środa, 10 stycznia 2018

Wróć (II)

Telefon zadzwonił niecałe piętnaście minut po wyjściu z imprezy. Czarek zdenerwował się na brata i wykurzył go, więc sprytnie mogli zaciągnąć mnie na imprezę z powrotem. Nie byłam w zbyt dobrym humorze, dlatego zaraz po przyjściu pożegnałam się z resztą towarzystwa, a potem ulotniłam do sypialni na górze.
Zamykając drzwi poczułam rozluźnienie. Ochłodziłam nerwy i rozmasowując skronie usiadłam na materacu. Deszcz, który zaatakował znienacka zjawił się w porę. Podeszłam do okna balkonowego i otworzyłam je na oścież. Fala świeżego powietrza rozprzestrzeniła się na cały pokój. W międzyczasie robienia sobie "atmosfery" wyścielałam łóżko i poszłam do łazienki znajdującej się obok sypialni. 
Rozgrzane ciało potraktowałam zimną wodą. Tylko dzięki takim zabiegom mogłam spokojnie zasnąć i nie turlałam się z boku na bok. Owinięta w biały ręcznik przewiązany w biuście i spuszczony do kolan szybko wtargnęłam do środka pokoju i pośpiesznie zamknęłam okno. Nie chciałam rozchorować się na samym początku wakacji. Gdy zaczęłam rozczesywać włosy, nawet nie usłyszałam szmeru, dochodzącego z rogu ściany po drugiej stronie. Dopiero kiedy chciałam zdjąć ręcznikową przepaskę, zorientowałam się, że nie jestem sama. Szybko odwróciłam się na pięcie . Kiedy chciałam zacząć krzyczeć męska dłoń przytkała usta. Druga przytrzymała mnie w pasie i docisnęła do siebie.
Przede mną nie stał nikt inny jak brat Czarka. Bałwan, którego potraktowałam uderzeniem patrzył na mnie jak na ofiarę i uśmiechał się delikatnie. Zdjął rękę z ust, by przystawić do niej tylko palec i uciszyć mnie.
- Co ty..- chciałam się wyrwać lecz poczułam język wbijający się w moje podniebienie. Ręce opadły obok bioder, a silna wola przestała działać.
- Przestanę jeśli naprawdę tego chcesz. - szydził ze mnie. 
Teraz uświadomiłam sobie, jak głupio musiałam wyglądać najpierw spuszczając mu łomot, a następnie drżąc w jego ramionach. Nawet nie zaprotestowałam! Skończona idiotka.
Odepchnęłam go i założyłam mokrą grzywkę opadającą na oczy za ucho. Głośno przełknęłam ślinę i pokręciłam głową.
- Ty zwinny samcze. - chwyciłam za lampkę stojącą obok łóżka i wykonałam zamach. Skulił się, a prostując ciało, spojrzał tak jakby zobaczył ducha.
- Co z tobą nie tak kobieto! - w trakcie wypowiadania tych słów usłyszałam kroki. Miałam nadzieję, że Czarek znajdzie go tutaj i naprawdę zaprzestanie utrzymywania kontaktów. Psychol i zboczeniec w jednym. 
Zanim jednak się obejrzałam intruz wyskoczył przez okno, przez które również najprawdopodobniej wszedł i nawet ślad po nim nie pozostał.
Jowita zapukała kilka razy i weszła do środka.
- Słyszałam huk. Coś się stało? - blondynka spojrzała na stłuczoną lampę.
- Myślałam, że szczur latał po pokoju. Spanikowałam. - czemu okłamałam moją najlepszą przyjaciółkę? Nie wiem. Nie myślałam racjonalnie.
W głowie nadal krążył smak jego ust i ta brutalna napaść na moją nieskazitelną warstwę emocji.
- W ramach rekompensaty pomalowałabyś jutro bramę? Musimy z Czarkiem jechać obejrzeć kilka sal. Wiesz, mentalność górali...
- Jasne. - musiałam zająć się czymś pożytecznym, ale w tym momencie tak naprawdę jedyne czego pragnęłam to uderzyć palanta jeszcze raz i zniknąć.
- Super. - podeszła po lampkę i zebrała wszystkie części, na które wcześniej przedmiot się rozpadł. - Nie szalej już. - puściła mi oczko i ucałowała w policzek. - Dobranoc.
-Dobranoc. - podniosłam rękę i kiedy wyszła, wzięłam głęboki wdech. Poklepałam się po głowie i szybko przebrałam w piżamę. Oczywiście uprzednio pozamykałam i pozasłaniałam wszystkie okna.



Poranek był jednym z tych lepszych. Nadal myślałam o wczorajszej sytuacji, jednak teraz bardziej racjonalnie kalkulowałam pewne fakty. Napięcie opadło więc zaraz po śniadaniu, wzięłam przygotowany przez Czarka zestaw malarza i zajęłam się odświeżaniem bramy.
Jowita liczyła na mnie i rozumiałam, a ja zdawałam sobie sprawę z stresującej przygody życia, jaka ją czekała. Ubrana w dresowe spodnie, białą koszulkę i czarną bluzę podeszłam do bramy. Jeszcze raz mocno związałam kasztanowe włosy w mizernego, rozczochranego koka i na klęczkach zajęłam się powierzonym mi zadaniem.
Piętnaście minut spokoju zakłóciło przybycie intruza. Wiedziałam, że się pojawi. Był jak fatum. Napięcie znów zawładnęło ciałem, ale nie chciałam sprawiać przyjaciółce dodatkowych problemów. Zagryzłam zęby oraz zastopowałam język, ażeby na niego nie nawrzeszczeć za wczorajszy wieczór i masę niespodzianek, które przygotował. 
Kiedy stanął obok i zaczął uważnie się przyglądać, rzuciłam okiem do góry. Dzisiaj wyglądał nieco bardziej przyzwoicie. Bez poszarpanych spodni, w zwykłych sztruksach i koszuli w kratę oraz tenisówkach, opierał się o drugą niepomalowaną jeszcze część bramy. Twarzy nie zobaczyłam. Może to i dobrze? Pewnie wzięłoby mnie wymioty albo na wspomnienia.
- Lubisz takie robótki ręczne? - dwuznaczne żarty poniżej jakiegokolwiek poziomu samokontroli były degustujące.
Nie odpowiedziałam. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na ruchach pędzla.
- Jest tam kto? - zaśmiał się. Głucha cisza jeszcze bardziej go rozśmieszyła. - Czyżbym Cię czymś uraził lub coś zrobił?
Pokręciłam głową i zamoczyłam pędzel w farbie. Grymas na twarzy wyłonił wszelkie negatywne emocji,  jakie mi towarzyszyły.
- Aniela, tak? Słuchaj...co do wczoraj to naprawdę mi się podobało. - nie wytrzymałam.
- Lata mi to koło dobrze wiesz, czego. - powiedziałam na głos i chrząknęłam marszcząc brwi.
- Z chęcią i ja bym koło niej polatał. - prychnęłam cynicznie. - Tak na poważnie, naprawdę masz mi za złe, że mnie pocałowałaś? Nie gniewam się.
- Ja? - dopiero teraz podniosłam wzrok. Wcześniej nie zauważyłam kolczyka w uchu i blizny rozciągającej się na policzku. Naprawdę wyglądał jak typ spod ciemnej gwiazdy.
- A kto? - wzruszył ramionami. - Przecież się nie opierałem, jednak temperament...
- Jesteś gorszy od legend, które zdążyłam o tobie słyszeć. - wzdrygnął się i wyprostował.
- Czasami nie warto oceniać kogoś powierzchownie. Wymieniłaś ze mną raptem...jeden pocałunek. - chciał mnie sprowokować.
- Dał mi więcej do zrozumienia niż długotrwała znajomość. - zdziwił się.
- Jakieś nowości? - naprawdę chciał, żebym wygarnęła mu wszystko co we mnie siedziało.
- Jesteś egoistycznym samcem. Nie kontrolujesz się. Agresywny, bez planów na przyszłość. Bez ambicji, stałego zatrudnienia i dodatkowo...zazdrościsz swojemu starszemu bratu, dlatego go atakujesz. - zabolało go to, tak przynajmniej sądziłam...przez moment. Wydawało mi się jednak, że tym razem wcale go nie zaskoczyłam. Jakby doskonale znał tę wersję siebie.
- To wszystko wyciągnęłaś z jednego momentu? - prostak.
- Spadaj. - uniosłam środkowy palec w górę. - Nie mam czasu. - zaczęłam mocniej dogniatać pędzel do metalowych krat. Złość kipiała.
- Co muszę zrobić, żebyś zamieniła ze mną kilka słów i być może została przyjaciółką? - chciałam żeby się odwalił. W ostatniej chwili stwierdziłam, że skorzystam z jego naiwności i zagram w grę, którą sam rozpoczął.
- Przeproś Jowitę to może pogadamy. 
- Tylko tyle? - zaskoczyłam go.
- Przeprosiny mają być szczere. - spojrzałam na niego poważnie i znów odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam patrzeć na zadowoloną gębę. Nie przez wzgląd na to, jak mocno go nienawidziłam. Poza cholerną wściekłością...zobaczyłam w niej coś innego. To uwierało. Maska, którą zakładał i hipnotyzująca osobowość ciekawiły mój umysł jak diabli, a wiedziałam, że jeśli oddziałuje na mnie w jakiś sposób..to dzieje się bardzo źle.
- Postaram się. - po tych słowach odszedł w kierunku domku i zniknął., Przez moment wgapiałam się w drzwi. Może świat rzeczywiście był jednym wielkim bagnem, którego jeszcze nie zdążyłam ogarnąć? A może zwyczajnie jedna osoba, której skomplikowana natura...nadal mnie ciekawiła. 
***
Pogoda zepsuła się diametralnie, więc zebrałam się do domu i odczekałam kilka godzin, aż nastał wieczór. Siedząc przy kominku, wklepywałam kolejnego esemesa do ojca. Nowy numer nie był nowością.  Zmieniał go, co jakiś czas. Nie dziwiłam się. W końcu to rodzinne. Taka mania na punkcie prywatności. Mimo wielu starań matka zawsze znalazła drogę by dopiąć swego i złapać z nim jakiś kontakt, ze względu na mnie.
- Cześć słonko. - telefon zadzwonił już w trakcie pisania wiadomości. - Jak góry?
- Świetnie. - zaczęłam bawić się rękawem swetra, a potem przerzuciłam się na zdrapywanie lakieru z paznokcia. - Pomagam Jowicie..wczoraj się zaręczyła.
- Tak szybko? - zaśmiał się do słuchawki. - Pozdrów ją i pogratuluj.
- Pewnie. Ucieszy się. - uśmiechnęłam się do telefonu. Miałam wspaniałego tatę, który włożył w moje wychowanie więcej serca niż nie jedna "pełna" rodzinka. Dodatkowo sam harował ja wół, zajmował się domem i godził czas pomiędzy pracę, a córkę. Nie było mu łatwo. Był czymś w rodzaju autorytetu, bohatera dla mnie i Jowity. końcu był jej wujkiem, a od dziecka niemal każdą wolną sekundę spędzałyśmy w towarzystwie swoim i naszych ojców. - A u Ciebie?
- Dzwoniła. - wzdrygnęłam się na myśl o kontakcie z matką. Czasami zastanawiałam się, dlaczego nadal tak ją nazywam. Ojciec jednak wpoił mi szacunek do osób starszych więc i w tym przypadku musiałam go zachować. - Chciała z tobą rozmawiać, ale powiedziałem, że wyjechałaś.
- Pytała gdzie, po co? - nie raz miałam ochotę wykrzyczeć jej do telefonu jak mocno jej nienawidzę. Zapędy te powstrzymywał zdrowy rozsądek i chęć świętego spokoju. Miała przecież prawa rodzicielskie, a ojca posądziłaby o utrudnianie kontaktów. Od paru miesięcy byłam jednak pełnoletnia dlatego nasz kontakt urwał się i straciła kontrolę.
- Tak. Zaprosiła nas na ślub. - myślałam, że udławię się własną śliną.
- Słucham? - opadłam na oparcie fotela. - Ma tupet.
- Jest szczęśliwa. W końcu to dla niej ważny... - próbował.
- Nie staraj się jej usprawiedliwiać. - kiedy chciałam kontynuować usłyszałam, że Jowita wraz z Czarkiem weszli do domu.  - Tato...zadzwonię jutro. Wrócili z miasta i chciałabym z nimi jeszcze trochę...- idealny moment.
- Nie tłumacz się, córcia. Tata musi przywyknąć, że dorastasz. - rozczuliło mnie to.
- Zawsze byłam i będę twoją największą fanką. - poczucie humoru też odziedziczyłam po nim.
- Tak ma być. - zaśmiał się i pożegnał. - Miłych snów..i imprezy.
- Pa. Do jutra.
W momencie rozłączania się. Jowita wparowała do pokoju z bananem na twarzy. Wyciągnęła z kieszeni małe pudełeczko i podbiegła do mnie. Uklękła przed kolanami i otworzyła/
- Ładne prawda? - niebieskie oczy szkliły się jak iskierki.
- Piękne.- pogładziłam dwa złote kawałki metalu. - Nie za szybko?
- Od dawna wiedziałam jak będą wyglądać. Gorzej było z doborem faceta. - Czarek wszedł do pokoju. Blondynka wstała i przytuliła się do niego. - Dzięki Bogu już nie muszę się tym martwić.
- A co z salą? - byłam ciekawa ich planów.
- W przyszłym roku. Styczeń. - uśmiechnęli się obydwoje.
- Za siedem miesięcy? - byłam zaskoczona tym pośpiechem. Rozumiałam jednak, że w ich przypadku to była strzała amora, a chaotyczne charaktery musiały pędzić swoim rytmem.
- Po co czekać. - blondyn pocałował Jowitę w czoło i spojrzał na mnie. - Zrobić wam prawdziwego grzańca? 
- Nie. - pokręciłam głową. - Chciałam skorzystać z kilku dni wolności i wyjść na miasto. Musicie pobyć trochę sami. W końcu cały rok na nią czekałeś. - puściłam mu oczko.
- Dzięki.- przyjazny wzrok utwierdził mnie w przekonaniu, że dobrze robię. 
- Muszę się ogarnąć. - kiedy wstałam, a Czarek ulotnił się do kuchni by rozpakować zakupy , Jowita przytuliła mnie.
- Nie uwierzysz. - jej twarz promieniała szczęściem i zaskoczeniem. - Antek przeprosił mnie i Czarka oraz życzył nam wszystkiego, co dobre. 
Nie mogłam uwierzyć. Cwaniak jednak to zrobił i myślał, że dostanie zapłatę. Cóż nie dla psa, kiełbasa. Jeden problem miałam z głowy i wiedziałam, że jeśli odwołałby przeprosiny, brat nigdy by mu tego nie wybaczył. Zapędził się w kozi róg, a ja osiągnęłam cel.
- Cudownie. - odwzajemniłam uścisk.- Teraz zmykam i zostawiam was samych żebyście mogli się sobą nacieszyć. - klepnęłam ją w tyłek na co zareagowała salwą śmiechu. 
Trzeba powiedzieć, że pierwszy raz od skończenia liceum tak zaszalałam. Obcisłe czarne spodnie i dopasowana granatowa koszula podkreślająca kolor moich oczu bardzo, współgrały. Jeszcze na początku szkoły średniej byłam jedną z największych dziewczyn w klasie. Pod koniec przypominałam cień dawnej siebie, ale zbytnio nie eksponowałam przemiany. Zrobiłam to bardziej dla zdrowia i dobrego samopoczucia, niż dla sławy i braw.
Ubrałam ulubioną czarną skórzaną kurtkę oraz złoty naszyjnik od ojca, który otrzymałam na osiemnaste urodziny. 
Samochód był mój więc skorzystałam z okazji i pojechałam do centrum. Nie miałam zamiaru upijać się w samotności. Dla złego samopoczucia uwielbiałam kaloryczne naleśniki z jagodami, a Jowita poleciła mi jedną z knajp,  zanim w ogóle zdążyłam tu jeszcze przyjechać. Tu przyprowadził ją na pierwszą randkę Czarek. Miałam sentyment do takich miejsc.
Za radą przyjaciółki weszłam do starego baru mlecznego i od progu poczułam zapach serca oraz owoców. Usiadłam przy barze, a potem gestem ręki zawołałam barmana.
- W czym mogę służyć? - kiedy miałam się odezwać, męski głos siedzący obok mnie wydusił kilka słów.
- Naleśniki z jagodami, a dla mnie z serem. - intruz widocznie mnie śledził, albo po prostu miał fart w doborze jedzeniowych porcji.
Nie odezwałam się słowem. Dopiero gdy młody chłopak wrócił z jedzenie, powiedziałam stanowczo.
- Osobne rachunki. - chyba nie wiedział czy jesteśmy opętani czy po prostu niezdecydowani , ale zaskoczony kiwnął głową i odszedł w stronę kuchni.
- Podobno miałaś zostać moją przyjaciółką. - był zawiedziony.
- Powiedziałam, że "może pogadamy". Na więcej nie masz, co liczyć. - spojrzałam za siebie, by utkwić wzrok w kimś bardziej interesującym od niego. Brunet o niezbyt przystojnych rysach siedział czytając gazetę i popijał owocowy koktajl. Cwaniak od razu zauważył, co chodzi mi po głowie.
- Chyba mi tego nie zrobisz. - uśmiechnął się, jednak wiedziałam, że jego plan poszedł w łeb. Pochwyciłam talerzyk i zsunęłam tyłek z krzesła.
- Do widzenia. - ukłoniłam się nawet na niego nie patrząc i podeszłam do stolika, przy którym siedział tamten facet. 
Rozmowa kleiła się średnio. Intruz o karmelowych włosach zjadł do połowy jednego z naleśników i rzucił na blat baru pięćdziesiątkę. Jeszcze raz spojrzał w naszą stronę. Cały czas uśmiechał się. Oczywiście nie patrzyłam mu prosto w oczy, ale nie trudno było zgadnąć kiedy patrzyłam na niego spode łba tak by tego nie zauważył.
Po kilku sekundach ulotnił się, a ja zostałam w nudnej rozmowie jeszcze przez godzinę do momentu zamknięcia baru. Kiedy wychodziłam kulturalnie pożegnałam się z nowo poznanym Robertem i wsiadłam w auto.
Dlaczego kiedy jechałam zaczęło padać? Tak, jak wtedy kiedy mnie całował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger