czwartek, 11 stycznia 2018

GDYBYŚ TYLKO WIEDZIAŁ (IV)

Owinięta kocykiem, z towarzyszącą obok miską oraz zimną wodą, spoglądałam przed siebie. Zamknięte oczy i ogromna migrena spowodowana natłokiem emocji, braku mocnej głowy oraz obecnością Bartka, była tylko początkiem. 

Cisza opanowała mieszkanie, a brunet z podpartą o rękę głową i widniejącym na twarzy uśmieszkiem, próbował powstrzymać się od komentarzy. Z niecierpliwością czekałam na jakikolwiek powód, który mógłby go stąd wykopać. Nie miałam jednak siły, by to zrobić, a jego dodatkowa troska działała mi na nerwy. Poza tym, jakimś dziwnym sposobem okazał w sobie resztki człowieczeństwa i zorganizował pomoc dla mego wykończonego organizmu. W połowie byłam wdzięczna, ale druga strona medalu ukazywała chytry zamiar, zapłatę, na którą nie byłam gotowa. Jakbym miała wdzięczyć się do przebrzydłej męskiej rasy, ot co. Nigdy w życiu!

Gdy zaczął nucić pod nosem jedną ze starych melodii, nie wytrzymałam.

- Powiedz to i skończ. - z nadal zamkniętymi oczyma, przełknęłam ślinę, która smakowała teraz tak gorzko. Nie tylko przez wzgląd na alkohol, ale wstyd, który wdarł się pod skórę, zaraz po wyjściu Michała.

- Co? - szepnął tak delikatnie. Ja brzmiąc, jak starzec, próbowałam ratować resztki godności.

- Mam dość. - opadłam na kanapę i przykryłam się pod samą szyję. Drżąc z zimna, próbowałam uspokoić dolną wargę od dygotania.

Nagle Bartek zrobił coś bardzo dziwnego. Bez słowa pojawił się obok mnie. Sekundę później kazał podnieść mi się do góry, a potem wciągnął dygocące się ciało pod swe ramiona i mocno je nimi przytulił. Pachniał niczym poranna rosa, a ta specyficzna woń wdarła się do nozdrzy, kiedy chłód dłoni okrył rozpalone od gorączki, czoło.

Nie zareagowałam. Bezkompromisowo zgodziłam się na zbliżenie i opiekę w ramionach samca alfa. Przecież nie wykorzysta chorej, śmierdzącej alkoholem wariatki, tak? Zresztą, o czym ja marzyłam?Każdy facet w promieniu kilku kilometrów uciekłby mi sprzed nosa. Mogłabym polować, a oni sami omijali mnie szerokim łukiem. Jedynie to centrum, które teraz mnie obejmowało, wydawało się jakieś dziwnie zainteresowane "bliższą" pomocą.

- Nie musisz pić z żalu. - szepnął, aby nie spowodować kolejnej fali gorąca. Najmniejszy hałas mógł sprowadzić kolejną lawinę mdłości i bólu głowy. - Powiedziałem, że pomogę.

- Jesteś okropny. - podrapałam się po nosie, a potem wykonałam niebezpieczny ruch. Owinęłam się wokół jego torsu niczym wąż i mocniej przytuliłam. Bicie serca uspokajało skołatane zmysły, a obecność w magiczny sposób, pomagała załagodzić problem.
- Tak. Jestem. - nie odrzucił uścisku, w jakim go zamknęłam, a wręcz przeciwnie i on zamknął oczy.

Niczym para zakochanych gówniarzy po ostro zakrapianej potańcówce, z której wrócili, obściskiwaliśmy się na mojej kanapie. Ktoś patrzący z boku pewnie pomyślałby, że jesteśmy parą. Ja odpychałam od siebie wszelkie myśli, ale organizm domagał się odrobiny czułości. Czemu?

Paweł zniknął, a potrzeby pozostały. To, co wydarzyło się z Michałem, można było zaliczyć do efektów niezaspokajania ich. Facet, jak to facet musiał wykorzystać okazje, ale ja? Nie robiłam takich rzeczy. Oduczyłam się bycia kokietką. Pracowałam ciężko, na to, co posiadałam, a przede wszystkim na zdanie o samej sobie.

Bartek wywoływał sprzeczne emocje. Raz był chamem, by za chwilę stać się rycerzem na białym koniu, który trzymał w dłonie apteczkę na złamane serce. Nie pociągał mnie. Nie drżałam z powodu jego obecności. Jedynie dziś,  ale to już z innych oczywistych powodów. Dlaczego? Przy takim facecie powinnam, a jednak nie potrafiłam. Coś zblokowało mnie do takiego stopnia, w którym skupiałam swoją uwagę na jednym facecie. Tym, który uciekł z mojego mieszkania zaraz po pojawieniu się cudownej ukochanej. Michała będącego tak cudownym w pocałunkach, innym niż zwykle, że straciłam rezon.

Czy mogłam zbliżyć się do Bartka tylko po to, aby osiągnąć cel? Tak, ale kategorycznie musiałam wyznaczyć sobie granicę.

W tym momencie odsunęłam się od niego, wyrywając z uścisku. Na powrót usiadłam niczym mnich i zamknęłam oczy.

- Coś nie tak? - spoglądał na mnie. Wyczułam wzrok, który szukał odpowiedzi. - Zagalopowałem się?

- Nie. - pokręciłam głową. - To ja. - spojrzałam na niego, szepcząc. Filtrowałam przejętą twarz, która patrzyła na mnie z niezrozumieniem. Wyczułam to. Zobaczyłam w nim coś, czego nie miałam prawa nigdy widzieć. Jakby drugą stronę, która chciała mnie przywłaszczyć. Stąd ten zakład, jak mniemam. Musiałam złapać dystans.

Wstałam, lekko chwiejąc się na słabych nogach. Zareagował jak z procy. Szybko pojawił się obok, łapiąc mnie za ramiona. 

- Bartek. Daj spokój, dam radę. - próbowałam się odsunąć.

- Nie mam zamiaru odebrać tego jako podtekst Klara. - spojrzałam na niego. Mówił szczerze, ale czułam, iż jest tym trochę zawiedziony.

- Dzięki. - wskazałam palcem na drzwi. - Poradzę sobie. Spotkamy się jutro.

- Nie udawaj księżniczki. - przechylił głowę, wywracając oczami. Nienawidziłam tego. Byłam dużą dziewczynką, a nachalna pomoc była w tym przypadku tylko powodem do kłótni. Nie miałam na nią ochoty. Nie teraz, nie z nim. Mógł dostać przez Michała czy Pawła, a nie chciałam wspominać mu o żadnym z nich. Żadnej z tych spraw, które miały miejsce.

- Proszę. - szepnęłam błagalnie, zamykając twarz w dłoniach.


Po kilku sekundach poczułam, jak moje ciało unosi się ku górze. Bartek totalnie zwariował. Trzymając mnie na rękach, zaczął kroczyć ku łazience. Spanikowana spoglądałam na drzwi i na niego. Z uśmiechem na ustach zamierzał dokonać szybkiej rehabilitacji zdrowia.


Ubrana w bluzę oraz spodnie stanęłam na środku prysznica. Gdy próbowałam wyskoczyć, bo dotarło do mnie jaki ma cel, powstrzymał mnie. Znów wsadził mnie tam na siłę i tym razem dosięgnął baterii. Zimna fala wody polała się na rozgrzane ciało, które pod wpływem dreszczy, zaczęło teraz dygotać niczym galareta.

Krzyczałam, piszczałam i biłam jego klatkę piersiową, ale to nic nie dało. Zrezygnowana zaczęłam wyzywać jego osobę każdym z możliwych wyzwisk, ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Natomiast kiedy przestałam, wykonał całkowicie niedorzeczny ruch i znów spowodował burzę myśli w mej głowie. 

Lecąca fala lodowatej wody zamoczyła ciemne włosy oraz męski podkoszulek. Dosięgnęła spodni, które po kilku sekundach były całkowicie przemoczone. Stojąc w ubraniach, cali mokrzy od wykonanego, chytrego planu bruneta, wpatrywaliśmy się w siebie.

Dreszcze zniknęły z ciała, a gorąco, które uderzało teraz w moje policzki, nie pochodziło ode mnie. Bartek był tak blisko i wydawał się teraz całkowicie obcy. Nie znałam go. Nawet jeśli myślałam tak na początku, byłam w błędzie. Był zagadką. Człowiekiem, który robił wszystko pod wpływem impulsu, ale dziwnym trafem, ten impuls w jego rękach zawsze wydawał się opłacalny.

Zielone oczy świeciły niczym morskie latarnie. Usta mokre od zimnych kropel, które spadały z długich rzęs na jego twarz, były w tym momencie ósmym cudem świata. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie odparłaby chemicznej energii i bliskości, dodatkowo w takich warunkach, jakie stworzył. Ja musiałam, on nie. Dlatego wykonał pierwszy ruch.

Pocałunek trwał dobre kilka sekund. Bez popędu, ale mozolnie wgryzał się w moje usta. Jednym słowem pieścił je swoim językiem tak cudownie i delikatnie, że odleciałam. Niestety tylko na moment.

Chłód wody otrzeźwił umysł i kazał przestać. Ja byłam dużą dziewczynką, więc go posłuchałam. Szybko oderwałam się od miękkich jak chmura warg, a potem wymierzyłam siarczysty policzek.

Nie mogłam go kochać. Nie mogłam kochać człowieka o stu twarzach. Jeden z nich złamał mi serce, a drugiego takiego wstrząsu zapewne, by nie przeżyło.

- Nigdy więcej. - pogroziłam mu palcem. Nadal z odwróconą głową, jakby się wstydził, milczał. Oblepiona przez żywioł, który przynosił mi pecha, uciekłam z łazienki, po drodze łapiąc za ręcznik.

Usiadłam w salonie i od razu przykryłam się kocem. Głowę zawinęłam w ręczniki, a potem cichutko załkałam. Przemknął niczym cień. Nie pożegnał się. Przemoczony do nitki wybiegł z łazienki, a następnie z mieszkania. 

Zostałam sama. No więc, po cholerę go poznałam?





Michał wydzwaniał od kilku dni, ale nie miałam siły na żadne rozmowy. Zmęczyła mnie ciągła huśtawka nastrojów, a brak odpowiedzi ze strony Bartka, utwierdziła mnie w mojej bezsilności.


Nie chciałam go prowokować i choć wiem, że już dawno to zrobiłam, miałam nadzieję na rozejm. On jednak umiejętnie omijał mnie. Plan z Darią również odszedł w zapomnienie. Samotny żołnierz na placu boju nie potrafi zbyt wiele. Nie miałam szans na odzyskanie Michała, a myśli wciąż kręciły się wokół pomiętego od ostatnich wydarzeń, serca.

Pocałunek był jednym z cudowniejszych, ale czułam, że jego inicjatorem powinien być ktoś inny. Brakowało mi seksu, więc zwyczajnie w świecie zgłupiałam, godząc się wtedy na daną czułość. Bartek został niewinnie wplątany w babską intrygę, a wyrzuty sumienia zżerały mi o to głowę.
Po wojnie światów, którą przeżyłam, musiałam się czymś zająć. Praca magisterska nie szła zbyt dobrze, więc oglądanie komedii romantycznych w samotności, wydawało się jedyną słuszną drogą.

Zajadając się popcornem, wgapiałam oczy w całujące się pary. Ziewnęłam na głos i zmieniłam kanał. Nawet postępowe rolnictwo było ciekawsze od melodramatów, które leciały na każdym kanale. Przez kilka ciężkich chwil potrafiłam znieść jazgot, ale w końcu wyłączyłam telewizor. Zdjęłam z siebie podarte dresy oraz białą koszulkę, która od kilku dni powinna być w praniu. 

Wchodząc do łazienki, spojrzałam na prysznic. Nie wiem czemu, ale coś zatrzymało mnie przed kabiną. Obraz zaczął objawiać się w kilku klatkach. Ja i Bartek. Mocno przetarłam powieki i popukałam się po głowie.

- No już! Sio! - libido wzrastało, a ja głupiałam. Biorąc głęboki wdech, zdjęłam ubrania i wpadłam pod niego, szorując ciało, jak najszybciej potrafię. 

Kąpiel wcale nie zrelaksowała zmysłów, ale dodatkowo spowodowała mocny ucisk w dolnej partii. Coś pragnęło bliskości, przez którą zostałam sama. Gdyby tylko istniały publiczne domy mężczyzn! - śmiałam się ze swojej żałości.

Świeże ubrania przypomniały zapach bruneta. Całkowicie ogłupiałam, a raczej moje sumienie. Coś korciło, by iść do niego i spróbować przeprosić. Trzymać dystans, podziękować za wszystko, a potem przeprosić.

Podbiegłam do wyjściowych drzwi i wyszłam naprzeciwko nich, Białe drewno, za którymi zapewne żył szczęśliwie powód wszystkich rozterek. Ten człowiek doprowadził mnie na skraj zniszczenia dumy. Niczym duch krążyłam obok nich przez dobre siedem minut. Nie miałam butów, więc nie mógł usłyszeć szurania, a szkoda. Pewnie byłoby łatwiej. Odważyłam się i oddałam kilka ciosów w stronę wrót do piekielnego źródełka, w którym mieszkał rycerz. Usłyszałam dziewczęcy pisk i szybkie kroki w moją stronę.

Z niechlujnie związanym kokiem na głowie, z którego jeszcze kapała woda, czekałam na atak ze strony przeciwnika. Jasne jeansy oraz prześwitujący podkoszulek nie były dobrym wyborem, ale przyszłam tu w sprawie pokojowej, nie na bal.

Smukła, wysoka blondynka uchyliła szczelinę i wychyliła piękną twarz, na której rozmazane ślady czerwonej szminki, sięgały aż do dekoltu.

- Słucham? - była przyjaźnie nastawiona, a ja nie miałam zamiaru rozpłakać się na zawołanie czy też panikować. Zachowałam resztki dumy i podrapałam się po głowie. 

- Chciałam pogadać z Bartkiem, ale widzę, że jesteście odrobinę zajęci. - pomachałam jej i odeszłam w swoją stronę, by ukryć zażenowanie. Nie zdążyłam dotrzeć do progu, gdy do blondynki dołączył niski, męski głos zaciekawiony niespodziewaną wizytą.

- Kto to? Kogo ukr...- odwróciłam się, by zobaczyć przytuloną do nagiego torsu Bartka, blondynkę. Widziałam pewność siebie i złość. Tą, która na samym początku znajomości o mało jej nie zniszczyła. Samiec alfa powrócił. - Możesz zrobić nam drinka? - pocałował jej policzek, na co zareagowała wesoło i zniknęła we wnętrzu. 

Szybko zamknął drzwi i pojawił się w połowie korytarza, czekając na to bym i ja podeszła w jego stronę.

- Witam. - uniósł brew i założył ręce na krzyż. - Sąsiadka czegoś potrzebuje? Dokręcić śrubkę, pożyczyć łyżeczkę soli? - prowokował mnie. - Może kocyk i zimny prysznic?

- Przepraszam. - powiedziałam poważnie i spuściłam wzrok. - Nie wybaczysz, ale postaraj się zrozumieć. - znów na niego popatrzyłam. Zaskoczony nasłuchiwał kolejnych zdań, aby wykryć w nich podstęp, którego nie było. - Po prostu nie znasz mnie, a ja nie znam Cię. Nie chciałbyś czegoś ze mną...skrzywdziłabym Ciebie. - dodałam.

- Czego dokładnie nie wiem? - musiałam podać mu choć jeden powód. Postawiłam na ten łagodniejszy. 

- Michał. - chrząknęłam, próbując wydobyć kolejne słowa, w które połowicznie wierzyłam. - Przed twoimi odwiedzinami o mały włos...

- Co... - próbował pociągnąć mnie za język.

- Zobaczyłbyś mnie w takiej samej sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdujesz. - kiwnęłam głową na drzwi, za którymi jego zapewne jedno nocna przyjaciółka, przyrządzała słodki wywar.

- Zerżnąłby Cię. - skwitował.

- Jezu. - naburmuszyłam się, a ręce opadły obok bioder. - Po co ja się staram. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam wracać do siebie.

- Kochasz go? - nie było łatwe przyznać się względem siebie i jego, że od paru dni to właśnie chodziło mi po głowie. Zwierzęcy magnetyzm, który wokół nas panował też był skutkiem tego, że nie mogłam mieć przyjaciela dla siebie. 


- Tak. - ostatni raz, na pożegnanie zwróciłam się ku niemu i zniknęłam we wnętrzu mieszkania.


Zakochałam się na amen, a Bartek nie mógł być zastępcą. Nie zasługiwał na to.

***
Dzwonek do drzwi, a potem niespodzianka w postaci rodziców, całkowicie rozbiła mnie na kawałki. Zdenerwowana krzątałam się po domu, by wystawić z powrotem zdjęcia Pawła, ale nie zdążyłam.

Mama od razu wyczuła smutek oraz zaczęła prowadzić wywiad. Co miałam powiedzieć? Gdyby dowiedzieli się o zdradzie oraz moim nagłym zakochaniu...zwariowaliby. Zresztą ja też powoli czułam, iż to robię.

- Co się stało! Pawełek był taki dobry. - ględziła mama, a ja nie mogłam tego słuchać. Dobra i nieszczera wymówka była jedyną opcją.

- Paweł postawił na karierę. - spuściłam wzrok. - Nie mogę go o to winić. 

- To nie powód, by zostawiać narzeczoną! - ojciec zacierał dłonie i chodził po mieszkaniu, węsząc niczym pies. Były wojskowy o twardych zasadach. Tylko morderstwa było mi trzeba.

- Paweł nie może mieć dzieci. - skłamałam. - Wolał odejść niż sprawić mi ból na przyszłość. - kolejne kłamstwo. Musiałam wmówić im, że jest dobry, ale niezbyt szczęśliwy ze mną i tyle.

Ojciec wahał się, ale mama załagodziła sprawę i pokiwała głową. Wnuki przecież były dla nich sprawą priorytetową. 

- Dobry chłopak. Szkoda, że musiałaś tyle przecierpieć kochanie. - gdyby tylko wiedziała.

- Skupiam się na weselu Michała. - uśmiechnęłam się. - Pomagam im, mam super pracę i dobre zdrowie. - wykrywacz kłamstw skakałby, jak oszalały. 

- Jeszcze znajdziesz kawalera. - warknął niezbyt zadowolony ojciec. Łapał się za wąsy, co było oznaką zdenerwowania. Wiedziałam jednak, że mama przeciągnie go na swoją stronę i sprawa ucichnie.

- Z kim pójdziesz na wesele? - bidulka przejęła się sprawą.

- Ktoś od biedy się znajdzie. - wzruszyłam ramionami. - Nie róbcie ze mnie łamagi! - udałam urażoną i zadowoloną ze spotkania.

- To już za trzy miesiące. - pokręciła głową.

Gdy próbowałam znów ich urobić, usłyszałam pukanie. Modliłam się o kuriera albo listonosza, który pozwoli mi wybrnąć na moment z rodzinnej katastrofy. Na nieszczęście pojawił się przede mną jeszcze gorszy typ. Bartek ubrany w garnitur z bukietem herbacianych róż objawił się niczym Grey. Czyżbym nadal była pijana?

- Witam sąsiadkę. - szczeniacki uśmiech, który symbolizował kłopoty, całkowicie zrujnował mój plan.

Ojciec stanął za mną i zmierzył Bartka wzrokiem. 

- Kto to? - czułam ostre spojrzenie, wbijające się w mózg. Myśl, myśl! - krzyczałam sama na siebie w myślach.

- Witam. - brunet nie zmieszał się, a wręcz przeciwnie wkroczył do wnętrza mieszkania, jak do siebie i spojrzał na moich rodziców. Podszedł do mamy, a potem ucałował wierzch jej dłoni. - Masz przepiękną mamę, Klaro.

- Dowiemy się?! - ojciec tracił cierpliwość. Język zatkał mi możliwość mowy. Bartek przejął dowodzenie i odpowiedział za mnie.

- Bartosz. - podał dłoń ojcu i podszedł do mnie, obejmując w pasie moją talię. Pocałunek w czoło oraz uśmiech podchodziły pod najlepszą grę aktorską, jaką widziałam. - Chłopak Klary.

Klaruś? - mama patrzyła na mnie zaskoczona, a ojciec pobladł.

- Ładny garnitur, kochanie? - zapytał tak lekko, a potem podszedł do szafki w kuchni i wyciągnął z niej butelkę szampana. Skąd wiedział? - Musimy to uczcić! 

Tata pogroził mi palcem i podszedł do Bartka, by pomóc mu z otwieraniem butelki. Ja usiadłam obok mamy, próbując złapać oddech. Gdy spojrzałam na mężczyzn, którzy przed momentem byli dla siebie obcy, a teraz tworzyli parę teścia i zięcia, przeraziłam się.

Bartek uchwycił me spojrzenie i odpowiedział swoim, mówiącym zamilcz istoto, pomagam". Zamilkłam więc, czekając na tragiczny koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger