sobota, 27 stycznia 2018

BEZ ZWĄTPIENIA (IV)

Aktywność stopuję do niedzieli. 
Zapraszam.

Wasza A.


***
Emil


Chodzenie po rozżarzonym węglu, nie było tak bolesnym przeżyciem, jak kolejne fochy ze strony Justyny. Na koniec dnia nawet się nie pożegnała. Wiedziałem, że zwyczajnie się przejmuje , ale w gruncie rzeczy ta sprawa od samego początku dotyczyła jedynie mnie i kogoś, kogo wolałem sobie odpuścić. Poza sporadycznym kontaktem, który przyjaciółka z nią nawiązywała, cóż...nie miałem się czego obawiać. Przecież nie wpadła do tej pory na pomysł, aby wyjaśnić całe nieporozumienie i rzucić mi się w objęcia. Cóż, nadal krążyłem wokół jej osoby. Noce, gdy Agnieszka, Justyna i obowiązki związane z knajpą znikały, w myślach pojawiała się mała, wygadana postać. Rzucenie profesji taksówkarza było nieuniknione, ale właśnie z tego też powodu posiadałem więcej wolnego czasu na główkowanie. 

Zdenerwowany i spięty od wyczekiwania, zająłem swą głowę telefonem. Wrażliwy dotyk ekranu, niechcący uruchomił galerię zdjęć. Mary. Na fotografii leżała zanurzona w śniegu, starając się zasłonić swą czerwoną od mrozu, wilgotne policzki. Kilka razy skoczyłem wzrokiem to na zdjęcie, a to na drzwi od kawiarni. Gdy Gośka pojawiła się, niczym uczeń przyłapany na ściąganiu, schowałem komórkę i przybrałem pozycję typowo obojętną.

Ubrana w czarny, muszkieterski płaszcz oraz wysokie skórzane kozaki, wyglądała jak kat. Uczesane do góry jasne blond włosy oraz bordowa szminka dopełniały kontrastu z bladą cerą. Nawet okulary, które nosiła, wyglądały na drogie i eleganckie. Kosztowały fortunę, tak samo, jak cały jej wkład pracy nad sobą. Gośka nie była tą Gośką z lat studiów. Cała farsa z Danielem... to ją dotknęła najmocniej.

- Cześć. - chłodne powitanie i ostry ton. Gdy zasiadła naprzeciw, nie pozwoliła mi wydusić słowa. Od razu atakowała, czyli robiła coś, co wcale mnie nie zaskoczyło. - Posłuchaj Emil, nie wiem, w jakim celu, prawdę mówiąc, tu przyszłam, ale jeśli ma to związek z Marleną...

- To od dawna nie ma z nią związku. - przerwałem w połowie wykładu o dobrych manierach i groźbach dotyczących trzymania się od jej przyjaciółki z daleka.

- Więc...- zeszła z oskarżającego tonu i popatrzyła na mnie spode łba. 

- Mam problemy finansowe. Siedzą na nas dostawcy, a umowy, które z nimi podpisałem...jeśli chodzi o pieniądze, to nie ma problemu. Chciałem jednak zapytać o możliwość rozważenia innej opcji. Lokal miał przejść gruntowany remont, ale...

- Nie zapytasz, co u niej? - była równie mocno zdezorientowana, co ja.

- Małgorzato czy możemy odpuścić? Nie chciałbym zaczynać tematu, który nie ma nic wspólnego ze sprawą, w jakiej poprosiłem Cię o radę.

- Usunęłam dziecko, ponieważ go znienawidziłam. - pierwszy raz w życiu usłyszałem z jej ust wytłumaczenie, które nawiązywało do sytuacji niszczącej nam życia. - Tej nocy na imprezie powiedział, że mnie kocha. Poszliśmy do łóżka, oddałam mu wszystko...

- Gośka...- próbowałem przerwać, ale to jej nie powstrzymało.

- Kilka dni później jeden z jego znajomych zapytał o tę sytuację. Pochwalił się wszystkim. Wszystkim, rozumiesz? Był jak pieprzony Midas, któremu wydawało się, że jeśli posiada dar przemiany wszelkich rzeczy w złoto...pech chciał, że każdy ponosi konsekwencje swoich czynów. 

- Pogubiliśmy się. - odparłem, mając w myślach twarz Daniela.

- Wiesz, co zrobiła, gdy jej opowiedziałam? O jej bracie, tobie i całej farsie? - wzruszyła ramionami. - Odetchnęła z ulgą.

- Śmierć brata nie jest ulgą.

- Marlena nie znienawidziła Cię za prawdę. Tu chodziło o kłamstwa. Miała dość bycia zależną od fałszywych informacji, co warto, a czego nie. Gdy już prawie się uwolniła, ktoś otworzył puszkę pandory. Okazało się, że kłamstw jest o wiele więcej. - zdjęła okulary i rozmasowała nasadę nosa. - Każdy ma swoje granice.

- Obiecałem coś Danielowi i zamierzam się tego trzymać.

- Daniel nie był tak honorowy, jak ty. - szybko założyła okulary i wstała. - Szkoda. 

- Pomożesz mi? - zająknąłem się na pożegnanie.

- Zastanowię się. - kiwnęła głową i zrobiła skwaszoną minę. - Trzymaj się. 

Jeśli kobiety potrafiły robić facetom mętlik w głowie, to Gośka była w tym geniuszem. I co gorsza, jeśli ten mętlik miał uzasadnione działanie, to aktualnie robiłem najgłupszą rzecz na świecie. Okłamywałem samego siebie.

***

Marlena


Dwa tygodnie zleciały, jak z bicza strzelił. Ostatnie poprawki dotyczące zmiany pracy, zamykania dawnych przedsięwzięć zajęły większość wolnego czasu. Pan Fisz klarownie poparł moją decyzję o podjęciu studiów, ale dopiero na nowy semestr. Na razie mogłam spokojnie przenieść swe rzeczy do nowego biura i wdrążyć ducha w atmosferę muzeum.

Siedząc naprzeciw wielkiego obrazu przedstawiającego pobliskie jezioro i kilku chłopców, którzy się w nim kąpali, mimowolnie się uśmiechnęłam. Pan Henryk pojawił się obok mnie niczym duch i stanął obok, aby móc potowarzyszyć mi w obserwacji. 

Błękit młodych". Tak się nazywa. - szepnął, a w oddechu wyczułam drżenie. Żył tym miejscem. Właśnie kimś takim, jak on pragnęłam się stać. Żywą duszą historii sztuki i literatury.

- Autor musi być bardzo utalentowany. Taka wystawa to wielkie osiągnięcie. Sam prezydent miasta...

- To wychowanka pobliskiego liceum. Ta pełna wigoru i pasji kobieta przemierzyła cały świat, ale na koniec zapragnęła wrócić do korzeni. - pokręcił głową i wyjął z kieszeni obydwie dłonie. Zmniejszając dystans dzielący go od obrazu, spojrzał na mnie. - To moja wnuczka. 

- Naprawdę? - zafascynowana zaczęłam rozglądać się po sali, która za kilka dni miała mieć swoją wielką premierę. Wystawa „Bez zwątpienia” należała do głównych atrakcji tego miesiąca. To również dotyczyło mnie. Mój pierwszy sprawdzian w roli asystenta czy prawej ręki, jak często mawiał na mnie Pan Henryk. - To musi być dla Pana bardzo ważne.

- Jest. - kiwnął głową i po chwili zasiadł obok mnie. - Całe życie była fanką sportu, galopu z chłopcami, jej matka tego nienawidziła, a dziś? Jest duszą artystyczną. Życie to pasmo niespodzianek. Czasami źle wybieramy, ale ważny jest efekt.

- Czy Pan chcę coś zasugerować? - uwielbiałam jasne, czyste sytuacje. 

- Panienko, ja jedynie mogę popatrzeć. To czy człowiek nauczy się życia, zależy od niego samego.

- Jest Pan strasznie tajemniczy Panie Henryku. - śmiech złączony z ogromną falą pozytywnej energii rozbił się o ściany sali. 

- Nie mniej, niż ty dziecko. - z bólem w kolanach, podniósł się i skierował do wyjścia. Mieliśmy sporo pracy, a jeśli dodatkowo cała wystawa należała do jego wnuczki, pewnie chciał, aby robota wykonana była brawurowo. - Za niecałą godzinę spotkasz się z autorem. Wykaż się. - rzucił na odchodne, znikając w czeluściach muzeum.


Wykazać się? Miałam szansę na nowy start, który odbudowałby całe moje życie. Zamierzałam z tego skorzystać.


***

Emil

Nie byłem przekonany co do wzięcia udziału w spotkaniu, które zaproponowała Agnieszka. Mieliśmy wybrać oświetlenie, porozmawiać na temat poczęstunku, który organizowała moja knajpa, a dodatkowo wybrać główny obraz. Obraz będący zwieńczeniem naszych młodzieńczych czasów. Powoli zaczynałem dostrzegać, że rudowłosej bardzo zależy na mojej opinii. Trochę przerażony zapytałem wprost o podłoże takiego zachowania, ale zapewniła mnie, że ostatnim potrzebnym kłopotem w jej życiu jest relacja z byłym partnerem. Mogłem się dziwić? W obrazach, o których opowiadała, wracała do przeszłości. Kilka wieczorów i nieprzespanych nocy, w których ślęczałem nad fakturami, wykańczało cierpliwość.

Gośka nie odezwała się od dobrych kilkunastu dni, co jednoznacznie wiązało się z odmową współpracy. To jednak nie było jedynym powodem wkurwiającej walki samym z sobą. Ta rozmowa, którą ze mną odbyła, zachowała się w pamięci niczym zapis na twardym dysku. Myśl o Marlenie, która czeka na mój odzew, uczepiona, wgryzła się w prozę życia codziennego. Mycie garów, sprawa z finansami, Agnieszka...w każdej z tych rzeczy odnajdywałem powiązanie z jedną osobą.

- Nad czym myślisz? - nawet teraz. Agnieszka prowadziła, a ja wlepiałem wzrok w przesuwający się ku bocznej szybie krajobraz. 

- Lokal jest na dnie. - ciężko wzdychnąłem. Dzwonek telefonu wyrwał mnie z niekomfortowej rozmowy. Głos Justyny po drugiej stronie brzmiał niepokojąco przyjaźnie. - Słucham?

- Poszukałyśmy z Gośką rozwiązania. Możesz odstąpić od umowy z tą firmą, o którą się martwiłeś. - słysząc imię osoby, dla której stanowiłem jeden z problemów, prawie nie dowierzyłem.

- Gośka? - zająknąłem się. - Pomaga Ci?

- Nam. - warknęła, broniąc przyjaciółki. - Jak skończysz tę artystyczną błazenadę, co przypominam, nie wychodzi Ci na dobre, tak jak wieczór książki...przyjedź tutaj. 

- Daj mi godzinę. - Agnieszka kiwnęła głową, zgadzając się na warunek, który niejako postawiłem. Wskazała palcem na parking tuż przed muzeum, gdzie właśnie podjeżdżaliśmy. 

Gdy zaparkowała, szybko wyskoczyliśmy z auta i udaliśmy do środka. Trzy piętrowe schody rozłożone niczym tor przeszkód oraz gmach przypominający atlas, wyglądał dziwnie. Mimo wszystko starałem się uporać z negatywnym nastawieniem i mieć to już za sobą. Agnieszka z zadowoleniem wkroczyła przede mną na środek wielkiego holu, przypominającego podłogą plansze do warcabów. Kilka sekund później pojawił się tam facet z wąsem ubrany w garnitur, który przypominał te z czasów wojennych. Wręcz przeciwnie nie miało to złego wydźwięku. Idealny krój, zadbane szycie i klasa. Takich ludzi spotykało się coraz mniej.

- Agnieszko. - ujął jej dłoń i okrył swoim dotykiem. Po chwili zauważył towarzysza w mej postaci i przybrał wyprostowaną pozę. Przeszliśmy do wymiany imion oraz zwykłego, męskiego przywitania. 

- Miło mi Pana poznać. - uśmiechnąłem się życzliwie i zmierzyłem wzorkiem odziane w złote ramy, wysokie filary. 

- Widzę, że mamy chłopca z duszą. Świetnie! - jednym z palców podwinął swój wąs do góry , a moment później zaprosił nas gestem dłoni do windy. - Zapraszam.

Kilkuminutowa podróż do nieba skończyła się dźwiękiem otwieranych drzwi i widokiem białej, w pół oświetlonej sali. Pan Fisz zaczął oprowadzać nas po jej zakamarkach, a na końcu poprosił o ocenę. Agnieszka ze łzami w oczach patrzyła na każdy schowany pod materiałem folii obraz. Wiedziała, że jej spełnienie snu zbliża się wielkimi krokami. Dopiero teraz poczułem dumę ze względu na uczestniczenie w czymś tak ponadczasowym.

- Moja asystentka omówi z wami sprawy dotyczące kateringu oraz oprawy multimedialnej. Ja muszę dokończyć sprawę związaną z zaproszeniami. Jeśli wybaczycie...- ukłonił się i poszedł w stronę bocznego holu. 

-Nieźle, co? - rozbawiona Agnieszka kręciła się wokół dodatków w postaci złotych foteli oraz małych żyrandoli w połowie zawieszonych między pasażami sali. 

- Zaczynam Ci zazdrościć. - odwróciłem się w stronę dochodzących z korytarza odgłosów stukających obcasów. To, do kogo należały, a kto pojawił się po kilku sekundach w tej samej sali co my, wprawiło mnie w osłupienie.

Mary. Nie przypominająca wyglądem zagubionej dziewczynki z zapałkami, stała, wlepiając swój przerażony wzrok w moją osobę. Miałem wrażenie, że niezręczną ciszę wypełni za moment dźwięk mego szalejącego serducha. 

Była jeszcze piękniejsza niż zwykle. Jej zachowana naturalność połączona z biurową garsonką, zaowocowała podwyższonym testosteronem i nie tylko. Kocie oczy próbowały ukryć wstyd przez podjęcie rozmowy i ukierunkowanie jej w stronę Agnieszki. 

- Agnieszka Mazur. - podały sobie dłoń.

- Marlena Iwańska. - odpowiedziała słodkim uśmiechem i przeszła do mnie. Świdrując w niej spojrzeniem, wyglądałem jak psychol. Nie mogłem przestać pochłaniać widok jej różowych ust, zielonych źrenic i nadal podniecającej, jak cholera skromności? - Dzień dobry. - przesunęła dłoń i jak gdyby nigdy nic kazała mi się przywitać. Kazała? Ten wzrok, który pragnął, abym zachował anonimowość naszej relacji. Jezu! Czy mogła przestać tak na mnie spoglądać?

Zgodziłem się i pierwszy raz od dłuższego czasu poddałem jej sugestii. Dotyk elektryzował każdą komórkę w mym ciele, a zrodzone między nami pole magnetyzowało całą przestrzeń. Nie wiem, dlaczego poczułem się jak ostatni kretyn. Szybko odszukałem w głowie słowa jej brata i odstąpiłem w tył, aby móc się odseparować.

- Pan Fisz przekazał mi wytyczne. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. - czemu utknąłem na jednym słowie?

- Oczywiście. Emil odpowiada sobą za całą oprawę kateringową. Wiem, że ma Pani jakiś pomysł związany z motywem, dekoracjami...

- Tak. - niezręczność nadal była problemem. Powietrze stało się cięższe od zwykłych oddechów. Usta, które wypowiadały najzwyklejsze słowa, stanowiły afrodyzjak. Jak mocno chciałem je ssać czy pieprzyć? Bardzo mocno. - Mam kilka propozycji, które wydają się odpowiednie...- podała nam obydwojgu menu wyspecjalizowane pod każdym możliwym względem. 

- Owoce morza, jabłkowe cydry, piaskowe babki...motyw morza? - Agnieszce bardzo podobały się takie klimaty. Marsylia, Rzym czy zwykłe jezioro. Mary trafiła w dziesiątkę.

- Złoto i błękit przeważa, jeżeli chodzi o wystrój czy paletę barw obrazów, więc...

- Zgadzam się. - rudowłosa z zadowoleniem oddała jej przygotowane jadłospisy. - Pierwsze wybory są zawsze najbardziej celne.

Przypomniałem sobie o mnie i Julku. W głębi duszy pragnąłem, aby myślała tak samo, jak Agnieszka. Byłem jej pierwszym wyborem. Jednak czy ostatnim?

- Jasne. - drżała z nerwów. Gdy odebrała podane oferty, chwyciłem szczegół. Płatek ucha, który potarła, dawał sygnał o podnieceniu. Jej znak rozpoznawczy. Tylko ja wiedziałem, co to oznacza. 

- Ma Pani umowę do podpisania? - przyjaciółka nie czekała na lepszy moment. 

- Jest u mnie w biurze. Nie sądziłam, że tak łatwo nam pójdzie. 

- Nie jestem konfliktowa, a twój szef bardzo Cię zachwalał. - nie byłem jedynym, który uważał ją za wyjątkową. Żadna nowość.

- W takim razie przyniosę ją...- gdy odchodziła, Agnieszka wpadła na jeszcze mocniej zwariowany pomysł. 

- Emil podejdziesz z Panią Marleną do biura? Ja muszę porozmawiać z serwisem sprzątającym. Te prześcieradła muszą wisieć tu, aż do wystawy. 

- Nie ma potrzeby...- głos Marleny uciskał w gardle tak jak w danym momencie moje spodnie.

- Zgadzam się. Nie ma co zwlekać, jeśli chcemy to załatwić na czas. - wyparowałem bez namysłu.

Przerażony wzrok brunetki łączył się z radością Agnieszki, która od razu popędziła w stronę windy. Gdy zniknęła, zostałem sam na sam z kimś, kogo pragnąłem mocniej od wszystkiego innego. Marlena uciekła niczym tchórz. Obróciła się na pięcie i popędziła w stronę holu. Gdyby nie fakt, że jej trzy małe kroki były moim jednym, pewnie zostałbym w tyle. Siedziałem jej na ogonie i zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później w końcu ją dogonię, a wtedy będziemy musieli wyjaśnić dosłownie wszystko.

***

Marlena

Stał za mną. Trzask drzwi do biura zrównał się z mym głośnym wdechem. Zdenerwowanie dotarło do czubków palców, które wystukiwały dziwny rytm na blacie drewnianego biurka. Wiedziałam, że to nadejdzie. Ten moment, w którym wszystko, co chroniłam, będę musiała oddać. Uczucia, prawdę i kobiecą wrażliwość nie tak łatwo było wyłonić na zewnątrz. To siedziało głębiej w ranach. 

- Mam rozmawiać z twoimi plecami? - niski, chrapliwy głos. Chciałam na niego spojrzeć, wykrzyczeć jak bardzo mnie skrzywdził i pocałować. Kolejność nieobowiązkowa, ale każda z pozycji konieczna. 

- Masz coś podpisać, nie mówić. - zajęłam się przygotowywaniem świstka, dla którego tutaj przyszliśmy. Byłam jednak przekonana, że nie był on głównym powodem tego spotkania w takich okolicznościach. 

- Chcesz mnie sprowokować? O to Ci chodzi? - nie wytrzymałam. Pełna obaw, ale również determinacji odwróciłam się w jego stronę.

Krótsze włosy oraz zarost współgrały ze sobą idealnie. Ciemnoniebieskie oczy wchłaniały mnie w siebie jak czarna dziura. Ubrany w najzwyklejszy czarny sweter oraz jeansy wyglądał jak najprzystojniejszy facet na ziemi. Był nim. Dla mnie zawsze był pewnym siebie dupkiem z idealną facjatą. Takiego go pokochałam.

- Podpiszesz to i rozejdziemy się w swoje strony. - wskazałam palcem na dokumenty leżące za mną. 

- Nie sądziłem, że możesz być jeszcze bardziej pociągająca i wkurwiająca.

- Ja tak samo. Tyle że twoja osoba przede wszystkim skupia mnie na tych drugich uczuciach. - prychnęłam i ironicznie się uśmiechnęłam.

- Naprawdę chcesz przekreślić możliwość normalnej rozmowy? - postać Agnieszki nie była przypadkiem. To o niej mówił, gdy dzwonił do Gośki. Jeśli chciał mnie przeprosić i zniknąć, to w dupie miałam taki rodzaj rozmowy. Chciałam walki, gdzie mimo świadomości szkód, będę mogła coś ugrać.

- Mamy o czym rozmawiać? Daniel nie żyję, Gośka pomaga Ci w odbudowaniu firmy, a ja mam swoje życie. Wyjaśnione. Proszę. - wzruszyłam ramionami.

- To ty ją poprosiłaś. - uśmiechnął się przy tym, jak dziecko do cukierków. - Nadal się o mnie martwisz? Po tym, co Ci zrobiłem?

- Raczej co sobie zrobiłeś. - wywróciłam oczami. 

- Słucham? - zbliżył się o dwa kroki, a uczucie mrowienia na ciele powróciło.

- Oh błagam! Nie udawaj, że jakieś chore zasady stworzone przez nie żyjącego człowieka, to świetny pomysł na odpokutowanie win! Czy to jest w jakikolwiek sposób logiczne? - miałam ochotę go udusić. Uparty, jak cholera nie widział, że poza tym, co między nami było, to tylko sobie zaszkodził. 

- Zabiłem twojego brata! - nie słyszał samego siebie.

- Zabił go pieprzony egoizm, alkohol i zbytnia pewność, że jest nieśmiertelny. - zamknęłam twarz w dłoniach, odpychając od siebie wizję zmarłego brata. - Wiem, że nie miałeś pojęcia, iż jestem, kim jestem. To jestem w stanie wybaczyć i zrozumieć.

- Wybaczyć? Przecież...

- Jednak jakkolwiek mocno chciałabym, abyś dorósł do bycia ze mną, wiem, że to nie jest ten moment. - popatrzyłam na niego. Poważnie i bez wstydu spojrzałam w błękitne oczy, które ubóstwiałam. - Wiesz, że nigdy Ci tego nie powiedziałam...że Cię kocham? I to tak cholernie mocno, że aż boli świadomość, iż robisz sobie krzywdę?

- Mary. - widziałam zaskoczenie pomieszane z ulgą.

- Musimy podpisać te cholerne papiery. - gdy odwróciłam się, by wyjąć teczkę i przejść do konkretów, zrobił to. Podszedł do mnie i szarpnął tak, bym znów na niego spojrzała. Byłam w błędzie. Kompletnie nie przemyślałam tego, co po chwili zrobiłam. To nie była naiwność czy uległość. Po prostu zakochany człowiek, na Boga, nie myśli.





2 komentarze:

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger