poniedziałek, 3 września 2018

Skoro już wiesz... (III)

Kiedy to czytacie...zapewne jestem na jednej z dzikich plaż. I szykuje dla was coś nowego.

Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Kolacja przebiegła lepiej niż mogłabym się spodziewać. Za sprawą aktu milczenia, który posłusznie wykonał Mikołaj, mogło obyć się bez kompromitujących przed Bartkiem scen. Kiedy wyszliśmy z lokalu, nadal odczuwałam napięcie, które wywołał. Bezmózgie yeti będące ulubieńcem Darii wprowadzało coraz więcej zamieszania, ale powód tego...znała tylko piekielna dwójka. Gdy Michał wyszedł za nami i poczłapał w stronę popielniczki, wykorzystałam okazję. 

Bartek i tak był obrażony, więc nie miałam szans na normalną rozmowę. Gdybym jednak wiedziała o co tak naprawdę mu chodziło, mogłabym odpuścić i zwyczajnie w świecie uznać to za kolejne granie mi na nosie.

- Skoczę do sklepu. - kilka słów okraszone szczyptą zniewagi i koniec. Jak powiedział, tak zrobił. A ja nareszcie mogłam dorwać szanownego przyjaciela, który musiał wiedzieć coś o dziwnym zachowaniu swej ukochanej. 

- Hej. - uśmiechnęłam się i podeszłam w stronę palarni. Właśnie kończył, ale ja dopiero co się rozkręcałam. - Mam do Ciebie kilka pytań, przyjacielu. - wyczuł, że to nie będzie przyjemna dyskusja.

- Ja nic nie wiem. - nawet na mnie nie spojrzał. - I to nie był mój pomysł! - wiedziałam, że coś się święci.

- Jaki pomysł? Co do jasnej cholery Daria i ten wielki gbur sobie wymyślili, co? - mocno złapałam za poły garnituru i tąpnęłam nim. - Gadaj!

- Nie chciała...- kiedy blondynka pojawiła się w drzwiach, odpuściłam. Szybko przybrałam pozę wyluzowanej i udałam, że poprawiam kołnierz u koszuli szatyna.

- Kochani! A co wy tak tutaj z dala ode mnie i brata? Bo pomyślę, że znowu macie się ku sobie! - zażartowała, ale dowcip nie umknął spostrzegawczości mego wroga.

- Znowu? Czyżbyś siostro zapomniała o czymś wspomnieć? - miałam dość szopki. Niezadowolona mina Bartka jedynie pogorszyła mój nastrój. Z jednej strony napakowany major, chcący zrobić mi na złość, a z drugiej zazdrosny mnich. Miałam ich wszystkich dość.

- Wracam do domu. - niczym wystrzał. Pędziłam przed siebie nie zastanawiając nad konsekwencjami. Zdenerwowana puściłam mimo uszu nawet krzyk Bartka. Gdy wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, a potem odjechałam w siną dal...wyłączyłam komórkę.

***

Towarzystwo butelki czerwonego wina oraz jazzowego grajka na ulicy było wręcz idealne na samotny spacer. Od kilku godzin szlajałam się na obrzeżach miasta w szykownej sukience oraz rozmierzwionych włosach, które wyglądały jak po spotkaniu z rozwścieczonym stadem kotów. Byłam idealną kandydatką do oddelegowania w specjalne miejsce bez klamek. 

Kiedy potknęłam się o jedną z nierównych betonowych płyt, wystająca poza równą powierzchnie, przeklęłam na głos. Dźwięk rozgrzanego silnika, dudniący przez moment w mych uszach, ucichł gdy obróciłam się w jego stronę. Wysiadający z wielkiego samochodu, jak on sam rozzłoszczony wielkolud, pognał w moją stronę. Kiedy złapał za przedramię i zaczął ciągnąć mnie za sobą do pojazdu, wrzasnęłam jak poparzona. 

- Zostaw mnie! - szybko wyrwałam się i przy okazji wywróciłam na znaną płytę, którą obrażałam jeszcze przed kilkoma sekundami. Przed usiłowaniem porwania mnie. - Au! 

- Jak z dzieckiem. - zawarczał pod nosem, łapiąc mnie w pół pas i przewiesił przez ramię. Kiedy świat zawirował niczym na karuzeli, o mały włos nie zemdlałam. 

- Pos...- jednostajny krok do auta i bardzo dynamiczna akcja z wsadzeniem mnie do jego środka, dziwnym sposobem odebrała jakąkolwiek chęć walki. Gdy skórzany materiał fotela przylepił się do mego policzka, z zadowoleniem przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. Oczy stały się jakby cięższe, a delikatna muzyka dochodząca z radia brzmiała niczym najsłodsza kołysanka, jaką dane było mi słyszeć. 

- Powoli zaczynam żałować, że Cię spotkałem. - słowa niczym nóż wbiły się w głowę i utknęły w miejscu, które zarezerwowane miałam jedynie dla kogoś, kto był dla mnie całym światem. 

- Z wzajemnością. - mruknęłam z zamkniętymi już oczami.

Delikatny śmiech zlał się w jedność z zapachem, który pozostawił na mnie, gdy tylko utknęłam na jego ramieniu. Jakby aromat wsiąkł i nie chciał odpuścić. Ja zamierzałam dokonać tego zaraz po wytrzeźwieniu. Jedyny problem polegał na tym, że los w mym przypadku oraz stateczność nie szły w parze. Wszystko co robiłam, zawsze odwracało finalny zamierzony skutek o sto osiemdziesiąt stopni. Musiałam więc zagrać nieczysto. I to tak, aby skończyć teatrzyk z nami w roli głównej, w kilka sekund. 


Rozmazany obraz oraz zimny dreszcz na skórze nie były jedynymi efektami wczorajszego, szalonego pomysłu wojaży z alkoholem. Na pierwszy rzut jednak wystarczyły aby zgiąć me ciało w pół, nie pozwalając na jakiekolwiek działanie podstawowych bodźców. Zimny okład na czole stał się natomiast niczym drut kolczasty. Nie sądziłam, że mogę doprowadzić się do takiego stanu od czasów liceum, ale najwidoczniej potrafiłam jeszcze zaskakiwać. 

- Przez moment myślałem, że potrzebna będzie karetka...- głos zza mych pleców, od razu postawił skulone ciało do pionu. Wyprostowana i gotowa do ataku, odwróciłam się w jego stronę. 

- Za moment potrzebny będzie karawan. I msza. - rozejrzałam się po mieszkaniu przypominającym studio. Kilka gitar stojących w kącie szafy, ogromne plakaty rozwieszone na jednej ze ścian, które tworzyły jeden obraz...no i światła. Oślepiające i powodujące ostry wstrząs dla kogoś, kto właśnie wrócił do żywych. 

- Jak na miss najbardziej skacowanych kobiet jesteś dosyć żwawa. - prychnął popijając gorący napój, którego para unosiła się na jego twarz. Od razu zaschło mi w ustach. Oczywiście na widok napoju, rzecz jasna. 

- Muszę zamówić taksówkę. - opatuliłam dłońmi dygoczące ramiona i spróbowałam wstać. Chwiejny krok zastopował silny uścisk oraz uderzenie ciepła, pochodzące z mosiężnego ciała. 

- Siadaj. - to nie była prośba. Gdy wylądowałam na czterech literach, usiadł obok mnie i podał kubek stojący na końcu stolika, którego wcześniej nie zauważyłam. - Pij. To sprawdzona receptura. 

- Dzięki, ale...- w głowie zaczęło kłębić się wiele pytań, na które musiałam znać odpowiedź. 

- Wypijesz to sama albo wykorzystam technikę poznaną w wojsku i trochę Ci pomogę. Wybieraj. - jak zawsze miły i opiekuńczy.

- Pod jednym warunkiem. Odpowiesz na każde z pytań. Szczerze. - ciemne oczy szukały we mnie zagubienia czy lęku, ale nie mogły go znaleźć.

- Skąd wiesz, że powiem prawdę? - uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe kły przypominające uzębienie wilka. Nawet trochę go przypominał.

- Nie zaryzykujesz chyba na tyle, że twoja siostra by Cię znienawidziła. - wiedziałam, jak muszę zagrać aby zaczął tańczyć.

- Słucham? - zmrużone oczy uwidoczniły gęste rzęsy w brązowym kolorze. 

- Jeśli skłamiesz, a wiemy że prawda lubi wracać do ludzi...nie zgodzę się na bycie matką chrzestną. Uprzedzając twoje pytania...tak powiem o tym Darii. Gdy zapyta o powód, wskażę Ciebie. - wzruszyłam ramionami i popatrzyłam na kubek. Kiedy podał mi go do dłoni, wiedziałam że skapitulował. 

- Pytaj, więc. - bingo. 

- Jak mnie znalazłeś? - to było bardzo ciekawe. 

- Mam swoje dojścia. To, że wyłączyłaś komórkę nie oznacza, że jesteś niewidzialna.

- Jaśniej...- kiedy chciałam odłożyć gorący napój, zaśmiał się. 

- Kolega ma sieć barów. Nie wiem czemu, ale pomyślałem, że pewnie będziesz chciała się upić z powodu twojego kłamliwego faceta. Wysłałem zdjęcie i dowiedziałem się gdzie byłaś ostatnio...potem jeździłem wokół okolicy i znów popytałem. Tyle.

- Nie jest kłamliwy. Nie mniej od Ciebie. - potyczki słowne chciałam zostawić na później. - Dlaczego nagle jesteś najlepszym przyjacielem twojej siostry? 

- Doszliśmy do porozumienia. - kłamstwo.

- Umówiliście się, a nie pogodziliście. To wiem w stu procentach. - dumna uniosłam głowę i odstawiłam w połowie puste naczynie. Szybko wstałam i zrzuciłam z ramion koc, którym byłam opatulona. Nabrałam sił, a przy okazji zdenerwowanie wróciło. 

- Zwał, jak zwał. Wypij do końca. - nie brzmiał już jak rozbawiony gówniarz. Znów chciał być panem rozgrywającym. 

- Zadzwonię po Bartka. Tak będzie najlepiej. - wyciągnęłam aparat z leżącej obok lustra torebki, mając ją za ostateczną broń. Nieszczęście chodziło parami albowiem dosyć, że nie miałam kontaktu z Bartkiem to jak i całym światem zewnętrznym. Przecież nie byłam świadoma gdzie się znajduję, a rozładowany telefon w niczym nie mógł mi pomóc. 

- I co mu powiesz? Że tylko tu nocowałaś....chyba obydwoje wiemy, jakie ma zdanie na ten temat. - wstał niczym dumny paw. Kiedy pojawiłam się przed jego nosem, a raczej klatką piersiową, ostatnimi okruchami cierpliwości próbowałam przemówić mu do rozsądku.

- Po jaką cholerę robisz sobie nadzieję? - oblizał wargi i zamknął oczy, próbując znaleźć odpowiednią ripostę. Niestety nie miał tyle szczęścia, bo nie zamierzałam na tym poprzestać. - Twoja siostra upatrzyła sobie Ciebie jako idealnego nowego faceta dla mnie, ale wiesz co...nie tędy droga, wojowniku. Tutaj nie masz czego szukać. - palcem wskazałam na swą głowę oraz serce. 

Myślał, że jestem głupia i nieświadoma dziwnych pomysłów Darii. W tym aspekcie niestety nie mógł ze mną wygrać. Świadomość z jaką podchodziłam do jego wybryków, odebrała mu mowę. Dopiero teraz zrozumiał, że o wszystkim wiem. Michał nie musiał mówić wiele, ale ja doskonale odczytałam intencje tych dwojga oszołomów. Zastanawiałam się jedynie nad ceną, jaką sobie wyznaczyła. Co chciała osiągnąć wpieprzaniem się w moje miłosne życie. 

- Co Ci powiedziała. - zaczynał od nowa.

- Nie musiała. Jestem spostrzegawczą dziewczynką. - rozejrzałam się po mieszkaniu. - Przy okazji chciałabym abyś zamówił mi taksówkę. 

- Jasne. - wyciągnął najnowszy smartphone i wstukał kilka liczb. Coś jednak przerwało w pół jego zdecydowania. Schował go z powrotem do kieszeni, a następnie spojrzał na mnie mocniej rozwścieczony. - Dlaczego Cię nie szukał? Twoja miłość życia? - nachylił się, a ja znów poczułam ten cholerny aromat. 

- Szukał. Tyle, że jakiś wariat porwał mnie...- wstrząs pomieszany z ogromnym ciepłem wlewającym się do mego wnętrza pochodził od niego. Pocałunek tak inny, zmysłowy i dziki w niczym nie przypominał obdarowujących mnie ze strony Bartka. Jakby świat stanął na głowie, dodatkowo fikając koziołki w różne strony. Wstyd, smutek oraz ogromne pożądanie zmieszane ze sobą, szybko postawiły mnie na nogi. Czym prędzej odseparowałam się od trzymających mą twarz, silnych dłoni oraz szorstkich ust. 

Zdyszani i oddaleni od siebie próbowaliśmy złapać równowagę. Powoli zaczynałam żałować, że nie urodziłam się facetem. Może wtedy miałabym mniej problemów, a przy okazji charakteryzowałaby mnie wielka antypatia względem słuchania zdrowego rozsądku. 

- Ty skończony idioto. - szepnęłam z łzami w oczach. Czemu nie mogłam go rozszarpać? Dlaczego nie potrafiłam wyrzucić mu całej nienawiści i niechęci jaka się we mnie zebrała? Może dlatego, że niechęć ta była wewnętrznym ognień, chcący spalić jedyną winną osobę. Igrałam z nim i doprowadziłam do sytuacji, gdzie brak hamulców i jakichkolwiek przeszkód pozwolił mu na głupi, nieprzemyślany ruch. 

- Nie przeproszę. - myślałam, że się przesłyszałam. - Nie jestem tym typem faceta.

- Jesteś więc tym, który bierze coś mimo, że to coś do niego nie należy? Niczym rozpieszczony bachor! - byłam bliska ucieczki.

- Jakbyś była lepsza! Impulsywna, gadatliwa, emocjonalna i ślepo wierząca w ideały, które dawno wymarły! Myślisz, że on jeździ na parady samolotów czy muzyczne festiwale... tymczasem jeździ na typowe męskie rozrywki! Zdrady to nawyk każdego z tych niezależnych artystów! - jakbym grała w ukrytej kamerze. 

- Istnieje coś takiego jak zaufanie, baranie! - nie mogłam słuchać głupoty wypływającej z jego ust, bez jakiegokolwiek namysłu. 

- Jeśli kobieta kocha to ufa, ale jednocześnie druga strona musi na to zasłużyć. Jakim cudem ma to robić na odległość? Czy ty żyjesz w dzisiejszym świecie bez jakiegokolwiek pojęcia...- pukanie do drzwi wyrwało nas z obustronnego szału. 

Szybko doskoczył do źródła hałasu i złapał za klamkę aby móc je dojrzeć. Poważne spojrzenie niebieskich źrenic oraz chłód bijący od twarzy, która kolorem przypominała czystą biel, były mi znane. Kiedy Bartek skupił się na blondynie, a nawet na sekundę nie spojrzał na mnie, mogłam przeczuć że szał dopiero wskoczył w pierwszy obieg. Byłam pomiędzy piaskową, a śnieżną burzą, które nadciągały z obydwóch stron, by zmieść mnie z powierzchni ziemi. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger