środa, 10 stycznia 2018

WYBACZ (V)

Moje usta zmiażdżył ognisty pocałunek. Jego język wirował w moim podniebieniu. Obydwie ręce uniosłam do góry. Nie wiem czemu, możliwe, że chciałam później ostudzić wyrzuty sumienia stwierdzeniem, że nawet go nie tknęłam. Reszta ciała nie była tak oporna. Kolana zmiękły, a teraz on, trzymając mnie w pasie, przyciągając do siebie sprawił, że wytłumiłam gniew. Poczułam silną erekcje przebijającą się przez materiał spodni, tuż na moim brzuchu. 
Wszystkiego można było się spodziewać, ale nie takiej ugody!
Spięłam się w sobie i odepchnęłam go. Klatka piersiowa unosiła się w niewyobrażalnie szybkim tempie. W głowie szalała burza. Otumanił mnie i przez kilka sekund wgapialiśmy się w siebie z wściekłością oraz pożądaniem. Miałam ochotę podejść i go uderzyć. Strach obezwładnił ruchy. Przecież mógł znowu zaatakować, a ja nie chciałam dać mu szansy. Pokręciłam głową i poprawiłam zmiętoszoną bluzkę, a następnie uciekłam do salonu. Szedł za mną. Kontynuacja rozmowy w warunkach, gdzie Jowita może wkroczyć w nią w każdym momencie była błędem.
W końcu odwróciłam się i zastopowałam go dłonią.
- Trzymaj się z daleka. - szepnęłam prawie piszcząc. Co chwila spoglądałam na drzwi wypatrując nadejścia przyjaciółki.
- Naprawdę tego chcesz? - uśmiechnął się lubieżnie i oblizał usta. Robiąc krok do tyłu również popatrzył na drzwi. - Nie musimy tego robić tutaj.
Pewność siebie cholernie mnie denerwowała. Pokręciłam głową i zamknęłam oczy.
- Nie będzie powtórki. - stanowczość w głosie powinna go powstrzymać, ale w zamian rozśmieszyła go.
- Sądzę, że będzie...i to szybciej niż myślisz. - włożył ręce do kieszeni jeansowych spodni. Wygłodniały wzrok nie opuszczał jego źrenic.
- Waruj! - zaśmiał się na głos gdy wypowiedziałam te słowa i zaczęłam grozić mu palcem. Zrobiłam krok do przodu i zauważyłam jak Jowita idzie w naszą stronę. Dzięki Bogu! Miałam nadzieję, że to ochłodzi jego zapędy. Weszła do środka i popatrzyła na nas.
- W czymś przeszkodziłam? - nie była zdenerwowana. Wręcz przeciwnie. Teraz jednak skupiała uwagę na mojej rozwścieczonej osobie oraz Antku, który wzruszył ramionami.
- Nie. - popatrzył na nią po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając nas same.
- Czy wy...- musiałam przeszkodzić jej w domysłach.
- Nie! Nie! Nie..- teraz już spokojniej zaprotestowałam. - Po prostu mała wymiana zdań.
- Z tego co wiem pogodziliście się? - usiadła po turecku na sofie. Po czym chwyciła za swój telefon.
- Czasami w rozejmie obowiązuje nagięcie zasad. - tak bym określiła jego wyczyn.
- Muszę zadzwonić, ale później opowiesz mi na czym polegało to nagięcie zasad, okej? - pewnie domyślała się, że coś się kroi. Każdy byłby ciekawy przez wzgląd na historie, którą posiadaliśmy.
- Ok. - skapitulowałam i zostawiłam ją samą.
Ja też musiałam zadzwonić. Brak wyrzutów sumienia był normalny. Wyplewiłam je o wiele wcześniej. Byłam jedynie zła na swoje ciało, które pragnęło kolejny raz wbić się w jego ramiona. 
 - Urik? - głos po drugiej stronie rozlał w moim sercu kolejną porcję ciepła.
- Witaj kochana. - był zaniepokojony. - Czemu się nie odzywałaś?
- Miałam kilka spraw na głowie. 
- Kiedy wracasz? Bardzo się stęskniłem. - wena do romansowania nie opuściła jego duszy. - Czekam też na tę niespodziankę...
- Podejrzewam, że za niedługo. 
- Nie wiesz? - nienawidził niepewności. Uwielbiał kontrolę, której sam mnie nauczył.
- Nie jestem pewna. - szczerość była najlepszym lekarstwem na kłótnię z Urikiem. - Postaram się jak najszybciej.
- Nie rozmyśliłaś się chyba...
- Nie! - prawie krzyczałam do telefonu. Nie miałam zamiaru zaprzepaścić szansy na bycie z nim. Był wszystkim czego chciałam. Przynajmniej do tej pory. Stara, pewna siebie i oschła ja musiała powrócić. Inaczej cały mój świat ogarnął by chaos, zwany Antkiem. 
- Dobrze. - odetchnął do słuchawki. - Czarodziejko, muszę kończyć. Odezwij się dzisiaj wieczorem. Mam dla Ciebie cudowną wiadomość, ale chcę byś miała więcej czasu. To długa historia. 
- Oczywiście. - zgodziłam się bez chwili zwątpienia. Co mogłabym robić dzisiaj wieczorem bez Urika przy moim boku?
- Kocham Cię. - pierwszy raz od wielu tygodni wypowiedział te słowa. Tęsknota dobrze mu robiła.
- Ja Ciebie również.
Po tych słowach rozłączyłam się i usłyszałam trzask drzwi do sypialni. W progu stała Jowita.
- Kogo kochasz? - uniosła brew. Trzeba było przyznać, że od razu zauważyłam jej niezadowolony grymas na twarzy. To się wkopałam.

- Jesteś zaręczona? - siedziałyśmy przy stole pijąc drugą z rzędu lampkę wina. 
- Można by tak to ująć. - wzięłam łyk.
- To znaczy na niby? Możesz jaśniej? Nie zauważyłam pierścionka...- przerwałam jej.
- Urik nie dał mi kawałka metalu, ale dom nad Lazurowym Wybrzeżem. - zaniemówiła po czym od razu wypiła całą zawartość swojego kieliszka na raz.
- Widzę, że nie szczędzi kasy na przekupywanie kobiet...- nie znała go. Rozumiałam jednak jak może wyglądać to z boku.
- Jest cudownym facetem. Dał mi opiekę, czułość, wszystko czego potrzebowałam po trudnym okresie związanym z rozwodem.
- Przecież Robert też o Ciebie dbał. Popatrz jak się zmienił. Sądzisz, że wszystko będzie tak idealne? - martwiła się, ale ja nie zamierzałam zmieniać zdania.
- Urik jest doświadczonym facetem. Miał jedną żonę, która wydoiła go z kasy. Zabrała dzieciaki i wyjechała z nowym kochankiem..
- Może dlatego, że dowiedziała się jaki Urik jest naprawdę. Czekaj jak to doświadczonym? Ile on ma lat?
- Czy to ważne? Liczba to tylko wiek. Jest zadbany, wysportowany jak na swój wiek.
- Aniela..- naciskała, a ja nie miałam się czego wstydzić.
- Czterdzieści dwa. - powiedziałam poważnie i wykonałam gest Jowity sprzed parru sekund. Cała zawartość naczynia wlała się do żołądka.
- Co? Przecież kiedy on będzie chodził balkoniku ty będziesz po czterdziestce! Poza tym nie chcesz mieć własnych dzieciaków? Aniela, zawsze o tym marzyłaś...z tego co pamiętam. - była przerażona wiadomościami jakimi ją obdarzyłam.
- Zmieniłam się. Nie jestem przywiązana do domu rodzinnego jak wiesz, z własnych powodów. Dzieci? Jowita rozumiem, że masz ciężką sytuacje, ale nie myślę takimi kategoriami. On ma dzieci. Olafa, jego syna znam dobrze.
- Pewnie razem chodzicie na imprezy gdy stary siedzi w domu. - przekroczyła granicę.
- Nie znasz go. To nie jest temat, który pojmiesz. Kocham go. - byłam stanowcza.
- Może tylko Ci się wydaję. - cisza potrwała kilka minut. - A co z Antkiem? Przecież widać, że nadal was do siebie ciągnie..
- Za dużo wypiłaś. - zaśmiałam się i nalałam nam po kolejne lampce. 
- Może tak, może nie, ale nie zaprzeczysz, że jest coś między wami..
- Jest. Owszem. - gra aktorska wkradła się na pierwszy plan. - Mur powstały z zranionego serca i niepowodzeń. 
-Nadal nie wierzysz, że się zmienił? - tutaj miała rację.
-Wierzę, ale co to zmienia? Nie jestem zainteresowana. Za miesiąc biorę ślub. - przemyślałam sprawę. - Ale nie mów nikomu. Nawet Felce czy Antkowi okej?
-Nie powiem. - szybko zmieniła temat. - Antek też przeszedł swoje. Ta dziewczyna, którą widziałaś wtedy w garażu.
Zabolało mocniej niż przypuszczałam.
- Tak? - sztuczne zainteresowanie.
- Zaszła w ciążę. Pokazała mu zdjęcia, a dwa dni później usunęła dziecko. 
Myślałam, że robi sobie ze mnie żarty. Jakby ktoś walnął mnie tępym narzędziem w głowę. Miał dziecko? Z nią? Pytania rodziły kolejne. Nie rozumiałam dlaczego nie powiedział o tym wprost gdy rozmawialiśmy przy kolacji.
- Wstrząsnęło to nim. - posmutniała. - Musisz zrozumieć, że on zrozumiał.
- Co? - zastanawiające.
- Jak okropny musi być człowiek, z którym jesteś byś nie chciała żeby urodził się owoc waszej miłości.
To miało sens. Był potworem. Trzeba przyznać, że w tamtym okresie pewnie i ja pokusiłabym się o taki scenariusz gdybym znalazła się na miejscu tej dziewczyny. Nie obchodziłoby mnie co czuje on. Bałabym się przyszłości z takim człowiekiem. Zmieniał pościel częściej niż bieliznę, a to nie podchodziło pod cechy przykładnego ojca.
- Aha. - nie wiedziałam co więcej mogłabym powiedzieć. - Wiesz, muszę się przewietrzyć.
- Dobra. - wstała lekko się kołysząc. - Posprzątamy to jutro. Ja idę się położyć. Nie odlatuj daleko. - pocałowała mnie w policzek i udała się do swojej sypialni.
Spacer przedłużył się. Jezioro odbijało światło pełni księżyca. Podłożyłam pod tyłek kurtkę i wpatrywałam się w spokojną wodę. Wzięłam głęboki oddech i pomyślałam o Antku. Co jeśli liczył na to by mój powrót nie był przypadkiem? Sama zaczynałam w to powątpiewać.
Kiedy chciałam wstać poczułam jak ciężka dłoń ciągnie mnie do tyłu. Upadłam na materiał kurtki i poczułam jak czyjeś usta w odwróconej pozycji dotykają moich. Otworzyłam oczy i zobaczyłam go. 
Szatyn o tym elektryzującym spojrzeniu patrzył na mnie jakby zza mgły. Zmrużone oczy i ciepły oddech na moim policzku.
- Czekałem na to. 
Nie wiedziałam czego bać się bardziej. Jego obecności czy braku zaparcia w sobie by móc mu się przeciwstawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger