piątek, 10 sierpnia 2018

Skoro już wiesz...(I)




Jeśli nie czytaliście tomu pierwszego...musicie to nadrobić. Co do reszty...zapraszam fanów wybuchowej pary.

 Pozdrawiam. Wasza A.






***


Jeśli jest jakaś rzecz, której się nie spodziewałam to takiego zakończenia. Dobrego i fajnego zakończenia, które zapewne przez wielu było nieodgadnioną tajemnicą. Cóż, ja sama nie rozumiałam naszego przypadku, ale może to dzięki tej nutce niepewności, miał on jakąkolwiek szansę zaistnieć. 

- Myślisz, że powinienem zabrać jakąś część twojej garderoby? Jako odstraszacz na pełne fantazji gorące i łaknące mnie...- gdy wystawiłam środkowy palec, nadal wgapiałam się w telewizor. Mocne prychnięcie pod nosem i wyszczerzony uśmiech. Był dzieckiem, które uwielbiało zaczepiać w najmniej odpowiednim momencie. Nawet po tak ostrej awanturze, jaką wywołałam kilka godzin temu, nie odpuszczał. Znał mnie. Przez kilka ostatnich miesięcy dotarliśmy się na różne sposoby i w ani jednej sekundzie nie żałowałam, iż połączyły się one z równie dynamicznymi formami zgody. 

- Powinieneś zabrać mózg. Chociaż nie...- oblizałam usta i odgarnęłam z oczu, krótką grzywkę. Od kiedy zmieniłam fryzurę, coraz mocniej irytowałam się głupimi drobnostkami. Jak to uczesać, aby nabrało kształtów jak po wizycie u fryzjera? Byłam laikiem. Kolor też rozjaśniał pod wpływem innych specyfików, których nazwy nawet nie zapamiętałam. Skąd zmiana, zapytacie? W momencie, gdy syn Michała wystraszył się zbyt długich, ciemnych włosów, które przypominały mu potwory z kreskówki, zrozumiałam że nadszedł czas na coś świeższego. Poza tym chciałam urozmaicić swe życie nie tylko mniejszym rozmiarem spodni. Pragnęłam celebrować życie na kocią łapę, które nareszcie zaczęło przypominać komedię romantyczną, a nie dramat.

- Będę tęsknił. - wyjazd do Barcelony wypadł nagle. I choć rozumiałam, że to jego praca to świadomość nie umniejszała tęsknoty, pojawiającej się gdy tylko przekroczył próg mieszkania.

- Nie dziwie Ci się. - popatrzyłam na posmutniałą, przystojną facjatę i podniosłam się z kanapy. Szybko uwiesiłam się na gorącym karku i pocałowałam kącik szorstkich ust.

- Jesteś, jak huragan Klara. - odsunęłam twarz aby popatrzeć mu w oczy. Zobaczyłam rodzące się w nim pożądanie. Ba, nawet je poczułam. 

- Ale za to mnie kochasz. - gorąco oraz fala dreszczy przepłynęła wzdłuż kręgosłupa. Poczułam ochotę na coś więcej niż całusa i zamierzałam to dostać.


***

Rozglądając się po biurze, szukałam zaginionej tego ranka, czerwonek teczki. Zdenerwowana przez kolejne kłopoty w firmie, wyjazd Bartka oraz niewyspanie, walnęłam się na sofę stojącą po drugiej stronie ściany. Organizacja wesel nie była łatwym orzechem do zgryzienia, ale lubiłam swoją pracę. Pomysł wpadł zaraz po ślubie Darii i Michała, więc mogłam uznać to za kolejne dziwne zrządzenie losu, które wykorzystałam.

Zamroczona nerwami, wzięłam kilka głębszych wdechów i zamknęłam oczy. Nogi wyłożyłam na całej długości kanapy, w taki sposób, że stopy wystawały za boczne podparcie. Nawet kupić mebla nie potrafiłam porządnie. Cała ja. Huragan, jak ich mało. Nie dosłyszałam pukania, więc kilka minut po zapadnięciu w sen do biura wparował zniecierpliwiony ciszą, przybysz. Daria stanęła obok i wlepiła swe ślepia w mą zaspaną buzię. 

- Wstawaj szefowo. - kucnęła obok mej twarzy i wbiła palec w policzek.

- Pięć minutek...- gdyby była po takim maratonie, jak ja zapewne kazałaby zrobić mi miejsce. Na szczęście to Michał rozpieszczał ich syna, więc mamuśka miała dużo wolnego. Nigdy nie podejrzewałam, że facet może oddać dziecku swą całą uwagę, ale przyjaciel udowodnił iż babskie myślenie jest czasami zgubne.

- Mam zlecenie. Będziesz zachwycona. - wstała i zaczęła ogarniać burdel, którego nie byłam w stanie opanować od kilku dni. Gdy zaczęła podnosić ciężkie kartony z dokumentami, skapitulowałam. 

- Puść to! - zerwałam się i odebrałam ciężar z delikatnych dłoni. - Lekarz kazał Ci się oszczędzać. 

- Wstąpiłaś do klubu mojego męża? Zachowujecie się, jak chorzy doktorzy! - cmoknęła z niezadowoleniem i usiadła na sofie. - Weźmiesz to zlecenie?

- Termin? - ziewnęłam na głos i kilkukrotnie pomrugałam oczami, aby móc znów widzieć wyraźnie. 

- Dwa tygodnie. Jednak to nie będzie wesele. - poród rodził w kobiecie dziwne pomysły.

- Słucham? - kończyłam układać stos papierów leżących na biurku, szafkach oraz podłodze.

- Chrzciny. - zaniemówiłam. Kiedy uśmiechnęła się i wstała, zrozumiałam co zamierza. 

- Daria...- pokręciłam głową.

- Zostaniesz matką chrzestną! - mocno przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła.

- Zwariowałaś! Ja nie nadaję się...ktoś inny...- naprawdę byłam przerażona.

- Gdyby nie ty, Ignaś nie pojawiłby się na świecie. - pogroziła mi palcem i odsunęła na bezpieczną odległość, gdzie mogłam złapać oddech. 

- Ja nie miałam z tym nic wspólnego! Nie wrobisz mnie w to! - miałam nadzieję, że odpuści.

- Mój brat jest chrzestnym i miał te same opory. Tyle, że on ledwo zna Michała. Mimo wszystko się zgodził. Ty jesteś naszą przyjaciółką, więc...nie masz wytłumaczenia. - dumna uniosła idealne rysy twarzy i spojrzała na mnie spode łba.

- Nie. - popędziłam w stronę laptopa i pośpiesznie usiadłam za biurkiem, aby zająć się zamówieniami i przy okazji dać jej do zrozumienia, iż nie mam czasu na kłótnie.

- Bez dyskusji. Bartek też ma być...obowiązkowo. - puściła oczko i wyszła. 



Doskonale zdawała sobie sprawę, że ulegnę. Nie to, że robiłam to specjalnie. Wizja rodziny oraz dziecka..nawet wizja bycia ciotką odstraszała niczym gaz pieprzowy. Dlaczego? Zdradę Pawła przebolałam, nieszczęśliwe i nietrafione zakochanie też...ale co gdybym kolejny błąd popełniła z Bartkiem? Co jeśli pojawiłby się ktoś tak niewinny, że brunet poczułby się odsunięty i zostawił nas za sobą? Nie. Nie chciałam stracić Bartka. Nie chciałam stracić tego, co zbudowałam. Z uśmiechniętą miną wspominałam każdą wspólnie spędzoną chwilę. I w żadnej z nich nie było słychać płaczu kogoś trzeciego, o wiele mniejszego. Chciałam aby tak pozostało. Abyśmy tymczasowo, do odwołania cieszyli się jedynie swym towarzystwem i do bólu z niego korzystali.

Szybko chwyciłam komórkę i napisałam krótkiego esemesa.

"Kocham Cię. Tęsknie, brzydalu." To zaledwie dwa miesiące jego nowej drogi zawodowej, a ja byłam na wyczerpaniu. Bałam się, że nie wytrzymam i kupię najbliższy bilet, aby tylko znów go zobaczyć.

Odpowiedź "Ja też. Jak wrócę to pokażę Ci moją opaleniznę...wszędzie." Śmiech wydarł się na zewnątrz. Mocno opatuliłam swe ramiona i wyłożyłam na skórzanym oparciu. Kolejny raz usnęłam. Tym razem obyło się bez dynamicznej pobudki. 




Idąc przez ogromną salę bankietową, zaczęło mienić mi się w oczach. Ostatnia para młoda musiała mocno uwielbiać amerykański, plastikowy styl, gdyż miejsce przypominało te rodem z sakramentów branych w Las Vegas. Róż, brokat...brakowało tylko sztucznych penisów zawieszonych pod sufitami i mielibyśmy komplet.

- Ładna? - Daria spojrzała na ogromny parkiet oraz kilkanaście stołów. 

- Ty masz zrobić chrzciny, a nie powtórkę z wesela. - potknąwszy się o stopień sceny, wylądowałam w ramionach nieznajomej twarzy, która właśnie weszła do pomieszczenia.

Zapach pieprzu oraz wanilii spowodował ból głowy. Gdy spojrzałam do góry, zobaczyłam barwę bursztynu.

- Mikołaj! - siostra skarciła trzymającego mnie w ramionach, gościa. - Zostaw ją! 

- Przecież tym się nie robi dziecka. - odskoczyłam od nadętego jak balon męskiego ego i pognałam w stronę przyjaciółki. Niezadowolona patrzyła na drugi koniec parkietu, gdzie przed chwilą stałam. 

- Poznaj mojego brata, Klaro. Mikołaj. - nigdy w życiu nie widziałam go na oczy. Coś musiało się za tym kryć. 

- Pan kłopot, oszołom i nierób. - sam nadał sobie kilka tytułów, a następnie podszedł do rozwleczonych na rogu sali, balonów. - To właśnie moje życie. 

- Skończ z cyrkiem, braciszku. - nie widziałam, żeby ktoś ją tak zirytował od czasów Michała i ich problemów w związku.

- Cyrk to te chrzciny. Po jaką cholerę ściągałaś mnie z misji? - wojskowy? Sama zaczęłam zastanawiać się nad logiką przyjaciółki. Chciała aby Ignacy wyrósł na samobójce w moro? Tak. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do panów latających z bronią w imieniu pokoju, ot co.

- Bo chciałabym, żeby Ignacy miał jakiekolwiek wspomnienia z wujkiem zanim ten zginie gdzieś pod afgańskim piachem! - warknęła i zacisnęła zębiska. Szykował się niezły bój, którego nie chciałam być świadkiem. 

- Pięknie! No to zaczynamy...doktor, prawnik, kasjer byleby nie wojskowy! - chrząknęłam, aby dać o sobie znać, ale nie poskutkowało.

- Miałeś być pilotem w lotnictwie rozpoznawczym! Miałeś być bezpieczny, a zachciało Ci się igrać z kulami! - dlatego go nie poznałam.

Rodzina Darii pochodziła z biedy. Gdy została z Michałem, ten dał jej ojcu wiele profitów i zatrudnił go w swej firmie. Pan Jan był bardzo zadowolony z obrotu sprawy i zawsze traktował Michała jak syna. Prawdopodobnie tu leżał pies pogrzebany. Ojciec mylił miłość z szacunkiem oraz wdzięcznością. Syn, który nie chciał być od niego uzależniony zmył się i zostawił rodzinę. Teraz gdy nasze życia, przede wszystkim Darii nabrało kształtów, chciała aby i on się w nim znalazł. Brat. Zły, rozgoryczony, ale jednak brat.

- Wolałem oddać swe życie ojczyźnie niż pustemu i zakochanemu w sobie sukinsynowi! - musiałam przerwać tę nawałnicę.

- Ej! Stop wam! - stanęłam między zacieśniającą się szczeliną, która ich odgradzała. - Tu nie chodzi o was! W grze, jakkolwiek by to nie zabrzmiało...jest mały chłopiec. - miodowe oczy zrobiły krok w tył i oparły się o ścianę. Nie patrzył na nas. Urażony wielkolud, starał się pozbierać rozszarpane nerwy.

- Masz rację. - blondynka zagarnęła włosy za uszy i zamknęła oczy. Biorąc głęboki wdech, spojrzała w stronę brata. - Ignacy jest dla mnie najważniejszy, Mikołaj. Chciałam abyś stał się częścią jego świata, ale jeśli nie potrafisz...zrozumiem. - odpuściła.

Szczupłe dłonie odbiły się od ud. Ostatni raz obdarowała nas obydwoje smutnym spojrzeniem  i wybiegła z sali. Gdy donośny na całą salę kopniak wywrócił do góry jedno z krzeseł, prychnęłam pod nosem. 

- Brawo. - klapnęłam w dłonie. - Dojrzale, jak na człowieka, który broni innych. 

- Coś jeszcze? - rzucił, odwracając się do mnie tyłem. 

- Spakuj się i wyjedź. Tak będzie dla nich najlepiej. - musiałam poskładać do kupy resztki damskiej godności.

Kto miał rację? Nie wiem. Nie chciałam nawet doszukiwać się jasnych argumentów w tak bezsensownej i niepotrzebnej kłótni. Mimo wszystko chciałam znaleźć rozwiązanie. Złoty środek na wojnę, w której jej brat musiał walczyć z o wiele cięższym przeciwnikiem niż dotychczas.



***

- To był horror, Bartek. - nadal wspominałam wczorajszą awanturę, w której Daria i zaginiony brat marnotrawny urządzili niezły pokaz.

- Daj spokój. Przejdzie im. To rodzina. - był spokojny bo nie brał w tym zamieszaniu czynnego udziału. 

- Ten facet to nieporozumienie. Zachowuje się jakby cały świat uwziął się na niego! To jego siostra i jaka by nie była to nią pozostanie. - naładowana negatywną energią, próbowałam uzyskać minimalne wsparcie.

- Jeden problem z głowy. Wiem, że nie zaciągnie Cię do łóżka. - śmiech i żartobliwa anegdota, nie podziałały na mnie kojąco. Wręcz przeciwnie coraz mocniej odczuwałam brak Bartka. 

- Kiedy wracasz? - doskonale wiedziałam.  W kółko odliczałam siedem pieprzonych dni. Gehenna bez jego ciała, smaku, dotyku i truskawkowych shake'ów.

- Siedem dni. - jakby miód na uczy i sól na rany. - Mogę mieć ewentualnie jeden lub dwa dni opóźnienia, ale to normalne przy takich projektach...

- Opóźnienia? - jeśli chciał mi dokuczyć to mu się udało. - Ja tutaj wariuje bez Ciebie, a ty jeszcze dokładasz sobie dwa dni? Bartek...- chciałam mieć go przy sobie.

- Obiecaliśmy sobie. Rok. Jeden rok i kończę pracę w firmie. Potem jestem cały twój...mogę nawet robić filmy z wesel, jeśli tylko Cię to kręci. - mruknięcie do telefonu, delikatnie mnie zawstydziło.

- Wariat! - miał rację. Obiecaliśmy sobie, że pewne sprawy doprowadzimy do końca. Jego kontrakt czy sprzedaż mieszkania, aby kupić mały dom na obrzeżach miasta. Mógłby nadal poświęcać się fotografii tyle, że lokalnej...a ja miałabym nas dla siebie. I tylko dla siebie.

- Kochanie, zaraz lecę na ten pokaz lotniczy. Mówiłem Ci, jak pięknie udekorowano ulice? - był włóczykijem i za to go pokochałam.

- Baw się grzecznie. - na koniec posłałam całusa i rozłączyłam się. Smutek i cisza rozbiegła się we wszystkie, cztery kąty  salonu. Chwilę później coś przerwało lament i wyrzuciło ze mnie depresyjny stan rzeczy. Donośny huk ze strony korytarza, kazał przywdziać puchate kapcie i zmierzyć do jego źródła. Kogo licha o tej porze, przywiozło? Daria była najcelniejszą z opcji.

Mocno opatuliłam się grubym swetrem i pobiegłam do drzwi. Pokonując wszystkie zamki, co trochę potrwało, wreszcie otworzyłam je na oścież. Oczekując twarzy najlepszej przyjaciółki, uśmiechnęłam się. Kiedy przed nosem pojawił się bukiet herbacianych róż, zastygłam w bezruchu. Sekundę później ukrywający się za nimi człowiek, objawił swe oblicze. Diabeł w ludzkiej skórze przyszedł po kolejną ofiarę.

- Cześć. - zmrużyłam powieki i zamilkłam, co dało mu szansę na kontynuację. - Jeśli chodzi o wczorajszy popis z mej strony, to miałaś rację. Nie jestem ideałem...

- Jak mnie znalazłeś? - brak Bartka był odczuwalny z każdą kolejną sekundą. Gdyby zobaczył obcego faceta, dodatkowo tego który tak potraktował Darię...odwiedziny skończyłyby się katastrofą. 

- Daria. Byłem u niej i pogadaliśmy, ale tobie też jestem winien wyjaśnienia. - w jakim celu niby miałabym go słuchać? I dlaczego jego siostra zgodziła się na atrakcję związaną z niezapowiedzianymi przeprosinami?

- Wyjaśniliśmy. Do zobaczenia na chrzcinach. - gdy chciałam zamknąć drzwi, zatrzymał je nogą. Gdy mocno wzdychnęłam, przekierował swój wzrok ze stopy na mą twarz. 

- Nie pogryzę Cię. - miał pecha.

- Ja nie mogę tego obiecać. - wzruszyłam ramionami i zamknęłam drzwi. 


Po jaką cholerę tu przylazł? I dlaczego wcale nie rozzłościło mnie to tak, jak powinno? Masa pytań i głucha cisza. Bartek, gdzie jesteś gdy Cię potrzeba?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger