czwartek, 11 stycznia 2018

GDYBYŚ TYLKO WIEDZIAŁ (III)


Prześmiewcze spojrzenie, a potem zszokowany wyraz twarzy, utwierdził mnie w przekonaniu, że popełniłam ogromny błąd. Sąsiad próbował powstrzymać wybuch śmiechu, który krążył w jego ustach. Jednocześnie patrzył prosto w moje oczy, jakby chcąc usłyszeć iż żartuję. Nie wiedziałam co mnie podkusiło. Czemu akurat on? W końcu każdy, by się nadał. Niestety nawet ja w to nie wierzyłam. Daria była wyjątkowa, wysublimowana i pełna seksapilu. Żeby odpuściła kąsek w postaci mojego przyjaciela, na froncie musiał pojawić się ktoś całkowicie oderwany od stereotypowego samca alfa. Człowiek tak idealny, że nie może istnieć. Bartek oczywiście nim nie był, ale posiadał pewne cechy, które przy wspólnej pracy, mogły przynieść efekt.
- Ty mówisz poważnie? - założył ręce na krzyż i uważnie wyłapywał jakikolwiek ruch moich źrenic. Nachylił się, by komicznie wyolbrzymić sprawę. - Serio? - patrzył spode łba.
- Krótka piłka, idziesz w to? - nie miałam ochoty na wyśmiewanie mnie, z resztą czasu było coraz mniej. Daria była sprytnym lisem, więc potrzebowałam w swoich szeregach wilka. 
Zmrużone oczyska i ten śliniący się pysk, którego język oblizywał wargi. Patrzył na mnie jak na ofiarę. Szowinista, jakiego świat nie widział, a raczej materialista. Kobiety jak przedmioty — dewiza życia każdego samca alfa.

- Co będę z tego miał? - stanął w rozkroku, zakładając dłonie na biodra. Swoje ciemne włosy zaczesane do tyłu, zbyt długie w swej okazałości, jak dla mnie. Dodatkowo para roztarganych jeansów oraz niechlujnie uprasowana koszula. Jeżeli miał mi pomóc, musiałam zmienić go w prawdziwego gentlemana. 

- Zakochaną modelkę. - skwitowałam, wzruszając ramionami. Jej los jakoś mnie nie obchodził. Parszywa larwa powinna zostać wykorzystana, tak jak to ona miała w zwyczaju robić z Michałem. 

- Kobietę do łóżka, mam rozumieć? - podszedł kilka kroków na tyle blisko, iż odczułam chłodny, miętowy oddech na moim policzku.

- Daria jest w twoim typie. - uśmiechnęłam się złowrogo.

- Skąd znasz mój typ Klaro? - parsknął śmiechem. Wskazującym palcem podniósł pasemko włosów opadające na mój policzek i założył je za ucho. 

Cios w ramię tylko go rozbawił. Mściwe spojrzenie także nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Jak można było gadać z tym typem, bez udziału fizycznych podbojów z jego strony?

- Odgryzę Ci go następnym razem. - mocne zaciśnięcie szczęki zabolało, kiedy wypowiadałam te słowa przez zęby.

- Wyposzczona, zakochana i zdesperowana. Nie ma chyba nic gorszego, od takiego typu kobiet. - cofnął się o krok i zmierzył mnie od stóp do głów. 

- Co ja tutaj w ogóle robię? - zamknęłam oczy i prychnęłam w swoją stronę, gdy zbierałam torebkę do wyjścia. - Nigdy nie zdobyłbyś Darii.

Gdy znalazłam się tuż przy białych, drewnianych drzwiach wyjściowych, dopadł mnie i obrócił w swoją stronę. Mocno szarpnął za przedramię i tym samym miał mnie w pozycji, gdzie plecy dotykały jedynego wyjścia z wilczej nory.

- Ty rzucasz mi wyzwanie?! - czyżbym załechtała męskiego ego? Czekałam, aż nadstawi drugi policzek, ale Bartek nie był typem miłosiernego człowieka. - Jesteś za cienka w tych tematach!

Od początku zdawało mi się, że go znam. Jaskrawa zieleń oczu niczym u węża, których ciemny kolor obwódek pasował do włosów. Usta, które najprawdopodobniej stworzył chirurg, a nie Bóg, wyglądały zachęcająco. Wadą mogłaby być ich suchość, ale jaka kobieta odważyłaby się ich nie zwilżyć, gdy na to pozwolił? Na przykład ja. Kompletnie nie mój typ. Wysportowane ciało i ciekawe rysy twarzy oraz wiedza w tematach intymnych, nie czyniła z niego łakomego kąsku. Może straciłam kobiecą wrażliwość oraz pasję, a może zwyczajnie odpychało mnie bycie kolejnym numerkiem?

- Cwaniak. - zaśmiałam się, gdy patrzył w moje oczy. Dłonie zablokowały mi pole ucieczki, gdy rozłożył je po obu stronach mojej głowy. Nie bałam się, nie drżałam, ale mocno irytowałam. - Jesteś tylko manipulantem. Taki człowiek nie uwiedzie kobiety z klasą.

- Takiej, jak ty? - odsunął się, czyli zrobił coś, czego się nie spodziewałam. - Ty uważasz się za wyznacznik honoru kobiety? Jestem w stanie złamać każdą z was, tym bardziej zwykłą szarą mysz.

- Naprawdę? - odstąpiłam od drzwi i złapałam za klamkę. - Jesteś tego taki pewien?

- Pomogę Ci. - wygiął usta w ironicznym uśmiechu, a potem cmoknął na głos. - Lubię wyzwania. W szczególności takie, których nagroda będzie wyjątkowo zabawna.

- Daria nie jest typem śmieszki. Ostrzegam, będziesz miał trudności.

- Kto tutaj mówi o Darii. - oparł się tyłem o biurko, a potem z uśmiechem na ustach, kolejny raz rzucił okiem na moje ciało. - Nagrodą zostanie mózg operacji. Co ty na to?

- Żartujesz? - nachyliłam się delikatnie, co zahaczyło o jego wzrok na moim biuście. Szybko wyprostowałam posturę i zmrużyłam oczy. - Mam się oddać w zamian za uratowanie przyjaciela?!

- To chyba sprawiedliwy wyrok. - uniósł jedną z krzaczastych brwi. - Oczywiście bez nachalności. Tylko kolacja i masaż. 

- Sądzisz, że to ja Ci ulegnę? - zaśmiałam się na głos, a raczej wybuchłam. Nie mogłam powstrzymać się przed lekkim komentarzem na temat jego pewności siebie. - Jesteś ślepy, czy głuchy? Słyszysz się?

- Dobra, dobra. - podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. - To jak? Umowa stoi? - przez kilka minut ciszy, wbiła się w głowę myśl. Myśl, że kto igra z ogniem, może się poparzyć. Nie wiedziałam jednak, że to początek drogi do sprzedania mojej duszy diabłu.




Dwa dni pracy, a potem weekend odpoczynku stanowczo postawił mnie na nogi. W szczególności końcówka, która pokazała mi jaśniejsze strony współpracy z sąsiadem, a także naświetliła plan działania. Afiszowana całą sprawą oraz wielkimi przygotowaniami, które szły Michałowi coraz lepiej, postanowiłam interweniować. Zadzwoniłam tuż przed niedzielnym popołudniem i wyrwałam go na miasto, by zjeść trochę zdrowego jedzenia.

Dieta musiała zostać utrzymana, a po utracie kilku kilogramów, co było znacznym sukcesem, nie zamierzałam się poddać. Z czasem nawet polubiłam jajeczne pasty oraz chude, gotowane mięso. Jedyną niestrawność miałam przy spotkaniach wraz z Darią oraz pożeraczem kobiecych serc, który i jej kawał mięśnia miał zabrać ze sobą.

- Co porabiałaś przez ostatnie dwa tygodnie? - popijał zimną lemoniadę, a potem delikatnie przeczesał grzywkę opadającą na jedno oko. Naprawdę był przystojny. Michał wyrobił się jak mało kto i chociaż pewnie się powtarzałam, dopiero teraz zaczęłam to zauważać.

- Wzięłam się za życie. - ja co jakiś czas łykałam zimną, niegazowaną wodę i uśmiechałam się, patrząc na jego dobry humor. Nie chciałam znać powodu dobrego humoru, ale ubóstwiałam, gdy w nim.

- To tak, jak ja. - oblizał usta i spojrzał na fontannę tuż obok Uniwersytetu. - Pamiętam, jak na trzecim roku Jasiński wleciał tam bez majtek. - kiwnął na nią, a potem spojrzał na mnie.

- Zrobił to, bo był pijany. - chciałam ukryć wstyd, który spowodowany był wspomnieniami. 

- Z tego, co pamiętam, to przegrał zakład. Zakochał się w takiej jednej przebiegłej lisicy. - zaczepił mnie łokciem, a ja oddałam uszczypnięciem w ucho, co nie było łatwe przy jego wzroście. 

- Jesteś okropny. - nie wiem czemu, zdecydowałam się na czerwoną spódnicę przed kolano. Jakby to miało znaczenie w ratowaniu przyszłości najlepszego kumpla. On cenił mnie mimo wszystko. Za to ubóstwiałam jego inteligencję, a nie zwierzęcy popęd.

- Szczery. - wyszczerzył się, a potem znów na mnie spojrzał. - Promieniejesz. - miał rację. Iskrzyła we mnie radość, gdy tylko mogłam z nim pogadać. Jako przyjaciele stanowiliśmy duet wszech czasów, ale nawet kobieta jest w stanie znaleźć w przyjaźni różne podteksty. Pierwszy z nich właśnie wpadł mi do głowy. Czyżbym oszalała? - Te nogi zasługują na gęsią skórkę. - spojrzał na dół mojej spódnicy. Czy on mnie podrywał?

- Ile piw wypiłeś przed spotkaniem? - zmrużyłam oczy i na moment stanęłam w miejscu, zamiast dotrzymać mu kroku. Po sekundzie również zastopował kurs i odwrócił się w moją stronę.

- Cieszę się, że mi wybaczyłaś. Za tamto. - spuścił wzrok i chrząknął. 

- Podlizujesz się, bo chcesz załagodzić konflikt? - udałam obrażoną, ale oczywiście grałam na potrzeby kolejnego ruchu. 

- Nie, Klara posłuchaj...- gdy próbował się tłumaczyć, wylałam na niego resztkę wody, a potem pokazałam język niczym pięciolatka.

Wybałuszając oczyska, popatrzył na mokry sweter, by następnie uchwycić mnie. Pokręcił głową i mruknął coś pod nosem. W tym czasie zdążyłam już czmychnąć na tarasy uczelni. Przebiegłam przez drogę, próbując uciec jak najdalej od srogiej zemsty.

- Nie uciekniesz! - dogonił mnie w połowie ogrodu i przewiesił przez ramię. Miałam nadzieję, iż spódnica zakryje goły tyłek lub chociaż jego część. Wiatr jednak nagiął jej materiał i utwierdziłam się w przekonaniu, iż jestem intymnie bezpieczna. Co do reszty, cóż zapłaciłam swoją cenę.

Po kilku sekundach zobaczyłam, jak jego stopy wchodzą do zimnej wody w fontannie, a następnie jego tułów nachylił się do przodu i zrzucił mnie do niej. Przerażona nie zdążyłam wyhamować więc, zamiast wyhamować, wylądowałam na tyłku.  Piszcząc z zimna, drżąc, dostałam sporadyczny i dość szybki ratunek. Michał rozbawiony, ale jednocześnie ogarnięty współczuciem podał mi dłonie. Woda sięgała teraz do połowy łydek, ale spódnica wraz z bielizną całkowicie nią przemoczona, ociekała strumykami z powrotem do fontanny. 


- Przepraszam! - popatrzył na mnie z politowaniem.
- Jasne. - upewniłam go, by w następnej sekundzie popchnąć i zastać w takim samym stanie. 

- Klara! - otworzył usta i spojrzał na mnie spode łba. Syknął przez usta i wstał bez mojej pomocy. - Jesteś okropna. - wybuchnęliśmy ogromnym śmiechem, co skwitował uścisk. Musieliśmy ulotnić się przed powiadomieniem straży. Wyrwani z żywiołu Posejdona, wyszliśmy na brzeg i skierowaliśmy kroki w stronę ciemnego zaułku, by móc trochę się osuszyć. Dobrze, że dzisiejszy dzień był gorący.

- Dziękuję. - wyciskałam litry wody z czerwonego materiału.

- Ciekawe co ja mam powiedzieć. - prychnął. - Ja sobie niczego nie wykręcę. Nie wsiądę taki do samochodu, bo Daria mnie ukatrupi. - pokręcił głową.

- Mam w domu kilka par spodni po Pawle. Będzie jak znalazł. - wzruszyłam ramionami i spojrzałam na niego z nadzieją.

- No nie wiem, jest już późno. - próbował się wykręcić, ale ja nie zamierzałam odpuszczać. W końcu wolałam, by nie zachorował. Wtedy miałabym na głowie nie tylko Darię, ale i cały zastęp ślubny.

- Do mnie trasa to jakieś dziesięć minut drogi pieszo, do Ciebie...czterdzieści minut. Wolisz zadylać przez miasto z mokrym kroczem czy przebrać się, poplotkować i spłacić dług, który spowodowany jest twoją krytyką?

- To jest szantaż! - ruszyliśmy w drogę do mojego mieszkania. 

- To jest szczerość! - popchnęłam go delikatnie, a potem znów spojrzałam na smukłe i ostre rysy twarzy. Czekoladowe oczy lśniły od zabawy oraz gwiazd, które odbijały się od jego ciemnych źrenic. 

Czyżbym zwariowała?
***

 Godzina nie była zbyt późna, więc z rozluźnieniem chichraliśmy się na schodach, prowadzących na piętro do mojego mieszkania. Żartowaliśmy ze studenckich czasów, porównując znajomych do sławnych osób. Michał wydurniał się, jak nigdy dotąd, parodiując zachowanie i docinki profesorów. W takim humorze nie byłam od dawien dawna, a przyjacielski spacer przerodził się w fajną wyprawę.


Gdy dotarliśmy pod wejście, z kieszeni jeansowej kurtki wyjęłam klucze i przekręciłam w nim zamku, otwierając je. Michał szedł krok w krok za mną, nadal wybuchając śmiechem niczym lokomotywa, przygotowująca się do startu. Kręciłam głową, oblizywałam usta i zapomniałam o ustalonym wcześniej planie.



Polewając pierwszą lampkę, spotkałam się z gromiącym spojrzeniem brązowych źrenic, ale druga załagodziła obyczaje, dając pozwolenie na kolejne. Nawet nie zorientowałam się, kiedy przenieśliśmy się na podłogę i skończyliśmy butelkę winiacza.



- Nieźle. - wzdychnął głośno i ułożył ciało na leżąco. Ręce założył pod głowę, a potem zamknął oczy.



- Zwariowałeś. - palcami przeczesałam brązową grzywkę, a potem odsunęłam dłoń. Nie wiedziałam, jakim cudem zdecydowałam się na tak odważny krok. Musiałam zmienić temat. Nie potrzebowałam kolejnej kłótni i wytykania mi mojej beznadziejności. 



Michał jednak nie zareagował negatywnie. Uśmiechnął się i zamruczał pod nosem. Nagle otworzył oczy, a następnie podniósł się do pozycji siedzącej. W moment uchwycił pustą butlę po winie, a sekundę później leżała ona na środku dywanu.



- Zagrajmy w prawdę i wyzwanie. - popatrzył na mnie miną szczeniaczka, a potem wytarł oblizane usta rękawem bluzy.



- Jesteśmy we dwójkę. - uniosłam brew, rozglądając się na boki.



- To, co. - wzruszył ramionami i zakręcił szkliwem. Przeznaczenie lub głupi przypadek trafił na mnie.



- Wyzwanie. - zaskoczony podrapał się po brodzie.



- Nieźle. - odpowiedział bez chwili wytchnienia. - Jesteś pewna?



- Dawaj. - machnęłam dłonią. 



- Przynieś drugą butelkę. - wybuchłam śmiechem, a dusząc się nim, nagle wylądowałam na dywanie. 



Pojawił się tuż nad moją twarzą i spojrzał prosto w oczy. W tym momencie przestałam się śmiać. Lekka pozostałość po wykrzywionych i zadowolonych ustach została, ale wzrok utkwił w jego. Suchość i duszność rozpoczęła wędrówkę w płucach i dobiegła do krtani. Nie mogłam wydusić słowa, zniszczyć zbieg okoliczności, a w efekcie straciłam panowanie. Nie wiem, kiedy nasze usta, złączyły się w pocałunku. Podniosłam głowę, on zmniejszył dystans i poszło.



Męskie dłonie podsadziły mnie na kuchenny blat, które oświetlał jedynie blask kilku świeczek. Pełna butelka wina spadła na podłogę i roztrzaskała się na małe kawałeczki. Nawet to nie powstrzymało zwierzęcego instynktu. Ciało wołało o więcej bliskości, a Michał nie zostawał temu obojętny. Gdy palce mocniej zaznaczyły ślad na pośladkach, odleciałam. Niczym stęsknieni kochankowie, nie mogliśmy odpuścić.



Dopiero huk dobiegający od strony korytarza, zastopował wybuchową mieszankę. Odsunęłam się od Michała i odwróciłam głowę w stronę hałasu. Brunet nie zamierzał jednak przestać. Usta kreśliły teraz ścieżkę wzdłuż szyi i zmierzały do piersi. Z każdym mocniej żarliwym pocałunkiem, łomot stawał się głośniejszy. W końcu odskoczyłam od niego i poprawiłam zmięte od pieszczot ubranie. Czułam na sobie pożądliwy wzrok, który chciał dokończyć. 



Czy też tego pragnęłam? Jak cholera! Przez moment zastanawiałam się, jak długo mogliśmy zwlekać z takim zakończeniem. Mimo wszystko musiałam uspokoić kogoś, kto zakłócałby nasz spokój bardzo długo. Jeśli miałam mieć Michała tylko dla siebie, noc musiała być wyjątkowa i bardzo intymna.



Podążyłam w stronę drzwi, a potem z miną rzeźnika otworzyłam je jednym, mocnym ruchem. Przede mną stał nikt inny, jak nie konkurentka w postaci szczupłej blondynki, która niczym GPS odnalazła mój dom oraz zamkniętego w nim Michała. Bez przywitania oraz kultury wparowała do środka, od razu znajdując mojego przyjaciela, a raczej kogoś więcej. 



- Możemy pogadać? - spojrzała na niego ze łzami w oczach.



- Mówiłem, że nie chce Cię znać. - nie rozumiałam sytuacji.



- Nie odwołałeś niczego, czyli wierzysz mi. Michał naprawdę Cię nie zdradziłam. - rozmowa niczym z paradokumentu patologicznej rodziny, przeradzała się w jawny cyrk.



Poza jej obecnością, w głowie utknęła niewygodna myśl, która doprowadzała mnie małymi krokami na skraj cierpliwości.



- Powiedz to swojemu trenerowi. - wzruszył ramionami. Nie spoglądał na mnie. Coś jakby wyparowało, gdy tylko pojawiła się przy mym boku. Nie czułam na sobie już żadnego spojrzenia, a zostałam jedynie świadkiem dziwnej sytuacji.



- Ma rodzinę. Szantażował mnie. - wręczyła mu do ręki plik dokumentów oraz jakąś płytę. - Policja zgrała mi jego wiadomość na skrzynce. Myślałam, że przepadła. Groził mi. 



Niewzruszony stał i spoglądał na nią z niewyraźną miną. Kolejna sekunda pokazała jedną z zagrywek zakochanej Darii. Udawane łzy, krzyk i ucieczka z mojego mieszkania, by wzbudzić wyrzuty sumienia, poskutkowała. Gdy tylko prysła, jak bańka mydlana, zostawiając nas samych, poczułam chłód. Bijący tak mocno od strony jedynego faceta, na którym zawsze mogłam polegać.



- To się nie wydarzyło. - nie mogłam pojąć, że jeszcze przed kilkoma minutami miałam zostać zastępczym środkiem na złamane serce. Po kilku sekundach dotarło, ale mój organ nie złamał się na pół. Eksplodował od nadmiaru emocji i złości. - Przepraszam. - dodał spokojniej i wyszedł z mieszkania. 



Zostałam sama. Zużyta, zmieszana i lekko pijana od uczuć, które nagromadziły się w żołądku, powodując mdłości.



Kolejny łomot przyprawił mnie o atak białej gorączki. Niczym rozwścieczony byk, wtargałam się przed drzwi i znów otworzyłam je na oścież. Gdyby stała tam zazdrosna Daria, tak jak sobie to wyobrażałam, wydrapałabym jej oczy. Na nieszczęście do kompletu musiał dołączyć przerośnięty, zbyt pewny siebie samiec alfa imieniem Bartek. 



- Witam sąsiadkę. - uśmiechnął się, a nagle zza pleców, wyłonił butelkę wina, które właśnie odbijało się w moim przełyku.



Jakimś dziwnym trafem zawsze pojawiał się w nieodpowiednich momentach, ale ten szczególny został mu okropnie nagrodzony. Mini sekunda, w której zwieńczyłam jego przybycie, została najgorszą z chwil, które przeżył. Obrzygane buty to nie koniec świata? Ten koniec był nim na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger