środa, 5 września 2018

Skoro już wiesz...(IV)

Skupmy się trochę na Bartku. 

Zapraszam. Wasza A. 

***

Wyglądałam katastrofalnie, a był to dopiero początek mej kobiecej męki. Kiedy Bartek podszedł w moją stronę i zasłonił swym ciałem, me dygoczące kończyny, poczułam ulgę. Miałam ogromną nadzieję na to, że niczego nie zobaczył. Niczego, co nie powinno być odebrane w sposób nadnaturalny i wyjątkowy. 

- Wszystko w porządku? - cudowne, pełne spokoju oczy uspokoiły dreszcz, uderzający w mym wnętrzu.

- Tak. - próbowałam wytłumaczyć całe zajście. - Ja zwyczajnie się upiłam i...- przerwał wywód, całując rozpalone czoło.

- Cieszę się, że jesteś bezpieczna. - uśmiech pełen ulgi, sekundę później zamienił się w niezadowolony grymas. Dopiero wtedy odwrócił się do Mikołaja. - Co, do Ciebie...mam nadzieję, że nie zrobiłeś czego, za co mógłbym Cię zabić.

- Możesz próbować. - napompowany pewnością siebie balon o blond włosach stojący przed nami, igrał ze śmiercią. Bartek miał hopla na punkcie wykorzystywania kobiet. Jeśli przez myśl przemknęła mu ewentualność, która dotyczyła mojej osoby...Mikołaj naprawdę nie powinien żartować.



- Może zwyczajnie w świecie przyznasz się Klarze, że się zakochałeś i po kłopocie. - słysząc to z ust swojego faceta, mogło być się pewnym zgonu. Naprawdę nie wiedziałam, w czym zaczynam uczestniczyć. 

- Nie jest głupia. Nie muszę jej tego mówić. - obydwoje zwariowali.

- Czy ktoś do jasnej cholery może...- stanęłam między dwoma ścierającymi się idiotami, żądając wyjaśnień. 

- Daria pogodziła się ze swoim bratem, dlatego że powiedział jej o kobiecie, dla której zamierza zostać w Polsce. Nasza przyjaciółka nie ma pojęcia kto jest jego wybranką. Brak spostrzegawczości ma zapewne wywołany matczynymi omamami. - Mikołaj nadal się uśmiechał. 

- Co niby mamy z tym wspólnego? - złapałam za ramię, które jeszcze przed momentem osłaniało mnie przed wielkoludem. 

- Ja nic. Dla tego żołnierzyka nie istnieją zasady. - mierzyli do siebie, a ja próbowałam powoli poskładać zlepek dostarczanych mi informacji w jednolitą i sensowną całość. 

- Na wojnie i w miłości...wszystkie chwyty dozwolone. - po chwili dotarło do mnie, co najlepszego wyprawiał cudowny braciszek Darii.

- Myślę, że Daria wie. - Bartek spojrzał na mnie zaskoczony i jednocześnie rozżalony. 

- Pomogła mu w tym chorym przedsięwzięciu? - szepnął nachylając się do mych ust. 

- Chodźmy stąd. Chcę do domu. - poprosiłam, a rysy twarzy nagle złagodniały. W oczach nie dostrzegałam już agresji. Było tak, jak na samym początku. Czułam, że wspiera mnie całym sobą. 

- Jasne. - czując ciepło dłoni oplatającą me palce, uśmiechnęłam się delikatnie. Jakby powietrze znów wróciło do płuc i pozwoliło na spokojny wdech. 

- Popełniasz ogromny błąd, piękna. - wielkolud chciał nas sprowokować, ale nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji. 

- Czeka na Ciebie pustynia i amunicja. - wystarczająco okrutne i dosadne pożegnanie było jedynie zwiastunem mej niechęci. Panująca w duszy niepewność prowokowała do ataku, ale ja wolałam spokój. Zwyczajny dom, do którego przywykłam i nie zamierzałam wychylać się chociażby poza jego próg, na milimetr. Kto wie? Może zostałabym postrzelona tylko dlatego, że odrzuciłam wielką, niebezpieczną i chorą miłość? 

***

- Nie masz prawa wpieprzać się w nasze życie! - krzyk Bartka do telefonu był wystarczająco przerażający. Nie chciałam więc dokładać sobie stresu i zwyczajnie w świecie zamiast komentować jej zachowanie i podjudzać go, zamilkłam w kącie kanapy. - Nie! Nie! Nie! Nie zgadzam się na rozmowę na normalnym gruncie. Czy ty się bawisz w organizatorkę taniego talent show! 

- Bartek. - szepnęłam, machając do niego z prośbą o wyciszenie swojego dynamicznego słowotoku. Gdy w jednej sekundzie rozłączył się i rzucił telefonem o podłogę w kuchni, podskoczyłam do góry. 

Od razu zeskoczyłam z kanapy i powędrowałam w stronę kręcącej się w kółko męskiej energii, która próbowała znaleźć wewnętrzny spokój. Delikatnie ułożyłam swe dłonie na jego twarzy, czym kazałam na siebie spojrzeć. 

- Wszystko jest okej. - cisza oraz delikatny szept, którym chciałam zachęcić go do odnalezienia autokontroli nad swymi emocjami, zadziałały. Pocałunek jakim mnie obdarował był najsłodszym prezentem, jaki mogłam otrzymać. 

- Przepraszam, że Cię zostawiłem. Z tymi wariatami. Samą. Nawet nie wiesz, jak bardzo...- znów kazałam na siebie spojrzeć. 

- Daria to mistrzyni prowokowania. Musisz po prostu przestać o tym myśleć. Nie pozwól jej zapanować nad naszym zdrowym rozsądkiem. - ciepło w błękitnym spojrzeniu zdawało się mówić wprost do mojej duszy. Takiego zwariowanego chłopca, beztroskiego dzieciaka, ale jednocześnie furiata na mym punkcie pokochałam. Tego, który od zawsze należał do mnie. 

- Przysięgam, że jeden jego dotyk na tobie...czy choćby...- przypomniałam sobie przedwczorajszy spektakularny wyczyn Mikołaja. Ten zaplanowany aby zniszczyć mój uporządkowany świat. I choć sama chciałam rozerwać Bartka na strzępy za małe kłamstwo, to nie mogłam przemóc się aby i on zyskał rację po swej stronie. Nie potrafiłam mówić o czymś, co nie miało dla mnie w tej chwili żadnego znaczenia. Czegoś, co zapewne miałoby ogromną istotność w zniszczeniu tego, co właśnie udało nam się uratować. 

- Przestań o tym myśleć. - poczułam silny dotyk na biodrach, który przywarł mnie do jego dolnych partii. Wyczuwalna erekcja była miłą niespodzianką. 

- Nie myślę o nim. Myślę o tobie. - pocałunek lądujący na szyi, wywołał burzę w zagraconych i znudzonych ciszą, fizycznych bodźcach. - O tym, jak cudownie wyglądasz. - kolejny pocałunek. - Smakujesz. - i kolejny. - Dochodzisz. - wygłodniały wzrok na moją całkowicie zachłyśniętą doznaniami twarz, dodał szczypty ekscytacji. - Dla mnie, Klara. Jedynie dla mnie. 

Kiedy już miałam ulec i poddać się namiętności, jaką mi zafundował, przypomniałam sobie o Barcelonie. Mikołaj znów wtrącił się ze swoją głupią i tanią odzywką w me oddane jednemu facetowi, serce. 

- Zapomniałeś o jednym. - czekał na nagrodę. - Barcelona tak łatwo nie wybacza. 

Chcąc go wyminąć, poczułam mocny uścisk dłoni na mym nadgarstku. Nie na tyle silny aby sprawić mi większy ból, ale jednak...coś bardzo innego i dynamicznego. Jego spojrzenie nie przypominało już wycelowanej we mnie lufy pistoletu, który trzymał bardzo pewnie. Był bardziej zawiedziony i zafascynowany mą stanowczością. 

- Od kiedy jesteś dominatorką? - rozbawił mnie w bardzo szybkim tempie.

- Nie jestem. Po prostu nie ulegam najprostszym sposobom. - odpuścił, ale nie spuścił ze mnie wzroku. 

- Zmieniłaś się. - czas rozłąki pozwolił mi na poznawanie siebie, ale także na docenianie samotności. Nauczyłam się żyć w swoim świecie, do którego tylko ja posiadałam klucz. 

- Może wydoroślałam i po prostu wiem, czego chcę? - rzucone beznamiętnie zapytanie, gdy odchodziłam, nie uzyskało odpowiedzi. Coś zaczynało drżeć pod mymi stopami. Powoli obawiałam się, że jednak Daria i jej chory brat spełnili jedno ze swych zamierzeń. Zasiali ziarno niepewności w mym małym, cudownym raju. 



Wzrok zielonych tęczówek wbity wprost na piankę wychodzącą z filiżanki kawy, unikał spotkania z moim. Pełnym żalu, rozczarowania oraz ogromnego bólu. Nie potrafiłam zrozumieć, co musiała mieć w głowie osoba, czyniąca mnie matką chrzestną swego dziecka, aby dopuścić się zdrady w postaci ukartowania mego rozstania.

- Nie wiem od czego...- brzmiała i wyglądała na zmęczoną. Podejrzewałam, że macierzyństwo oraz kłótnia z Bartkiem nie były jedynymi powodami jej wykończenia.

- Od prawdy. - wzruszyłam ramionami, rzucając okiem na kelnera, który właśnie niósł w mą stronę lodowy deser. 

- Chciałam żeby został. Tak bardzo chciałam żeby został, Klara. Nie patrząc na konsekwencję,  zgodziłam się mu pomóc. Pomieszało mi się to wszystko. Wyjazd Bartka, twoja samotność i zafascynowanie Mikołaja. Myślałam, że może to los... - raczej obsesja. 

- Los? - prychnęłam i nachyliłam się nad słodyczą, jaką zamierzałam pożreć w ciągu kilku sekund. - To raczej wyobraźnia Mikołaja i twoja chęć zacieśniania...- wibrujący na stole telefon blondynki, ukazał zdjęcie brata. Momentalnie straciłam apetyt. Spanikowana szybko rozłączyła się z nim i zatrzymała rosnący we mnie niepokój.

- Nie! - uniosła do góry obydwie dłonie i poprosiła o sekundę na wyjaśnienia. - Pokłóciłam się z nim wczoraj. Kazałam zniknąć z twojego i mojego życia. - podkrążone wory pod oczami, musiały pojawić się od długotrwałego płaczu.

- Coś Ci zrobił? - byłam mocno zaniepokojona.

- Michał. - opuściła wzrok i złapała za mój kufel lodów, przesuwając go w swoją stronę. - Wyniósł się do hotelu. Po całym zajściu...chciał być lojalny wobec Ciebie i Bartka. - poczułam się dumnie, ale również zaczęłam czuć wyrzuty sumienia. 

- Przecież nie chciał się wtrącać? - melodramat napisany przez jej brata, mógł kosztować o wiele więcej niż zwykły związek. Małżeństwo stanowiło inną wartość. 

- Nie chodzi tylko o was. Michał i Mikołaj się nienawidzą. - nie byłam zaskoczona. 

- Kiedy jeszcze Michał był sukinsynem w stosunku do mnie...Mikołaj pomagał mi w wielu sytuacjach, Klara. Był prawdziwym, troskliwym i kochającym bratem. Raz nawet pobił mego małżonka w zamian za zdradę. Oczywiście zanim...

- Taki bohater w złotej zbroi. - wymsknęło mi się.

- Ma swoje wady. Jest nadpobudliwy, arogancki i zbyt pewny siebie, ale...- małe ziarno wątpliwości zaczynało kiełkować. 

- To brat. - pocałunek, który nigdy nie powinien się zdarzyć, był swego rodzaju wskazówką dotyczącą mych wewnętrznych potrzeb. Gbur, który nadal siedział w kategorii mych największych wrogów, poniekąd też był człowiekiem i miał swą ciemną stronę. Tę, która najprawdopodobniej została odsłonięta przy świetle dziennym przez mą osobę. To stanowiło jego słabość. Ma dziwna przypadłość porozumiewania się jego językiem, a raczej tonowanie go...kazała mu sądzić, że zapewne pasujemy do siebie. 

- Uważał, że popełniam błąd wychodząc za Michała. Gdy urodził się Ignacy...nic się nie zmieniło. Dziecko w końcu nie jest winne. - próbowała poskładać się do kupy bez dodatkowych łez. Wypłakała ich zbyt dużo. 

- Co powiedział Ci na mój temat? - nie wiedziałam, dlaczego to pytanie wypłynęło na wierzch. 

- Poprosił o to abym zorganizowała mu trochę czasu. Chciał Cię poznać. Kiedy trzasnęłaś drzwiami przed jego nosem...nigdy nie widziałam go w takiej furii. Pierwszy raz w życiu poza mną...- nie musiała kończyć.

- Chcę z nim porozmawiać. Powiedzieć dużym drukiem, co o nim myślę. - zaskoczona podniosła głowę z nad deseru i skoncentrowała się na mej wściekłości.

- Chcesz wysadzić pół miasta? Jesteście jak nafaszerowane materiałami wybuchowymi, ciężarówki. 

- Dopiero po tej rozmowie będę miała świadomość, że poszło mu w pięty. Nasza ostatnia pogawędka nie skopała mu tyłka.

- Jest w kawiarni na Olszewskiej. Ma jakieś sprawy do załatwienia. - nie musiałam czekać na pozwolenie. 

Kiedy zerwałam się z miejsca, poczułam niechęć. Ta mała łodyga, z której zaczynały wyrastać pytania, oczekiwała na ścięcie. Musiałam uciąć wszelkie duże znaki zapytania i uświadomić największemu manipulatorowi na świecie, jak ogromnym złem stał się dla swej rodziny. Jedynej jaka mu pozostała.

***

Siadając naprzeciw ubranego pod krawatem diabelskiego pomiotu, nie mogłam doczekać się konfrontacji. Ciemne oczy, które ujrzały mnie sekundę później, przepełnione nadal były swą nieomylnością. 

- Miło Cię widzieć, złośnico. - próbowałam rozegrać to na moich warunkach. 

- Lubisz znęcać się psychicznie? Tego nauczono Cię w wojsku? - zaczepka zadziałała. Rozjuszony delikatnie mymi oskarżeniami, czekał na dalszą treść wyroku. - Czy może upatrzyłeś sobie Darię jako swój worek treningowy, bo brak Ci miłości w życiu?

- Michał to kupa gówna. Niczego poza rozczarowaniem w życiu jej nie dał.

- Ignacy. - przez chwilę zastanowił się, a to dało mi przewagę. - Ma zostać samotną matką z powodu twoich wybrednych preferencji? Czy możesz skupić się na swoim życiu, bez dokładania bólu niewinnym osobom? - przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w milczeniu. W końcu jednak zdobył się na odpowiedź. Tą, jakiej nigdy w życiu bym się nie spodziewała.

- Nawiązując do niewinnych osób...myślisz, że powinniśmy się dosiąść, piękna? - palcem wskazał na punkt za mymi plecami. Kiedy odwróciłam się i zaczęłam szukać wzrokiem znajomych mi twarzy, poczułam fale gorąca uderzającą w klatkę piersiową. Jakby ktoś uderzył mnie w najczulszy punkt. Bartek siedzący przy barze z osobnikiem płci pięknej, nie przypominał odizolowanego od magicznej aury. Śmiejący się do siebie, klepiący po ramionach i dokazujący śmiechem na cały głos, wyglądali jak najlepsi przyjaciele i zakochani w pakiecie. Rude włosy do ramion czarowały swym blaskiem, jak długie nogi zwisające z barowego krzesła. 

- Nie. - próbowałam powstrzymać się resztką sił. Hamulce zdrowego rozsądku zaczynały spalać mózg. 

- Paulina Fermel.  Fotografka, przyjaciółka, wspólniczka wypraw do Barcelony. - słowa dudniące od strony Mikołaja były jak ostrza. - Miałaś rację, Klara. To nie były modelki. Wystarczyła pasja i córka prezesa firmy. 

Zrzucić skórę i zamienić się w kogoś zupełnie innego było w tym momencie mym jedynym marzeniem. Zaszyć się z dala od Mikołaja, Darii, Michała i przede wszystkim człowieka, który złamał wszelkie zasady tyczące się zaufania, jak i moją cierpliwość. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger