piątek, 28 września 2018

Skoro już wiesz...(VII) - ZAKOŃCZENIE



 Kod Morse'a nadal w grze. Opowiadaniem prowadzącym od dziś zostaje..ADWOKAT BOGA. 

Tymczasem...zapraszam na ostatni rozdział. Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Bartek spoglądał na telefon co kilkanaście sekund. Wiedziałam, że chce zainterweniować, ale z dwojga złego ten pomysł był tym gorszym. Nie miałam ochoty tłumaczyć już Darii czy Mikołaja. Obydwoje uparci, jak osły wdali się w intrygę rodem z filmów Hitchcocka. 

- Nie wierzę, że Daria mogłaby dopuścić się czegoś takiego. Na pewno coś Ci się pomieszało. - zapłakana Paulina siedziała w kącie salonu, z podwiniętymi pod brodę kolanami. Niczym dziecko, które właśnie odbywa karę. Gorąca herbata nie pomogła w odsunięciu od siebie bólu, ale prawdą jest, że przez wzgląd na tę małą uprzejmość, nie widziała już we mnie wroga. Przynajmniej nie kogoś, kogo stworzył w jej oczach, Bartek. Tak. Miałyśmy moment zwierzania się, wioząc ją do naszego mieszkania. 

- Nigdy mnie nie lubiła. - rude loki oblepiły mokre od łez policzki. Naprawdę było mi jej żal. Zielone oczy przy zaczerwienionych powiekach, wyglądały na jeszcze większe. Przypominała teraz piękną, żeńską wersję Kapelusznika z Alicji w Krainie czarów. - Była o niego zazdrosna. 

- Jasne. - prychnęłam niespodziewanie do samej siebie. Głos rozsądku rozsadzał mnie od wewnątrz, więc musiałam coś dodać. - Tutaj głównym powodem jest Michał. - Bartek spojrzał na mnie spode łba, ale nie skomentował wywodu. Wręcz przeciwnie nalegał spojrzeniem, abym kontynuowała. - Sama powiedziała mi o tym, jak mocno bolało ją to, w jaki sposób brat traktuje jej związek. 

- Dziwisz się? - Bartek wstał z kanapy i wsadził do tylnej kieszeni telefon. - Był bucem, jak mało kto. 

- Do tego zmierzam. Daria nienawidziła każdego, kto próbował przemówić jej do rozsądku. Najwidoczniej Mikołaj był w tym mistrzem. - Paulina opuściła na dół rozdygotane kolana, a następnie spojrzała na nas. 

- Mikołaj nie zrobił niczego złego. Chciał ją chronić. - zaczynałam poważnie powątpiewać w szczerość intencji kogokolwiek z nas. 

- Jesteśmy najbardziej zakręconą paczką znajomych, jaką znam. - uśmiechnęłam się mimo woli i skierowałam kroki w stronę rudowłosej. - Kochasz go jeszcze? - nie dało się mnie zmylić.

- Chciałam ułożyć sobie życie...- wzrokiem zaczepiła bruneta, stojącego za mną. Ból wkradł się do piersi niczym ostrze. Tak. Byłam zła, ale nie na nią. Na samą siebie byłam zła. Za głupoty, których nawyczyniałam. 

- Nie takie było pytanie. - głos Bartka rozległ się donośniej niż dotychczas. 

- Powinnam tam pojechać? - brak naszej odpowiedzi było odpowiedzią. Dość szybko zebrała się na równe nogi i powędrowała do holu aby ubrać płaszcz oraz buty. Bartek puścił mi oczko i powędrował za roztrzęsioną podróżniczką. 

- Podwiozę Cię. - nie czekałam na odzew czy informację w moim kierunku. Gdy zostałam sama sobie, mogłam pomyśleć. Wyrzucić wszelkie negatywy i znaki zapytania, które coraz częściej pojawiały się w głowie. Kochałam go? Na zabój. 

Musiałam jednak dojrzeć do dorosłej decyzji, która zaważyła na losach każdego z nas.

***

Patrzyłam na Darię, która skrupulatnie pakowała wszystkie pamiątki po bracie. Pakowanie? Rzucanie rzeczami o dno kartonu niezabezpieczonego w żaden sposób było pokazem jej możliwości. Nie zamieniłam z nią słowa, a już wiedziałam, że szykuje nam się ostra dyskusja. Po zakończonej z wielkoludem wojnie, przyszedł czas i na mnie. Bartek i jego nieodebrane połączenia mogły poczekać.

- Cześć. - nie zauważyła mnie stojącej w drzwiach do wyjścia na taras. Niczym zlękniona podskoczyła do góry i wytrąciła z swych dłoni złotą karuzelę. 

- Klara! - złapała za pierś i przymknęła oczy. - Chcecie mnie pozbawić resztek sił...- zaśmiałam się donośnie.

- Masz ich w nadmiarze. - wskazałam paluchem na poszkodowaną zabawkę, której wbudowana melodyjka przestała grać wieki temu. - Jak widać...- nachyliłam się i złapałam za plastikowy daszek plastiku. - Proszę..- ostrożnie wsadziłam go do środka kartonu, spoglądając przy tym na Darię. Zdenerwowana obserwowała każdy mój ruch, czekając na wybuch. Chciała abym i ja ją zaatakowała.

- Dalej. Nie krępuj się. - uniosła ręce, jak zakładnik podczas napadu w obawie przed utratą życia. - Śmiało. Strzelaj. - warknęła i obróciła się na pięcie. Kiedy usiadła na jednym z białych, drewnianych krzesełek dopasowanych do wstążek oraz balonów na chrzciny, poczułam ulgę. 

- Nadal jestem zaproszona? Mikołaj...- nadepnęłam na świeżą ranę.

- Ten paskudny...nie życzę sobie, abyś wymawiała jego imię...Ignacy ma szczęście, że nie będzie jego chrześniakiem. - znerwicowanie przełożyło się na stwarzanie iluzji. Daria, jak zawsze histeryzowała i widziała wszystko w czarnych barwach. - Michał też staje w jego obronie. Wyście powariowali? 

- Bo chcemy abyś nie rozwalała swojej rodziny? Mikołaj miał prawo Cię wydziedziczyć. Paulina była dla niego całym światem. - chciałam usłyszeć jej wersję. 

- Tak, jak Michał dla mnie. A o mały włos mnie nie porzucił. - dramaty rodziły dramaty, jak to mówią. - Upokarzał mnie i Michała na każdym kroku. Przed rodziną. Przed znajomymi. Ona? Ona mu kibicowała. Miałam pełne prawo aby dać mu nauczkę. - wyrzuty sumienia nie istniały w genach, które odziedziczyli. 

- Mogłabyś to zrobić dla mnie. - spojrzała bojaźliwie. Po kilku sekundach strach zamienił się w złość. 

- Niby z jakiej okazji, Klara? - spojrzałam na dekorację oraz lampiony, które wspólnie przygotowywałyśmy. 

- Bo przyjaciółka Cię o to prosi. Przed wyjazdem chciałabym abyśmy chociaż trochę przystopowali z tym horrorem rodzinnym. Ignacy jest najważniejszy nie tylko dla Ciebie. Jestem jego matką chrzestną. - rozczulenie pomieszało się z zaskoczeniem.

- Będziesz piekielnie fajną mamą! Czekaj....przed wyjazdem? Jakim wyjazdem? Klara...coś ty znowu...- decyzja zapadła.

- Sprzedałam mieszkanie. - nikt o tym nie wiedział. Nie mogłam pozwolić aby Bartek na nowo zagrzał w swym sercu nadzieję i zgotował podobny scenariusz do fabuły Romea i Julii. Nie kolejny raz.

- Jak to? Komu? - wstała i stanęła naprzeciw mnie. Pełne troski oczy oczekiwały na wyjaśnienie. 

- My rozstaliśmy się z Bartkiem. Już jakiś czas temu. - niepełne dwa tygodnie odczuwałam jako kilka lat. 

- Jezu! To przez nas? Przez nas! Przeze mnie i mojego brata buca...gdybym zauważyła...- nie potrzebowałam psychoanalizy. 

- Daria. Stop. - byłam stanowcza w swych postanowieniach. - Musimy wyznaczyć pewne granice. Bartek i ja to inna sprawa. Całkowicie osobna komplikacja. Wypadek przy pracy.

- Brzmi to jeszcze bardziej niewesoło. - przytuliła mnie najmocniej, jak tylko mogła. 

- Jutro chrzciny. - musiałam zmienić temat.

- Porozmawiam z Mikołajem. - wiedziałam, że nie kłamie. - Ale ty musisz porozmawiać z Bartkiem. Jutro. Wyjaśnić wszystko.

- Myślę, że nie będzie zadowolony. - byłam na to przygotowana. - Mieszkanie kupił Mikołaj.

- Co? - próbowała poskładać wszystko w całość.

- Chcą gdzieś zamieszkać z Pauliną. Zaproponowałam przyzwoitą cenę. - blondynka opadła z sił. Znów zatoczyła się na siedzące miejsce i w ciszy skapitulowała przed moją decyzją.

- On Cię zabiję. - miała trochę racji.

- Trudno. - wzruszyłam ramionami i ostatni raz spojrzałam na kwiaty w wazonach. Biel symbolizowała zbliżający się początek i koniec. 




Po ceremonii związanej z trzymaniem małego na dłoniach, kropieniem czoła oraz przyjęciem sakramentu czystości, odetchnęłam z ulgą. Bycie na świeczniku całej rodziny było jedną z najgorszych ról aktorskich, jakie mi przydzielono. Dopiero gdy zobaczyłam idącego w moją stronę wielkoluda, trochę odetchnęłam. Proces przyśpieszył, a ja mogłam ziścić swój plan połączenia zwaśnionych ze sobą rodów. Daria musiała z nim mądrze porozmawiać skoro w ciągu kilkunastu godzin zgodził się zmobilizować do bycia ojcem chrzestnym.

Paulina stała obok Bartka. Podczas mszy wymieniali między sobą krótkie szepty, co niejako wzbudziło mą podejrzliwość. Gdy w jednym z momentów Bartek zbladł i prawie udusił się z zdenerwowania, mogłam poznać temat rozmowy. Rudowłosa posiadała zbyt długi język. Chociaż prosiłam Mikołaja o anonimowość w sprawie mieszkania, ten nie połączył swej umowy z ukochaną. Ta miała nieco inny plan. Zakładałam, że podobny do Darii.

Wiekopomna chwila konfrontacji wprost została przełożona na kilka wolnych sekund po obiedzie. Kiedy wyszłam do ogrodu przed lokalem, nie uraczyłam nawet sekundy aby przygotować się rozmowy. Bartek wyglądał niesamowicie. Był niesamowity. I wiedziałam, że jego niesamowitość zostanie zauważona również przez kogoś innego. Kogoś, kto będzie mógł dać mu więcej spokoju niż nerwów.

- Ładnie wyglądasz. - sukienka w kolorze kremu waniliowego nie była wymysłem. Kupiłam ją na ostatnią chwilę. Delikatnie zakręcone włosy, praktyczny brak makijażu oraz biżuteria w postaci jednej bransoletki, którą dostałam od niego na urodziny. Przywieźliśmy ją z Paryża.

- Dzięki. - poprawiłam kwiatki w wazonie i usiadłam przy małym stoliczku obok fontanny. - Ty też.

- Miło porozmawiać bez...osób trzecich. - Mikołaj przemknął obok futryny drzwi do ogrodu, co delikatnie mnie przestraszyło. Nie chciałam aby ktokolwiek nam przeszkadzał. Finalnie wolałam odrobinę prywatności.

- Usiądziesz? - kiwnęłam głową naprzeciw mnie, gdzie stało drugie drewniane siedzisko z poduszkami. Od razu pojawił się po przeciwnej stronie. Kiedy w końcu klapnął, a zdenerwowanie ustało, mogłam spojrzeć w cudowne błękitne oczy. Nie wiem czemu uśmiechałam się, jak głupi do sera.

- Nie wyglądasz na...ponurą. - przestałam się szczerzyć i głośno chrząknęłam, przygotowując się do ostatecznego starcia.

- Bo nie mam powodów aby być. - nie chciałam go urazić. - To znaczy...- uniósł dłoń i zatrzymał mój słowotok.

- Rozumiem, co miałaś na myśli. - wskazał palcem na lampiony oraz kwiatki. - Nieźle sobie poradziłaś. Pewnie ze swoim weselem też...- trudno było go przechytrzyć.

- Myślę, że ten temat odłożę na później. - dotknęłam zielonych cyrkonii na bransoletce. - Co, do odkładania na później...- próbowałam  dobrać słowa.

- Wyjeżdżasz. - w jego ustach zabrzmiało to co najmniej tak, jakbym kogoś zamordowała. Gdyby jednak spojrzeć na to z innej perspektywy, to mogłabym przyznać rację. Mordowałam wszelkie złudne iluzje, dawne życie oraz swoje obawy. - Kiedy?

- Lot mam jutro. - zszokowany wlał na twarz grymas niezadowolonego dzieciaka. Zdenerwowanie powoli wzrastało niczym temperatura między nami.

- Błyskawicznie i skutecznie się uwinęłaś. Co z mieszkaniem? - reszta jego rzeczy miała dotrzeć do Michała oraz Darii zaraz po moim wylocie.

- Sprzedałam je. Nie sądziłam, że będziesz zaskoczony. - prychnął pod nosem i po krótkiej ciszy zdobył się na odwagę.

- Mam protestować i krzyczeć? Przecież podjęłaś za nas decyzję. Z resztą...nie powinienem być zaskoczony. Zawsze wiedziałaś lepiej, co jest dla nas najlepsze. - urażona duma pomieszana z okolicznościami była naturalną rzeczą.

- Bartek. - spojrzał na mnie wymownie. - Jak sobie to wyobrażasz? Że damy radę robić sobie kilka przerw i będziemy wracać do tego samego miejsca? Popełniłam ogromny błąd. Nie powinnam była wiązać nikogo przy sobie zaraz po rozstaniu z Pawłem.

- O jakim ty wiązaniu mówisz? Byłem Ci kulą u nogi? - niczego nie rozumiał.

- To ja jestem problemem. Bartek ja naprawdę chciałam żeby wyszło, ale najwidoczniej...nie jestem stworzona na związków. - kochałam go i właśnie dlatego postanowiłam oddać mu wolność.

- Mikołaj. - gdy blondyn dołączył do nas, Bartek wstał i podał mu dłoń. - Miło, że jesteś.

- Ja też się cieszę. Bycie ojcem chrzestnym to coś zupełnie...oderwanego od rzeczywistości. - odwrócił się na sekundę w stronę sali bankietowej.

- Mi to mówisz. - dodałam i również wstałam. Bartek wodził po mnie smutnym i zawiedzionym spojrzeniem, kiedy nie uzyskał w odpowiedzi jakiegokolwiek znaku na możliwość kontynuacji rozmowy, zniknął.

- Lecę do Darii. Muszę z nią pogadać o...rodzicielstwie. - głupia wymówka wywiała go do wnętrza i tyle. Konie rozmowy zwiastował koniec nas. Zamknięty rozdział.

Kiedy Mikołaj zbliżył się do mnie i uszczypnął w ramię, podskoczyłam.

- Ej! - walnęłam go w odpowiedzi. - Zwariowałeś?

- Na twoim punkcie. Ale to już wiesz. Co się stało? - nie było mi do śmiechu.

- Nic. Dotrwaliśmy do końca naszej relacji. - wzruszyłam ramionami, patrząc przed siebie. Bartek zniknął. Naprawdę zniknął.

- To powinniśmy się upić. Ja też pozamykałem pewne sprawy. - nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

- Paulina? Przecież...- pogubiłam się w ocenach.

- Nie tak łatwo odbudować uczucia po tylu latach, Klara. Poza tym...dostałem kosza. - rudowłosa nie mogła wybrać sobie bardziej dobranej okazji do takich wyczynów? Z drugiej strony, ja nie byłam lepsza.

- Nie kocha Cię? - pustki w duszy nie da zapełnić się obietnicami lepszego jutra.

- Kocha. Seks powrotny też był...niczego sobie. Tyle, że poza tym...- niezadowolone cmoknięcie pod nosem sugerowało zawód.

- Zakochała się w Bartku. Ciebie tylko kocha. - klasnęłam w dłonie na swoją odpowiedź i podeszłam do schodków prowadzących na salę.

- Bingo. - szepnął pod nosem. - Co z wyjazdem? - zapomniałam, że kupił to mieszkanie dla nich. Dla Pauliny. Klątwa ciążąca na metrach kwadratowych była jedynym logicznym wytłumaczeniem.

- Londyn czeka. - uśmiechnęłam się smutno i spojrzałam na niego ostatni raz tego wieczoru. - Trzymaj się. Opiekuj Darią i Ignacym. Michał da sobie radę.

- Spokojnego życia? - miałam nadzieję.

- Dokładnie tak. - ucięłam pożegnanie i weszłam na salę aby pokiereszować swe bębenki w uszach.

Wszystko się ułożyło. Nieidealnie, ale zawsze jakoś. Daria miała syna oraz brata. Michał posiadał cudowną rodzinę i zawistnego szwagra. Bartek swoją pasję i wolność. Paulina? Odetchnęła z ulgą i zrzuciła z siebie ciężar niewiedzy. Mikołaj mógł zacząć nowe życie z dala od misji oraz myśli o przeszłości. Ja? Ja mogłam zostać sobą i pokochać siebie. Dać czas emocjom i pozostawić uparty głos serca w tyle.

***

(ROK PÓŹNIEJ)

Pani Brington nienawidziła mojego czarnego humoru odkąd zjawiłam się na pierwszych kursach i prawie rozwaliłam jej zajęcia. Dziś wyjątkowo surowo oceniała prace związane z przygotowaniem biznesplanów. Zaciekawiona spoglądałam na jej długie bordowe paznokcie oraz kruczoczarne włosy. Wychudzone ciało przypominało te z wybiegów dla modelek. Poza pełną mieszaniną ludzi, nadal można było spotkać rodowitego Brytyjczyka. Ona należała do rodu. Tak przynajmniej przekazano nam to pierwszego dnia zajęć. 

- Myślisz, że przejdziemy te egzaminy? Szkoła dla ekspertek...zachciało mi się. - Olaf był jedynym facetem w grupie kursantek na profesjonalną pomoc ślubną. Tak przynajmniej organizatorów określała Pani Brington. 

- Lubisz tę pracę. Polska ma wiele możliwości jeśli chodzi o wykształcone zawody. Warszawa ma duży wachlarz...- dzwonek telefonu wyrwał nas z rozmowy. Odebrałam bez zastanowienia. Głos Darii był bardzo piskliwy. 

- Cześć przyjaciółko! Dawno się nie odzywałaś więc pomyślałam, że może dam Ci znać...- musiałam ją przeprosić.

- Mam urwanie głowy, ale nie zapomniałam o Ignacym i jego roczku. Przyjadę do was najszybciej, jak się da. - miałam kontakt jedynie z nią oraz Michałem. Mikołaj sporadycznie wysyłał życzenia z okazji świąt. 

- Dwie pieczenie na jednym ogniu w takim razie...- jakby kierowała te słowa, do kogoś kto był obok. Głos Mikołaja brzmiał bardzo dziwnie. - Brat chce z tobą pogadać. 

- Jasne. - czułam się niekomfortowo. Olaf w międzyczasie kupował drożdżówki oraz kawę. Przerwa przed egzaminami była normą. 

- Hej. - nie był zbytnio milusiński. Bardziej stanowczy oraz poddenerwowany. - Masz tam jeszcze zasięg? - nie mogłam przypomnieć sobie okoliczności w jakich się rozstawaliśmy. Jako przyjaciele, znajomi, wrogowie czy sprzymierzeńcy?

- Mam. Ale spędzam dużo czasu na kursach, pracy i...- niegrzecznie przerwał mój wywód.

- Będziesz w takim razie miała dodatkową robotę. Tutaj w Polsce. Za niecałe trzy tygodnie. - coś podpowiadało mi, że szykuje się do ciosu w podbródek. 

- Robotę? Czekaj...roczek małego jest za dwa tygodnie. - nie rozumiałam paplaniny oraz motania mnie w jakieś gierki słowne. 

- Ślub Bartka jest za trzy. O tym mówię, mała. - prawie wyrwało mnie z butów. Ślub? Jaki do cholery ślub?!

- Bartek się...- usiadłam na parapecie w kawiarni. Olaf od razu podszedł do mnie aby asekurować chwilowy brak równowagi , ale kazałam mu odejść. Miałam wrażenie, że odgrywam jakąś scenkę rodem z filmów Kate Hudson. 

- Hajta. - dokończył. 

- Dlaczego mi to mówisz? Niby w jakim celu...- teraz telefon przejęła blondynka. Brzmiała bardzo poważnie.

- Ta kobieta to diabeł. Okej, nie będziecie razem, Klara...ale dobrze wiemy, że jeśli istnieje osoba, która ma jakikolwiek wpływ na jego życie...to właśnie rozmawiam z nią w tej chwili. - Olaf usiadł na małym taborecie obok mnie i zaczął zajadać się czekoladową bułą.

- To mnie nie dotyczy. - serce przechodziło przez różne stany. Teraz? Miałam ochotę wysadzić wszystko w powietrze. 

- Odsunęła go od nas. Ignacy nie widział Bartka od kilku miesięcy. Michał o mały włos go nie pobił. Mikołaj...nie chcemy aby skończył w więzieniu. - rozumiałam. 

- Co niby mam zrobić...- to nie było odpowiednie pytanie. 

- Masz tutaj przyjechać! - warknęła. - N a t y c h m i a s t ! - czerwony alarm zabił niczym dzwoń kościelny. 

- Pa. - zakończyłam połączenie pozostawiając za sobą niewiadomą odpowiedź. 

- Coś się stało? - Olaf podsunął kawę oraz bułkę na tacy w moją stronę. Przerażony przestał konsumować dopiero w momencie, gdy zobaczył mą pobladłą od nerwów twarz. - Klarcia...

- Jedziemy do Polski. - wskoczyłam na przeglądarkę w telefonie i zaczęłam szukać biletów.

- Czekaj...miałaś jechać za tydzień. Jak to my? Zwariowałaś? Coś się...- musiał przestać.

- Olaf...za dużo pytań. - szybka płatność i e-mail z potwierdzeniem kupna. Byłam w domu. - Lepiej będzie jak się spakujemy. 

- Niby w jakim charakterze tam jadę? Zaczynasz mnie przerażać...- do głowy przyszedł mi nieciekawy, ale jakże niecny pomysł.

- Narzeczonego. - uśmiechnęłam się szeroko. 

- Nie. Nie dam się...-to nie była prośba.

- Bartek się żeni, Olaf. - znał naszą historię. 

- Co? Ten twój fotograf, miłość życia...- zrozumiał. - Wchodzę w to. Pomogę Ci odzyskać swego drwala. - był komikiem. 

- Nie chcę go oddzyskać. - spojrzałam jeszcze raz na numer rezerwacji. 

- Jasne. - chwycił za kubek z kawą i wypił połowę zawartości. - Jak długo będziesz się oszukiwać, Klara? - spojrzał na bransoletkę na mym nadgarstku. - Skoro już wiesz...

- Wiem. - tak wprawdzie to nie wiedziałam. Nie miałam planu. Jedynie zmyślonego narzeczonego, powód odwiedzin ze względu na Ignacego i ogromną motywację. Dlaczego? Głos serca przebudził się z ogromnym rykiem. Już wiedziałam. Od samego początku powinnam była wiedzieć. 

***
Tak. Jestem nimi zafascynowana.

Opis -> 


Bartek się żeni. Klara nie wychodzi za mąż. Jak to? Miłość wybiera różne drogi. Drwal właśnie zmierza jedną z nich do ołtarza, a zwariowana organizatorka ślubów zamierza dopilnować aby tym razem jej profesja nie przyniosła pożądanych rezultatów. Z pomocą swego fałszywego narzeczonego oraz dawnej paczki przyjaciół będzie musiała znaleźć sposób na "uratowanie" Bartka z łapsk, kogoś kogo uważa za żeńską wersję diabła. Czy uda jej się zwalczyć istniejące w życiu drwala, zło? I czy przy okazji nie sparzy się, próbując to zrobić? 

" DZIŚ JUŻ WIEM" -> 23 PAŹDIERNIKA. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger