czwartek, 11 stycznia 2018

GDYBYŚ TYLKO WIEDZIAŁ - ZAKOŃCZENIE

 Za oknami padał deszcz. Zsunęłam z ramion beżowy sweter i tym samym uwolniłam gorące od narastających we mnie emocji, ciało. Trzymając w dłoni butelkę, usiadłam na jednym z parapetów. Pogoda niesamowicie sączyła ulicami wodę, zagrażającą miastu powodziami. Teraz czułam, że w jakimś stopniu też zapragnęłam zniknąć. Tak, jak strużki lecące do kanalizacji, chowające się pod powierzchnią. 
Po ostatnim spotkaniu z Bartkiem coś się posypało. Nie sądziłam, że wypowiedzenie przez niego kilku prostych słów, które pragnie usłyszeć każda kobieta, zmieni moje podejście. Wycierając z rozpalonych policzków łzy, wychylałam kolejny haust czerwonego wina. Butelkę opróżnioną w połowie położyłam obok, a potem podciągnęłam krzywe nogi do klatki piersiowej. Skulona, zraniona i pełna obaw o jutro skupiałam uwagę na ulicach. Pędzące samochody, wymachujący parasolkami piesi oraz dzieci korzystające z uroków dzisiejszej ulewy. Ubrane w kolorowe pelerynki, czapeczki, starały się nie zwracać uwagi na zdenerwowanych ich poczynaniami, rodziców. Dokładnie teraz wpadła do głowy kolejna myśl. Co z dziećmi?
Nawet jeśli Bartek zamierzał przy mnie zostać, jego obietnica mogła okazać się jałowa wobec spraw rodziny. Nie wiedziałam kompletnie nic o człowieku, w którym się zakochałam. To był najgorszy cios. Nie mogłam odnieść się z jego deklaracjami względem prawdziwego życia. Nawet nie spróbowałaś, ktoś mógłby zarzucić. To prawda, jednak czy ryzyko było warte późniejszego cierpienia? Być może nawet gorszego od tego, które aktualnie było mi kulą u nogi.

Odbijający się od opustoszałych z mebli ścian mieszkania, niezadowolony jęk wrócił do uszu z podwojoną skalą. Odwróciłam głowę i podparłam brodę o ramię. Jeszcze dwa dni zostały do przeprowadzki, a ja nadal nie miałam ułożonego planu. Czy uciekałam? Zwróciłam uwagę na kilka przepełnionych kartonów z pootwieranymi wiekami. Nie mogłam nazwać tego ucieczką. 
Wszystko, co miało zostać powiedziane, już zostało. Teraz to ja musiałam przeanalizować cały dotychczasowy burdel w życiu. Ze skwaszoną miną, wyprostowałam ścierpnięte nogi i zeskoczyłam z podokiennika na wypastowaną podłogę. Z nerwów i rozkojarzenia, zapomniałam o tym fakcie i przypłaciłam za niego poślizgiem, a potem upadkiem.
- Jaja sobie robisz? - spojrzałam zdenerwowana w górę i nie chodziło o podziwianie sufitu, ale o architekta mego nędznego życia. W przypadku takim jak ja miał ogromne poczucie humoru.
Obolała podniosłam cztery litery do góry, rozmasowując miejsca, z którego docierał kujący ból. Kość ogonowa potłuczona jak nic. Zdenerwowana podeszłam do jednego z pudełek, a potem rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniej do takich schorzeń maści.
   W intensywnej walce z bólem przerwał mi dzwonek do drzwi. Przestraszona spojrzałam w stronę korytarza i momentalnie wyprostowałam ciało. Ból przeszedł, jakby ręką odjął, ale strach zastąpił go w jednej sekundzie. Szok wlał się do płuc i wadził w ich normalnym funkcjonowaniu. Robiąc krok do tyłu, prawie zawadziłam o wysuniętą bliżej paczkę. Pocierając dłońmi o ramiona, które delikatnie zmarzły, zastygłam w miejscu.

- Żadnych fałszywych ruchów, Klara. - warknęłam pod nosem do samej siebie.
Od kilku dobrych tygodni uważałam na najmniejszy szczegół. Auto oddałam do komisu, aby zebrać dodatkową sumkę na kolejną przeprowadzkę bądź chociaż na hotel. Tym samym zniknęłam z pola widzenia na parkingu tuż przed naszym blokiem, który jak zdążyłam zauważyć, Bartek bacznie obserwował.

Mówiąc wprost, nie dawał za wygraną. Przez pierwsze kilka dni takie wizyty, jak ta dzisiaj były codziennością. Wizyty? Godzinne ślęczenie pod drzwiami, tuzinkowe telefony i obserwacja. W pewnym momencie jednak zniknął i sam wycofał się z gry.
Kilkanaście dni spokoju, przemyśleń i tęsknoty zajadanej w postaci lodów oraz wypoconej na treningach, upłynęło bardzo szybko. Z każdą małą sekundą w myślach pojawiał się obraz faceta, który uwielbiał chodzić na łatwiznę, kłamać, a którego mocno pokochałam. W całym tym zamieszaniu zabrakło umiaru. Z Bartkiem oddziaływaliśmy na wszystko wokół, tak naprawdę sami nie wiedząc, czego chcemy.
- To ja, szalona! - Daria zapukała kilkakrotnie, jeszcze mocniej niż przedtem. - Nie ukrywaj się przede mną! - musiałam powstrzymać ją przed ewentualnym wmieszaniem sąsiadów w melodramat wszech czasów. 

Szybkimi ruchami skierowałam się w stronę hałasu. Tyłek nadal bolał jak diabli, więc w pozycji starej babci dotarłam do drzwi. Czekając na głupkowaty komentarz w stylu Darii, zawadziłam wzrokiem o sąsiedzką stronę korytarza. Gdy tylko ujrzałam ją w progu, mocno złapałam za przedramię i wciągnęłam do środka. Może to świadomość, że drzwi po drugiej stronie mogłyby się otworzyć, wzbudziła we mnie zwierzęcy gniew? Złapałam się na tym, że to nie o Bartka chodziło. Bałam się własnej reakcji na jego ciało, charyzmę czy spojrzenie morskich latarni, które przyciągały niczym magnes. Wiedziałam, że ugnę się, stracę głowę i będę tego cholernie żałować. Bo my nigdy nie rozmawialiśmy poważnie. 
Żadnej wzmianki o terminie ważności naszej relacji, jego usposobieniu do dzieci, małżeństwa było pietą achillesową. Zresztą, o czym ja myślałam? Facet przebierający w kokietkach, chcący zajrzeć każdej pod spódnice miałby zostać przykładnym mężem i ojcem? Kochał mnie, to prawda. Nie mogłam jednak myśleć tylko o tym co tu i teraz, tak jak w przypadku Pawła. Bynajmniej nie chodziło tu o to, by ich porównywać. Bartek kochał mnie do szaleństwa, widziałam to w jego oczach. Nawet Urszula nie była dla mnie problemem, bo mimo wszystko widziałam w jej relacji z Bartkiem zachowany dystans. Mimo tego czułam, że wyznaczał granicę, jaką z chęcią przekroczyłaby wraz z progiem jego sypialni, gdyby tylko na to pozwolił.

- Czyś ty ogłupiała! - Daria krzyczała i przy tym spoglądała na mnie z wyrzutem. Gdy weszła do prawie pustego mieszkania, odebrało jej mowę. Filtrowała pomieszczenie, chcąc dobrze dobrać słowa, które mogłyby przekonać mnie do jej racji. Przez pryzmat długich rzęs, otwartych ust oraz rozłożonych rąk wiedziałam, co knuje jej śliczna głowa i wcale nie miałam zamiaru się poddać. - Powiedz, że to żart!?
Zagryzłam dolną wargę, aby tylko nie poddać się uczuciom. Niezręcznie podciągnęłam spodenki, będące kilka rozmiarów za duże, a potem doprowadziłam do porządku rozczochraną fryzurę. Mocno związany koński ogon był na tę okoliczność ryzykowny. W tafli błękitnego światła, dobijającego się z okien, na mej twarzy uwidoczniły się wszelkie rany zewnętrzne. Sine powieki, blade, spierzchnięte usta oraz zaczerwienione policzki, będące efektem roztartych na nich słonych łez.
- Wszystko ma swój czas. - rozłożyłam ręce i wzruszyłam ramionami. - Napijesz się czegoś, póki nie schowałam ostatnich kubków i czajnika? - podeszłam do aneksu, nie czekając na żaden odzew oraz zgodę. Wiedziałam, że niezręczna cisza w końcu zostanie przełamana. Gdy zalewałam wrzątkiem drugi kubek z zieloną herbatą, przemówiła. 

- Możesz mi powiedzieć, w jakim celu to sobie robisz? - złapałam za obydwa naczynia i delikatnie odwróciłam się w jej stronę. Oparta o parapet, patrzyła na kilka kartonów, symbolizujących w jej ocenie ucieczkę.

   W spokoju i pełnym skupieniu podałam do jej rąk jeden z kubków. Kilka sekund później siedziałam na podłodze obok pudeł, patrząc w górę na jej śliczną, przepełnioną szczęściem twarzyczkę. Małżeństwo służyło jej pełną gębą, jeśli mogłam tak to ująć.

- Co u Michała? - biorąc delikatny łyk, nagle odstawiła naczynie i kucnęła naprzeciw mnie.

- Przecież wiemy, że go kochasz. - delikatnie pogładziła mój spuchnięty policzek, rozczulając się niczym matka nad skaleczonym dzieckiem. 

- Pytanie, czy to wystarczy Daria? - spuściłam wzrok i na jeden krótki moment zamknęłam oczy. To, co zamierzałam powiedzieć, musiało wystarczyć im jeśli chodziło o wyjaśnienia. - Może ja wcale nie jestem silna? - odłożyłam herbatę na bok  i złapałam za gładzącą mnie po buzi, delikatną dłoń. - Być może nie potrafię walczyć, uganiać się i wybaczać? Paweł nie jest niczemu winny, ale wszystko co już się stało, ma na mnie wpływ. Nie potrafię ot, tak zapomnieć. Ty i Michał to inna historia. Każdy z nas jest całkowicie inny, więc proszę was o wsparcie. 

- Mam zgodzić się na to, żebyś zrujnowała sobie serce? -  posępnie zmarszczyła brwi, a mimo to nadal stanowiła piękność. Taka była Daria. Dlatego Michał ją uwielbiał, choć długo zajęło mi przyjęcie tego do wiadomości. Zwykła, kobieca zazdrość i tyle.

- Zaufajcie mi. - poprosiłam. Musiałam uporać się z demonami przeszłości. Jakby wyrzucić potargane, ubrudzone i wysłużone buty, które niestety już nie były tak wygodne.

- Jaki masz plan? - obróciła głowę, kolejny raz spoglądając na spakowane rzeczy.
- Dziękuję. - kiwnęłam głową i mocniej uścisnęłam jej dłoń. Oprócz Michała była jedyną pewną rzeczą podczas burzy, która kroczyła w moją stronę. Fali czyszczącej z powierzchni wszelkie rzeczy, będące częścią mej historii, ale nie należące do przyszłości.








  Przeglądając stroje kąpielowe, natknęłam się na kilka perełek. W chwale swej diety oraz treningów nareszcie posmakowałam dwuczęściowej garderoby, która nie wyglądała jak worek. Mierzwiąc włosy, kręciłam się we wszystkie strony. Ta sama przymierzalnia, od której się zaczęło. Z uśmiechem na ustach, gładziłam chudszy o kilkanaście kilogramów brzuszek. Humor jakby wrócił, gdy tylko wyniosłam ostatnie pudełka ze starego, przeżutego mieszkania. Teraz musiałam jedynie czekać na kogoś zainteresowanego jego kupnem, a wtedy całkowicie mogłam odpuścić sobie temat powrotu do przeszłości. Dzięki agencji znalezionej na łamach prasy i z tą kwestią miałam nadzieję uporać się dość szybko.




- I jak? - tym razem była ze mną siostra. Anka totalnie odleciała, patrząc na rozpromienioną, wyszczuploną wersję swojej małej „beczułki". Tak, Michał i ona byli jedynymi, którzy wiedzieli o przezwisku. Odsłaniając co chwila kurtynę, uwidaczniała mnie nagą na cały sklep. Siostrzyczka wychowana na starych zasadach pt. „każda ma to samo”, potrafiła zajść za skórę. Z drugiej strony pierwszy raz od dwóch lat odwiedziła mnie w mieście, a słoneczna pogoda sama prosiła się o to, by z niej skorzystać. Chcąc nie chcąc musiałam w końcu wyjść z groty swych smutnych łez i zrzucić poranioną skórę. Anka oczywiście nie była nawet świadoma, iż ją posiadam. 

Rodzice ograniczyli wiedzę siostry do kilku słów o ciężkim okresie i rozstaniu z Pawłem. Nie miałam wątpliwości,że mi pomoże, gdyż tylko ona z całej rodziny nie trawiła go, jak nikogo innego. Ironia losu pokazywała, że jednak starsi rację czasem mają.


Dwa dni temu uradowana wkroczyła do mego nowego, małego mieszkanka na obrzeżach miasta, oświadczając, że pomoże mi zrzucić żałobny nastrój. Powód? Każda z nas tego potrzebuje i nie ma co się spierać. Gdyby tylko miała pojęcie o Bartku, pocałunkach, jakimi mnie darzył to zapewne zwariowałaby. Każda dziewczyna marzy o porywającej, romantycznej i dzikiej miłości, jakiej imitację posiadał w swych rękach, niedawny sąsiad. Nawet szara mysz z dwójką dzieci i stabilnym związkiem.
Gratulowałam sobie samej, jeśli chodziło o wyczucie czasu. Telefon zawirował akurat w momencie rozpinania górnej części, a wiedziałam, iż Anka czai się za rogiem. Zdenerwowana szybko wtargałam na siebie bluzkę i pochwyciłam komórkę. Dwa nieodebrane połączenia od agencji mogły zwiastować dobrą nowinę, na jaką liczyłam od kilku tygodni.

- Witam. - oddzwoniłam natychmiastowo. - Czy już coś wiadomo? - palcem zatkałam drugie ucho przez wzgląd na dość głośną muzykę, wydobywającą się ze sklepowych głośników tuż nad przymierzalniami.

- Witam, Pani Klaro. - Pani Małgosia była agentem nieruchomości. Jedna na milion, zwariowana i pełna wigoru przypominała skoczka z dostępem do dożylnej adrenaliny. - Mam dobrą wiadomość.

- Uf. - odetchnęłam głęboko. Zdawałam sobie sprawę z ilości rachunków oraz funduszy, które posiadałam, aby je pokryć. Aktualne bezrobocie i wkład w wynajęcie czegoś innego spłukał mnie do cna. Co w takin razie robiłam w sklepie? Nie miałam zamiaru niczego kupować, ale łatwiej było dalej grać niezależną i nowo narodzoną przed siostrzyczką niż pokazać, jakim bankrutem się stałam. - Jest kupcem?

- Tak. Pani chciałaby załatwić tę formalność już dziś, za jakąś godzinę pragnie obejrzeć mieszkanie i podpisać papiery. - zaskoczył mnie pośpiech, ale nie zamierzałam z tego powodu być przewrażliwioną i zrezygnować.

- Całkiem szybko się Pani uwinęła. - chrząknęłam pod nosem. - Jasne, będę za pół godzinki w mieszkaniu z kluczami. Rozumiem, że zgodziła się na warunki kupna?

- Oczywiście, ale chciałaby dograć resztę i dowiedzieć się czegoś więcej o sąsiadach, wie Pani z pierwszej ręki. - nie wyczułam zawahania w głosie więc, zamiast gderać, wolałam zadziałać. 

- Za pół godziny. Do zobaczenia. - nie czekałam na odpowiedź. Jak oparzona zaczęłam zbierać rzeczy, by zdążyć na spotkanie. Kilkanaście sekund później wyskoczyłam z przymierzalni i oddałam w ręce siostry wszystkie przymierzane bikini. - Muszę lecieć. Mam spotkanie z agentką nieruchomości. - ucałowałam pucaty policzek i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Klara! - siostra nie dała za wygraną. - Bądź rozsądna! - szybko okręciłam się i wysłałam buziaka na odległość. Przez kilka ostatnich tygodni rozwaga była mym drugim imieniem.


***
  Na finiszu poprawiłam kilka rzeczy, jak sprzątniecie kurzu z parapetów oraz zmycie podłogi. Choć pewnie pedant stwierdziłby, że przesadzam, chciałam wreszcie mieć to za sobą. Będąc z powrotem w miejscu, z którego dawno temu się zrezygnowało, można było poczuć niezręczność. Przyglądałam się białym ścianom, wypastowanej podłodze oraz ulicom za wymytymi oknami. Delikatny uśmiech był wynikiem złączenia serca z sentymentem. Przeciągnęłam się delikatnie, a dwie sekundy później usłyszałam dzwonek do drzwi. Lekko przejęta, z uśmiechem na ustach podeszłam do nich i złapałam za klamkę. 

Postać stojąca przede mną, nie przypominała kobiety. Na siłę mogłabym stwierdzić, iż jest ona kulturystką, ale żadna wewnętrzna moc, nie mogła spowodować ślepoty. Wysoki, jak zawsze cholernie przystojny i bardzo zdenerwowany sąsiad, uraczył mnie swą obecnością w najmniej odpowiednim momencie.

- Nie! - szarpnęłam za drzwi, chcąc je zatrzasnąć, ale był szybszy. Jak zawsze musiał się popisać i udowodnić, kto posiada ostatnie zdanie.
- Nie ładnie zatrzaskiwać drzwi przed nosem. Kultury to Pani nie nauczyli! - nachylił się i spojrzał w oczy. Rozmierzwione włosy oraz zapach cytryny z limonką dotarł do nozdrzy w mgnieniu oka. Zaciskając usta ze złości, pragnęłam, by się wystraszył. Prawdą jednak było, że bać się mnie mogły jedynie zwierzęta w lesie i zdradzający faceci. Bartek sprawiał, że nogi uginały się przy każdym małym geście, jaki wykonywał. Tak, nadal na mnie działał. Mimo wszystko musiałam uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż odejdzie. Taka strategia, czerpiąca z obojętności była gorsza od krzyków oraz wytykania sobie wad. Tylko tego człowiek zakochany nie mógł znieść. Brak reakcji, chemicznego wybuchu dwóch naładowanych namiętnością ciał. Bo choć pragnęłam go, jak cholera i prawie umarłam, widząc go po tak długiej przerwie, musiałam przeżyć. Zrobiłam to raz i miałam zamiar przetrwać kolejną niespodziankę, wymyśloną na dzisiejszą okazję.

Zamykając za nim, poczułam oddech wplatający się w moje włosy. Przylgnął do  niczym magnes, powodując dreszcz. Cholera! Nie! Rozum krzyczał ze zgryzoty i złości. Dlaczego mi to robił?

- Odsuń się. - odwróciłam twarz w jego stronę, zahaczając o zielone światło w oczach. Boże, jaki był spragniony! Tęsknota przemieszana ze zmęczeniem, widniała na jego twarzy niczym znamię. Czyżbym miała zwidy? W porę odepchnęłam klejące się do mych pośladków dłonie. Ciepły oddech na ustach przerodził się w kilkumetrowy dystans.
- Nadal gramy w złego i dobrego policjanta? - skąd on brał poczucie humoru w takim momencie? Za sekundę miała pojawić się agentka z kupcem, a Bartkowi brało się na amory, które już dawno pozamykałam za specjalnymi kratami. - Czekasz na kogoś?

- Dopełniam formalności. Nie muszę się tłumaczyć. - niezadowolony grymas nie powstrzymał go.

- Chodzi o Małgosie i kupca? - kuriozalnym gestem, nachylił się i przedstawił jakbyśmy nigdy się nie znali. - Miło mi poznać właścicielkę. - zmierzył mnie od stóp do głów i się uśmiechnął.

- Wiedziałam! - zamknęłam oczy i złapałam rękoma za głowę. - To nie mogło być takie proste! - zaśmiałam się z niedowierzania. Miałam zamiar zabić każdego, kto przyczynił się do aktualnej sytuacji. 

- Jest proste. - jego jeden krok w przód, poskutkował moim w tył. 

- Wyjdziesz stąd, zanim skończę liczyć do dziesięciu.

- Nie zdążysz wypowiedzieć pierwszej cyfry. - znów zrobił krok. - Będziesz w zamian krzyczała moje imię. - jakim cudem był tak pewny swego? - Nie pozwolę Ci uciec. - gdy poczułam dotyk na brzuchu, schodzący w dół, zrozumiałam, iż mam przechlapane.

- Zgwałcisz mnie? Naprawdę? - patrzyłam w tę samą zieleń, która dwa miesiące temu wyznawała mi miłość. Bałam się jego kolejnych ruchów i jednocześnie pragnęłam więcej. - Śmiało.

- Jezu, Klara. - odseparował się i zdjął ze mnie energetyzujący urok. - Naprawdę chcesz lecieć po linii najmniejszego oporu?

- Oporu? Oporu! - walnęłam go w prawą pierś i wysyczałam. - Ja stawiałam opór?! Kto mnie rozkochał? - kolejny cios. - Kto mnie okłamał, co?! - trzeci. - Ja przynajmniej byłam szczera sama ze sobą! Ty nawet nie potrafisz być w związku! - teraz krzyczałam. Cały obrany plan obojętności spłonął na starcie. W jego obecności nie potrafiłam się opanować. Był przeciwieństwem faceta idealnego, a jednocześnie spełniał kryteria bycia jednym na milion. - Paskudny kłamca!

- Kłamca? - złapał za nadgarstek, by powstrzymać kolejny cios. - Myślisz, że nie chcę kupić tego mieszkania? Przyszedłem tu, żeby odzyskać, choć wspomnienia związane z tobą. - poluzował uścisk i odepchnął mnie. 

- Co? - pokręciłam głową. Powoli zaczynałam się gubić.

- Skoro ty nie chcesz tego, co mieliśmy, to ja przyjmę to na klatę, Klara. - rozejrzał się wokół. - Pamiętam każdą cholerną rzecz związaną z tobą i tym przeklętym miejscem! - ukrył twarz w dłoniach i kucnął na środku pustego salonu. - Jesteś nieznośna, pesymistyczna i ckliwa, jak jakaś postać z filmów! - momentalnie podniósł się i znów znalazł obok. Nie dotknął mnie, ale samo spojrzenie wystarczyło, bym kolejny raz poczuła energie wirującą wokół nas.

- Czego chcesz? - chciałam wiedzieć wszystko. Jak wyobraża sobie nasze wspólne życie, dom i dzielenie się obowiązkami czy nawet planowanie wakacji. Tym sposobem zrozumiałam, że podjęłam decyzję już dawno temu.

- Nieznośnej wariatki, która przy pierwszym spotkaniu dała mi w twarz. - skapitulowałam.

Rzuciłam się na niego z tęsknotą, którą dusiłam wewnątrz przez cały czas bycia z dala. Pocałunek rozpoczął się żarliwym i gorącym tańcem, ale szybko przerodził galop w pieszczotliwy nad wyraz czuły trucht.

- Nie chcę się z tobą rżnąć. - szepnął między pocałunkami. - Chcę się z tobą kochać, Klara. - na moment oderwałam się od całujących mnie ust. Wodziłam wzrokiem po twarzy Bartka jak po mapie. Delikatne zmarszczki wokół oczu, długie rzęsy i krzaczaste brwi nadal pozostały jego ogromnymi atutami. Zielone oczy, będące moimi latarniami, które naświetlały drogę do domu. Chciałam, by odziedziczyły je nasze dzieci. 

Kilkanaście sekund później trzymałam go za dłoń, prowadząc do łazienki. Gdy zaczęłam niezdarnie ściągać zahaczoną o zapięcie stanika bluzkę, podskoczył i zerwał ją jednym ruchem. Nie musiał czekać na dalsze instrukcje. W jeansach i staniku podsadził mnie, tak abym mogła owinąć go nogami wokół bioder. Ustami krążył wokół piersi, które idealnie przylegały teraz do jego twarzy. Zarost rysował delikatną skórę wokół sutków, które zdążyły przy współpracy z językiem wydostać się z biustonosza.

Rozgrzani, pełni emocji i żaru w płucach stanęliśmy na środku kabiny. Pozwoliłam sobie dosięgnąć baterii, aby uwolnić wodę. Strumień rozczepił swe drogi na nasze scalone ciała i dodatkowo podgrzał atmosferę. Poczułam, jak powoli stajemy się jednością. 

Zwinne ruchy wokół sterczących sutków, przeniosły się na teren bardziej erogenny. Bartek oparł me ciało o kąt kabiny, bym mogła zaczepić się dłońmi o jej górne brzegi. Z zahaczonymi nadal nogami, uwieszona i spragniona patrzyłam na schodzące w dół brzucha, pocałunki.
Nagle zmienił taktykę i rozpiął mój rozporek. Męska dłoń delikatnie wsunęła się w przemoczone nie tylko od wody rejony i wtuliła się dotyk w kobiecość. Czułam, jak okrężne ruchy przyprawiają mnie o małe jęknięcia i wzdrygnięcia. Druga ręka przytrzymywała wiszące ciało, a usta przywarły do moich. Tłumił nimi każdy maleńki okrzyk, ale w sekundzie przed oddaniem większej przyjemności, przerwał go.
- Moje imię. - szepnął, skacząc spojrzeniem z miejsca, w którym właśnie dokonywał cudów, na mą twarz. - Dalej, Klara.
- Bartek. - zamknęłam oczy. Krople oplatające nasze ciała parowały. Czułam wilgoć, bliskość męskiego ciała oraz palce znajdujące się we wnętrzu mnie, sprawiające, że kolana uginały się, co kilka sekund.
- Tak, kochanie. - rozczulał i pobudzał do granic możliwości. - Zbliż się do tego.
- Błagam. - jęknęłam, gdy przyśpieszył, czując zbliżający się finał. - Nie chcę tylko...
- Jeszcze troszkę. - był mistrzem w swym fachu. Stojąc jedną stopą nad krawędzią, nagle złapał za dłoń i sprowadził mnie na grunt. Dynamicznie wyciągnął dłoń i pozwolił, abym mogła rozluźnić ramiona. Postawił na wprost siebie i kucnął. Jednym ruchem szarpnął przemoczonymi jeansami w dół. Stojąc jako jedyna w bieliźnie, nie mogłam pozostać dłużna. Złapałam za ramiona koszuli, w którą był ubrany i podciągnęłam go do góry.
Części męskiej garderoby szybko znalazły się obok kabiny i tym samym objawiły przede mną cudownego mężczyznę. Sterczący penis był tylko dowodem tego, jak bardzo potrzebował odwzajemnionego dotyku.
Tym razem to ja kucnęłam tuż przed jego przyjacielem i mocno go uchwyciłam. Zamglony wzrok, gdy tylko podniosłam głowę, obnażał reakcję jego ciała na moje poczynania. Byłam rozpieszczona, pobudzona i chętna do rzeczy, o których nigdy mi się nie śniło. Znał tę fantazję i sam stał się jej uczestnikiem. Musiał dostać nagrodę za poświęcenie i jak mniemałam wstrzemięźliwość w jej spełnieniu. Stanowiłam dla niego kogoś wyjątkowego. Dla tak cudownego, pełnego życia mężczyzny.
Delikatnie objęłam ustami główkę i zachłysnęłam się smakiem. Był idealny. Patrzył, jak przyjaciel zanurza się we wnętrzu mych ust, twardniejąc z każdą chwilą. Pozwoliłam mu na mocniejszy takt i głębszy przestój. Czy byłam doświadczona? Nie, aż tak. To ten facet odnalazł we mnie dziką naturę, której w innych się bałam.
- Klara. - wymruczał i wplótł dłonie w me mokre włosy. Gdy zwiększyłam tempo, wygiął ciało. Poczułam drżenie rąk, które przytrzymywały denerwujące kosmyki. Zapragnęłam zrobić to tak samo, jak on. Zaprosiłam go na brzeg, kazałam zanurzyć się w połowie, a w odpowiednim momencie wyciągnęłam go na powierzchnie. Ten moment  przyszedł niespodziewanie szybko, ale wcale nie miałam mu za złe. Wręcz przeciwnie, chciałam poczuć w sobie każdą część. Mocny uścisk dłoni powiadomił mnie o tej chwili.

Wynurzyłam go z gimnastykowanych ust, a potem wstałam. Teraz to on rzucił się na mnie niczym zwierzę na ofiarę. Kolejny przykład ludzi, którzy sami nie wiedzą, co mówią. Nie chciał mnie zerżnąć, a jednak to robił. Zrozumiałam jednak, że w naszym przypadku zawsze kończy się wybuchem wulkanu. Czemu miałam walczyć z przeznaczeniem? Miłość nie wykluczała ogromnego pożądania, a wręcz przeciwnie, definiowała je.
Złapał z lewą nogę, delikatnie ją odchylając. Opierając ciężar mego ciała o jedną ze ścianek prysznica i zrobił to. Przesuwając materiał koronkowej bielizny, zanurzył się we wnętrzu. Pulsując swą siłą, zaczął od powolnych ruchów zjednoczonych z głośnymi oddechami i jękami. Szalał z pożądania jak ja. Po kilkunastu wątłych sekundach jednak przyśpieszył i wzmocnił ruchy. 

Czułam uderzające ciepło, odbijające się od podnieconych partii w dolnej części. Patrzyłam, jak zdecydowanie i jednocześnie seksownie wspina się na wyżyny zadania. Kiedy odchyliłam głowę i poczułam zbliżająca się burzę, zwariowałam. Jęk przerodził się w krzyk z każdym kolejnym uderzeniem. 

To on był burzą, zamętem i przyszłością. Bartek stanowił jedyną rzecz, dla której chciałam ryzykować i zmieniać swe życie. Patrząc na niego, tak rozgrzanego, kipiącego erotyzmem, odleciałam. Wbiłam się paznokciami w skórę ramion, a chwilę później pleców. Przywarł do mnie, złapał za pośladki i kolejny raz udowodnił, że jest lepszy niż przed momentem. Nie krzyczałam, ale wyłam z rozkoszy, jaką mi dostarczał.

- Bartek. - warknęłam, gdy stopniowo, rytmicznie robił pauzy i kolejny raz uderzał w środek mego rozbudzonego punktu. 

- Chodź tam ze mną, maleńka. - po tych słowach wbił się we mnie najmocniej, jak dotychczas i eksplodował. Skończył z moim imieniem na  ustach. Dołączyłam kilka sekund później, przyciągając do siebie jego twarz, złożywszy na ponętnych wargach mokry pocałunek podziękowania.

Nie wyszedł ze mnie. Tkwił w mych objęciach, przytulając się tak czule i wzruszająco, iż się przeraziłam. Nie chciał pokazać twarzy. Czyżby wstydził się swych umiejętności, które były dla mnie spełnieniem marzeń? Wtulony w me piersi, ciężko oddychał. Spokojnie złapałam za podbródek i zmusiłam go, aby na mnie spojrzał. 

Zasmucone i przejęte oczy spoglądały ze spode łba. 

- Nie odejdziesz, prawda? - nie odwrócił wzroku, dopóki kolejny raz go nie pocałowałam. 

- Gdybyś tylko wiedział, jak mocno Cię kocham, nie zadawałbyś durnych pytań. 

Po tych słowach szybko doprowadził nas do porządku, a potem pochwycił me ciało na ręce. Nie sądziłam, żeby przemknięcie nago przez korytarz było dobrym pomysłem, ale pragnęłam go. Tym razem spokojniej, dłużej i w łóżku, aby poczuć każdy maleńki dotyk.

Przeskakując przez próg mieszkania, całkowicie nadzy, zapomnieliśmy o jednym. Jakkolwiek chcielibyśmy uratować siebie nawzajem, razem mogliśmy robić jedynie duże szkody w otoczeniu. Na nieszczęście sąsiadki, padło na nią. Jak zareagowalibyście na nagiego sąsiada z nagą sąsiadką na rękach, którzy ewidentnie mieli plany co do wykorzystania tego negliżu? Cóż, wścibska Pani przekonała się o tym na dwa sposoby. Najpierw zrobiła znak krzyża, a potem wyłożyła się na wznak. Potocznie? Zemdlała.

Pytanie, czy dokończyliśmy? Owszem, ale nieco później i to wielokrotnie, aż do momentu w którym z powrotem znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Moim? Naszym i tylko naszym. To nie był koniec, a początek.

***
KONIEC?
Jednak czy na pewno?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger