środa, 25 lipca 2018

Plan B (XI)


Co jakiś czas będę mogła podzielić się z wami notką na temat pomysłu na opowiadanie, które  czytacie. 

Plan B powstał...przy załamaniu nerwowym. Usłyszałam, że w dzisiejszym świecie każdy z nas powinien się "przystosować", że marzenie o "księciu" na białym koniu jest bezsensowne. I jak to ja...dusza artystyczna...na przekór wszystkiemu...chciałam stworzyć obraz królewicza. Tyle, że takiego bardziej ze skazą. I obsadziłam go w ogromnej willi, przypominającej pałac. A jego życie zmieniłam w pobojowisko rodzinnej tragedii...bo przecież każdy człowiek posiada swoją drugą stronę, stworzoną przez doświadczenia różnego rodzaju, prawda? Nie każdy snob jest zły...nie specjalnie, w tym sensie. No i tak napisałam kilka słów o Leonie...zarys jego postaci. 

Bohater, Pana Antoni zrodził się w głowie na wzór rycerza, o których opowiada mi mój kolega. Jest wielkim fanem rekonstrukcji wojennych i to on przedstawił mi kilka rzeczy związanych z kodeksem moralnym. I właśnie...gdyby tak król miał swego rycerza? Bingo...
W komplecie dorzućmy jeszcze zafascynowaną swym rozchwianym temperamentem, pyskatą kucharkę na zamku...i jakoś przenieśmy to na wersję współczesną. 

No właśnie. Tak powstał Plan B. Bo przecież nasze życia to legendy, bajki, brak przypadków...w których Plan A...czyli stagnacja, rutyna, bezpieczeństwo...nie zawsze jest dla nas najlepsze. 

A teraz pytanie dla czytelników...


Myślicie, że Leon zasługuje na kolejną szansę? Co zrobilibyście na miejscu Poli? I czy wierzycie w "bajeczne" odbicie w naszym życiu? 

***

- Dziękuję za telefon. - szepnęłam w stronę Niny, która stała naprzeciw okna, którego widok wychodził wprost na ogród przed lewym skrzydłem szpitala. 

- Masz jakieś plany? - nadal nie przeprosiłam jej za scenę, którą urządziłam dwa tygodnie do tyłu, a która nie powinna mieć miejsca. 

- Przepraszam, Nina. - wyzionęłam ducha, a razem z nim całe zmęczenie z kilkunastu ostatnich dni.

- Masz rację. Powinnaś. I co do reszty...też masz rację. - na początku nie zrozumiałam, ale w kilku kolejnych słowach, wyjaśniła mi meritum wywodu. - Leon i ty to kompletna głupota.

- Brawo, geniuszu. - skwitowałam, ziewając na głos. Od razu obróciła się w moją stronę i skrzywiła uśmiech.

- Nie wyglądasz najlepiej. - kiedy dotknęła czoła, odchyliłam głowę i wlałam na twarz serdeczny uśmiech.

- Nic mi nie jest. Mało spałam i to wszystko. - łapiąc za ramię torebki, podniosłam cztery litery. - Chcesz kawę? Mają automat...- kiwnęłam głową w stronę drzwi. Na kilka sekund zmrużyła oczy, ale szybko odpuściła dogłębną infiltrację i usiadła obok łóżka Pana Antoniego.

- Leć. - coś musiało się stać. Była nieobecna i bardzo nieswoja. Rozumiałam, że nastroje podczas takiego wyczekiwania nie mogły być pozytywne, ale to i tak do niej nie pasowało. Nina była typem wrażliwca. Powinna płakać i wyrzucać swe emocje na głos, jednak nie milczeć. Coś bardzo nie grało.

Postanowiłam porozmawiać z nią, po akcji związanej z dostarczeniem swemu organizmowi odrobinę paliwa w postaci kofeiny. Zmierzając kolejny korytarz, czułam na sobie wzrok każdej osoby z szpitalnego personelu. Awantura z Leonem w roli głównej zapewne przypominała te z tanich tasiemców telewizyjnych, w których dramat był na porządku dziennym. Kiedy miałam postawić kolejny krok, poczułam mrowienie w całym ciele. Jakby ktoś poraził mnie prądem i zniknął. Kolana ugięły się, a dłonie spróbowały dosięgnąć ściany, by móc się o nią oprzeć.

- Halo? - spokojny głos zwrócił się w moją stronę.

- Jest...dobrze. - poklepywanie po twarzy było mocno irytujące, ale obrazy które powoli zlewały się, zaczęły dzięki temu nabierać na powrót kształtów.

- Proszę złapać się mojej ręki...- złapałam za przedramię osoby, której praktycznie nie widziałam.

- Kim...- dziwny materiał, którego dotknęłam podobny był do usztywnianej ceraty. Biały kolor, który w końcu mogłam dostrzec symbolizował o przynależności do grupy gapiów, którzy tutaj pracowali. - Poradzę sobie, doktorze.

- Wstajemy. Do gabinetu...dojdzie Pani? - kiwnęłam głową i zamilkłam. Uderzenie gorąca znów zamroczyło koncentrację. Nie wiem, w którym momencie nastała ciemność. Jakby wszystkie okna zasłoniły rolety, jak i wyłączył prąd. Mrok. Ogarnął mnie prawdziwy mrok.

***

Mrok. Byłam wewnątrz, czekając na drzwi spowite światłem. Bo tak to wyglądało w filmach, prawda? Ktoś musiał przejść, wyjść skoro wpadł na pomysł, który powielał się przez tyle lat kinematografii. Boskość i niebiosa nie pachniały jednak alkoholem, a zapewne nie grano w nich symfonii przypominającej jednostajne pikanie, które potrafiło doprowadzić do szału.

- Jezu...- dotknęłam czoła, na którym poczułam zimny okład. Dopiero po kilku sekundach ściągnęłam go z siebie i zmrużyłam oczy. Jasność pragnęła pozbawić mnie wzroku.

- Dzięki Bogu! - głos Niny wyrwał się niczym pisk opon. Wszystko było dwa razy głośniejsze, mocniejsze w doznaniach. Jakbym piła przez kilka tygodni i trafiła na odwyk.

- Gdzie...- głos, który mi odpowiedział brzmiał znajomo.

- Badania kontrolne i kilka leków regeneracyjnych. Ostatni tryb życia nie był chyba świadomą decyzją...- otworzyłam oczy aby zobaczyć klauna, który potrafił prawić morały, nie znając sytuacji w której byłam uwiązana. Wysoki szatyn z bardzo drogimi oprawkami na nosie oraz białym fartuchu, wyglądał jak przerośnięta wersja Harrego Pottera.

- Zadbamy o nią. - człon "my" bardzo mi się nie spodobał. Miałam nadzieję, że chodziło o Michała.

- Chcieliśmy zawiadomić najbliższą rodzinę, ale nikt nie odpowiadał pod numerem, który miała Pani podany w książce...- mądrala się znalazł.

- Siostra jest w Singapurze. Z narzeczonym...z resztą to nie jest ważne. Przecież nic mi nie jest...- zobaczyłam, jak z ironią w oczach spojrzał na wyniki badań. Wiedziałam, że szykuje przemowę dotyczącą zdrowego trybu życia i innych bzdetów.

- Jeśli mógłbym porozmawiać z Panią na osobności. Oczywiście jeśli nie ma Pani zastrzeżeń, co do obecności Pani znajomej....- spojrzał na Ninę.

- Daj mi chwilę. - poprosiłam ją. Urażona, nie mogła uwierzyć, że właśnie to zrobiłam. Nie mogłam jednak pozwolić aby dodała do swojej listy obowiązków i mnie. To robiło się paranoiczne.

Kiedy drzwi trzasnęły, zostałam sam na sam z człowiekiem, który zamierzał zapewne pobawić się w Boga i udowodnić mi, że wcale nic o sobie nie wiem.

- Gospodarka hormonalna nie jest w najlepszym stanie. Chciałbym aby zrobiła Pani kilka badań...- przeraził mnie.

- Nie jestem chyba...- gdy zaprzeczył, odetchnęłam z ulgą.

- Nie, ale jeśli chce Pani kiedykolwiek być...radziłbym zmianę trybu życia i wykonanie dodatkowych badań.

- Dobrze. - skapitulowałam, ciesząc się dalszą wolnością. - Obiecuję, że jak tylko zajmę się innymi...

- Pani Polu. - popatrzył na mnie bardzo poważnie. Kasztanowe oczy wychylające się zza szkieł były całkiem ładne. - Mówimy o Pani zdrowiu. Jeśli superbohater chce uratować świat, sam musi być zdrowy.

- Zawsze ma Pan w zestawie takie mądre i zabawne cytaty? Czy wymyśla Pan to na poczekaniu? - zaśmiałam się, czując ból w podbrzuszu.

- Uczą nas tego na ostatnim roku. - powoli zgarniał moje zaufanie.

- Chciałabym aby nikt nie wiedział...nikt, Panie doktorze. - wiedziałam, że Leon najprawdopodobniej przekupi go, ale warto było spróbować.

- Moja etyka pracy jest bardzo czysta. Proszę mi wierzyć...nie dadzą rady wydusić ze mnie choćby słowa. - zrozumiałam aluzję.

- Wysoki brunet z przerośniętym ego i dużą kopertą, mam rację? - był na miejscu. Nina kolejny raz spanikowała i złapała się najgorszego rozwiązania.

- Były też groźby karalne, usiłowanie wymuszenia szantażem...ale spokojnie. Nie takich złoczyńców spotykałem. Chociaż przyznam, że zawziętość Pani kolegi jest bardzo imponująca. Musicie...- czułam, że przekracza granicę zawodową.

- Odrzucony facet jest gorszy od wszystkiego, co do tej pory spotkałam. - zaśmialiśmy się, ale po krótkiej chwili znów wróciliśmy na tor rozmowy o mym zdrowiu.

- Prosiłbym o badania. Szkoda, żeby zniszczyła Pani sobie organizm. - miał rację.

- Pola. Miło mi. - wyciągnęłam dłoń, a on z uśmiechem na ustach, podszedł i uścisnął ją.

- Tymon. Twój nowy lekarz prowadzący. - nie taki mądrala straszny, jak go malowałam.



Pamiętałam sen, w którym wychodziłam ze szpitala, a on pocałował mnie i wszystko stało się jawą. Wtedy jeszcze nie czułam strachu, zdenerwowania i nie miałam świadomości, jak bardzo pokiereszuje dane sny, zamieniając je w koszmary.

- Masz wszystko? - Tymon podał mi ubrania, przywiezione do szpitala przez Ninę. Tylko ona miała do mnie dostęp. Leon podobno koczował przy mojej sali, aż do dzisiejszego ranka, a dopiero po rozmowie z lekarzem, zrezygnował z wywierania na mnie presji. Nie mówiłam Tymonowi o naszych sprawach. Był jedynie lekarzem, któremu zależało na mym świętym spokoju aby mógł dobrze wykonać swoją robotę. Co prawda, zaprzyjaźniliśmy się trochę, ale nie miałam głowy do odbierania tego, jako spotkania niezwykłego czy też o charakterze romantycznym, jak to się mówi.

- Jest dobrze. Czuję się lepiej niż po wakacjach na Teneryfie. - ziewnęłam na głos i mocno przeciągnęłam wszystkie kończyny. Naprawdę potrzebowałam zmiany, a w tym temacie doktorek miał rację. Jeśli chciałam wyświadczyć przysługę każdej bliskiej osobie, powinnam zadbać aby nie mieli ze mną najmniejszych problemów. Bo im mocniej chciałam aby ktoś się odsuwał, sprowadzałam na siebie tabun kłopotów.

- Pan złoczyńca przybył przed paroma minutami. Chciałem uprzedzić. Jeśli chcesz to poproszę aby go stąd zabrali...- wiedziałam, że to nic nie da.

- Spokojnie. Superbohater poradzi sobie z snobem.  - złapałam za ramię sportowej torby i zeskoczyłam z szpitalnego łóżka. Kiedy stanęłam naprzeciwko szczupłego, wesołego chłopaka, przypomniałam sobie o początkach drogi ku zagładzie. Byłam taka, jak on. Wyluzowana, pozytywnie nastawiona do wszystkiego, jak wszystkich i bardzo chciałam poznawać nowych ludzi. Przez głowę przemknęła myśl, iż żałuje poznania go w momencie, kiedy było już za późno.

- Może jakaś kawa? Tak na rozruch przed kolejnymi badaniami...bo zrobisz je, prawda? - zrobił minę niczym detektyw.

- Słowo pacjentki na medal. - prychnęłam, unosząc do góry dwa palce, jak przy przysiędze.

- Zadzwonię. A teraz...- spojrzał na drzwi. - Do boju? - kiedy wzięłam głęboki wdech uśmiechnął się szyderczo i wyszedł. Czekała mnie ciężka walka z demonem, który wcale nie należał do przeszłości.

***

Stał na końcu holu, czekając na moje przybycie, jak na zbawienie. Nina zniknęła z pola widzenia, tak jak wszyscy wokół nas. Żywej duszy, w tym nawet Tymona, który przecież przed sekundą ze mną żartował. Jakby los chciał dać mi znak. Szkoda, że tak późno.

Mocniej szarpnęłam torbę na ramię i pewna siebie zaczęłam kroczyć w stronę wyjścia. Gdy znalazłam się metr od niego, zastawił mi drogę. Powielanie schematów weszło mu w krew.

- Dobrze wyglądasz. - zmierzył mnie od stóp do głów.

Zwykłe jeansy, koszula w biało czarną kratkę oraz czarna skórzana kurtka, którą kupiłam na wyprzedażach , nie była zestawem oryginalnym. Ale przecież nie o to mu chodziło. Nie interesowała go fryzura, ubranie czyli całe opakowanie. Chciał mojej duszy, która kiedyś dzieliła się na dwie różne części, gdzie jedna z nich była mu bardzo bliska.

- Tak też się czuję. Możesz spać spokojnie. - byłam oazą spokoju, którą chciał zburzyć.

- Powiedziałaś mu, że nie życzysz sobie aby mnie informował o twoim...rozumiem, że masz coś do ukrycia. - powoli dochodziłam do wniosku, że popełniłam błąd. Sugerowanie mu głupot, które brał do głowy mogło jedynie mnie zdenerwować.

- Jak czuje się Pan Antoni? - chciałam odwiedzić go zanim pognałabym w stronę swego wygodnego łóżka, w którym spędziłabym kilkanaście cudownych godzin.

- Pola...stawiasz mnie przy murze. Jeśli zaraz nie powiesz mi...- zobaczyłam, jak zaciska dłonie w pięści.

- Jestem w ciąży. - musiałam.

- Co? - wybuchnęłam śmiechem dopiero po kilkunastu sekundach od jego zblednięcia. Nie zamierzałam się naśmiewać, ale chciałam zobaczyć, czy udźwignie taki ciężar. - Bawi Cię to!?

- Żartowałam. - wywróciłam oczami i położyłam torbę obok nogi. Gdy na twarz zaczęły powracać mu kolory, wzięłam głęboki wdech. - Mam kilka problemów o podłożu genetycznym, ale to wszystko.

- I dlatego zemdlałaś? Na środku korytarza? I siedziałaś w tym pieprzonym pomieszczeniu, nie dając mi jakiegokolwiek znaku, że masz się dobrze?!!! - teraz to on krzyczał. Wstyd zaczął rozprzestrzeniać się w koniuszkach palców u dłoni, które zacisnęły się na materiale koszuli. Nie czułam się już tak pewnie i frywolnie. On naprawdę był przerażony. - Chciałaś mnie ukarać, Pola?! W sensie...nawet jeśli nie możemy być razem, chcesz zemsty, tak?! - zagrałam sobie  jedyną rzeczą, której nienawidził. Śmierć. To z niej przecież został urodzony. To wmawiał mu to przez całe życie ojciec.

- Nie sądziłam, że...naprawdę nie chciałam. - odsunął się ode mnie.

- To nie była Negri. - pokręcił głową. - To ty. Taka właśnie jesteś. Urodzona, by igrać z losem, szukająca akceptacji, bawiąca się czyimś sercem.

- Nie przeginaj...- pogroziłam palcem.

- Mam przestać? Bo? Nie chcesz czuć wyrzutów sumienia, bo jesteś krystalicznie czysta, tak? - prychnął i zrobił kilka kolejnych kroków w tył. - Przypominam, że to nie ja grałem na dwa fronty. Pytaniem jest...czy sama siebie nie oszukałaś, Pola? - warknął i zniknął. Niczym burza, po której zostanie jedynie wrażenie, że właśnie coś się odrodziło. Coś nadeszło, przewróciło stoicki spokój i uświadomiło, że z naturą nie damy rady wygrać.

Dźwięk telefonu rozbrzmiał na cały korytarz. Tymon miał wyczucie.

- Tak? - patrzyłam w jeden punkt. Czując zapach jego perfum, nie mogłam przestać drżeć.

- Pola...chyba jednak masz problem. - głośno przełknęłam ślinę.

- Jaki? - chciałam za nim biec, ale kończyny nie chciały słuchać.

- To nie był fałszywy alarm. Ty jesteś w ciąży.

Jeśli bajki były skomplikowane, to ta mogła brać udział w konkursie na najbardziej zakręconą i zwariowaną ze wszystkich, które dotychczasowo napisano. Właśnie straciłam i zyskałam wszystko. Niezła byłam w te klocki. Wręcz świetna.



2 komentarze:

  1. Hmmm. Skończyłaś w takim momencie. Jak mogłas. Czekam na kolejna. Mam nadzieje ze dodasz ja szybko

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta część jest na prawdę niezła... �� Z niecierpliwością czekam na kolejną. ��

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger