niedziela, 21 października 2018

Dziś już wiem (II)

Oto i ona.

Co jeśli świat, który kochasz zaczyna rozpadać się na kawałki?

Bartek zna to uczucie.

Zapraszam. Wasza A. 

***

Kiedy przekroczył próg i stanął obok Mikołaja, zaczęłam panicznie szukać wyjścia. Obliczałam możliwe opcje, nie wsłuchując się w krwawiące serce, chcące zbliżyć się do niego.

- Bartek. Daj jej spokój. - mówił do niego, jak kompan podczas pijackiej eskapady, próbujący uratować przed dostaniem kosza. Jakim cudem nie działali na siebie drażniąco? 

- Zostaw nas. - brunet spojrzał na niego, a wielkolud potulnie wycofał się z przestrzeni, jaką dzieliliśmy. Kiedy zostałam sam na sam z kimś, kto był mi kiedyś tak bliski, a w danym momencie tak daleki...poczułam żal. Ogromny żal w kształcie betonowego bloku, który przygwoździł gardło i sprawił, że nie mogłam wydusić z niego choćby słowa. Słowa w swojej obronie. Jakiegokolwiek słowa. 

- Ładnie wyglądasz. - okrucieństwo miało swoją skalę. On właśnie ją przekraczał. - Piękniej niż rok temu. 

- Czego chcesz? - udało się. Zdławione, wyrzucone naprzeciw pytanie. Odważyłam się spróbować zawalczyć o odrobinę szacunku. 

- Na pewno nie Ciebie. Nie tutaj. Nie znowu. - nie sądziłam, że będzie zdolny do takich rzeczy.

- Więc wracaj. Do przyjaciół. Do rodziny. Nie skazuje Cię na swoje towarzystwo. - oblizałam usta i spróbowałam go wyminąć.  - Albo nie...sama wyjdę. - rzuciłam przez ramię. Sekundę później trzymał mnie za przedramię, każąc pozostać na miejscu. Paraliż jakiego doznałam z powodu jego dotyku, nie pozwolił na protest. 

- Nic nie ugrasz, Klara. Nie ma takiej mocy, która sprawi, że mógłbym do Ciebie wrócić. Po tym, co nam zrobiłaś...jak uciekłaś, nie ma odwrotu. Tchórz. Tym jesteś. Tchórzem. - zabolało mniej niż myślałam. 

W pierwszej sekundzie zapragnęłam przestać walczyć, poddać się i na spokojnie przekazać mu, że to nie było mym pomysłem. Że nie chciałam niszczyć jego spokoju. Coś jednak dynamicznie zniszczyło chęć porozumienia. Raczej ktoś. On, jak nikt potrafił wzbudzić we mnie tysiące emocji, o których istnieniu nie wiedziałam. Niechęć połączona z rzuceniem mi wyzwania, obudziła jedną z nich. Już nie miałam zamiaru być przyjemna. Nie miałam zamiaru nieść ciężaru rozpadu naszego związku, jak obiecałam sobie od początku tej drogi. Słowa Olafa dotyczące braku walki z jego strony powróciły, jak bumerang. 

- Wiesz, co jest zabawne, Bartek? Tak bardzo zabawnie jest czuć, że uciekasz przed prawdą. Nienawidzisz mnie? Jasne, że tak. Tyle, że zapomniałeś o jednym. Znam Cię lepiej od kogokolwiek na tej planecie. I jeśli wierzyć intuicji dziewczyny, która kiedyś Cię kochała...czuję, że sam sobie nie wierzysz. - kiedy spojrzał na me usta, chciałam rozwalić mur, utworzony między nami. 

- Nic nie wiesz. Ty nikogo w życiu nie kochałaś. - odepchnął swą dłoń, jak poparzony. Z unoszącą się klatką piersiową, mierzył mnie rozgoryczonym wzrokiem. - Twoje podejście do związków ogranicza się zawsze do wersji próbnej. Dlatego...nie będę powtarzał. Wróć do swojego małego świata. Do swojej samotnej skorupki i nigdy z niej nie wychodź. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. 

- Mógłbyś zostawić moją narzeczoną w spokoju? - głos Olafa wydarł niczym strzała. Bartek spojrzał w stronę szatyna, który właśnie przytulił mnie mocno do siebie. Przyjacielski gest, który brunet miał odczytać inaczej, był dla mnie niczym balsam. Kojąca bliskość człowieka, który zawsze mnie bronił i przyrzekł, że pomoże mi w odzyskaniu Bartka...była powodem troski i szoku. Olaf nie miał pojęcia, że jego domniemany rywal zachowa się w taki sposób. Cóż, nie on jeden. - Cii. Spokojnie. Chodź. - złapał mnie pod ramię i wyprowadził na salę bankietową. Gdy Daria podbiegła do nas, machnął na nią ręką, a kiedy zaczęła domagać się wyjaśnień, kazał spieprzać. Tak, nie było to miłe i podobne do niego. Tyle, że w tej sytuacji miał zrobić ochotę krzywdę komuś innemu, a blondynka zwyczajnie dostała przez przypadek.

Droga do mieszkania była najmilszą rzeczą, jaka spotkała mnie danego wieczora. Świat, który znałam, a w nim Bartek uległ kompletnemu zniszczeniu. Kazał wracać mi do czegoś, co nie istniało po dzisiejszym bankiecie. Po tym, jak zdeptał wszystkie dobre wspomnienia i zaśmiał mi się przy tym w twarz. 

***


Zapach tostów oraz kawy rozbiegł się po mieszkaniu w ekspresowym tempie. Boląca od nadmiaru wrażeń głowa przestała pulsować, a ja odetchnęłam z ulgą. Bezpieczna od ataku pytań ze strony Darii, wyciągnęłam zmięte ciało i rozprostowałam kości. Głośno ziewając, uśmiechnęłam się. Olaf tańczącym krokiem wmaszerował do pokoju i postawił na łóżku ogromną tacę z tyloma pysznościami, że zaczęłam zastanawiać się, gdzie to wszystko pomieszczę. 

- Nagroda za wytrwanie. - puścił oczko i usiadł naprzeciwko, po drugiej stronie łóżka. - Swoją drogą to i tak za mało...- nie chciałam aby zbytnio się przejmował.

- Nie poznaję tego człowieka. - słowa o tchórzostwie dudniły wewnątrz mej głowy. - Jakbym rozmawiała z mordercą. - rozmasowałam s kronie i zabrałam się za kubek z gorącą, pyszną kawą. Uwielbiałam, kiedy ją przyrządzał. 

- Miałem ochotę spuścić mu łomot. Za kogo on się uważa? - prychnął pod nosem. 

- Dobra. Dość gadania o nim. Ma swoje życie, którego nie zamierzam mu rujnować. - dźwięk telefonu wyrwał nas z nostalgii. 

- Bartek do was zmierza. - prawie poplułam piżamę. - Szykuj się. 

- Ja pieprze. - przerażona podskoczyłam na równe nogi i pobiegłam w stronę łazienki. - On tutaj jedzie. Olaf! On tutaj...nie wytrzymam....jakim cudem...- próbowałam umyć zęby i doprowadzić się do porządku. Nie dotyczyło to jednak kwestii spodobania mu się. Nie chciałam aby miał przewagę. Nie chciałam aby dojrzał, że dotknął mnie w taki sposób, po jakim nie jestem w stanie dojść do siebie. 

Kiedy nowoczesny dźwięk z głośników w korytarzu, wydał komunikat o przybywającym gościu, zadrżałam. Olaf wkroczył na ścieżkę wojenną i kazał schować mi się w łazience. 

- Nie. - szepnęłam, wymachując rękoma.

- Już! - palcem pogroził i i sam zamknął drzwi do łazienki. Potem usłyszałam jedynie dźwięk zwiastujący odblokowanie drzwi wejściowych do apartamentu...oraz ciszę. Przerażającą bardziej od słów Bartka dotyczących mej osoby. 

***

W miarę dynamicznie poradziłam sobie z ubraniem się oraz doprowadzeniem do stanu niezależnej narzeczonej. Kiedy ciszę przerwał śmiech Olafa, przepełniony cynizmem, jak nóż do głowy wbiły się słowa o mej małej kryjówce. To on chciał mnie do niej oddelegować. Olaf jedynie spełniał jego zachcianki, nie będąc tego świadomym.

- Zostaw nas. - zrobiłam to, co on wczoraj. Olaf popatrzył na mnie z zaskoczeniem, ale jednocześnie dumą. Czuł, że nie dam się zapędzić w kozi róg. Kiwnął głową i zgodnie z prośbą udał się do sypialni, w której pozostawiliśmy śniadanie. Dopiero teraz mogłam go zobaczyć.

Przepełnionego skruchą oraz wstydem, jaki malował się na w oczach bardzo wyraźnie. Niebieskie źrenice, jak u zbitego psa, prosiły o wybaczenie. A ja? Pragnęłam znacznie więcej od pokuty. Chciałam jego bólu.

- Klara. - rozluźnienie w głosie, nie znęciło mego dobrego serca. - Dobrze, że...- uniesiona przeze mnie do góry, dłoń zastopowała go przed głupotą, jaką chciał zrobić.

- Nic nie jest "dobrze". - powiedziałam beznamiętnie, splatając swe ręce na klatce piersiowej. - Nic, a nic. 

- Przepraszam. Za wszystko, czego przez mnie...- kłamca. Doskonale wiedział, co robi. 

- Nie schlebiaj sobie. Nie dotknąłeś mnie bardziej, niż się tego spodziewałam. - mówiłam to tak luźno, że prawie sama uwierzyłam, że mówię prawdę. 

- Twój narzeczony powinien dać mi w twarz. - słowo "narzeczony" było donośniejsze od reszty w tym zdaniu. Punkt dla mnie.

- Ma więcej klasy od Ciebie. I bardzo się o mnie troszczy. - dumna uniosłam głowę do góry. - Ale fakt, miał ochotę zrobić Ci krzywdę.

- Kiedy dowiedziałem się, że przyleciałaś...myślałem, że będziesz chciała...- prychnęłam pod nosem, szeroko się uśmiechając.

- Miałeś złudną nadzieję? - patrząc mu prosto w oczy, namierzałam cel. - Wybacz, ale ten schemat się przejadł. - strzał.

- Nie przekraczaj granicy, Klara. - nienawidził, gdy ktoś strugał z niego głupka. Wolał być postacią pozytywną. Bohater w pieprzonej pelerynce. Tej, którą zamierzałam podpalić i wrzucić do kosza z całą jego pewnością siebie i niewyparzoną gębą. 

- Nie jest tak, Bartek? - stanęłam naprzeciw, na tyle blisko na ile pozwoliło mi sumienie i serce, bolące od wczorajszych turbulencji. - Gonisz swoje głupie wizje na tyle skutecznie, że zasłaniają Ci pogląd na rzeczywistość. Jak widzisz...są bardzo głupie. - pierścionek widniejący na dłoni należał do pamiątek z Londynu. Kupiłam go zaraz po przyjeździe i pierwszej wypłacie. Uniosłam go do góry, aby zrozumiał. 

- Po tym, jak mnie zostawiłaś...długo nie mogłem dojść do siebie. Wbrew pozorom idioty, za jakiego go miałem...Mikołaj pomógł mi stanąć na nogi. Powiedział, że znajdę jeszcze kogoś, kogo pokocham. 

- Miał rację. - traciłam panowanie nad niezależnością. 

- Na jakiś czas przestałem pić i szlajać się po barach. Tyle, że potem przyszła rocznica ślubu...na której się nie pojawiłaś. - nie mógł spojrzeć mi w oczy. - Zrozumiałem, że nie wrócisz, więc wypiłem wtedy więcej niż przez cały okres żałoby po naszym związku. 

- Po, co mi to mówisz? - chciałam przylgnąć do niego. Pomimo wszystkiego, co powiedział. 

- Miałem wypadek. Jakiś idiota wjechał we mnie na pasach, na głównej. - przystopował i znów na mnie spojrzał. - Fakt, że jedynie skuterem...- nie wiem, czemu obydwoje się uśmiechnęliśmy. - Potłuczenie żeber, złamana noga oraz ręka. 

- Natalia. - nie powinnam była mówić jej imienia na głos.

- Daria. Znasz tę historię? - musiałam się wybronić.

- Wspominała imię twojej narzeczonej. To chyba normalne. Zapewne powiedziała Ci o Olafie. - w punkt.

- Nie. - nie było to pełne przyjaznego wydźwięku "nie". 

- Czego chcesz, Bartku? - pytałam bardzo poważnie. 

Kilkanaście sekund ciszy przepełnione nadzieją, było jedynie moim wyobrażeniem. Przecież wiedziałam, że nie mamy odwrotu.

- Zaprosić Cię na mój ślub. Olafa również. To moja forma przeprosin. Jeśli w gratisie chce mi podarować prawego sierpowego, niech zrobi to przed weselem. - machnął głową w stronę drzwi do sypialni, gdzie siedział mój przyjaciel. 

- Zapytam go. W sprawie ślubu i prawego sierpowego. - byłam o wiele bardziej sprytna niż mi się zdawało. - Konsultacje w związku to podstawa. - szach mat. - Do widzenia. 

Kiedy płyta przesunęła się na miejsce i pozwoliła na oswobodzenie mnie z jego uroku, odetchnęłam tak mocno, jakbym wynurzała się z pod wody. Olaf wyszedł z pokoju i szybko podbiegł do mnie, aby złapać w ramiona. Był bardzo przewrażliwiony.

- Wszystko okej? - gładził mą twarz, ale gdy zobaczył mój uśmiech, uspokoił się. 

- Kocha mnie. - nie mogłam uwierzyć. 




Olaf przeglądał magazyny sportowe, by co chwila zaglądać do moich wypocin związanych z planowaniem chrzcin małego. Daria siedząca po drugiej stronie, naszywała na czapeczkę małego perełki. Zrobiła się z niej straszna kura domowa, ale jak mówiłam, w uroczym wydaniu. Kiedy zobaczyła mój ogromny uśmiech, szczypnęła szatyna w ramię i coś zaszeptała. 

- Nie wiem. - wzruszył ramionami i wrócił do czytania gazet. 

- Powinnaś ich odwiedzić. Razem z Olafem. - uniosłam wzrok znad laptopa i zmarszczyłam brwi.

- Mam wrażenie, że jesteś zazdrosna o ten ślub. - w odpowiedzi prychnęła. 

- Mam wrażenie, że nie wiesz o czym mówisz...- poklepała się po czole i pokręciła głową. - Ta kobieta, która powinna być aniołem niosącym pomoc innym jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie Pan Bóg stworzył. 

- Przesadzasz. - Olaf stanął po mojej stronie. Nie powiedział jej oczywiście o moim zdaniu na temat uczuć Bartka, bo jak później ustaliliśmy...chcieliśmy rozegrać to bez pomocy Darii. 

- Nadal nie wybaczyłam Ci tego "spieprzaj". - wróciła myślami do wieczora, w którym Bartek zmiótł moje wyobrażenia o nim z powierzchni ziemi. 

- Michał musi Cię bardzo kochać. W przeciwnym razie dawno leżałabyś na dnie Wisły. - uwielbiałam ich kontakt opierający się na docieraniu się w żartach. 

- Ciebie za to nikt. Udawana dziewczyna ma Cię gdzieś. - zaśmiałam się na głos i wróciłam do planowania miejsc na sali bankietowej.

- Może lepiej wyjaśnisz na czym polega braterska zmowa Bartka i twojego brata? - Olaf wiedział o całym przebiegu naszej rozmowy.

- Nie żadna zmowa, a pijackie eskapady. Jeden płakał po kobiecie i drugi płakał po kobiecie. Złączył ich przyjaciel imieniem "Bols."- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 

- Gdzie Michał? - zmieniłam temat. 

- Z Ignacym u rodziców. Mały jest oczkiem w głowie dziadka. - powoli tęskniłam za małymi łapkami, które uwielbiały ściskać moje policzki i wyrywać włosy. 

- Może powinniśmy sobie takiego sprawić, żeby Bartek już całkowicie oszalał. - Olaf rozejrzał się po staromodnej kuchni w stylu artystycznym i podszedł do ekspresu. - Chociaż z drugiej strony, to im bliżej jest...

- Zamkniesz się? - Daria wiedziała, że boli mnie ten temat. Jeszcze rok temu chciałam być matką, zakładać rodzinę i ślepo wierzyłam w miłość życia. Błąd, który kosztował mnie bardzo dużo zdrowia. 

- Przepraszam. - spojrzał na mnie skruszony i szybko podbiegł aby ucałować czubek głowy. 

Kiedy do środka wszedł Michał wraz z Ignacym, rozpromieniłam się. Od razu oderwałam ręce od klawiatury i przejęłam stery nad opieką. Wszyscy patrzyli na mnie z radością i rozczuleniem. Wśród spojrzeń wyczułam jednak jedno, które zasiało w mej duszy niepokój. Bartek, który wszedł do pomieszczenia za Michałem, spoglądał na mnie z smutkiem. Dlaczego go nie zauważyłam? Nasze nieszczęścia ewidentnie chodziły dziesiątkami. 

***


Mikołaj siedział obok mnie i właśnie zamawiał dla nas dwie szkockie. Kiedy barmanka w typie kobiety ubóstwiającej rock-n roll podała nasze zamówienie, uśmiechnął się jakby wygrał milion dolarów. Przewidywalność w gatunku męski zaczynała mnie nudzić. 

- To, co...za twój powrót. - uniósł do góry dłoń, co i ja zrobiłam bez zbędnego gadania. Na jeden raz wypiliśmy zawartość szklanek, a następnie mocno skrzywiliśmy się od mocy trunku. 

- Matko...- zniesmaczona, zmarszczyłam czoło i zadrżałam całym ciałem. - Nie piłam tego odkąd skończyłam siedemnaście lat. 

- Jakaś impreza, o której nie chcesz, ale musisz mi powiedzieć? - byłam w dobrym humorze. Może poza momentami, w których przelotnie widywałam Bartka. Wtedy wszystko wracało z podwójną siłą. Niby minęły jedynie cztery dni od mojego przyjazdu, a czułam iż stanowią one wieczność.

- Miałam taką jedną. Na niej poznałam Bartka. - od razu go to zaciekawiło.

- Wiesz, że nigdy nie opowiadałaś mi, jak się poznaliście? - zmierzał w dobrym kierunku. 

Po całej masie pytań i mych odpowiedzi związanych z zakładem, Pawłem oraz fontanną, która finalnie okazała się być najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała, poczułam ulgę. Mikołaj był ni to zaskoczony, ni zszokowany każdą małą drobnostką, o której mu opowiedziałam. Wiedziałam jednak, że nasza historia mogłaby zapisać się w kanon tych pisanych dla najlepszych reżyserów świata. Nikt nie mógł przebić zawirowań związanych z naszą tułaczką do celu, aż do rozstania. 

- Nieźle. - skwitował jedynie, będąc ze mną przy siódmej kolejce. Tej, po której głowa sama zaczęła stawać się cięższa. - I ty nadal chcesz to wszystko zostawić? - odezwało się przemądrzałe alter-ego wielkoluda. 

- Mam narzeczonego. - pomachałam wymyślonym pierścionkiem zaręczynowym. 

- Gówno prawda. - uciął z uśmiechem na ustach. - Wielka g ó w n o  p r a w d a. - byliśmy zbyt pijani. 

Jeszcze przez kilka następnych chwil czułam się znakomicie. Kiedy blondyn odwrócił się w stronę sali i ujrzał kogoś mu znajomego, kazałam mu iść się przywitać.

- Chodź. - złapał za dłoń i pociągnął mnie w stronę stolików. Stanąwszy przy jednym z nich, wybuchłam śmiechem, lekko chwiejąc się na nogach. Dopiero w momencie, gdy ujrzałam rozgniewaną twarz bruneta i zdegustowaną naszym zachowaniem blondynkę, uspokoiłam przesadną radość.

- Bartku, Natalio...miło was widzieć. - Mikołaj kazał usiąść mi obok Bartka, a sam zajął miejsce obok kogoś, kto patrzył na niego z pogardą.

- Kochanie? - nachyliła głowę i popatrzyła na Bartka, a potem na mnie. Zapach wdzierający się do nozdrzy, skutecznie igrał z mą podświadomością. - Mógłbyś wyjaśnić mi...- Bartek zgromił mnie spojrzeniem, a następnie popatrzył w stronę drzwi wyjściowych. 

- Mikołaj powinniście wyjść. - nie patrzył na mnie. Bał się jej. - Już. 

- Czas na nas, Klara. - wielkolud wstał i wyciągnął w mą stronę, dłoń. Pech chciał, że ja nie zamierzałam poddać się presji. Nagle zaczęły obowiązywać nas nowe reguły, bo w pobliżu była jego ukochana? Pal licho zasady! 

- Natalio. - zwróciłam się w jej stronę. - Nie chcieliśmy urazić Cię swoją natarczywą...obecnością. - uśmiechnęłam się szeroko. - Mikołaj chciał jedynie nas sobie przedstawić. 

- Wiem kim jesteś. - szarpał nią gniew. 

- Cudownie. - klasnęłam w dłonie. Mikołaj bezskutecznie próbował przywołać mnie do porządku lekkimi chrząknięciami. - Wiesz również, że mam narzeczonego? I przybędziemy na wasz ślub? - wychyliłam się za mocno. 

- Słucham? - spojrzała na Bartka. - Twoja była dziewczyna na naszym ślubie? - już na końcu języka miałam słowa "miłość życia", ale opanowałam go. 

- Możesz być spokojna. - cmoknęłam pod nosem, wstając. - Nie mam zamiaru się tam pojawiać. - kilka kroków do wyjścia, zastopował gniew. Kiedy cofnęłam się o dwa kroki i złapałam za jej drinka, a ten wylądował na twarzy bruneta, Mikołaj przeklął na głos. 

- Schowaj się do swojego małego świata i najlepiej zostań w nim na zawsze. - nachyliłam się do jego ucha. - Tak będzie najlepiej dla wszystkich. 

Rozejm? Pieprzyć rozjem. Chciałam wojny. Pragnęłam jego roztrzaskanej dumy, wirujących we mnie spojrzeń i niepewności. Bo skoro się kogoś kocha, trzeba mu to okazać. Prawda?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger