środa, 10 stycznia 2018

Niewypał (V)

Kolejny tydzień upłynął w bardzo napiętej atmosferze. Ja obojętna na wszystkie aspekty życia z Adrianem umieściłam swój mały świat w pracy i poszukiwaniu nowego pracownika, który pomógłby ogarnąć mi papierkową robotę. Siedząc przy jednym kwitku od paru godzin starałam się również prze analizować moje życie. Cóż poza pomyłkami, trudnym dzieciństwem i sytuacją sprzed kilku dni mogłam śmiało powiedzieć, że byłam szczęśliwa. 
Rumieniec na twarzy pojawiał się w momentach kiedy przypomniałam sobie o smaku ust blondyna. Potem jednak przypomniałam sobie resztę wszystkich rzeczy, o których wiedziałam na jego temat. Czemu akurat chciałby się ustatkować przy mnie? Jego piracki statek miał ochotę przybliżyć się do brzegu, ale za każdym razem kiedy dotykał mnie lub mówił o czymś co miało ogromne znaczenie dla moich uczuć musiałam zwiać z miejsca.
Tak działałam. Skonstruowałam siebie by móc żyć z dala od mocnych wrażeń w tym związków z przypadkowymi facetami. Niestety Adrian się do nich zaliczał. Smak kofeiny w moim podniebieniu ukoił lekko kujące gardło. Do wszystkiego potrzebne mi było jeszcze przeziębienie.
-Masz chwilę? - Wiktoria stała opierając się o drzwi i lekko zapukała w ich drewnianą framugę.
-Cześć. - uśmiechnęłam się gdy podniosłam wzrok i odrzuciłam dokumenty na bok. - Siadaj. -wskazałam na krzesło po drugiej stronie mojego biurka.- Kawy?
-Z chęcią. - mocno wzdychając opadła na siedzenie, a potem zmierzyła wzrokiem stertę papierów na biurku. - Naprawdę podjęłaś się działań?
-Co w tym dziwnego. - wzruszyłam ramionami odwrócona tyłem. Szybko uwinęłam się z napojem i po chwili podałam jej kubek, a potem znów wróciłam na swoje miejsce. - Muszę zająć się czymś pożytecznym.
-Może lepiej małżeństwem. - pokręciła głową i dmuchnęła w kubek by oziębić gorący płyn. - Bo widzę, że problem odciągasz od swojej osoby kilometrami. Słoneczko niecodziennie widzę Cię w papierkach. W sumie to nigdy.
-Zabawne. Moje małżeństwo jest w jak najlepszym porządku. - spuściłam wzrok i również upiłam łyk kawy. 
-Pamiętasz, że uważam Cię za naprawdę silną, niezależną kobietę. Potrafisz wiele rzeczy, ale jedną z nich nie jest kłamanie.
-Wiktoria nie chce drążyć tematu. Wolę nawet koniuszkiem palca go nie tknąć. Rozejdzie się po kościach.
-To, że hajtnęłaś się z obcym facetem też? - zachłysnęłam się wodą i kilka racy odkaszlnęłam po czym spojrzałam na nią zszokowana. - Myślałaś, że policjantka z długoletnim stażem się nie dowie? Za długo się znamy.
-Skąd...- w pierwszej sekundzie pomyślałam o Adrianie. - Ten baran...
-Nie. - założyła nogę na nogę i jeszcze niżej oparła się na krześle. - Po prostu powęszyłam, posprawdzałam. Małżeństwo to nie jest jedna z twoich branży.
-Wiki nikt nie może się dowiedzieć. Jeżeli chcę skończyć tą farsę..- szybko popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.
-A chcesz? - uniosła brwi. - Wydaje mi się, że problemem nie jest twój Adrian, ale sama ty. Nigdy nie wiedziałaś czego chcesz. Dodatkowo zawsze uciekasz gdzie piepsz rośnie gdy słyszysz o zaangażowaniu.
-Wiki...- pokręciłam smutno głową.
-Nie zaprzeczaj. Kręci Cię bardziej niż ktokolwiek inny. Pierwszy raz od dawna widziałam Cię tak szczęśliwą i śmiałą w tym co robisz. Naprawdę wyglądało to na coś poważnego. Plus dziewczyno, wiesz jak on na Ciebie patrzył?
-Miał grać zakochanego męża. - odparłam pewnie. Kontrargument nie przeszedł.
-To mu się coś pomieszało. Bo jak dla mojego sokolego oka tylko jedna trzecia z tego co robił była grą aktorską.
-On jest typem faceta, który nie ugania się tylko przechodzi do rzeczy. Sama wiesz jak wygląda moje życie. Nie wskoczę mu do łóżka z powodu chwilowego uniesienia. Może mnie ono kosztować o wiele więcej niż obrączka na palcu.
-Kiedy odpuścisz sobie myślenie o przeszłości? Nie jesteś taka jak twoja matka. Ewka. Jesteś sobą, indywidualnością, która chcę być gdzieś tam w środku doceniania i kochana przez kogoś kto na to zasłuży. Masz pod nosem coś co może dać Ci to czego potrzebujesz...wystarczy zaryzykować.
-Ciebie to wiele nie kosztuje. Podniosłabyś się. Z resztą Diego zostawił mnie na lodzie i to jest poważny problem.
-Ślepa jesteś strasznie. - zaśmiała się i odstawiła szkliwo na półkę obok siebie. - On też miał dość grania tylko przyjaciela.
-O czym ty...rozmawiałaś z nim? - rozjuszyłam się na samą myśl plotkowania o mojej osobie.
-Raz. Po zabawie sylwestrowej przyznał się, że chciałby wybrać się z tobą na randkę. Tyle, że jak zwykle spaliłaś wszystko od początku. Po jaką cholerę krzyczałaś na cały klub, że "faceci są do wydymania, w każdej pozycji życiowej". - rozłożyła ręce.
-Byłam pijana. - zamknęłam oczy. - Jak zawsze.
-No właśnie. Odkąd Adrian wszedł w twoje życie jakoś..nie widzę Cię sfrustrowanej. - uśmiechnęła się po czym wstała. - Jak ogarniesz swoje sprawy to wpadnijcie do mnie na spaghetti czy coś? - skierowała kroki do drzwi.
-Wiki. - zaczepiłam ją lekko. - Dzięki. Mogę zapytać co z Przemkiem? 
-Wydaje mi się, że nasz ślub zejdzie na drugi plan. Ale...- ożywiła się po chwili. -..to nie jest rozmowa na dziś. Pilnuj się. Buziaki. - zatrzasnęła za sobą drzwi.
Kolejny raz zostałam sama. Wiedziałam, że Wiktoria jest spostrzegawcza, ale żeby aż tak? Skoro z tym miała rację? Czy to możliwe, że nie zauważyłam sygnałów blondyna? Bałam się drugiej strony tej historii i jej zakończenia. Tłocząc się pomiędzy wyborem miałam ochotę wyrwać wszystkie włosy z głowy. A Wojtek? Skąd miałam wiedzieć. Zawsze byliśmy przyjaciółmi. Tak musiało być. Jeden człowiek odszedł, drugi wdeptał się z buciorami w moje życie. Tylko czy to było aż tak złe?


Wchodząc do mieszkania z ogromnym bólem gardła i podwyższoną temperaturą szybko odrzuciłam na bok buty i płaszcz. Zamykając się w swoich ramionach, zaciągając się delikatnie nosem przyczłapałam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę.
Usłyszałam kroki dochodzące z garderoby. Adrian ubrany w kurtkę i swoje buty chrząknął delikatnie. Odwróciłam się i głośno kichnęłam. Pięknie.
-Cześć? - lekko zdziwiony zmierzył mnie od dołu do góry. - Wszystko okej?
-Pytasz bo się martwisz czy chcesz mi coś zasugerować? - podkrążone oczy i zamglony wzrok sugerował, że dopadło mnie nie przeziębienie, a duże choróbsko.
-Jadę na kilka dni do brata. Muszę pozałatwiać sprawy, o których Ci mówiłem. - położył kluczę na stolę. - Nie chcę żeby się zgubiły.
-Jasne. Leć. - wyciągnęłam z kieszeni jeansów chusteczkę i od razu wysiąkałam w nią nos. Oparłam się obiema rękami o blat i zawiesiłam głowę w dół.
-Naprawdę wyglądasz gorzej niż źle. - podszedł do mnie i odwrócił do siebie. - Czekaj...- dotknął dłonią czoła. - Jesteś rozpalona...
-Nie nowość co. - delikatnie się uśmiechnęłam i popchnęłam go by się przesunął. Nalałam ciepłej wody po czym dodałam do niej saszetkę antybiotyku rozgrzewającego. - Poradzę sobie. - ominęłam go i siorbiąc herbatę od razu skierowałam kroki na kanapę. Zamknęłam oczy i rozłożyłam się na niej. Adrian obserwował moje zachowanie z poważną miną. - Coś jeszcze?
-Zawsze coś. - odrzucił w kąt swoją torbę i zdjął kurtkę w tym samym czasie ściągając wzajemnie jeden but o drugi. 
-Co ty wyrabiasz? - spojrzałam na niego spode łba. - Do końca mi się pogorszyło...- szepnęłam i chrząknęłam. Drapiąca krtań była cholernie uciążliwa.
-Nie zostawię Cię tu samej z takim grypskiem...jeszcze coś Ci się stanie, a wtedy nasz rozwód szlak trafi. - pokręcił głową i poszedł do mojej sypialni.
-I kto tu naprawdę chcę się zostać, co? - szepnęłam pod nosem tak by nie mógł usłyszeć komentarza. - Cenie sobie prywatność! - krzyknęłam.
-Uważaj bo się przestraszę zawodnika z cieknącym katarem. - okrył mnie moim kocem z sypialni i pod głowę wsadził poduszkę. - Naprawdę Cię chwyciło, czekaj idę po termometr...- zaczął przeszukiwać szafki.
-Druga od dołu po lewej stronie kuchni. - powiedziałam najgłośniej jak mogłam.
-Niedoinformowanie mnie w kwestii tego domu jest ogromnym błędem.
-Mieszkasz tu dwa tygodnie. - obróciłam się na lewy bok by obserwować jego poczynania. 
-Mieszkam? Pierwszy raz nie kwateruje czy coś..- uśmiechnął się. - Choroba Cię zmiękcza cwaniaczku...- uśmiech delikatnie wlał się na moje usta.
Podszedł i podał mi termometr. Wsadziłam go do ust i otworzyłam oczy. Przystawił krzesło obok sofy i spojrzał na mnie.
-Pan Doktor się znalazł. - powiedziałam podając mu po kilku sekundach urządzenie.
-Żebyś wiedziała. - cmoknął delikatnie i pokręcił głową. - Trzydzieści osiem i siedem. Pięknie. To dlatego, że chodzisz z gołym tyłkiem.
-Wypraszam sobie. Z resztą jak niby to zauważyłeś...- szepnęłam.
-Mówiłem Ci, że dziwnie na mnie działasz. Typowo dla faceta, trochę bardziej zwariowanie jak na mnie. 
-Cóż za komplement. - kilka minut ciszy i jego spojrzeń na mnie podbudowało napięcie miłej atmosfery. Zamknęłam oczy by udawać obojętną i jednocześnie spowodować by to on wykonał pierwszy ruch.
-Czemu uciekłaś? - szept był bardzo stanowczy. Wiedziałam, że delikatnie nachylił się nade mną. - To moja wina czy...wiem, że przesadziłem, ale jestem facetem...nie myślę czasami...nawet częściej...
-Przestań. - przerwałam jego tłumaczenie i otworzyłam oczy. - To mój mechanizm. Nie mam do niego instrukcji obsługi. Dom dziecka spowodował, że atakuje gdy czuje czyiś dotyk, cokolwiek. Bezwarunkowa obrona mimo, że wiem iż nikt nie chce zrobić mi krzywdy. Wtedy się nie broniłam..- kaszlnęłam w przerwie swojego wywodu. -...widocznie to do mnie wraca.
-Więc chciałaś tego? - znów delikatny i ciepły ton.
-Możliwe. - naciągnęłam na siebie mocniej koc. - Aczkolwiek bardzo denerwuje mnie twoje podejście...to co czasami mówisz...a potem oczekujesz wielkiego zwrotu akcji. 
-Co takiego powiedziałem? - miałam ochotę wyjaśniać z nim to w takiej sytuacji?
-Cóż można łatwo wywnioskować, że się nie angażujesz. Czemu miałbyś zwrócić na mnie uwagę? Adrian tylko błagam nie mów w kółko, że działam na Ciebie w inny sposób...powtarzasz się, a mnie to męczy. - zamknęłam oczy.
-Bo z żadną inną kobietą będąc mniej niż dwie godziny nie przeżyłem tyle co z tobą? - powiedział głośniej. - Nie można z byle jakiego powodu się ożenić. Tłumacząc to sobie na rzeczywistość...wierzę w przeznaczenie. Byłbym zachwycony gdybyś okazała się nim ty.
Udałam, że śpię. Delikatnie zaczęłam unosić klatką piersiową. Chrapnęłam kilka razy i odwróciłam się do niego plecami. Dłonie zakryte kocem zacisnęły się na materiale spodni. Czemu znowu to robiłam? Dudnienie i szum w mojej głowie ustały gdy oddalił się ode mnie i pomaszerował w kierunku łazienki. Tylko ma moment odwróciłam się jeszcze w jego stronę.
-Uwierz, że ja też. - szepnęłam w przestrzeń i tym razem na poważnie usnęłam.
Sen był mocny. Szarpałam się z jedną z dziewczynek. Blond włosy i ten przeraźliwy śmiech. Mocno szarpnęła mnie za włosy,a potem krzyknęła. "Ty go kochasz! Kochasz go!". Zaczęłam uciekać i płakać. Nie. Nie kocham. Schowałam się za jednym z budynków bidula i kucnęłam. Zobaczyłam zbliżającą się do mnie postać. Moje małe rączki wyciągnęły się w jej kierunku. To był Adrian. Z przerażeniem, ale również poczuciem bezpieczeństwa podbiegłam do niego. "Kocham Cię!" krzyknęłam. "Powiedz to! Krzycz maleńka!". Usłyszałam to z jego ust i mocno szarpnęłam własnym ciałem budząc się w salonie. Czułam ogromny ból klatki piersiowej oraz gorąco bijące z mojego ciała.
Szybko wstałam i lekko się zataczając chciałam podejść do szafki po drugiej stronie salonu by sprawdzić godzinę. Idąc prosto usłyszałam mocne oddechy dochodzące z lewej strony mojej osoby. Spojrzałam w ciemną przestrzeń owianą światłem księżyca i zobaczyłam Adriana stojącego na środku. Był wściekły i jednocześnie podniecony.
-Możesz to powtórzyć? - był w samych bokserkach. Jego klatka owita w tatuaże cudownie podkreślała mięśnie brzucha. Przerażona wrosłam w podłogę i zaniemówiłam. - Błagam Cię Ewa. Tylko te dwa cholerne słowa...- wydukał i biorąc moją twarz w dłonie spojrzał na mnie. Delikatnie stykał się swoim czołem o moje.
-A co jeśli nawet Cię kocham? - koc opadł na podłogę. Teraz to ja również wzięłam jego twarz z lekkim zarostem w swoje kruche dłonie. Dygotałam lecz nie z zimna czy choroby. Bardziej z przerażenia, radości bycia blisko jakiegoś człowieka bez wyrzutów sumienia. Smutno popatrzyłam w jego oczy. Jak bardzo chciałam go mieć? Zbyt mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger