środa, 10 stycznia 2018

WRÓĆ (VII)

Paląc papierosa przed garażami, wdychając do płuc zimne powietrze połączone z dymem, zagłuszałam samą siebie i  uspokajałam  rozburzone serce. Robert nie zorientował się, że byłam zdenerwowana, a w wyniku cały dzień spędziliśmy w miłej atmosferze. Czy czułam się źle? Nikt nie czułby się cudownie będąc wydymaną i zostawioną z potłuczonymi uczuciami, ale czasu nie cofnę. Coraz bardziej zła na siebie, omijałam osobę Antka. Coraz śmielej też czułam się w towarzystwie bruneta, który co rusz zaznaczał swój teren i nie dał sprowokować się powodowi zamieszania. Góral milczał jak grób i naprawdę wziął sobie do serca szczerość, którą podarowałam mu nad jeziorem.
-Co tak sama siedzisz? - Czarek podszedł i usiadł obok mnie na betonowej posadzce koło drewnianej szopy.
-Rozmyślam. - uśmiechnęłam się. Humor miałam niesamowity. Może to też wynikający z faktu, że wczorajsza noc z Robertem miała przyjemny finał.
-Widziałem jak Kapelan zmył się z rana. - trącił mnie łokciem w ramię i zaśmiał w głos.
-Pewnie też co nie co słyszałeś. - naprawdę byłam całkowicie inną osobą. Nie uważałam na to by być niewinną i delikatną.
-My też nie byliśmy gorsi. - śmiech rozlał się echem w stronę lasku znajdującego się za domem.
 Po chwili poczułam jak w kieszeni wibruje telefon. Numer nieznany. Bez wahania odebrałam przychodzące połączenie.
-Słucham? - zapytałam i chwilę czekałam na odpowiedź.
-Cześć. Tu mama. - ciało oblał strach. Gula stanęła w gardle powodując milczenie. - Jesteś tam?
-Jestem. - obojętnie odparłam. Czarek wyczuł moment i kiwając głową odszedł w stronę domku. 
-Wiem, że może nie powinnam była dzwonić, ale stęskniłam się. - słyszałam w jej głosie żal i smutek. Tym razem nie byłam miła. Nie zamierzałam kajać się jak do tej pory.
-Przypomniałaś sobie o rodzinie? - wyrzut z jakim wypowiedziałam dane słowa nawet mnie przeraził.
-Aniela. Córeczko...błagam Cię...nie chcę się kłócić. 
-Nie kłócę się tylko wykładam kawę na ławę. - zamknęłam oczy i kontynuowałam. - Jestem ciekawa co takiego stało się, że wyrodna matka po siedmiu latach od ostatniej rozmowy chciałaby ode mnie usłyszeć.
-Że przyjedziesz na jej ślub? Andre chcę go wziąć w Polsce..- przerwałam jej ironicznym śmiechem.
-Nie interesują mnie wasze plany. Poza tym jestem daleko od miasta więc nie sądzę, żebym mogła, a nawet chciała uczestniczyć w czymś takim.
-Co się z tobą stało? Nie przypominasz...- wtedy wybuchnęłam.
-Nie jestem tą samą siedmioletnią dziewczynką, którą można było rozstawiać po kątach. Czas leci do przodu jakbyś nie zauważyła. - Jowita szła w moim kierunku więc miałam otwarte pole do ostatecznej rozgrywki z matką. - Muszę kończyć. - rozłączyłam się nie czekając na odzew.
Blondynka usiadła obok mnie tak jak wcześniej jej luby i wzrokiem zahaczyła o telefon, który chowałam szarpiąc kieszeń.
-W czymś przeszkodziłam? - zapytała i objęła mnie ramieniem. Ułożyłam głowę na jej obojczyku.
-Nic ważnego. - mówiłam prawdę. W tym momencie liczyło się tylko moje szczęście.

 Kiedy dobiła siedemnasta musiałam zacząć zbierać się do kupy. Robert miał przyjechać na kawę i nie tylko, więc chcąc nie chcąc chciałam wyglądać znakomicie. W połowie szykowania jednak zaskoczył swoją wcześniejszą niż zwykle obecnością i zapukał do drzwi łazienki.
-Jesteś tam? - chrapliwy ton. - Sama?
-Niestety moment z nagością ominąłeś. - powiedziałam głośniej by mógł usłyszeć przez zamknięte drzwi.
-Dostanę chociaż nagrodę pocieszenia? - świetnie bawiłam się robiąc głupie miny przed lustrem jednocześnie nasłuchując jego wypowiedzi. Dobrze, że tusz był wodoodporny bo pewnie popłakałabym się ze śmiechu.
-Tak od razu? - kończyłam malować drugie oko kiedy podał propozycję.
-Po kolacji. - uciął.
-Kolacji? Jedziemy gdzieś? - nie mówił wcześniej o żadnym wypadzie.
-Owszem, ale reszty dowiesz się jak wyjdziesz. - chwila ciszy. - Tymczasem udam się do twojej sypialni i poczekam, aż uwolnisz mnie z niekończącego się snu.
-Aż tak długo to nie potrwa. - zaśmiałam się. Poprawiłam delikatnie biustonosz unosząc go do góry i pogładziłam czarną satynową bluzkę tak by ułożyła się podkreślając moje kształty. Nie usłyszałam odpowiedzi więc zapewne udał się do "poczekalni".
Kiedy skończyłam z włosami, co trwało równe piętnaście minut, od razu przystąpiłam do ulubionej części szykowania się. Perfumy skropliły się na szyi dając miłe uczucie chłodu. Zadowolona z efektu końcowego wyszłam z łazienki i udałam się do pokoju.
Na początku nie zwróciłam uwagi na to co robi Robert bo szukanie torebki było priorytetem jeżeli chcieliśmy wcześniej wyjść. I tak za długo na mnie czekał. Kiedy znalazłam ją dopiero dotarło do mnie czemu brunet milczy i wgapia się w swoją dłoń. Spojrzałam na niego zaciekawiona i ujrzałam rzemyk z krzyżykiem, który trzymał w dłoni.
-Nie jesteś zbytnio romantyczno- poprawny? - żartowałam z niego, ale jemu wcale nie było do śmiechu. Podniósł wzrok, a ja uchwyciwszy zły prąd kierujący się wprost na mnie wyprostowałam się. - Coś...
-Był tutaj prawda? - zamilkłam. Zimny pot oblał ciało. 
-O kim..
-Nie obrażaj mojej inteligencji Aniela. - pokazał na krzyżyk. - Wiesz, że mam pamięć do szczegółów. Zdajesz sobie sprawę, że nienawidzę kłamstwa i robienia ze mnie idioty?! - wstał i podszedł do mnie. Agresja za jaką rzucał kolejne słowa otumaniła mnie. Czułam się jak pięciolatka, którą ktoś nakrył na kradzieży. - Powiedz coś bo za chwilę nie wytrzymam! - warknął.
-Nie sądziłam, że cokolwiek po sobie zostawi. - nie wiem co strzeliło mi do głowy. Bezceremonialnie wypalić z czymś takim? Przecież dolałam tylko oliwi do ognia! Wykorzystane przez los uczucia jednak znieczuliły mnie na tyle, że nie patyczkowałam się z słowami.
Robert oblizał wargi i cisnął rzemykiem wraz z zawieszką o podłogę. Złapał się za skronie, a potem za włosy. Krążył od jednej ściany do drugiej.
-Zamierzałaś mi powiedzieć?! - krzyczał z zamkniętymi oczami. 
-Nie mówię o rzeczach nieważnych. 
-Czy ty się słyszysz!? - spojrzał na mnie jakby właśnie tracił słuch. - Wiesz jak się czuje? Kurwa...ostatni frajer ze mnie...- klął na siebie i nadal zdenerwowany odbywał krótkie trasy wzdłuż pokoju.
Zagryzłam dolną wargę i odrzuciłam torebkę na bok. Pochwyciłam rzemyk i wrzuciłam go do śmieci. Patrzył na czynność, którą wykonywałam jak na egzekucję jego poczucia wartości.
-Mnie też zamierzałaś wyrzucić do śmieci? - usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
-Wolałabym żebyś mnie zostawił i nawrzucał zamiast prawić morały. - teraz to ja przejęłam kontrolę.
-Nie masz pojęcia jak...- przerwałam mu. Emocje wybuchły.
-Jak się czujesz? Jak się czujesz do kurwy nędzy!? - przykryłam usta dłonią po czym mówiłam dalej. - Chcesz wiedzieć co ja czułam? Otóż kochany...od momentu, w którym przyjechałam tutaj działał mi na nerwy. Prawdą jest, że zgłupiałam do reszty i poszłam z nim do łóżka. Raz! - krzyknęłam. - Pewnie zastanawia Cię czemu? Otóż po pierwsze nie było minuty żebym po tym nie żałowała tego co zrobiłam. Plułam sobie w brodę za każdym razem kiedy myślałam o tobie...- oparłam się o ścianę. - Dzień po całym tym szajsie...poszłam do niego. - znów zaskoczone spojrzenie. - Tak! Poszłam..chciałam zobaczyć, przekonać się czy do końca jest takim oziębłym skurwysynem za jakiego go wszyscy mają...
-Potrzebowałaś dowodu! - wrzeszczeliśmy na siebie.
-Dowód był na tyle miły, że wręczył mi kwitek z napisem "do wyrobienia". Miział się ze swoją laską jakbym jeszcze zeszłej nocy była dla niego...przedmiotem. Kiedy mi łamało się życie on szczerzył się od ucha do ucha...i wiesz co mi powiedział? - Robert wstał i stanął naprzeciw mnie. Jakby gotowy do rozstrzelania. - Jesteś siódemką. - prychnęłam i poczułam jak do oczu napływają mi łzy. - Wytarł brud o moją sukienkę i wsadził mnie w skalę. Tak wygląda cała prawda...- przeszłam obok Roberta nie mogąc patrzeć w jego oczy. Wstyd, który chowałam był teraz dwa razy silniejszy.
Cisza przelała się w oczekiwanie na wybuch. Chciałam reakcji i po kilku sekundach dostałam ją. Nieoczekiwanie była zupełnie inna od tej przedstawionej w głowie, w której Robert nazywa mnie szmatą i wychodzi z mojego życia raz na zawsze. Brunet wziął mnie w ramiona i kazał na siebie popatrzeć.
-Nie kłamiesz. - jakby potwierdziły się moje słowa. Jedno spojrzenie.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam. Wtedy nastąpiło najgorsze i najbardziej zawrotne doświadczenie w moim życiu.
Robert chwycił za kluczki od mojego auta leżące na stoliku.
-Zabije sukinsyna. - nie wiem jak długo biegłam i krzyczałam chcąc powstrzymać go od wytyczonych zamiarów. Poległam jednak i kilka minut później siedziałam w aucie Czarka wraz z nim goniąc Roberta, który pędził w stronę domku Antka.
Cezary wiedział, że Ci dwoje nie przepadają za sobą. Cała reszta wydarzeń była jednak owiana tajemnicą, którą w tym momencie...otworzyła puszkę pandory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger