czwartek, 11 stycznia 2018

BEZ ZNACZENIA (X)


***
Emil
Noc nie nale­żała do tych, z któ­rych byłem dumny. Prze­peł­niony roz­go­ry­cze­niem i zazdro­ścią nie potra­fi­łem usnąć. Sie­dząc samot­nie w czte­rech ścia­nach z daleka od niej, tra­ci­łem rów­no­wagę. Sku­piony na poje­dyn­czych zda­niach w fil­mie, sta­ra­łem się nie wyła­py­wać dwu­znacz­no­ści, która mogłaby odnieść się do naszej sytu­acji. Przez dwie godziny prze­ko­ny­wa­łem samego sie­bie, że cała fru­stra­cja minie. Dwie cho­lerne godziny nie dały jed­nak wycze­ki­wa­nej odpo­wie­dzi. Napisy koń­cowe, głu­cha cisza i nagle roz­brzmie­wa­jące z gło­śnika radia Wic­ked Games, Chrisa Isa­aka.
Wsia­da­jąc do auta, nie myśla­łe­mem nad tym, jaki czeka nas finał. Zapewne ni­gdy nie ode­zwa­łaby się do mnie, wie­dząc, że posia­dam dodat­kowy klucz. Dla­czego go zabra­łem? W momen­cie, gdy uświa­do­mi­łem sobie, że nie­zdolna do poru­sza­nia się przez kolejny atak, nie będzie mogła mi otwo­rzy­ć…d­mu­cha­łem na zimne.

Moż­liwe, że wewnętrz­nie pró­bo­wa­łem to sobie tro­chę banal­nie wytłu­ma­czyć, ale jeśli naprawdę miała ryzy­ko­wać życiem, wola­łem mieć pew­ność, by ją przed tym ostrzec. Mary­sia nie zasłu­gi­wała na to, byy zostać z tym wszyst­kim sama. W tym aku­rat nie odczu­wa­łem pod­tek­stu, nie ocze­ki­wa­łem niczego w zamian. Bez­pie­czeń­stwo bru­netki było prio­ry­te­tem. Kto inny czy­tałby mi te dziwne recen­zje ksią­żek, które pisali zde­wa­sto­wani kry­tycy? Była wyjąt­kową, choć sama nie zda­wała sobie z tego sprawy. 

Wcho­dząc do jej miesz­ka­nia, poczu­łem zapach wani­lii. Z uśmie­chem na ustach oraz bólem w klatce pier­sio­wej prze­mie­rza­łem kolejny metraż miesz­kal­nego anty­kwa­riatu. Książki poroz­kła­dane na każ­dej półce sta­no­wiły coś na wzór dowodu jej cią­głej obec­no­ści. Żyłam tym. Zgieł­kiem wewnątrz wła­snej głowy, zachwy­tem nad sło­wami innych ludzi, któ­rzy być może byli tak piękni i spe­cy­ficzni, jak ona. Kto inny mógł uczy­nić świat lep­szym niż ludzie two­rzący w gło­wie jego naj­lep­szy obraz?

Przy­sta­ną­łem przy jed­nym ze zdjęć. Mała bru­netka z tą samą zie­le­nią wewnątrz źre­nic, spo­glą­dała na zabawki oraz małego chłopca sto­ją­cego w rogu pia­skow­nicy. Byli podobni jak dwie kro­ple wody. Uśmiech oraz rysy twa­rzy odry­so­wane od linijki, utwier­dziły mnie w prze­ko­na­niu, iż patrzę na jej brata. Czemu mia­łem wra­że­nie, że ni­gdy o nim nie wspo­mi­nała?

Jeden jedyny raz w barze oraz jej smutny wydźwięk mówił o wiele wię­cej, niż myślała. Albo poważ­nie się pokłó­cili, albo cał­ko­wi­cie stra­cili ze sobą kon­takt. Wiele razy wspo­mi­nała o rodzi­cach, ale to z rodzeń­stwem jest się zwią­za­nym na wieki. Szcze­gólna więź jest nie­po­rów­ny­walna do innych. Zna­łem to z przy­kładu jed­nego czło­wieka, który dla sio­stry potra­fiłby zna­leźć i zabić ostat­nią osobę na ziemi. Tylko dla niej. 

Wspo­mnie­nie o Mar­le­nie zlało się w drogę ku Danie­lowi. Pamię­ta­łem każdy szcze­gół tego pie­przo­nego wie­czoru. To, co wyda­rzyło się mię­dzy nami, sta­no­wiło pew­nie dla niej pożywkę nie­na­wi­ści. Nie poże­gnała się z nim. Nie miała szansy. Zabra­łem go od niej o wiele za wcze­śnie i musia­łem spła­cać to w spo­sób cią­głych wyrzu­tów sumie­nia. To źle, że pró­bo­wa­łem ostrzec przed tym Mary­się? Aby nie skoń­czyła, jak sio­stra czło­wieka, który był dla innych przy­kła­dem? Zamknięta, pozba­wiona rado­ści do życia­…czu­łem, że zabrał­bym jej wszystko.
Postawiłem zdjęcie na swoim miejscu, a potem udałem się do salonu. Głucha pustka wzbudziła lęk. Co, jeśli się spóźniłem? Zresztą...na co? W głowie układałem plan idealnej rozmowy, w której obiecujemy sobie wzajemny szacunek, przyjaźń i obecność do końca dni. To brzmiało niczym przysięga małżeńska, a nie forma dyskusji na temat zwykłej, koleżeńskiej relacji. Wyobrażenie smukłej dłoni z obrączką na palcu wzdrygnęło ciałem po raz kolejny. Przecież nikt nie zamierza na Ciebie czekać idioto. - warknął głos, siedzący z tyłu głowy. Miał rację. Nikt na mnie nie czekał, a już na pewno nie ona. 

Sypialnia. Miejsce czułości, walki i bliskości w jednym było czymś w rodzaju komnaty tajemnic. Jej prywatna, mała przestrzeń, której nigdy nie miałem w zwyczaju oglądać, przyciągnęła do siebie. Stojąc przed drzwiami, machając dłonią nad klamką, zawahałem się. Czy mogłem to zrobić? Wejść do jej świata jeszcze głębiej, a potem spokojnie mówić o tym, jak o naturalnej ciekawości? Nie. To nie była sama ciekawość. Pragnąłem zobaczyć to, co ukrywała przede mną. Pod cholernym płaszczem, za tymi drzwiami, a przede wszystkim pod skórą. Krew płynąca w jej żyłach, skromne serce schowane przed strachem, to stanowiło kanon. Takich rzeczy nie spotykało się codziennie. Niecodziennie też pragnęło się nad nimi zawładnąć.

Trzask zamka i skrzypiący dźwięk nienaoliwionych drzwi wywołał falę ekscytacji. Zapalenie światła stanowiło jedynie formalność. Przed oczami ujrzałem materac oraz kilka koców rozwalonych na jego powierzchni. Ogromny, biały kwadrat stojący na drewnianym parkiecie w towarzystwie kilku szafek z książkami oraz świeczkami. Żadnego laptopa, zbędnych bibelotów. Zwykła, wolna przestrzeń, kusząca do wypełnienia jej wnętrza krzykami oraz gorącym powietrzem. Wyobraziłem sobie nagie, zaokrąglone ciało bezwiednie leżące na miękkim piernacie. Co bym dał, aby być obok niej?

Przesuwana część ścianki zaciekawiła męskie oko. Szybko znalazłem się obok i złapałem za wystający kawałek drewna. Ze środka uderzył przyjemny, cytrusowy zapach, który doskonale znałem. Marysia. Jej bluzki, sukienki w postaci dziwnych kreacji, rozśmieszyły wyobraźnie. Nie byłem fetyszystą, ale łapałem się na momentach, które sprawiały, że dane rzeczy kojarzyły mi się tylko z nią.

Czarny materiał z dużymi guzikami wisiał na końcu. Przykryty nowymi ubraniami, wyglądał zza nich niczym smutny, porzucony przyjaciel. Uśmiech zniknął pod warstwą niezadowolenia. Szybko pochwyciłem wieszak i zabrałem go od nieprzyjaciół. Trzymając ciężki materiał, pomyślałem o ciele, które niecałe kilka godzin temu zakrywał. 

- Chciałbym się z tobą zamienić. - powiedziałem na głos i nie zważając na wygląd sytuacji, wziąłem go ze sobą.

Sypialnia pozostawiona w nienaruszonym stanie, pożegnała mnie kolejnym zgrzytem drzwi. Człapiąc w stronę kanapy, palce mocniej zawinęły się wokół ciemnego materiału. Gdy usiadłem i położyłem go obok, coś poczułem. Lęk przed nieuniknionym. Zamroczone spojrzenie, które mimowolnie na niego kierowałem, uderzyło w głowę niczym kula.

Straciłem przytomność, świadomość czy po prostu ją?

***
Marlena
Poranek wcale nie poprawił mi humoru. Słoneczna zima nie wyglądała tak pięknie w obliczu chłodnej rzeczywistości, z którą przecież musiałam się zmierzyć. Nie mogłam uciekać. Nawet jeśli byłoby to najprostszym wyjściem to nie najlepszym. Prawda stała się mantrą powtarzaną w głowie. Patrząc na niego nadal wtulającego się w część mojej garderoby, coraz mocniej myślałam nad możliwością przyjaźni. Wszystko, co do tej pory przetrwaliśmy, było dobrym startem. Znałam parę przykładów, gdzie między czystko koleżeńską, damsko-męską relacją doszło do czegoś więcej. Budujący się na słowach „to nie to” związek, mógł być początkiem nowej drogi. Skoro spróbowałeś zakazanego owocu, co mogłoby Cię zaskoczyć? Miałam nadzieję, że to przekonanie wystarczy. 

Czytając poranną gazetę i  jednocześnie popijając ziołową herbatę, co kilka sekund spoglądałam na niego. Moment wyczekiwany od kilku godzin w końcu nastąpił. Pomruk niezadowolenia, głośne ziewnięcie i szok na twarzy. Tego nie dało się opisać. Wejrzenie, które nastąpiło po tym, jak uświadomił sobie, iż jestem obecna, przypominało twarz wybudzonego ze śpiączki.
- Co...ja...- kolejny raz zamknął oczy, próbując skoncentrować się na wypowiedzi. Materiał płaszcza, którym był teraz, przykryty zsunął się z ramion i spadł na podłogę. Momentalnie podniósł go, jak i również siebie. Ukrywając twarz w dłoniach, próbował poskładać elementy wczorajszego wieczoru. Chciałam posłuchać tego cholernego i zapewne głupiego wytłumaczenia. Aż rączki cierpły.

- Kawki? - zapytałam, jakby nic się nie wydarzyło.

- Godzina...- pojedyncze słowa brzmiały jak bełkot niemowlaka. Sama słodycz.

- Dziesiąta. Spałeś, jak zabity. - upiłam łyk kawy i skupiłam wzrok na gazecie. - Z drugiej strony nie sądziłam, że moje ubrania mają taką moc przyciągania. Czyżby wszechświat chciał, abyś został projektantem mody?

- To nie jest zabawne. - starałam się, jak mogłam, ale naprawdę utrudniał. - Jak tam randka? Zauważyłem, że jednak nie poszłaś w kupionych wcześniej szpilkach. Zdecydowałaś się na coś bardziej przyziemnego?

- Nie poszłam na tę imprezę. 

Zszokowany i zadowolony, jak nigdy spojrzał na mnie. Myślał, że głupie docinki wyjdą mu na dobre, ale nie miał pojęcia, co szykowałam w odwecie. Zazdrosny piernik. 

- Julek nie posiada cech idealnego partnera? - nie wiedziałam, dlaczego to robi. Sobie, mi i przede wszystkim temu, co nam pozostało.

- Raczej kochanka. - uśmiech z twarzy zniknął, tak szybko, jak się pojawił. Blada twarz zlała się z kolorem obicia na kanapie, wirując wzorkiem centralnie w jednym punkcie. Przed sobą z dala od mej twarzy. 

- Dałaś się wrobić. - to już nie było pytanie, a oskarżenie.

- Nie. - pokręciłam głową i podeszłam do niego. Gdy usiadłam po przeciwnej stronie stolika, uciekł oczami jeszcze dalej niż przed sekundą. - To, że nie poszłam na bal, nie oznacza, że zrezygnowałam z randki. To chyba normalne.

- Przestań. - nie był zły. Takiej reakcji jeszcze u niego nie zauważyłam. Spokojny, koncentrujący się na jednym punkcie, próbujący ocalić myśli od totalnej zguby. Czemu chciałam go sprowokować?

- Pytałeś, więc odpowiadam. - udałam obojętność i wypiłam resztkę kawy.

- Nie powinienem był tutaj...

- Włamać się? - udałam niewzruszoną, nadal wspominając jego słodką twarz, gdy drzemał przytulony do munduru, którego kiedyś nienawidził.
- Przepraszam. - rozmasował skronie i wziął głęboki wdech. - Zachowuje się, jak opętany, bo się o Ciebie martwię.
- Nie wątpię. - robiły się z niego ciepłe kluchy, które chciałam potraktować dodatkowym wrzątkiem. Gdzie podziała się cholerna zazdrość i namiętność w jego oczach? Sama nie wiedziałam, czego pragnę. Przy nim postanowienia o przyjaźni stawały się niestety utopią. Czekałam na moment zerwania go ze smyczy. Chciałam tych ust, oczu oraz zawadiackiego podejścia do pewnych spraw. - Dlatego mnie pocałowałeś. To logiczne. - zarechotałam i skierowałam kroki w stronę kuchni. 

- Mary. - wstał i rzucił płaszczem na drugi fotel. - To, co powiedziałem, jest prawdą.

- Wyobraź sobie, że zrozumiałam. - musiałam wyglądać przekonywająco. Czego chciał mi dowieść? - Przecież gdybym wzięła to na poważnie, nie rozmawiałabym z tobą. - oblizałam wargi i zaczęłam zmywać po śniadaniu. - Pytanie brzmi, czy ty zrozumiałeś?

Ciepły oddech na karku kazał wyprostować ciało. Czy mogłam się obrócić? Nie byłam pewna samokontroli, a jego zmienna jak pogoda postawa, mąciła w głowie. Słyszałam chrypkę, którą za każdym razem wywoływały podniecające go emocje. Coś na wzór mojego ucha, które właśnie pocierałam. Biorąc głęboki wdech, wytarłam dłonie w jedną ze szmatek i postawiłam na odwagę. Był tak blisko, że mogłabym wchłonąć go jednym dotykiem.

- Zadaj pytanie. - szepnął, patrząc na moje usta. Kilka sekund później byłam całkowicie poddana temu, co miał zamiar znów zrobić.

- Po jaką cholerę tutaj przyszedłeś? - czekałam na odpowiedź jak na zbawienie. 

- Po Ciebie. - gdy pragnął powoli przylgnąć do mnie, zobaczyłam go. Wspomnienie Daniela i rozmowy, w której obiecałam mu, iż nie pozwolę, na to by jeden człowiek oszukał mnie dwa razy. Jedna próba nie czyniła kogoś złym, ale kolejna? Wchodzenie do tej samej rzeki, brat nazywał totalną głupotą. Ja nie byłam głupia. Aż tak nie.

W porę wydostałam się z jego aury bliskości i uciekłam do salonu. Kilkukrotnie przetarłam oczy i wzięłam głęboki wdech.

- Nie masz prawa mi tego robić. - powoli docierało do mnie, że braterska miłość ratowała mi tyłek, w najbardziej nieoczekiwanym momencie. - Zadecydowałeś i powinieneś się tego trzymać.

- Chodzi o to, że...- nie dałam rady słuchać kolejnej wymówki.

- Wiem, o co chodzi. Jesteś antytalenciem względem związków długodystansowym. Ja natomiast totalną amatorką w sprawach związanych z życiem pełnym ryzyka. I co z tego? - patrzył na mnie jak na ducha. - Jestem głupia, naiwna i uczuciowa i wiesz, co? Dobrze mi z tym. Ja nie boję się tego, czego chcę. - kalkulował każde moje słowo, niczym pismo święte. - Nie potrzebuje nadopiekuńczej ręki, bo sama daję sobie radę. 

- Dlatego umawiasz się z kimś takim jak on? Potentat kasy...

- Jeśli uważasz mnie za materialistkę, która wskakuje do łóżka pierwszemu lepszemu facetowi z powodu depresji po twoim pieprzonym odrzuceniu...to wcale mnie nie znasz. - dłonie uniosłam do góry, jak gdybym się poddawała. Spojrzałam na stolik, gdzie leżały zapasowe klucze do mojego mieszkania. Nie miał pojęcia, że nie spotkałam się z Julkiem i tak powinno zostać. Dlaczego? Nie miałam powodów, by tłumaczyć się komuś obcemu z mego życia prywatnego. Tym właśnie się stał. Obcy.
- Zależy mi tylko na twoim bezpieczeństwie. - oddalił się w kierunku korytarza. Powędrowałam za nim, by upewnić się, że nie zawróci tak, jak przy pierwszym spotkaniu.

- Bezpieczeństwo może stać się najgorszą z możliwych opcji, Emil. - zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Na moment potrzebowałam równowagi i świętego spokoju. Samodzielnie wykręciłam numer do spółdzielni mieszkaniowej i poprosiłam o zmianę zamków. Coś musiało się zmienić, jeśli miałam naprawdę zacząć od nowa. Z nim czy bez niego, postanowiłam zaufać samej sobie.




***
Emil
Czekałem na niego. Niezależnie, jak bardzo mogła mnie jeszcze znienawidzić, musiałem wyjaśnić sytuację. Chciałem jej szczęścia. Pocałunek? Samoczynna reakcja na jej wdzięk i spojrzenie. Gdy mówiła o nim, jak o czymś cudownym, zwariowałem. Wiedziałem, że w połowie działała umyślnie. 

- Proszę, proszę. - blondyn o wyglądzie księcia z bajki, wyszedł na zewnątrz cukierni. - Pan Emil we własnej osobie.

- Bawi Cię to? Że zależy mi na niej? - nie wiedziała, że ukradłem numer, gdy poszła się wykąpać. Wystarczyło trochę techniki i podstępu oraz krótka pobudka. - Zresztą przyszedłem...

- Wiem po co przyszedłeś. - odsunął na boki rozpiętą marynarkę, a dłonie włożył do spodni, które materiałem przypominały garnitur. Wypielęgnowany, szykowny i bogaty. Wiedziałem, że jest pewny swego. Na jego szczęście, dobrze by było, aby nie był za pewny. - Chcesz ostrzec mnie przed ewentualnymi konsekwencjami, gdy będę chciał się z nią przespać. Prawda?

- Nie interesują mnie sprawy łóżkowe. - warknąłem, mając nadzieję, że tym razem mi nie przerwie.

- Ależ interesują. Gdyby nie fakt, że jest dla Ciebie tak ważna, zlałbyś to i jedynie wysłał esemesa z pogróżką. Jednak nawet ktoś tak bezuczuciowy, jak ty potrafi zaskoczyć.

Michlicki, zamknij się. - w tym mieście znałem każdego. Tego również oszczędziłem Marysi. Wiedzy, która mogłaby stanowić kolejny powód do kłótni.

- Mary to nie fanaberia. Tego możesz być pewny. - mówił to z takim przekonaniem, że chciałem powybijać mu wszystkie szczerzące się białe zęby. - To materiał na żonę i dobrze o tym wiesz.

- Ktoś taki, jak ty nie dosięga jej do pięt. - warknąłem.

- Dała mi do zrozumienia. Coś jeszcze? - teraz to ja byłem zdezorientowany.

- Słucham?

- Zakończyliśmy to. Nawet jeśli nie dała mi spróbować, było warto. Szkoda, że taki materiał jak ona będzie musiał przepaść na zawsze. - cmoknął ustami i otworzył samochód, który stał obok lokalu. - Ja z braku możliwości, ty z braku rozumu...szkoda, że jesteś tak ślepy. - gdy zaczął chować się do wnętrza wypasionej bryki, zatrzymałem go na jedną dodatkową sekundę. 

- Czekaj...- złapałem za zatrzaskujące się powoli drzwi. - Odrzuciła Cię?

- Niestety nie wyglądam, jak przerośnięty osiłek z zaniedbanym zarostem niczym yeti. - prychnął. - Trzymaj się.

Odjechał, zostawiając męskie ego w rozsypce. Okłamała mnie. Przekroczyła granicę i pokazała mi moje miejsce, jednocześnie zabierając do niego prawa. Najgorsze było to, że miała rację. Będąc jedynie tchórzem, który boi się swych uczuć i ryzyka, pragnąłem ją ochronić. Paradoks? Nie tak wielki, jak to, że mocno odważny zapragnąłem być w momencie, kiedy ona powiedziała dość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger