czwartek, 11 stycznia 2018

GDYBYŚ TYLKO WIEDZIAŁ (V)

Męski pomiot rozwalony na mojej kanapie wsłuchiwał się w muzykę płynącą z radia, a w dłoni trzymał piwo. Z rozpiętą na kilka guzików białą koszulą, uśmiechem na twarzy, spoglądał przez okno. Ja oparta o blat uważnie go obserwowałam. Po licha się u mnie zjawiał, skoro wyjaśniłam mu powód zakończenia naszej współpracy? Tego byłam cholernie ciekawa i tylko dlatego po wyjściu rodziców, nie przepędziłam go, gdzie pieprz rośnie.

- Czego chcesz? - odważyłam się zapytać, stojąc nad nim niczym kat.
Ręce położyłam na biodrach niczym mama,
 która przyłapała syna na wagarach.


- Blondynki. - wyszczerzył białe kły, a potem zaczął ruszać brwiami w górę i dół. - Mimo twego okropnego gustu co do facetów, który jestem w stanie wybaczyć swoją drogą...pomogę Ci. 

- Czemu? Znowu grasz bohatera? - warknęłam, mrużąc oczy.

Zielone grzeszne źrenice powędrowały ścieżką obserwacji mojej postury. Z delikatnym zaskoczeniem odstawił alkohol na blat stolika i wstał. Okrążył me ciało kilkakrotnie, a na końcu pojawił się tuż przed nosem.

- Co zrobiłaś z seksownymi kształtami? - zdziwiony chciał pożreć mnie wzrokiem, ale walnęłam go w ramię i tym samym zastopowałam.

- Schudłam? - wyminęłam umięśnione, dociekliwe czupiradło, wchodząc do kuchni. - Ty masz swoje panienki, ja siłownie. - wzruszyłam ramionami.

- Nieźle. - klasnął w dłonie. Odwróciłam się, trzymając w ręce kubek z ziółkami. - Naprawdę się zakochałaś. - prychnął, bawiąc się moim kosztem.

- Masz minutę, zanim wyrzucę Cię z mieszkania. - oblizałam lekko poparzone wargi i podeszłam do niego z wrzątkiem. Spojrzał na zawartość naczynia. 

- Gorąca i nieobliczalna. Nie dziwne, że straciłem głowę. - drwił ze mnie, ale resztki sentymentu, które zachowałam, zatrzymały nerwy przed podjęciem ostatecznych kroków. 
- Za chwilę jej nie odzyskasz. - pogroziłam.

- Co on ma...- zażartował. - Zresztą...- przeciągnął - Jestem w stanie to zrozumieć. Wiele kobiet miało to ze mną. - był nadęty i dumny z wypowiadanych słów. Powoli zaczęło brakować mi starego, normalnego Bartka. Tego, który nabrał szacunku do naszej relacji, albo przynajmniej samej mnie. 

- Z pewnością. - popchnęłam go ramieniem i usiadłam na parapecie, patrząc przez okno. Miasto żyło pełnią poniedziałkowego szumu. Michał znów próbował się dodzwonić, ale tym razem to nie ja dopadłam telefon.

Spanikowana popędziłam w stronę Bartka, który właśnie usiłował zrujnować mój plan unikania przyjaciela. Skakałam wokół niego, próbując dosięgnąć dłoni.

- Bartek, chłopak Klary. - gdy usłyszałam te słowa, poczułam, jak zapadam się pod ziemię. - Tak, już ją daję. - zasłonił mikrofon i spojrzał na mnie. - Do boju, kurczaku.
Z lekkim niezadowoleniem, chwyciłam za aparat.

- Hej. - szepnęłam z udawaną radością. Michał nie zorientował się w kłamstwie, a wręcz przeciwnie bardzo zagłębił się w temat.

- Chłopak? Klara nie jest za wcześnie? Przecież Paweł...- próbował mnie umoralniać, a ostatnim razem nie miał wyrzutów sumienia, by wykorzystać sytuację i przy okazji mnie.

- Bartek jest przy mnie. - warknęłam, ostrzegając go, aby przestał działać mi na nerwy. Mimo emocji nadal czułam żal. - Czego chcesz?

- Dziś mamy kolejny bankiet, ale dla znajomych. - nie brzmiało to, jak zaproszenie, ale propozycja. Jak dla zwykłej znajomej. Informacja bezzwrotna. - Przyjdźcie, jeśli masz ochotę. - dodał. Czekałam na nawiązanie do ostatniej pomyłki, która dla mnie była początkiem uczuć w jego stronę. 
Bartek słyszał każde słowo. Odległość dzieląca jego ucho i telefon była na tyle minimalna, że wiedział o wszystkim. Gdy zastanawiałam się nad odpowiedzią, ochoczo zaczął kiwać głową. Uniósł w górę kciuk i się uśmiechnął.

- Będziemy. - szepnęłam niechętnie i rozłączyłam połączenie.

- Szykuje nam się cudowny wieczór. - przeciągnął ciało i opadł na kanapę. 

Miałam mieszane uczucia, albowiem wiedziałam, że plan i zakład znów zaczął obowiązywać. Chciałam Michała na wyłączność, a demon, który okupywał kawałek miękkiego mebla, miał zamiar mi pomóc. Pytanie brzmiało, czy nadal bezinteresownie?



Choć początkowo nastawiałam się negatywnie, powoli zmieniłam koncepcję i otworzyłam się na propozycję Bartka. Przedyskutowałam z nim tematy związane z naszym poznaniem się, hobby, ulubionymi kolorami, a nawet imionami dzieciaków. Wierzyłam, że plan może się udać, a Michał padnie z zazdrości. Czemu? 

Cicha nadzieja podpowiadała mi, że jest ktoś, na kogo czeka się latami, a kto jest blisko nas i być może nawet próbuje nas kochać. Michał zawsze był przy mnie. Pamiętałam każdą rozmowę, rozwiązywanie problemów, wspólne nocki oraz zabawy. Trzymał się tak blisko, a ja dopiero po kilkunastu latach zorientowałam się, że chcę tylko jego. Dotyk, którym obdarował mnie pamiętnego wieczoru, uderzył do głowy.

Byłam prawie pewna, że gdyby nie Daria, moglibyśmy być szczęśliwi. Tak, jak wtedy gdy przechadzaliśmy się po kampusie, wpadając do wody, a potem pijąc u mnie wino. Moglibyśmy mieć wszystko. Musiałam jednak na to zapracować, czytaj odciąć pasożyta, który zabrał mi tę możliwość.
Piwne oczy obrysowałam ciemną kredką i roztarłam jej krawędzie. Nie malowałam się tak mocno od czasów liceum, ale przekonałam się przecież, że nie każdy powrót musi być tym złym. Oczy zmieniły się. Były całkiem ładne, wyraziste i kobiece,a nawet nabrały ciemniejszej głębi spojrzenia. W kształcie migdałów, który zawsze wydawał mi się mdły i pospolity. Rzęsy, dość mocno pomalowałam i podkręciłam. Po kilkunastu machnięciach, oczy wydawały się jeszcze większe. Skupiając wzrok na ich odbiciu w lustrze, przypomniałam sobie czasy podstawówki. Gdy byłam dzieckiem, nie przepadałam za nimi.
Pamiętałam tylko jeden komplement usłyszany na imprezie studenckiej. Ktoś powiedział, że wyglądają jak miód pitny. Jeden jedyny raz czułam, że nie jestem przeciętna, ale z biegiem czasu, adoracje ustały.
Usta były raczej drugorzędną wartością. Nawet przy odrobinie błyszczyka, zawsze wyglądały komicznie. W bu przypominającym serce. Zbyt obfite, nadęte. Nos? Wielkości ziarenka, kontrastował z dość dużą, pozostałą gospodarką facjaty. Policzki skurczyły się od kilku zbędnych kilogramów, będących jedynie wspomnieniem. Wyglądałam lepiej i czułam się tak.

Obraz Darii w zapewne najpiękniejszej sukni, ułożonych włosach oraz znikomym makijażu, który nie był jej potrzebny, przyćmił pewność siebie. Nakładając delikatny odcień różu na ponton, który nazywany był ustami, zatrzymałam się. Tkwiąc w jednym punkcie, próbując złapać oddech. Stres i smutek zjadał mnie żywcem, choć mocno chciałam udawać, iż jest inaczej.

Obojętna i zrezygnowana spojrzałam za siebie i podeszłam do czarnej długiej sukni, której zwykły materiał był obszyty tiulem. Była cudowna. Oderwana od rzeczywistości, przypominająca kreację na galę rozdania nagród. Zakupy w towarzystwie Bartek nie były spełnieniem marzeń, ale trzeba było przyznać mu punkt za styl. Ubierał się lepiej od większości kobiet, choć sam o tym nie wiedział.
Po zerwaniu obcięłam prawie dziesięć centymetrów czarnych włosów. Dziś zauważyłam, że przybyła mi ich połowa. Czas się zatrzymał, a ja wraz z nim. Stałam przed lustrem, ściągając z siebie podkoszulek oraz dresy, w które wskoczyłam zaraz po prysznicu. 

Ubrana w samą koronkową bieliznę, której negocjatorem również był Bartek oraz buty na obcasie, wyglądałam jak milion dolarów. Pierwszy raz od kilkunastu lat spodobało mi się, to co widzę.

Szmer za ścianą od razu skrępował nagą skórę. Przestraszona otworzyłam drzwi szafy i ukryłam się za nimi. Myśl, że Bartek mógł podejrzeć co nieco, całkowicie mnie zawstydziła. Oczywiście były pewne granice naszej znajomości, ale licho samo wie, co roiło się pod tą kopułą czarnych włosów. 

Momentalnie wskoczyłam w czarny, idealnie dopasowany materiał, którego koronka ciągnęła się po podłodze. Biorąc głęboki wdech, złapałam za zamek z tyłu, próbując go zasunąć. 

Szyje skropiłam tanimi perfumami z supermarketu. Po co miałam wydawać krocie na coś, co czasami ogranicza się do mydła oraz balsamu? Zwykłe złote koturny, bo szpilki nie były moją miłością, oraz delikatne upięcie fal z tyłu głowy dało dobry efekt. Wyglądałam komicznie i czułam się nieco jak klaun. Wystrojona średnia półka, która próbuje być daniem głównym. 

Mocując się z suwakiem, osłabiłam babski instynkt i nie czułam, gdy brunet wszedł do pokoju. Poczułam zimny dotyk palców, które ciągnęły opuszek wskazującego po karku,  idąc na dół wzdłuż linii pleców.

Dreszcz oraz zakłopotanie, zamroziły możliwość ruchu w jakąkolwiek stronę. Chciałam uciec, ale tak dobrze znany mi dotyk, pierwszy raz wywołał falę podekscytowania. Co się ze mną działo? Zapewne hormony w tak wyjątkowy dzień zaczęły buzować mocniej, a wiadome było, że to nie ułatwia powściągliwości.

Gdy usłyszałam dźwięk zasuwającego się do góry eklera, odetchnęłam z ulgą. Jego dotyk zniknął, a to już stanowiło połowę sukcesu do odzyskania równowagi emocjonalnie. Bądź co bądź on nadal istniał i stał w tym samym pomieszczeniu. To stanowiła druga, trudniejsza część.

W końcu odważyłam się odwrócić, by spotkać się z nim twarzą w twarz. Zobaczyłam uśmiech oraz coś, czego nie dałam rady opisać. Jakaś część, iskra w jego oczach była całkowicie inna od naturalnego spojrzenia w moją stronę. Obserwował mnie dość uważnie, nie spuszczając wzroku z twarzy. Po chwili złapał za dłoń i okręcił mnie tak, by móc ocenić kreację. Zmieszana skoncentrowałam się na innym punkcie niż jego oczy i chrząknęłam, by przełknąć gulę w gardle. Cholerna duszność znów dotarła do płuc, a ja bałam się o ciąg dalszy.
- Mam prośbę. - uśmiechnął się delikatnie i przykuł tym moją uwagę. - Nigdy nie potrafię...- wyjął z kieszeni czarny krawat, a potem oddał go w moje dłonie. Rozluźniając się delikatnie, zarzuciłam cienki materiał na jego szyję i rozpoczęłam wiązanie.

Nie byłam mistrzynią w tej dziedzinie, ale ostatnie lata spędziłam z facetem, więc zostało mi trochę doświadczenia. Zwinnie poradziłam sobie z przeciągnięciami i końcowym supełkiem. Podwójny książęcy, którego nauczył mnie ojciec, miał teraz na kim wyglądać.

Ubrany w elegancki czarny garnitur, o wiele lepszej jakości niż ten, w którym witał moich rodziców — co swoją drogą teraz wydawało się zabawne — wyglądał lepiej od niejednego biznesmena. Przy końcu zawiązywania, podciągnęłam materiał do góry i spoglądałam mu w oczy. Patrzył na dłonie i moje usta. Po skończonej robocie delikatnie pogładziłam materiał marynarki na sercu, a potem odstąpiłam na krok.
- Dzięki. - uciął i natychmiastowo zniknął z pola widzenia. - Taksówka czeka na dolę. - on tego nie zrobił. Coś wisiało w powietrzu. Czułam, że stąpamy po cienkim lodzie, nie zważając na tego konsekwencje. Pierwszy raz bałam się o siebie i Bartka. Pierwszy raz martwiłam się o jego uczucia. 
***
Bankiet rozpoczął się hucznym otwarciem szampana, dowożeniem alkoholu do stolików oraz pogaduchami. To nie był dystyngowany bal, choć wszyscy tak wyglądaliśmy. Humor i luźna atmosfera sprowadziła na ziemie wszystkie negatywne przeczucia, a potem zakopała je pod ziemią. Jeśli chciałam zagrać zakochaną i odzyskać Michała, musiałam się skupić tak jak i Bartek.

Brunet prowadził mnie pod ramię, co jakiś czas kłaniając się koleżanką Darii, które łakomymi spojrzeniami, konsumowały jego osobę. Poirytowana nie byłam, ale jakaś część mnie jęczała z niezadowolenia takim obrotem spraw. Nerwy na wodzy powstrzymywał fakt, iż to nie na nich skupiał swoją uwagę, a na mnie. 

Kilka minut po naszym przybyciu, pojawili się solenizanci. Bartek wlepiał zachłanny wzrok w narzeczoną Michała, a ja tkwiłam właśnie w nim. Upiłam łyk szampana, czekając na ich towarzystwo.

Długo to nie potrwało, albowiem Daria od razu wyczuła nowy obiekt do skonsumowania swojej nimfomańskiej aury. Bartek twardo stał przy mym boku, czekając na ich pierwszy ruch.

- Klara. - szatyn uśmiechnął się i podał dłoń Bartkowi. - Miło, że jesteście. To Daria, moja narzeczona. - blondynka uśmiechnęła się uwodzicielsko i wystawiła swą dłoń w kierunku bruneta. Bartek spojrzał na mnie przez ułamek sekundy, a później nachylił się, by pocałować delikatną, jak jedwab skórę.

- Co za maniery! - Daria zachwycona savoir-vivrem kompana wieczoru, spojrzała na Michała, jakby chciała wytknąć mu błędy. Niezadowolony z obrotu spraw przyjaciel popatrzył na mnie, chcący wydać polecenie uspokojenia Bartka. Nie był psem ani lokajem. Mógł robić, co chciał, ale musiał zachowywać autentyczność. Nie naszą winą było to, że blondynka leciała w ramiona każdego przystojniaka, pojawiającego się w okolicy. Michał był jej bankiem, a nie kochankiem. Ta różnica mogła zaważyć i na mojej przyszłości.
- Może się czegoś napijemy? - Michał przejął dowodzenie i zaprowadził nas w kąt sali, do cichego stolika.- Bartku, czego sobie życzysz?
- Może Klara coś wybierze? - brunet objął mnie w pasie i ucałował policzek, a ja zachichotałam w nienaturalny sposób. Brzydka świnka, pijąc drinka, wlepiała wzrok w bruneta. Michał uporczywie udawał ślepego bądź głupiego, żeby tylko nie ujrzeć prawdy. 
- Przyniesiesz mi lampkę wina? Białego? - spojrzałam na Bartka błagającym wzrokiem, a potem utkwiłam nim w Darii. - Czekaj kochanie...- zatrzymałam go. - Daria, znasz się na winach prawda?

- Ojciec ma winnicę na południu Francji. - zapewne kupioną przez Michała, ale to szczegół.

- Pomogłabyś Bartkowi? Ufam mu, ale jednak kobieta, kobietę zrozumie. - puściłam oczko i słodko uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Jasne. - ucięła, a potem podążyła za Bartkiem niczym cień.
Michał obserwował mnie spode łba, co rusz sprawdzając godzinę na zegarku. Głupi pretekst, aby unikać kontaktu wzrokowego i ślinić się na widok ładnej sukienki. Byłam inna, a to jak pewnie myślał, zawdzięczałam Bartkowi. Co dziwne — zrozumiałam w momencie — miał rację. 

- Gdzie się poznaliście? - wybuch pierwszych armat.

- Pod drzwiami mojego mieszkania. - nagle zachciało mi się mówić prawdy. Nie wiedziałam czemu na język, przychodzą mi słowa realne zamiast tych ustalonych z Bartkiem. 

- Żartujesz, prawda? - z prawdziwym uśmiechem na ustach, przypomniałam sobie pierwsze spotkanie. Jak głupia do sera, szczerzyłam się, sama doi siebie, jednocześnie patrzyłam na zawartość pustego kieliszka od szampana, który przywlokłam za sobą.

- Działał mi na nerwy, jak cholera. - popatrzyłam na szatyna i wplatałam w głowę obraz małej namiętności. Coś pukało w okna, które zakneblowałam na amen. Jakaś część serca drgała w przypływie innego wspomnienia.

Wspomnienie o mojej chorobie i jego trosce, a potem finale tego burzliwego dnia. To właśnie ta część gromiła mnie z góry i zamieniła nogi w watę. Dotarło do mnie, że chowałam się przed czymś, na co nie miałam wpływu. Michał, patrząc na mnie, widział obraz starej kumpeli w jeansach, która przyjmie co, los da. Bartek obudził lwią część, która kazała o siebie dbać i walczyć. Postawił mi poprzeczkę, ale jedynie po to, bym walczyła i była sobą. Nawet jeśli drażnił moje sumienie, zaczepiał co jakiś czas i był w tym okrutnie szczery. Nie udawał, że czegoś nie chcę, bądź nie może. 

Był typem, któremu świat nie ucieka przez palce, ale to on ucieka mu. Rodzajem faceta na wyginięciu, któremu pozwoliłam zniknąć i sama się od niego odpychałam. Dodatkowo sama popchnęłam go w stronę paszczy lwa. 
Zdenerwowana ucięłam temat i spojrzałam na ekran telefonu. Szybka wiadomość była ostatnią nadzieją. „Gdzie jesteś, musimy pogadać”. Odpowiedź przyszła dopiero po kilku minutach. „Zaraz będziemy. Muszę Ci coś powiedzieć”. Czyżby los się do mnie uśmiechnął?

Dotrzymał słowa i zaraz po wiadomości, ujrzałam nadchodzącą w nasze strony parę. Bartek rozbawiał Darię, a ta nie została mu dłużna. Gula w gardle nabrała ogromnej wielkości.

- Proszę. - oschły ton Bartka totalnie mi się nie spodobał. Byłam idiotką to fakt, ale Daria nie miała prawa robić tego na oczach Michała.

- Zatańczymy? - musiałam zostać z nim sam na sam.

- Tak. - odparł z udawanym uśmiechem i złapał mnie za dłoń.

Rytm Killing me soflty, Franka Sinatry rozkołysał parkiet zakochanych par i nas. Całkowicie głupich, błądzących po różnych ludziach, gdzie sami być może moglibyśmy stworzyć coś fajnego. Musiałam spróbować, dowiedzieć się co siedzi w jego głowie.

- Jak się bawisz? - zapytałam zdenerwowana, przypominając sobie zadowolenie Darii. 

- Całkiem dobrze. - oblizał usta.

Dopiero po kilku sekundach zauważyłam cień czerwonej szminki, która zachowała się za jego uchem. Serce stanęło w miejscu, a łzy, które nadciągały, zostały zablokowane przez poczucie dumy.

- Poszło tak łatwo? - spojrzał na mnie niezrozumiale, ale nie mogłam go winić. Sama nie chciałam jego uwagi, a teraz plułam sobie o to w brodę.
- Nawet lepiej. - dodał po kilku sekundach i przyłożył swe usta obok mojego ucha. Delikatny zarost spowodował dreszcze na całym ciele.

- Świetnie. - nie mogłam wydusić słowa.

- Oni się nienawidzą. - gdy powiedział to na głos, wydawało mi się, jakby przekonywał samego siebie. Pewnie nie uwierzyłabym, gdyby nie powaga, z jaką to mówił. - On nie jest taki święty, Klara. Coś tutaj nie gra. - czemu nadal skupiałam wzrok na rozmytej szmince, której odcień na jego skórze, raził jak promienie słoneczne.

- Co robimy? - miałam cichą nadzieję, że odpowie, iż możemy wyjść, porozmawiać.

- Gramy dalej. - mocniej przyciągnął mnie do siebie. - To może być warte o wiele więcej niż nasz układ. - ogłuchłam.

Skąd pomysł, że nagle zmieni się w czarującego faceta, skoro jedyne co potrafił, to igrać z ogniem? Byłam głupsza i bardziej ślepa niż Michał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger