czwartek, 19 lipca 2018

Plan B (IX)

Ilość części? Powiem w sekrecie, że na sekrecie się nie skończy. 

PS: Głosowanie na opowiadanie sierpnia nadal trwa.
Zapraszam. 

Pozdrawiam.
Wasza A.


***

Pocałunki stały się drapieżniejsze dopiero w jego sypialni. Dziwne, ale nigdy w niej nie byłam. Nie dopuszczał do niej nawet swojej służby domowej. I choć zapewne w innych okolicznościach zapytałabym go o ten nurtujący fakt, w chwili obecnej nie zamierzałam psuć nam dobrego początku. Bo tak to odebrałam. Początek i być może rozwinięcie?

Dłonie podsadziły mnie na komodę tuż obok dużego łoża, przypominającego to z pokoju Pana Antoniego. Staruszek od kilku godzin był już w hospicjum, jak zdążyła przekazać mi przed przyjazdem Nina. Nigdy w życiu nie ośmieliłabym się bowiem, spróbować czegokolwiek z Leonem pod jego obecność. Ten człowiek potrzebował spokoju i wyciszenia. Może dlatego zdecydowali się na taką formę opieki? Leonowi było zapewne bardzo ciężko. Przecież mógł zrobić to już wieki temu. Pozbyć się starego grata, jak to mawiali ludzie w jego sferach. Tyle, że ten wariat był inny. Niby szarmancki, pewny siebie, nieproszący o uczucia, a tu jednak niespodzianka. No bo, jak inaczej wytłumaczyć to, że właśnie pożerał moją szyje, nie mogąc się nasycić?

- Możemy przystopować...- kiedy zaczęłam odpinać klamrę jego paska, spojrzał na mą dłoń, a potem znów w oczy. - Nie wiesz, co czynisz...- z cynicznym uśmieszkiem dokończyłam dzieła i mocno przyciągnęłam go do siebie. Gdy szorstka skóra palców przejechała po zewnętrznej, nagiej stronie ud, zadrżałam. Mocniejszy ucisk, wyszarpał z krtani jęk zadowolenia. Kiedy przemieścił dłonie na wewnętrzną stronę, zmierzając do źródła podniecenia, wbiłam swe paznokcie w nagie ramiona, a następnie zaatakowałam go namiętnym pocałunkiem.

Seksowna bielizna kupiona dwie godziny przed imprezą wcale nie była przemyślaną sprawą. Sylwia po prostu ubłagała mnie, żebym spróbowała i przekupiła me wstydliwe alter ego. Błękitny kolor był moim ulubionym, co dodatkowo stanowiło plus. Kiedy wskazujący palec zahaczył o intymność i zaczął pocierać delikatny, koronkowy materiał, zamknęłam oczy i wygięłam ciało w łuk. Aby złapać równowagę, podparłam się dłońmi z obydwóch stron drewnianego blatu. Głowę odchyliłam do tyłu, wystawiając znów swą szyję. Skorzystał z udogodnienia, po raz kolejny wgryzając się w nią.

- Pachniesz...jak...najlepsze...- mruczał w trakcie zabawy doprowadzającej mnie na krawędź.

- Mógłbyś...- poprosiłam cienkim głosikiem i powróciłam do wcześniejszej pozycji. Popatrzyłam na niego i mocniej oplotłam nogami. Był naprawdę dobry.

- Już. - odchylił materiał i dopiero teraz poczułam, co oznaczało posiadać go bliżej. Palec doprowadzał mnie do orgazmu bez jakichkolwiek dziwacznych sztuczek. W jego wykonaniu wszystko było bezbłędne. Dotyk, spojrzenie, pocałunek. Jakby idealnie wyrzeźbiony rytm, którego nie można było się wyuczyć, posiadał jednego właściciela. Zadrżałam i zamknęłam oczy. - Nie. Patrz, Pola. Patrz na mnie...- druga dłoń zwinęła się z biodra i złapała za mój podbródek, nakierowując twarz na jego tajemnicze i seksowne spojrzenie.

- Leon. - palce zacisnęły się na krawędzi mebla, chcąc złamać go na pół. Zagryzłam dolną wargę i zamknęłam oczy. Byłam bliska szaleństwa, które mogło nas zgubić. Nie wiedział przecież kim jestem. Nie miał pojęcia, że i we mnie drzemały wszelkie demony, pragnące dać mu znacznie więcej, niż ktokolwiek był skłonny mu podarować. - Stop. - odsunęłam jego dłoń i zeskoczyłam z komody. Był jak w transie. Wiódł za mną z twarzą polującego na zwierzynę, drapieżnika.

- Nie pozwoliłaś...- prychnął i szybko znalazł się obok. Myślał, że tego potrzebuje. Myślał, że jestem małą dziewczynką, o którą należy zadbać. Jednym ruchem więc rzuciłam go na łóżko i rozpoczęłam delikatne poruszanie biodrami. W trakcie zmysłowego tańca, zaczęłam rozpinać boczny zamek.

- Myślisz, że powinnam w tym zostać? - przyłożyłam palec do swych ust, dając znak pozwalający mu jedynie gestykulować.

Kiedy przecząco zakręcił głową, uśmiechnęłam się lubieżnie i podciągnęłam materiał do góry. Stojąc jedynie w bieliźnie o kolorze letniego nieba oraz ciemnych pończochach wyglądałam, jak jedna z tych kobiet, które widziano na bilbordach w naszym mieście. Czy to uwłaczało? Byłam Polą. Byłam sobą w stu procentach, zadowoloną z swego seksapilu i temperamentu kobietą, a to w zupełności wystarczyło bym zjadła cały wstyd.

Kilka sekund później siedziałam na nim. Oczywiście nadal w bieliźnie, zwyczajnie w świecie pozwoliłam sobie na pełną kontrolę. Kiedy podniósł się do pozycji siedzącej, chcąc złapać mnie w ramiona i zabrać pozycję dominanta, zaprotestowałam. Szybko odrzuciłam jego dłonie i popchnęłam do tyłu, by znów mieć go na widelcu.

- Nie pozwoliłam Ci. - podobało mu się to. Głodne spojrzenie połączone z rytmicznym unoszeniem się klatki piersiowej było efektem wszystkich mych zamierzonych działań. - Myślę, że zrobimy to w taki sposób...- nachyliłam się nad twarzą i oblizałam usta. Ręce ułożyłam po obydwóch stronach jego głowy, tak aby móc podeprzeć się i rozpocząć wstęp do atrakcji wieczoru. Posuwiste ruchy biodrami, pozwoliły poczuć mi znacznych rozmiarów erekcję. Kiedy zamknął oczy, wlałam na twarz grymas zadowolenia. Był niesamowity. W tym półświetle, poddany mojej naturze, obezwładniony, należał jedynie do mnie. Spokojny lot zamieniłam w turbulencje, mocniej zaciskając uda oraz biodra. Nie wytrzymał. Coś ogarnęło w nim paranoję zmysłów i kazało przystąpić do ataku.

W jedną minutę znalazłam się pod ciężarem, drżącego, męskiego ciała. Unieruchamiając me dłonie nad głową, zatrzymał się wzrokiem na mej twarzy.

- Kim ty jesteś, Pola? - najpiękniejsza rzecz jaką mogłam usłyszeć. Zwariował. Stracił się dla mnie.

- Śmiało. - uniosłam głowę i nosem zahaczyłam o jego nos. Z uśmiechem na ustach, czekałam na odpowiedź. Gdy zerwał ze mnie dolną część bielizny, a następnie bez oporu nakierował na intymność swojego przyjaciela, wgapiałam się w maleńkie kropelki potu na jego czole oraz spoglądałam na rozmierzwione włosy. Istny James Dean w współczesnej wersji. Ten, który właśnie stał się moją obsesją i ciężarem na długie lata.

Mocny ruch i wspólny krzyk scaliły się. Był we mnie i cholera, naprawdę mogłabym uznać, że było to najlepsze, co do tej pory zrobiliśmy. Kłótnie, przepychanki i uzależnienie. W końcu formy zakochania przybierały najróżniejszy kształt.

- Cudowna. - szepnął do ucha, coraz mocniej zagłębiając się w me wnętrze. Dłonie oplotłam na gorącym karku, a chwilę później zostałam obdarowana najczulszym z wszystkich pocałunków. Oddechy tłoczyły się z naszych płuc, jakbyśmy właśnie przebiegali maraton i byli na ostatnich metrach wyczerpującego biegu. W gruncie rzeczy, to właśnie się działo.

- Możesz...- odwzajemniłam kolejne pocałunki, przyciągając go do siebie. - Naprawdę...

Zrozumiał. Jedna dłoń powędrowała do mego biodra, co spotęgowało odczucie euforii. Obijałam się o jego ciało z jeszcze większą prędkością oraz siłą. Palce zacisnęłam na materiale satyny, która spowijała łóżko. Ostatnie spojrzenie przed wielkim finałem i delikatny uśmiech, to wszystko co zapamiętałam. Prąd wiodący od czubka głowy powędrował przez każdy nerw aż do stóp. Wspólny jęk oraz mozolne, ale za to bardzo podniecające pocałunki zatrzymały nas na jeszcze krótką chwilę.

- Pola...- mówił na bezdechu.

- To jeszcze nie koniec.- przylgnęłam twarzą do jego policzka i wyrównałam oddech.

Gorąco zalewało każdą część ciała. O to właśnie mi chodziło. O ten żar, którego nie sposób było odeprzeć. Ten, który spotykało się raz w życiu.


***

Niewyraźny obraz nagle wyostrzył się. Gdy jasność promieni wpadających z okien, spotkała się ze znużonymi powiekami, mocno je zmrużyłam. Przeciągałam obolałe od atrakcji ciało, które powielały się aż do trzeciej nad ranem. Kiedy z uśmiechem na ustach ziewnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej, spojrzeniem zahaczyłam o kawałek kartki pozostawiony na poduszce obok. Znów powielony schemat. Ucieczka? Liścik z uśmiechem widniejącym obok krótkiej wiadomości.

Wyśpij się, a potem zejdź na śniadanie. Jak zawsze rzeczowo oraz rozkazująco. Leon był istnym romantykiem wyjętym z historii o sułtanach, dającym kawałek nieba swym wielu żonom. Miałam nadzieję nigdy nią nie zostać. Jedyną w jego objęciach? Owszem, ale niekoniecznie zaobrączkowaną.

Gdy usłyszałam donośne krzyki, które ewidentnie nie należały do ostatniej osoby, jaką wczoraj widziałam, zerwałam się z łóżka i szybko zaczęłam ubierać porozrzucane na podłodze rzeczy. Kiedy skończyłam, cały dom jakby zamarł. Przerażona wyskoczyłam z pokoju i podążyłam w stronę kuchni. Kiedy jedna ze stóp przekroczyła próg, zorientowałam się, że Nina kompletnie mnie nie zauważyła. Wściekła wgapiała się w swego rozmówce, który siedział tuż naprzeciw. Nie mogłam dojrzeć kim jest, ale gdy usłyszałam niski ton od razu rozpoznałam Leona.

- Czy ty wiesz, jak ją potraktowałeś? - krok w tył. Schowana za ścianą, kompletnie zapomniałam o zaufaniu. Jakbym właśnie trafiła na scenę rodem z filmu grozy. Nina chciała go udusić. Słowa skierowane do brata musiały dotyczyć mnie. Traktowanie danej osoby mogło tyczyć się jedynie tej, która była obecna w tym domu oprócz ich dwojga. Dodatkowo byłam pewna, że słyszała mój krzyk, spowodowany cudownym zakończeniem wspólnej, erotycznej przygody.

- Pola nie jest małą dziewczynką. - jakbym słyszała obcego człowieka. Chłód oraz obojętność, która wczoraj była nieobecna nagle wżerała się w każdą literę. - Zrozumie.

- Detektyw, Leon!? Detektyw!? Tylko po to, aby odnaleźć jakąś estradową śpiewaczkę, którą widziałeś raz w życiu!? - zamarłam. Dłoń mocniej zacisnęła się na materiale sukienki. 

- Nie oceniaj mnie! Poszłaś w tango z przyjacielem Poli! - doskoczył do niej i pogroził palcem. Nina wiedziała. Bałam się, że zrobi nieprzyzwoity krok i da mu nauczkę. Bałam się, że wyda mnie i Negri.

- Ty jesteś kretynem! Najpierw urządzasz jej sceny zazdrości, a w nocy wykradasz się i odbierasz telefon od faceta, który szuka Ci kolejnej ofiary! - nie pamiętałam nieobecności. Wtulona w jego ramiona nawet nie poczułam, gdy wyszedł. Do niej. Ciało napięło się niczym nastrajana przez muzyka struna gitarowa. Każdy nerw w mym ciele chciał go dorwać i poszatkować.

Fala goryczy przelała się w kilku kolejnych słowach, nad którymi nie potrafił zapanować. Gdyby tylko mógł przestać na bełkocie i głupim tłumaczeniu, mogłabym odejść. Zostawić to wszystko za sobą i odrzucić wspomnienia. Musiał. Mimo wszystko musiał rozpalić ogień i spalić nas na stosie.

- Pola jest cudowna, ale doskonale wiedziała, na co się pisze! Nie obiecywałem jej niczego, co teraz aktualnie mógłbym podarować! Wiedziała, że nigdy jej nie dorówna! - pękła tama cierpliwości oraz opanowania, którą skrupulatnie budowałam od samego początku, gdy dowiedziałam się o jego problemach. Na takie zachowanie nie było wytłumaczenia. Na podłość i brak skruchy. Na brak jakiegokolwiek szacunku do mej osoby. Był wytworem mej wyobraźni. To dotarło do mnie dopiero przy mocnym uderzeniu, które właśnie od niego otrzymałam. 

- Pola jest...- teraz musiałam wkroczyć ja. Zimna, obojętna i pełna szacunku do samej siebie, Pola Czarnecka. Musiałam odstawić na bok wściekłość i odłożyć ją na później. 

- Cześć wam! - wskoczyłam, jakbym co dopiero zeszła z piętra. - Śniadanie? - uśmiech numer pięć i momentalna reakcja dziewczyny, nie zbiły mnie z tropu. Nina nie potrafiła grać. Ja tym żyłam. Gdy wyszła z pomieszczenia, czułam jej negatywne wibrację. Jakby huragan drzemiący w niej chciał połączyć się z mą tajemnicą i w efekcie eksplodować na zewnątrz. Błąd. Ta przyjemność należała do mnie.

- Nie przejmuj się. Bzdyczy się odkąd sikała w pieluchę. - wzruszył ramionami, a następnie podszedł i ucałował me czoło. Demon w skórze człowieczeństwa. Brak jakichkolwiek bodźców oprócz wstrząsu pełnego obrzydzenia do samej siebie, stłumiłam śmiechem i skupieniem wzorku na lodówce.

- Jajeczniczkę? - musiał dostać po dupie tak mocno, jak tylko się dało. Zemsta jednak musiała zostać przygotowana niczym nasz ostatni wspólny posiłek, perfekcyjnie. 

- Pomogę. - zakasał rękawy od koszuli i podszedł do szafki z talerzami. 

Gdyby tylko wiedział, jak mocno miałam zamiar go zranić...zapragnąłby nigdy w życiu mnie nie poznać.



Zapraszając mnie na kolację, zapewne przygotował sobie odpowiednią mowę, która zakończyłaby tę relację. Pokojowe nastawienie oraz przyjazna atmosfera zdawały się jednak na nic. Ja nie zamierzałam być przyjemna. Może...do czasu. Wszystko przemyślałam.

Upijając się dwukrotnie, płacząc do starych piosenek Cohena oraz wspominając Pana Antoniego, wyrzuciłam z siebie każdą porcję emocji, a raczej ich okruchy. Byłam wrakiem, pragnącym stoczyć się na dno, zabierając kilku ludzi ze sobą. Nie chciałam czynić zła. Nie chciałam być kimś, kogo nie szanowałam. Życie jednak pokazało mi swoją prawdziwą twarz. 

Zrozumiałam, że babcia miała rację. Kiedy wkraczałam do salonu, spojrzałam na niego oraz dokładnie zilustrowałam każdy element stroju. Kolor krawatu, spinki do mankietów oraz fason marynarki. Chciałam zapamiętać go tak, jak Zofia Czarnecka zapamiętywała swych byłych mężów. Wspominałam, że patrzyła na nich łapiąc same najlepsze kawałki, a potem...wyobrażała sobie, jak każda z tych rzeczy zaczyna ich uwierać, skręcać, a w efekcie prowadzi do szału. Mama opowiadała, że w taki sposób na rozprawach rozwodowych patrzyła na twarze swych mężów z uśmiechem oraz pogardą. I bowiem żaden z nich nigdy nie widział, aby kobieta mogła sprawować nad ich losem taką władzę. Zosi Czarneckiej nie dało się zjeść, wypluć i zapomnieć. Babcia była mistrzynią w sprowadzaniu kłopotów na swych ukochanych. 

Witold młodszy o kilka lat biznesmen z francuskiej riwiery płakał, gdy zabierała jego ulubione obrazy, przypisane jej kilka miesięcy wstecz zaraz przed rozwodem. Jan, były żołnierz, który dał jej dom...sam bez niego został. Trzeci? Kornel, Kajetan...jakkolwiek był artystą. Pech chciał, że jego stolarnia szybko przepadła w odmętach podziału majątku, a kiedy chciał ją odkupić...sprzedała swe udziały jego bratu, którego biedaczek wręcz nienawidził. Jak ona to robiła i dlaczego? Patrząc na zielonawe w tym świetle oczy, mogłam zrozumieć jej powody.

Moja babcia została okradziona z młodzieńczych lat. Jej własny ojciec oddał ją memu dziadkowi, który pragnął gromadki dzieci, nie zważając na jej uczucia. I to za kilka beczek rumu. Była towarem, który nagle został zdjęty z półki, a następnie rozerwany na strzępy i wyrzucony do śmieci. Po co? Moja rodzina nie była zainteresowana stanem emocjonalnym babci. Od zawsze były ważne fakty. Fakt tego, że zdradziła. Fakt tego, że zostawiła. Nikt jednak nie mówił o fakcie dotyczącym jej kruchego charakteru, który nagle musiał przejść ogromną przemianę. Babcia dała mu to, co obiecała swemu ojcu. Dzieci. Dała mu to, czego chciał, a potem odeszła. Z godnością, forsą i uśmiechem na ustach. Ja pragnęłam tylko dwóch z tych trzech.

- Pięknie wyglądasz. - założyłam sukienkę Alicji. To zapewne łaskotało ego syna, będącego wrogiem numer jeden.

- To specjalna okazja. - usiadłam po przeciwnej stronie długiego, syto zastawionego stołu w salonie. Świecie, delikatna muzyka i on. Idealny komplet do niszczenia serca, prawda? Jak można było być tak perfidnym i wyrachowanym? Teraz wiedziałam o wiele więcej i cieszyłam się, jak dziecko. Miałam zamiar być prawdziwą Polą. Tą, która łączyła w sobie wszystkie cechy odgrywanych ról.

- Wina? - zawołał Laurę, która od razu popędziła w stronę kuchni, aby wykonać polecenie. No tak. On kazał, my biegałyśmy. 

- W sumie to będzie bardzo...krótka rozmowa. - domyślił się, ale nie całości.

- Chciałem porozmawiać na spokojnie. Zjeść, powspominać...- szyderczo się uśmiechał.

- Zapomnieć. - skwitowałam, uśmiechnęłam się i spuściłam wzrok na pusty talerz. 

- Mówiłem Ci, że moje serce należy do kogoś innego. - był taki pewny. Spojrzałam na niego i zobaczyłam chłopca chwiejącego się na drewnianym, popsutym moście, wiszącym nad wodospadem. Ja byłam tą, która trzymała ten most.

- Nie dbam o twoje serce. Wolę mieć twoją duszę. - powoli wyciągnęłam z torebki telefon i położyłam go obok zastawy. Laura patrzyła się na nas z przerażeniem. Kiedy nalała wina, natychmiastowo usłyszałam kolejną komendę. Biorąc łyk, czekałam na odpowiedź.

- Nie potrafię Cię pokochać. - w punkt.

- Cóż. Mamy coś wspólnego. - złapałam za aparat i wybrałam ostatnie połączenie przychodzące kilka tygodni temu. Kiedy nacisnęłam zieloną słuchawkę, odczekałam kilka sekund i przyłożyłam telefon do ucha. Wibracja szalejąca w komórce Leona, rozświetliła jej ekran. Przejęty spojrzał na niego i stało się. Zamarł w bezruchu. Wgapiał się w numer, który właśnie do niego oddzwaniał. Z uśmiechem na ustach, łzami w oczach, zawarczałam. - Odbierz. Negri ma Ci coś do powiedzenia.

- Pola. - szepnął praktycznie bezdźwięcznie i spojrzał na mnie. - Skąd...

- Odbierz ten pieprzony telefon, Leon! - krzyk nie zbudził w nim strachu. Mimo wszystko odważył się i odebrał moje połączenie. 

- Słucham. - jak u wszystkich z czarnej listy Zofii Czarneckiej. Jego most właśnie zniknął.

- Witam Pana. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - zamknął oczy, ale ja wcale nie zamierzałam się zatrzymywać. - Chciałam tylko powiedzieć, że Pola należycie poinformuje Pana o mych aktualnych zajęciach. Jesteśmy dość blisko. 

Rozłączył się i przez moment szukał spojrzeniem czegoś na stole. Jakby w transie próbował uciec ode mnie. Mentalnie, fizycznie, jak najdalej od prawdy.

- Widzisz, Leon. Mówiłam, że Negri nie jest Ciebie warta? - niczym wojownik wstałam i podeszłam do niego. Rzuciłam swym telefonem o stół tuż obok jego komórki, a ten ostatni raz podniósł załamany wzrok w mą stronę. - Powodzenia. Mam nadzieję, że znajdziesz swoje szczęście.

Życie przypominało mi w takich momentach, że przyzwyczajenia to najgorsza krzywda jaką człowiek może sobie wyrządzić. Przywyknąć do ludzi, miejsc, pocałunków...to skazać się na okrucieństwo. Bo przecież wszystko przemija, prawda? I to nie za sprawą przypadków, ale zamierzonych ciosów ze strony rzeczywistości. Nie da się przecież walczyć z prawdą. Nawet ja chcąca uratować siebie samą od zguby, jak i wszystkich, na których mi zależało, poległam. Ponieważ przeszłość wracała jak bumerang, a Ci którzy ciągle w niej żyli, nie potrzebowali ratunku. W takim przypadku potrzebowałam go jedynie ja. Jeśli musiałam iść naprzód i to z przywiązaną do serca, ważącą tonę kulą o imieniu Leon. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger