środa, 31 października 2018

Dziś już wiem (VI)

Wybuchy, kataklizmy, klęski żywiołowe...to nic w porównaniu do nich.

Zapraszam. Pozdrawiam. Wasza A.

***

Nie sądziłam, że wieczór skończy się niekorzystnie dla męskiej strony naszego duetu. Wciągając Mikołaja pod ramię, Michał o mały włos nie poddał się w połowie drogi. Kiedy zaczęłam mu pomagać, odpuścił chęć zrzucenia go z schodów. Zalany w trupa mamrotał coś pod nosem, a następnie śpiewał szanty. Jeszce nigdy w życiu nie musiałam trzymać swej gębki na kłódkę, aby nie upaść ze śmiechu. 

- Dobra. Zawleczemy go do twojej starej nory, a potem Cię odwiozę. - Michał nie był zły. Może trochę zirytowany zachowaniem Darii, która zamiast dobrze się bawić, próbowała zapanować nad swoim starszym bratem. Ten w żaden sposób nie zaskarbił sobie wrogów, a nawet kilka ciotek od strony szwagra, próbowało zeswatać go ze swoimi córkami. On jednak wiernie trwał u mego boku, co później przełożyło się na tony plotek o naszym rzekomym romansie. Tak zwane najnowsze wieści przy śledziku i kieliszku wódki. 

- Przecież ktoś musi się nim zająć. - faza roześmiania zeszła, ale wypity alkohol nadal siedział w głowie. 

- Po moim trupie. - kiedy zdyszani stanęliśmy przed drzwiami do mego dawnego mieszkania, byłam bliska wzruszenia. Michał jednak nie silił się na zrozumienie ckliwego momentu i pośpiesznie rozpoczął poszukiwania kluczy. Gdy wreszcie odnalazł je, mogłam na coś się przydać. 

- Dawaj. - on złapał za przedramię Mikołaja, którego oparłam o ścianę obok, a ja zajęłam się otworzeniem dwóch zamków. Że też nie zmienił ich od mojego wyjazdu? - Na trzy. 

Sto dwadzieścia kilo żywej wagi ubitej w mięśnie, nie było łatwe do przemieszczenia. Finalnie wielkolud skończył na kanapie w salonie. Tej samej kanapie będącej tu rok temu, jednak teraz znajdującej się w innym położeniu. Gdy złapaliśmy oddech i wreszcie zaświeciliśmy światło, mogłam się rozejrzeć. Meble nietknięte przez kurz, kilkanaście płyt winylowych ozdabiających ściany oraz gitara. Skąd mogłam przypuszczać, że blondyn posiada duszę artysty? Cóż, ocenianie książek po okładkach było moim być albo nie być. W przypadku Natalii również. Piękna twarz oraz ciało wypełnione brzydkim charakterem i piekielnymi pomysłami.

- Zostanę z nim. - rozwalone zwłoki próbowały dosięgnąć mnie, mrucząc coś pod nosem. 

- Jesteś pewna? - Michał patrzył na niego nieco przychylniejszym okiem. 

- Tak. Poza tym...nie darowałabym sobie nocy z dala od tego mieszkania, kiedy mam okazję...- nie trzeba było nic więcej tłumaczyć. 

- Jasne. - czkawka dopadła mnie nagle. - Okej?

- Tak, tak. - alkohol nadal uderzał do głowy. - Możesz iść...poradzę sobie. - gdy ucałował mój policzek i pożegnał się, poczułam ulgę. Nareszcie mogłam zdjąć szpilki, a potem przekąsić coś w samotności. Przy okazji chciałam przygotować coś dla wielkoluda, który zapewne w tej sprawie do mnie mruczał. Mikołaj przepadał za pełnym żołądkiem do spania. Wiedziałam to z autopsji, kiedy wyszliśmy do baru i na nasze nieszczęście natknęliśmy się na Natalię oraz Bartka. 

Nie zwracając uwagi na dziwne przeczucie towarzyszące mi od samego wyjścia z imprezy, zdecydowałam się na wieczorne, lekko pijane kursy przyrządzania steku, który znalazłam w lodówce. Gdy nie mogłam dojrzeć jakiegokolwiek dodatku do mięsa, postanowiłam wyszukać czegoś w szafkach. Majonez, stek oraz pełna miska warzyw w zupełności wystarczyła abym mogła sporządzić wykwintne danie, jakiego nie powstydziłby się doświadczony kucharz. 

Kiedy zamierzałam chwycić za nóż i rozpocząć krojenie warzyw do podsmażenia, usłyszałam huk od strony korytarza. Przez kilka pierwszych uderzeń zgoniłam się za bujną wyobraźnię, ale kiedy dźwięk nie ustał...zdenerwowana popędziłam ku jego źródła. 

- Miło widzieć Cię na starych śmieciach. - drwiący głos oraz wnikliwe spojrzenie wbiło mnie w ziemię. 

- Bartek? - schemat. Towarzyszył nam ten sam pieprzony schemat. 


Próbowałam zastopować go przed czymkolwiek sobie zaplanował. Poprawiłam zmierzwione włosy, a następnie spróbowałam się wyprostować. Na nieszczęście wypity przed godziną drink nadal buzował w mojej krwi, przez co traciłam równowagę.

- Co ty...to jakiś zły sen. - machnęłam dłonią przed swoją twarzą, a następnie uszczypnęłam go w ramię. 

- Jesteś niemożliwa. - delikatny uśmiech był przepełniony nie tylko zadowoleniem. On zwyczajnie w świecie próbował mnie uwieść! 

- Odejdź. Mikołaj śpi, a ja nie chcę robić scen...- próbowałam zamknąć drzwi, ale był zwinniejszy. Szybko znalazł się w środku. 

Kiedy przygwoździł mnie do ściany całym swym ciałem, a następnie nachylił swe usta bliżej moich, zaczęłam się jąkać. 

- Ja...ja...- traciłam panowanie nad sytuacją.

- Jeśli chciałaś mnie sprowokować, a wiem, że chciałaś...to Ci się udało, Klara. - popatrzył na mnie błagalnie. - Masz mnie. 

- To nie sen. To koszmar. - zamknęłam oczy i rozpoczęłam liczyć do dziesięciu. - Raz...dwa...trzy...- przerwał mi unosząc me ciało do góry i przewieszając je przez ramię. Wiedziałam, że to sen. To musiał być do jasnej cholery sen! 

Gdy stanęłam na środku wanny, a następnie zostałam oblana zimnym strumieniem wody, przeraźliwie krzyknęłam. Krzyk został stłumiony przez niego. Przez bliskość, dla której mogłabym sprzedać duszę. Jego ręce oplatające mnie w pasie oraz język wijący się w mym podniebieniu. Koszmar? Byłam w raju. Wszystkie wspomnienia dotyczące nas powróciły, jak przy odzyskiwaniu pamięci. Ten czas bez niego był śpiączką. Wszystkim, co było złe i chłodne.

- Jezu. - oderwał się ode mnie i spojrzał wygłodniały na me przemoczone ubrania. - Klara...

- Dlaczego?! - szum wody nie pozwolił mówić mi cicho. Możliwe, że chciałam również krzyczeć. Wykrzyczeć całą nienawiść. - Dlaczego mnie nie szukałeś?! - uderzenie w twarz nie było zamierzone. Ale właśnie tacy byliśmy. Ciągnęło nas do siebie, jak cholera. Minus i plus zespolone w naszych głowach, charakterach nie potrafiły bez siebie wytrzymać.

- Dlaczego się z nim całowałaś?! - Olaf był jedynie przyjacielem.

- Udawaliśmy! - błękitne oczy nie to miały na myśli.

- Chodzi o Mikołaja! - warknął na mnie, a następnie popchnął ku ścianie aby zamknąć drogę ucieczki. Kładąc dłonie po obydwóch stronach mej głowy, zastawił pułapkę. - Najpierw ten pieprzony pocałunek, a teraz...- to ja go pocałowałam. 

Dłonie wdzierające się pod mokry materiał sukienki, spowodowały dreszcz na ciele. Kiedy przeciągnął ją do góry i wyrzucił za siebie, dotarło do mnie. Kochać nie oznacza być idealnym i robić wszystko dla dobra drugiego człowieka. Kochać oznaczało walczyć. Gdy więc stanęłam przed nim kompletnie naga, a on czekał na rewanż, nie zaprotestowałam. Chciałam go mieć. Chociaż na jeden moment i to od tak dawna. 

- Bliżej...- zawiesiłam się na jego nagich ramionach i przylgnęłam jeszcze mocniej do wszystkiego, co powinno być moje. Co musiało być moje. - Bartek...- erekcja wijąca się na mym podbrzuszu skutecznie rozbudziła zmysły. 

- Powiedz, że mogę...- prosił. - Mogę być...w tobie. - patrząc mu w oczy, oblizałam usta.

- Wejdź. - trąciłam nosem jego nos. - Już. Proszę.

Bez zastanowienia oraz igrania ze mną, dopiął swego. Gdy znalazł się we mnie, ciało zadrgało. Jeszcze mocniej więc przytulił mnie do siebie i zaczął całować wgłębienie między mą szyją, a ramieniem. Zamknąwszy oczy, skupiłam się na doznaniach. Mocniejsze pchnięcia powodowały jęk, który stłumił gorącym pocałunkiem. Przeplatane z szumem wody w późniejszym czasie nasze wspólne okrzyki, były o wiele bardziej podniecające niż mogłabym przypuszczać. 

- Jesteś moja...- usłyszałam w przypływie zbliżającego się finału. Zbyt szybko? Dlaczego miałabym to powstrzymywać i oczekiwać na więcej? Byłam bliska eksplozji, tak samo, jak on. Gdy wyczułam odpowiedni moment, wdarłam swe paznokcie w jego barki i odchyliłam swe ciało delikatnie do tyłu.

- Tak! - kilka sekund później doszło do wybuchu. Najcudowniejszej rzeczy jaka spotkała mnie odkąd zobaczyłam go na balkonie podczas bankietu. Złość, miłość czyli nasz cudowny schemat osiągnął sukces.

Nadal wtuleni w siebie, odzyskiwaliśmy energię oraz oddech. Gdy spojrzał na mnie i pocałował kącik ust, przestraszyłam się. Byłam wręcz przerażona. 

- Przepraszam...- szepnęłam, a w oczach pojawiły się łzy.

- Nie. - pokręcił głową i znów mnie pocałował. - Nigdzie się nie wybieram. Niezależnie od tego, co powiedzą inni. 

Czułam, że mówi prawdę. Bartek był epicentrum mego tornada. A ja uwielbiałam gnać w jego stronę, nie zważając na konsekwencję. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger