czwartek, 11 stycznia 2018

BEZ ZNACZENIA (VIII)

***

Marlena


- Nie sądziłem, że mnie odnajdziesz. Chociaż miałem małą nadzieję. - ubrany tak schludnie, pachnący metaforycznie jak nowe pieniądze pobrane z bankomatu, wcale a wcale nie zepsuł wyobrażenia o nim. Myślałam, że praca w takim miejscu musiała zrobić z niego spoconego, za afiszowanego słodyczami opiekuna interesu. Teraz dojrzałam, że wystawiłam mylną opinię. Zobaczyłam duszę perfekcjonisty. Poukładana przestrzeń była dobrym znakiem, który oprócz gorących wypieków i mnie rozgrzał do czerwoności. 

- Nie ma rzeczy niemożliwych. - wzruszyłam ramionami. Z ukosa spojrzałam na Emila, obserwującego nas dwoje zza szyby. Zawstydzona i dumna mogłam dowieść, że nasza relacja przynosi rezultaty. Na pewno był zaskoczony, ale potrafiłam to wybaczyć. Nie zawsze cnotka, staję się rozgrywającą. 

- To twój facet? - blondyn szklił we mnie czystym, metalicznym spojrzeniem. Konkurencja samców wygrywała ze zdrowym rozsądkiem. O to też nie mogłam być zła. Chciał wiedzieć, na czym stoi. Mogłabym być wariatką, która zaproponuje mu dziwny układ. Mało w dzisiejszym świecie zbyt frywolnych ludzi?

- Nie. - pokręciłam głową i sama nie wiedzieć czemu zaczerwieniłam się. Mój facet? Emil posiadał aurę  przywierania damskiej atencji, która i mnie złapała w swe sidła. Był atrakcyjnym, fajnym mężczyzną, mogącym mieć każdą kobietę z tego miasta. To właśnie pomimo zalet wyryło rysę na relacji, którą nazwałam "może kiedyś, w innym życiu". Przyjaźń to wszystko, co mogliśmy sobie zaoferować. Ufałam, że pozostanie tak na amen. Nie mogłam pozwolić na utratę całkowitej kontroli, choć Emil często prowokował mnie do zrzucenia skorupy niezależnej żółwicy.
- Kolega od zbliżeń? - zabolało. Cofnęłam się o krok i zmrużyłam oczy. Nie sądziłam, że tak bardzo można się było pomylić. 

- Sugerujesz, że...- wgryzł się w zdanie, zanim zdążyłam urządzić mu wykład o moralności, prawdziwej kobiety.

- Patrzy się na Ciebie jak na wykwintne danie. Na mnie, jak na wołowinę, którą ubiłby młotkiem. Zdajesz sobie sprawę? - blondyn dał mi wyczuć, że nawet jeśli ja nie patrzę na Emila w dany sposób, to on właśnie obserwuje każdy nasz ruch. Po co go tutaj przywlokłam? Dopiero teraz zrozumiałam, że testosteron i rywalizacja to idealne podłoże dla każdego wybuchowego faceta. Brunet był stworzony do awantur w imieniu godności przyjaciół. To przynajmniej mówiła Justyna.

- Sam namówił mnie, żebym się wychyliła. - spojrzałam na dłoń, która zachowała mój numer. Uśmiech, jaki mi podarował, obdarł ze skóry niewinność, jaką się zakrywałam.

- W takim razie nie obrazi się, jeśli zgodzisz się pójść ze mną na bal charytatywny. - wziął to za pewnik.

- Skąd pomysł, że się zgodzę? - podeszłam do lady i nachyliłam się, podpierając na rozstawionych po bokach dłoniach. Był bardzo zdenerwowany. Wyraz twarzy, jego wzrok na moich ustach całkowicie opanowało zmysły. Potrzebowałam zabawy i właśnie korzystałam z przywilejów bycia singielką. Flirt? Pierwszy raz w życiu czułam się pożądana. No może poza momentem, w którym Emil był w moim mieszkaniu i patrzył na mnie tak jak dziś na Julka. Kawałek mięsa do ubicia. 

- Marlena. - szepnął i z uśmiechem na ustach pokręcił głową. - Nie rób tutaj takich rzeczy.

- Jakich, proszę pana? - udałam niewinną uczennicę. Co do jasnej cholery się działo? Czyżbym grała przed kimś innym, kto ewidentnie nadal uważnie nas obserwował? Nie mogłam pozwolić na konfrontację, a chciałam, by w jakiś dziwny sposób Emil nadal patrzył. Czuł, że nie jestem głupia, niedoświadczona i ogromnie się pomylił. Publiczność w jego postaci dodawała pewności siebie, o której nie wiedziałam.
Szybko wyciągnął telefon i spisał numer, który widniał na dłoni. Sygnał dochodzący z kieszeni płaszcza wywołał kokieteryjny uśmiech. Julek patrzył na mnie inaczej niż dotychczas. Wredny, pewny siebie, czarujący i do mojej własnej dyspozycji przez cały wieczór? Jak mogłabym odpuścić?

- Zadzwoń jutro. - zabrakło lekko dodanego "błagam". Miałam go na widelcu.

- Pa. - pomachałam dłonią i zagryzłam dolną wargę. Smak suchości w ustach i gorąca na ciele ochłodził podmuch wiatru przy wyjściu na zewnątrz. 
Zadowolenie i duma została wyparta raz z spojrzeniem Emila. Z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej oraz burzą szalejącą w jego ciemnych włosach oraz jasnych oczach. Tornado źrenic karciło mnie. Czemu czułam, że o coś mnie obwinia? Miałam nadzieję, że chodzi jedynie o odmrożenie sobie pewnych części ciała. 
  ***
   Emil

Scena rozgrywająca się przed moimi oczami była jednym z rodzajów kastracji. Gniew spotęgowany przy każdym słowie, szczebiocie rzęs oraz uśmiechu, jakie mu podarowała, uwierał niczym kamień w butach. Nie kamyczek. Wielki, kwadratowy kamień, wkurwiający Cię do takiego stopnia, że masz ochotę przez całe życie chodzić boso, by nigdy więcej nie mieć z tym do czynienia.

Punkt kulminacyjny jednak nie był częścią zwyczajnej flirciarskiej postawy. Sekunda, w której znów się do niego zbliżyła, a on starał się ukryć podniecenie, wywalił korki zabezpieczające przed utratą zdrowego rozsądku. On chciał ją przelecieć. Zerżnąć. Jak zwał tak zwał. W głowie roiły się takie myśli, które zaowocowały wygłodniałym spojrzeniem, jakie doskonale znałem. Tylko jedna osoba patrzyła na nią w taki sposób. Byłem to ja, ale najwyraźniej do listy została powiększona o kolejnego zawodnika. 
- Ładne przedstawienie. Kto to? - zjawiła się obok i napompowała policzki. Była tak zadowolona z siebie, że coraz mocniej pragnąłem ją ukarać. Złapać  za kark, przygnieść pocałunkami, byle by zmazać jakiekolwiek uczucia względem tego typka.

- Julek. Poznałam go wczoraj na imprezie. - wiedziałem. Jeden raz wypuściłem ją samą i stało się. Jak mogłem uwierzyć, że da sobie radę? Pewnie ten idiota zaczepił ją jakimś czarującym, płytkim tekstem i przepadła. Naiwność dziecka nie mogła uratować jej od łapsk przypadkowych samców. 

- Wiesz, że to banał? Pewnie jest gejem, albo...- wytrąciłem ją z równowagi? Nagle przystanęła i zamknęła oczy. Zachowywałem się jak szczyl, to prawda. Co jednak miałem zrobić z faktem, że nie mogłem się odciąć? Od myśli o niej, wijącej się pod nim, dotykającej jego twarzy, składającej obietnicę, której chciałem jedynie dla siebie? Nie mogłem tego mieć. Nie mogłem dać jej szczęścia na miarę kogoś, kto na nią zasługiwał. Nie wiem, czy urodził się ktoś taki. Miała wady. Oczywiście, że posiadała złe i wnerwiające nawyki. Dla mnie były jednak dodatkiem. Źle było być przy niej, ale jeszcze gorzej, nie móc mieć jej jakkolwiek. Musiałem więc zostać przy tym, co nam oferowała.
- Idę z nim na randkę. - wycedziła przez zęby. - I nie obchodzi mnie, jak bardzo małostkowym i ckliwym to nazwiesz. - to nie był dziecięcy, niewinny sprzeciw. Zobaczyłem kobietę z krwi i kości. Stworzyłem potwora w tak idealnej postaci. Potwora? Zdeptanie emocji było wystarczającym powodem, by móc ją tak określić.

Gdy wyprostowała się, a potem uniosła głowę do góry, zobaczyłem coś innego. Kolejny dowód na to, że być może myliłem się. Nie znałem jej. Nie była tylko naiwna i czysta. Stanowiła przecież kuriozalne połączenie wszystkich cech poddanej i królowej. Sama dbała o życie, chwyciła je za rogi niczym wojowniczka i teraz zbierała tego owoce. Ja jedynie uświadomiłem ją, że istnieje życie poza silną niezależnością. To właśnie bolało bardzo mocno. Pozwoliłem, by myśl o zatłamszeniu jej w klatce z której co dopiero wyfrunęła, pożarła logiczne myślenie. Była cudowną kobietą, której brakowało energii. Zwyczajnie w świecie chciała mieć przyjaciół, faceta oraz własne zdanie. Dwie rzeczy z trzech wymienionych nie mogły się łączyć.

- Gratuluję. - teraz to ja musiałem postawić się na wysokości zadania. Powinna być szczęśliwa. To słowo jednak nie wpisywało się w moje DNA. Chciałem jej ciała, porannego zaspanego wzroku miotającego się w moim łóżku, ale też własnego samolubnego świata. Ona do niego nie pasowała.
- Dzięki. - odetchnęła z ulgą i zaśmiała się na głos. - Dałam radę. - nie wierzyła w swoje umiejętności, a facet jadł jej z ręki. 

- Swoją drogą, jak nauczyłaś się tak emanować tym...- oczy przybrały barwę  pistacji i wtopiły się w moją twarz. 

- To chyba było w jakimś filmie. - zastanowiła się na moment.

- Mam nadzieję, że nie w tym dla dorosłych. - oburzenie i swobodny krok nareszcie wrócił na swoje miejsce. Uderzyła w me ramię pięścią i wybuchła śmiechem. Usta układające się w jasnoróżowe serce. Albo byłem zwyczajnie niedorozwinięty, albo nabroiłem w poprzednim życiu. Innego wytłumaczenia na obsesję w jej osobie, nie znalazłem.






***
Marlena
 - Chcesz, co proszę? - udałam głuchoniemą. Na takie propozycje pewnie wiele jego fanek czekało latami, ale ja nie zamierzałam do nich dołączyć. - Nie ma mowy! - choć trochę mnie korciło, od razu zapobiegłam spisywaniu listy „za” i „przeciw”.

- Nikt nie zna się na emancypacji piękna jak facet. - Emil kończył dojadać ciasto marchewkowe, które finalnie zamówiliśmy w kawiarni obok centrum. - Jeśli nie chcesz stracić miłości życia, musisz wyjść z tych łachów. - nie podobało mi się, w jaki sposób mówił o moim stylu. Nawet jeśli przypominałam dojrzalszą wersję samej siebie, mi to odpowiadało. Jedyny wyjątek zrobiłam wtedy na imprezie i chlubnie podziałało to na rozwój sytuacji, przyznaję. Mimo wszystko jednak wiedziałam, że Julek nie patrzył na wygląd. Gdy skupiał się na moich oczach, ustach byłam wniebowzięta. Poza tym dzisiaj też byłam ubrana dość ekspresyjnie i nie zarzucił mi przemiany w brzydkie kaczątko. Emil nie potrafił tego pojąć albo po prostu kochał się ze mną droczyć.
-Styl to jedno, ale fakt, że pod latarnią najciemniej jest tutaj punktem dla mnie.- wiedziałam, co zrobić by przestał mnie przekonywać.

- To znaczy? - gdy pochwycił ostatni kęs i zaczął przeżuwać go z uśmiechem na ustach, odpaliłam bombę na męską fantazję. Chciałam, aby udławiła go nie tylko porcja ciasta, ale i zbytnia odwaga.

- Możesz nosić na sobie worek, a pod nim trzymać najlepszy materiał na świecie. Jeśli wiesz, o czym mówię. - tak, nie miałam doświadczenia, ale pobawić się w kota i myszkę można bez większych strat. Gdy zakrztusił się, a niebieskie źrenice zalała fala łez z tego powodu, uśmiech sam wylądował na ustach. - Spokojnie. - klepnęłam go kilka razy aby, mógł przeżyć atak mej szczerości.
 - Chcesz mnie zabić, Mary? - kaszlnął i zasłonił dłonią buzię. Czekoladowy posmak na ustach byłby na pewno smaczniejszy od samego ciastka, ale skąd mogłam wiedzieć. Kolejna zaleta spotykania się z cukiernikiem wpłynęła do głowy. Usta Julka wyglądały bardziej jak krem truskawkowy. Cienkie, ale dosyć szerokie w barwie musu czerwonych owoców, kontrastowały z oczami przypominającymi skały wodospadu. Szarość, chłód przyciągał do siebie, tak jak biała skóra, którą można było porównać do mlecznej rozpusty. - Mary? - utknęłam w zamyśleniu, nie zauważając, jak przyjaciel stara się do mnie dotrzeć.

- Od tego mam Gośkę. Od ciuchów. - wzruszyłam ramionami, próbując skupić się na rozmowie.
- A co z bielizną? - czerwień i gorąco uderzyły w tym samym momencie.

Coraz częściej zastanawiałam się, jak to jest z tym okrągłym pożądaniem oraz namiętnością. Wiedziałam jedynie, że przypływy gorąca i lepkie ręce przy obecności Julka miały z tym coś wspólnego. Podobał mi się. Był całkowicie odrealniony i odcięty od naszego przyziemnego świata. Facet cukiernik o tak nonszalanckim tonie wypowiedzi sprawiłby, że recytowałabym Pana Tadeusza, jeśli miałoby mi to ułatwić sprawę. Jego dłonie na mym ciele i fascynacja? A co jeśli nie? Jeśli myliłam się? Byłam ładną buzią w kosmetykach i ładną dziewczyną w ubraniach, ale co z ciałem i resztą tych intymnych rzeczy? Gośka wie, jak zadławić faceta swą seksualnością. Biła od niej wewnętrzna aura kokietki, której ja nie dorastałam do pięt. Jedyna rzecz, której kobieta nie potrafi oddać kobiecie. Swój własny seksualny feromon, którego używa się, by dostać samą przyjemność. Zagadka każdej z nas, która drzemie głęboko i tylko ktoś obcy z męskiego świata może to wydobyć. 
- Dobijasz mnie tą swoją racją. - odparłam zdenerwowana. Noga dygotała z nerwów, a w głowie pojawił się natłok myśli. Nie, nie mogłabym. Totalnie zwariowałam...chociaż z drugiej strony. - Weź mnie na zakupy. - kolejny raz się zakrztusił. Nie mogłam uwierzyć własnym ustom! To nie było podobne do moich standardowych zachowań, ale jeśli już raz przekroczyłam dzisiejszą granicę, mogłam zrobić to ponownie. Pal licho!

Oblanie się kawą nie było zamierzone. Kolejny raz tego spotkania stracił panowanie nad testosteronem i wyobraźnią. Musiałam potraktować sprawę czysto zawodowo i profesjonalnie. Jeśli chciałam wydobyć to na powierzchnie, jedynym sposobem było sprowokowanie całego wszechświata. Kto inny nadaję się do takiej czarnej roboty jak nie najlepszy kumpel?

- Nie wydaję mi się...- to nie był błagający wzrok. Choć raz w tej relacji to ja musiałam być górą i o siebie walczyć. Jeśli nie chciał mi pomóc, bo był zwyczajnie zły, iż jestem szczęśliwa, to poradzę sobie sama.

- Jak chcesz. - wstałam od stolika i podeszłam do bufetu. Zapłaciłam za desery i spojrzałam przez ramię. Kalkulował czy da radę. Wiedziałam, że to facet, ale również porządny człowiek. Nie zrobiłby mi krzywdy ani nie zmusił do czegoś, czego nie chciałam. Przecież nic nas nie łączyło. Czysta formalność. Gdy odebrałam paragon, na moment wróciłam do stolika.

- Spotkamy się, jak już zmężniejesz. - uderzyłam w czuły punkt i odeszłam. Podśpiewując pod nosem, miałam nadzieję na happy end. Niestety tak się nie stało. Jego cholerna upartość oraz cholerna duma, nie pozwoliła ruszyć się z miejsca. Dupek jak ich mało.

***
Emil
Rzuciła mi wyzwanie. Mnie. Komizm sytuacji naprawdę mnie rozbawił. Jak matematyk, ironicznie próbowałem poukładać sobie cały przebieg rozmowy. Chciała, abym wybrał jej coś tak intymnego, aby inny facet zwalił się z nóg na jej widok. Naprawdę? Ofiara wybierająca broń, z której zostanie zastrzelona. Wiedziałem, że kelnerka podsłuchiwała. Te wredne babska były wszędzie. Kokietki doprowadzające do wrzenia w gaciach i nic więcej. Urażona męska duma walczyła z rozsądkiem. Tak, nie? Uśmiech kelnerki, przekazującej coś innej głupiej wariatce, wygrał ze spokojem.

Wkurwiony, jak nigdy dotąd wstałem i pomaszerowałem w ich stronę. Uśmiech, jakim je obdarzyłem, momentalnie zmienił podejście do mnie. Szczupła blondynka o sporym biuście oraz przesadzoną ilością błyszczyka spojrzała na mnie lubieżnie.

- Pani już zapłaciła. - specjalne nachylenie pod kątem, bym mógł zajrzeć. Nie tym razem. To kogoś innego miałem w planach obserwować. I to na moich zasadach. 

- Gdzie znajdę jakieś sklepy z bielizną, drogie panie? - oblizałem usta, wygrywając sto do jednego. Jasnowłosa zbladła i zmrużyła oczy. 

- Jeden na końcu ulicy. Bambino. - bingo Mary, bingo.

- Dziękuję. - puściłem oczko i wydarłem na zewnątrz niczym strzała. Cieplejszy wiatr dodatkowo podgrzał rozpaloną skórę oraz nerwy. Opanowany na zewnątrz, całkowicie rozdrażniony w środku zamierzałem ją znaleźć. Przebiegając przez zapełnione ulicę, nie czekając na zielone światła, straciłem kontrolę. 

Gdy znalazłem się w środku, ekspedientki popatrzyły na mnie jak na dziwaka. Kto w szale pędzi do sklepu z bielizną, a na twarzy wypisany ma mord? 

- W czymś pomóc? Rocznica, urodziny...- miałem dość wścibskich bab, jak na jeden dzień. Chodziło tylko o wygraną. Nie pozwolę, na to aby kobieca pewność siebie zrobiła ze mnie błazna.
- Narzeczona mnie szuka. Chciała poznać opinię. - jedno z dwóch było prawdą. - Czy mogę? - wskazałem na przebieralnie.

- Niestety, ale...- miałem ochotę wparować tam na siłę, ale nie mogłem przyprawić sobie dodatkowych kłopotów z prawem, poza tymi które posiadam. 

- Chciałbym ocenić czy się nadaję. Nie wyda moich pieniędzy na byle co. - zagranie z motywem wymagającego klienta, poszło perfekcyjnie.

- Jak wygląda? - szefowa tego burdelu, musiała mnie przetestować. 

- Czarny płaszcz ala mundur, krótkie ciemne włosy i kocie zielone oczy. Bez makijażu i zbędnych dodatków. - komplementowanie nie wychodziło mi najlepiej. 

- Trzecia od lewej. - warknęła wrednie i odwróciła się na pięcie, by zaprowadzić mnie do Marysi. 

Gdy podeszliśmy, zniknęła. Klienci, jak ja byli niczym wrzód na tyłku. Usiadłem obok zasłoniętych ścianek, gdzie w jednej z nich znajdowała się brunetka. Czekałem, aż wyjdzie i przeprosi za swoje zachowanie. Czy ona naprawdę nie wiedziała, że robię to dla nas? Że staram się, jak kurwa mogę, byleby tylko nie wypić jej do cna, nie zranić, nie pozwolić by zaszło to za daleko? 

Dziesięć minut w potrzasku, mając w myślach jej nagi obraz, postawiło me ciało na równe nogi. Krążąc niczym samolot, próbowałem zapukać lub dać jakiś sygnał. Niestety niema złość wewnątrz nie potrafiła się przemóc. Chciałem aby na mnie trafiła. Ona, nie ja. Aby przyznała, że chcę mnie prowokować, że to za wiele i nie potrafimy tak dalej tego ciągnąć. Wolałem stracić niż pozwolić sobie na jakikolwiek gest. Nienawidziła takich facetów jak ja. Szanowała ich szalone poglądy, dzięki którym mogła dać się zwariować, ale to wszystko. Smutek zgłębił się wewnątrz gardła i ciała.

Odstąpiłem dwa kroki od jej przymierzalni i oparłem się o ścianę. Co ty robisz idioto? - karciłem się w myślach. - Uciekaj, zanim okaże się, iż jesteś totalnie powalony, a ona nie będzie chciała Cię znać! - krzyczała głowa. Zamknąłem oczy i przechyliłem głowę. Gdy otworzyłem je, ciałem zawładnął dreszcz. Mała szczelina w zasłonie pozwoliła, abym zobaczył to, co nazywałem przed sekundą bronią. 

Zielone oczy wgapiające się w siebie ze smutkiem, spowodowały falę gorąca. Jak mogła być niezadowolona?! Idealne ramiona, którymi mogłaby mnie objąć oraz wyrzeźbione nogi, mogące opasać me biodra stały się pierwszym strzałem euforii. Piersi udekorowane cukierkowo, różowym biustonoszem z delikatną czarną koronką, wyglądały idealnie. Gdy wykonała pełny obrót, na sekundę uchwyciłem przód majtek, a raczej ich części z której zrobiony był ten fenomen. Należały do kompletu, gdzie czarny materiał osadzony był na tyle w formie paseczka wysuwającego się z pośladków. Boże. Gdyby widziała siebie z mojej perspektywy. Brzuch o delikatnym zaokrągleniu dopełniał całości. O to właśnie chodziło.
Mógłbym sprawić, że każdy centymetr tego ciała należałby wyłącznie do mych fantazji. Ślady po pocałunkach, kąszeniu czy innych zabawach byłyby formą wiadomości. Napiętnowana tym co jej dałem, nigdy więcej nie spojrzałaby na nikogo innego. Czy wielbienie jej całości, nie było wystarczające? Ciemne włosy głaskające jedno z ramion, gdy przechyliła głowę, wydawały się dłuższe. Mówiła, że je obcięła. Charakterna fryzura dodawała jej uroku. Przypominała Amelie z filmu Jeana-Pierra Jeuneta. Kolejny film, który obejrzałem dzięki niej, a dzięki któremu zrozumiałem czemu taka jest. Odosobniona i przepełniona naiwną dziecięcością. To co miałem ochotę z nią zrobić pewnie rozbiłoby porcelanową powłokę, ale nie mogłem już udawać, że to tylko pociąg do zwykłej kobiety.
Smukła dłoń dotknęła płaszcza i wyciągnęła z jego wnętrza telefon. Obserwowałem każdy ruch, jakby miał znaczyć czy przeżyję. Gdy nacisnęła na słuchawkę, a głos z drugiej strony połączenia nie zabrzmiał, jak damski, ocknąłem się z transu. Dzwoniła do niego. Ubrana w kuszącą bieliznę, z którą z chęcią się dla niego pozbędzie, dzwoniła do niego! 
Rozsunąłem dzielącą nas barierę i wpadłem do środka. Zdążyłem jeszcze tylko na powrót ją zasłonić, a potem przepadłem. Zielone oczy wgapiały się we mnie, próbując ocenić sytuację. Chciała tego, nie chciała...nie potrafiłem zaczekać. Telefon unieruchomiony obok policzka, nadal wyświetlał połączenie.
- Mary? - głos faceta rozbrzmiał w uszach niczym warkot silnika. Pokręciłem przecząco głową i zabrałem możliwość dalszej rozmowy z palantem. Gdy nacisnąłem czerwoną słuchawkę, a potem odebrałem telefon z delikatnej dłoni, zadrżała. Nie spuszczając z niej wygłodniałego spojrzenia, poczułem narastającą falę ciepła w dolnych partiach. Stwardniałem na samą myśl o tym, co zamierzałem zrobić. Kruche ciało wpasowało się w jeden z kątów, nie mając możliwości na ucieczkę. Nie protestowała. Nie krzyczała. Wiedziała, do czego nas doprowadziła i musiała przyjąć to na swe sumienie. 
Złamałem świętą zasadę. Gdy posmakowałem karmelowego pocałunku, przepadłem. Prąd przeszywający się wzdłuż karku oraz barków, dotarł do podbrzusza. Zaatakowałem niczym drapieżnik i wcale nie zamierzałem przejmować się ofiarami pobocznymi. Ktokolwiek chciał do niej dotrzeć, nie miał na to szans.
- Tak to miało wyglądać? - odrywając się od ust, które uzależniały swą słono-słodkością, zapytałem. Chrypliwy głos oraz mocna erekcja, którą poczuła nie były jedynymi oznakami stanu w jakim się znalazłem. Serce bijące pod powierzchnią zła i bólu, dygotało ze strachu. Co jeśli mnie opętała?
Kolejny pocałunek, tym razem subtelniejszy, sprawił że odleciałem. Bo to nie ja go zainicjowałem. Marysia odpowiedziała na moje pytanie, jednoznacznie i bez zbędnych komentarzy. Miała mnie. Zrozumiałem, że przepadłem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger