środa, 5 września 2018

Skoro już wiesz...(V)



Bartosz kontra Mikołaj. Nadopiekuńczy drwal czy bezpośredni wielkolud?

Pozdrawiam. Wasza A.

***

Nie wiem ile dręczyłam blondyna o święty spokój i samotność, ale była to walka z wiatrakami. Jakbym mówiła do ściany, co poniekąd zgadzało się z jego poziomem intelektu. To, jak traktował siostrę było świetnym przykładem jego możliwości. Uparty osioł jednak miał swoje sposoby i naprawdę powiadam, nie miałam pojęcia w którym momencie zawlókł mnie do swego wielkiego, jak jego ego, samochodu. Dopiero w połowie drogi donikąd, zorientowałam się że zostałam uprowadzona. Po raz kolejny, zresztą. Brak funkcjonowania neuronów i skupienia mogłam dodać jak dwa do dwóch, a wynik wskazywał osobę Bartka. Gniew, żal i rozczarowanie, to przede wszystkim, odgoniło mą racjonalność w kąt.



- Możesz mnie wysadzić? - wskazałam na pobocze. Okolica była mi znana, więc miałam szansę na bezpieczny powrót do domu. Przejażdżka z wielkoludem nie należała do tych kryteriów. 

- Możesz się przymknąć? - niczym obuchem w łeb. Bezpośredniość wyniszczała w nim jakąkolwiek resztkę bycia dżentelmenem. - Od dwóch tygodni nie usłyszałem z twoich ust niczego poza rozkazem, zakazem, miauczeniem i tym podobnym...

- Może gdybyś się nie pojawiał, nie musiałbyś tego znosić. - krzyżując ręce na klatce piersiowej, szybko odwróciłam się w stronę bocznej szyby. Nie miałam ochoty nawet na niego patrzeć. 

- Oskarżaniem. Zapomniałbym. - cmoknął zadowolony i jednocześnie bardzo rozbawiony. 

- Co Cię śmieszy? - musiałam popatrzeć na facjatę, aby przypomnieć sobie, jak mocno go nienawidziłam. 

- Słońce, naprawdę jesteś wyjątkowa. Każda inna kobieta płakałaby w poduszkę albo gorzej. Najwidoczniej nie darzysz go takimi uczuciami, jakimi sądziłem...- wiedziałam do czego powoli zmierzała jego porąbana fantazja. 

- Wysadź mnie. - nerwowo odpięłam pasy i złapałam za klamkę od drzwi. Kiedy prędkość stopniowo zmalała i w końcu ustała, wyczułam moment aby uwolnić się od jego towarzystwa. 

Pędząc przed siebie, nie zwróciłam uwagi na coraz donośniejsze kroki, dochodzące zza mych pleców. Drań wcale nie odpuścił sobie szansy na kontynuowanie farsy związanej z prawieniem mi morałów. Dziurawa szosa prowadząca przez las była odwzorowaniem tej z horroru "Droga bez powrotu". Okoliczności, jak i sama nazwa wręcz idealnie pasowała do obrazka, który pojawił się w głowie. Jeśli zakopałabym jego ciało, zapewne potrzebowałabym ogromnej łopaty, jak i ogromnego dołu. Na me nieszczęście gladiatorskie wymiary, odciągnęły wizję morderstwa. 

- Możesz zaczekać? - zamknęłam oczy i przystanęłam na moment. Po dwóch sekundach zjawił się przy mym boku i cierpliwie odczekał kilka sekund zanim znów wystrzelił. - Sądzisz, że chciałem zaciągnąć Cię do łóżka, a potem przed ołtarz? W odniesieniu do czasu jaki poświęciłaś na poznanie mnie, wierzysz że goniłbym...

- Mikołaj. - byłam bardzo poważna. - Czego ty ode mnie chcesz? Tak, naprawdę. - ciemne oczy szukały odpowiedzi w korach drzew, ale tutaj akurat zbłądził. Odpowiedź z jego ust zawsze musiała być ostra, zapadająca w pamięć. Na próżno szukać mu było dobranych, kulturalnych słów. 

- Nie jesteś kobietą, którą chcę zdobyć. - patrząc mi prosto w oczy, powiedział te kilka słów, a ja...nie wyczułam fałszu. Jakby coś pękło w całej niepewności, a łodyga pełna pytań uschła. - Chciałem dotrzeć przez Ciebie do kogoś zupełnie innego. 

- Teraz to naprawdę zaczynam się gubić. - pokręciłam głową, rozmasowując skronie. 

- Paulina. - wzruszył ramionami. - Paulina to moja była narzeczona. 

- Paulina? Jaka u licha...- zrozumiałam. Kolejny cios w głowę, niby niewidzialny, ale jakże mocny. - Czekaj. Nie mówisz chyba o tej...- palcem wskazującym pogroził mi przed oczyma.

- Nie waż się, powiedzieć o niej choćby...- wielkolud miał obawy, co do swej ukochanej, więc przy okazji wplątał mnie i Bartka w jakąś chorą intrygę. 

- Przyplątałeś się do nas bo jesteś zazdrosny o kobietę, która rzuciła Cię z raczej wiadomych mi powodów...- próbowałam ułożyć jego kostkę Rubika. - I zamierzasz wywrócić do góry nogami życia wszystkich w około...brawo! - klasnęłam w dłonie i wyciągnęłam z kieszeni ciemnego prochowca, telefon. 

- Co ty wyprawiasz? - jakbym polowała na zwierzynę. 

- Cześć, kochanie. - słysząc głos Bartka po drugiej stronie, odetchnęłam z ulgą.

- Hej. Jak tam spotkanie z Darią? - musiałam pokazać wielkoludowi, kto tu rządzi. 

- Całkiem dobrze. Wyjaśniłam kilka spraw. - przełączyłam połączenie na zestaw głośnomówiący. - Gdzie jesteś?

- W kawiarni. Z wspólnikiem. Musieliśmy obgadać parę spraw, ale nie bój żaby...pamiętam o naszej kolacji. - ciężar z serca opadł do kolan. 

- Wspólnikiem? - chciałam aby Mikołaj dostrzegł, jak wielce pomylił się, co do oskarżeń względem Bartka. 

- Koleżanka. Nie wściekaj się, ale...- z uśmiechem na ustach, patrzyłam prosto w zszokowane brązowe oczy. Przegrał. 

- Opowiesz mi o niej. Może nawet zaprosimy ją na następną kolację? - zagrałam mu na nosie. Szybko porwał aparat i rozłączył połączenie. 

- Bartek to kłamca. Nawet lepszy niż Michał. - usta zaciśnięte w cienką linię i obłęd. Był bardzo pogubiony. 

- Mikołaj, posłuchaj mnie uważnie. - odzyskałam swój telefon z jego dłoni i wsadziłam z powrotem do kieszeni. - Nie mam pojęcia, co chcesz osiągnąć wplątując mnie i Bartka w jakieś gierki, ale to się nie uda. Paulina to twoja sprawa. 

- Może powinienem zacząć od początku. - złapał za kluczyki do samochodu. - Ale najpierw musisz zrozumieć, że nie jestem twoim wrogiem. 

- Powątpiewam. - zamawiając taksówkę, poczułam na sobie rozczarowany wzrok. Kilka sekund później odszedł w stronę pojazdu i odjechał. 

Gdyby miała zostać aktorką, na pewno wygrałabym Oscara. Skąd mogłabym wiedzieć? Nie byłam spokojna i zapewniona, co do Bartka. Wcale, a wcale nie uwierzyłam też w historię o wspólniczce. Dlaczego więc nie pojechałam z Mikołajem? Cóż, miłość chodziła własnymi ścieżkami. Ja musiałam udowodnić sobie samej, że nie pomyliłam szlaku. Bez pomocy blondyna czy Darii. Musiałam zmierzyć się z największym koszmarem tej całej farsy. Kłamstwem. 

***


Spakowane walizki, które postawiłam obok komody patrzyły na mnie ze smutkiem. Tak, naprawdę odczuwałam wszystko w niezbyt normalny sposób. I choć przywykłam do jego nieobecności, wcale nie przypuszczałam, że zabraknie go w mym życiu...na stałe. Jak na ironię przystało, oczywiście. 

Dźwięk przekręcanego klucza w zamku, nie spowodował paniki. Na chłodno kalkulowałam każde słowo, które w przełożeniu na rzeczywistość, brzmiało niczym wyrok śmierci. "Żegnaj" czy "Do widzenia" były jedynymi jakie przychodziły na myśl. No bo niby, w jakim celu miałam się szarpać i tłumaczyć mu, że poniekąd Mikołaj miał rację? Oszukiwałam samą siebie. 

- Wariatko! - uśmiech na ustach był bardzo uroczy. Odpowiedziałam więc tym samym, choć zapewne wiele innych kobiet zaczęłoby histeryzować, jak ujął to jeden z mych wrogów. Dopiero, gdy ujrzał trzy spakowane bagaże, na twarz wlał się grymas zaskoczenia. 

- Wybieramy się gdzieś? - dreszcz na skórze zapowiadał kłopoty. 

- Ty tak. Ja...nie. - nie był idiotą. Od razu zrozumiał, co miałam na myśli. 

- Żartujesz sobie? - nastroszył się, próbując zrozumieć sens moich kroków. - Wystawiasz mnie za drzwi bez jakichkolwiek powodów? - bingo. 

- Ładna jest. - kiwnęłam głową i spuściłam wzrok. Stojąc naprzeciw okna, z którego widać było park, skupiłam na nim całą swoją uwagę. - Macie tę samą pasję i zapewne wiele innych wspólnych tematów. 

- Chodzi Ci o Paulinę? Przecież mówiłaś...- nie zrozumiał.

- Widziałam was razem w kawiarni, Bartek. Zanim się przyznałeś. To znaczy...zanim powiedziałeś prawdę. - obietnice bez pokrycia nie były nic warte. - Okłamałeś mnie. 

- Mam Ci opowiadać o wszystkich moich wspólnikach? Może od razu rozmiar buta, status majątkowy, ilość dzieci....- gdyby Mikołaj nie pokazał mi ich razem w danej sytuacji, zapewne nadal twierdziłabym, iż jego argumenty są logiczne. W tym przypadku jednak nie było zmiłuj. Wspólniczka ewidentnie miała za sobą ciężki okres i potrzebowała ramienia, na którym nie tylko mogłaby się wypłakać. Mogłam znać Bartka, ale ona? Wiedziałam jak wiele kobieta jest w stanie zrobić dla kogoś, kto jest jej całym światem. Przecież sama kiedyś przez to przechodziłam. 

- Jej ulubiony serial? - w pierwszym momencie zaczął się śmiać. 

- Jesteś nieobliczalna. - kiedy nie zmieniłam tonu i nie spojrzałam na niego, musiał odpowiedzieć.

- Przyjaciele. - szepnął.

- Kolor? - niby było to naiwne, ale przecież jeśli facet słucha...to znaczy, że zauważa. 

- Niebieski. Kobalt. - bolało, jak cholera.

- Jej ostatni związek. - czekałam na gwóźdź do trumny. 

- Wojskowy. Mówiła, że rozłączyła ich odległość. Nadal bardzo go kocha. - Mikołaj nie kłamał. 

- Ale spotyka się z tobą, a nie z nim. - pobłądziliśmy w tym wszystkim. Kiedy odwróciłam się w jego stronę, zobaczyłam ogromny żal oraz ból tętniący w zaciśniętych dłoniach oraz ciele. Jakby próbował trzymać się swojej wersji, zaczynając w nią wątpić.

- Klara, posłuchaj mnie przez moment. - mogłam zdobyć się na odrobinę ludzkiej życzliwości.-  Między nami różnie bywało, ale w ostatnim czasie nawet ze mną nie rozmawiasz. Jakbyś zamknęła się na cztery spusty, chcąc abym coś Ci udowodnił. Jakbyś potrzebowała abym rozwalił wszystko na swej drodze i stał się kimś innym. Paulina...- wzdrygnęłam się na dźwięk jej imienia. - To współpracownik. Jej ojciec jest moim dobrym przyjacielem. Zwyczajnie w świecie dyskutujemy o niektórych zawodowych i mniej zawodowych sprawach, co jest naturalne. Ty także masz swoich przyjaciół. Darię, Michała...- kobieca zazdrość gdy o niej opowiadał już szykowała zemstę. Nie sądziłam, że odważy się na tak wielki cios. Ja...się odważę. 

- Spotkałeś się z nią wtedy, gdy Mikołaj zabrał mnie do siebie? - wet za wet. 

- Tak. - przewidywalne zachowania łączyły się z piękną wspólniczką. - Daria zadzwoniła, że nigdzie Cię nie ma i od razu zacząłem...- cios nadszedł z fanfarami oraz fajerwerkami. 

- On szukał mnie od razu. Zaczął szukać od razu. - staliśmy się bardzo obcy dla tych ludzi, którymi zdawało się iż jesteśmy. - I nie wykorzystał sytuacji. - łzy napłynęły do oczu jakby znikąd. - To po prostu się stało. 

- Stało się? - sekunda po sekundzie poprzez moje milczenie, docierał do prawdy. - Nie zrobiłabyś mi tego. Nie mogłabyś, Klara. - wstyd zaczął zżerać pewność siebie oraz dumę.

- Tyle, że on jest nikim. Kimś kto tylko łaknął małej fizyczności. 

- Pieprzysz, jak potłuczona! - wiedziałam, że wybuchnie. 

- Wolałabym abyś jej nienawidził i pocałował niż oddawał nasz czas. - zrezygnowany przetarł twarz dłońmi, jakby chciał obudzić się z koszmaru. 

- Zabiję go. - stanowczość zabrzmiała mało zabawnie. - Naprawdę. Zabiję. 

- Nic nie zrobisz. - wskazałam na bagaże. - Nie masz powodu aby go zabijać. 

- Zdradziłaś mnie. Ty...mówiąca o kłamstwach, dająca mi rady...- miał rację. Chciałam zrobić mu na złość, a jedynie skrzywdziłam i rozpieprzyłam wszystko, co udało nam się do tej pory uzyskać. 

- Musimy na jakiś czas odpuścić. - kiedy podszedł do mnie i mocno ścisnął za nadgarstki, odwróciłam wzrok. 

- Spójrz na mnie! - wycedził przez zaciśnięte zębiska. - Wszystko zniszczyłaś! Wszystko! 

Trzask drzwi był ostatnim dźwiękiem, jaki nawiązywał do jego obecności. Ubrania spakowane do walizek zostały na swoim miejscu. Był na tyle zmieszany i obrzydzony mą osobą, że nie chciał przebywać w mym towarzystwie choćby sekundy dłużej. 

Tak, byłam sama. Zła, zraniona i zgubiona w świecie, który zaczął walić się na głowę, kawałek po kawałku. 


Ignacy wyglądał na przejętego zabawką, którą mu kupiłam. Ściskając za plastikowe uszy kota, mrużył cudowne oczka i ślinił się, jak pies. Zaskoczona i zafascynowana nowym widokiem nie zwracałam uwagi na otoczenie. Daria czytała artykuł w gazecie, a Michał zniknął na dobre pół dnia w sklepie z meblami. Ich życie znów wróciło do normy, ale jednocześnie przestało przypominać program gwiazd. Jakby zwyczajność zaczęła im się podobać, a nawet bardziej...pasować do aktualnego stanu rzeczy. 

- Piszą tu, że każda kobieta ma przynajmniej pięć wad, o których nie ma pojęcia. - mały skupił wzrok na czerwonym guziku, który z całej siły przycisnął. Zabawka wydała z siebie melodyjkę podobną do tych, które słyszałam w telewizji będąc dzieciakiem. 

- Ja mam ich z dwadzieścia. - pogładziłam małe czółko, a następnie naciągnęłam na nie bordową czapeczkę. Prezenty od Mikołaja były zapewne bardziej praktyczne, ale ja wolałam dać dziecku, coś co będzie powodowało uśmiech na jego buzi. Finalnie oczywiście go nie otrzymałam, ale i tak byłam zadowolona. 

- Pasuje Ci. - kiwnęła głową na małego, który siedział między moimi nogami. - Kto, by pomyślał.

- W tym przypadku będę musiała skorzystać z banku albo agencji. - prychnęłam pod nosem, gładząc małe rączki ściskające moje kciuki. - Taki facecik w zupełności, by mi wystarczał. 

- Bartek się odzywał? - gula w gardle nadal utrudniała mowę, gdy na tapetę wchodził jego temat. 

- Nie. - krótkie, bezuczuciowe wystarczyło, by zrozumiała iż udaję. 

- Michał zabrał jego rzeczy bo brakowało mu jaj na konfrontację. - nie wiedziała o pocałunku i powodzie naszego finalnego rozstania.

- To nie jego wina, Daria. - nie mogłam skupić się na niczym odkąd tylko opuścił mieszkanie. Nie potrafiłam znaleźć miejsca, w którym nie mielibyśmy wspomnień. - Nawaliłam po całości. 

- Chodzi o mojego brata? Przecież zniknął z pola widzenia. Poza tym...Bartek nie dałby się wykiwać. 

- Wspólniczka Bartka to piękna kobieta. - kiedy głośno westchnęła, wiedziałam że komentarz nadejdzie w odpowiednim czasie. - Tyle, że nigdy by go nie zdradziła. 

- Co? - Daria szybko odłożyła lekturę na stolik i usiadła na dywanie obok mnie oraz małego, który bawił się splątanymi w warkocz włosami. 

- Twój brat i ja...- nie chciałam aby mi przerywała.

- Nie wierzę! - zamknęła oczy i pokręciła głową, przyswajając nowe wiadomości. - Nie jesteś typem...

- Pocałunek trwał dobre trzy sekundy. Nic nie znaczył. Dla niego również. - wspomnienia o Paulinie wróciły. Dwóch facetów skazanych na me towarzystwo, pragnących innej kobiety. Tej samej w dodatku to istna kpina karmy.

- Jak sobie przypomnę wszystkie zdrady Michała to zaczyna boleć. - dotknęła klatki piersiowej i utknęła wzrokiem w Ignacym. - Potem patrze na małego i zastanawiam się, kim kiedyś byliśmy. Jak mocno niedorozwinięci i pyszni staliśmy się przez te intrygi i kłamstwa. Syn pokazuje mi tę stronę niewinności, Klara. - dotknęła jego policzka, na co uśmiechnął się i jęknął z zadowoleniem. - Jest wszystkim, na co czekałam. I gdybym wtedy zrezygnowała, gdybyś nie poszła do Michała...gdybym ja odeszła...zawsze istnieje "gdyby". 

- Pamiętam, że gdy Paweł mnie zdradził, byłam otumaniona swym lękiem i bojaźnią. Powoli zaczynam dostrzegać, że być może to nie w nim istniał problem. 

- On naprawdę Cię zdradził, Klara. - nie chodziło mi teraz o przeszłość, ale o znalezienie w niej odpowiedzi. 

- Ale ja naprawdę byłam narzeczoną do dupy. - cmoknęłam niezadowolona, ale mocne pociągniecie za warkocz przez małego diabełka wybudziło mnie z przejęcia. Kiedy Daria wzięła go z mej przestrzeni w swoje ramiona, uśmiechnęłam się. - Ciągle dociekałam, węszyłam i udawałam. Przez kilka lat używałam perfum, które on lubił. Chodziłam ubrana, jak on lubił. Ciągle starałam się żyć pod kogoś. 

- Z Bartkiem też to czułaś? - przypomniałam sobie nasze ostatnie wakacje we Włoszech. Zdjęcia w Bolonii oraz Sardynii. Tęsknota zaczynała uwierać każdą część ciała. 

- Nigdy. - byłam pewna swych słów. - Tyle, że tak jak w przypadku Pawła zaczęłam fiksować na temat bycia ze sobą non stop, tak przeraziłam się gdy Bartek wrócił.

- Kontrast. Tak długo byłaś z daleka, że bałaś się iż wasza historia się skończy. 

- Może usilnie sama ją skończyłam? - popatrzyłam na nią z miną zbitego psa. - Czasami wariuję bo wiem, że coś jest ze mną nie tak. 

- Ta kobieta jest...znasz ją? - nie mogłam powiedzieć jej o sekrecie Mikołaja. 

- Tak. To jego wspólniczka. Mają ze sobą dużo wspólnego. Pasja, praca, rozmowy...- wzięłam głęboki wdech i zamilkłam na sekundę. 

- Nie katuj się, Klara. - pogładziła moja ramię i ułożyła małego tak, aby wtulił się w jej szyję. - To jedynie Cię zadręczy.

- Przynajmniej mam powód aby w końcu sprzedać mieszkanie. - zaskoczona podniosła wzrok z małego na mnie. - Tak, jak powinnam zrobić to na samym początku. 

- Damy radę. - uśmiechnęła się zawadiacko. Macierzyństwo uczyniło z niej jeszcze lepszą osobę. 

- Wiem. - odwzajemniłam uśmiech i jeszcze raz pogładziłam słodką, niewinną buzię Ignacego. Zasypiający w jej ramionach, wyglądał jak anioł. 


***

Dokumentacja, której nazbierało się podczas mej nieobecności w biurze wyglądała jak góry z papirusu. Ślęcząc nad kolejną umową przygotowywaną dla jednej z firm sukien ślubnych, próbowałam ogarnąć podsumowanie kosztów. Kiedy z rytmu katorgi nad programem wyrwał mnie hałas pukania w drewnianą framugę, chciałam ucałować przybysza po stopach. Dopiero gdy podniosłam wzrok z nad laptopa, zmieniłam zdanie. Nóż w kieszeni czekał na wyciągnięcie go. 

- Można? - brązowe oczy należące do najgorszego z przedstawicieli rasy męskiej, patrzyły na mnie z aprobatą. 

Milczenie nie pozwoliło mu na postawienie choćby kroku za próg. Nie wiedziałam, jak zachowam się podczas jego kolejnej słownej potyczki w chamskim wydaniu. 

- Obiecuje, że będę się zachowywał. - uniósł jedną dłoń w górę, a ja znów wlepiłam zmęczone powieki w ekran komputera. - Swoją drogą...- usiadł po drugiej stronie biurka. - Masz jaja. Nie każda kobieta jest w stanie przyznać się do zdrady. 

- Chciałbyś. - prychnęłam. Wiedziałam, że Daria niczego mu nie powiedziała. Mikołaj nie łkał o sekrety, a sam znajdywał dojścia do prawdy. Tak, jak to w przypadku mego zaginięcia. Skuteczny, jak radar. 

- Paulina pojechała z nim na sesję w Budapeszcie. - po jaką cholerę mi to mówił? - Pewnie świetnie się bawią. 

- Miałeś się zamknąć. - nie miałam zamiaru być milutka czy wdzięczna za igranie z moim życiem. 

- Poznałem ją na misji. Jeszcze wtedy studiowała dziennikarstwo. Kręciła reportaż o wojnie. Do Polski zjechaliśmy już jako para. 

- Słodkie. - nadal udawałam niezainteresowaną. W środku jednak, coś chciało aby kontynuował. Zwykła babska ciekawość wygrywała z nienawiścią. 

- Po studiach poszła na kurs. Ja wróciłem na front. Ona poszła na kolejne studia. Związek na odległość dawał radę, choć na początku myślałem, że to mit. Nawet pogodziłem się z myślami, że umrze to śmiercią naturalną. 

- Umarło. - popatrzyłam na niego znudzona. Musiałam trzymać dystans. 

- Nie. - skulił wzrok i skupił go na dłoniach. - Oświadczyłem się. 

Przez dłuższy moment obydwoje nie byliśmy w stanie tego skomentować. Słyszałam złość oraz smutek, który wylał się wraz z prawdą.

- Nie zgodziła się. - powiedziałam na bezdechu. 

- Przyjechałem na jej urodziny. Dostałem ostatni kontrakt. Jak idiota przygotowałem najbardziej romantyczny wieczór, na którym się nie zjawiła. - powoli docierało do mnie, jakim cudem był tak bezwzględny i wyrachowany w swych działaniach. - Wiesz, co bolało najmocniej?

- To chyba wystarczający powód. 

- Poprosiła przez swoich znajomych, żebym jej nie szukał. - jakaś myśl zaczęła świtać w głowie. Jakby słowa, które kiedyś usłyszałam...ale nie znałam źródła. 

- Kochasz ją, jak cholera. - nie wiem, czemu wypowiedziałam to z uśmiechem na ustach. 

- Pieprzony Romeo, co? - drwił z uczuć, z których nie powinien. 

- Niekoniecznie. - zamknęłam laptopa. - Powiedzmy, że nie przepadam za Szekspirem. 

- Piwo i orzeszki? - byłam naprawdę zdezorientowana, ale jednocześnie pełna nadziei. 

- Zejdę na dół za dziesięć minut. Jeśli pozwolisz...- spojrzałam na nieuporządkowane dokumenty. 

- Jasne. - uśmiechnął się dumnie i puścił oczko. 

Gdy zniknął, mogłam w spokoju pomyśleć nad słowami dudniącymi w głowie. Bez przeszkód chwyciłam za telefon i wykręciłam numer, który skasowałam zaraz po ostatniej konfrontacji. 

- Halo? - on najwidoczniej zrobił to samo. 

- Nie rozłączaj się! - mocne chrząknięcie i przekleństwo dało mi dosłownie mini sekundę, aby zainterweniować. - Czy jest tam gdzieś obok Ciebie Paulina?

- Klara. - pretensjonalny ton wcale mi nie pomagał. - Daj sobie spokój. Daj mi spokój. 

- Jeśli naprawdę was nic nie łączy, a ona nadal kocha Mikołaja...to być może mamy szansę im pomóc. 

- Mikołaja? Czekaj...o czym ty bredzisz, kobieto? - czasami wątpiłam w ich zdolności dedukcji. 

- Paulina, która jest potencjalnym powodem naszego rozstania....- przerwałam kolejne warknięcie. - oraz Mikołaj, główny powód naszego rozstania....mają wspólną przeszłość. 

- Klara, jeśli to ma być tani chwyt to odpuść. Ta dziewczyna nic Ci nie zrobiła. To twoja wina...

- Posłuchaj mnie uważnie, kretynie! - podniosłam głos. - Tutaj nie chodzi o Ciebie, mnie, nasze rozstanie czy cokolwiek związanego z nami. Próbuje pomóc człowiekowi, który wpieprza się w życie innych tylko dlatego, że sam został oszukany.

- Oszukany? - prychnął do telefonu. - Umówił się z nią na spotkanie. Dziewczyna liczyła na oświadczyny, a on się nie zjawił. - myślałam, że spadnę na ziemię. Los w ich przypadku był bardzo okrutny. 

- Cóż, on ma swoją wersję prawdy. To ona nie zjawiła się na kolacji. - czekałam na zielone światło.

- Co chcesz, zrobić? - modły zostały wysłuchane. 

- Zaaranżować oświadczyny. - byłam w tym mistrzem. - Skoro ze ślubami idzie mi tak dobrze, to będzie pestka. 

- Jak niby mam ją przekonać? - bolał mnie nawet sam pomysł związany z udawaną randką, ale nie miałam wyjścia. Poza tym Bartek i ja stanowiliśmy zamknięty rozdział. 

- Zaproś ją na randkę. - nie mogłam uwierzyć, w to co mówię. 

- Nie. - poczułam ulgę, ale jednocześnie mocno się sfrustrowałam. - Nie dam jej żadnej nadziei. 

- Bartek. - powiedziałam już o wiele spokojniej. - Dziewczyna jest tobą zafascynowana i nie będę wnikać w szczegóły. Zwyczajna rozmowa pomoże im rozwiać wątpliwości, a przy okazji my...- nie chciałam kończyć.

- My? - serce zaczęło wyć z bólu.

- Przekonamy się czy mają szansę na nowy start, czy może powinni spróbować...czegoś innego. - nie mogłam sobie wyobrazić jej w ramionach mego drwala. Cudowne niebieskie oczy łaknące jej spojrzeniem, wirowały w mej głowie. 

- Jasne. - chłodne i krótkie. - Szczegóły obgadamy jutro. Dam Ci znać, jak mi poszło. 

- Jasne. Pa. - głęboki wdech pomógł opanować nerwy, które zaczęły opanowywać krtań. Kiedy rozłączyłam się, łzy napłynęły do oczu. 

Klakson samochodu wydostał mnie z klatki w jakiej znalazłam się zaraz po kontakcie z nim. Jakbym potrzebowała wstrząsu. W jednej sekundzie złapałam za torebkę oraz marynarkę i pognałam w stronę parkingu przed budynkiem. Musiałam zwalczyć. Jeśli nie o swoje szczęście, to przynajmniej o szczęście kogoś, kto zasłużył na nie wieki temu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger