poniedziałek, 15 października 2018

Dziś już wiem (I)

Zaczynajmy ostatnią z przejażdżek. 

Pozdrawiam. Wasza A. 

***

Miałam wrażenie, że wszechświat się na mnie uwziął. Uwziął się? Może to trochę za duże słowo, ale patrząc na okoliczności, nie mogłam znaleźć lepiej opisującego to, w jakiej sytuacji się znalazłam. Olaf wiercący się w fotelu obok jakby specjalnie wystawiał mą cierpliwość na kolejną próbę. Kiedy siódmy raz rzędu obrócił się, aby poprawić poduszkę i zasnąć, pstryknęłam go w ucho.

- Ej! - zmrużone oczy w kolorze nieba oraz wyrwana z krainy spokoju głowa, mordowały mnie spojrzeniem. - Wariatka! - prychnął na głos, a następnie odwrócił się na drugi bok.

- Mógłbyś mi jakoś pomóc. Wesprzeć. Nie wiem, powiedzieć, że będzie dobrze? - drżący, piskliwy głos pasował do aktorki dubbingującej kreskówki. Nerwy zalazły każdą część ciała, które najchętniej zaczęłyby drżeć. Zapewne dlatego denerwował mnie jego stoicki spokój.

- Będzie dobrze. - zamruczał pod nosem, nawet się do mnie nie odwracając. Wkurzona jeszcze mocniej, walnęłam go łokciem w żebra. - Matko! - dwie starsze panie siedzące przed nami, szybko odwróciły się do tyłu, aby znaleźć źródło turbulencji za ich plecami. Ze sztucznym uśmiechem pomachałam w ich stronę, ale gdy zniesmaczone odwróciły od nas swój lekceważący wzrok, znów szturchnęłam go w bok. 

- Zrobisz to jeszcze raz, a przysięgam...- uśmiechnęłam się niczym rozkapryszona dziewięciolatka i pokazałam język. W odpowiedzi pokręcił głową, a następnie popatrzył prosto w me oczy. - Kochasz go? - słowa pt. „ślub Bartka” brzmiały w mej głowie jak tani tytuł komedii romantycznej. Nie potrafiłam dopuścić do siebie żadnej wizji związanej z nim, idącym odstrzelonym w drogi garniak przy akompaniamencie marszu weselnego wprost do ołtarza. Nie, to nie miało prawa bytu.
- Dziwne. Jak zaczynasz coś tracić...- nie musiałam kończyć.

- Zaczynasz to doceniać. Szkoda, że ten buc nie tłamsił się tak, jak Cię tracił. - cóż, przyjaciel znał moją wersję prawdy. Zranionej, pokiereszowanej przez głupie charaktery historii nie dało się opowiedzieć obiektywnie. Gdyby jednak na chłodno zacząć kalkulować rzeczywistość, to ja dołożyłam wszelkich starań, abyśmy się rozstali.

- Odprawiłam go z kwitkiem. Chciał walczyć. Ja potrzebowałam czasu. - chciałam znaleźć idealne wytłumaczenie całego cyrku, w jakim występowaliśmy. Niczym klauny ze zbyt dużymi nosami, które poczerwieniały od zadzierania nimi o własne ego.

Pitupitu. - ziewnął na głos. - To bardzo słaba wymówka. Obydwoje jesteście winni, ale czy on czasem też się nie poddał...rozleniwił? To powinno wyglądać, jak w Pretty Women. - uwielbiałam jego fobię dotyczącą starych, przepełnionych absurdami filmów.


- Drabina, kwiaty i happy end? - rozmarzyłam się odrobinę. Bartek wspinający się ku memu balkonowi, aby móc mnie odzyskać i...- Nie ma szans. - dmuchnęłam delikatnie do góry, aby ułożyć grzywkę tak, aby nie właziła do oczu, a następnie wyprostowałam kości. Tyłek zaczynał cierpnąć od niewygodnych siedzeń, jak i mego zastoju w ćwiczeniach. Przez ostatni rok sporo się zmieniło.

- To w takim razie, po jaką cholerę tam lecimy? - dobre pytanie.

- Kocham go. Olaf, ja naprawdę go kocham. Tyle że nie lecę tam, aby go odzyskać. - chyba sama nie wierzyłam w słowa, które wypowiadałam. Z każdym kolejnym czułam mocniejsze od poprzedzającego uderzenie w mej klatce piersiowej.

- Jesteś jedynie ratunkiem? - położył głowę na mym ramieniu i przymknął powieki. Wiedziałam, że nie uśnie, dopóki nie dostanie odpowiedzi.

- Tak. Jestem jedynie...ratunkiem. - i ja zamknęłam oczy, wsłuchując się w głos wewnątrz mej głowy. Ten siedzący cicho w kącie. Czekający na odpowiedni moment. Trzymany w klatce, która powoli obluzowała swe kraty i pozwoliła mu wyjść przednimi łapami do przodu. Już zaczynałam się bać.


***


Stojąca przy bramkach po drugiej stronie Daria wychylała się zza innych głów i nie sposób było jej nie zauważyć. Jasne blond włosy oraz ogromny uśmiech, wyczekujący na nas, od razu poprawił nastrój. Ignacy bawiący się krawatem Michała wyglądał przeuroczo. Co, do plastronu zawieszonego przy szyi Michała, też nieźle poturbował mnie ten widok.

- Są! - krzyknęła Daria. Dopiero w momencie, gdy zaczęła biec w moją stronę, zauważyłam Mikołaja stojącego z boku idealnej rodzinki. Robiąc głupie miny w stronę małego, miałam wrażenie, że część z nich jest przeznaczona również dla jego szwagra. - Klara! - mocny wstrząs mym ciałem poprzez wskok w ramiona, mógłby zwalić z nóg, gdyby nie plecak, równoważący ciężar jej ciała.

Tak, jak to po ciąży można było się spodziewać, zostało w niej co nieco matczynych krągłości. Czy wyglądało to, aż tak źle? Wręcz przeciwnie. Daria promieniała z każdym kolejnym kilogramem, z każdym kolejnym uśmiechem i słowem Ignasia, o których mi opowiadała. Michał zmężniał od siłowni, ale również od zmiany stylu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem, iż w garniturze będzie mu do twarzy. No, ale przecież na tym polegało życie. Nie tylko ja brnęłam do przodu i zmieniałam otoczenie, przyzwyczajenia i tak dalej.

- Hej! - mocno zaciągnęłam się zapachem piżma i miodu, który od niej emanował. Blond włosy zaczęły włazić do buzi, więc zaczęłam ostentacyjnie popluwać nimi na boki. Kiedy rozbawiłam tym całą rodzinkę, a Ignacy wreszcie zwrócił na mnie uwagę, podeszłam do przyjaciela. Ucałowałam brodaty policzek Michała, a następnie złapałam za małą rączkę najlepszego prezentu, jaki sprawił mi los. Bycie matką chrzestną tak fajnego i spokojnego dziecka dawało nadzieje na istnienie odpowiednich genów. Jeden, który zapewne miał ich od cholery, szturchnął mnie w ramię i uśmiechnął się. Mikołaj. Kompletnie o nim zapomniałam.

- Jestem o wiele słodszy od tej małej kopii. - nie mogłam powstrzymać śmiechu. Bez oporów przytuliłam go na powitanie, a następnie powróciłam do Ignacego. Chrząknięcie Olafa wybudziło mnie z transu instynktu macierzyńskiego. Strach pomyśleć, że kiedyś nie wierzyłam w takie rzeczy, a teraz dawałam ich popis.


- Kochani...- podskoczyłam na bok, aby dorównać kroku Olafowi i z uśmiechem na ustach oraz największą dumą w gębie, przedstawiłam go przyjaciołom. - To Olaf.

- Narzeczony. - dodał bez mojej zgody i podał rękę Mikołajowi. Blondyn zmierzył go od stóp do głów, a następnie spojrzał na mnie zszokowany.

- Jaja sobie robisz. - znów ukierunkował twarz w stronę szatyna lekko poddenerwowanego całą sytuacją. Baliśmy się, że wyczuje kit. Mikołaj był w tym przecież mistrzem. - Po co zawlokłaś tutaj narzeczonego? Bez urazy stary, ale...- zaczęło świtać mi, do czego dąży.

- Powiedziałam, że pomogę wam odzyskać Bartka. Wam. Dla was. Nie dla mnie. - czułam, że przyjaciel ma na końcu języka inną teorię na temat moich wywodów. Mimo wszystko musiał grać. Tak właśnie się umówiliśmy.

- Cudownie. - Mikołaj naburmuszył się, jak paw i skierował kroki w stronę samochodu. Powoli zaczynałam powątpiewać w jego szczere intencje. Czyżby nie chodziło jedynie o Bartka?

- Ma wyrzuty sumienia, odkąd się rozstaliście. - Olaf czmychnął, aby złapać Ignacego za rączki i przy okazji przywitał się z męską częścią grupy. Daria pochwyciła za nasze walizki i zaczęła ciągnąć je w stronę wyjścia. - Uważa, że przez Paulinę pozwolił Bartkowi na...nic z tego nie rozumiałam.

- Porozmawiamy w domu. - Michał uciął pogawędkę, grożąc ostrym spojrzeniem Darii. Chodziło o Olafa. Przyjaciel chciał pozostawić trudne tematy z dala od mojego obecnego partnera.

- Jasne. - Daria wywróciła oczami, co oczywiście zauważył. Mocno pocałował czubek jej głowy, a Ignacy powtórzył po tacie tę czynność. Naprawdę byli cudowni. A ja naprawdę się za nimi stęskniłam.


Mieszkanie, w jakim zgodziliśmy się przenocować parę dni, zanim zdecydowalibyśmy się na jakiś tani hotel, było własnością Darii. Poza akcjami, funduszami, posiadała ona całkiem niezły zmysł, co do nieruchomości. W końcu pieniądze nie mogły pójść na marne, a odkąd dołączył do nich mały spadkobierca tych dobroci, chciała zainwestować w jak największą ilość apartamentów oraz kamienic.

- Wow. - Olaf rozglądał się po wnętrzach naszego uroczego gniazdka, tak jakby wstąpił do muzeum kinematografii. Przechodząc swobodnie z jednego do drugiego miejsca, dotykał wszystkich możliwych pierdółek poustawianych w celach dekoracyjnych. To mieszkanie nie przypominało bowiem stylu blondynki. Wiedziałam, że za drewniane podłogi, jasne ściany oraz nowoczesne umeblowanie odpowiadał Michał. Zbyt różnorodnie podchodzili do takich tematów. W końcu mogłam dostrzec to, po konsultacjach w sprawie chrzcin czy wesela, które im urządziłam.

- Kochanie, mógłbyś? - zagroziłam swym przeszywającym spojrzeniem, gdy wyciągnęłam w jego stronę plecak. - Jestem trochę zmęczona. - bardzo zainteresował mnie temat poruszony przez Darię na lotnisku. Nie, nie byłam zmęczona.

- Oczywiście. - pocałunek lądujący na mym policzku był niespodzianką, o jakim wolałabym zostać uprzedzona. Ktoś zapewne powiedziałby...wtedy nie byłoby to niespodziewane, ale cóż...zaplanowana miłość, wymagała zaplanowanych niespodzianek. - Zrobię nam kawy. - uśmiechnął się, mierząc z korytarza w stronę kuchni.

- Fajny jest. Jednak tak szczerze...- Daria złapała mnie za rękaw płaszcza i pociągnęła za sobą do ogromnej sypialni, której drzwi otwierały się dobre kilkanaście sekund. Automatyka w rzeczywistym świecie była nieco drażniąca. W szczególności, gdy blondynka uwielbiała klasę, prostotę oraz krzyk. Kiedy wreszcie biała rama z lustrem odgrodziła nas od reszty domu, spojrzała na mnie wymownie.

- Daria...- próbowałam ją powstrzymać.

- Po jaką cholerę go tutaj ściągnęłaś? I kto to w ogóle jest? - kiedy zaczęła krążyć to w jedną, to w drugą stronę, wiedziałam, że nie dopuści mnie do głosu, zanim jej cała frustracja nie osiągnie apogeum. - Jak Bartek go zobaczy....- szczwana bestia. - Jesteś lepsza, niż myślałam...- od razu zmieniła wściekłość w przypływ radości i wybuchnęła śmiechem.

- Ja nic nie zrobiłam! - próbowałam się ratować. - Przecież przyjechałam tutaj na roczek małego, a potem znikam. - musiałam trochę poigrać z ogniem.

- Jasne. Już ja Ci dam się stąd wynieść. - prychnęłam pod nosem i udała niezmieszaną mym wyznaniem. - Dopóki ta baba jest w jego życiu, ty też będziesz w jego życiu. - jakby chciała mnie ukarać.

- Ja już zdecydowałam, z kim chce być. - oszustka. Byłam kłamliwa i bojaźliwa jednocześnie. Wiedziałam jednak, że nie popuści mi tak łatwo. To, co stało się kilka minut później, było jedynie pokazem jej mocy perswazji.

- Tak? - zapytała, ogromnie się uśmiechając. - Olaf! Mógłbyś do nas dołączyć? - gdy nacisnęła guzik przy szafie, chciałam nacisnąć go z powrotem. Szybko zasłoniła go jednak swym ciałem. Kiedy przyjaciel dołączył do nas, spojrzała na mnie z wygraną w oczach. - Jak długo jesteście ze sobą?

- Rok. - nie zająknął się. Jeden zero dla nas.

- Super. A kiedy dokładnie ją poznałeś i gdzie? - nie mogłam powstrzymać tej machiny kobiecej logiki.

- Szkoła dla specjalistów...- wpadliśmy po uszy.

- Organizujesz wesela? Gej? - kiedy usiadła na łóżku i zaczęła się na nim dusić ze śmiechu, czułam jak wiadro zażenowania, ląduje na mojej głowie.

- Nie gej. Przyjaciel. - nienawidziłam go za ten bezpośredni język, który wielokrotnie miałam okazję uciąć.

- Powinnam iść do Familiady. - powstrzymała drwiący rechot i pokręciłam głową z niedowierzania. - Jesteś o wiele lepsza, niż myślałam.


- Wracam do Londynu. - obróciłam się na pięcie, ale na drodze do wyjścia, stanął przebrzydły zdrajca.

- Nie. Twoja przyjaciółka ma rację. Jeśli to ma się udać, musimy współpracować. - zaczynali mnie przerażać.

- Chcecie na siłę wepchnąć mnie w jego łapska? Do jego łóżka? Po moim trupie! - pogroziłam palcem szajce oszustów.

- W ostateczności. - Daria wstała i zaczęła wystukiwać coś na ekranie telefonu. Kiedy uniosła go przed moją twarz, znieruchomiałam.

Piękna blondynka o kocim spojrzeniu oraz landrynkowych ustach uśmiechała się niczym bogini. Wyrzeźbione ciało, tatuaż na udzie oraz mercedes S' klasy w tle nie zrobiły na mnie wrażenia. Dopiero gdy ujrzałam informacje dotyczące jej pracy oraz status związku, zmroziło mnie do kości.

Jego cudowna narzeczona była doktorem w jednym z pobliskich szpitali. Narzeczona. Post nawiązujący do zaręczyn sprzed trzech miesięcy był gwoździem do trumny.

- Natalia Brożek. W krótkim czasie Natalia Jasińska. Oczywiście, jeśli do tego dopuścimy. - warknęła na głos i zabrała mi ją sprzed oczu. W ostatniej sekundzie, kiedy głos w mej głowie zerwał łańcuch z szyi.

- Ja naprawdę...- Olaf złapał za me ramiona i usadził na łóżku. Stali nade mną niczym katy. Wnerwienie oraz smutek przerodziły się w tęsknotę. Jasińska. Żadne inne nazwisko tak mocno, nie wryło mi się w serce.
***

Kolacja z okazji przyjazdu rodziców Darii oraz Mikołaja była jedynie pretekstem. Doskonale wiedziałam, że blondynka chciała znaleźć idealną okazję aby przedstawić mnie i Olafa jako parę, dosłownie wszystkim. Włącznie z Bartkiem i Natalią, jego cudowną narzeczoną, która nie przepadała za jego najbliższymi. Bartek mimo tego, zgodził się i potwierdził swój przyjazd. Lekko otumaniona nowymi wiadomościami, planem przyjaciół nie chyliłam się na wielkie wyznanie miłości. Pragnęłam jedynie sprawdzić, czy mają oni rację i brunet w dalszym ciągu jest możliwy do odratowania.

W głowie, w samym epicentrum serca obiecałam sobie jednak, że słowa dane Darii oraz Olafowi będą jedynie sztuczką, mydlącą oczy. Zamierzałam pomóc w przegadaniu Bartkowi do rozumu, ale swoimi sposobami. Bez zbędnych flirtów, graniu na nosie czy scen zazdrości. Pragnęłam jedynie jego szczęścia. I choć przez to traciłam część siebie, musiałam obiecać swej pokręconej dumie, że nie zostanę kochanką powracającą z daleka, aby rozbić związek. Wolałam go uzdrowić.

- Zaraz przyjdzie. - esemes od Darii wyświetlił się tuż przed toastem za zdrowie gospodarzy oraz teściów. - Szykuj się do walki.

- Z wiatrakami. - odpisałam i schowałam komórkę do złotej portmonetki. Rubinowa, gładka sukienka była prezentem od mamy. Odwiedzając ją, nie miałam zamiaru wypłakiwać się na ramieniu. To ona zauważyła, że coś pękło we mnie i nie da się tego poskładać w żaden sposób. Dwa dni w rodzinnym domu uraczyły mnie mimo wszystko świadomością tego, w jakim punkcie się znalazłam. Kiedy mama wysłuchała całej opowieści związanej z Bartkiem, poprosiła abym przede wszystkim nie skrzywdziła samej siebie. Zamierzałam zachować te słowa głęboko i wracać do nich w momentach słabości. Tych, w których będę musiała kłamać mu w żywe oczy. 

- Pięknie wyglądasz. - Olaf trzymał mnie za talię i uśmiechał się w stronę Darii. Ta bacznie obserwowała cały teatrzyk, który urządzili, a który wcale mnie nie bawił. - Padnie z zachwytu. - szept Olafa połączył się z wypitym alkoholem i zakręcił w głowie. Miałam dość dobrych rad. 

- Pójdę się przewietrzyć. - wyrwałam się spod dotyku przyjaciela i przebrnęłam przez tłumy znajomych oraz rodziny. Kiedy dotarłam do balkonu i zachłysnęłam się chłodnym powietrzem, mogłam z powrotem złapać równowagę. - Daj sobie czas...- szepnęłam na głos. Kiedy telefon zawibrował kolejny raz, przeklęłam pod nosem. 

- Gdzie ty u licha jesteś? Właśnie idzie w naszą stronę! - jej zaangażowanie przypominało zachowanie dowodzącego na polu bitwy. Chciała zrobić wszystko, aby obronić front. Tyle, że zdawała sobie sprawy z tego, że ten spłonął, już zanim zdążyliśmy wystawić pierwsze działa. - Jest sam. Przyszedł sam. 

- Nie dam rady, Daria. Nie potrafię spojrzeć mu w oczy. - chciałam przemówić jej do rozumu. 

- Nie zimno Ci? - głos Mikołaja zalągł się pomiędzy strachem, a ulgą. Jeszcze jego tutaj brakowało.

- Jesteś okropny. - aby się uspokoić, zamknęłam oczy i na moment zamilkłam. - Wszyscy jesteście.

- Wizja spotkania z nim Cię przeraża. - wielkolud znał mnie trochę lepiej od Olafa i Darii. Może dlatego, że sam ukrywał się przed Pauliną i nie chciał wracać do przeszłości. - Rozumiem to. 

- Nie jestem przerażona. Jestem skołowana, bo każdy stara się wmówić mi, że mogę cofnąć czas o rok. - nie chciałam odkupienia w taki sposób. - On jest szczęśliwy.

- Pozornie. Po twoim wyjeździe nie było tak kolorowo. - chciałam poznać dalszą część tej historii. Nie aby dać wzrosnąć memu egoizmowi, ale z powodu troski i tęsknoty.

- To znaczy? - byliśmy tak blisko osiągnięcia porozumienia, że wydawało się to nierealne. 

- To znaczy, że prawie przez Ciebie umarłem. - kiedy niski i charczący głos przerwał naszą konwersacje, poczułam jak policzki zaczynają przybierać kolor purpury. A tylko jeden człowiek był w stanie do tego doprowadzić. Dziękowałam niebiosom za panującą na tarasie ciemność. 

Bartek. Stojący w progu wejścia, roztaczający swoją cudowną aurę drapieżnika oraz przenikliwie wgapiający się w mą osobę. Pułapka z ofiarą złapaną na haczyk. Bon apetit, losie! 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger