wtorek, 30 października 2018

Dziś już wiem (IV)

Zazdrość kontra racjonalizm. Co wygra?
 Klara i Bartek spróbują swoich sił w bardzo ciężkiej konkurencji.

Pozdrawiam. Wasza A. 

***
- Te kosze wypełnione puchem oraz pamiątkami to niezły pomysł. - wskazał na kilka wiklinowych, białych skrzynek, które chowały w sobie dobroci w postaci złotych różyczek, jakie zamówiłam zaraz po kupnie żywych kwiatów. 

- Goście będą mieli coś dodatkowego do ciast. Dostałam też zgodę na rozdanie kilku wizytówek. - od razu zrozumiał.

- Czekaj. - postawił wazon na stole i podszedł do mnie, aby móc wychwycić czy żartuję. - Ty nie masz zamiaru zostać, prawda? Egzaminy są priorytetem. - chciałam aby zrozumiał moje położenie.

- Mam zamiar je zdać i...- nie widziałam go takiego. Złość uniosła się ponad stan zrozumienia i po chwili dała sodowy popis. 

- Chcesz wrócić tutaj, żeby do końca zniszczyć sobie życie? A co ze mną, z planami dotyczącymi naszego biznesu? - nie chciałam go zranić. 

- Możemy go założyć bez jakiegokolwiek zająknięcia. Ale tutaj. - rozejrzałam się na sali. - Londyn nie da nam takich możliwości. Warszawa to jeszcze laik w porównaniu do brytyjskich cenników i tak dalej. - zmęczony nowościami usiadł na jednym z nieprzystrojonych jeszcze krzeseł i zamilkł na dłuższą chwilę. 

- Zwariuję z tobą, kobieto. - kiedy wlał na w twarz uśmiech, poczułam ulgę. - No dobra. Zaufam twojej intuicji. 

- Przytulasek? - kilkukrotnie uniosłam brwi, a on wybuchł śmiechem i zwlókł z siedziska swoje cztery litery. Takie czułości wynagrodziły mi ostatnie ciężkie dni. Kiedy ujrzałam ciemną postać widniejącą za szybą po drugiej stronie szali, prawie umarłam ze strachu. Niesprytnie ukrywała się, obserwując nas z oddali. Dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że Natalia dzwoniła do mnie dzień wcześniej i dała znać, iż Bartek dowiezie nam plany dotyczące usiedzenia gości na poszczególnych miejscach. Dlaczego więc, nie zadzwonił abym posłusznie wykonała polecenie blondynki? 

Czułam w kościach, że to nie skończy się na jednej rozmowie. Tak, jak wspomniała jego narzeczona, skrupulatnie wyperswadować nasze wspomnienia mogłam jedynie przez działanie. Kiedy Olaf oderwał się ode mnie i miał zamiar odejść, złapałam za jego dłoń i popatrzyłam z ogromnym bólem w oczach. Szybko złapał ze me policzki i z przejęciem zapytał o powód.

- Co jest, mała? - musiałam dać mu znak.

- On tu jest. Stoi za drzwiami. Nie kręćmy się. - Bartek ewidentnie nie wiedział o mej świadomości, iż nas obserwuje. 

- Mam twoje pozwolenie? - nie sądziłam, że zrobi to, co zrobił po zadaniu pytania. 

Kiedy poczułam jego usta miażdżące moje, spanikowałam. Nie poczułam żadnego wstrząsu, jak miało to miejsce przy Bartku czy Mikołaju. Zwyczajnie w świecie całowałam przypadkową osobę, która jak na złość była mi bardzo, bardzo bliska. Tyle, że z innych względów niż miłosne. Krótka chwila nieoczekiwanej bliskości została przerwana przez ostre dudnienie w framugę drzwi od strony końca sali. Bartek w końcu dał o sobie znać. Jak najszybciej odskoczyliśmy od siebie, a ja odchodząc z kluczem w stronę zniecierpliwionego przybysza, obdarowałam przyjaciela wściekłym spojrzeniem. Ten jednak wcale się nie bał. Był nad wyraz dumny z tego, co zrobił, a za co miałam ochotę połamać mu szczękę. 

- Cześć. - Bartek wyminął mnie, gdy tylko uchyliłam drzwi. Podszedł do stolika, na którym właśnie układaliśmy stroiki z kwiatami. - Masz plany. Natalia prosiła abyś skonsultowała z nią, co do głównego stolika, przy którym będziemy siedzieć. 

- Jasne. - zawstydzona złapałam za kilka kartek przepełnionych imionami oraz nazwiskami. 

- Też miło Cię widzieć. - Olaf skierował słowa w stronę bruneta. 

- Mógłbyś zachować profesjonalizm. - wiedziałam, że pruł te słowa w naszą stronę, a nie tylko zaczepiał szatyna. 

- Ależ zachowuję. - Olaf uniósł obydwie dłonie w górę i spojrzał na mnie z uśmiechem. - Ale ta kobieta sprawia, że lubię naginać zasady. - myślałam, że zemdleję. Olaf umiejętnie przeciągał strunę wytrzymałości u obecnego przy nas pana młodego.

- Olaf. - ostrzej zwróciłam mu uwagę.

- Tobie chyba również płacę, prawda? - brałam udział w samczej lidze mistrzów. 

- Nie. - szatyn podszedł do mnie i ucałował czubek głowy. - Robię to z miłości. 

Tekst oklepany, jak w najpłytsza fraza filmowa, zadziałał piorunująco. Brunet zawinął się w te pędy i kilkanaście sekund później, bez pożegnania, wyszedł z sali. Śmiech Olafa odbijający się od ścian, doprowadził mnie do furii. 

- Ty jesteś normalny? - walnęłam go z całej siły w ramię. Śmiech ustał w jednej mini sekundzie, a na jego miejsce pojawił się wredny wyraz twarzy. - Zachowujesz się, jak gówniarz. 

- Ja? - szturchnął palcem w mój obojczyk. - Ty natomiast jest bardzo wydoroślała, prawda? Dlatego zgodziłaś się organizować mu ślub? Żeby być blisko...- nic nie rozumiał.

- Staram się zamknąć ten rozdział. - kilkukrotnie machnął dłonią i spojrzał na stoliki, które zdążyliśmy ustroić. 

- Myślisz, że nie wiem? Że to ozdoby i ten cały plan jest doprecyzowany z jednego powodu? To miał być twój ślub, Klara. Tak? - nikomu o tym nie powiedziałam. - Katujesz się aby dać sobie nauczkę. To okrutniejsze niż mógłbym się spodziewać. 

- Przestań. - poprosiłam. 

- Urządzasz jej ślub na mogile swoich marzeń. - klasnął w dłonie i skierował kroki w stronę wyjścia. - Nie będę brał w tym udziału. - rzucił zza pleców i zniknął. 

***

Blondynka oglądała salę z ogromnym podziwem. Pierwszy raz widziałam u niej taki pogrom zadowolenia, przemieszany z dumą. Kiedy podeszła do koszy, a na twarzy pojawił się uśmiech, miałam ochotę wydrapać jej oczy. 

- Cudownie. - jej ulubione słowo, jak zauważyłam. 

- Faktura jest wystawiona. Chłopaki muszą jedynie wsadzić żywe kwiaty do wazonów wraz z kwiaciarką, która przybędzie dwie godziny przed weselem. Zna wytyczne. - podałam jej dokument z nazwą mojej firmy. Dzięki Bogu działalność założona rok temu nadal funkcjonowała. Musiałam jedynie opłacić kilka rzeczy, złożyć wniosek o ponowne urzędowe dotacje i koniec. Mogłam działać. 

- Muszę przyznać, że masz fach w rękach. - była damą, ale jeśli chodziło o bycie konstruktywną, tego nie mogłam jej odmówić. 

- Dziękuję. - nachyliłam się delikatnie. - Potrzebuję podpisu płacącego, więc machnij trzy razy długopisem...i będziemy mogły się rozejść. 

- Tyle, że...- widziałam, że coś mocno ją zdenerwowało. - Bartek musi to podpisać. - złapała za telefon i od razu wybrała numer. Oczywiście musiała odejść na bok, aby z nim porozmawiać. Kiedy wróciła, była w jeszcze gorszym nastroju. - Nie da rady dzisiaj tu przyjechać. Możemy przełożyć to na jutro?

- Niestety wolałabym to zrobić dziś. Nie bój się, nie chodzi o granie wam na nosie. Urodziny syna Darii są równie ważne, a ja nie lubię mieć kilka niedokończonych zleceń. - byłam szczera.

- Oczywiście. - wręczyła mi wizytówkę z logo aparatu fotograficznego. - Firma Bartka. Pojedziesz tam, dostaniesz podpis...i znikniesz. - jak zawsze milutka odmiana. 

- Się robi. - złapałam za kawałek papieru i zadzwoniłam po taksówkę. 

Czego nie robiło się dla świętego spokoju, prawda? Szkoda, że ta świętość była wybrukowana piekielnymi ścieżkami. 



Wchodząc do małej kamienicy, ilustrowałam każdą jej część. Niebieskie okiennice, drzwi które zgrabnie wyróżniały się na tle czerwonych cegieł. Dopiero po kilku sekundach zauważyłam logo zawieszone nad drzwiami, a którego małą odbitkę widziałam na skrawku papieru. 

- Pięknie. - pokręciłam głową, a następnie zgniotłam go i wyrzuciłam do kosza, stojącego tuż przy wejściu. - Toma De Vistas Art.* - przeczytałam nazwę, a następnie zamknęłam oczy. - Minuta. Nie dłużej. Minuta.

Pewnym siebie krokiem weszłam do środka klatki schodowej. Kilkanaście schodków wyżej czekały mnie kolejne niebieskie drzwi z kolejnym logiem firmy. No tak, przecież Bartek ubóstwiał takie miejsca. Małe, zamknięte przestrzenie, w których skupiał się, by rozwijać swą pasję. 

Zapach atramentu oraz wanilii wlał się do nozdrzy, przy samym przekroczeniu progu. Zdejmując szal, weszłam do pomieszczenia na prawo i trafiłam wprost do recepcji. Młoda dziewczyna w dredach koloru różowego spojrzała na mnie z uśmiechem na ustach i przywitała się. 

- Witam serdecznie. W czym mogę pomóc? Sesja zdjęciowa? Sesja plenerowa? - nie nadążałam.

- Wprawdzie szukam...czy Bartosz Jasiński jest może u siebie? - usłyszawszy jego imię i nazwisko spoważniała i zaczęła przyglądać mi się dokładniej.

- A kto pyta, jeśli można wiedzieć? - postanowiłam być profesjonalistką.

- Klara Mazur. Konsultantka ślubna Pana Bartosza i Pani Natalii. Chciałam podać mu pewne dokumenty. - szybko pokazałam swój dokument oraz wizytówkę. - Mogłaby go Pani poinformować?

- Bartek nie przepada za moimi męczącymi telefonami. Niech Pani podejdzie i zapuka. Korytarzem do końca, ostatnie drzwi po lewej. - uśmiechnęła się i wróciła do pracy nad kompletowaniem zdjęć. 

- Jasne. - w duchu mówiłam sobie, iż będzie to bułka z masłem. Pech chciał, że doskonale wiedziałam, jak zareaguje na moje przybycie zaraz po ostatniej aferze z Olafem. Nie mogliśmy być razem, co nie oznaczało, że resztki wspomnień nie istniały. Człowiek zawsze odnajdywał w czymś takim, cios. Nie wymierzony w niego, ale jednak. 

Kiedy stanęłam naprzeciw drzwi z jego imieniem i nazwiskiem, zachłysnęłam się ogromnym wdechem. Jakbym właśnie zanurzała się pod wodę, chcąc wytrzymać pod nią, tak długo, jak tylko się da. Dłoń, aż trzy razy unosiła się i wracała na swoje miejsce do kieszeni. Nie mogłam się przemóc. Dlaczego? To spotkanie było naszym pożegnaniem. Ostatnim bastionem dzielącym nas przed rozejściem się na dwa fronty. W dwie różne części. 

Serce toczyło walkę z zdrowym rozsądkiem. I jak to bywa przy każdej walce, musiało ponieść wiele strat. Tyle, że tutaj już nie było czasu na kalkulowanie ich wszystkich. Musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, która szykowała dla Bartka najważniejszą z ról. 

Kilka mocnych uderzeń w niebieską barierę oddzielającą mnie od niego i szmer kroków po jej drugiej stronie. Gdy drzwi otworzyły się, a on stanął tak blisko mnie, każda część ciała została sparaliżowana przez lęk. 

- Klara? - rozejrzał się wokół mnie, chcąc złapać spojrzeniem Olafa. Wiedziałam o tym. 

- Jestem sama. Przyniosłam dokumenty do podpisania. - krótko i zwięźle. Szło mi całkiem nieźle. 

- Dokumenty? Aaa tak. Wejdź. - odszedł w stronę biurka i tym samym zaprosił mnie do środka. Gdy przymknęłam drzwi, poczułam jak duszność wdziera się do płuc. Powoli wypuszczałam potrzebny mi do życia, tlen. 

- Kilka dodatkowych kosztów to dwa wazony, które upuścili chłopcy. Zwrot uzgodniłam z Natalią. - zaczęłam rozglądać się po jego gabinecie. 

Gołe ściany czyli czerwone cegły robiły niezłą robotę. Niebieskie biurko, szafki oraz kilkanaście aparatów ustawionych w gablocie obok okna, również. Miał nosa do urządzania przestrzeni, choć zapewne sam o tym nie wiedział. 

- Kawy? Herbaty? - zwykła pogawędka nie była w naszym typie. Mimo wszystko poczułam się o wiele spokojniejsza. 

- Wody z cytryną. - gdy zadzwonił do recepcji, zorientowałam się o czym mówiła Natalia. Pomogła mu osiągnąć to wszystko, na co aktualnie patrzyłam i podziwiałam. Dorosły i dojrzały mężczyzna, stający się niebawem ojcem, mający własną firmę stał się Bartkiem. 

- Masz tę fakturę? - na moment zagapiłam się. 

- Jasne. - podałam teczkę i wskazałam palcem na trzy miejsca, w których potrzebowałam jego nazwiska. Jego. Nadal dziewiczego stanem cywilnym, który w niedługim czasie miał się zmienić. Pamiątka w postaci kilku cyferek oraz jego nazwiska. Gdybym była bardziej zdesperowana mogłabym ją sobie oprawić w ramkę. Ale tego nie miał prawa wiedzieć. - Trzy podpisy i finisz. Możemy się pożegnać. 

Szybko wypełnił puste pola i zwrócił mi dokument. Kiedy dziewczyna, z którą miałam okazję się widzieć weszła do środka i podała mi szklankę z wodą, uśmiechnęłam się w podzięce. 

- Dziękuję serdecznie. - upiłam łyk. - Świetna fryzura. 

- Pani Natalia twierdzi, że to zdechłe zwierzę. - Bartek upomniał ją chrząknięciem i tym samym wyprosił. Nie spodobała mi się wizja rozstawiającej po kontach pracowników, żony szefa. Sądziłam, że Bartek sprawuje piecze chociaż nad swym zawodowym grajdołkiem. 

- Wybacz jej. Nie przepada za Natalią. - trudno było się dziwić.

- Nie każdy musi się całować i kochać. - niepotrzebnie nawiązałam do ostatniej sytuacji, w której nakrył mnie z Olafem. 

- Śmiesznie słyszeć to z twoich ust. Wiesz, co mam na myśli. - oczywiście, że wiedziałam. 

- O to, że mój narzeczony mnie pocałował? To chyba naturalne. - wzruszyłam ramionami i znów spojrzałam na gablotę. Zanosiło się na burze z piorunami. Czułam to w korzonkach.

- O to, że chciałaś zrobić mi na złość. - bingo. Nie mógł się powstrzymać. 

- Jasne. - uśmiechnęłam się najszczerzej, jak mogłam i schowałam dokumenty do torebki. - Pójdę już.

- Przepraszam. - kiedy wstałam, odważył się mnie powstrzymać. - Ja...czasami nie panuję...- zaciśnięte na biurku dłonie w pięści, przekonały mnie do pozostania. 

- Wybaczam. - usiadłam z powrotem. - Urodziny małego są pojutrze. Natalia po moich małych namowach zgodziła się przyjść. Rozumiem, że Ciebie nie muszę namawiać? - chciałam mieć pewność, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku. 

- Przyjdę. Obydwoje przyjdziemy. - kiwnął głową i już opanowany, złapał za szufladę komody. - Mam dla nich prezent. - kiedy podał kopertę, a następnie kazał mi ją otworzyć, przestraszyłam się. Widząc bilety lotnicze, oniemiałam. Londyn. Kupił bilety dla całej czwórki. 

- Olaf powiedział, że w tym czasie będziecie mieli trochę wolnego czasu. Myślę, że nie masz nic przeciwko...- rozmawiał z szatynem? Czemu zaciekawiło mnie to bardziej niż oferta wycieczki, jaką im sprezentował? - Daria wybiera się do Ciebie od kilku miesięcy. Słyszałem, że byłaś niezadowolona. 

- Dzięki. - byłam zachwycona oraz zirytowana. Z jednej strony zmusił najlepszych przyjaciół do przyjazdu w moje strony, z drugiej...konsultował to za moimi plecami z kimś, kto jedynie udawał mego narzeczonego. - Doceniam. 

- Świetnie. - zabrał kopertę i ponownie schował ją w komodzie. Kiedy wstałam, on również to zrobił. - Mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić? - zniknąć.

- Nie. - uśmiechnęłam się i skierowałam kroki do wyjścia. - Do zobaczenia na imprezie. - kiedy złapałam za klamkę drzwi, a następnie nacisnęłam na nią, usłyszałam trzask. Trzask zamka świadczący o jego zablokowaniu. 

- Masz mnie za idiotę, Klara? - szybko wyprostowałam się i przepełniona gniewem, odwróciłam w jego kierunku. Z założonymi na piersi rękami, uniesioną do góry głową, patrzył na mnie władczo. 

- Zwariowałeś? - nachyliłam się i zmarszczyłam brwi. Palcem wskazującym pokazałam na zamek, a następnie zacisnęłam swe zębiska. - Otwieraj. - pogroziłam. 

- Karolina wypuści Cię stąd dopiero, kiedy sobie porozmawiamy. I wszystko mi wyjaśnisz. - zwariował.

- Wyjaśnić? Co takiego mam Ci wyjaśnić?! - rozłożyłam ręce i jeszcze raz złapałam za klamkę jeszcze raz, mocno ciągnąć ją w swoją stronę. - Prędzej sczeznę w piekle...- mocny uścisk na mych przedramionach, odwrócił mnie w drugą stronę. Kiedy niebieskie dzisiaj oczy, zajrzały w głąb mojej duszy, przestraszyłam się. 

- Jaką umowę zawarłaś z moją przyszłą żoną. - to nie była prośba. Kiedy wróciłam myślami do jego słów o spotkaniu z Olafem, które pomogło mu wycelować z terminem biletów do Londynu, zrozumiałam. Zostałam zdradzona. Zdradzona przez człowieka, któremu bezgranicznie ufałam. - Mów. 

- Nic. - szepnęłam, czując na sobie jego oddech. - Nic Ci nie powiem. 
_________________________________________________________________________________
Toma De Vistas - ( z hiszp.) sposób wytwarzania trwałych obrazów przedmiotów, za pomocą klisz lub błon światłoczułych, na które działają promienie świetlne odbite od danych przedmiotów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger