środa, 10 stycznia 2018

WRÓĆ (IV)

Robert opuścił mój pokój około dziesiątej wieczorem. Trzeba przyznać, że nigdy w życiu tak dobrze z nikim mi się nie rozmawiało. Inne doświadczenia oprócz rozmowy również były jego atutem. Kilka pocałunków, dotyk męskiej dłoni na pośladkach i brak zdrowego rozsądku nie doprowadził jednak do katastrofy rozmiarów zbyt dużej bliskości. Był świetnym mężczyzną. Cholernie odpowiedzialny, czuły co okazywał podczas gładzenia kciukiem jednego z moich policzków kiedy tylko się uśmiechnęłam.

Nienawidziłam bycia słodziutką laleczką w ręce faceta lecz trzeba było przyznać, że wstyd wyparował kiedy przebywałam z aniołem o ciemnych kręconych włosach w jednym pomieszczeniu. Tylko co jakiś czas wyobrażałam sobie na jego miejscu kogoś innego. Kogoś kto zatruwał mnie od środka i nie pozwalał funkcjonować normalnie jak do tej pory.


Pragnęłam jego uwagi, walki z nim, a jednocześnie nabierałam z nią ochoty na cudowny rozejm, erotyczny happy end. Czy to nie zabawne? Wzbudzał tyle sprzecznych emocji. I pomimo świadomości jak wiele osób dawało mi rady i odradzało tę znajomość to z każdym kolejnym potknięciem chciałam coraz żwawiej biec w jej stronę.

Kiedy brunet wyszedł nawet nie zeszłam na dół. Sam odprowadził się do wyjścia, a ja w tym czasie ogarnęłam się do spania. Miałam okazje by kolejny raz pokazać Antkowi jak bardzo gdzieś mam jego zaloty i na pożegnanie dać Robertowi trochę zaszaleć jednak opamiętałam się stwierdzając, że jeszcze nie raz będę miała szanse by to zrobić. Dodatkowo przy wszystkich by przestali się martwić moją relacją z bratem Czarka.

Poranek był jednym z pogodniejszych w ciągu tego tygodnia. Rosa oblepiła brzegi suchych traw, krzewów oraz pomarańczowych liści zrzuconych z drzew. Rozsuwając zasłony uśmiechnęłam się i przez następne kilka minut filtrowałam otoczenie. Lekko uchylając okno, przeciągnęłam się. Promienie słońca otulały twarz jakby chciały dać jej odrobinę przyjemności i rozluźnienia. Powietrze było tak świeże i ostre, że samo pchało się do nozdrzy przy czym oczyszczało umysł. Takiego rozpoczęcia dnia nie był w stanie zabrać mi nikt. Uchwyciłam wzrokiem jak Czarek odpina z łańcucha swojego wilczura, Mirę. Psina zaczęła piszczeć i tulić się do swojego pana, a potem szybko wskoczyła w kałużę i wytarzała się w niej na wszelkie sposoby. Blondyn nie miał jej tego za złe. Podbiegł tylko i zaczął wspólną zabawę i co raz specjalnie jej dokuczał. Trzeba był przyznać, że Czarek był wyjątkowo spokojnym i łagodnym facetem. Nie miałam wątpliwości, że nie skrzywdzi Jowity. W końcu nawet w oczach możemy zobaczyć część serca człowieka. W przeciwieństwie do jego brata były one krystalicznie przejrzyste i czyste.


Na górę zarzuciłam luźną białą bluzkę, a dobrałam do niej dopasowane jasne jeansy. Kapcie zostały na swoim miejscu bowiem nie miałam zamiaru się nigdzie dzisiaj ruszać. Od południa trzeba było zajmować się grillem, ale do tego czasu chciałam odpocząć. Włosy związałam w kitę, a kosmetyki odsunęłam od dzisiejszego rytuału. Schodząc na dół o mały włos się nie zabiłam. Ślizgając się na wypolerowanych drewnianych schodach wpadłam, wprost w ramiona Antka. Myliłam się. To idealny kandydat na sprawcę zepsucia mi dobrego humoru z samego rana. Uśmiechnął się tylko pod nosem i mocniej zacisnął swoje palce na moich biodrach. Odepchnęłam go od siebie i wkurzona przeklęłam pod nosem. Ten wzruszył ramionami i wyszedł z domku. 

Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam rozdrażnioną przyjaciółkę, która chyba starała się uspokoić, prawie rozszarpując swoją ulubioną serwetę z stolika.
-Witam. - ziewnęłam i usiadłam obok niej. Spojrzała na mnie i uniosła brew.- Coś się stało?
-Poza tym, że miałam małą awanturę z Antkiem to...- opadła na oparcie fotela i zamknęła oczy.
-Co Ci powiedział? - byłam przerażona. Czyżby wygadał się o naszej umowie? Nie byłoby to wielkim zaskoczeniem. Nie dostał tego czego chciał i wykonał poważny ruch.
-Chodzi o Roberta. Wiesz, że nie przepadają za sobą. Od dawien dawna. Sprawa jak się okazuję jest głęboka i zostałam opiepszona z góry na dół. 
-Ten palant Ci groził? - poczułam wściekłe gorąco gromadzące się wewnątrz mnie.
-Nie. Po prostu wkurzył się, że przyprowadzamy go tutaj jakby nigdy nic. Czarek stanął kiedyś po stronie brata zamiast twojego nowego obiektu westchnień. - zawstydziłam się na te słowa. - Teraz Czarek stoi w nieprzyjemnej sytuacji. Chciał się dogadać z Robertem, ten również wszystko puścił w niepamięć.
-O jaką sytuację chodzi? - ciągle ciekawiła mnie sprawa buntu Antka. Czemu taki był? Podobno stał się taki przez wzgląd na wszystko co zdarzyło się w przeszłości. Ta przeszłość była irytująco intrygująca.
-Czarek do tej pory nie chce mi powiedzieć. Staram się nie naciskać. Nie interesuje mnie ten gnojek. - parsknęła pod nosem. - Ale chcę żeby Czarek miał teraz trochę spokoju. Wiesz mamy dużo pracy w firmie u jego ojca, przy ślubie. 
-Rozumiem. - mimo że wcale nie chciało mi się wierzyć w tę bajeczkę to musiałam ją przełknąć. Przecież zależało mi na tym aby Jowita mogła spokojnie przeżyć dzisiejszą imprezę bez awantur z powodu tego barana. Jedyną opcją była kapitulacja. Kiedy już miałam zrezygnować zobaczyłam przed oczami coś co wmurowało mnie w taras. Chciałam spokojnie przemyśleć parę spraw i zapalić, a na domiar złości ujrzałam Antka, który przez kilka chwil kleił się do jakiejś pustej blondynki tuż przy swoim aucie na podjeździe. Między pocałunkami spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Poczułam jak niebo rozstępuje się na dwie połowy, a z jego wnętrza uderzają pioruny wprost w moje serce.Pragnęłam jego uwagi, głupia naiwnie szukałam wymówki by móc mu dokuczyć i dostałam po głowie. Nienawidziłam siebie za tę znajomość i chęć posiadania Antka w polu widzenia. Teraz dostałam kolejny powód do złości. Robert przysłał sms'a. Oczywiście, że chciałam pomimo wszystko spędzić z nim trochę czasu. Kiedy odczytałam treść całkowicie straciłam nadzieję na poprawę humoru. Wyjechał do miasta 150km stąd. Założę się, że Antek kazał mu znaleźć sobie jakieś inne zajęcie niż spędzanie ze mną czasu. Pragnął sterować moim losem jak Bóg. Wkurwiona coraz bardziej wgapiałam się w jego ciało przyciągające do siebie kolejną nawiną.
Zaciskając zęby wzięłam głęboki wdech i udałam obojętną. Odpaliłam papierosa i zstąpiłam z nogi na nogę. Zmrużyłam oczy i mocniej owinęłam się szerokim czarnym swetrem. Kok związany na czubku głowy dygotał wraz z rytmem wybijanym przez stopę. Odwróciłam się delikatnie i specjalnie wyjrzałam za drzewo zasłaniające bramkę wejściową na posesję.
Na moje szczęście na teren wkroczyła Felicja wraz z Michałem. Uśmiechnęła się i kilka razy pomachała do mnie ręką. Tylko przez sekundę uchwyciła wzrokiem swojego bliźniaka, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia i wróciła do mnie. Z bananem na twarzy podeszła do mnie i ucałowała w policzki. Michał powtórzył tę czynność.
-Młodzi w środku? - zapytała niska szatynka.
-Czarek pojechał do ojca. Jowita szykuje śniadanie. 
-A ty? Czemu stoisz tutaj samotnie? - Michał zapytał kiedy obejmował Felę ramieniem.
-Cóż. Mój facet..praktycznie mój. Nie pojawi się dzisiaj na imprezie.- skrzywiłam uśmiech i wyrzuciłam filtr, a potem mocno przydeptałam go podeszwą. 
-Czemu? - popatrzyli na mnie zaskoczeni. Pewnie nie wiedzieli, że nadchodziła zmiana pogody. Ochłodzenie. 
-Zapytajcie jego. - spojrzałam przez ramię i odwróciłam się z impetem wchodząc do środka. Nie chciałam się kajać. Felka z Michałem zostali na zewnątrz jeszcze przez kilka chwil wgapiając się w Antka, który zabawiał się jeszcze odważniej niż wcześniej. Obserwowałam całą sytuacje z okna swojego pokoju. Nie mogłam uwierzyć jak mocno wtopiłam się w  idiotę, który nie odróżniał prawdziwych emocji od chwilowego uniesienia.
Musiałam udawać uśmiechniętą. Z dwojga złego wybrałam mniejsze zło i nie chcąc psuć zabawy innym stwierdziłam iż jestem zbędna na tej imprezie. Jowita pewnie będzie wkurzona, ale chciałam oszczędzić sobie widoku zwycięskiego uśmieszku Antka. Miałam go po dziurki w nosie..i nie tylko.

 Dochodziła dziewiąta wieczorem. Otulona kocem, smarkałam i wycierałam łzy czytając jedno z lepszych romansideł, które wypożyczyłam tuż przed wyjazdem tutaj. Uratowana prze lekturę przez moment nie poczułam żalu z powodu nieobecności na imprezie. Kiedy miałam podnieść kubek z grzańcem do pokoju wpadła Felicja.
-Zbieraj dupsko. - uśmiechnęła się i zaczęła wyrywać mi z dłoni koc. Kiedy pozbyła się go złapała za dłoń i pociągnęła za sobą.
Kiedy zbiegłam za nią po schodach, zostałam wyprowadzona na taras. Głośny dźwięk klaksonu i muzyka dudniąca z wnętrza samochodu obiegła cały dom. Razem z nami przed dom wypadła cała ekipa dzisiejszej imprezy. Od frontu stało chyba kilkanaście osób, w tym ja w białych piżamowych gaciach o motywie baranków. Dobrze, że chociaż górę przykrytą miałam ciemną bluzą. Papcie też nie zaliczały się do stroju wychodnego, ale dopiero po kilku minutach zrozumiałam dlaczego siostra Czarka tak energicznie zwinęła mnie z pokoju. 
Z samochodu wypadł Robert. Uśmiechnięty szczerzył się do towarzystwa i spojrzał na mnie. Oczy zaszkliły się w świetle księżyca. Zrobiła to! Ukartowała plan ściągnięcia go tutaj dla mnie. Czułam jak ciało wibruje ze szczęścia. Antek jednak przegrał kolejną bitwę. Uchwyciłam jego szok i niedowierzanie zanim podbiegłam do Roberta. Wtuliłam się w jego ramiona i skoczyłam tak, że oplotłam go nogami w pasie. Pocałował mnie namiętnie, a następnie odstawił obok siebie. Kolejny całus w policzek i kark był tak czuły. Widziałam jak towarzystwo zadowolone z obrotu spraw zaczyna klaskać. Jedynie on. W złości przechylił butelkę z piwem i wszedł do środka.
Całe towarzystwo wtargnęło na ogródek i rozpoczęła się prawdziwa zabawa. Robert cały czas trzymał mnie przy sobie. To na kolanach, to obejmował gdy staliśmy obok siebie i czule całował w czubek głowy. Brakowało mi bliskości i choć tak naprawdę nie czułam do niego nic poza zauroczeniem i poczuciem bezpieczeństwa to łaknęłam tego stanu. Nie potrzebowałam ni mniej ni więcej w obecnej sytuacji.
-Idź się przebrać. - spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem. - Jest Ci zimno. Dygoczesz, a nie chcę żebyś się przeziębiła. Jutro miałem zamiar zabrać Cię nad jezioro.
-Naprawdę? - spojrzałam na niego wodząc wzrokiem po wystających policzkach. Tonęłam w szczęściu jego burzy loków i ciemnych oczu. - W takim razie mnie przekonałeś. - pocałowałam go pierwsza.
-Jaka zgodna jesteś. Coś się stało? - kciukiem pogładził dolną wargę ust.
-Zaczynam patrzeć na pewne rzeczy z rozsądnego punktu widzenia. - objął mnie dłońmi w pasie i przytulił mocno. Jowita zaskoczyła nas i również się przytuliła. 
-Mała. Nie zwlekaj bo robi się coraz zimniej. - puściła oczko do Roberta.
-Nie muszę się śpieszyć. W końcu muszę się jeszcze nacieszyć. Poza tym nie widzę, żeby ktoś opuszczał towarzystwo. - spojrzałam w okół. Chyba się pomyliłam.
-Cóż, Antonio nas opuścił. - dodała z ulgą. - Mówił, że musi jechać na godzinkę do swojej kobiety.
Teraz nie obchodziły mnie jej słowa. Tak naprawdę cieszyłam się, że mogłam odpocząć od jego obecności. Na małe pożegnanie skradłam brunetowi całusa i pobiegłam do pokoju. Miałam okazję by w spokoju móc się przebrać i dalej świętować dobry humor. Kiedy rozplotłam włosy i odwróciłam się w stronę drzwi tak by móc wyjść do łazienki z całym zapleczem kosmetyków oraz ciuchów na przebranie zobaczyłam jego.
Znów tu był. Jak cień wgapiał się we mnie mrużąc wzrok. Oblizał swoje wargi i podszedł na krok. Nie odsunęłam się. Miałam nadzieję na walkę. Ten cholerny prąd, który elektryzował rozlał się na całe ciało.
-Tęskniłem. - uśmiechnął się. Trochę inaczej niż zwykle. Jakby naprawdę bolało go to jak obca stałam się wobec jego osoby. Z resztą zawsze taka byłam. Dzisiaj tylko to potwierdził.
-Robert też będzie jeśli zaraz do niego nie zejdę.- chciałam go wyminąć, ale złapał mnie za przedramię, a resztę ekwipunku, który przygotowałam odrzucił na łóżko. Przyciągnął moje ciało bliżej. Jedną rękę oplótł w okół talii, a drugą złapał za twarz.
-Myślę, że powinnaś uważać na słowa.
Kiedy straciłam opanowanie? Nie wiem. Wiedziałam, że sumienie umarło w tamtym momencie. Błagałam o jego powrót, ale serce tak mocno wyrywało się z piersi, że grzechem byłoby mu się sprzeciwić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger