niedziela, 26 sierpnia 2018

Kod Morse'a (II)

 Części będzie zaledwie kilka. To opowiadanie piszę pod wpływem chwili...przed urlopem. 

Jak oceniacie wasze wakacje, urlopowicze? Ja nie mogę doczekać się odpoczynku.

Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Pewnie zajęlibyśmy się czymś pożyteczniejszym niż wyprawka do baru, ale Anka podchwyciła temat wiśniówki z południa i nie dało przegadać się jej do rozsądku. A to oczywiście było największym utrapieniem Piotrka. Od samego początku obiecywałyśmy mu spokojny wypoczynek, ale jak to z nami, spontaniczność wygrała z rozumem. 

- Mam ochotę się upić. - Anka wisiała głową na ramieniu Borysa. Powoli zaczynałam gubić się w jej preferencjach dotyczących facetów i nie miało to nic wspólnego z zazdrością. 

- Nie robisz tego, marudo? - szatyn powoli delektował się ciemnym piwem korzennym, a ja siedziałam o suchym pysku. Borys natomiast dotrzymywał towarzystwa naszej ciamajdzie, aby nie musiała wyżłopać całej butli orzechówki samej i przy okazji stracić przytomności. 

- Opiję się i utopię. - uwielbialiśmy czułe groźby, pijanego jagniątka. Bo taka właśnie była Ania. Gdy tylko się upijała, przebudzone w niej pokłady życzliwości, rozczulały nas. Możliwe, że gdyby była taka na co dzień, Piotr zaryzykowałby życiem singla i związał się z nią. Dlatego najprawdopodobniej też te całusy...czułe i zupełnie inne od jej porywczego, trzeźwego charakteru pozwoliły pomyśleć, że będzie między nimi coś więcej niż koleżeństwo. 

- Będziemy musieli Cię ratować. - Borys mruknął pod nosem i przechylił któryś kieliszek z kolei. 

- Nie uratujecie. - podniosła się z pozycji leżącej i popatrzyła na półki z alkoholem. - Myślisz, że wściekły pies to dobry pomysł? - zmrużyła oczy w kolorze miodu i zmarszczyła brwi. 

- Myślę, że sama się wściekłaś. I czas abyś przestała. - blondyn odsunął jej kieliszek w stronę barmana i spojrzeniem kazał go schować najgłębiej, jak tylko się da.

- Proszę to od-d-da ć...- czkawka jedynie spotęgowała uczucie rozczulenia. Naprawdę była słodka. 

- Dosyć. - Borys złapał ją pod ramię i zsunął z krzesełka barowego zaraz po tym, jak ustawił się w bezpiecznej pozycji do ratunku. - Musisz odpocząć na zewnątrz. Świeże powietrze dobrze Ci zrobi. 

- A mogę na bar-ra-na? - Piotrek zamknął oczy, powstrzymując się przed jakiś bardzo ironicznym komentarzem. Ja również nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. 

- Nie. - wziął ją w ramiona i niczym pannę młodą wyniósł z lokalu. Nie miałam co protestować czy być zaskoczoną. Borys działał po swojemu, nawet jeśli przez niektórych mógłby zostać uznany za cwaniaka. Ja uważałam, że to spontaniczność. 

Milczenie owiec w wykonaniu szatyna doprowadziło do ostateczności. Okazja wręcz nadarzała się do poważnej rozmowy.

- Możesz powiedzieć, o co się boczysz? - próbowałam poskładać sobie jego zachowanie w całość. - Wiem, że to nie dotyczy Anki. Znam Cię, aż za dobrze.

- Nie znasz. - gówniarskie odzywki. 

- Chodzi o Borysa? Jesteś zły, że pomogłam nam załatwić darmowy nocleg? - nie patrzył na mnie. Zimny dreszcz oplatający ciało ubrane jedynie w krótkie jeansowe spodenki oraz czarną bokserkę, przetrzepał zagotowaną do walki głowę. Splecione kilka bransoletek na mej dłoni było pamiątką po odwiedzanych razem krajach. Piotr kupował mi je na bazarkach przy końcowym etapie naszych wypraw. 

- Niepotrzebnie tutaj przyjechałem, Ewka. - warknął pod nosem i wypił dwa mocne łyki ciemnego płynu. - Przecież ja nawet nie lubię polskiego morza...

- Też byłam zaskoczona, ale pomyślałam, że chciałbyś nie uciekać zbyt daleko. - nie mogłam powstrzymać się od myśli, które dotyczyły jego serducha. - Chodzi o kogoś? Uciekłeś od kogoś ważnego? 

- Nie chcę...- kiedy chciał odejść, złapałam za przedramię i posadziłam go z powrotem na miejscu. 

- Nie obchodzi mnie to. Od tygodni snujesz się, jak duch. Odkąd wróciliśmy z Normandii minęło pół roku. Wiem, że zastój źle na Ciebie działa, ale...- w końcu ośmielił się przyznać.

- Pojechałem tam bez Ciebie. - nie rozumiałam o czym mówił. - Pojechałem poszukać twojego ojca.

Myślałam, że żartuje. Przez sekundę uważałam taką gadkę za głupie wytłumaczenie czy zagranie mi na nosie. Dopiero, gdy spojrzał na mnie i spróbował dotknąć mej dłoni, dotarło. 

- Nie mógłbyś...przecież doskonale wiedziałeś, że nie mam zamiaru widzieć się z tym człowiekiem. 

- W Francji przez przypadek znalazłem twój notatnik z wypraw. Ewa, ty ciągle opowiadasz w nich swoje historie, tak jakbyś mówiła do niego...- nie mogłam słuchać bełkotu.

- Ja Cię pierdolę! - walnęłam pięścią w blat i zeskoczyłam z miejsca. - Najpierw grzebiesz w moich prywatnych rzeczach, a potem wtrącasz się w moje sprawy rodzinne...nagle wzięło Cię na bezinteresowną pomoc?! - kiedy wstał i próbował mnie objąć, odepchnęłam go. - Nie waż się! 

- On mieszka tutaj. - zrozumiałam. Jego milczenie było spowodowane wyrzutami sumienia. - Czterdzieści kilometrów stąd.

- Posłuchaj uważnie, Piotr. - wskazałam palcem na swoje oczy, każąc mu się na nich skupić. - Dla mnie...ten człowiek...nie żyje. Zrozumiałeś? - dobrze, że ułożyłam sobie życie, nie polegające na rozdrapywaniu ran. Już dawno zakopałam grób człowieka, który zostawił mnie oraz mamę dla kogoś, kto mógłby zostać moją przyrodnią siostrą.

- Nie można grzebać żywych ludzi. - kompletnie zwariował. 

- Nie można zostawiać swoich córek bez jakiejkolwiek wiadomości o odejściu. Byłam na wakacjach, a on po prostu spakował walizki i zniknął. Potem pojawił się tylko raz. Rozumiesz? 

- Nigdy nie wspominałaś...- miałam nadzieję na zakończenie tej afery raz na zawsze.

- Bo to nie jest twoja sprawa! - gdy odwrócił wzrok, zdobyłam przewagę. - Ani twoja, ani Anki czy kogokolwiek innego! Ten facet jest mi obcy. Jeśli w ogóle można nazwać go facetem. - prychnęłam pod nosem, zaciskając zębiska. -  Dlatego też ostatni raz poproszę. Postaraj się nie wtrącać w moje życie. W innym przypadku dołączysz do miejsca, w którym znajduje się ten...

- Ewa...- skierowałam się w stronę wyjścia, wiedząc że mnie nie powstrzyma. Musieliśmy ochłonąć. 

- Przekaż Borysowi, że znajdę was później. - rzucone przez ramię słowa, zabrzmiały jak rozkaz. 

Idąc w stronę molo, oddychałam najmocniej jak się dało. Szum fal oraz chłód powietrza wcale nie pomagał w obniżeniu białej gorączki, w jaką wpadłam. Miałam nadzieję, że wszystko wróci do normy. Musiałam jedynie zapomnieć. Wyrwać z głowy złe doświadczenia i kolejny raz pochować zupełnie nieznaczącą nic dla mnie, osobę. Tym razem w większym padole niż poprzednio.

***

Siedzący na murku przed domkiem Borys, spoglądał na śpiącą w dużym fotelu Ankę. Podejrzewałam, że chciał oszczędzić jej dusznego, wilgotnego powietrza w domu, stąd ten oryginalny i niekonwencjonalny pomysł z przeniesieniem wyposażenia na zewnątrz. 

- Jak dziecko. - zobaczyłam szklące się oczy. Doskonale wiedziałam, skąd brała się dana troska. Przyjaciel posiadał trzy młodsze siostry, którymi doskonale się opiekował. - Mam nadzieję, że ma mocną głowę. - z uśmiechem na ustach, odgarnął część grzywki opadającej na lewe oko. W głowie zapaliła się intuicyjna lampka. 

- Czyżby nasz wojownik znalazł swoją damę? - kilkukrotnie uniosłam brwi do góry, a następnie wyszczerzyłam zębiska. 

- Głupoty gadasz...- niczym oparzony oderwał dotyk od twarzy blondynki i wyprężył mięśnie, udając twardziela. - Nie mam czasu na takie bzdety.

- Ta. Właśnie widzę. - gestem dłoni kazałam mu się posunąć, a następnie przycupnęłam przy dużym kawałku mięsa. 

- Lepiej opowiedz, co tam się u Ciebie działo...- nie byłam osobą, która lubiła wtajemniczać wszystkich w swe problemy. Wiedziałam jednak, że Borys jak nikt inny wyczuje kłamstwo. Działaliśmy jak sprawna maszyna. Jego mama zwykła mówić, że jestem czwartą z sióstr. Tyle, że zaginioną. 

- Piotr chciał mi pomóc w czymś, co wcale nie oczekuje na ratunek. - doskonale zdawałam sobie sprawę z rzeczywistości w jakiej znalazłam się kilka lat wstecz. Ojciec nigdy nie przyjechał aby mnie odwiedzić. Nigdy też nie zatelefonował. Jakby nigdy nie istniał.

- Chodzi o twoją mamę? - a nie mówiłam. 

- Ojca. To dlatego wysłała mnie tutaj na wakacje. Rozstawali się z dala ode mnie. - zagryzłam wargi i zamknęłam oczy, wsłuchując się w cudowny śpiew ptaków. 

- Zapewne chcieli Cię ochronić. - był optymistą, więc mogłam mu to wybaczyć.

- Gorsza od bólu jest nieświadomość. Byłam młodą kobietą, dla której tatuś był całym światem. - nie komentując mych wypowiedzi, mogłam wyczuć, że intensywnie nad tym myślał. Zanim poruszyłam temat, oczywiście. - Podejrzewałeś coś?

- Kiedy twoja mama zadzwoniła do mojej zapytać, jak mijają wakacje...coś tam usłyszałem. Miałem siedemnaście lat, więc niezbytnio interesowały mnie sprawy prywatne moich rodziców. Tym bardziej twoich. - nie byłam zła. Borys nigdy nie potrafił ściemniać czy owijać w bawełnę. Damski wpływ ewidentnie wyuczył go pewnych zachowań. Jedyną osobę, którą nadal obwiniałam, mogłam zobaczyć jedynie na zdjęciach z dzieciństwa. Chociaż przez bunt niewiele z nich zostało.

- Piotrek dostał rykoszetem. - powoli docierały do mnie wyrzuty sumienia. - Ależ ja jestem pokręcona. - oparłam łokcie na kolanach, a głowa zmęczona opadła na dół. 

- Myślę, że był na to gotowy. Musiał liczyć się z tym, że nie będziesz zachwycona. Mimo wszystko powinnaś z nim pogadać. Chłopak wydaje się być w porządku. - Matka Teresa w męskiej odsłonie.

- Przecież nie zamieniłeś z nim słowa. - delikatnie podniosłam skulone ciało do góry i wyprostowałam kręgosłup. 

- Co nie oznacza, że go nie lubię. Jest specyficzny, ale wiesz...takie rzeczy nie biorą się z niczego. - czasami naprawdę nie potrafiłam dojrzeć czy on we wszystkich widzi jedynie same zalety, czy robi sobie ze mnie wolne żarty, czekając na reakcję. 

- Jaśniej? - oparłam głowę na jego ramieniu i znów zamknęłam oczy. 

- Myślę, że dowiesz się w odpowiednim czasie. - człowiek zagadka o dobrym serduszku. Naprawdę dobrze było móc znów z nim trochę po przebywać. 

Kiedy kroki dochodzące z drugiej strony lasku stały się donośniejsze, od razu wstaliśmy i zwróciliśmy się w ich stronę. Piotrek patrzący na nas z wściekłością przypominał kata. Może dlatego bałam się zapytać czy to z mojego powodu? Jakkolwiek, by nie reagował zawsze potrafił wykrzyczeć swój gniew. Teraz? Zwyczajnie wyminął mnie oraz Borysa, a następnie zniknął w wnętrzu domu. Co u licha stało się w przeciągu kilku godzin? To dopiero stało się prawdziwą zagadką. 



- Nie mogę uwierzyć...- Anka przykładała do swej głowy zimny okład, który przygotował Borys. Dopiero gdy zwymiotowała, mogliśmy złapać z nią jakikolwiek kontakt. Kto to widział, żeby przespać kilkanaście godzin i obudzić się z taką atrakcją? Na pewno nie ja oraz Piotr.

- Im więcej gadasz, tym szybciej się męczysz. - praktyczne rady blondyna bawiły mnie w najmniej odpowiednich momentach. Kiedy prychnęłam pod nosem, cała trójka wzgardziła mnie swymi spojrzeniami.

- Dobra. - szepnęłam i uniosłam do góry dłonie. Jak podczas kapitulacji. - Pójdę zadzwonić zanim mama pomyśli, że umarliśmy...czy coś.

Gdy wyszłam na zewnątrz i przycupnęłam na tym samym miejscu, co dwie godziny wcześniej, dołączył do mnie już mniej poddenerwowany szatyn. Szybko wyciągnął jednego papierosa i zaciągnął się mentolowym posmakiem.

- Nadal jesteś zła? - powoli gubiłam się w jego amplitudzie hormonalnej.

- Dwie godziny temu wparowałeś tutaj jakbyś chciał nas wszystkich rozstrzelać. To ja niby mam być niespokojna? - napisałam krótkiego esemesa i tym samym zyskałam na czasie aby móc  z nim porozmawiać.

- Jestem zły na Ankę. Doprowadziła się do takiego stanu przeze mnie. - akurat to mi gdzieś umknęło.

- Przez Ciebie? - odpowiedź od mamy również była krótka. Tak było nam o wiele wygodniej. Odkąd wybuchła między nami mała wojna, unikałam słownych utarczek.

- Powiedziałem jej, że jestem zainteresowany kimś innym. Nie przyjęła tego...- syknęłam na głos.

- Niedobrze. - niebieskie oczy w kolorze morza spoglądały znów przed siebie. - Znam ją?

- Nie. - urwane i szybkie odpowiedzi nie były w jego stylu.

- Kłamca. - spojrzałam za siebie, aby dosięgnąć wzrokiem drzwi. - Myślę, że dobrze zrobiłeś.

- Naprawdę? - kiwnęłam głową i podrapałam się po nosie.

- Tak. - wzruszając ramionami, znów popatrzyłam w jego stronę. - Nie ma nic gorszego niż złudne nadzieję. Znam to za autopsji. - powróciłam do najgorszego tego dnia, tematu. - Co, do ojca...

- Nie powinienem. Miałaś rację. - chciałam oczyścić atmosferę, w której falowało wiele niejasności.

- Powinieneś. I dziękuję za troskę. To jedynie pokazuje, że robisz dla mnie najwięcej. - wstałam i podeszłam bliżej, aby móc go objąć.

- Zebrało się nam na czułości, co? - kiedy walnęłam dłonią w twardą jak blat, klatkę piersiową odskoczył ode mnie i zajął się śmiechem. - Wychodzi szydło z worka...

- Głupek. - cmoknęłam udając obrażoną, ale po kilku sekundach jego głupiego, pełnego niedowierzania oraz śmiechu spojrzenia, skapitulowałam.

- Borys się zapłacze. - tu akurat miał rację.

- Chodźmy go więc uratować. - klepnęłam go w ramię i wskoczyłam na drogę ocalenia biednego blondyna, któremu wbrew pozorom, towarzystwo Anki mogło jedynie pomóc. Tyle, że Piotr o niczym nie wiedział. Plusem dodatkowym był fakt, że między nim, a blondynką przedstawienie się skończyło. Co, do blondyna...miałam zamiar wykorzystać te wakacje. Może nawet przygotować o wiele lepszy scenariusz, który wymyśliła sobie początkowo przyjaciółka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger