czwartek, 11 stycznia 2018

GDYBYŚ TYLKO WIEDZIAŁ (II)

Po odwózce oraz szybkiej wymianie zdań, którą nazwałabym kłótnią przy dogodniejszych warunkach, odeszłam w swoją stronę. Zamknęłam drzwi, nie spoglądając za siebie. Nie chciałam nawet patrzeć na zwyrodnialca, który obronił mnie przed Pawłem, a jednocześnie sprawił, iż to z jego strony doznałam gorszego ciosu.


Błagałam go tyle razy, by nie wplątywał się w małżeństwo z Darią. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę próbowała, ale musiałam. Teraz dopiero przypomniałam sobie ostatnie incydenty w jej towarzystwie. Uśmieszki względem innych facetów pod nieobecność Michała, a nawet wieczór panieński jego siostry. Blondynka upiła się w trupa i sama nie wiedziała, gdzie jest. Interwencja specjalnych służb w postaci przyszłego męża Olgi oraz kilku innych imprezowiczów jednak się przydała. Daria znalazła się gdzieś na przedmieściach. Skąd mogliśmy wiedzieć, jak się tam dostała? Nikt nie wiedział.



Ja podejrzewałam ją o najgorsze. Była cichą wodą, która urywała brzeg, ale pajac zaślepiony jej darami natury, które umówmy się, poprawiane były nie raz, nie dwa...zgłupiał. Do czego doprowadza ślepa miłość, pokazano mi dzisiaj. Wierzyłam, jak niewidoma i głucha, zatajałam oraz wymazywałam błędy Pawła, idealizując wady. Pragnęłam miłości z bajek, która nagle stanęła na mej drodze. Teraz okazało się, że jest to raczej czarna komedia z elementami grozy. 


Z burczącym brzuszkiem oraz bólem głowy, zaczęłam biec na swoje trzecie piętro. Przy czternastym schodku miałam dość. Pieprzona pewność siebie i miłosne podjadanie zwane akceptacją! Chrzanić kłamstwa oraz matactwa. Wiedziałam teraz jaki miał w tym cel. Hodować kurę domową, doprowadzić pod ołtarz, wmawiać miłość. W takim układzie nigdy nie zostałby przyłapany, a ja naiwnie prałabym, gotowała i cerowała męskie gacie. Koniec! - warknęłam w myślach. Zadyszka oraz rozgrzane policzki były wynikiem słabego treningu, ale kto spodziewałby się świetnej kondycji przy takim trybie życia? 

Zdenerwowana zaczęłam przerzucać kluczami zawieszonymi na smyczy. Teraz nawet zapomniałam, który z nich może otworzyć wejściowe drzwi. Dłonie telepały z nerwów.

- Mogę pomóc? - niski głos, który wleciał niczym symfonia do mego ucha, sprawił, iż odwróciłam się, by zobaczyć jego źródło.

- Nie. - szepnęłam, patrząc w piwne oczy, mięśniaka stojącego naprzeciw. - To znaczy, nie wiem...

- Pewnie ten zielony. Taki sam jak do moich... Pani...? - zgłupiałam.

Oprzytomniałam w momencie wspomnienia krzywd, wyrządzonych przez przedstawiciela jego gatunku. Strzeliłam przysłowiowego „focha”, a potem szarpnęłam kluczem i znów stałam do niego plecami.

- Jeszcze nigdy nie zrobiłem głupoty w tak szybkim tempie. - słyszałam, jak mu głupio. Wyżywałam się na przypadkowym facecie, ale co mogłam poradzić na hormony i emocję?

- Klara. - szepnęłam w przestrzeń, doskonale zdając sobie sprawę z dalszej obecności. Gdy zamykałam drzwi, będąc już w środku, zobaczyłam uśmiech. Przemknął przez twarz wojownika, który cieszył się z triumfu. 

Plecy na moment przywarły do drewnianej powierzchni. Oparłam się o futrynę i zaczęłam zdejmować sportowe obuwie, które wcale nie służyło mi do obranych przez jego producentów, obowiązków. Wygoda i jeszcze raz wygoda. Ta, która doprowadziła moje zdrowie oraz narzeczeństwo na skraj załamania. Gdybym złapała pod rękę jakiś klif albo – co gorsza – pudełko lodów, na pewno nie przeżyłoby długo. 

Musiałam jednak powstrzymać krwawe żądze i zająć się sprawą priorytetową. Zalana łzami Klara, która użala się nad sobą, musiała przejść do historii. Coś drgnęło wewnątrz i kazało podejść do szafki obok stolika w salonie. Zachowałam tam wszelkie idealne kiecki na specjalne okazje. Dzisiaj rozum w jakiś pokręcony sposób, dawał sygnał o nowych możliwościach.


Zamiast gderać o nienawiści do rasy mężczyzn, którą swoją drogą zamierzałam zachować, spróbowałam wykrzesać z niej coś dobrego. Jeżeli tak można nazwać prywatny pokaz mody.

- Ja nie jestem żadnym paszczurem! - warknęłam, grzebiąc w środku jednego z niebieskich plastików, które powinny oddać mi ukryte w nim skarby. 

Od miotania się w nim, oderwał mnie telefon. Rozdrażniona rzuciłam plastikiem w kąt, a następnie pobiegłam w stronę hałaśliwego dzwonka.


- Halo? - wrzasnęłam, chcąc wywalić z siebie wszelkie emocje oraz zniechęcić rozmówce do kontynuacji rozmowy. 

- Klara? - głos mamy momentalnie otrzeźwił umysł. Nie mogłam powiedzieć jej o Pawle. Było zdecydowanie za wcześnie.

- Mamuś. - zależało mi, by poprowadzić ją w stronę krótkiej wymiany zdań. Paweł nie zadzwoniłby pierwszy, ponieważ jego teściowa to anioł. Anioł, który w przypadku krzywdy wyrządzanej dzieciom, staje się istnym złem.

- Co tam u was? U Ciebie, Pawła? Przyjedziecie przed weselem Ani?
- Ania zdąży się nami nacieszyć. Poza tym Paweł ma mnóstwo pracy w firmie. - użyłam jego stałej wymówki, która okazała się przykrywką. Teraz także i moją.
- Obiecujesz, że go namówisz? - gdzieś w środku część pewności i łgania chwierutała pod wpływem troski mamy. Musiałam powiedzieć jej prawdę, nawet jeśli nie teraz, to zmusić się w najbliższym, czasie.
- Zadzwonię pojutrze. Mam teraz ważny kurs. - pokręciłam głową, lekko dygocząc z zimna. Czułam, że do dzisiejszego złamanego sera może dołączyć przeziębienie. Nie chciałam takiego obrotu sprawy.


- Mówisz przez nos, młoda damo. - zaczynała wabić mnie na swój teren, by wyciągnąć powód zdenerwowania.

- Lecę, pozdrów Ankę. Pa. - szepnęłam i rozłączyłam połączenie.

Klepnęłam tyłkiem na kanapę, a potem rozejrzałam się dookoła. Pustka w domu i ja, całkowicie od niej odzwyczajona. Takie rzeczy się zdarzają? Prawda? - sama głupiałam.



***


Michał wdzięczył się do lusterka jednego z salonów jubilerskich, robiąc głupie miny. Czułam, że jest w skowronkach, ale w jakiś sposób również chce udobruchać mój ponury, od kilku dni nastrój.
- Kupię jej takie na pierwszą rocznicę ślubu. - wskazał paluchem na jedną z gablotek. Niebieskie jak morskie fale kolczyki w kształcie łez, lśniły. Odbijając swój urok od szkła, sprawiały wrażenie, jakby były zrobione z diamentów i rzeczywiście mogło tak być. Gdy zobaczyłam cenę, zbladłam. Nie wierzyłam, że wyciągnie taką kasę tylko z powodu jednego głupiego dnia i jednej głupie zachcianki.


- Zwariowałeś? Dopiero powiedziała, tak. - puknęłam go w gorące od wrzenia mózgu, czoło. - Nie możesz być na każde jej zawołanie. Widziałeś cenę? - włożyłam ręce do kieszeni, a następnie poczłapałam wokół stoliczków i okienek wystawowych.

- Jesteś cholerną pesymistką. - spojrzał na mnie z ogromnym bananem na twarzy. - Trochę wiary! Kocha mnie, inaczej by nie wróciła...


- Chyba że dowiedziałaby się, iż nie masz kasy. Ciekawe czy byłaby z facetem, który nie stanowi jakichś standardów. - nie chciałam unosić się honorem, ale nie mogłam znieść myśli o jego wypindrzonej, zaginionej narzeczonej.

- Odezwał się głos niewinnych. Sama wiesz, że pieniądze to niezależność. - nachylił się, by też nie wywoływać afery. 


- Jej niezależność to cudze pieniądze. - nie wiedziałam, że ta rozmowa zaprowadzi nas w punkt awantury.

- Standardy ma jak każda szanująca się kobieta, nie to, co ty. - zabolało. Chociaż sama zapracowałam sobie na lincz, to w dziwny sposób poczułam wymierzony policzek. Michał wiedział, jak trafić w sedno, przy tym wybronić siebie.


- Jasne. Przecież tylko zbity pies woli wydać kasę na wspólną kolację z ukochaną osobą niż perły. Co ja tam wiem? - wzruszyłam ramionami, unikając kontaktu wzrokowego. Czułam, że ból powraca ze zdwojoną siłą. Wczoraj gdzieś ukryłam żal oraz rozmyślałam nad całą sytuacją tylko z chłodnego, racjonalnego położenia. Dziś Michał uruchomił dziewczęcą, wrażliwą naturę, którą myślałam, iż ukryłam.
- Klara...- wyczułam ten winny ton oraz próbę przeprosin, ale zanim to nastąpiło, wycofałam się. Podziękowałam obsłudze sklepu, a potem wyszłam. Wiedziałam, że wybiegnie za mną. Pech lub los chciał, że kolejny raz Daria udowodniła swoją przewagę. Dźwięk dzwonka, który miał zapisany tylko dla niej. Z każdym krokiem krzyki ustawały, by po chwili zamienić się w zwykłą rozmowę z ukochaną.


Byłam idiotką. Idiotką, która zaczęła zachowywać się dokładnie jak osoba, której personalnie nienawidzi. Nawet Daria nie wykładała swoich intymnych problemów, by ktoś jej współczuł. No mówiłam, kompletna idiotka.

 Obiecałam sobie nigdy więcej nie korzystać z windy w naszym bloku. Nawet w obliczu ogromnego zagrożenia związanego z zawałem serca, który towarzyszył mi już na czwartym piętrze. Zdenerwowana właśnie dziś poczułam, jak ciało zmienia się pod wpływem energii. Zamiast dyszeć po kilku schodkach, dostałam niezłego kopa zasilenia. 


Zmagając się z ostatnimi schodami, zastanawiałam się nad wymierzeniem sił ponad zamiar. Mimo wszystko skończyłam maraton, a następnie odsapnęłam kilka chwil tuż przy drzwiach do mieszkania.



Wyprostowałam jeszcze niedotknięte zakwasami ciało, a potem spojrzałam na przeciwne wrota mieszkania. Te, z których wczorajszym wieczorem, wydobył się osobnik o zwiększonej masie mięśniowej. Istny heros, który dostał ode mnie po głowie, bo tylko zapytał o samopoczucie. Wyrzuty sumienia, które nazbierały się w głowie, zapanowały nad kończynami i skierowały je ku celowi, który chciały osiągnąć.



Kilkakrotnie unosiłam dłoń, a potem znów rezygnując, odstawiałam się krok do tyłu. Zagryzając wargi, przeklinając pod nosem, krążyłam niczym zwierzyna wokół ofiary. Cicho jednak z podwojonym biciem serca, próbowałam wyświadczyć sobie przysługę.



- Chcesz dzisiaj spać w nocy? Napraw chociaż jedną rzecz! - szepnęłam na głos, a chwilę później podnosząc wzrok, zobaczyłam przed sobą powód wewnętrznych rozterek.



- Strasznie szurasz butami. Ta podłoga ma z siedemdziesiąt lat. - uśmiechnął się, a potem zmierzył me ciało od stóp do głów. - Kto wkłada sportowe buty do koszuli?- kolejny dupek naśmiewał się z mojej postury, stylu i wad. Coś drgnęło. Coś co nie miało prawa i wyszło na wierzch.



- Błąd. - zdążyłam wyparować bez namysłu. Nie sądziłam, że zamiast przeprosin uraczę go soczystym ciosem w twarz. Obrócił się na bok, by po chwili znów na mnie spojrzeć. Tym razem nie miał w oczach złośliwych chochlików, ale prawdziwe oburzenie. Dłonią dotknął skrzywdzonej facjaty.

- Sąsiadka do reszty zwariowała?! - zobaczyłam delikatne, czerwone zabarwienie w kąciku spierzchniętych ust. Skąd ja miałam tyle siły? Po drugie, co u licha wyprawiałam? Jeszcze sprawy o pobicie brakowało w moim życiorysie!
- Ja...przepraszam! - spanikowałam i stanęłam na palcach, by dosięgnąć jego twarzy. Zdenerwowana zaczęłam okręcać ją, by ocenić stan zdrowia i przeliczyć szkody, których narobiłam. W momencie, gdy zbliżyłam oddech do jego policzka, sprawdzając ewentualnego siniaka, zwrócił wzrok ku mnie.
- Żartowałem. - szepnął, spoglądając w moje oczy. Odskoczyłam niczym oparzona i głośno krzyknęłam niczym parowóz przed odjazdem, a sekundę później popędziłam do swoich drzwi.
Musiałam znaleźć klucze, zanim łoś, który wyprowadził mnie z równowagi, będzie chciał coś dodać. Ja w dodatkowych okolicznościach, mogłabym go zabić. Szkoda było mi słów na takich gburów, ale przyznam, że ten działał wyjątkowo sprawnie. Miał temperament złoczyńcy, który bawił się ofiarą zanim ją zje. Kto tam wie, możliwe dlatego, posiadał zwiększoną ilość tkanki mięśniowej.

- Słodko się złościsz, Klaro. - tego było za wiele. Znów skierowałam kroki w jego stronę. Podeszłam bliżej, próbując utrzymać resztki równowagi emocjonalnej.



- Bezmózgi palant. - wbiłam wskazując palec w jego pierś, jednocześnie mrużąc oczy. 



Osiłek wykonał jednak bardzo dziwny ruch. Zamiast nakrzyczeć albo odejść w swoją stronę, nachylił się. Spojrzał na moje usta, a potem szorstkimi paluchami, owinął się wokół dłoni, która właśnie kuła jego mięśnie klatki piersiowej.



- Bartek. - uśmiechnął się. Coś drgnęło. Nie wiem, skąd kojarzyłam tego człowieka, ale czułam, jakbyśmy znali się wieki. - Wolę Bartek.

***
Napięcie wokół wesela Michała wzrastało z każdą sekundą. Rodzina, a przede wszystkim jego rodzice coraz mocniej zastanawiali się nad przepisaniem całości zarobków, które zgromadzili przez lata. Choć bardzo grała na nerwach nowa wersja jego życia, rozumiałam ich decyzję. W końcu Daria musiała mieć zabezpieczenie, a oni liczyli na wnuki. Tutaj jednak nie do końca zdawali sobie sprawę ze statystyk, które w przeciwieństwie do stresu, malały z każdym dniem. 
Klaruś. - ojciec Michała przytulił mnie na powitanie. Wymyślny sposób na załagodzenie konfliktu, który wybrał przyjaciel, nadal nie zdziałał cudów. Byłam zła jak cholera, ostra jak osa, a sąsiad ostatnimi czasy coraz mocniej działał mi na nerwy. 
Kłótnia w sklepie nadal ciążyła na barkach, a grobowa atmosfera wisiała w powietrzu. Mimo wszystko nie zamierzałam się płaszczyć. Michał powiedział kilka słów za dużo i prawdą jest to, że wybaczyłam mu to. Jedyna rzecz, która przedstawiała się jako rysa na mojej drodze zgody, była zwana prawdą. Bowiem nie żałowałam słów, które wtedy powiedziałam. Czułam się jedynie winna bólu, który mu nimi zapewniłam.


Naprawdę miałam na myśli Darię, jej materializm oraz przywłaszczenie sobie Michała. On jednak twierdził, że język rozplątał się przy uwalnianiu emocji i  został przy bezpieczniejszej wersji. Sądził że topór został zakopany, a Daria nadal jest ideałem. Był przekonany, że w głębi duszy darzę ją jakąkolwiek sympatią. Druga strona medalu jednak różniła się od jego wyobrażeń.

Nie zamierzałam siedzieć w pierwszych rzędach, gdy ona robiła istny cyrk z życia mojego najlepszego przyjaciela. Paweł i jego temat przy aktualnej sprawie był mdły. Ona zamierzała wprowadzić chaos w życie nas wszystkich. Chciała zabrać kasę i zwiać z jego życia. Dopiero teraz dostrzegałam, że zajęłam się tym za późno. Oczywiście nie traciłam wiary w olśnienie Michała, ale sama wiara nie wystarczyła przy takim kalibrze fałszu, seksapilu i kłamstw. 
Patrząc na nią dzisiejszego wieczoru, doświadczyłam wizji. Wizji, których nigdy wcześniej nie widziałam. Podpowiadały rozwiązania, które w odmętach życia z Pawłem, obojętności, zniknęły. Teraz powróciły i krzyczały głośniej niż kiedykolwiek.
Jedna z nich wryła się mocniej, gdy Daria kolejny raz pocałowała policzek Michała. Druga przepłynęła przeze mnie, gdy odchodziła w stronę toalety, gapiąc się kokieteryjnie w stronę męskiego towarzystwa, patrząc na jego kuzyna.
Przy kolejnym kieliszku strategia stała się bardziej przejrzysta. Natomiast przy końcu imprezy, wiedziałam, jaki jest cel zdrady Pawła. By uwolnić Michała spod uroku wiedźmy, musiałam sama ją spotkać. Zostać zdradzoną, skrzywdzoną i dostrzec to czego wcześniej, nie chciałam doświadczyć.  Klątwa, którą sam na siebie założył, musiała zostać zdjęta, a jedyną osobą, która była w stanie to zrobić, byłam ja. Stojąca z boku, która przeżyła gorzki smak zawodu, na który nie zasłużył.
Ludzie mówią, że dzieci powinno się wypuszczać z gniazda i pozwolić im popełniać błędy. Czy mają również na myśli błąd życia? Ten, który w jakiś sposób może skrzywdzić niewinną osobę? Taką która mogłaby go nie przeżyć? Daria stała się jednym z nich.Musiałam zapobiec katastrofie, a czasu było coraz mniej. Pomysł, na który wpadłam, musiał więc zostać zrealizowany bardzo szybko, a opcja dotyczyła również specjalnej osoby.
Przynęta, która czekała na odzew, a której bardzo nie chciałam wykorzystać, nagle stała się możliwością. Czasami plan wymaga od nas wyjątkowych środków. Jeden z nich mieszkał naprzeciw mnie i sam prosił się o zemstę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger