środa, 10 stycznia 2018

Niewypał (IV)

Dzisiejszego dnia to ja wstałam wcześniej. Oczywiście specjalnie uknułam w nocy plan co zrobić by dać temu idiocie nauczkę. Upięłam włosy i ubrałam się w letnią opinając czarną sukienkę, która odkrywała plecy przy tym również tatuaże na rękach oraz plecach. Do tego białe sandałki i lekka biżuteria w złocie była wyjątkowo udanym doborem dodatków. Puszczając głośno muzykę, która rozniosła się na cały dom miałam nadzieje, że obudzę Adriana.
Z uśmiechem na ustach tańczyłam nalewając nam do kubków kawy, a potem kroiłam pomidora na cienkie plasterki. Kiedy wszedł refren High Way to Hell od razu usłyszałam ostry wrzask i bieg w stronę odtwarzacza. Adrian momentalnie zwinął się z kanapy, a potem sprawnie wyłączył muzykę spoglądając na mnie.
-Czyś ty do końca...- nie skończył. Poczułam jak mierzy moje ciało od stóp aż po końcówki włosów. 
-Nie moja wina, że musisz spać na kanapie. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam się z talerzem w jego stronę. Podeszłam do stolika i zaczęłam przygotowywać miejsce na jedzenie.
Kiedy skończyłam samotnie usiadałam na jednym z krzeseł i zajęłam się kanapką. Nadal jak wryty wpatrywał się w każdą czynność, którą wykonywałam skąpo ubranym ciałem. Plan zadziałał.
-Coś nie tak? - zapytałam obojętna.
-Nie, nic...- szybko odwrócił wzrok i zobaczyłam jak głupio poczuł się w tej sytuacji. No tak. Nie wolno było mu się wychylać przez dwa miesiące. To będzie istna katorga dla jego ego. - Zawsze uprzedzaj zanim będziesz chciała wysłać mnie na tamten świat.
-Uprzedzam. - puściłam mu oczko.
-Bardzo zabawne. - ogarnął łóżko i chwycił w swoją dłoń czysty podkoszulek aby po chwili włożyć go na siebie. O mało co, a zadławiłabym się kanapką. Nie mówię, że na mnie działał w jakiś mocny sposób, ale jednak był przystojniakiem.
Usiadł naprzeciw mnie i od razu upił kilka łyczków kawy.
-Gdzie się tak wystroiłaś żonko? - zaśmiał się pod nosem.
-Cóż. Mam dzisiaj miłe spotkanie. - ja również podniosłam do ust brązowy płyn. 
-Przecież umawi....- nie dokończył.
-Umawiałam się, że nie powiem nikomu, iż nasze małżeństwo jest sfałszowane. Jeżeli nie powiem o nim w ogóle to również się liczy.
-Nie grasz fair. - pokręcił głową i zajął się kanapką.
-Jak zazwyczaj. - po chwili wstałam i wzięłam z ramienia krzesła swoją torebkę. - Dobra, lecę. Obowiązki wzywają. Nie zmieć domu.
-Do następnego. - zgrywał się, ale doskonale wiedziałam, że zaszłam mu za skórę. Był ciekawskim osobnikiem, a ja nie wychylałam się ze swoim życiem osobistym na tyle by mógł mnie szantażować informacjami. Z resztą ciekawego w mojej przeszłości nic nie było.
Omijając samochód mojego brata weszłam do środka studia i od razu poszłam przywitać się ze wszystkimi.
-Pani kierownik wróciła. - uśmiechnął się Rafał. Jeden z najlepszych młodych tatuażystów na rynku. Kiedyś żadna z firm nie chciała mieć z nim nic do czynienia. Bez szkolenia, młodziak z pasją nie był zbytnio dobrym kandydatem na pracownika. Dałam mu szansę, jak każdemu. Zapłaciłam za szkolenie, a jego nazwisko samo niosło się przez rynek naszego miasta. Dorobił się ładnej marki, jak i również zrobił ją mojemu studiu.
-Mamy się bać szefowo? Nigdy tak Pani nie szalała poza terenem...- Olaf puścił oczko do Rafała i uśmiechnęli się do siebie kończąc rozstawiać sprzęt na swoje miejsca.
-Olafku słyszałeś o czymś takim jak zemsta feministek? - uśmiechnęłam się w ich stronę. Od razu wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - Gdzie Diego?
-W biurze jak zawsze. Ma dzisiaj zły humor więc nie radzę drażnić naszej Pani Księgowej. 
-Poradzę sobie. - od razu skoczyłam na górę i lekko zapukałam w drzwi otwierając je. 
-Kto nas uraczył swoją obecnością? - popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem. - Możesz mi powiedzieć gdzie do cholery...
-Zamilcz. - pogroziłam mu palcem. - Płacę Ci za pomaganie mi, a nie bawienie się w szefa.
-Dobra. To łaskawie wyjaw mi dlaczego jako twój cudowny pomocnik nie mogę dodzwonić się od trzech dni i dodatkowo pozamykać nierozwiązanych finansowo spraw. Połowa kwoty jest ok, ale co z drugą? Sama powiesz chłopakom czy ja mam to zrobić?
-O czym ty mówisz?
-O tym, że w tym miesiącu wypłat nie będzie. 
-Co ty piepszysz? - pokręciłam głową.
-Zyski nie są takie jak wcześniej, a ja mam dość bawienia się w amatorkę. Plus moja odprawa też będzie liczyć się do kosztów.
-Coś ty powiedział? - myślałam, że gra ze mną w berka.
-To co słyszałaś. Znam Cię dwadzieścia lat. Wychowaliśmy się razem. Nie potrafisz utrzymać swojego życia na stabilnym poziomie, a co dopiero zarządzać firmą. - wstał i podszedł do mnie patrząc prosto w oczy. - Ciekawe jak poradzisz sobie beze mnie?
-Przynajmniej nie będę musiała słuchać twojego jazgotu na temat tego jak marnujesz się tutaj. Leć wysoko, ale uważaj żeby jakiś gołąb nie narobił Ci na głowę. - uśmiechnęłam się i pokazałam na drzwi.
-Nie musisz mnie odprowadzać. - uśmiechnął się i jeszcze raz wzrokiem zmierzył całe biuro wraz ze mną, a potem szepnął coś pod nosem. Zniknął po kilkunastu sekundach. 
W szoku i natłoku wydarzeń byłam gotowa upić się do nieprzytomności. Opadłam na skórzane krzesło i zaczęłam przeglądać papierki. Sprawa wyglądała tragicznie. Kończąc przeglądać dokumenty zeszłam na dół. W drzwiach zobaczyłam Adriana, który wraz z  papierową torbą stał czekając na jakiś znak. Chłopaki popatrzyli się na nas dziwnie.
-Żonka potrzebuje drugiego śniadania? - myślałam, że to wszystko to zły sen.
Olaf wraz z Rafałem popatrzyli w naszą stronę i zakryli usta by nie wybuchnąć salwą śmiechu.
-Żona? - Rafał w końcu wydusił z siebie słowa.
-To pewnie Ci utalentowani tatuażyści, o których wspominałaś. - Adrian podszedł do nich i przywitał się kulturalnie. - Twardo was trzyma tak jak mnie?
-Czasami. - skrzywił się Olaf. - Fajne dziary.
-Widzisz kochanie nie tylko ty masz tak cudowny gust do facetów. - puścił mi oczko blondyn i wyszczerzył zęby.
-Mogę prosić Cię do mojego biura kochanie. - wlałam na twarz sztuczny uśmiech i szybko weszłam na piętro otwierając drzwi. Gdy wszedł za mną poprosiłam go gestem ręki by szybko je zamknął.
-Upadłeś na głowę, cegła spadła Ci na łeb albo wiem...wypiłeś coś. Gadaj co tu robisz! - piszczałam tak by chłopaki nie usłyszeli naszych słów.
-Nie ładnie. - pogroził mi palcem i podchodząc do mnie na bardzo bliską odległość rzucił torbę na jedną z półek. Wiedziałam, że to tylko pretekst by zostać ze mną sam na sam i osiągnąć cel. - Żeby tak odwdzięczać się cudownemu mężowi za drugie śniadanie? - krążył wzrokiem po moich ustach gdy wypowiadał te słowa. Jego dłonie znów ułożyły się na biodrach.
-Przestaniesz się w to bawić. Nie jesteś zabawny. - lekko zachrypniętym głosem powiedziałam. Co się ze mną działo? Czemu tak na niego reagowałam? W normalnej sytuacji rzuciłabym się na niego. Ale to był Adrian. Ten Adrian. 
-Wiesz, że prędzej czy później to się stanie. Czemu niby mamy czekać wieczność? Jesteś w końcu moją żoną...- szepnął do ucha i znów popatrzył na moje usta. Jego zarost lekko podrapał płatek ucha, a po ciele przeszedł dreszcz. Wiktoria, kłamstwa i wczorajszy gest w moim kierunku dodały pewności siebie. Wyzwoliłam się z jego dotyku i odwróciłam w drugą stronę.
-Tą żoną, którą chciałeś od razu zostawić po wspólnie spędzonej nocy. - miałam nadzieje, że zrozumie.
-Zależy Ci? To tylko seks. Ewka błagam Cię chyba nie wierzysz w tą całą uczciwość, wrażliwość małżeńską na temat bzykanka. Z tego co wiem nie tylko ja rano obudziłem się z kacem moralnym. - założył ręce na piersi i mówił. Zażenowana spojrzałam w przeszłość.
Zależy Ci? A co jeśli nawet mała garstka uczuć w jego stronę miała ochotę by mi zależało? Nigdy nie byłam typem człowieka uczącego się na błędach i z chęcią piepszyłabym się z nim na tym biurku. Więc co było tą niewidzialną ścianą oddzielającą mnie od korku w jego stronę? 
-Nie jestem typem laski na małżeństwo, ale również na bzykanie i mieszkanie pod jednym dachem. - mówiłam poważnie i całkiem dobrze z tego wybrnęłam.
-Chodzi o tego faceta, z którym masz się spotkać? Jest niby w czymś lepszy? Z resztą żeby to porównać musisz sprawdzić...
-A tobie co tak nagle zależy żeby mnie zaciągnąć do wyra! - teraz krzyknęłam na głos. Miałam nadzieje, że się przestraszy. Od razu spoważniał. - Jak na razie to ty jesteś tym, który zamiast trzymać dystans i nie poznawać się idzie w zaparte jak zacięta płyta. 
-Nie to nie. - od razu spoważniał i obszedł moją osobę tak by chwycić za klamkę od drzwi. - Inne na pewno będą chętne. 
Piepszony błazen! Po co w ogóle przychodził i zajmował czas? Nie rozumiałam jego bezpośredniości zawikłanej w tajemnice. Rozmasowując skroń usiadłam obok biurka. Musiałam szybko znaleźć księgowego i starać się wymazać dzisiejszą sytuację z Adrianem z pamięci.







Wchodząc do domu miałam nadzieję na brak obecności Adriana. W tym momencie na rękę byłby mi gdyby bzykał w jakimś barze głupią siksę, która skusiła się na mięśniaka o blond czuprynie, którego muszę nazywać mężem. 
Rzeczywistość jednak miała mnie w dupie. Ogarnął mnie żal i złość gdy zobaczyłam jak przegląda coś w laptopie siedząc przy stoliku. Nie chciałam się kłócić więc nawet słowem nie odezwałam się w jego stronę. Lepiej dmuchać na zimne, prawda?
Odrzuciłam torbę na blat i poszłam nalać sobie zimnej wody dla orzeźwienia organizmu.
-Zawiedziona, że muszę tutaj być co? - to on chciał wojny. Nie spojrzał na mnie. Mówił dalej przeglądając jakieś strony.
Wzięłam głęboki wdech i zamierzałam udawać niemowę. Marzyłam o ciepłym prysznicu oraz śnie. Po trudnych chwilach przyszły trudniejsze. Zawodowe oczywiście. Co ja miałam zrobić bez Wojtka? Mój najlepszy przyjaciel wywalił na mnie ogon i zwiał uśmiechając się pod nosem.
Kiedy skierowałam kroki na korytarz by dostać się do łazienki znów usłyszałam głos. Tym razem to nie było pytanie.
-Odpowiedz mi. - popatrzył na mnie i wstał. - Mogę zniknąć jak chcesz. Jestem w tym dobry. Wrócę za dwa miesiące i rozliczymy się.
Pokręciłam głową lekko mrużąc oczy i prychnęłam pod nosem.
-Najłatwiej jest uciec nie? - szepnęłam i znów skierowałam kilka kroków do łazienki. Kolejny raz zatrzymał mnie jego głos.
-Jak na razie to ty uciekasz. Jak zwykle z resztą. Znam Cie trzy dni, a mogę powiedzieć więcej niż ktoś kto tylko Cię bzyknął.
-No to wal Romeo! - krzyknęłam i szybko podeszłam do niego. Popchnęłam go i znów krzyknęłam. - Jakie nowości masz na mój temat!
-Jesteś agresywną małpą, która manipuluje ludźmi. Mieszkasz sama i żyjesz w swoim świecie bo tak Ci jest wygodnie. Jak człowiek robi coś po twojej myśli to jest okej, gorzej ja ma własne zdanie! Czepiasz się ludzi o dosłownie wszystko i walczysz z całym światem żeby pokazać jaka to ty nie jesteś pokrzywdzona przez los. Masz mieszkanie, ciepły kąt, pracę, cudownych znajomych i jak podejrzewam cudowną rodzinkę. W życiu nie doświadczyłaś grama złości tego świata i mścisz się z byle jakich powodów bo twierdzisz, że wszystko Ci się należy i to ty ustalasz zasady gry. - nie mogłam uwierzyć jak pogubił się w moim zachowaniu, a co dopiero w życiu.
-Nawet nie wiesz jak głupim jesteś obserwatorem. - szepnęłam tylko i znów odwróciłam się plecami.
-Coś pomyliłem czy pominąłem?! Może pokaż mi swoją wersję? Cały czas uświadamiasz mi jak bardzo musiałem być przygłupi żeby zamiast Cię zakopać jako skarb po prostu się z tobą ożeniłem.
-Chcesz wiedzieć? Naprawdę? - teraz to ja wyciągnęłam na stół wszystkie karty. - Kiedy miałam rok moja matka alkoholiczka podrzuciła mnie pod Krakowski bidul. Dziesięć lat byłam katowana przez rówieśników bo moja mamusia "po prostu mnie zostawiła, brzydziła się mną", a oni są tu z powodów problemów rodzinnych. Następne osiem lat żyłam na własny rachunek gdy adoptowała mnie ciotka Wiktorii. Jak się okazało odnaleziona ciotka po osiemnastu latach zorientowała się że warto byłoby pomóc. Przez dwa następne lata nadrabiałam zaległości by ogarnąć naukę, iść do lepszej szkoły i zdać maturę, na którą myślałam, że mnie nie stać. Potem wyjechałam za granicę żeby zarobić na kawałek chleba i odłożyć pieniądze na swój kąt. Wróciłam po trzech latach w końcu "na swoje''. Z pomocą mojego przyjaciela z bidula, który przy wypadku dnia dzisiejszego kopnął mnie w dupę i odszedł założyłam studio. Pięć lat walczyłam z nałogiem, który jak się chyba okazuje mam we krwi bo jedyne czego chcę w momentach gdy tacy jak ty patrzą na mnie i mnie oceniają to zajebać się czystym spirytusem, a potem zapomnieć o tym świństwie, w którym żyłam. Więc nie mów mi jak łatwo przyszło mi zdobyć swój dom, moje życie i odrobinę prywatności bo gówno wiesz na temat mojej osoby!

Zobaczyłam jak drętwieje. Skóra jego twarzy zrobiła się blada. Złość, która we mnie kipiała odeszła na moment i od razu nakierowała mnie na łazienkę. Zamknęłam drzwi i ześlizgując się w dół po drugiej stronie drzwi ukryłam twarz w dłoniach. Wdech i wydech. Tylko to mi pozostało by nie pozwolić łzą lecieć. 
Kilka sekund później usłyszałam pukanie do drzwi.
-Ewa. Przepraszam. - usłyszałam głos Adriana. - Nie powinienem.
Wstałam i mocno otworzyłam drzwi. Wiedziałam, że kilka łez jednak zostało na twarzy.
-Chcesz mnie w łóżku? Proszę. Bierz sobie...nie jestem więcej warta niż małe bzykanko. - podeszłam do niego i popatrzyłam prosto w oczy.
-Nie zamierzałem Cię..bzyknąć. - szepnął. - Chciałem się z tobą przespać. W jednym łóżku. Spróbować...
-Co? - myślałam, że głuchnę.
-Spróbować coś z tego ogarnąć. Nawet nie wiesz jak dziwnie mnie kręcisz.- blondyn i jego miedziane spojrzenie wlało się w moją twarz. Zgolił zarost i obciął włosy. Nie drastycznie. Dopiero teraz to zauważyłam.
Kto pierwszy miał się złamać? On. Niestety byłam w tym beznadziejna. Pocałunek smakował czymś więcej niż tylko złością i adrenaliną. Odrywając się od jego ust szybko umknęłam na bok.
-Dobranoc. - czemu znów uciekłam?
Nie miałam pojęcia. Chciałam zasłużyć na to wszystko? Może zwyczajniej w świecie kolejny raz uciekłam. Miłość smakowałam tylko po promilach. Nigdy na byłam w stanie poczuć ciepła drugiej osoby trzeźwym okiem. Bo ja nigdy nie byłam w stanie czuć. Aż do teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger