piątek, 26 października 2018

Dziś już wiem (III)

Walka dopiero się zaczęła. 

Pozdrawiam. Wasza A.

***

Olaf patrzył na mnie tak, jakbym przed momentem powiedziała mu o największym sekrecie, jaki skrywałam. Słysząc historię z ust Mikołaja, która miała zostać jedną z legend krążących wśród naszej paczki, mogłam sobie pogratulować głupoty. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Możliwe, że nie byłam do końca świadoma konsekwencji, ciążących na mnie od momentu, gdy tylko zjawiłam się przy stoliku Bartka oraz jego cudownej narzeczonej. Tym razem jednak nie wzięłam na siebie całej winy. Prowokacja urządzona przez bruneta odbezpieczyła zawleczkę granatu w postaci granicy mojej cierpliwości. Dyrygowanie całym otoczeniem, igranie z emocjami najbliższych...chciałam dać mu nauczkę. Może nie do końca w takiej postaci, jaka finalnie zbryzgała jego twarz mlecznym koktajlem. Cóż, od czegoś musiałam zacząć.

- Dziw, że jej nie zabił na miejscu. - Mikołaj popijał wodę z aspiryną, którą na naszą prośbę zakupił Olaf. Szkoda, że nie pomagała ona w zwalczaniu efektów ubocznych bycia narzeczonym. Bartek wypiłby kilka łyków i poustawiał wszelkie trybiki w swojej głowie do prawidłowego funkcjonowania.

- Mnie to nie dziwi. - wzruszyłam ramionami, zajadając się mandarynką. Kac? Najwidoczniej agresja zwalczała u mnie wszelkie złe skutki picia. - Nie ma jaj żeby się jej postawić, a co dopiero mnie...

- Igrasz z ogniem, Klara. - pozostała złość po wczorajszym wieczorze, nadal we mnie drgała. A wielkolud sam szturchał ją w najczulszy punkt. Powoli drażniło mnie usilne ratowanie Bartka, słuchanie jego poleceń i tak dalej. Musiało być w tym ukryte drugie dno. 

- Jeśli chcesz pozostać moim przyjacielem, raczyłabym zachowywać się lojalnie. - prychnęłam pod nosem i obdarzyłam go ostrym, przenikliwym spojrzeniem.

- A co to miało niby znaczyć? - Olaf podniósł obydwie dłonie do góry i po kilku sekundach ulotnił się z kuchni, w której staraliśmy się przygotować śniadanie.

- Zachowujesz się, jak jego piesek. Pan każe odejść, odchodzisz. Pan każe zostać, zostajesz. Co się stało z facetem pełnym wigoru i pewności siebie? Od kiedy...- wziął głęboki wdech i odstawił kubek z kawą. Następnie usiadł naprzeciwko mnie i złapał za szklankę z aspiryną.

- Odkąd nie wniósł na mnie oskarżenia za spowodowanie wypadku z uszczerbkiem na zdrowiu. - myślałam, że żartuje.

- Pobiłeś go? - rewelacji ciąg dalszy.

- Słyszałaś historię o skuterze, prawda? - przypomniało mi się tłumaczenie Bartka, gdy odwiedził mnie i Olafa dzień po bankiecie rodzinnym. 

- Owszem. - kiwnęłam twierdząco głową. 

- To ja na nim jechałem. Trochę popiliśmy. Bartek dostał nowe zlecenie, dość duże...- to przypominało scenariusz do sztuki komediowej.

- Wpadliście na genialny pomysł. - zamknęłam oczy i schowałam twarz w dłoniach.

- Wygłupialiśmy się. Pech chciał, że złamanie ręki uniemożliwiło mu wyjazd. Z drugiej strony pozostał i Natalia...- winny.

- Niech ja sobie to poukładam. - przystopowałam go. - Piliście z powodu utracenia kobiet swojego życia. - nie mogłam podejść do tego normalnie. - Wpadliście na pomysł przejażdżki na skuterze. Bartek złamał rękę. Nie mógł wykonywać zdjęć. Został i zaczął...czujesz się winny poznania go z Natalią i jednocześnie jesteś wdzięczny za jego lojalność? - nie poznawałam ich. 

- To ja namówiłem go do związku z nią. - myślałam, że zwariuję. Przez kilka następnych sekund czułam zażenowanie swoją naiwnością. Jakim cudem dałam się wplątać w samczy pakt? 

- I ściągnąłeś mnie tutaj tylko po to, abym pozbyła się jej...ponieważ ty nie możesz tego zrobić? Nie możesz mu zaszkodzić, prawda? - dłonie zacisnęłam w pięści. Moje jadowite spojrzenie sprawiło, że odwrócił wzrok.

- Klara ja naprawdę wierzę, że on nadal Cię kocha. - wszyscy wokoło pletli bzdury, ale on był na prowadzeniu jeśli chodziło o wymyślanie spiskowych, odrealnionych teorii.

- Dlatego żeni się z inną kobietą? Dlatego złości się na mnie, gdy tylko pojawiam się w jego towarzystwie? Dlatego trzyma mnie od siebie z daleka? Wiesz, co Mikołaj? - dynamicznie zerwałam się na równe nogi i pomaszerowałam w stronę korytarza, aby sięgnąć płaszcza. Musiałam działać. - Może zwyczajnie w świecie pewne rzeczy się kończą i jakkolwiek chcielibyśmy je zatrzymać, nie możemy tego zrobić. Daria również powinna przyzwyczajać się do tej myśli.

- Klara, gdzie uciekasz...- pomylił się.

- Nie uciekam, Mikołaj. Jako jedyna z was tego nie robię. - zawinęłam się stamtąd tak szybko, jak było to możliwe. Kiedy stanęłam na chodniku, który prowadził do postoju taksówek, zrozumiałam. Od samego początku powinnam była trzymać się z daleka. Od dawnego życia i dawnych uczuć.

***

Napuszona od wściekłości, przeszyta na wskroś swoim wyniosłym usposobieniem, spoglądała na pierścionek zaręczynowy. Wiedziałam, że chciała grać mi na nerwach i delikatnie zasugerować, że nie mam szans. Żadnych szans na odzyskanie Bartka. Zwyczajnie w świecie rzuciła mi w twarz hasłem pt. "klamka zapadła" czy "nie dla psa kiełbasa".

- Jestem zaskoczona. Masz tupet...- zanim zdążyła mnie zbesztać, wtrąciłam się w jej monolog.

- Nie kocham go. - robiłam to dla dobra nas wszystkich.

- Gówno prawda. - Mikołaj miał z nią wiele wspólnego.

- Jestem pewna, że te wszystkie sytuacje, których doświadczyłam w ciągu kilku ostatnich dni są nauczką. Nie powinnam była tutaj przyjeżdżać. - blondynka utopiła we mnie swe kocie spojrzenie, a następnie delikatnie odgarnęła grzywkę z czoła.

Była piękna. Nie w naturalny sposób, zwyczajnie "piękna". Była ideałem kobiecości. Miała w sobie ogrom charyzmy, gorącego wigoru i wielkie predyspozycje do bycia liderką, które wyróżniały ją na tle innych kobiet, siedzących w kawiarni. Cudowna zieleń oczu, która kusiła każdego, co zmuszało aby na nią spojrzeć. Zgrabny mały nos, pełne usta w kształcie serca. Miejscowa wersja Angeliny Jolie. Nawet odcień cery był niespotykany. Z cerą nietknięta przez słońce. Jak porcelanowa lalka, którą w dzieciństwie trzymałam w pudełku, aby przypadkiem się nie zbiła. Biło od niej monumentalnym wdziękiem. Była tą, dla której facet mógłby zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Bartek mógłby i robił, a przyjaciele jedynie utrudniali mu to z własnych, nielogicznych pobudek. 

- Zgodzę się z jedynie z tą rzeczą. Co, do miłości...uważam, że mylisz się. - dumna nachyliła się w moją stronę i popatrzyła wrogo. - Kochasz go, a on darzy uczuciem Ciebie. - jakbym dostała w twarz. Czy ona przypadkiem nie przyznała racji spiskowym teoriom moich przyjaciół? 

- Skoro tak twierdzisz, dlaczego wychodzi za Ciebie...- teraz to ona mi przerwała.

- Bo uczucia jakimi Cię darzy to okruchy wspomnień. - drwiła przy tym. Stoicki spokój powrócił dopiero, gdy przypomniałam sobie słowa Mikołaja. Tym razem nie zamierzałam uciekać. - A to utrudnia naszej relacji. 

- Będę trzymała się z daleka. Możesz być pewna. - uśmiechnęła się i znów udowodniła, że nawet przy tym nikt nie ma do niej podejścia. Nawet pieprzony uśmiech wyglądał, jak u modelki z reklamy pasty do zębów. 

- Nie. - to nie była prośba. - Pozwól najpierw, że wyjaśnię...Klaro. - moje imię w jej ustach brzmiało tak ohydnie i obco. - Logika i mechanizm działania facetów...to bardzo proste rzeczy. Im bardziej ucieka od nas zakazany owoc, tym mocniej pragniemy go zdobyć. Zrozumiałaś?

- Ani trochę. - powoli powątpiewałam w szczerość jej intencji.

- Zobrazuję Ci to. Im mocniej oddalasz się od faceta, grasz niedostępną, albo wcale nie grasz...tym bardziej go to rajcuje. W przypadku Bartka chodzi o wspomnienia. Każda rzecz związana z waszym pożal się boże związkiem, wraca do niego przy sytuacjach, które są odwzorowaniem tych z czasów waszej relacji. - medyczny żargon zaczął mnie denerwować.

- Czyli mam mu wskoczyć do łóżka i da sobie spokój? - część z tego pytania, spowodowała nagły wzrost temperatury w ciele.

- Aż tak daleko, bym nie brnęła. - kpina wyczuwalna w każdym słowie, doprowadzała moją dumę do szaleństwa. Jakim cudem została lekarzem?

- Więc, co proponujesz? - naprawdę chciałam to usłyszeć.

- Rozejm i pewien rodzaj układu. - ponowny uśmiech i lekkie rozluźnienie ciała mogły sugerować o jej wygranej. - Ty urządzisz mi wesele, a przy tym skrupulatnie oddalisz od siebie Bartka i pokażesz mu, że jak sama powiedziałaś...wcale go nie kochasz. Ja w zamian za zamknięcie tego rozdziału, nie odsunę od niego waszej bandy oszołomów. - zaczynałam dostrzegać w niej pierwiastek psychopatyczny.

- Bandy oszołomów? - teraz do ja zadrwiłam. - To przyjaciele i rodzina. Możliwe, że w twoim świecie nie istnieje nikt, komu zależałoby...- znów mi przerwała.

- Daruj sobie. - machnęła dłonią i zaczęła spoglądać na paznokcie, pokazując ignorancję w pełnej klasie. - Doskonale wiemy, że jestem w stanie to zrobić. Przez ostatni rok Bartek osiągnął dzięki mnie więcej, niż przy tobie kiedykolwiek mógłby. Poza tym...cała wasza przyjaźń opiera się na wybrakowanych fundamentach. Jak jeden nie posyła go do szpitala z złamanymi kończynami, tak druga wplątuje go w związek z kimś takim, jak ty. - przekroczyła granicę.

- Wiesz, że kiedy czujesz zagrożenie...drga Ci powieka? - dumna uśmiechnęłam się i wygodniej rozłożyłam na fotelu.

- Nie jesteś mi zagrożeniem. Już nie. - przepełniała ją duma. - Bartek będzie najlepszym ojcem na świecie.

Jak grom z jasnego nieba. Jak deszcz na pustyni. Tak właśnie wyglądała nowa wiadomość doręczona z idealnych ust towarzyszki spotkania do mej mózgownicy. Coś się zacięło. Nie potrafiłam zareagować w jakikolwiek sposób. Krzyk, szloch, śmiech? Zero. Wpatrywałam się w nią, jak w najszczersze złoto.

- Zaskoczona? - triumf w jej oczach, otrzeźwił umysł. - Już wiesz skąd te przyśpieszone zaręczyny.

- Złapałaś go na dziecko? - to był obłęd.

- Myślisz, że jestem tego typu kobietą? - miała rację. Przecież była lekarzem z pozycją lidera wśród swoich kolegów po fachu. Dodatkowo piękna i idąca do celu po trupach. Ideał, jak mówiłam.

- Zgoda. - nie musiała długo czekać. W danej sytuacji nie pozostało mi nic innego, niż pozamykać wszystkie wpółotwarte drzwi i domknąć wszelkie pouchylane okna. Wszystko, co dawało mi jakiekolwiek szanse na odzyskanie Bartka. Zabawne, że w danym momencie uświadomiłam sobie, czego tak naprawdę chcę. I dlaczego tak mocno od tego uciekałam. Schematy. Coś o czym mówiła Natalia, a co było stuprocentową prawdą. Miłość była schematem.

- Cudownie. - machnęła na kelnera dłonią i poprosiła o rachunek. Gdy na stoliku pojawił się stuzłotowy banknot, a następnie kartka z numerem telefonu, po ciele przeszedł dreszcz. Wstając patrzyła na mnie, jakby stała na podium. - Zdzwonimy się, Pani konsultant. - ostatni, pożegnalny już uśmiech i pustka. Zostałam sama.




Daria po kilku nieudolnych próbach skontaktowania się ze mną, odpuściła. Telefon wreszcie ucichł, a ja w świętym spokoju mogłam trochę poużalać się nad sobą. Olaf czmychnął wraz z Mikołajem na jakieś targi samochodowe, co niejako i mnie, jak i resztę z nas zaskoczyło. Powoli docierało do mnie, że nie wszystko jest takie, jakie na początku nam się wydaje. Przykładem mogła być podróż tutaj. 

Zakładałam, że nawrócenie Bartka to jedyny powód, dla którego się tutaj zjawiłam. Po jakimś jednak czasie wszystko wyklarowało się samo. W swoim tempie. Natalia, Mikołaj, Daria...uświadomiłam sobie, że to z samą sobą, grałam w podchody. Udawany narzeczony, kłótnie i Pani lekarz sprowadziły nas do końca tej podróży. Bartek będzie miał dziecko. Te słowa kręciły się w mej głowie od dobrych kilku godzin i nie chciały jej opuścić.

Pukanie do drzwi, wybudziło z wewnętrznego linczu. Szybko podbiegłam do nich, a ujrzawszy twarz Michała po drugiej stronie, odetchnęłam z ulgą. Jeszcze tego brakowało, by przypałętał się do mego domu ktoś o kim w tym momencie, chciałam  jedynie zapomnieć. 

- Można? - ubrany w zwyczajne ciuchy mimo wszystko nie przypominał dawnego siebie. Zmężniał, jak cholera. Dopiero teraz zauważyłam gęstszą brodę, zaczesane do tyłu włosy. Urok jednak pozostał ten sam. Pełen był młodzieńczego ducha, który znałam od podszewki. 

- Jasne. - gestem ręki zaprosiłam go do środka. 

Kiedy usiadł na kanapie i zaczął rozglądać się po mieszkaniu, zrozumiałam. Daria nie raczyła pozwolić mu przebywać w mieszkaniu, które przypominało apartament singla. Ten, który niedawno sam zaprojektował.

- Daria jest na mnie zła. - to nie było pytanie. Uśmiech natomiast był odpowiedzią. 

- Ma swoje humory. - wzruszył ramionami. - Tym razem wolałbym skupić się na tobie. 

- Na mnie? - odkąd wróciłam do Polski, nie rozmawialiśmy dłużej niż pięć minut . Zwyczajnie w świecie zapomniałam o przyjacielskich dziejach. Zrobiło mi się głupio. - Przepraszam. 

- Nie masz za co. Walka o Bartka to chyba jedna z najcięższych...- jemu mogłam powiedzieć.

- Ta walka dobiegła końca. - nie wyczuł w mym głosie zawahania. Możliwe, że dlatego szybko zmienił pozycję na siedzącą, tak aby mi się dobrze przyjrzeć. 

- Jesteś pewna? - nie mogłam już się ukrywać. Musiałam w końcu przyznać się do błędu.

- Bartek zostanie ojcem. - brak zaskoczenia, zastanowił mnie. Michał zamknął oczy i pokręcił głową, aby następnie ukryć twarz w dłoniach.

- Wiedziałem, że to za szybko płynie. Zaręczyny, ślub...- mruknął i znów na mnie popatrzył. - Trzymasz się jakoś?

- "Jakoś" to dobre określenie. - uśmiechnęłam się smutno i wstałam, aby dotrzeć do kuchni i zaparzyć nam kawy. Chciałam przy tym również oddzielić się od współczucia przyjaciela, które jedynie mnie dołowało.

- Co zamierzasz? - uwielbiałam to w nim. Zero oceniania, krytyki czy dobrych rad. Był przyjacielem jakiego dziś potrzebowałam. Obiektywnym oraz opanowanym emocjonalnie. 

- Natalia poprosiła o zorganizowanie im wesela. Porozmawiałyśmy trochę, powyjaśniałyśmy kilka kwestii. Myślę, że to dobry pomysł. - nie skomentował, więc pozwoliłam sobie kontynuować. - Ona jest zajęta przygotowaniem pokoju, wyprawki dla dziecka, a ja mam wolny termin...więc...- próbowałam poskładać wszystko do kupy.

- Dasz radę? - martwił się. 

- Jasne. - rzuciłam przez ramię i skupiłam się na kubkach z kawą. "Bartek będzie miał dziecko" - głos w mojej głowie nie odpuszczał. Kilka sekund później przy delikatnym oparzeniu wrzątkiem, dodał -"...z inną kobietą." Coś wewnątrz mnie umarło. 

***

- Stoliki przesuniemy bardziej do prawej, co zwiększy nam przestrzeń na parkiecie. Poza tym prosiłabym o zabranie tych ohydnych zasłon ze sceny. Nie mogę na nie patrzeć. - wskazałam chłopakom z ekipy, których zatrudniła Natalia, aby posłusznie wykonywali me polecenia. Blondynka chciała zorganizować całą salę w zaledwie kilka dni, a ja cieszyłam się na jej pośpiech. Równał się on z zakończeniem męki oraz umowy. - Potem tylko musimy ściągnąć ten żyrandol...- chrząknięcie zza mych pleców, zwróciło moją uwagę. 

- Mogę wiedzieć...- mina Bartka przypominała jedną z tych, jakie widuje się na filmach grozy. Punkt kulminacyjny, w którym ofiara dowiaduję się, że psychopatyczny morderca to tak naprawdę bliska jej osoba. Tak to właśnie wyglądało. 

- Twoja narzeczona mnie wynajęła. - obojętnie zwróciłam się znów w stronę ekipy i krzyknęłam do jednego z chłopaków, ściągających złoty spodek spod sufitu. Kto miał tak specyficzny gust, aby zniszczyć tak piękną salę? - Możecie zanieść go do piwnicy! Właściciel poda wam kluczę! - Bartek złapał mocno za me ramię i kazał na siebie spojrzeć. 

- Mów, co tutaj...- Natalia wkraczająca na salę, spojrzała na bruneta gniewnie. Kiedy przystanęła obok, a ten momentalnie objął ją w pasie i tym samym, oderwał dotyk ode mnie, poczułam ulgę. 

- Klara organizuje nam wesele. - ciepło uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Udawana uprzejmość była gorsza od najzwyklejszej dobroci w jej wykonaniu. Stworzona do wygranej, pani doskonała.

- Mogłaś mi powiedzieć. - liczyłam na gorszy efekt uboczny wyjawienia sekretu dotyczącego naszej umowy. 

- Niespodzianka. - zapewne o ciąży powiedziała mu w taki sam sposób.

- Jeśli pozwolicie, chciałabym wrócić do pracy. Natalio co, do wazonów powinny przyjechać w poniedziałek. Białe róże będą w piątek tuż przed weselem. Postaramy się zmieścić w budżecie, który ustaliłyśmy. - byłam w tym dobra.

- Cenię twój profesjonalizm. A teraz...wybaczcie, ale muszę skoczyć do toalety. Hormony. - pierwszy raz pocałowała go przy mnie. Czemu kątem oka, gdy odwzajemniał go, mogłam dostrzec spojrzenie w moją stronę? Kiedy ulotniła się z pola widzenia, Bartek podszedł na niebezpiecznie bliską odległość i zmierzył mnie od stóp do głów. 

- Będę mieć Cię na oku. Jeśli choćby spróbujesz...- wyciągnęłam ostre działa.

- Zapomniałam Ci pogratulować. - zagrałam najlepiej, jak tylko mogłam. - Naprawdę.

- To rodzaj zemsty? Ta cała akcja z weselem? Masz zamiar...- był głuchy i ślepy. 

- Nie. Nie i jeszcze raz nie. - mocniej zacisnęłam palce na notatniku, w którym zapisałam wszystkie szczegóły dotyczące zamówień. - To nie może tak trwać. Ta szarpanina.

- Szkoda, że nie myślałaś o tym, kiedy rzuciłaś we mnie drinkiem...- dziecinada była naszym lekiem na żal. 

- Właśnie. Nie myślałam, Bartek. - wzruszyłam ramionami i jeszcze mocniej zacisnęłam palce na tekturze. Jakbym chciała samej sobie wyrządzić krzywdę. Wyplewić cały ból, jaki rodził się pod wpływem jego spojrzenia. Szare oczy teraz wyglądały na bardziej zielonawe. Kameleon. Był, jak kameleon. - Nie miałam pojęcia w jakim celu tutaj przyjechałam. Możliwe, że chciałam upewnić się, że wszystko zostało domknięte...abym mogła iść dalej. 

- Dalej...- Natalia miała rację. Im dalej byśmy od siebie uciekali, tym więcej szkód narobilibyśmy wokoło. 

- Z Olafem. On ciągle czekał na mnie. I czeka. I kocha mnie. - ostatnie słowa nie były kłamstwem. Kochał mnie, jak brat. Ten, którego nie miałam. - Ja nie potrafiłam się określić, ale już wiem...- grunt osuwał się spod stóp. - Też chcę rodziny, Bartek. - ukierunkowałam nas na ważniejszy temat. - Chcę być mamą. Chcę mieć męża, który mnie ubóstwia. Który patrzy na mnie tak, jak ty patrzysz na Natalię. - przy jej imieniu już prawie zadrżał mi głos. Wyczułby to. - A to...co między nami jest, a czego raczej nie ma...tylko powstrzymuje nas przed happy endem. 

-  Przepraszam. - nie tego oczekiwałam. Nie mógł mi tego robić. Nie w tej chwili, w której rujnowałam swój świat i okłamywałam go w najgorszy sposób. - Nie chciałem Cię atakować. Zwyczajnie w świecie...przepraszam. - smutno uśmiechnęłam się i popatrzyłam na niego z czułością.

Telefon rozbrzmiewający w kieszeni mojej marynarki wyrwał nas z konsternacji. Imię Olafa widniejące na ekranie, przykuło jego uwagę.

- Jego też przeproś. - po tych słowach ulotnił się. Odbierając telefon nie czułam się na siłach do kłótni. Kiedy przyjaciel zaproponował pomoc, przede wszystkim w formie mentalnej, nie odmówiłam. Poprosiłam tylko o brak drążenia tematu Bartka oraz ich wesela. Musiałam odpocząć. Czuć, że jestem potrzebna bez jakichkolwiek słów zapewnienia. Musiałam trzymać się resztek wspomnień i iść do przodu. Tak, jak śpiewała to Halina Frąckowiak, "Idę, chociaż Ciebie nie ma obok mnie, idę, idę dalej...". 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger