***
Marlena
Napięcie wywołane ciągłym przyciąganiem, nareszcie uwidoczniło pożądany efekt. Dosłownie. Pożądany? Jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało, przeczuwałam, że utoniemy w kłamstwach i miotaniu się z dala od siebie. W głowie dudniło od tysiąca skołatanych fantazji, dogłębnie skrywanych pod dziewiczym myśleniem. Jedno przechyliło szalę na jego stronę. Był tutaj. Niezależnie jak bardzo nienawidziłam zagrywek, to tchórzostwo było najgorszą cechą gatunku męskiego. On stanął na wysokości zadania. Emil nie uniósł się honorem, a wręcz przeciwnie. Poczułam, że nie przemawia przez niego jedynie instynkt samca. Spojrzenia w momentach zbliżenia mej osoby z innym przedstawicielem jego cudownej płci, skutkowało potęgowanym w głębi duszy złem. Nie byłam głupia i ślepa. Zniechęcenie mnie do randki było tylko gwoździem do trumny. Potwierdził, jak mocno pragnął być na miejscu Julka.
Jak zamierzałam rozwiązać sytuację? Julek, Emil i ja nie graliśmy w tanim serialu dla seniorów. To było moje życie, które mimo strachu pragnęłam przeżyć na pełnych obrotach. Gdy mnie pocałował, zrozumiałam, że blondyn to jedynie przykrywka dla tłumionych emocji. Odwlekanie w czasie czegoś, z czego doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, mogło jedynie pogorszyć sprawę. Pragnęłam go i tylko to miało znaczenie. Nawet jeśli w niepożądanych efektach mogłam doliczyć złamane serce, był tego wart.
– Przepraszam. – głowa krzyczała ze strachu.
Jak zamierzałam rozwiązać sytuację? Julek, Emil i ja nie graliśmy w tanim serialu dla seniorów. To było moje życie, które mimo strachu pragnęłam przeżyć na pełnych obrotach. Gdy mnie pocałował, zrozumiałam, że blondyn to jedynie przykrywka dla tłumionych emocji. Odwlekanie w czasie czegoś, z czego doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, mogło jedynie pogorszyć sprawę. Pragnęłam go i tylko to miało znaczenie. Nawet jeśli w niepożądanych efektach mogłam doliczyć złamane serce, był tego wart.
– Przepraszam. – głowa krzyczała ze strachu.
– Za co? – zamglone spojrzenie zniknęło, a po dwóch sekundach stał już na drugim końcu kabiny, z dala ode mnie. Dłonie opadły bezwiednie wokół ud. Zawstydzona schowałam je z tyłu i czekałam na odpowiedź. Niczym grzeczna uczennica, pragnąca kary.
–- To nie miało prawa się wydarzyć. – chciał uśmiercić coś, co na dobrą sprawę wcale się nie zaczęło. Zabieranie nadziei było totalnym skurwysyństwem, nawet jak na Emila.
– Jestem niereformowalna czy potrzebujemy dodatkowej zgody? – chciałam wiedzieć, w jaki sposób mam odebrać erotyczny atak na moją osobę, jeśli nie miał on nic wspólnego z jego uczuciami. Czyżby naprawdę chodziło jedynie o bieliznę, Julka i tę całą rywalizację męskiego ego?
– Nie potrafię…– pokręcił głową i zamknął oczy. Unikał kontaktu wzrokowego, co coraz bardziej mnie drażniło.
– Chodzi o Julka? – możliwe, że w głębi serca chciałam go sprowokować. Jeden jedyny ostatni raz, aby znów mnie dotknął i tym razem przywłaszczył na dobre.
– Chodzi o mnie. Nie jesteś dziewczyną na jedną noc, a ja nie daje niczego innego. – wyjaśnienie w postaci najgorszego możliwego scenariusza, zadudniło w uszach. Chciał się zabawić, poszarpać, ale nigdy zaangażować. Czego innego niby mogłam oczekiwać? Serce nie sługa. Nie mogłam zmienić jego toku myślenia, a przede wszystkim emocji. Skoro byliśmy tylko przyjaciółmi, mógł mówić prawdę, bo w końcu niczego nie straci.
– Jasne. – zagrałam najlepiej, jak potrafię i wyprostowałam się. Telefon, który wyłączył, właśnie powrócił do życia i jakimś cudem zadzwonił. Widziałam szok, którego nie potrafił zamaskować. Kłamstwo było ciosem prosto w plecy. Robienie ze mnie napalonej wariatki, która łkałaby u jego stóp to jedno. Okłamywanie samego siebie i przy okazji zrzucenie mnie w przepaść wstydu to co innego. Chciałam, aby zabolało, jak najmocniej. Krok w przód, który postawiłam, wywołał niezręczną ciszę. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i odebrałam ją. Świadek i zdrajca w jednym spoglądał na mnie, jak na ducha. – Możesz wyjść? – wskazałam na kurtynę. – Już?
Wahał się. Próbował walczyć, ale duma, którą myślał, iż mnie ratuje, zabrała resztki zdrowego myślenia. Miał mnie w garści, ale tego nie dostrzegł. Niski głos blondyna, który mruczał do telefonu, otrzeźwił umysł.
– O dziesiątej. – odpowiedziałam jednym tchem i zakończyłam temat.
Kiedy wyszedł? Gubiłam kawałki spędzanego wspólnie czasu. Zauroczona w ciele przepełnionym mymi przeciwieństwami oraz błękitnych oczach, skuliłam się na środku przymierzalni. Łzy widniejące w odbiciu lustra zostały pożegnalną kwestią względem Emila. Skoro chciał wojny, musiał ją dostać.
– Jestem niereformowalna czy potrzebujemy dodatkowej zgody? – chciałam wiedzieć, w jaki sposób mam odebrać erotyczny atak na moją osobę, jeśli nie miał on nic wspólnego z jego uczuciami. Czyżby naprawdę chodziło jedynie o bieliznę, Julka i tę całą rywalizację męskiego ego?
– Nie potrafię…– pokręcił głową i zamknął oczy. Unikał kontaktu wzrokowego, co coraz bardziej mnie drażniło.
– Chodzi o Julka? – możliwe, że w głębi serca chciałam go sprowokować. Jeden jedyny ostatni raz, aby znów mnie dotknął i tym razem przywłaszczył na dobre.
– Chodzi o mnie. Nie jesteś dziewczyną na jedną noc, a ja nie daje niczego innego. – wyjaśnienie w postaci najgorszego możliwego scenariusza, zadudniło w uszach. Chciał się zabawić, poszarpać, ale nigdy zaangażować. Czego innego niby mogłam oczekiwać? Serce nie sługa. Nie mogłam zmienić jego toku myślenia, a przede wszystkim emocji. Skoro byliśmy tylko przyjaciółmi, mógł mówić prawdę, bo w końcu niczego nie straci.
– Jasne. – zagrałam najlepiej, jak potrafię i wyprostowałam się. Telefon, który wyłączył, właśnie powrócił do życia i jakimś cudem zadzwonił. Widziałam szok, którego nie potrafił zamaskować. Kłamstwo było ciosem prosto w plecy. Robienie ze mnie napalonej wariatki, która łkałaby u jego stóp to jedno. Okłamywanie samego siebie i przy okazji zrzucenie mnie w przepaść wstydu to co innego. Chciałam, aby zabolało, jak najmocniej. Krok w przód, który postawiłam, wywołał niezręczną ciszę. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i odebrałam ją. Świadek i zdrajca w jednym spoglądał na mnie, jak na ducha. – Możesz wyjść? – wskazałam na kurtynę. – Już?
Wahał się. Próbował walczyć, ale duma, którą myślał, iż mnie ratuje, zabrała resztki zdrowego myślenia. Miał mnie w garści, ale tego nie dostrzegł. Niski głos blondyna, który mruczał do telefonu, otrzeźwił umysł.
– O dziesiątej. – odpowiedziałam jednym tchem i zakończyłam temat.
Kiedy wyszedł? Gubiłam kawałki spędzanego wspólnie czasu. Zauroczona w ciele przepełnionym mymi przeciwieństwami oraz błękitnych oczach, skuliłam się na środku przymierzalni. Łzy widniejące w odbiciu lustra zostały pożegnalną kwestią względem Emila. Skoro chciał wojny, musiał ją dostać.
***
Emil
Leżący na blacie telefon coraz mocniej działał na nerwy. Piłem trzecią kawę z rzędu, ale wcale nie czułem się postawionym na nogi. Co takiego zrobiłem, że los musiał mnie pokarać? Być sam na sam z cudowną kobietą w seksownej bieliźnie to chyba najgorsza z kar. Najgorsza? Pieprzyć bieliznę i jej nagość.
Gdy Marysia spoglądała tymi swoimi ślepkami w kolorze wiosny, odlatywałem. To już nie był wzrok koleżanki czy dziewczyny od spraw intymnych. Zamknięta w niej esencja kobiecości wypchnęła na wierzch wszystkie cudowne cechy i poraziła prądem. Złapany w sidła świeżego zapachu, przenikliwego spojrzenia, potrzebowałem zimnego prysznica.
– Czyżbyś stracił chęć do życia? – Justyna przeglądała alkohole aby móc posegregować cały asortyment. Inwentaryzacja należała do moich obowiązków, ale przy aktualnym humorze nawet nie myślałem o pracy. Blondynka nie potrzebowała wywiadu, by wiedzieć że nerwy miałem zszargane gorzej od alkoholika na detoksie.
Niezadowolony mruknąłem pod nosem coś w stylu „dajcie mi spokój”, a potem złapałem za komórkę i wsadziłem ją głęboko do kieszeni. Przechodzący obok Łukasz, który dzisiaj kelnerował podał kolejną dawkę kofeiny. Z uśmiechem na ustach poklepał po plecach, zostawił kawę i zniknął w czeluściach drugiej sali.
– Nie. – gdy tylko próbowałem wziąć łyk, przyjaciółka złapała za dłoń i pochwyciła filiżankę aby zniweczyć mój dzisiejszy plan. – Zawału dostaniesz, a ja Cię ratowała nie będę! – warknęła i wylała zawartość do małego zlewiku obok lodówek.
– Jesteście okropne. – nie chciałem odnosić się w tym wszystkim do Marysi. Na język przychodziły jednak same skojarzenia z jej osobą.
– Pokłóciłeś się z kimś? – odwróciła się, oparła o blat i spojrzała prosto w oczy. – Chodzi o Mary?
– Czemu miałbym się…– nie skończyłem wypowiadać złożonego zdania, a na bladą twarz, wypełznął grymas zadowolenia. – Przestań się tak lampić.
– Nie wierzę. – pokręciła głową, a następnie opuściła ją w dół, by w przerwie rechotu złapać oddech. – Zakochałeś się. – przy tych słowach popatrzyła mi w oczy.
Gula w gardle, pocące się dłonie i szum w uszach nie należały do objawów romantycznego uczucia. Mimo wszystko wiedziałem, że każdy człowiek reaguje w inny sposób. Czyżbym sam przed sobą przyznał się do najgorszego z możliwych scenariuszy?
– Nie. – wydukałem, jak idiota i szybko wyrwałem z kieszeni telefon. Cokolwiek aby tylko uniknąć wnikliwych pytań oraz oślego pouczania.
– Milu. – nachyliła się i wyszeptała. – Wiesz, że ona ma randkę z kimś innym?
– Wiem. – po krótkiej odpowiedzi nadeszły kosmate myśli i analiza. Skąd wiedziała o spotkaniu Marysi z Julkiem? – Rozmawiała z tobą?
– Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. – gdy wyprostowała ciało i skierowała kroki do kuchni, spanikowałem jak gówniarz.
– Skąd wiesz do ciężkiej cholery. – to nie zabrzmiało jak prośba. Blondynka wplotła jedną z dłoni we włosy, a potem spojrzała na mnie.
– To ja dałam jej namiary. – coś co nazwałem przyjaźnią, w jednej chwili stało się fikcją. Jak mogła pozwolić aby Marysia spotykała się z jakimś idiotą, który przy zwykłej wymianie numeru telefonu, nie potrafił utrzymać łapsk przy sobie? – Spodobał jej się, więc czemu…
– Zajmij się swoją cnotą i pościelą zamiast mącić w głowie bogu ducha winnej dziewczynie. – wściekłość nie mogła zapanować nad wiązanką słów, prowadzących do katastrofy.
– Coś ty…– zmrużyła oczy i przystąpiła do ataku. Najeżona, oblizała czerwone usta jakby przygotowując się do połknięcia ofiary. – Pouczasz mnie jakbyś był moim ojcem, albo co gorsza jej facetem. Ziemia do Emila, nie jesteś! Ani jednym, ani drugim! Więc może zamiast zastanawiać się nad moim czy Marysi gustem seksualnym, sam dojdź ze sobą do ładu! Panie idealny! – resztka wody w stojącej na blacie szklance, wylądowała na mojej buzi. Justyna nie dostawała ataku z byle powodu. Najgorszym był fakt, że wcale na to nie zasłużyła. Lincz z moich ust spowodowało inne uczucie. Nie troski, zadufania w sobie, ale czegoś, czego okrutnie się bałem. Zazdrość.
Gdy w głowie pojawiła się mała brunetka o kocim spojrzeniu, którą śliczny cukiernik dotyka czy całuję, eksplodowałem. To ja byłem winny, ale wewnętrznie czułem, że zrobiłem coś w dobrej wierze. Jakie życie miałaby z kimś takim jak ja? Inteligentna, oczytana oraz piękna zasługiwała na pieprzonego księcia z książek, które namiętnie wertowała. Ja przypominałem raczej czarny charakter. Nawet ktoś z przeszłości mówił, że bliżej mi do piekła niż nieba. Musiałem zostać w szeregu, nawet jeśli oznaczało to że stracę ją na amen. Wojna wymagała ofiar, to też słyszałem z tych samych ust.
Myśląc nad całą zagmatwaną fabułą naszej historii, nie zauważyłem jak Justyna przygląda mi się z dziwną miną.
– Ty płaczesz? – poczułem, jak mała kropla dotyka suchych warg, a powieki stają się cięższe. Wspomnienie o stracie przyjaciela, a teraz kolejnej osoby wywołało burzę emocji. Nawet głupi do końca, by zwariował albo strzelił sobie w łeb.
– Przepraszam. – przetarłem twarz i kilka razy mocniej zamknąłem oczy. Musiałem pozbyć się tego uczucia. – Lecę po taksówkę. – dynamiczny skok adrenaliny zaraz po melancholii, zmiótł mnie z nóg. Wyczerpany przez dzisiejsze lekcje życia, pragnąłem snu. Zwykłego, spontanicznego odpoczynku z dala od myśli o niej z kimś innym.
– Nie daj jej odejść Emil. – zdanie wypowiedziane w mą stronę tak przerażająco poważnie, wyrywało z butów. Justyna nigdy nie zwracała się do mnie po imieniu. Uważała je za komiczne przekształcenie wyrazu Emu od strusia, które ją przerażały. Komizm sytuacji wyzwolił w niej matczyne odruchy? – Będziesz tego żałował bardziej niż…
– Nie mam czego tracić. – rzuciłem przez ramię i otworzyłem drzwi. – Nie jest moją własnością.
Była z nim. Możliwe, że właśnie ubierała seksowną bieliznę, w której kilka godzin do tyłu mnie całowała. Mnie. Uzależniony od wulgarnych fantazji na jej temat, złapałem się na jednej w której ktoś zajmuje moje miejsce. Wściekłość przerodziła się w obsesję oraz zaciśnięte pięści. Co jeśli Justyna miała rację i już tego żałowałem?
Grzebiąc w deserze niczym bawiące się dziecko w piaskownicy, rozmyślałam nad tym jak wiele zmieniło się od momentu, w którym poznałam Emila. Dzięki niemu poczułam wyjątkową śmiałość, kobiecość i pewność siebie, a jednocześnie pragnęłam ukryć się przed światem. To przez pocałunek, który zatruł pozytywne nastawienie oraz chęć do życia. Niczym kontrast do baśni o śpiącej królewnie.
Gośka przeskakiwała wzrokiem z mych ust na widelczyk oraz mą sfrustrowaną dłoń, która zrobiła z deseru papkę. Nie wytrzymała i po kilku sekundach wyrwała mi sztuciec.
– Nie mogę na to patrzeć. – cmoknęła niezadowolona i gdy tylko schowała idealne narzędzie zbrodni, złapała mnie za podbródek i kazała tym samym spojrzeć sobie w oczy. – Czy Ty płakałaś?
– Nie. – kłamstwo ratowało w tej sytuacji ostatnią deskę ratunku jakim było wyminięcie tematu bruneta. Smak na ustach, którego tak bardzo chciałam się pozbyć, powracał ze zdwojoną siłą. Odwróciłam wzrok i kilkukrotnie potarłam lewy płatek ucha. – Stresuję się przed randką.
– Mała. – rozczuliła się i pogładziła mą drugą dłoń, leżącą na stoliku. – Julek to naprawdę fajny facet. Wprawdzie nie rozumiem czemu nie wpadłam na to aby Was poznać.
– Ponieważ, sam Ci się podobał? – w głębi serduszka tliła się maluteńka myśl związana z tym, iż przyzna mi rację, a ja będę mogła odpuścić spotkanie. Nie byłam człowiekiem bez sumienia, dlatego nadal opowiadałam się za kolacją w towarzystwie Julka. Kultura osobista wymagała, bym wywiązała się z początkowych planów i uszanowała cukiernika, ale każdy powód był dobry, by móc się od tego uwolnić.
– Możliwe. – wzruszyła ramionami i skrzywiła się, co wywołało mój delikatny śmiech. – Nie zaprzeczam, ale z drugiej strony nie widzę siebie i jego rozmawiających o pasji związanej z książkami.
– Interesuje się książkami? – kolejny dowód na spotkanie ideału czy wytknięcie mi przez los złotej zasady pod tytułem „tylko przeciwieństwa się przyciągają”.
– Jest dobrym inwestorem, pilnuje biblioteki na Wrocławskiej. Sponsor. – buzia otworzyła się zaraz po usłyszeniu nowych informacji.
– Skąd cukiernik ma tyle kasy? – niedowierzanie przerodziło się w ciekawość i strach.
– Cukiernia należy do jego rodziny. Tak samo jak fundacja za miastem oraz kilka aptek. – coś zatkało dopływ powietrza, który próbowałam przepchnąć dużymi łykami zimnej wody.
– Dopiero teraz mi to mówisz? – spanikowałam. Nie wiedziałam, jak podejść do tematu syna milionera w tym mieście. Cukiernik? Jak najbardziej! Bibliotekarz i cukiernik? Nawet lepiej! Ale właściciel tych firm? Nawet jeśli ojciec przejmował cały interes, to Julek zaprosił mnie na bal charytatywny i to bynajmniej nie w charakterze koleżanki od pogadanek na temat literatury. Zbłaźnić się przy elicie? Jeszcze tego mi brakowało! Brakowało…na myśl o towarzystwie, serce zaczęło wyć ze smutku. Czemu pragnęłam obecności, kogoś, kto jeszcze kilka godzin temu uciekł ode mnie gdzie pieprz rośnie?
– Mary. – przeżuwała kolejne kęsy ciasta śliwkowego, a z każdym kolejnym pragnęłam udusić ją coraz mocniej. – Będzie okej. Kasa to tylko konto w banku. Ważny jest intelekt, charyzma no i pen…
– Stop! – uniosłam do góry obydwie dłonie. – Skąd pomysł, że pójdę z nim do łóżka?
– Skąd pomysł, że nie będziesz chciała? – szok i panika nie były czymś nowym w nawale informacji. Co, prawda wiedziałam że Gośka jest bezpośrednia, ale insynuacje związane z ewentualnym zbliżeniem…wyobraziłam sobie w jaki sposób mogłabym go pocałować, dotknąć. Czy twarz, którą widywałam na co dzień , wyparuje na dobre? Tak działały hormony i napięcie seksualne?
– Ledwo go znam. Gośka, ja naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł…– bielizna, którą przymierzałam, będąca jednocześnie kolejnym powodem do wspomnień władczego pocałunku, została w sklepie. Nie mogłam jej kupić. Nie mogłam stać, a co dopiero mówić. Telefon do Julka był tylko efektem adrenaliny spowodowanej złością. Po niej przyszedł smutek i odbijanie się od ścian. Płacz w drodze do kawiarni osłabił silną wolę.
– Idź i poznaj nowych ludzi. Potraktuj to jak spotkanie z tym całym Emilem. – machnęła dłonią, nie mając pojęcia jak źle dobrała słowa. Brunet nie był już czymś zwyczajnym. Nawet jeśli on potrafił się oszukiwać, ja nie mogłam.
– Jasne. – nie miałam ochoty na spowiedź z tego na czym stoimy. Ba! Ja nie wiedziałam, czy nawet potrafię ustać. Bez niego, głupich docinek i cholernego uśmiechu? Gdyby nie ten jeden wieczór, mogłabym być zachwycona kimś zupełnie innym. Kimś kogo od wielu lat szukałam, a na końcu stał się jedynie nudną wersją zastępczą.
Chciałam energii. Pragnęłam złośliwego tonu oraz wrzucanych do zlewu ogryzków po jabłkach. Fascynacji na twarzy, gdy tylko zaczynałam opowiadać o kilku pozycjach jakie ostatnie mogłam przeczytać. Dla Julka zapewne byłoby to tylko wprowadzeniem do elokwentnej rozmowy.
– Zbieraj się. – zawołała kelnera. Przypominając sobie Roberta, zaśmiałam się na głos. Zrozumiała aluzję.
– Chyba przerzucę się na dziewczyny. – pokręciła głową, gdy młody chłopak wręczał jej paragon. Istna paranoja dwóch dziwaczek, nie wiedzących czego pragną.
***
Fascynacja spotkaniem zmalała do momentu, w którym zamiast po sukienkę pojechałam po zakupy spożywcze. Mając niecałą godzinę do wyjścia z domu, wkroczyłam przez jego próg. Kosmyki opadające na twarz, zamiatałam powietrzem z ust. Niezdarnie wkroczyłam na korytarz i odkryłam spocone od zbyt dużego wysiłku ciało. Zepsuta winda nie była czymś nowym, ale prysznic przy tak okrojonym czasie przygotowań, był istotną częścią.
Delikatnie pogubiona wpadłam do kuchni i zaczęłam rozpakowywać torby z jedzeniem. Jednym ruchem zapaliłam światło na okapie i przyśpieszyłam tempa. Nie czułam presji, ale mimo wszystko zamierzałam "jakoś" wyglądać. Julek i wstyd spowodowany moją osobą stanowiłyby atrakcję wieczoru.
W międzyczasie rozpakowywania rzeczy, usłyszałam mocny świst powietrza oraz pomruk niezadowolenia i prawie umarłam ze strachu. Powoli odwróciłam skulone ciało i uchwyciłam źródło dziwnych jęków.
Na kanapie nie leżał nikt inny, jak wybawca i łamacz kobiecych serc w jednym. Brunet o spojrzeniu niebios, dumnie drzemał w mym mieszkaniu, jakby nigdy nic się nie stało. Widok gęstych, emilowych rzęs uderzających przy oddechach o wierzchołki policzków, wybił mnie z tropu. Zamiast gorzkiej awantury i uwolnieniu złości, podeszłam bliżej.
Jakim cudem dostał się do środka?
Przypominając sobie moment naprawy zamka, dodałam kilka faktów. Kłamca i oszust był dodatkowo złodziejem. I choć powinnam mu była z tego powodu powyrywać każdą piękną rzęsę, zaśmiałam się na głos. Złodziej świętego spokoju i uczuć? To bardziej.
Przybliżyłam się ostrożnie do nieświadomego mej obecności ciała i kucnęłam delikatnie przy jego twarzy. Oddech nie zmienił się w płytki, więc odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam końca. Nie mogłam doprowadzić do czystej sytuacji, w której zabilibyśmy naszą przyjaźń. Może potrzebowałam czasu? Prędzej czy później się obudzi, a ja zweryfikuje wszystkie za i przeciw, które nie będa miały znaczenia. Bo przecież on już wybrał. Jakim cudem więc znalazł się u mnie? Po, co wracał do czegoś, co nie było wystarczająco dobre?
– Kocham…ją. – szepnął na głos, a ja o mały włos nie upadłam do tyłu. Przez moment pomyślałam o innej kobiecie i próbowałam ułożyć wszystko w całość. Coś jednak nadal nie dawało mi spokoju, a w sekundzie gdy odwrócił się na plecy, dowiódł że się nie myliłam i stracił jakąkolwiek wiarygodność.
Trzymana pod ciężko oddychającą głową rzecz przypominała mi jedną z trzymanych w mojej garderobie. Sukienka? Nie…to był płaszcz. Duży, ciemny worek, który uważany był przez niego za aseksualny artefakt mej osoby, per mundur. Przytulony do niego tak mocno, wchłaniający mój zapach, wyglądał jak mały chłopiec. Chłopiec, który bezwarunkowo zaczął należeć tylko do mnie, ale jeszcze o tym nie wiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz