzki i dotknęły miejsca, na które przed momentem patrzył, przez kręgosłup przeciągnął się głęboki dreszcz. 

- Chciałem odejść abyś mogła mieć normalne życie. Bez problemów z przeszłości, które będą ścigały mnie do usranej śmierci...- słowotok powstrzymałam pocałunkiem. 

- Dlaczego nie zapytasz mnie o zdanie, Leon? - przygryzłam jego dolną wargę i poczułam, jak męska dłoń zsuwa się z brzucha i kieruje w stronę paska do spodni. 

- Już nie ma powrotu, Pola. Nie ma, odkąd jesteś. Nie ma, odkąd mogłem w tobie być...- trącił nosem mój podbródek, a kiedy odchyliłam się delikatnie do tyłu, wtulił się w szyję. Czułam jak wciąga do płuc mój zapach. Kiedy dołączył do tego język, kreślący na mej skórze delikatne wzory, upoiłam się przyjemnością. Palce sprawnie poradziły sobie z jedyną barierą, dzielącą go od mej intymności. Bez zgody wsunął je pod koronkowy materiał, a drugą dłonią złapał za biodro i pokierował mym ciałem, tak abym mogła wygodnie się ułożyć. Dbał o komfort, jak o systematyczność w dostarczaniu mi radości. Pocałunki lądujące na linii żuchwy, policzkach nie odciągnęły mnie jednak od głównej atrakcji. Gdy palec wskazujący znalazł się w miejscu, które nazywałam błogością, poddałam się. Na jedną sekundę, jeden moment.

- Muszę iść...- mruczałam, nie wykonując żadnego ruchu poza tymi, które nie były zależne od mej woli.

- Nikt...nie ma prawa tutaj być...- posuwiste ruchy przybrały tempa. Utrzymywał mnie w niebie, a moment w którym mogłabym z niego spaść, stanowił nagrodę za dotychczasowe kłopoty, których powodem byłam.

- Nie. - byłam zbyt blisko aby odpuścić, ale również zbyt daleko, by móc sobie na to pozwolić. Kiedy wyciągnęłam jego dłoń, jednocześnie ją wypraszając, popatrzył na mnie spode łba. Duszność nie ustała, a ciało potrzebowało zimnego prysznica. Mimo wszystko musiałam przerwać zanim wpakowałabym nas w jeszcze większy problem. - To nie jest...dobry...moment. - mówiłam z pauzami, łapiąc do płuc ogromne porcje powietrza.

- Przysięgam, że przełożę Cię przez kolano. - uśmiechnął się lubieżnie i pokręcił głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Jesteś niemożliwa...- gdy chciał znów mnie usidlić i zamknąć usta w gorącym pocałunku, zeskoczyłam z zimnego parapetu. Powędrowałam w stronę ogrodu, aby móc z dala od niego zapiąć zamek i równocześnie zamknąć dzisiejszy "temat".

- To będzie nasze dziecko, Leon. - odwróciłam się, a on wcale nie zmienił pozycji. Przyczajony tygrys, chcący dorwać ofiarę, którą nie zamierzałam być. Że też oni wszyscy mieli piekielnie nieodpowiednie wyczucie czasu. - Dziecko będzie wspólne, ale...życie...tego nie wiem. - dopiero po chwili zrozumiał, co miałam na myśli. Kiedy podszedł do mnie i znów stanął bardzo blisko, miałam ochotę skapitulować. Kolejny raz! Cholerna magiczna siła!

- Nie będziesz z nikim innym, Pola. Nie zgadzam się na to. - uwielbiałam go drażnić, ale w tym momencie byłam daleka od złośliwości. Musiałam być realistką. - Zawaliłem, ale jak sama powiedziałaś...powinniśmy sobie wybaczyć.

- Powinnam? Cholera, tak. - zadławiłam się smutnym spojrzeniem, którym mnie obdarował. - Pytaniem jest, czy potrafię? - zmierzyłam go od stóp do głów. - Może to tylko chemia, magnetyzm...- złapał mą twarz w dłonie i kazał na siebie spojrzeć. Gniew, zagubienie i pożądanie. Gdyby tylko mógł patrzeć na mnie tak od samego początku, nasz koniec nie byłby tak zszargany.

- Błagam Cię o szansę, Pola. - skakał spojrzeniem z mych oczu na usta. Oddech oplatający me policzki, był jednym z głównych powodów, dla których żyłam. - Zrobię cokolwiek zechcesz...

- Cokolwiek? - panika nie zagryzła strachu. Byłam małą, zagubioną wariatką pragnącą złego króla, który liczył na nas szczęśliwy koniec. - Odpuśćmy na jakiś czas. - poprosiłam, kładąc dłonie na jego, przylegających do buzi.

Tragiczny finał zwieńczający naszą historię trwał jeszcze kilka minut. Zanim oddalił się i odszedł w stronę ciemności, księżniczka zawahała się. Miała nadzieję na ratunek swej wróżki chrzestnej, ale ta nie pojawiła się. Gdy rozejrzała się na boki i zrozumiała, że została sama...znów przetarła płatki obydwóch uszu. Tak, jak na początku, kiedy jeszcze denerwowała się w towarzystwie złego króla. Co było dalej? Zdenerwowanie nie ustało, tak samo jak uczucie niepewności oraz ekscytacji. Coś, jak nowy początek, którego się nie spodziewała. Czuła, że będzie dobrze. Ba! Nawet lepiej.


Wpatrując się w telefon, który milczał od ostatniego spotkania na stypie Pana Antoniego, próbowałam przypomnieć sobie powód mej decyzji. Tęsknota była niczym drzazga wbijająca się pod skórę z każdym kolejnym wspomnieniem. Pogrzeb nie należał do dobrych okoliczności jeśli chodziło o wyjaśnienie sobie kilku spraw, więc odpuściłam. Z drugiej strony widok Niny oraz bruneta, który starał się być silny jedynie na pozór, nie pozwoliło mi trzymać się z daleka. I w ostatnim momencie oczywiście zrezygnowałam. Bo wiedziałam, że to nie polepszy obecnych kontaktów. W około również widziałam mnóstwo problemów. Miałam ich kilka, to fakt. Z powodu hormonów traciłam kontrolę nad własnymi myślami, ale również częściami ciała. Usta milczały, jak grób...co powodowało lawinę nieprzyjemnych komentarzy, dochodzących ze strony mych najbliższych. Uważali, że zachowuje się jak dama, nie potrafiąca zaakceptować autentycznego stanu rzeczy. Brednie, znałam go doskonale.

- Dziesięć tygodni. Zwariowałaś totalnie. - Sylwia latała obok mnie niczym prywatna sprzątaczka, kelnerka oraz opiekunka w jednym. Podając pod nos trzecią tego dnia herbatkę z naturalnych ziółek, mogłam stwierdzić, że to jej ma ciąża zaszkodziła najmocniej. I to w głowę.

- Mogłabym się do tego przyzwyczaić. - wsłuchałam się w ciszę, która nastała zaraz po jej wyjściu do łazienki.

- Coś mówiłaś!? - ostry krzyk rozśmieszył mnie do granic możliwości. Byli niesamowici w każdej z możliwych konkurencji. Poczynając od robieniu zakupów, narzekaniu na me zachowanie i tak dalej.

- Tyle, że bez niego...- szeptałam sama do siebie, rozglądając się po mieszkaniu przyjaciółki.

Połączenie przychodzące wyrwało mnie z kontemplacji. Numer Niny zaskoczył równie mocno, co jej nieobecność. Od śmierci dziadka nie kontaktowała się ze mną. Jedynie Michał połowicznie próbował kilkukrotnie uzyskać jakieś informacje.

- Tak? - powiedziałam najspokojniej, jak tylko mogłam. Pytania o bruneta same lgnęły na koniec języka, ale skrupulatnie zamknęłam je w osobnym pokoju pt. "na później".

- Cześć. Dawno nie gadałyśmy...- wyczułam, że ciężko jest jej się usprawiedliwiać. - Słyszałam, że zostanę ciocią. - wyszło szydło z worka.

- Powiedział Ci dopiero teraz, prawda? - miałam ochotę nakopać mu do tyłka. Z drugiej strony przecież nie miał zobowiązań. Nie musiał grać według przyjętych zasad i udawać zachwyconego ojca. Pomimo tego, coś zakuło wewnątrz klatki piersiowej. Negatywna myśl dotycząca podejścia, które przecież mogło się zmienić.

- Tak. Od tygodni chodzi jak struty i wyżywa się na wszystkich w firmie. Zwolnił jakiegoś gościa od jachtów, bo tamten nakrzyczał na dzieciaka bawiącego się obok naszej przystani. - z uśmiechem na ustach wsłuchiwałam się w opowieść przyjaciółki. - Ja też jestem na celowniku. Po dziurki w nosie tego mam...- niezadowolony ton nie pasował do jej osoby. Leon miał w zwyczaju udawać snoba, a nie nim być.

- Trzy miesiące minęły bardzo szybko. - dotarło do mnie, jak długo zwlekałam z odpowiedzią. Jakbym umyślnie wystawiała go najgorszą z prób. - A to być może jedynie początek...- pogładziłam odstający brzuch.

Dziwne, ale nie wariowałam. Nie histeryzowałam, płakałam czy narzekałam. Byłam najbardziej zneutralizowaną osobą wśród całej zwariowanej ferajny, a i tak zrobiono ze mnie czarny charakter. Poniekąd znałam odpowiedź na pytanie, dlaczego. Leon. Wszyscy czekali, aż stanę na wysokości zadania i albo odejdę, albo spakuję walizki i wprowadzę się do niego.

- O czym ty mówisz? Naprawdę chcesz pozbawić go ojcostwa? - nie zrozumiała mnie.

- Córka. - powiedziałam na głos. Sylwia właśnie wchodziła do salonu, ale nie omieszkała oszczędzić sobie możliwości przysłuchania się naszej rozmowie. Gdy usiadła naprzeciw, obdarowała mnie szyderczym spojrzeniem. - Ma córkę.

- Powinnaś powiedzieć mu to osobiście. - kiedy zamierzałam odpowiedzieć, blondynka siedząca naprzeciwko wstała i wyrwała z mych rąk aparat.

- I powie. Jeszcze dziś. U nas o siódmej. Daj znać bratu. -  zakończyła połączenie i rzuciła telefonem za siebie, na fotel. Zszokowana nie mogłam zamknąć ust. Z zdezorientowaniem oraz przejęciem wgapiałam się w zadowolone oczy Sylwii.

- Nie spotkam się z nim. Nie mogę. - zdenerwowana wstałam i zaczęłam zmierzać do wyjścia. Fakt, faktem włochate kapcie w kształcie króliczków nie były idealnym obuwiem na jogging, ale w takich okolicznościach, przeszkody nie istniały.

- Stop! - krzyknęła i zagrodziła mi drogę. - Dość mam tego, jak traktujesz Leona! - zawstydzona cofnęłam się o krok i wbiłam wzrok w podłogę. - Nie jesteście idealni, a popieprzeni. Obydwoje. Jak jedno nie ma fantazji na temat baletnicy, czy jak tam...tak ty czekasz na księcia, a gdy ten się pojawia...okazuje się, że nie podoba Ci się to, co jest pod jego zbroją!

- Akurat tu się mylisz. - wlałam na twarz wstydliwy uśmieszek.

- Nie wytrzymam! - rozłożyła ręce i klapnęła nimi o biodra. - Coś ty sobie ubzdurała? Że zadzwonisz do niego za kilka lat i powiesz, że w sumie to już chyba jest odpowiedni moment? Polka! - walnęła dłonią kilka razy w czoło, co było nadzwyczaj zabawne.

- Zły król nie może być do końca zły, co? - skoncentrowałam się na pierścionku, który widniał na jednym z mych palców.

- Jaki znowu zły król? O czym ty bredzisz? - powędrowała za mym spojrzeniem i skrzywiła usta. - Nigdy wcześniej go nie zauważyłam.

- To pierścionek babci. Zaręczynowy. Pierwszy zaręczynowy. - pogładziłam niebieskie oczko. - Zofia Czarnecka też się zakochała. O wiele wcześniej niż wszyscy myśleli.

- Twoja babcia zakochana? Niby w kim? - nikt nie znał tej historii.

- W chłopaku z sąsiedztwa. Była bardzo młoda, ale dojrzała. Wiedziała, że to on. Dał jej ten pierścionek na urodziny. Dwa miesiące przed ślubem z moim dziadkiem.

- Miałaś z nią kontakt? - jak mówiłam, rodzina nie akceptowała babci. Tak samo, jak historii dotyczącej jej zm

- Znalazłam go w kufrze. Stryszek w starym domu, który kupiła przed śmiercią...był nieźle zaopatrzony. W biżuterię, listy, pamiętniki. - zamknęłam oczy i wyrecytowałam jeden z fragmentów, który najmocniej utkwił w mej pamięci. - " Zakochanie się, boli. Jedyna gorsza rzecz od posiadania uczuć to ich złe ulokowanie. Źli królowie łamiący serca księżniczek, niczym władcy. A co gdyby jedna z nich, chciała być inna?".

- Twoja babcia była zakochana. - nie mogła uwierzyć we własne słowa.

- Zakochana. Wykorzystana. Pozostawiona. Samotna. - wzięłam głęboki wdech. - Co jeśli urodzę dziecko i odejdę? Ucieknę bo ktoś zabrał moje szczęśliwe zakończenie? - powoli gubiłam się we wszystkim, co robiłam.

- Co jeśli to właśnie od szczęśliwego zakończenia uciekasz, Pola? - wzięła mnie w ramiona i zamknęła w nich. - Leon jest najseksowniejszym złym królem, jakiego poznałam. Poza tym...kocha Cię, jak wariat.

- Zosia. - odsunęłam się delikatnie. - Będzie miała na imię Zosia. Myślisz, że mu się spodoba?

- Jak nic, mała. Jak nic innego. - zaczęłyśmy skakać i śmiać się. Taniec wygranej był przeznaczony tylko na wyjątkowe momenty. Ten właśnie nadszedł. Zły król? Mógł szykować się do najlepszego zakończenia, jakiego zapewne nie miał w planach.

2 komentarze:

  1. Witaj kochana A.
    Kiedy mozna siw spodziewać ostatniej części opowiadania?

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga A. torturujesz Nas tym brakiem zakończenia... kiedy je dodasz?

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger