środa, 10 stycznia 2018

WYBACZ (IV)

Dobiegała północ więc powoli miałam dość czekania. Obiad już dawno wystygł, wina nawet nie otworzyłam, a schowałam do szafki i usiadłam znów przy stole. Straciłam ochotę na to by dłużej czekać i choć miałam świadomość jak drastyczne będzie to dla mojej diety wzięłam talerz i nałożyłam dla siebie porcję bomby kalorycznej w postaci spaghetti.
Wyrobiłam się chyba ze wszystkimi e-mailami, nawet pracą zaległą dlatego też nerwy do końca mi nie puściły. Nucąc sobie pod nosem jedną z piosenek, która właśnie skończyła lecieć w radiu, zajadałam się makaronem. Po kilku sekundach od rozpoczęcia posiłku usłyszałam huk zamykanych drzwi wejściowych oraz głębokie westchnienie. Poprawiłam się na krześle i szybko doprowadziłam swoje rozmierzwione włosy do porządku. Udawałam jak gdyby nigdy nic, że jestem zajęta obiadem. Cóż, miał szansę, nie skorzystał.

Kiedy szedł w stronę kuchni nagle odwrócił wzrok i cofnął się o krok. Spojrzał w moją stronę i wszedł do salonu.

-Znowu nie śpisz? - cholerny troskliwy osobnik się znalazł.
-Chcesz spaghetti? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Co za zmiana. - zaśmiał się i przeciągnął, ziewając na głos. - Żadnego odpieprz się czy spierdalaj.
-Jeżeli chcesz mogę znów być oschłą suką. - wzruszyłam ramionami i spojrzałam w talerz.
-Mam wybór? - usiadł na przeciwko mnie i nachylił się lekko do przodu by pochwycić wazę z makaronem oraz talerz. Patrzył pytająco nawet w trakcie nakładania sobie jedzenia. Oczy filtrowały mnie z ciekawością.
-W sumie nie. Aczkolwiek możesz ugrać coś na korzyść. - lekko się uśmiechnęłam, zdziwił się co zaznaczył lekkim chrząknięciem.
-Dobra. - odłożył na bok sztućce. - Jaki jest haczyk? Po co ta cała zabawa?
-Zrobiłam Ci..nam kolację. Jest zimne bo siedziałeś do późna. Wybacz, ale nie mam wpływu na to, że jedzenie w jedną minutę robi się chłodne. - trochę dwuznacznie to zabrzmiało.
Pewnie wybuchłabym śmiechem gdyby naprzeciw nie siedział powód mojego nadal nieposkładanego do kupy, życia.
-Haczyk. - powtórzył zniecierpliwiony. Widziałam jak denerwuje się z sekundy na sekundę. Ja również odłożyłam talerz na bok.
-Przykro mi. - musiałam zdobyć się na odwagę by wypowiedzieć te słowa.
-Słucham? - nie rozumiał kontekstu.
-Przykro mi, że denerwuje Cię moja dojrzała osobowość i wszelkie jej cechy, ale tego nie zmienię. Nie jestem typem kobiety, która zapomina o wyrządzonych jej krzywdach.
-Która zapomina - prychnął. - Dlaczego teraz chcesz o tym rozmawiać? Aaaa...- przeciągnął i oblizał usta wywracając oczami. - rozumiem. Jowita z Felką namówiły Cię na ten teatrzyk? - zaczął klaskać. - Brawo. Nie musisz się jednak martwić, zamierzam trzymać się z daleka od twojego życia i wcale, a wcale nie interesują mnie powody, dla których to robisz. Przyjąłem do świadomości za pierwszym razem. - wstał od stołu i odwrócił się.
-Przestań zachowywać się jak gówniarz. - przystopował i odwrócił się z miną jakby ktoś właśnie walnął go w twarz.
-Ja? - palcem wskazał na swoją klatkę piersiową. - Ja zachowuje się jak gówniarz? Wiesz, Aniela...rozumiem to, że Cię skrzywdziłem. Nie zamierzam negować twojego postanowienia bo najprawdopodobniej byłem jedną z najprzykrzejszych rzeczy jakie spotkałaś na swojej drodze. Uwierz mi jednak, że za to i za wiele innych spraw dostałem karę. Podejrzewam, że ta największa była ze względu na Ciebie...ale nawet nie masz pojęcia jak trudno było mi się pozbierać po całej tej farsie, w którą nas wplątałem.
-Nie musisz się tłumaczyć. - głos mi się załamał.
Czułam jak dostaje dreszczy. Tak wiele lat czekałam na odpowiedź. Dlaczego to zrobił? Co wywiązało się z tego konfliktu? Czy dostał za swoje? Tak wiele pytań. Prawdę mówiąc chciałam by kontynuował jednak z każdym kolejnym słowem czułam jak ból łamiącego się serca powraca. Obrazy z tamtego dnia wyłoniły się przed oczy.
W salonie zrobiło się duszno. Możliwe, że tylko mi. Za wiele poświęciłam by móc być dawną sobą. Rozejm był czymś w rodzaju odkupienia za winy. Wiele razy marzyłam by czołgał się do moich stóp lub w momencie, w którym kolejny raz go spotkam, był na dnie. Chciałam sycić się jego krzywdą.
W jednej sekundzie uwolnił mnie od tej chęci. Zamiast tego na powrót zatęskniłam za jego ustami, wzrokiem. Stał bowiem przede mną ten sam człowiek, tylko w innej skórze, o innym, dojrzalszym charakterze. Przecież odkąd go poznałam pragnęłam by taki był. Czemu dopiero po tych kolizjach musiał stać przede mną ideał? Czemu w chwili gdy mój los był przesądzony.
-Ale chcę. - ciągnął dalej. - Nie wiem co muszę zrobić byś uwierzyła, że jestem kimś innym.
-Po co Ci moje wybaczenie? - musiałam znać prawdę.
Cisza trwała dobre pięć minut. W końcu to powiedział.
-Bo to jedyna, ostatnia z rzeczy, które nie dają mi spokoju. - zapatrzył się na sekundę w kierunku okna i znów wrócił do moich oczu. - Po twoim wyjeździe uświadomiłem sobie, że Czarek miał rację. Byłaś jedyną osobą, która dostrzegała we mnie kogoś pozytywnego. Mimo, że nie znałaś całej prawdy to te spojrzenia, którymi mnie darzyłaś były najpiękniejsze i najszczersze ze wszystkich.
-Antek...- zaczęłam kręcić głową i wstałam. Szybko zaczęłam zbierać talerze i kiedy chciałam uciec złapał mnie za przedramię odwracając do siebie tak jak wtedy gdy pojawił się u mnie w pokoju. Wtedy kiedy odebrał moją niewinność, zakazany owoc.
-Po wszystkim spadła lawina nieszczęść.
-Oczekujesz, że jeśli dam Ci to odkupienie win to wszystko wróci do normy.
-Niczego nie oczekuję. Chcę tylko żebyś wiedziała, że...- czułam jak jego szczęka ściska się powodując mocniejsze uwidocznienie kości policzkowych. Naprawdę był zdenerwowany. -...oddałbym wszystko żeby cofnąć czas. Abyś wtedy została ze mną. Nie chciałem tego spieprzyć.
-Jedno słowo. - powiedziałam stanowczo i popatrzyłam na jego dłoń, która nadal trzymała mnie kurczowo. Odsunął ją i zwolnił uścisk.
-Przepraszam. - do oczu napłynęły mi łzy, ale przegoniłam je myślami o czymś przyjemnym. Wzięłam głęboki wdech i potwierdzająco kiwnęłam głową.
-Nie ma sprawy. - w połowie oszukałam go. Miałam nadzieję, że wszystko ułoży się na lepsze i już nie będziemy skakać sobie do gardeł. Uwolniłam złe emocje i pozwoliłam by mógł swobodnie pomagać Jowicie bez obaw, że będę kontrolować każdy jego ruch czy też negować to co robi.
Po tych słowach wyszłam do kuchni i wstawiłam naczynia do zlewu. Nie wyszedł z salonu, a ja nie wiedziałam co jeszcze możemy sobie powiedzieć. Szybko pobiegłam do siebie i zamknęłam drzwi na klucz. Nadal bałam się o to, że ugnę się pod jego spojrzeniem. Wszystko bowiem wróciło. Smutek, gniew, rozżalenie oraz tęsknota z namiętnością.
Kolejny dzień nie zapowiadał się już w szarych barwach. Nasza rozejmowa pogadanka z Antkiem uspokoiła mnie. Nie będę musiała już gryźć się w myślach co spowodowało, że chciał bym mu wybaczyła. Choć do końca nie byłam szczera i przekonana do całej sytuacji, odetchnęłam z ulgą.

Po obiedzie naszła mnie ochota na papierosa. Wyszłam na taras i odpaliłam jednego z paczki. Zaciągając się, zobaczyłam jak w stronę domu jedzie terenówka Czarka. Od razu zawołałam do Jowity.
-Czarek! - wybiegła na zewnątrz i stanęła obok mnie mocno przejęta. Czekała na niego od trzech dni. Z tego co było nam wiadomo nie było go u rodziców ani szwagra czyli Damiana. Pewnie bała się, że ma kochankę. Nie dała po sobie poznać, że przewidywała najgorsze scenariusze. Kiwnęłam głową na drzwi. - Idź do środka. Pogadam z nim.
-Aniela..- chciała zaprotestować. Zamknęłam oczy i odsunęłam papierosa od ust. Pocałowałam ją w policzek i kolejny raz dałam znak by zniknęła na kilka chwil.
Zdążyła czmychnąć i ukryć się przed jego przyjazdem na podwórko. Blondyn wysiadł z auta i podążył w moją stronę. Z dala można było widać, że zachowywał się racjonalniej niż przy pierwszym spotkaniu po moim przyjeździe. Był wyspany i schludnie ubrany. Przez chwilę w głowie zgromadził się niepokój czy może rzeczywiście nie ukrywał on innej kobiety przed Jowitą. Musiałabym go wtedy zabić.
-Cześć. - powiedział spokojnie. Stał stopień niżej więc przewyższałam go. Wzięłam łyk dymu do płuc i wypuściłam go następnie strzepując nadmiar popiołu z końcówki.
-Myślałam, że nie żyjesz. - podrapałam się po czole i jedną dłoń zwinęłam pod sweter. Było dzisiaj wyjątkowo chłodno.
-Założę się, że to nie tylko myśli. - prychnął i podparł się dłońmi o biodra. -Jest Jowita?
-Po co tu przyjeżdżasz? - zainterweniowałam. Miałam w dupie zdanie Jowity, Felki czy Antka. Moja przyjaciółka płaszczyła się przed facetem, który niszczył jej psychikę. I to z jakiego powodu! Przecież powinien ją wspierać.
-Bo to mój dom. - odpowiedział pewnie.
-Z tego co wiem Antka. - był zdziwiony tym, że wiem. Możliwe, że bardziej świadomością tego jak normalnie mówię o jego braciszku.
-Chciałem z nią porozmawiać. - widziałam w jego oczach strach oraz zawstydzenie. Bardzo dobrze bydlakowi! Jowita podsłuchiwała. Mogłam usłyszeć trzask drewnianej podłogi na korytarzu. Na szczęście jej mąż nie zorientował się, był bardziej zajęty rozmyślaniem na temat wytłumaczenia.
-Każda wasza rozmowa przeradza się w kłótnie. - wzruszyłam ramionami. - Po co się z nią szarpiesz? Skoro masz w dupie terapie, słuchasz swojej matki to zostaw za sobą przeszłość.
-Od kiedy wpieprzasz się w moje sprawy małżeńskie? - uniósł brew i warknął na mnie.
-Od momentu, w którym zacząłeś ze swojego małżeństwa robić pole bitewne, a z mojej siostry worek treningowy na wyładowywanie nerwów. 
-Może zajmij się z powrotem moim bratem. - zaśmiałam się na głos. 
-Sprawę z twoim bratem mam załatwioną. Dogadujemy się jak dorośli ludzie w przeciwieństwie do Ciebie i Jowity. Mam w sumie pytanie...skoro twój dom jest miejscem typowo jak hotel to przestań tutaj nocować i ulokuj się na stałe u cizi, z którą przebywałeś przez trzy dni.
-Skąd pomysł, że mam kogoś innego? - zadławił się oskarżeniami. Mówił prawdę, więc jeden problem miałam z głowy. Nie odpuściłam jednak swojego stanowiska tak szybko.
-Skąd Jowita może wiedzieć gdzie jesteś. Poza tym jakoś mało obchodzi mnie fakt co ze sobą robisz. Najważniejsza jest ona i jej spokój. Skoro tak zależy Ci na dziecku powinieneś o nią dbać, o jej zdrowie. Nie wiesz, że ta farsa dodatkowo pozbawia ją sił?
-Doskonale zdaję sobie sprawę. Szkoda jednak, że nie uprzedziła mnie przed ślubem. Niech postawi się w mojej sytuacji. W tłumaczenie o nieświadomości nie wierzę. - pokręcił głową i założył ręce na krzyż.
Słyszałam głośny oddech tłumiony przez lęk. Jowita była na skraju załamania, podejrzewam, że chciała szlochać. Nie mogłam jej dłużej męczyć.
-Czarek...- zastanowiłam się nad doborem słów. - Musisz się na coś zdecydować. Jeżeli będziecie tak tkwili, nic dobrego z tego nie wyniknie. Skoro nie możecie bez siebie wytrzymać, ale będąc ze sobą nie potrafisz...potraficie się dogadać. Może lepiej będzie jak przemyślicie sprawę rozwodu.
-Ona Ci tak powiedziała? 
-N... - kiedy chciałam zaprzeczyć naprzeciw Czarka wyszła Jowita. Stanęła obok mnie i uśmiechnęła się. Pewna siebie jak nigdy popatrzyła w jego oczy.
-Tak. - kiwnęła głową. - Popatrz na nas. Popatrz na mnie. To jest chore. - czułam, że muszę się ulotnić. Weszłam do środka i stanęłam w tej jejn kryjówce by przysłuchać się teraz ich rozmowie. 
Zdemaskowałby mnie Antek wychodzący z łazienki. Z szczoteczką do zębów kiwnął dłonią w moją stronę. Podbiegłam do niego i przystawiając palec do ust nakazałam by był cicho. Podeszliśmy obydwoje.
-Nie mam żadnej kochanki! - wrzeszczał blondyn. 
Antek stał obok mnie. Dokładnie za mną wbijając ciepły oddech w mój kark. Jedna z dłoni spoczęła nad moim łokciem. Pewnie nie zauważył, że zachowywał się zbyt swobodnie i naturalnie. 
Nie zaprotestowałam. Nadal zwrócona ku drzwiom udawałam, że atmosfera i jego dotyk mnie nie ruszają. Oblizałam usta i na moment zamknęłam oczy by przywrócić ogarnąć umysł.
-Nie chcę tego słuchać! - teraz to Jowita była pewniejsza siebie. - Zabieraj się stąd. Skoro nie pasuje Ci terapia..nie wiem czy jestem w stanie już cokolwiek zrobić. Nie jestem czarodziejką...nie wyzdrowieje w minutę!
Doszłam do wniosku, że zaraz może wparować do środka i zastać swoich przyjaciół koczujących i podsłuchujących jak jej małżeństwo się rozpada. Nie chciałam by zobaczyła, że ma widownie więc szybko odwróciłam się i chciałam nawrócić Antka byśmy zniknęli z pola widzenia wewnątrz salonu.
Nie zdążyłam. Moje usta zmiażdżył ognisty pocałunek. Jego język wirował w moim podniebieniu. Obydwie ręce uniosłam do góry. Nie wiem czemu, możliwe, że chciałam później ostudzić wyrzuty sumienia stwierdzeniem, że nawet go nie tknęłam. Reszta ciała nie była tak oporna. Kolana zmiękły, a teraz on, trzymając mnie w pasie, przyciągając do siebie sprawił, że wytłumiłam gniew. Poczułam silną erekcje przebijającą się przez materiał spodni, tuż na moim brzuchu. 
Wszystkiego można było się spodziewać, ale nie takiej ugody!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger