środa, 10 stycznia 2018

WRÓĆ (III)

Nigdy nie przeżyłam nocy takiej, jak ta. Nie pamiętam jak długo męczyłam się przed zaśnięciem, ale mogłam dostrzec iż przez okno świtało. Byłam rannym ptaszkiem więc sen zapowiadał się na cztery godziny. Pięknie! Przez osobę, która ogromnie działała mi na nerwy dzisiejszy dzień będzie katorgą, a mój chód będzie wyglądał jak u żywego trupa. Bałam się, że stracę możliwość kontroli i obojętność wyłoniona z bezsenności przejdzie w dziwne zachowanie.
Niedoczekaniem byłoby miłe zachowanie w stosunku do brata Czarka. Pozwoliłam sobie na odpoczynek dopiero przed piątą rano i wymęczona myślami zasnęłam.
Około godziny jedenastej zadzwonił telefon. Pewnie przespałabym cały dzień, a jak mówiłam nie miałam tego w zwyczaju. Tym razem byłam dla siebie pobłażliwa i zamiast zaraz po odpisaniu na sms'a mojemu kochanemu ojcu wstać, położyłam się z powrotem. Leżałam chyba z pół godziny i wgapiałam się w sufit. Rozmasowywałam ramiona, przeciągałam się i ziewałam. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek towarzystwo, a dodatkowo cholernie spodobała mi się ogromna, naturalna pierzyna, w którą się zawinęłam. Mój puchaty kokon był azylem i prędzej zamordowałabym kogoś w danym momencie niż z niego wyszła.
Dopiero kiedy telefon zaczął wibrować zrozumiałam, że Jowita nie da za wygraną.
- Czy łaskawie zejdziesz na drugie śniadanie? - nie potrafiła być wredna.
- Planowałam zostać tutaj do końca mojego życia. Poza tym nie jestem głodna. Byłam wczoraj z Robertem na naleśnikach.
- Mówisz o Kapelanie? - zaśmiała się i lekko zdziwiła.
- Słucham? To znaczy, wysoki, szczupły z niezbyt zgrabnym nosem. Szerokie ramiona i kręcone czarne włosy.
- Dokładnie. Robert Kapelosz. Jest synem rzeźnika z miasteczka.- dodała. - Jadłaś z nim naleśniczki? - szydziła ze mnie. Wiedziała, że od trzech lat nie szukałam faceta i czasami na siłę chciała sprawić bym poczuła się gorsza, ale tylko dlatego żeby zobaczyć mnie szczęśliwą u czyjegoś boku.
Szkoda, że moje wyobrażenia kończyły się na przywiązanym do krzesła i zakneblowanym Antku, którego z uśmiechem psychopaty zatłukłabym na kwaśne jabłko.
- Powiedzmy. Fajny facet. - chciałam odwrócić od siebie uwagę.
- Super. Zaproś go na jutrzejszego grilla. - musiałam się zgodzić.
Z jednej strony nie miałam ochoty bawić się w teatr i pokazywać innym, że kogoś poznałam..z drugiej co było męczące tak jak mówiłam, pragnęłam sprawdzić reakcje Antka. Czyżby zależało mi na jego opinii?
Co ja wyprawiałam! Facet o mentalności chama zawrócił mi w głowie i jednocześnie wzbudził niespotykane dotąd emocje. Gardziłam nim, podświadomość warczała gdy pojawiał się blisko jednak ciało szukało go wszelkimi bodźcami, a temperatura serca wrzała.
- Nie ma sprawy. - wypadałam przekonująco. - Zaraz zejdę.
Zrozumiałam, że wiąże się to z całkowitą ignorancją cwaniaka. Test dobrze mi zrobi, a ochłodzenie naszych kontaktów do początków kiedy dałam mu w mordę i praktycznie chciałam zabić przy pierwszej okazji musiała wrócić. W przeciwnym razie byłam stracona.

***
Śniadanie zjadłam w jednej trzeciej, ale kawa bardzo mi posmakowała, a jednocześnie bardzo potrzebowałam jej w mojej organizmie więc wypiłam kolejny kubek zaraz po godzinie od poprzedniego.
Nabuzowana, ale w miarę stabilna ogarnęłam swój wygląd i przyodziałam jeden z przywiezionych tutaj obszernych swetrów. Miętowy był jednym z moich ulubionych barw więc i trapery  w tym samym kolorze doskonale do niego pasowały. Otulając się przyjemnym materiałem, pocierałam przedramiona dłońmi i spoglądałam na grupkę dzieciaków latającą naprzeciw naszego domku. Utkwiłam wzrok w jednej z dziewczynek. Po kilku sekundach, najprawdopodobniej jej mama chwyciła rączkę małej i pomaszerowała z nią w stronę placu zabaw, który znajdował się za rogiem. Cała reszta zgrai pobiegła za nią. Nie sądziłam, że nawet w takich sytuacjach nadal będę odczuwać niechęć i żal.
Parę minut później oparłam się głową o drewniane belki od poręczy i w pozostawionej pozie przysnęłam. Obudził mnie dopiero warkot silnika, który wjechał na nasze podwórko. 
Kiedy hałas przycichł, a moje oczy otworzyły się na tyle by złapać jakiś obraz czy kontur dostrzegłam postawną męską sylwetkę. Pokręciłam głową i dotarło do mnie kto mógł zniszczyć mi drzemkę.
Antek z uśmiechem małpy wyskoczył z auta i wyciągnął z jego drugiej strony jakąś torbę. Kiedy skończył podszedł kilka kroków bliżej. Ciałem wstrząsnął gorzko-słodki prąd.
- Witaj Aniele. - puścił mi oczko na co zareagowałam prychnięciem. Cmoknęłam pod nosem i wywróciłam oczami.  - Jak tam Ci się rozmawiało z Kapelanem, moim kochanym druhem?
- Będziesz mógł go zapytać jutro na grillu. - wstałam z miną zwycięzcy. Zobaczyłam jak zadowolenie przeradza się w irytacje. Złowrogo ominął mnie i wszedł do środka. Dłonie zacisnęły się z radości w pięści. Dopiekłam mu! Wkroczyłam za nim i od razu poszłam do salonu, w którym wszyscy rozmawiali.
Jowita wraz z Czarkiem leżeli na kanapie. Blondynka oparła głowę o jego pierś i palcem rysowała na koszulce różne wzory. Blondyn gładził jej ramię i złożył całusa na czubku głowy. Intruz siedział obok nich rozłożony jak boss mafii i przyglądał się mi z uwagą. Czyżbym przerwałam ważną rozmowę?
Przekroczyłam salon na wprost pomiędzy nimi i podeszłam do komody by wyjąć z niej książkę telefoniczną. Dzięki niej miałam możliwość znalezienia numeru Roberta. Kiedy złapałam ją pod ramię przeszłam z powrotem.
- Pozdrów Kapelana. - Czarek uśmiechnął się pod nosem i puścił mi oczko.
- Jasne. - byłam naprawdę niezłą aktorką. Miałam nadzieję, że dam nauczkę temu bałwanowi, a przy okazji uwolnię się od jego zalotów, które nieudolnie kierował w moją stronę.
Rzuciłam książkę na blat i zaczęłam szukać dziewięcio cyfrowej liczby, pod którą mogłabym znaleźć nazwisko mojego wybawiciela. Kiedy wykręcałam ostatnią z nich poczułam na przedramieniu mocny uścisk. Mieszanka tytoniu oraz piżma wywołała falę sprzecznych emocji. 
Nagle tuż przed moją twarzą zobaczyłam Antka. Wpatrywał się we mnie głodnym wzrokiem i praktycznie uwięził w niewidzialnej pułapce opierając się dłońmi o szafkę po obu stronach mojej głowy.
- W co ty grasz paniusiu? - to nie był ten sam pewny siebie cwaniak, którego miałam okazje poznać na samym starcie. - Bawi Cię to...
- Spiepszaj. - nachyliłam się i szepnęłam w jego usta. Miał władzę, urok i błysk w oku. Tym razem jednak nie dałam się stłamsić. 
- To ty spróbuj uciec. - zaśmiałam się i założyłam ręce na krzyż, a głowę docisnęłam do tyłu o szafkę będącą nadal jego podporą.
- Bawisz się w Marlona Brando? Ojciec chrzestny? - znów się zbliżyłam. - Zejdź mi z drogi bo inaczej się po tobie przejdę. 
- Zawsze dostaje to czego chcę Aniela. - powiedział dość poważnie. - Choć bym miał dojść do celu po trupach.
Kiedy praktycznie mi groził do kuchni wszedł Czarek. Intruz momentalnie odsunął się i na pożegnanie zmierzył mnie od dołu do góry. Blondyn spojrzał lekko zdezorientowany wprost w moje oczy.
- Wszystko w porządku Nela? - w odpowiedzi głośno przełykając ślinę kiwnęłam głową i okłamałam kolejną osobę.
- Muszę się przewietrzyć. - wycedziłam w nerwach i wystrzeliłam z kuchni jak z procy. Słyszałam kroki Czarka. Czułam, że chcę ze mną poważnie porozmawiać.



 Siedziałam tak jak wcześniej na drewniany schodach i chłonęłam świeże powietrze by opanować wybuchający temperament we krwi. Wysoki blondyn usiadł obok mnie i podał piwo, które najpewniej wyciągnął przed chwilą z lodówki, ślizgało się bowiem w dłoni.
- Czy Ciebie i coś mojego brata łączy? - był bezpośredni. Widocznie taka kultura.
- Stara się mnie denerwować i podkłada kłody pod nogi. Nic więcej. - widziałam, że tego nie łyknął.
- Słuchaj pomimo wszystko muszę ci Coś uświadomić. To nie jest dobry facet. Nie jest dla Ciebie. Ciągnie Cię pewnie jak ćmę do ognia, ale takich jak ty poparzonych było o wiele więcej niż myślisz. - pogładził mnie po ramieniu. - Trzymaj się od niego z daleka...- popatrzył w tył by sprawdzić czy czasami obgadywanego nie ma w pobliżu. -...dla swojego dobra. - dokończył.
Po tych słowach wstał i wszedł do środka. Jeszcze przez kilkanaście minut zastanawiałam się nad działaniem i radą Czarka. Miał rację. Przyciągał mnie do siebie, ale nie zamierzałam być kolejną naiwną kochanką na jedną noc. Nie znałam Antka, ale po jego gestach i "wyszukanym języku" można było wywnioskować jak przedmiotowo traktuje kobiety.
Na odchodne wzięłam jeden większy wdech do płuc i zagoniłam samą siebie do sypialni. Nie mogłam teraz przebywać w towarzystwie winowajcy. Byłam zamęczona,  niewyspana, zdezorientowana sytuacją, która mnie dotknęła i co najgorsze bezradna. Żaden facet nie doprowadził mnie nad tę krawędź. Krawędź straty zdrowego rozsądku.
 ***
Obudziłam się około dziewiętnastej. Mocno przeciągnęłam wypoczęte ciało i stęknęłam na cały głos. Nie zamierzałam stroić się na kolację więc z powrotem ubrałam swój miętowy sweter, a nogi ociepliłam wełnianymi bamboszkami. Niesforne, rozczochrane włosy zawiązałam w kitkę na czubku głowy i pomaszerowałam na dół.
Dom był opustoszały. Wyjrzałam przez okno by sprawdzić czy na podjeździe stoi moje auto. Tak jak myślałam, Jowita wraz z Czarkiem udali się po zakupy na jutrzejszą imprezę. Miałam jechać z nimi, ale zapewne blondyna nie chciała mnie budzić po wcześniejszych, dość niemiłych wydarzeniach. Wzruszając ramionami jeszcze raz przeciągnęłam się i podeszłam do lodówki następnie wyciągając z niej pomarańczowy sok. 
Nie bawiłam się ze szklankami i pociągnęłam go z gwinta. Delikatna stróżka spłynęła obok ust na brodę. Przetarłam ją rękawem swetra i obróciłam się chcąc oprzeć się o blat tyłem. Prawie udławiłabym się ze strachu. Przede mną stał Robert. Zaskoczona i zła na samą siebie iż nie chciało mi się trochę ogarnąć "zewnętrznie" odstawiłam karton po czym poprawiłam bluzkę oraz założyłam kilka kosmyków spadających mi na twarz za ucho.
- Było otwarte. - uśmiechnął się. Jego loczki wyglądały niewinnie i miały swój urok. Naprawdę wyglądał jak góral. Ubiór jednak odbiegał od kulturowych standardów. Jeansy, ciemna kurtka i szare sportowe buty nie pasowały do niego. Widziałam go bardziej w białej koszuli i portkach góralskich oraz kierpcach. Zaśmiałam się na głos gdy wyobraziłam sobie tę wersję jego osoby. - Coś mam na twarzy? - odparł i uśmiechnął się.
- Nie. Po prostu zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że będę musiała uciekać albo co najwyżej dać Ci w twarz. - prychnął.
- Umiesz pokazać pazurki. - spojrzał na mnie tymi ciemnymi oczami. Niczym nie przypominały przenikliwego wzroku cwaniaka. Były życzliwsze, pełne szczęścia i otwartości. - Bacor dzwonił, że mogę jutro wpaść na grilla.
-Kto? - uniosłam brew.
- Czarek Baczywski. Bacor. - zrozumiałam. Te dziwne przezwiska były częścią ich kultury. - Podobno nadal tu mieszka. - nadal utrzymywał kontakt wzrokowy. Banan nie złaził mu z twarzy.
- Jasne. Jest aktualnie narzeczonym mojej kumpeli. Nie zdążyłam wczoraj Ci o tym opowiedzieć...- czemu się tłumaczyłam?
- Nic nie szkodzi. W sumie to miłe z jego strony, że zaprosił mnie na tę imprezę. - podszedł krok bliżej. - Miałem nadzieję, że jeszcze Cię spotkam.
Teraz to ja zrobiłam krok w przód. Nie przeszkadzała mi jego bliskość. Wręcz przeciwnie. Naprawdę sprawiał wrażenie godnego zaufania. Miał w sobie coś z dziecka pełnego życia. Zagryzając dolną wargę wyobrażałam sobie jak smakują jego usta. Pewnie inaczej od Antka.
Kiedy złapał mnie za dłoń lekko się przeraziłam. Nie żebym była przeciwna zbliżeniom, ale znałam tego gościa krócej niżeli cwaniaka. To była dla mnie nowość. Chyba taka była ich natura. Brali to czego pragnęli. 
W momencie kiedy drugą dłonią dotknął pleców tak by móc mnie przyciągnąć bliżej do kuchni wszedł nikt inny niż przyczyna wszystkich moich trosk i zmartwień. Chciałam posłuchać rady Czarka, miałam na wyciągnięcie ręki możliwość bycia z kimś innym by mogli być spokojni. Może z czasem rzeczywiście lekka iskra pomiędzy mną, a Robertem przerodziłaby się w jakiś rodzaj chemii? Kto wie. Na nieszczęście zjawiła się przeszkoda.
Z miną mordercy brat właściciela tego domu spojrzał na mnie i na bruneta. Oparł się o futrynę łuku i zacisnął szczęki ze złości. Robert obrócił się i z równie gorzkim grymasem na twarzy wbił wzrok w Antka. 
- Anteczek. - brunet uniósł kąciki ust w górę. Czyżby od dawna ze sobą rywalizowali?
- Kapelan. - teraz wzrok intruza przeszedł na mnie. - Mój brat wie, że urządzacie sobie schadzki w jego domu?
- Właściwie to on zaprosił tutaj Roberta. Nie miałam powodów, a nawet byłabym zła gdyby ktoś go wyprosił. - syknęłam w jego stronę na powrót łapiąc stojącego obok mnie wybawiciela.
- Mnie już nie lubisz więc może ja to zrobię. - Antek pokręcił głową i cmoknął pod nosem z niechęcią. Brunet odpowiedział śmiechem i popatrzył na mnie.
- Spokojnie Nela. Mogę wyjść. Nie chcę robić Ci problemów. - pocałował mnie w policzek na pożegnanie, ale kiedy zobaczyłam zwycięski uśmiech na twarzy idioty, który obrał sobie plan zniszczenia mojego życia od razu nawróciłam Roberta by złożyć na jego ustach delikatny pocałunek. Tego chyba się nie spodziewał bo w międzyczasie zauważyłam jak dłonie za ciśnięte na drewnianej framudze robią się sine. Oderwałam się od słodkich i lekko szorstkich ust bruneta po czym spojrzałam w stronę jeszcze jednego męskiego pierwiastka w tym pomieszczeniu.
- Nie. - kiwnęłam przecząco głową. - Równie dobrze, on może wyjść albo my możemy się ulotnić. - nadal trzymając jego dłoń pomaszerowałam na korytarz omijając wkurzonego Antka. Z premedytacją na głos zostały wypowiedziane ostatnie słowa.
- Mam bardzo fajną sypialnie. - Robert chyba nie był świadomy tego co się dzieję i tak naprawdę w jakiej gonitwie bierze udział. Nie myślałam o tym. W sumie nawet pragnęłam zapomnieć o hipnotyzującej aurze intruza. Nie miałam zamiaru wskakiwać do łóżka z obcym facetem. Jednak mizianie się zaliczało się w kanon młodzieżowej subkultury. Na to mogłam się zgodzić.
Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Utarłam mu nosa i przy okazji poznałam fajnego faceta. Dziesięć do jednego dla mnie. Pytaniem było jaki ruch wykona tym razem ON?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 ADRENALINA , Blogger