czwartek, 11 stycznia 2018

BEZ ZNACZENIA (VI)

Kończąc tydzień na taksówkach, marzyłem o chwili świętego spokoju. Pogodzenie prowadzenia lokalu z fuchą kierowcy nie było łatwe. Rehabilitacja jednak kosztowała krocie, ale człowiek, któremu ją obiecałem i zamierzałem spełnić obietnicę, wiedział, że nie ucieknę od odpowiedzialności. Przy gorszych momentach, zmęczeniu oraz złości wspominałem sobie weekend w towarzystwie Marysi. 
Brunetka wyrwała mnie spod kalosza ciągłych imprez, a zachęciła do zwiedzania pobliskich bibliotek. Trzeba było przyznać na początku, zrobiłem to tylko ze względu na szacunek i cały projekt, który przygotowywały z Justyną. Jak miałem walczyć z kobiecym kręgiem uwielbienia? Stracona pozycja i biała flaga to jedyne co mi pozostało.

Kiedy zielone oczy świdrowały w tytułach, dotykały okładek, na moment wyciszałem się i skupiałem całą swą uwagę na tym procesie. Było coś magicznego w jej opowieściach, dziecięcej fascynacji i naiwnym postrzeganiu świata. Kobieta o tak delikatnej duszy była dla przeciętnego faceta jedynie kolejną z dziur. Przez moment przebiegła mi jednak myśl, że może z drugiej strony to właśnie ją uratuje. Wiara w bezgraniczną miłość nie pozwoli na to, aby pozwoliła traktować się w niewłaściwy sposób. W innym przypadku służyłem pomocną pięścią. Tego mogła być pewna.
Telefon migoczący na bocznym siedzeniu, odebrałem zaraz po zahamowaniu pod firmą. 

- Hej. - szepnąłem, przeciągając się. 

- Witam. - słyszałem, że była podekscytowana. - Justyna zaprasza nas na imprezę. Kupiłam specjalną kreację z Gosią. - zapomniałbym o pani kurator. Marysia wspominała, że niezły z niej numerek. Może w innych okolicznościach, chciałbym, aby mnie osadzono w takiej placówce, kto wie.

- Mam sprawdzić, jak w niej wyglądasz, zanim wyruszysz? - ziewnąłem na głos. Wyczuła, że nie jestem chętny do zabawy.

- Nie. Nie ważne. - prychnęła, chcąc zmienić temat. Wiedziałem, że głupio jej o cokolwiek poprosić. W głosie jednak wyczułem, że bardzo czegoś chce. 

- Mów. - poprosiłem delikatnie. - Nie jestem w nastroju, ale dla Ciebie zrobię wyjątek, przyjaciółko.

- Myślałam, że mnie podwieziesz. Na początku myślałam, że pojedziesz, ale...skoro nie, to ja dzisiaj wymyślę jakieś plany.

- Czy ty uzależniasz wszystko od mojego zdania? Jestem twoim kumplem, nie ojcem. - przez moment ciszy, martwiłem się o zwrotną odpowiedź. Gdy nadeszła, odetchnąłem z ulgą.

- Masz rację. Po prostu trochę boję się tych ludzi. Jeśli to tacy sami wariaci, jak ty? - małe szpilki w jej wykonaniu nie godziły w ego. Męska rzecz radzić sobie z kobiecą złośliwością. 

- Strzeż się. - zacharczałem i subtetlnie się pożegnałem. - Baw się dobrze.
Dystans. Tego musiałem się trzymać. Przyjaciele zachowują dystans. Miałem nadzieję, że to minimalnie zwiększy szansę spokojny sen. A te nie zdarzały się odkąd ją poznałem.


***
Marlena
Gośka poszalała jak nigdy dotąd. Włosy układała z dobrą godzinę. Gdy skończyła kręcić ostatnie pasma z przodu mojej głowy, zamknęłam oczy. Jeśli zrobiła ze mnie jedną z laleczek, które wydymają usta na zdjęciach, to alibi dla morderstwa lokówką miałam zapewnione.

- Otwórz te patrzałki. - klepnęła me nagie ramię i uśmiechnęła się. Najpierw pozwoliłam sobie zmierzyć to jednym, zmrużonym okiem. Potem dołączyło drugie i oniemiałam. Postać w lustrze nie przypominała starej, zardzewiałej dziewczynki. Ciemne włosy lśniły pod kolor bluzki w stylu hiszpanki, której granatowy kolor kontrastował z różem na policzkach. Rzęsy podkręcone do góry, nie należały do mnie. Nie mogły. Nigdy w życiu nie mogłabym wyglądać tak inaczej i kobieco.

- Ja, ja. - złapałam za płatek ucha, a blondynka natychmiastowo pochwyciła moją dłoń i przytuliła ją do swojego policzka.

- Tak, to ty kokietko. - zaśmiała się. Poczułam w jej głosie pewien rodzaj wzruszenia. Czegoś tak miłego i rozczulającego me serduszko, że zachciało mi się zniszczyć makijaż.

- Nie! - zamachała dłońmi, patrząc na me wykrzywione w dół usta. Błyszczały się niczym brokat na laurkach świątecznych. - Nie waż się! - śmiech, który rozwalił wrażliwy nastrój, udzielił się nam obu.

- Dziękuję. - dotykałam sprężynek wokół twarzy i gładziłam je z każdej strony.

- Moja robota wykonana. O której po nas zawitają? - gdy wstałam i sprawdziłam zegarek, chrząknęła. Nachylając się, musiałam coś zrobić. Stłuczka, rozdarte spodnie? Błagałam o łagodny wymiar, a raczej rozmiar, ale Gośka uparła się w sprawie każdej części garderoby. Idealna kandydatka jako stylistka dziewczyn do wzięcia.

- Niezły tyłek. - klepnęła mnie w lewy pośladek i zachichotała, odskakując na bok. - Mam nadzieję, że ten twój kolega nie zwariuję, jak Cię ujrzy.

- Jego nie będzie. Przyjedzie za to jego kumpela. 

- Kumpela? - uniosła wzrok. - Zadajesz się z zajętymi facetami? - jej zawodowy żargon, który dotyczył problemu rozbitych małżeństw. 

- Tak. - wzruszyłam ramionami, które co jakiś czas oblatywał dreszcz. Dobrze, że kupiłyśmy również jeansową kurtkę. Skór, lateksów nienawidziłam. - Ponieważ nic do niego nie mam. - położyłam dłoń na serduchu. - Na śmierć i życie, Gosia. 

Niczym kot, nieufnie przyjęła ten stan rzeczy. Pokręciła głową i wzięła głęboki wdech. Złapała za torebkę i spojrzała w lusterko, by ostatni raz spojrzeć na swą idealną twarz oraz wyprostowane i świeżo obcięte włosy.

- Jasne. - pięść w gardle rozwinęła się. Czemu czułam ten ucisk? Przekonałam ją. Ją, prawda? Siebie nie musiałam. Choć coraz częściej wydawało mi się to koniecznością.




***
Emil
Wieczór mijał o wiele mozolniej od całej reszty dnia. Zastanawiając się nad wyborem filmu, pomyślałem o brunetce, która zakochana była w romansach. Czy posiadałem coś w swojej kolekcji? Przeminęło z wiatrem, wysunęło się na początku całej puli. Stara farsa o zakochanym bez pamięci arystokracie. Czemu sobie to robiłem? Nie wiem. 

Takie filmy ogląda się z rodziną, kobietą, przyjaciółką. Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie dziewczęcy śmiech, który do niej należał. Wtedy gdy opowiadała o niestworzonych zwrotach akcji, strojach, książkach, rysunkach, zdjęciach. Była pewna życia, jak nikt inny, a mimo wszystko bardzo się go bała. Czemu? Tego starałem się dowiedzieć. W pewnych momentach odchodziła. Zmieniała tematy, zwracała uwagę na kompletne błahostki i skupiała na nich całą swą uwagę. Odcinała się od uczuć. Może posiadała ich za wiele jak na tak małe ciało?

Ciało, które stanowiło świątynie myśli każdego napotkanego faceta. Napotkanego? Co, jeśli...Nie. Nie miało prawa bytu, aby ktoś na nią spojrzał. Była skromna, delikatna i miała przy sobie wsparcie. Justyna, jej przyjaciółka i kilka innych osób. Przecież umiała się obronić. Obronić? Przed czym idioto? Przed napalonym facetem, który przyzna się, że go kręci? - głos w głowie, zacisnął dłonie w pięści. - Nie jestem jej właścicielem. To Marysia. Kumpela. Fajna znajoma z bujną wyobraźnią. Może nie tylko tym, ale...

Obraz w głowie, który pojawił się zaraz po tych kilku słowach, wlał we mnie niczym w naczynie, lawę gorąca. Jakiś obcy facet, który prawi jej komplementy, całuje jej uszy, policzki i usta. Usta, które wyglądały w świetle dnia niczym wata cukrowa. Przecież to niemoralne! Zachód słońca, happy end i osamotnienie starego wilka? Czemu grunt pod nogami zaczął kruszyć się jak moja pewność co do emocji?

Zielone oczy były piękne. Jej ciało nie kontrastowało z brzydkim charakterkiem. Wręcz przeciwnie. Było uzupełnieniem niewiadomych. 

- Dość. - złapałem za telefon i wykręciłem numer Justyny. 

- Witaj, przystojniaku. - nie było mi wcale do śmiechu.

- Jest tam gdzieś Mary? - musiałem sprawdzić, czy nic jej nie jest.

- Jasne. - odparła. - Tańczy na parkiecie. Lecą stare, dobre kawałki. Gośka też nieźle się rusza.

- Tylko Gośka? - wysapałem, mierzwiąc wilgotne od deszczu włosy. 

- Tak. Klub dla lesbijek jest dość specyficznym miejscem. - oddech wypoziomował się. Wywracając oczami, złapałem rezon. 

- Fajnie. - Gośka jednak nie była mi pisana. Marysia była bezpieczna. - To miłej zabawy. 

- Pozdrowię je. - wyciszenie męskiego ego i nadopiekuńczej powściągliwości? Misja zakończona.

Przeminęło z wiatrem, wleciało na odtwarzacz. Jeśli się katować, to tylko tym.



***

Marlena
- Jesteś pewna? - któryś z kolei kieliszek, był o jednym za dużo. Zafascynowana głośną muzyką, drapieżnym rytmem nocy, całkowicie odleciałam. Klub dla lesbijek był całkiem niezłym pomysłem. Oprócz kilku fajnych kelnerów, którzy zakładając byli również bardzo tolerancyjni, mogłam w spokoju bez skrupułów wyszumieć wszystkie złe myśli.

Justyna wiedziała, że mam problemy. Wściekła na Emila za nietrzymanie języka za zębami, wygłuszyłam ją na najbliższe kilka godzin. Niepewność do facetów mogła zniknąć, dzięki stopniowej przemianie. Najpierw otwarcie się na społeczeństwa wolniejsze i myślące nieszablonowo, a później kto wie?

Nie zrezygnowałam z miłości. Nie chciałam przelotnego seksu w toalecie czy w mieszkaniu, które rano pozostanie opustoszałe z mym rozbitym na kawałki sercem. Testowanie swojej granicy jest świetną zabawą, dlatego też musiałam ją poznać. Skoro miałam być szczęśliwa na wieczność to z kimś idealnym. Jeśli by się nie zjawił? Co się wytańczę to moje. Nawiązywanie kontaktów też było wyskokiem z progu. Życie nie polegało w końcu jedynie na tym ckliwym momencie, w którym chcę żyć długo i radośnie. Na razie samodzielnie chciałam utorować tę drogę.

- Co pijemy następne? - Gośka krzyczała, wachlując się jedną z podstawek od piwa. - Jestem spragniona.

- Kobiety? - barmanka oblizała usta i spojrzała na przyjaciółkę. Czyżbym nie zauważyła?

- Nie, kochana. Ale przyznam, że mi schlebiasz. - przyjaciółka pogładziła jej dłoń i poszła w stronę baru.

Justyna wyczuła moment. Opięta na biuście skórzana przepaska, która służyła jej za bluzkę, jednoznacznie krzyczała o możliwości dogłębnej obdukcji. 

- Emil dzwonił. Pytał, czy jest z tobą okej. - upiła łyk soku pomarańczowego i odgarnęła włosy, przyklejające się do spoconego czoła. 

- Przecież nie chciał tutaj być! - krzyknęłam, skupiając swój wzrok na tancerzach. Tu było tak niesamowicie! Całkowicie luźno, swobodnie i inaczej od zacisza domowego.

- On chyba jednak ma coś do Ciebie! Nie z przyjaciela! - nie do końca usłyszałam cały kontekst, ale wyrwałam pojedyncze słówka i poukładałam je w hipotetyczna całość.

- Fajny z niego przyjaciel! - przejęta zbyt długim oczekiwaniem na drinki, wstałam i sama popędziłam w stronę baru. 

Gośka rozmawiała z jakimś facetem. Gej, który kusi się na rozmowę z panią kurator, był scenariuszem godnym opowieści braci Grimm. Nawet sam Tolkien, by tego nie wymyślił. 

Po krótkiej chwili obserwacji nie wyczułam dziwnej energii, która powinna się kumulować. Blondynka śmiała się w najlepsze, dokazywała i...zagryzała dolną wargę. Ten facet nie był gejem! Przestraszona miałam zamiar szybko zniknąć z pola widzenia. Głos Gośki przekreślił wszelkie plany i zmusił mnie do ponownego ataku.

- Mary. - ze sztucznym uśmiechem na ustach, zawróciłam i podeszłam do grupki znajomych. przy których stała blondynka.

Tajemniczy 
towarzysz blondynki w przyciemnianych, karnawałowych okularach, spojrzał na mnie. Po kilku sekundach zdjął je z nosa i podał swą dłoń. Napięcie elektryczne spięło nas we wzajemnym uścisku. Tkwiłam, nie mogąc oderwać oczu od jego dwukolorowych w barwie tęczówek.

- Julek. - nachylił się i ucałował wierzch mej dłoni.

Małymi kroczkami zbliżałam się do przepaści. Ujrzałam ją i chciałam skoczyć. Był tam. Stał i uśmiechał się oczami. Czyżbym się zakochała?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger